: pn, 21 lut 2011, 20:51
Tak patrzę kaem na Twojego ostatniego posta i sobie myślę...
że teraz napiszę coś "kontra" do mojego pierwszego posta w temacie BDM.
Pisałam Wam o dziewczynie z moich studiów, która ciągle gra i której przez to nie da się poznać. Nie znoszę księżniczek i wiecznych aktorek. Jednakże po cytatach, jakie zapodał kaem i też po sobotniej rozmowie z moim kumplem przyszło mi do głowy kilka innych kwestii.
Grać jest niedobrze, ale nie można się dawać na talerzu. Chodzi mi o to, że często dziewczyny przeginają w drugą stronę-są tak bardzo "otwarte" i myślą, że to kwestia wolności/ równouprawnienia/ chęci grania w "otwarte karty" a tak naprawdę mylą to wszystko z brakiem szacunku do samych siebie.
Odwołując się do historii z E. Taylor, to bardzo podoba mi się to, co zrobiła. I to nie była żadna maska ani gra. To był po prostu szacunek do siebie jako kobiety i do swojego czasu. Cóż, może dziś już maniery się nie liczą, ale dobrze wychowany mężczyzna (a mniemam, że MJ za takiego chciał uchodzić) nie każe czekać na siebie kobiecie, którą gdzieś zaprosił i nieważne, czy jest to żona, dziewczyna, mama, siostra czy jak w przypadku Elizabeth przyjaciólka. Jeśli umawiam się z jakąś osobą na spotkanie, to szanuję jej czas i pojawiam się punktualnie, tudzież uprzedzam o spóźnieniu. Nie dziwie się, że Taylor czuła się upokorzona siedząc samotnie w restauracji, czekając na "wielkiego Jacksona". Michael zachował się po gówniarsku, nie dość, że się spóźnił, to jeszcze jego wytłumaczenie było idiotyczne ("zaparkować nie mógł- to był to w końcu luksusowy hotel z najprawdopodobniej strzeżonym parkingiem czy supermarket?), nie uprzedził o spóźnieniu i w eleganckiej restauracji dał niezapakowany prezent, jakby to była chusteczka do nosa wyjmowana z kieszeni. Elizabeth wzięła kolczyki- no i słusznie, należały się jej za zmarnowanie czasu, i wyszła. Niech się smarkacz uczy :)
Nie każdą kobietę stać na taki gest, by sobie pójść. Cóż, to kobiety narzucają moralne standardy. Jeśli kobieta obniża wymagania, mężczyzna błyskawicznie się dostosowuje :)
A teraz rozmowa z kolegą- opowiadał mi wkurzony właśnie o tym, jak to dziś kobiety przez własną głupotę obniżają standardy, wszystko psują. Nie myślcie, że kolega to tradycjonalistyczny szowinista, co by kobietę przy garach zamknął. Nie, kolega to gej od lat w szczęśliwym związku. Nie jest w stanie zliczyć, ile dziewczyn mu na ramieniu ryczało przez swoją własną głupotę. Przykład ostatni: koleżanka jego, po 30-stce, singielka od wielu lat (z wyboru, bo jak sama deklarowała, "byle czego nie bierze"). Miała wesele brata, od miesięcy obiecywała mojemu koledze, że razem pojadą. No i na kilka dni przed weselem dzwoni do niego, że bardzo przeprasza, ale jednak nie, jedzie z kimś innym. Kim? Facet poznany 3 tygodnie wcześniej, "wreszcie ktoś rokujący". Historia typowa: seks już na drugiej randce, na wesele go potem wzięła, co by się ciotkom pochwalić "kawalerem" i żeby się rodzina odczepiła. No i generalnie 3 dni po tym weselu facet od niej zwiał. Zdziwiona nie jestem. Dziewczyna się w mig wyłożyła na tacy już na drugiej randce a potem kolesia rodzinie, ciotkom i kuzynkom przedstawiała w stylu "za jakiś czas to u nas balować będziecie". Jakbym była facetem, też bym dała nogi za pas. Pewnie brzmię jak stara baba i moher, ale facetowi, z którym wiąże się jakieś poważne plany i którego ewentualnie w przyszłości można by przedstawić rodzinie, nie daje się d..... na drugim spotkaniu. Nie wspominając już o tym, że trochę dziwnym jest wziąć na wesele jedynego brata jakiegoś gościa, którego zna się zaledwie 3 tygodnie i z lekkością zrezygnować z kumpla, z którym to się niejedną beczkę soli zjadło i z którym ma się gwarantowaną niezłą polewkę ze wszystkiego na "tradycyjnym polskim weselu w wielkim mieście".
Jak to kolega podsumował unikając politycznej poprawności- nikt nie kupi krowy, co za darmo mleko daje. Tak naprawdę nie chodzi tylko o seks. Chodzi o to, że bardzo często dziewczyny wykładają się od razu, fizycznie i emocjonalnie przed drugą osobą, nie dają czasu na nic, jest tylko "teraz". Marzą o tym, by być daniem z eleganckiej restauracji a robią z siebie fast fooda. I potem płaczą. Tak, ja wiem, że często jest tak, że robią z siebie tego fast fooda dlatego, że są tak bardzo samotne i potrzebują miłości albo jej ułudy, chociaż na chwilę.
Niemniej jednak, na początku chyba warto nosić maskę. I w miarę poznawania się z drugim człowiekiem, nabywania zaufania, kolekcjonowania wspólnych doświadczeń i przeżyć, powoli ją zdejmować a kiedy jest się już pewnym, ostatecznie ją zrzucić i wyrzucić do śmieci, pokazując się takim, jakim jest się naprawdę.
