Interpretuj tekst!
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil
Mea culpa, Mea maxima culpa.
Zaniedbałam Michaela, bo przygniótł mnie natłok spraw i problemów. Klękam, posypuje głowę popiołem i wzbudzam w sercu żal za grzechy. No, ale..tekst, to najistotniejsze.
Pierwsza zagadka- rzeka Jordan, główna rzeka ziemii obiecanej. Pojawia się w obu Testamentach. Wybrałam dwie historie, które wydają mi się mieć związek. Pierwsza to przypowieść o Naaman'ie, trędowatym, którego cudownie uzdrowiła siedmiokrotna kąpiel w rzece. W Nowym Testamencie Jordan wymieniony został jako miejsce chrztu Jezusa. W obu przypadkach pojawia się motyw kąpieli, która oczyszcza, wypłukuje grzech. MJ chciał pozbyć się wszelkich negatywnych cech. Pomińmy cechy zewnętrzne, ale silny brak akceptacji siebie napędzał machinę ciągłej pracy nad swoim JA. Rzeka Jordan oczyszcza, jej miękkie i delikatne fale są bezpieczne, bo dotykały świętych, Boga, proroków, bo sprawiały cuda. A może, Michael użył Jordanu, jako symbolu chrześcijaństwa, Boga, który ojcowskim ramieniem przygarnia, akceptuje słabości, wybacza. Taki powinien być dobry przyjaciel.
Gdy będę w błędzie? Gdy się zgubię? Chyba zbyt wielu było pochlebców wśród MJ, zbyt wielu ludzi uległych, którym nie zależało na człowieku, ale na gwieździe. Aktualny przykład: Murrey. Chcesz leki? Masz. Więcej? Zamieszamy? Proszę bardzo. Damy lekarstwo, przyjdzie sen a jutro będziemy ładnie pracować na próbach, tak? Nikt nie powiedział STOP. To mnie zastanawia. Michael po 2005 miał nikły kontakt z rodziną, mieszał się w relacje z dziwnymi ludźmi. Właściwie to mam taki problem- jako fan z zapewne ograniczonym dostępem do informacji, nie byłabym w stanie wskazać choć jednej osoby w otoczeniu MJ co do której miałabym pewność, że od początku do końca zależało jej na jego szczęściu, zdrowiu, na nim. Może matka...
Wszyscy mnie kontrolują Michael to produkt. Ktoś użył tego sformuowania w wątku dotyczącym Procesu. Maszynka do zarabiania pieniędzy. Niestety była to nad wyraz kapryśna i nadwrażliwa maszynka, która pragnęła choć odrobiny wolności, suwerenności. Pamiętacie Stracha z The Wiz. On też był pod ciągłą obserwacją. Nie był na tyle silny i odważny by przeciwstawić się, wyrazić swoje zdanie. Michael był chyba zbyt grzeczny.
Pojawia się motyw Roli, Maski. Poniekąt grał w tym spektaklu na własne życzenie, ale część scenariusza dopisały media. Inwektywy, które w oczach odbiorców przylgnęły, oficjalnie charakteryzowały tego człowieka.
Cały tekst, to monolog zagubionej i samotnej istoty. To jak prosi, wręcz błaga o uwagę. Chwilami mam wrażenie, że to wręcz zwierzęce skamlenie, obdarte jest z dumy, formy, roli, maski.
Są chwile, gdy i ja tak klęcze. Wisząc nad samotnym urwiskiem błagam Boga, ludzi, rodzinę o ciepłą dłoń.
Piosenka o głębokiej samotności.
Pewnie jeszcze coś sobie napiszę, gdy coś mądrego lub nie wpełznie do mej głowy. Na tę chwilę koniec, bo zrobiło mi się naprawdę bardzo smutno.
Zaniedbałam Michaela, bo przygniótł mnie natłok spraw i problemów. Klękam, posypuje głowę popiołem i wzbudzam w sercu żal za grzechy. No, ale..tekst, to najistotniejsze.
Pierwsza zagadka- rzeka Jordan, główna rzeka ziemii obiecanej. Pojawia się w obu Testamentach. Wybrałam dwie historie, które wydają mi się mieć związek. Pierwsza to przypowieść o Naaman'ie, trędowatym, którego cudownie uzdrowiła siedmiokrotna kąpiel w rzece. W Nowym Testamencie Jordan wymieniony został jako miejsce chrztu Jezusa. W obu przypadkach pojawia się motyw kąpieli, która oczyszcza, wypłukuje grzech. MJ chciał pozbyć się wszelkich negatywnych cech. Pomińmy cechy zewnętrzne, ale silny brak akceptacji siebie napędzał machinę ciągłej pracy nad swoim JA. Rzeka Jordan oczyszcza, jej miękkie i delikatne fale są bezpieczne, bo dotykały świętych, Boga, proroków, bo sprawiały cuda. A może, Michael użył Jordanu, jako symbolu chrześcijaństwa, Boga, który ojcowskim ramieniem przygarnia, akceptuje słabości, wybacza. Taki powinien być dobry przyjaciel.
