Interpretuj tekst!

Dyskusje na temat działalności muzycznej i filmowej Michaela Jacksona, bez wnikania w życie osobiste. Od najważniejszych albumów po muzyczne nagrody i ciekawostki fonograficzne.

Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil

Awatar użytkownika
Estrella
Posty: 163
Rejestracja: pt, 26 cze 2009, 18:43
Skąd: Radom

Post autor: Estrella »

kaem pisze:A jak sobie radzicie z odejściem Michaela?
Ja nawet nie umiem powiedzieć czy sobie radzę... Pamiętam tą noc kiedy dowiedziałam się, że Michael nie żyje, poczułam ogromna pustkę, otępienie, które pochłonęło mnie całą na parę następnych dni. Później wiele wylanych łez przy piosenkach w zaciszu własnego pokoju.. I nagle wielkie BUM Michael był wszędzie w radiu, telewizji, na plakatach, bilbordach, okładkach gazet, na półkach księgarni nagle ukazało się tyle książek. Świat nagle oszalał i zapałał wielka miłością. Ludzie, których spotykałam na swojej drodze dowiadując się, że jestem fanką wypytywali jak zareagowałam, co myślę o tym w jakich okolicznościach odszedł mój idol, czy byłam na TII, czy słyszałam, że w filmie jest jego sobowtór (?). Nie to co kiedyś, to czego najczęściej doświadczałam to szyderczy uśmiech lub politowanie i szybka zmiana tematu.. Odczuwam niesamowity przesyt otaczającym nagłym uwielbieniem dla Michaela.
Ten cały zamęt przesłania mi to na czym mi najbardziej zależy, Michaela, jego twórczość, życie i to co chciał nam dać... pozostawić po sobie. W tym wszystkim zagubiła się ta chwila kiedy Go między nami zabrakło.. wpychają się setki śmiecia, który tłumi prawdziwe uczucia..

Jedyny sposób na odcięcie się od tego choć na chwilę to wrócić szybko z pracy, zamknąć szczelnie drzwi, wyłączyć telefon i włączyć którąś z Jego płyt.. kiedy udaję mi się to zrobić najczęściej wybieram Dangerous, tu pozwolę sobie zacytować Ciebie cicha
cicha pisze:Moje dzieciństwo, kiedy MJ był dla mnie jak powietrze.
odpływam przy tej płycie. Rodzice kupili mi kasetę Natalii Kukulskiej (puszek okruszek itp) dzieciaki wtedy szalały przy tym, a ja ją rzuciłam w kąt i dalej wałkowałam ten sam album Michaela. Dzień bez Jam, Dangerous czy Black or White był dniem zdecydowanie straconym.. przypominają mi się całe godziny na wygłupach przed Jego plakatami. Żeby rozumieć o czym śpiewa zaczęłam się uczyć angielskiego (już dziecko ze mnie było dziwne :wariat:) . Z dnia na dzień, im byłam starsza tym mniej miałam czasu na codzienną dawkę MJ'a ale przeplatał się nieustannie z moją rzeczywistością.

Czuję się jakby zabrano mi podporę mojej wiary w istnienie bezinteresownej dobroci, człowieczeństwa i łagodności na przekór otaczającego świata. Odszedł troskliwy ojciec, kochający syn i brat, dla nas niezaprzeczalny geniusz, utalentowany, wspaniały człowiek, dla wielu Światełko w szarym i niekoniecznie radosnym życiu, wzór, idol... Taka strata na zawsze odznaczy się w naszym życiu.. Czy można się z nią pogodzić.. nie wiem.

Pewnego rodzaju "pozytywem" odejścia Michaela dla mnie jest to o czym piszesz kaem, że teraz odkrywamy to czego wcześniej nie mieliśmy okazji, czasu czy zapału odkryć w Jego twórczości i życiu.
Po jego śmierci poznałam kilkoro wspaniałych ludzi, niektórzy pomogli mi przejść chyba przez najgorszy okres.. ciesze się, że w tym całym wirze rzuciło mnie na forum..

cicha miałaś rację.. to ekshibicjonizm.. nigdy nikomu tak o tym nie mówiłam.. od dawna nie dopuszczałam do siebie tego wszystkiego co tu wylałam teraz.. wierzę, że zrozumiecie.
But if you came to see
The truth, the purity
It's here inside a lonely heart
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Skąd: Wrocław

Post autor: MJowitek »

Odnośnie ekshibicjonizmu dot. śmierci Michaela, według mnie jest on dużo wiekszy własnie przy samej analizie tekstu, dotyczy bowiem życia prywatnego. Relacji z drugim człowiekiem. A smierć Michaela jest niejako wspólna dla nas wszystkich. Odszedł od nas wszystkich.
Aint no Sunshine jest o odejściu, które dotyka jednego konkretnego człowieka.

