No kurczę,
homesick zamąciła mi w głowie tą ilością Michaela w Michaelu i od dwóch dni wgapiałam się w
Will You Be There.
Jam pod względem kompozycji scen, montażu, oświetlenia jest rewelacyjny. Obraz świetnie zgrany z rytmem piosenki, wszystko trafia w punkt. Michael łobuzerski, figlarny, ale na szczęście nie ma przesady w tej zabawie. A pomarańczowy... mnie tam nie przeszkadza, sama mam jedną bluzę w takim kolorku.
Patrząc jednak na short film do WYBT nieomal doznaję jakichś duchowych przeżyć. Mimo, że na wizji ludzi jest od groma, to mam wrażenie, że jestem świadkiem bardzo osobistej relacji. W tym skupieniu widocznym na twarzy Michaela i skupieniu w czasie tańca, który przywodzi na myśl jakiś rytualny obrzęd a nie show dla gawiedzi, są autentyczne pytania zagubionego człowieka.
Gdyby tylko nie te wstawki koncertowe, gdzie kłębią się tłumy mdlejących fanek. Takie to jakieś od czapy, choć przyznać muszę, nakręca ekstatyczną atmosferę. Wolałabym sam ten występ z MTV, ale to wtedy nie byłby short film.
Pank pisze:A on tam taki ładny!!!
Pozwolisz Panku, że Twój tekst od GITM wykorzystam sobie przy tym kfm, ale tym razem bez ironii.
No tak, wybieramy film, więc powinno się zwracać uwagę na montaż i inne techniczne bajery. Ale z drugiej strony klimat wpływający na odbiór piosenki też jest niebagatelny.
I obydwa filmy tworzą właśnie taki klimat, ale technicznie lepszy jest
Jam. Odpada więc
Will You Be There.
I jeszcze jedno.
TheMajkeL pisze:Dodatkowo wsadzony na siłę Jordan, który zabrał piłeczkę Michaelkowi.
Michael Jordan w świecie sportu ma taki sam status, o ile nie wyższy, jak Michael Jackson w świecie muzyki. Uznawany jest za najlepszego koszykarza wszech czasów, a lata 90. to apogeum jego popularności. W świecie sportu bił rekordy jak Jackson w świecie muzyki.
I to raczej on wtedy zrobił przysługę Michaelowi Jacksonowi, nie odwrotnie, bo to Jacksonowi zależało na promowaniu albumu, a Jordan wydawał się być świetną lokomotywą… choć pewnie też coś z tego miał (choćby nauka moonwalka u samego Mistrza

). Zresztą o roli Jordana pisał już
kaem.
Ciekawostka: w latach 90. trenerem drużyny Jordana był niejaki pan Jackson, z którym Jordan podobno się przyjaźnił.