Gdy będę w błędzie? Gdy się zgubię? Chyba zbyt wielu było pochlebców wśród MJ, zbyt wielu ludzi uległych, którym nie zależało na człowieku, ale na gwieździe. Aktualny przykład: Murrey. Chcesz leki? Masz. Więcej? Zamieszamy? Proszę bardzo. Damy lekarstwo, przyjdzie sen a jutro będziemy ładnie pracować na próbach, tak? Nikt nie powiedział STOP. To mnie zastanawia. Michael po 2005 miał nikły kontakt z rodziną, mieszał się w relacje z dziwnymi ludźmi. Właściwie to mam taki problem- jako fan z zapewne ograniczonym dostępem do informacji, nie byłabym w stanie wskazać choć jednej osoby w otoczeniu MJ co do której miałabym pewność, że od początku do końca zależało jej na jego szczęściu, zdrowiu, na nim. Może matka...
Wszyscy mnie kontrolują Michael to produkt. Ktoś użył tego sformuowania w wątku dotyczącym Procesu. Maszynka do zarabiania pieniędzy. Niestety była to nad wyraz kapryśna i nadwrażliwa maszynka, która pragnęła choć odrobiny wolności, suwerenności. Pamiętacie Stracha z The Wiz. On też był pod ciągłą obserwacją. Nie był na tyle silny i odważny by przeciwstawić się, wyrazić swoje zdanie. Michael był chyba zbyt grzeczny.
Pojawia się motyw Roli, Maski. Poniekąt grał w tym spektaklu na własne życzenie, ale część scenariusza dopisały media. Inwektywy, które w oczach odbiorców przylgnęły, oficjalnie charakteryzowały tego człowieka.
Cały tekst, to monolog zagubionej i samotnej istoty. To jak prosi, wręcz błaga o uwagę. Chwilami mam wrażenie, że to wręcz zwierzęce skamlenie, obdarte jest z dumy, formy, roli, maski.
Są chwile, gdy i ja tak klęcze. Wisząc nad samotnym urwiskiem błagam Boga, ludzi, rodzinę o ciepłą dłoń.
Piosenka o głębokiej samotności.
Pewnie jeszcze coś sobie napiszę, gdy coś mądrego lub nie wpełznie do mej głowy. Na tę chwilę koniec, bo zrobiło mi się naprawdę bardzo smutno.
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...
Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Dopiero zaczynam, ale...
Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
- SuperFlyB.
- Posty: 393
- Rejestracja: ndz, 11 kwie 2010, 22:03
- Skąd: z nienacka... a tak naprawdę z Warszawy
Will You Be There porusza w tak niesamowity sposób temat przyjaźni. Nie jest to wyrzut skierowny do świata. MJ nie śpiewa o tym jacy powinnismy być, a jacy nie jesteśmy. Po prostu pyta: Czy tam będziesz?
Z całego tekstu najważniejszym dla mnie jest pytanie: Gdy będę w błędzie, czy mnie skarcisz?. to chyba najtrudniejsza bariera do przejścia. Z własnych doświadczeń wiem, że ludzie nie lubią słuchać 'przyjaciół', gdy ci mówią im o ich wadach. Ba, ci 'przyjaciele' często boją się rozmów na takie tematy. Można pójść dalej - ludzie boją się zbyt dużego zaangażowania w związek. Boją się tego, że oddadzą dużo, a sami nic nie zyskają.
Z całego tekstu najważniejszym dla mnie jest pytanie: Gdy będę w błędzie, czy mnie skarcisz?. to chyba najtrudniejsza bariera do przejścia. Z własnych doświadczeń wiem, że ludzie nie lubią słuchać 'przyjaciół', gdy ci mówią im o ich wadach. Ba, ci 'przyjaciele' często boją się rozmów na takie tematy. Można pójść dalej - ludzie boją się zbyt dużego zaangażowania w związek. Boją się tego, że oddadzą dużo, a sami nic nie zyskają.
Myślę sobie, że tego typu miłość można chyba jedynie odnaleźć w relacji rodzic - dziecko i wcale nie neguje istnienia prawdziwej miłości czy przyjaźni. Ale miłość nie wymaga.
MJ błaga tu o opiekę, zainteresowanie, stawia pytania, na które nikt nie może odpowiedzieć w pełni szczerze jeśli sam się nie przetestuje w konkretnej sytuacji.
Mnie zaczyna ten tekst osaczać gdy przełożę to na relację partnerską. Ktoś tak słaby (stwierdzam fakt, nie piętnuje niczego) sam nie byłby w stanie zaoferować tej drugiej stronie tego wszystkiego czego sam pragnie. A pytania powinny być postawione w drugą stronę;
W naszej najczarniejszej godzinie
W najgłębszej rozpaczy
Czy wciąż będzie mi zależało?
Czy wciąż tam będę?