Doskonale pamiętam noc 25 czerwca 2009. Byłam na imprezie z (byłym już) chłopakiem. Ale coś mi nie grało, podobno strzelałam fochy, chciałam być blisko niego, ale przez tą chęć ostatecznie się oddalałam.
Wróciliśmy wcześniej, wkurzeni, spałam obok, ale czułam, że jestem sama.
Był, ale jakby go nie było. Wolałam, żeby go nie było.

But right now I just feel cold, so cold
Right down to my bones
cause ooh...

Telefon, że Michael umarł.
Poczułam sie sama w dwójnasób.
Koło mnie spi człowiek, ktory powinien być dla mnie podporą, ale w tej sytuacji...
Nie chciałam nawet płakać, zeby go nie obudzić. Nie zrozumiałby mnie. Byłabym jeszcze bardziej sama.

Tamtej nocy czułam, że odchodzi cos więcej, niż tylko Michael.
Czułam sie pusta i ciężka jak ołów. Right down to my bones.

Tamtej nocy czułam, że Michael odszedł, ale ja żyję. Kocham.
Czułam, że nie można tak tego zostawić. Nie pozwolić odejść.

You ever want something
That you know you shouldn't have
The more you know you shouldn't have it,
The more you want it

W imię wyższej idei, też, ale głównie dla mnie samej.

Dla ciepła, spokoju, poczucia bezpeczeństwa.

It's not warm when he's away.
And this house just ain't no home.

Przyszła do mnie Wojna (moja kotka), położyła się na mnie i zaczęła głośno mruczeć.
Bardzo pomogła.

Śmierć jest, że tak powiem, stabilna. Stało sie, nie zmienię tego. Zaakceptowałam to jeszcze tamtej nocy. Az mi było trochę głupio, bo moze "wypada" być zdruzgotanym nieco dłużej. Ale jednak, czy Mj żyje fizycznie czy nie, nie ma to większego wpływu na moje życie. Nic się nie zmieniło. Ja nie umarłam wraz z nim. Wręcz przeciwnie nawet, czuje sie niejako zobowiązana żyć i za niego. Mocniej.
Ale odejście uczuć, zmiany planów...
Wielka niewiadoma, co będzie dalej. Bo starałam się i co? I nic.
To jednak nie zależy ode mnie.

Only darkness.

Pozostaje mi kochać samą siebie.
Awatar użytkownika
Mariurzka
Posty: 384
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 14:52
Skąd: lasy i bory Roztocza ;)

Post autor: Mariurzka »

Jeszcze ten odcinek naszych interpretacji nie został zamknięty, więc się szybciutko dopiszę.
Takie dziwne doświadczenie: wczoraj, kiedy po ciężkim tygodniu siadłam późną nocą, żeby coś tutaj napisać, padł Internet. Całkowicie. O 2 w nocy poddałam się i poszłam spać, z przeświadczeniem, że już nie uda mi się wypowiedzieć w tym rozdaniu.
Nie będę tego, co napisałam poprawiać, przerabiać, niech zostanie takie, jakie jest - napisane w nocy, może trochę chaotyczne. Taki "strumień świadomości" moich przemyśleń.
________________________________________

Odkąd pamiętam, mam bardzo emocjonalny stosunek do tego utworu. Kiedy go słuchasz w wykonaniu małego Michaela, to faktycznie jest jakoś dziwnie - takie słowa w ustach dzieciaka. Dziwnie, ale nie niespójnie, bo mimo swojego młodziutkiego wieku zaśpiewał to tak dojrzale, jak tylko mógł. Często mam wtedy w głowie jedno pytanie: jak on rozumiał ten tekst, gdy go śpiewał?

