anja pisze:A uzasadnij.
Nie ma sprawy ;)
Dawniej uzasadniałam, ale stwierdziłam, ze i tak nikt tych bazgrołów nie czyta, więc zaprzestałam.
Dla mnie
Can't Let Her Get Away jest odkryciem albumu "Dangerous". Przyznam szczerze, że zapoznałam się z tym kawałkiem stosunkowo późno i początkowo nie przykuł mojej uwagi na długo. Jednakże z czasem zaczęłam zauważac co on we mnie wyzwala...
Otóż ta piosenka swoją strukturą i tempem przypomina mi krav magę. W podobny sposób jak ta sztuka walki zawiera w sobie różne techniki i style, tak i ten utwór zawiera łączy różne akcenty muzyczne. I ten synkretyzm stał się powoli dla mnie fenomenem. Tam jest wszystkiego po trochu napchane, ale w tak umiejętny i mistrzowski sposób, że wszystko tworzy niesamowita całość.
Początek niczym z filmu akcji, pełen niepewności, czekający w napięciu na kulminację wywołuje u słuchacza zagubienie, a późniejsze mocne zaskoczenie uderzeniami w 14 sekundzie prowadzi do totalnej dezorientacji. I teraz objawia nam sie Michael w pełnej krasie. Jeżeli Michael skomponował ten kawałek własnymi ustami, to... brak mi słów. Ta wirtuozeria beatboxu, potwierdza jego wszechstroność, a ta piosenka jest tego najlepszym przykładem.
Cenie sobie ten utwór za energię i powera, które bija z niego. I powiedzmy, że ostatnimi czasy sobie go wykorzystuje... Otóż genialnie nadaje sie do ćwiczenia krav magi. Odpowiednio układam sobie dane partie, tak aby wpasowały się w utwór.
Can't Let Her Get Away pozwala mi na rozładowanie napięcia, negatywnych emocji, agresji, wszelakich frustracji. Stało się swoistym medium między moją siłą, a krav magą. Najbardziej do gustu przypadł mi fragment od 3:05 do 3:22, w którym moje uderzenia i kopnięcia staja się tak spójne jak elementy w zegarku szwajcarskim. A napięcie mięśni odbywa sie w sposób nieregularny, inny niż dotychczas.
I za to kocham ten utwór.
Nie wiem Anja jak mogę Ci te fascynację jeszcze wytłumaczyć :) Jak nie poczujesz to nie zrozumiesz ;) Bo ja myślę, że to nawet nie kwestia gustu muzycznego.
Natomiast dlaczego IMO jest ten utwór lepszy od D.S? Otóż uważam iż ta piosenka jest bardzo podobna wokalnie do "Come together" - covera Beatlesów. Nie miał może pomysłu na nią Michael i pomyślał, że Slash będzie stanowił atrakcję i uświetni piosenkę. No cóż mnie ta gitara w takim samym tonie przewijająca się przez cały utwór, nudzi. W D.S podoba mi się za to końcówka, bo ciekawa :] Piosenka sama w sobie nie jest zła, ale skoro znam lepsze... :P
anja pisze:Co jest wg Ciebie Sybirra miarą "lepszości"?
Hmm, nie ma oczywiście miary 'lepszości' ;) Może być lepsze, bo moje. Lepsze, bo od znanego artysty. Lepsze, bo droższe. Lepsze, bo w moim guście. Lepsze, bo tak czuję. I w przypadku muzyki i oceny utworów również ma ta zasada zastosowanie. Czasami kierujemy się nawet emocjami. A nie ma kryterium co do oceny i segregacji piosenek (przynajmniej nigdzie tego nie wyczytałam). Tak więc na moją miarę 'lepszości' składa się wiele czynników i myslę, a nawet jestem tego pewna że na Twoją również ;)
Np. teraz wybieramy największego gniota i co? Mogę lubić YANA, bo się mi lekko i przyjemnie słucha. A jest to wedle mnie słaba piosenka, bo tendencyjna, wokal bez zachwytu i przede wszystkim nie Michaela. Ale... tanczyło się do niej cudowne wolne, śpiewa się mi ją fantastycznie i słucha idealnie. I mam dylemat. Podejść 'fachowo' czy sentymentalnie?
anja pisze:Sam fakt, "bycia" na świetnym albumie, według mnie nie uświetnia utworu.
Alez masz 100% rację! Dlatego też napisałam "poza tym", a nie np. "przede wszystkim", co zmienia postać mojej wypowiedzi :)
Ale wiesz obracać się w takiej śmietance, no no no, na pewno dodaje animuszu
Hmmm, znalazłam logiczne wytłumaczenie faktu, iż moje posty są omijane.
Bo są cholernie dłuuugie :P