Każdy chciałby akceptacji, całkowitego zrozumienia, poświęcenia, zupełnej szczerości, ale to jest wielki ciężar, czasem niszczący delikatną więź.
(Trzymaj mnie)
....
(Prowadź mnie)
....
(Nieś)
...
(Uratuj mnie)
...
(Ulecz mnie)
Czy to aby nie za wiele??
Zanim zacznie się oczekiwać trzeba samemu siebie wyleczyć, uzdrowić, pocieszyć, znaleźć w sobie siłę na bycie w pełni dla kogoś, naturalnie bez wielkich poświęceń.
Ta piosenka zaklina rzeczywistość, to modlitwa, szuka się w niej ukojenia. Słowa kierowane są do Boga i tak samo jak Bóg nam nie odpowie, tak samo my nie możemy w pełni szczerze zapewnić drugiego człowieka o naszym bezgranicznym poświęceniu. Bo granice ma każdy. Najważniejsze pytanie to takie czy warto do nich dochodzić w tym zatraceniu w imię miłości i czy ktoś może tego od nas wymagać. Czy to jest dojrzała miłość, czy wołanie skrzywdzonego dziecka.
MJ błaga tu o opiekę, zainteresowanie, stawia pytania, na które nikt nie może odpowiedzieć w pełni szczerze jeśli sam się nie przetestuje w konkretnej sytuacji.
Mnie zaczyna ten tekst osaczać gdy przełożę to na relację partnerską. Ktoś tak słaby (stwierdzam fakt, nie piętnuje niczego) sam nie byłby w stanie zaoferować tej drugiej stronie tego wszystkiego czego sam pragnie. A pytania powinny być postawione w drugą stronę;
W naszej najczarniejszej godzinie
W najgłębszej rozpaczy
Czy wciąż będzie mi zależało?
Czy wciąż tam będę?
Każdy chciałby akceptacji, całkowitego zrozumienia, poświęcenia, zupełnej szczerości, ale to jest wielki ciężar, czasem niszczący delikatną więź.
(Trzymaj mnie)
....
(Prowadź mnie)
....
(Nieś)
...
(Uratuj mnie)
...
(Ulecz mnie)
Czy to aby nie za wiele??
Zanim zacznie się oczekiwać trzeba samemu siebie wyleczyć, uzdrowić, pocieszyć, znaleźć w sobie siłę na bycie w pełni dla kogoś, naturalnie bez wielkich poświęceń.
Ta piosenka zaklina rzeczywistość, to modlitwa, szuka się w niej ukojenia. Słowa kierowane są do Boga i tak samo jak Bóg nam nie odpowie, tak samo my nie możemy w pełni szczerze zapewnić drugiego człowieka o naszym bezgranicznym poświęceniu. Bo granice ma każdy. Najważniejsze pytanie to takie czy warto do nich dochodzić w tym zatraceniu w imię miłości i czy ktoś może tego od nas wymagać. Czy to jest dojrzała miłość, czy wołanie skrzywdzonego dziecka.
'the road's gonna end on me.'
Wydaje mi się, że to wyłanie nie tyle skrzywdzonego dziecka, co porzuconego dziecka. Takiego które oczekuje od drugiej osoby bycia kimś w rodzaju Anioła Stróża który ukoi jego lęki, uchroni przed złem tego świata, a taka osoba nie istnieje bowiem wszyscy czasami jesteśmy zagubieni i potrzebujemy wsparcia.homesick pisze:Czy to jest dojrzała miłość, czy wołanie skrzywdzonego dziecka.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
Skoro i tak w nastroju Małego Księcia dziś jestem, to się dołożę z moimi nieposkładanymi jak zwykle myślami.
W tym tekście widzę taki trochę idealizm - taki, z jakim przez lata utożsamiałam MJa. Za każdym razem, kiedy czytałam Jego wspomnienia (czy kiedy przywoływali je inni) o tym, jak snuł się po ulicach pytając obcych, Czy się z nim zaprzyjaźnią - jakoś zawsze kojarzyłam taki obrazek z tekstem WYBT. Podobnie wypowiedzi o poszukiwaniu akceptacji i prawdziwej miłości - też zawsze przywołują na myśl ten właśnie utwór. Bo chyba w zasadzie, chodzi tu o to samo?
To wyraz tęsknoty za przyjaźnią i jednoczesnym wyznaniem swoich słabości - wyznaniem tego, na co będzie narażony ten, który zostanie owym przyjacielem. Nie jest tego wcale mało: te darkest hour rzadko trwają jedynie godzinę; smutki, złość, obawy, frustracje - w przyjaźni wszystko to rozkłada się na dwoje. Przyjaciel, który jest w stanie to udźwignąć to wszystko dostaje w zamian coś wyjątkowego: miejsce w sercu drugiego człowieka. Na zawsze. Więc i owszem: MJ błaga, zaklina, żebrze o przyjaźń, ale nie za darmo.
Czy miłość nie wymaga? Chyba jednak trochę tak. Tak mi się przynajmniej wydaje, że w relacjach międzyludzkich trudno mówić o całkowitej bezwarunkowości - może faktycznie, z wyjątkiem wspomnianej miłości matka - dziecko.