Każdy z nas ma wiele takich ukrytych pragnień, o których mówi ten tekst. "Im lepiej wiesz, że nie powinieneś tego mieć" tym bardziej mieć to pragniesz. Mnie zawsze ciekawi jeszcze jedno - co się dzieje, gdy to niemożliwe doczeka się zrealizowania? Dalej jest tak samo ważne, czy też niecierpliwie zaczynamy wtedy szukać kolejnego "niemożliwego"? Najczęściej jest niestety chyba to drugie...

Jak słucham tego utworu, to zawsze wyobrażam go sobie w czarnych barwach. Ten bezbrzeżny smutek i noc: "Każdego dnia otaczają mnie ciemności".
Tak, zgadzam się z wami, to jest piosenka o toksycznym związku, uzależnieniu od drugiej osoby. Nie powinno tak być, ale często przecież tak bywa - ktoś jest dla nas całym życiem, światłem, nawet wtedy, a może właśnie szczególnie wtedy, gdy nie ma szans, żeby nim realnie był. Wtedy się spalamy w tym toksycznym słońcu, zatracamy tak, że ucieka cała rzeczywistość. I jak tu się pogodzić, gdy jednak nie wychodzi? Jak poradzić sobie z bólem, cierpieniem, odrzuceniem?

Czy można między wierszami zobaczyć tutaj tekst o śmierci, tym ostatecznym odchodzeniu? I tak, i nie - zależy jak będziemy chcieli popatrzeć. Jeśli wziąć pod uwagę tę powtarzającą się jak mantra frazę "Słońca nie ma, gdy ona odeszła", to faktycznie coś w tym jest. Bo:
"ten budynek to już nie dom
Zawsze kiedy ona odchodzi"

Jest pustka. To, co do tej pory było pełne, straciło sens, jest ułomne i zimne. I nie ma uczuć, bo odeszły z tym kimś, kto był dla nas ważny. Niekoniecznie przecież trzeba się toksycznie zakochać, żeby nie umieć sobie poradzić z czyimś odejściem - także tym ostatecznym.

Mogłabym długo pisać o wielu ważnych osobach, z których odejściem musiałam sobie radzić w swoim życiu: dziadkach; ojcu, który zmarł, gdy miałam 12 lat... moim radzeniu sobie z nocą i pustką po 25 czerwca...
Zanim odniosę się, Kaem, do twojego pytania, napiszę jednak o kimś innym.
kaem pisze:Śmierć może być paradoksalna, może ożywiać, pobudzać.
Tak. Śmierć zmusza do myślenia, dookreślenia się, nie pozostawia obojętnym. Brutalnie styka z najważniejszymi egzystencjalnymi pytaniami naszego życia, na które tak trudno znaleźć odpowiedź. Bo jak sobie wytłumaczyć odejście kogoś młodego, kto mógł jeszcze żyć, doskonalić się, mieć swoje chwile szczęścia, czy chwile słabości? Jak sobie racjonalnie wytłumaczyć nieuleczalną chorobę, z którą żyje ktoś ci bliski? Jak z nim rozmawiać, patrzeć na niego z myślą, że może to już ostatni dzień, miesiąc, rok? Jak wiele można się od takiego kogoś nauczyć, patrząc na to, jak cieszy się on każdą chwilą, korzysta z życia i tak naprawdę mimo swojej choroby jest go pełen niż ktokolwiek inny?

Miałam uczennicę, jednocześnie daleką kuzynkę. Młodą, pełną życia siedemnastolatkę chorą na mukowiscydozę. Żyjącą z wyrokiem śmierci i zdającą sobie z tego sprawę. Ostatnią rzeczą, jaką można było o niej powiedzieć to to, że jest załamana swoim stanem. Ciepła, pełna życia i radości dziewczyna. W styczniu minie dwa lata, gdy trzeba ją było pożegnać. Nagle, bo nikt nie spodziewał się, że to już, bo przecież ludzie z tą chorobą potrafią dożyć 30, 40 lat. Bo przecież miała tyle planów, maturę i studia za pasem. Nie wyszło. Były tłumy ludzi, morze białych kwiatów. Ściśnięte gardło, gdy trzeba było zaśpiewać jej ulubioną piosenkę. I ten żal, że tak wielu rzeczy się nie zrobiło, tak wielu słów się nie powiedziało, bo przecież wydawało się, że to jeszcze nie teraz. A jednocześnie wdzięczność za to, że tak wiele dała, nie robiąc niczego spektakularnego, wystarczyło, że po prostu była i pokazywała samą sobą co to znaczy żyć. I faktycznie przez długi czas po jej śmierci miałam w głowię tę właśnie frazę: "Ain't no sunshine when she's gone..."

