No cóż. Najsłabszym utworem, wychodzi, zostanie
Trouble. Szkoda, bo ten kawałek ma w sobie żart, puszczenie oka (
posłuchajcie klawiszy w tym kawałku- ja od razu się uśmiecham i się do nich gibam). Albo
We Be Ballin', które ma w sobie
żądło. Odpadnie teraz kawałek, który jest kompletnie nijaki, jeden z miliona innych pospolitych r'n'b-polo podobnych, których było pełno na liście Billboardu w połowie lat 90-tych. I do tego kawałek bardzo serio, a w tym serio jest
pustka, bo nie ma tu treści. Nie ma żadnej energii, o którą można się zahaczyć. Kawałek pokazujący, że Michael był chwilami smutnym człowiekiem, któremu przybyło wiele lat i że były dni, kiedy mu się już coraz mniej chciało. To był tani chwyt, sequel słabego
You Are Not Alone z zamysłem, by powtórzyć ten sam sukces.
OMC jest tym samym, czym jest płyta, którą ten singiel anonsował. Michael chciał dać byle co, by pokazać, gdzie ma $ony... Dokładnie tam.
Szkoda. No chyba że podniosą się inne głosy, że mjówkom się chce. Czas do 22-iej.