Tak sobie myślę, że w zasadzie dla przekazu tego utworu wystarczy sam jego koniec. Przyjaźń/miłość są wielkimi uczuciami i należny im jest ten patos, który pojawia się w utworze, ale ostatecznie sprowadzają się do tego, co jest między tą dwójką ludzi nazywających siebie wzajemnie przyjaciółmi.
I jeszcze z mojej obecnej lektury:
W tym tekście widzę taki trochę idealizm - taki, z jakim przez lata utożsamiałam MJa. Za każdym razem, kiedy czytałam Jego wspomnienia (czy kiedy przywoływali je inni) o tym, jak snuł się po ulicach pytając obcych, Czy się z nim zaprzyjaźnią - jakoś zawsze kojarzyłam taki obrazek z tekstem WYBT. Podobnie wypowiedzi o poszukiwaniu akceptacji i prawdziwej miłości - też zawsze przywołują na myśl ten właśnie utwór. Bo chyba w zasadzie, chodzi tu o to samo?
To wyraz tęsknoty za przyjaźnią i jednoczesnym wyznaniem swoich słabości - wyznaniem tego, na co będzie narażony ten, który zostanie owym przyjacielem. Nie jest tego wcale mało: te darkest hour rzadko trwają jedynie godzinę; smutki, złość, obawy, frustracje - w przyjaźni wszystko to rozkłada się na dwoje. Przyjaciel, który jest w stanie to udźwignąć to wszystko dostaje w zamian coś wyjątkowego: miejsce w sercu drugiego człowieka. Na zawsze. Więc i owszem: MJ błaga, zaklina, żebrze o przyjaźń, ale nie za darmo.
Czy miłość nie wymaga? Chyba jednak trochę tak. Tak mi się przynajmniej wydaje, że w relacjach międzyludzkich trudno mówić o całkowitej bezwarunkowości - może faktycznie, z wyjątkiem wspomnianej miłości matka - dziecko.
Tak sobie myślę, że w zasadzie dla przekazu tego utworu wystarczy sam jego koniec. Przyjaźń/miłość są wielkimi uczuciami i należny im jest ten patos, który pojawia się w utworze, ale ostatecznie sprowadzają się do tego, co jest między tą dwójką ludzi nazywających siebie wzajemnie przyjaciółmi.
I jeszcze z mojej obecnej lektury:
Co myślicie o tych strofach, dodanych w Dancing The Dream? Jak je rozumiecie?
Jak to się stało według Was, że Michael odszedł w końcu? Kogo zabrakło?Michael Jackson w Dancing The Dream pisze:Lonely
When I'm cold and lonely
(I get lonely sometimes, I get lonely)
And needing you only
Will you still care?
Will you be there?
(...)
Nurse me
Soothe me, don't leave me
When I'm hurting and bleeding
Bruised and bare
Will you still care?
Kiss me
Face me and kiss me
And when my heart is breaking
Will you still care?
Will you be here?
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
triniti pisze:Kobiety z silnie rozwiniętym instynktem macierzyńskim? (Czyli może matki?)kaem pisze:
Jak to się stało według Was, że Michael odszedł w końcu? Kogo zabrakło?
Oj, obawiam się, ze wkraczamy na grząski teren...
zabrakło,obiektywnego spojrzenia na samego siebie i dobrego ,z prawdziwego zdarzenia psychoterapeuty.
uderz w stół, a nożyce się odezwą..ewita pisze:
zabrakło,obiektywnego spojrzenia na samego siebie i dobrego ,z prawdziwego zdarzenia psychoterapeuty.
no, wiedziałam, że będzie grząsko…
Z tego co mi wiadomo, to tworzenie sztuki jest rodzajem terapii…Nie trzeba od razu do terapeuty...
Jakbyśmy tak wzięli na warsztat każdy tekst liryczny czy inne dzieło sztuki, to zawsze wynajdziemy jakąś jednostkę chorobową…Każdy psychoterapeuta ci to powie …
Pytanie - co uznamy za akceptowalną społecznie "normę"…?
Czy "normalne" jest gnuśnienie bezproduktywne na kanapie po robocie i utyskiwanie na marny los?
Czy może zebranie d;;;w troki i spłodzenie kolejnego dzieła, by ten ktoś na kanapie - dowiedział się w końcu, że jest jednostką z jakimiś tam uczuciami, a nie częścią kanapy?
Przyznaję się uczciwie, że czuję podobnie jak podmiot liryczny… I też bym chciała na chwię wrócić do łożyska, w którym było ciepło, bezpiecznie i mogłam sobie nieskrępowanie ponurkować..