Czytam wasze wypowiedzi i myślę sobie - jak podobne są nasze odczucia, jak podobne doświadczenia. Mnie też się wydawało, że tacy ludzie jak Michael, są niezniszczalni, mimo że bywały momenty, gdy w swoim życiu byłam bardziej obok, niż z nim. Mimo tych życiowych zawirowań - nigdy nie był mi obojętny - ani jako człowiek, ani jako artysta. Mnie też o wiele bardziej interesowały jego muzyczne dokonania, niż jego prywatność, w którą cały świat wchodził z butami. Po 25 czerwca poczułam pustkę, emocjonalny chłód (jak w tym tekście: "I just feel cold, so cold"). Najpierw było niedowierzanie, a potem żal, że tyle planów się już nie spełni, że nie ma już nawet sensu marzyć, czy planować. I jak wcześniej oprócz jego muzyki słuchałam mnóstwa innych wykonawców, tak wtedy wręcz rzuciłam się na nią. Nie potrafiłam słuchać czegokolwiek innego. Dziwne: nie wpędzała mnie w jeszcze większą ciemność - raczej pomagała przetrwać. Zatrzeć granicę pomiędzy życiem a śmiercią, zatrzymać w jakiejś ułudzie tego, że "przedstawienie nadal trwa". Były i łzy, ale o dziwo - nie tak wiele. Nie dlatego, że mniej to mnie obeszło, chyba raczej dlatego, że zupełnie nie wiedziałam, jak to z siebie wyrzucić. A to jest najgorsze - tłumić, dusić coś w sobie i nie potrafić dać temu ujścia. Łzy to oczyszczenie, ja na swoje oczyszczenie musiałam czekać długi czas.

Jak jest teraz? Nadrabiam to, co mnie gdzieś tam po drodze z takiego czy innego powodu ominęło, szukam w Jego muzyce ciągle czegoś nowego i ciągle to znajduję. Tydzień temu, po raz pierwszy od tamtego dnia czerwca, w moim odtwarzaczu zagościła także i inna muzyka. Dziwne to było na początku uczucie - słuchać kogoś, kto nie jest Nim. Dziwne, ale potrzebne - żeby złapać dystans, nie zapętlić się całkowicie.
Każdego dnia na nowo odkrywam prawdę o tym, że śmierć coś, kogoś zabiera, ale jednocześnie coś daje. Każdego dnia wydaje mi się, że jakoś sobie już to wszystko poukładałam. Jadę do pracy i słucham moich ulubionych piosenek - Jego piosenek. I cieszę się nimi, tym, że są i że będą. Zaglądam nieśmiało, bo nieproszona przecież, do historii Jego życia i szukam tam inspiracji, motywacji dla moich wyborów, moich działań. Nie traktuję Go jak idealną postać, doskonałego idola, nigdy go tak nie postrzegałam, był dla mnie zawsze najpierw człowiekiem - z wszystkimi swoimi wadami i zaletami. Ale bywają takie dni, gdy mimo tego pozornego uporządkowania pojawi się coś, co burzy ten spokój. Dziś dokonał tego Spike Lee, a raczej jego video do This Is It. Nie wiem, co zburzy ten spokój za dzień, tydzień, czy miesiąc. Nie mam zamiaru rozdrapywać ran, ale na tym też polega pamięć o kimś - że nawet po pół roku, czy dwóch latach - coś nas wzrusza, gdy o nim myślimy, odzywa się ta dawno ukryta "nuta" naszego serca. Włączasz wtedy ulubioną piosenkę, patrzysz na uśmiechniętą fotografię i znów dochodzisz do wniosku, że "to jest bardzo mało". Takie chwile też są potrzebne, bo sprawiają, że jesteśmy "jacyś".

Wyszła mi bardziej impresja, niż interpretacja. Do wielu waszych słów, przemyśleń się nie odniosłam, choć chciałam. Niech zostanie tak, jak jest, trochę bezładnie i może kulawo. Taka plątanina myśli, stworzona tą nocną porą...
Czy słyszysz, jak tam daleko muzyka gra?
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Skąd: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Mariurzka, brakowałoby czegoś na zakończenie, gdyby nie Twój post. Dzięki wszystkim za odzew tym razem. Bardzo frapujące posty.