że teraz napiszę coś "kontra" do mojego pierwszego posta w temacie BDM.
Pisałam Wam o dziewczynie z moich studiów, która ciągle gra i której przez to nie da się poznać. Nie znoszę księżniczek i wiecznych aktorek. Jednakże po cytatach, jakie zapodał kaem i też po sobotniej rozmowie z moim kumplem przyszło mi do głowy kilka innych kwestii.
Grać jest niedobrze, ale nie można się dawać na talerzu. Chodzi mi o to, że często dziewczyny przeginają w drugą stronę-są tak bardzo "otwarte" i myślą, że to kwestia wolności/ równouprawnienia/ chęci grania w "otwarte karty" a tak naprawdę mylą to wszystko z brakiem szacunku do samych siebie.
Odwołując się do historii z E. Taylor, to bardzo podoba mi się to, co zrobiła. I to nie była żadna maska ani gra. To był po prostu szacunek do siebie jako kobiety i do swojego czasu. Cóż, może dziś już maniery się nie liczą, ale dobrze wychowany mężczyzna (a mniemam, że MJ za takiego chciał uchodzić) nie każe czekać na siebie kobiecie, którą gdzieś zaprosił i nieważne, czy jest to żona, dziewczyna, mama, siostra czy jak w przypadku Elizabeth przyjaciólka. Jeśli umawiam się z jakąś osobą na spotkanie, to szanuję jej czas i pojawiam się punktualnie, tudzież uprzedzam o spóźnieniu. Nie dziwie się, że Taylor czuła się upokorzona siedząc samotnie w restauracji, czekając na "wielkiego Jacksona". Michael zachował się po gówniarsku, nie dość, że się spóźnił, to jeszcze jego wytłumaczenie było idiotyczne ("zaparkować nie mógł- to był to w końcu luksusowy hotel z najprawdopodobniej strzeżonym parkingiem czy supermarket?), nie uprzedził o spóźnieniu i w eleganckiej restauracji dał niezapakowany prezent, jakby to była chusteczka do nosa wyjmowana z kieszeni. Elizabeth wzięła kolczyki- no i słusznie, należały się jej za zmarnowanie czasu, i wyszła. Niech się smarkacz uczy :)
Nie każdą kobietę stać na taki gest, by sobie pójść. Cóż, to kobiety narzucają moralne standardy. Jeśli kobieta obniża wymagania, mężczyzna błyskawicznie się dostosowuje :)
A teraz rozmowa z kolegą- opowiadał mi wkurzony właśnie o tym, jak to dziś kobiety przez własną głupotę obniżają standardy, wszystko psują. Nie myślcie, że kolega to tradycjonalistyczny szowinista, co by kobietę przy garach zamknął. Nie, kolega to gej od lat w szczęśliwym związku. Nie jest w stanie zliczyć, ile dziewczyn mu na ramieniu ryczało przez swoją własną głupotę. Przykład ostatni: koleżanka jego, po 30-stce, singielka od wielu lat (z wyboru, bo jak sama deklarowała, "byle czego nie bierze"). Miała wesele brata, od miesięcy obiecywała mojemu koledze, że razem pojadą. No i na kilka dni przed weselem dzwoni do niego, że bardzo przeprasza, ale jednak nie, jedzie z kimś innym. Kim? Facet poznany 3 tygodnie wcześniej, "wreszcie ktoś rokujący". Historia typowa: seks już na drugiej randce, na wesele go potem wzięła, co by się ciotkom pochwalić "kawalerem" i żeby się rodzina odczepiła. No i generalnie 3 dni po tym weselu facet od niej zwiał. Zdziwiona nie jestem. Dziewczyna się w mig wyłożyła na tacy już na drugiej randce a potem kolesia rodzinie, ciotkom i kuzynkom przedstawiała w stylu "za jakiś czas to u nas balować będziecie". Jakbym była facetem, też bym dała nogi za pas. Pewnie brzmię jak stara baba i moher, ale facetowi, z którym wiąże się jakieś poważne plany i którego ewentualnie w przyszłości można by przedstawić rodzinie, nie daje się d..... na drugim spotkaniu. Nie wspominając już o tym, że trochę dziwnym jest wziąć na wesele jedynego brata jakiegoś gościa, którego zna się zaledwie 3 tygodnie i z lekkością zrezygnować z kumpla, z którym to się niejedną beczkę soli zjadło i z którym ma się gwarantowaną niezłą polewkę ze wszystkiego na "tradycyjnym polskim weselu w wielkim mieście".
Jak to kolega podsumował unikając politycznej poprawności- nikt nie kupi krowy, co za darmo mleko daje. Tak naprawdę nie chodzi tylko o seks. Chodzi o to, że bardzo często dziewczyny wykładają się od razu, fizycznie i emocjonalnie przed drugą osobą, nie dają czasu na nic, jest tylko "teraz". Marzą o tym, by być daniem z eleganckiej restauracji a robią z siebie fast fooda. I potem płaczą. Tak, ja wiem, że często jest tak, że robią z siebie tego fast fooda dlatego, że są tak bardzo samotne i potrzebują miłości albo jej ułudy, chociaż na chwilę.
Niemniej jednak, na początku chyba warto nosić maskę. I w miarę poznawania się z drugim człowiekiem, nabywania zaufania, kolekcjonowania wspólnych doświadczeń i przeżyć, powoli ją zdejmować a kiedy jest się już pewnym, ostatecznie ją zrzucić i wyrzucić do śmieci, pokazując się takim, jakim jest się naprawdę.