Więc mam jednostkę chorobową a la Jackson, i w ramach terapii - wciskam - "play"..
poniekąd masz rację, truizmem już do potęgi jest fakt, że najlepsze dzieła powstają dzięki cierpieniu bla bla bla...tylko jakoś tego zbawiennego wpływu tworzenia nie widać w życiu. ile to wybitnych artystów odeszło, sami na siebie ukręcili bata, czerpanie z własnego obolałego wnętrza wiąże się z tym, że trzeba się w tych ciemnych zakamarkach zanurzyć i nurkować tam za każdym razem przy prezentowaniu własnej sztuki. to takie piękne połączenie narcyzmu i masochizmu. nie każdy jest w stanie to udźwignąć.triniti pisze:Z tego co mi wiadomo, to tworzenie sztuki jest rodzajem terapii…Nie trzeba od razu do terapeuty...
to raczej odbiorca ma darmową terapię poprzez obcowanie z tymi skrajnymi emocjami, które ktoś inny w bezpieczny sposób mu prezentuje, katharsis publiczności, ale nie samego artysty.
można żyć poza normą i być szczęśliwym, terapia nie ma na celu zmieniać całej osobowości człowieka tylko nauczyć go współistnieć z własnymi demonami, poznać siebie i umieć siebie samego kontrolować.Pytanie - co uznamy za akceptowalną społecznie "normę"…?
a skąd my to możemy wiedzieć, nie zakładam, że nie pojawiali się w jego życiu ludzie którzy szczerze chcieli mu pomóc, być przy nim...ale przyjęcie pomocy nie jest takie łatwe, trzeba chcieć i być gotowym się otworzyć.kaem pisze: Jak to się stało według Was, że Michael odszedł w końcu? Kogo zabrakło?
na pewno jedna osoba nie może nieść na swoich barkach drugiej z całym bagażem jej problemów, może co najwyżej dostarczyć pozytywnego wstrząsu, impulsu do zmiany.
dzieciństwo to u niego była wiecznie niezamknięta księga, celował w dzieci jako ukojenie i odskocznie, a kiedyś trzeba było ubić tego nieszczęśliwego dzieciaka i iść dalej, a nie cały czas siedzieć w tym grajdołku i próbować odzyskać choćby namiastki utraconego świata.
'the road's gonna end on me.'
Talitha pisze:dotyka tylko i wyłącznie osobistych uczuć podmiotu
homesick pisze:piszesz o egoizmie u artysty jakby byl zbrodnia, a to najwiekszy skarb. autorefleksja, grzebanie w najciemniejszych zakamarkach wlasnej osobowosci, wyrzucanie bebechow na wierzch, ekshibicjonizm emocjonalny, dylematy jednostki - ja tego szukam w sztuce.
Talitha pisze:Co za dużo, to niezdrowo ;]
Mariurzka pisze:Bliżej mi do opinii homesick, bo grzebanie w swoim wnętrzu jednakowoż wymaga większej odwagi, niż mówienie o uczuciach innych. Bezpieczny dystans vs. odzierający subiektywizm.
Talitha pisze:Wasze dywagacje na temat uczuć Michaela zawsze bardzo przeżywam...
Wszystkie teksty utworów i nakręcone do nich kfmy przyporządkowane są tak starannie do jego osoby. (...) Sam Michael dogłębnie analizowany, od skóry aż po serce, przez swoich fanów być pewnie nie chciał.
Powyższe wypowiedzi dotyczą kfm-u SiM, ale pasują też przy analizie teksu WYBT. Żeby nie było zbyt słodko musiałam też przypomnieć gorzki post Talithy ;). Przepraszam, że pozwoliłam sobie na samowolkę i Was zacytowałam z innego tematu.
Jeśli o mnie chodzi, to mam jakiś problem z tym tekstem i z tą pieśnią. Słucham raz na ruski rok. Czuję, że ten tekst (w wykonaniu MJa) niebezpiecznie chce przebić mi trzewia mojej duszy, rozbić szklany mur, którym otaczam się dla własnej samoobrony. Wywołuje we mnie bardziej duży niepokój niż oczyszczenie.
Czy uniwersalny przekaz tego tekstu dotyka głębokiego humanizmu?
Kto bezwarunkowo zaakceptuje powiedzmy taki podmiot liryczny: Dr-a Jekylla / Mr-a Hyde'a - śpiewającego WYBT?
Nawet rodzice potrafią być kategoryczni dla dzieci, wydziedziczyć i wygnać z domu, gdy niebezpiecznie zostanie przekroczona jakaś granica, której nigdy nie zaakceptują.
Męczy mnie ten tekst, jeśli gryzę go od strony odzierającego subiektywizmu.