Tekst tygodnia:

Threatened
Album: Invincible (2001)
Autor piosenki: Michael Jackson, Rodney Jerkins, Fred Jerkins III i LaShawn Daniels

Obrazek


Trochę historii:
Utwór dedykowany mistrzowi od efektów specjalnych, Rickowi Bakerowi. Rick Baker urodził sie w 1950 roku. Już jako nastolatek w kuchni tworzył repliki części ciała. Pierwsza jego profesjonalna styczność z kinem miała miejsce w 1973 roku, kiedy asystował Dickowi Smithowi przy filmie Egzorcysta.
Rick Baker został nagrodzony Oscarem za swoją pracę nad Amerykańskim Wilkołakiem w Londynie Johna Landisa (pierwsza nagroda za charakteryzację w dziejach Akademii Filmowej). Łącznie w swoim dorobku ma 5 Oscarów, 9 razy był nominowany (rekord w tej kategorii).
Rick pracował przy charakteryzacji do Thrillera. Wystąpił też w tym krótkim filmie muzycznym jako zombie otwierający kryptę. Nie został wymieniony w czołówce.

W piosence wykorzystano pośmiertnie głos Roda Sterlinga, scenografa, który zasłynął przede wszystkim jako twórca Strefy Mroku, serialu z przełomu lat 50 i 60 ubiegłego wieku.
Za filmweb: "Strefa mroku" to popularny na przełomie lat 50. i 60. serial, który propagował wśród Amerykanów szeroko pojętą fantastykę. Każdy z 156 odcinków stanowił zamkniętą całość. Cechą charakterystyczną były nieoczekiwane zwroty akcji i końcowy morał. Serial został przyjęty zarówno przez krytykę jak i publiczność z wielkim uznaniem. "Strefa mroku" doczekała się kilku kontynuacji, w tym filmu kinowego, do którego Serling napisał scenariusz.
Serling służył w wojsku w czasie II wojny światowej. Doświadczenia wojenne odcisnęły się na jego psychice. Później cierpiał na koszmary i powracające traumatyczne wspomnienia.
Serling miał problemy zdrowotne. Zmarł w wieku 50 lat, mając kolejny, trzeci atak serca.
Threatened pochodzi z ostatniej płyty Michaela z wyłącznie premierowym materiałem. Piosenka kończy album jako ostatnia.

posłuchaj<<

[Rod Serling intro]
Tonight's story is somewhat unique and calls for a different kind of introducing
A monster had arrived in the village
The major ingredient of any recipe for fear is the unknown
And this person or thing is soon to be met
He knows every thought, he can feel every emotion
Oh yes, I did forget something didn't I? I forgot to introduce you to the monster.

You're fearing me, 'cause you know I'm a beast
Watching you when you sleep, when you're in bed
I'm underneath
You're trapped in halls, and my face is the walls
I'm the floor when you fall, and when you scream it's 'cause of me
I'm the living dead, the dark thoughts in your head
I know just what you said
That's why you've got to be threatened by me

[Chorus]
You should be watching me, you should feel threatened
Why you sleep, why you creep, you should be threatened
Every time your lady speaks she speaks to me, threatened
Half of me you'll never be, so you should feel threatened by me

You think you're by yourself, but it's my touch you felt
I'm not a ghost from Hell, but I've got a spell on you
Your worst nightmare, it's me, I'm everywhere
In one blink I'll disappear, and then I'll come back to haunt you
I'm telling you, when you lie under a tomb
I'm the one watching you
That's why you got to be threatened by me

[Chorus]

[Rod Serling verse]
The unknown monster is about to embark
From a far corner, out of the dark
A nightmare, that's the case
Never Neverland, that's the place
This particular monster can read minds
Be in tow places at the same time
This is judgement night, execution, slaughter
The devil, ghosts, this monster is torture
You can be sure of one thing, that's fate
A human presence that you feel is strange
A monster that you can see disappear
A monster, the worst thing to fear.

[Chorus x 3]

[Rod Serling outro]
What you have just witnessed could be the end of a particularly terrifying nightmare.
It isn't. It's the beginning.



Zastraszany
tłum. anialim

[wstęp Roda Serling'a]
Dzisiejsza historia jest o czymś niepowtarzalnym
Więc wymaga szczególnego wstępu
Potwór przybył do wioski
Niewiedza to główny powód strachu
Zaś tę osobę czy to coś będziesz mógł spotkać
On zna każdą myśl, wyczuwa każdą emocję
A właśnie, zapomniałem o czymś, czyż nie?
Zapomniałem przedstawić cię potworowi

Boisz się mnie, bo wiesz, że jestem bestią
Obserwuję, kiedy śpisz, kiedy jesteś w łóżku
Ja jestem pod nim
Ugrzązłeś w labiryncie, zaś moja podobizna jest na jego ścianach
Gdy upadasz - jestem podłogą, a kiedy krzyczysz - to przeze mnie
Jestem żyjącą śmiercią, czarnymi myślami w twojej głowie
Słyszałem co powiedziałeś
Dlatego powinieneś czuć się przeze mnie zagrożonym!

Powinieneś mnie obserwować, powinieneś czuć się zagrożonym
Dlaczego śpisz? Dlaczego się skradasz? Powinieneś czuć się zagrożonym
Za każdym razem, gdy twa ukochana mówi - ona mówi do mnie, zagrożony
Nigdy nie będziesz nawet w połowie tym, kim ja jestem, dlatego powinieneś czuć się przeze mnie zagrożonym

Myślisz, że jesteś sam, ale to właśnie mój dotyk poczułeś
Nie jestem duchem z piekieł, ale rzuciłem na ciebie zaklęcie
Jestem twoim najgorszym koszmarem, jestem wszędzie
W mgnieniu oka znikam, ale wrócę, będę cię straszył
Zapewniam, gdy będziesz leżał już w grobie
Ja wciąż będę cię obserwował
Dlatego powinieneś czuć się przeze mnie zagrożonym

Powinieneś mnie obserwować, powinieneś czuć się przeze mnie zagrożonym
Dlaczego śpisz? Dlaczego się skradasz? Powinieneś czuć się przeze mnie zagrożonym
Za każdym razem, gdy twa ukochana mówi - mówi do mnie, zagrożony
Nigdy nie będziesz nawet w połowie tym, kim ja jestem, dlatego powinieneś czuć się przeze mnie zastraszonym

[Rod Serling]
Nieznany potwór zamierza zaatakować
Z dalekiego rogu, z ciemności
Koszmar - tak to trzeba nazwać
Niby-Nibylandia- tam to się odbywa
Ten szczególny potwór umie czytać w myślach
Może być w dwóch miejscach jednocześnie
To sądna noc, egzekucja, pogrom
Diabeł, duchy, ten potwór to udręka
Jednego możesz być pewien, to przeznaczenie
Dostrzegasz w nim człowieka - to dziwne
Potwór, którego widzisz - znika
Potwór - najgorsza rzecz, jakiej możesz się bać!

Powinieneś mnie obserwować, powinieneś czuć się zagrożonym
Dlaczego śpisz? Dlaczego się skradasz? Powinieneś czuć się zagrożonym
Za każdym razem, gdy twa ukochana mówi - mówi do mnie, zagrożony
Nigdy nie będziesz nawet w połowie tym, kim ja jestem, dlatego powinieneś czuć się przeze mnie zagrożonym

[Rod Serling]
To, co właśnie zobaczyłeś mogłoby być końcem szczególnie zatrważającego koszmaru.
Ale nie jest.
To dopiero początek



Złam tabu. Interpretuj tekst!
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Skąd: Wrocław

Post autor: MJowitek »

Po pierwsze serdecznie dziękuję Panu Prowadzącemu za pamięć i umieszczenie oryginalnego tekstu w normalnym rozmiarze. Nareszcie coś widzę.

Aczkolwiek, do interpretacji tego tekstu wzrok nie jest potrzebny.
Zanim złamię tabu, napiszę oczywistą oczywistość, Threatened jest rozmową duszy. Tym jest dla mnie od samego początku i niczym innym stać się nie chce.

Niezwykłość jak dla mnie polega na tym, że rozmowa nie odbywa się w ciszy i skupieniu, w splątanej pozycji jogina, ale to krzyk, jakaś odmiana drwiny, zaczepka i prowokacja w jednym.

The major ingredient of any recipe for fear is the unknown.

Główną składowa strachu jest to, co nieznane.
Tym nieznanym jesteśmy my sami.
Ja sama znam siebie najlepiej ze wszystkich ludzi, ale byłabym naiwna sądząc, że wiem o sobie wszystko. Jeśli zajrzeć w siebie, tam, daleko daleko, otwiera się studnia, tam jest jakiś punkt o mocy zdolnej stworzyć świat.
Świat naszych marzeń, myśli i emocji.
Oraz..o, dzień dobry, Panie Potworze.