Bezpieczniej jest mi patrzeć na tę pieśń pod kątem wspomnianej modlitwy do DUCHOWEGO BYTU ABSOLUTNEGO, OPOKI - CHRZEŚCIJAŃSKIEGO BOGA MIŁOSIERNEGO I SPRAWIEDLIWEGO, do którego można się zwrócić zawsze i wszędzie w najszczęśliwszej i najczarniejszej godzinie życia, KTÓRY ZNA WSZYSTKIE UCZYNKI I INTENCJE, KTÓRY OSĄDZI I ROZGRZESZY WEDLE WŁASNEGO UZNANIA / SOBIE TYLKO ZNANYCH KRYTERIÓW. W myśl Jana Kochanowskiego, że każdy sam ma nad sobą Pana. Ale takie podejście przemawia tylko do ludzi wierzących.
edit
Przypominam sobie, że widziałam kiedyś taką fotkę, że uśmiechnięty Michael był na przyjęciu i trzymał w ręku balonik z ptakiem z ulicy sezamkowej, a Jego znajomy - Happy Retirement z lat chyba 2003-2005? Pamiętam jak rozbawiła mnie ta fotka. Michael chyba jednak pozostał wierny temu dzieciakowi, mimo presji fanów / otoczenia. ;phomesick pisze:kiedyś trzeba było ubić tego nieszczęśliwego dzieciaka
anialim, dzięki za skany!
edit2
Jeszcze naszła mnie taka oczywista(?) myśl, że może jest to modlitwa do Anioła Stróża? ;] W końcu MJ w kfm-ie wykorzystał motyw anioła otulającego Go skrzydłami. ;p
I jeszcze odnosząc się do tekstu Vogela - właśnie...hiobowe treści! To dlatego ten tekst wydaje się taki złowieszczy, choć wokal i melodia łagodzą złowieszczość tego utworu...
I jeszcze jedna myśl. Ten tekst powstał na długo przed pierwszymi oskarżeniami. Czy MJ podskórnie przeczuwał, że zbliży się szybkimi krokami coś niedobrego i będzie potrzebował wsparcia fanów?
edit3
A teraz potworna zgroza, bo matka podejmuje się aborcji, na której zbijają fortuny aborcjoniści...niebezpiecznie się robi... Będziesz przy mnie, by mnie ochronić?triniti pisze: I też bym chciała na chwię wrócić do łożyska, w którym było ciepło, bezpiecznie i mogłam sobie nieskrępowanie ponurkować..
Omer Bhatti pisze:This is new life, no abortion
surrounded by flames, bring torches!
Ostatnio zmieniony sob, 26 lis 2011, 23:29 przez cicha, łącznie zmieniany 9 razy.
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
E. Bodo To nie ty...
A może właśnie ten ktoś był na wyciągnięcie ręki, ale np. Podmiot liryczny się z nim minął? Tęskniąc za czymś tak bardzo, niezwykle łatwo jest to przeoczyć.kaem pisze:Kogo zabrakło?
Albo faktycznie uważał już kogoś za tego, który zawsze przy nim będzie, ale ten ktoś zawiódł Jego zaufanie i później bał się szukać na nowo?
Albo może to Podmiot zawiódł - i np. nie słuchał upomnień, kiedy nie miał racji, skutecznie odgradzając się od wszystkich, którzy byli blisko?
że zacytuję Walgrena, zaufał Murray'owi i za tę decyzję zapłacił życiem. Ot co.kaem pisze:Jak to się stało według Was, że Michael odszedł w końcu?
Pigułka czerwona
Pigulka niebieska
W tekście zabrakło tego, że ów wyznanie jest wolą obu stron..
Trzymaj mnie
Jak rzeka Jordan
A [ja] powiem Ci, że
Jesteś moim przyjacielem
Nieś mnie
Jakbyś był moim bratem
Kochaj mnie jak matka
Czy będziesz tam?
Gdy [ja] się zmęczę
Powiedz mi, czy będziesz mnie trzymał
Gdy [ja] będę w błędzie, czy mnie skarcisz?
Gdy [ja] się zgubię, czy mnie znajdziesz?
Ale powiedzieli mi
Że mężczyzna powinien być wierny
I iść gdy nie jest w stanie
I walczyć do końca
Ale ja jestem tylko człowiekiem
Wszyscy mnie kontrolują
Wygląda na to, że świat
ma już dla mnie rolę
[Ja] jestem taki zagubiony
Czy pokażesz mi
Że będziesz tam dla mnie
I że zależy ci wystarczająco by mnie znosić
(Trzymaj mnie)
(Połóż skromnie swą głowę)
(Łagodnie, potem śmiało)
(Zanieś mnie tam)
(Prowadź mnie)
(Kochaj mnie i nakarm mnie)
(Pocałuj mnie i uwolnij mnie)
([Ja] poczuję się błogosławiony)
(Nieś)
(Nieś mnie śmiało)
(Podnieś mnie powoli)
(Zanieś mnie tam)
(Uratuj mnie)
(Ulecz mnie i wykąp mnie)
(Powiedz do mnie łagodnie)
(Będę tam)
(Podnieś mnie)
(Podnieś mnie powoli)
(Nieś mnie śmiało)
(Pokaż, że ci zależy)
(Trzymaj mnie)
(Połóż skromnie swą głowę)
(Łagodnie, potem śmiało)
(Zanieś mnie tam)
(Potrzebuj mnie)
(Kochaj mnie i nakarm mnie)
(Pocałuj mnie i uwolnij mnie)
([Ja] poczuję się błogosławiony)
[tekst mówiony]
W naszej najczarniejszej godzinie
W mej najgłębszej rozpaczy
Czy wciąż będzie Ci zależało?