He knows every thought, he can feel every emotion.
To coś zna mnie na wskroś, każdą myśl, każdą emocję.
On mnie-tak. Ja jego - nie.

You're fearing me, 'cause you know I'm a beast.

Jego istnienie przeraża, tylko to coś zna cała prawdę o nas.
I nie pomoże żaden specjalista od public relations, tego się nie da okłamać, nie nabierze się na różowe kokardki. Przeraża mnie, bo tylko on wie, że jestem bestią.

Watching you when you sleep, when you're in bed
I'm underneath.


A jest zawsze ze mną, przy mnie, nawet gdy śpię, czy to moje ciało astralne?
Czy to ja w czystej postaci, czy może jest w nim ślad jakiegoś demona?
A może, to ktoś zupełnie obcy? Ciało astralne kogoś zupełnie innego?
Przyszło mnie obserwować...

You're trapped in halls, and my face is the walls

Biegając po labiryncie własnych snów, wciąż i wciąż wpadam na oblicze najskrytszego strachu. Pająki, śmierć, samotność? Tak musi się czuć ćma uwięziona w lampie. Wszędzie to gorące światło.

I'm the floor when you fall, and when you scream it's 'cause of me

A to, to jest właśnie ten moment, kiedy dwa potwory z dwóch dusz się rzucają na siebie. Ból, niepowodzenie, zażenowanie...nie bolałoby, gdyby nie Ty. To przez Ciebie. Zła podłoga. Zła. I Ty też jesteś zły, bo Tobie się udało, a mi nie.

I'm the living dead, the dark thoughts in your head
I know just what you said
That's why you've got to be threatened by me


Wie wszystko, słyszy wszystko, nie da się oszukać.
I do tego jest wieczne.
Jak się nie bać?

Every time your lady speaks she speaks to me, threatened

I jeszcze to. Zero intymności.
Ale dla dusz intymność chyba nie istnieje.
A tu... czy to czasem nie jest rozmowa zakochanych? Na poziomie dusz?
Słowa, wypływające z jamy ustnej, nie mają znaczenia.
Ona przemawia z głębi do głębi, czyż nie?
Tylko czego tu się bać? Głębokiego związku?

Half of me you'll never be, so you should feel threatened by me
Niby niewidoczne, a jednak.
To, co jest w człowieku, stanowi o jego istocie.
I nie mam tu na myśli flaków (pozdrowienia dla efektów specjalnych), ale te potwory.

Your worst nightmare, it's me, I'm everywhere
In one blink I'll disappear, and then I'll come back to haunt you
I'm telling you, when you lie under a tomb
I'm the one watching you


Wciąż na nowo i nowo powracające potwory. Sprawiające, że krzyczymy, sprawiające, że widzimy wciąż to, czego się boimy, pokazujące lustro, w którym jest to, czego nie chcemy widzieć. Who`s the freak now?
Sprawiające, że...chcemy walczyć, zmieniać się i żyć. Być sobą, bez strachu.

What you have just witnessed could be the end of a particularly terrifying nightmare.
It isn't. It's the beginning.


Bez tego potwora nie byłoby walki.
Nie byłoby nowego życia.
Dziękujemy, potworze.


***

A tabu? Jakie znowu tabu - Michael żyje.

:-P

W nas.

No bo przecież:
I'm telling you, when you lie under a tomb
I'm the one watching you

Kończąc interpretację tekstu... gdy ciało umiera, coś żyje nadal.
I patrzy.
Awatar użytkownika
cicha
Posty: 1611
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 8:21
Skąd: silent world

Post autor: cicha »

Jaskier z serialu Wiedźmin pisze: Najwyższy czas dowiedzieć się, czego nikt Ci nie powie,
Że w życiu tak niekiedy jest, że potworem jest człowiek.

I nagle przyszło walczyć Ci z własnymi myślami,
Bo przecież ludzi bronić masz przed potworami.
W wolnym czasie miałam przyjemność obejrzeć sobie ten serial i, co przykuło moją uwagę, to teksty w ścieżce dźwiękowej, śpiewane przez Zamachowskiego. (A w samym serialu - dialogi i rozmowy. I tu jest dobra zachęta, by sięgnąć do opowiadań SF A. Sapkowskiego, których jeszcze nie miałam okazji czytać). Celne, proste teksty poruszające uniwersalne dylematy. Ten powyższy, to jeden z wielu, a (moim zdaniem) bardzo pasujący do Threatened.