Czy będziesz tam?
W mych próbach
I mych trudnościach
Przez nasze wątpliwości
I frustracje
W mej gwałtowności
W mej przewrotności
Przez mój strach
I moje wyznania
W mej udręce
I w mym bólu
Przez mą radość
I mój smutek
W obietnicy innego jutra
Nigdy [ja] nie dam Ci odejść
Bo już na zawsze jesteś w moim sercu
Zobaczcie jakie nagromadzenie zaimka "ja". I tylko raz "my". A wszelkie "ty" są tylko w odniesieniu powinnościowym do "mnie". Love is not selfish, a ten tekst jest prawdziwy, gdy zrozumie się go jako modlitwę, mantrę będącą wolną, nieskrępowaną wolą obu stron; gdzie pragnienia ciebie i mnie znajdują pozytywny odzew. W zobowiązaniu wolność. Tylko czy tak się da?
Wybieram pigułkę..
Ale to przecież deklaracja sprawcy przemocy. Albo alkoholika. Skoro miłość ma być najwyższym wyrazem wolności, to jak rozumieć takie więzienie? Love is selfish. Przeglądamy się w drugiej osobie tylko, by znowu coś zrobić sobie. Przebudować swoje podejście do życia, doświadczyć czegoś, co cię uwzniośli. I potrzebna jest jeszcze do tego publiczność do którego sprowadzamy tę drugą osobę, by własne ego nie było głodne zbyt długo.Michael Jackson pisze:W obietnicy innego jutra
Nigdy nie dam Ci odejść
To przecież ciągłe pragnienie zależności i kontroli. Pragnienie wielkiej regresji. Tak jak..Michael Jackson pisze:Gdy się zmęczę
Powiedz mi, czy będziesz mnie trzymał
Gdy będę w błędzie, czy mnie skarcisz?
Gdy się zgubię, czy mnie znajdziesz?
I gdzie tu szczera bliskość, wspaniałość? Tylko ja i ja.triniti pisze:I też bym chciała na chwilę wrócić do łożyska, w którym było ciepło, bezpiecznie i mogłam sobie nieskrępowanie ponurkować.
Pigulka niebieska
W tekście zabrakło tego, że ów wyznanie jest wolą obu stron..
Trzymaj mnie
Jak rzeka Jordan
A [ja] powiem Ci, że
Jesteś moim przyjacielem
Nieś mnie
Jakbyś był moim bratem
Kochaj mnie jak matka
Czy będziesz tam?
Gdy [ja] się zmęczę
Powiedz mi, czy będziesz mnie trzymał
Gdy [ja] będę w błędzie, czy mnie skarcisz?
Gdy [ja] się zgubię, czy mnie znajdziesz?
Ale powiedzieli mi
Że mężczyzna powinien być wierny
I iść gdy nie jest w stanie
I walczyć do końca
Ale ja jestem tylko człowiekiem
Wszyscy mnie kontrolują
Wygląda na to, że świat
ma już dla mnie rolę
[Ja] jestem taki zagubiony
Czy pokażesz mi
Że będziesz tam dla mnie
I że zależy ci wystarczająco by mnie znosić
(Trzymaj mnie)
(Połóż skromnie swą głowę)
(Łagodnie, potem śmiało)
(Zanieś mnie tam)
(Prowadź mnie)
(Kochaj mnie i nakarm mnie)
(Pocałuj mnie i uwolnij mnie)
([Ja] poczuję się błogosławiony)
(Nieś)
(Nieś mnie śmiało)
(Podnieś mnie powoli)
(Zanieś mnie tam)
(Uratuj mnie)
(Ulecz mnie i wykąp mnie)
(Powiedz do mnie łagodnie)
(Będę tam)
(Podnieś mnie)
(Podnieś mnie powoli)
(Nieś mnie śmiało)
(Pokaż, że ci zależy)
(Trzymaj mnie)
(Połóż skromnie swą głowę)
(Łagodnie, potem śmiało)
(Zanieś mnie tam)
(Potrzebuj mnie)
(Kochaj mnie i nakarm mnie)
(Pocałuj mnie i uwolnij mnie)
([Ja] poczuję się błogosławiony)
[tekst mówiony]
W naszej najczarniejszej godzinie
W mej najgłębszej rozpaczy
Czy wciąż będzie Ci zależało?
Czy będziesz tam?
W mych próbach
I mych trudnościach
Przez nasze wątpliwości
I frustracje
W mej gwałtowności
W mej przewrotności
Przez mój strach
I moje wyznania
W mej udręce
I w mym bólu
Przez mą radość
I mój smutek
W obietnicy innego jutra
Nigdy [ja] nie dam Ci odejść
Bo już na zawsze jesteś w moim sercu
Zobaczcie jakie nagromadzenie zaimka "ja". I tylko raz "my". A wszelkie "ty" są tylko w odniesieniu powinnościowym do "mnie". Love is not selfish, a ten tekst jest prawdziwy, gdy zrozumie się go jako modlitwę, mantrę będącą wolną, nieskrępowaną wolą obu stron; gdzie pragnienia ciebie i mnie znajdują pozytywny odzew. W zobowiązaniu wolność. Tylko czy tak się da?
Wybieram pigułkę..
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
ale czy mamy prawo mówić coś za kogoś??Tak naprawdę tylko wiem czego JA oczekuję, co mogę dać i co chcę wziąć.Ja odpowiadam za swoje życie i jasno określam czego chcę.Tak jest prościej.Bez domysłów i zbędnych podarunków których nikt nie oczekuje.Prosty manifest bez komplikacji.Ja jak modlitwa do Boga.Tu nie chodzi o ego ale jasne wyrażenie swoich potrzeb.Nic nie mogę powiedzieć o Tobie, to ty musisz mi powiedzieć czego Ty chcesz.
Tak to działa między dwojgiem normalnych, zdrowych emocjonalnie osób.kaem pisze:Tylko czy tak się da?
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Kaem Twoje wpisy jak zwykle prowokujące i wymuszające na człowieku wysilenie tej resztki szarych komórek, by coś rzec. A do tego jeszcze, to Man in the mirror zmusza nas do przejrzenia się w lustrze, tylko czy przypadkiem on nie podsuwa nam fałszywego lustra? Czy Man in the Mirror sam przejrzał się w lutrze..? Potem, po odpowiedzeniu sobie na te pytania, dopiero możemy dokonać tych wszystkich czynności pielęgnacyjno-higienicznych na sobie.
Więc zadajemy to pytanie na podstawie skrawka tekstu, do którego nie mamy klucza…
Bo nie wiemy, o jakie miłości jest mowa. Zgadzam się w pełnej rozciągłości, że w relacjach kobieta mężczyzna (niekoniecznie w tej konfiguracji) ta filozofia kompletnie zawodzi, Zazwyczaj taka miłość kończy się z hukiem..
Jednak, gdyby to była relacja: matka - dziecko, to jest to zazwyczaj miłość, w której jedna ze stron oddaje wszystko, a druga wszystko bierze…
I ta strona, która daje - może czuć się czasem tym dawaniem zmęczona,. Dlatego napisałam, że chciałabym wrócić do fazy embrionalnej i ponurkować tak bez żadnych zobowiązań, by sobie egoistycznie trochę potrwać..
Musimy odróżnić różne rodzaje miłości…
Aja mogę powiedzieć, że moja sytuacja jest podobna do tej, którą Talitha opisała w swoim blogu. Od kiedy na świat przyszły dzieci Michaela, Michael już zawsze mówił MY, nie JA..
I ja też bym chciała powiedzieć czasami JA, a nie wciąż MY…Niedawno kolega dał mi dobrą radę, że powinnam dla relaksu zacząć chodzić regularnie na SPA. Wybałuszyłam oczy w niemym zdumieniu…Dawno nikt do mnie nie odezwał się jako do osoby będącej JA…
edit:
p.s.sorry, ale nie mam czasu na rozwiniecie mojej mysli, więc w dużym skrócie..
Więc zadajemy to pytanie na podstawie skrawka tekstu, do którego nie mamy klucza…
Bo nie wiemy, o jakie miłości jest mowa. Zgadzam się w pełnej rozciągłości, że w relacjach kobieta mężczyzna (niekoniecznie w tej konfiguracji) ta filozofia kompletnie zawodzi, Zazwyczaj taka miłość kończy się z hukiem..
Jednak, gdyby to była relacja: matka - dziecko, to jest to zazwyczaj miłość, w której jedna ze stron oddaje wszystko, a druga wszystko bierze…
I ta strona, która daje - może czuć się czasem tym dawaniem zmęczona,. Dlatego napisałam, że chciałabym wrócić do fazy embrionalnej i ponurkować tak bez żadnych zobowiązań, by sobie egoistycznie trochę potrwać..
Musimy odróżnić różne rodzaje miłości…
Aja mogę powiedzieć, że moja sytuacja jest podobna do tej, którą Talitha opisała w swoim blogu. Od kiedy na świat przyszły dzieci Michaela, Michael już zawsze mówił MY, nie JA..
I ja też bym chciała powiedzieć czasami JA, a nie wciąż MY…Niedawno kolega dał mi dobrą radę, że powinnam dla relaksu zacząć chodzić regularnie na SPA. Wybałuszyłam oczy w niemym zdumieniu…Dawno nikt do mnie nie odezwał się jako do osoby będącej JA…
edit:
Skąd mamy pewność, że Michael mówi to do kobiety..?Michael Jackson napisał:
W obietnicy innego jutra
Nigdy nie dam Ci odejść
p.s.sorry, ale nie mam czasu na rozwiniecie mojej mysli, więc w dużym skrócie..