Za lęki, obawy, strach, przerażenie - odpowiada umysł. Pytanie na ile jest to uzasadnione, a na ile irracjonalne? Czy wynika on z faktu realnego starcia z niebezpieczeństwem? Koszmarów przeżytej przeszłości? Czy bardziej na zasadzie przeczucia? A może wynikać on też z faktu, że wewnętrzne sumienie nie daje spokoju, bo doskonale wiesz, że dopuściłeś się czynów niegodnych wobec innych?

Jak sobie z tym radzić?

A może pod wpływem silnych środków odurzających? Czytałam (Pamiętnik Narkomanki B. Rosiek), że bardzo uzależnieni narkomani, miewają koszmarne wizje-urojenia, po zaspokojeniu swego głodu.
Wiktor Hugo-Nędznicy pisze:Wielu ludzi nosi w sobie ukrytego potwora, chorobę, która wysysa im krew, która ich pożera, rozpacz, która gnieździ się w ich nocy. Oto człowiek, który nie różni się od innych, chodzi, porusza się, i nikt nie wie, że ma w sobie straszliwego pasożyta - boleść stu zębną, która żyje w tym nieszczęśniku i zabija go. Nikt nie wie, że ten człowiek to topiel. Jest spokojny, ale bez dna. Od czasu do czasu niezrozumiałe drżenie przebiega po powierzchni; pojawia się jakaś zmarszczka, znika, pojawia się znowu, tworzy się pęcherzyk powietrza, pęka.
Niby to nic, w istocie to rzecz straszliwa: oddech nieznanej bestii.
ula pisze:wyszło, że z cichą myślimy na ten temat podobnie, co zauważyłam już po wysłaniu posta, więc nie było to zamierzone.
Ula - nasze posty po prostu się uzupełniają:)
Ostatnio zmieniony sob, 12 gru 2009, 22:35 przez cicha, łącznie zmieniany 6 razy.
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
ula
Posty: 117
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 16:31
Skąd: świętokrzyskie

Post autor: ula »

Strach i lęk, dwa słowa, tak oczywiste, mówiące w zasadzie o jednym uczuciu. Według psychologii podobno należy je rozdzielić, bo każde z nich mówi o innym obiekcie wywołującym to silne napięcie emocjonalne. I tak w przypadku lęku przyczyna go wywołująca jest zawsze irracjonalna, natomiast jeśli chodzi o strach to pojawia się on w stanach realnego zagrożenia. Gdyby skupić się na tym podziale to Threatened mówi o lęku. Ja jednak chcę napisać o tym uczuciu, które siedzi w każdym z nas. Bez psychologicznego podziału. Lęk, strach – potwór o stu twarzach. To bestia, która siedzi w każdym z nas. To strach przed nieznanym, to lęk przed wybrykiem naszej wyobraźni, która rysuje w ciemności wyimaginowane obrazy. Można zadać pytanie – dlaczego się boimy? Bo działa pierwotny instynkt przetrwania. W chwili braku realnego zagrożenia wydaje się, że jest w stanie zagrozić nam wytwór naszej wyobraźni. Koszmar senny potrafi umęczyć, zmęczyć i nie dać upragnionego odpoczynku. To jakby przywołać Freddy'ego Kruegera, a sen nie przyniesie uspokojenia i ucieczki przed problemami. Można by powiedzieć że lęki, koszmary senne są objawem chorej duszy, jakby wyrzutem sumienia. Pojawiają się wtedy, gdy nasza podświadomość nie godzi się z tym jak postępujemy. Podświadomość to cień naszego jestestwa. To jakby ta druga osoba, która w nas jest.
Ale...Potwory znikają gdy pojawia się dzień, bo zabija je blask słońca. Dlatego wampiry tak się go boją ;-) .

wyszło, że z cichą myślimy na ten temat podobnie, co zauważyłam już po wysłaniu posta, więc nie było to zamierzone :-)
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Skąd: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

A jak byście wyobrażali sobie powrót Michaela, gdyby jednak żył i miał się ujawnić? Jakby taki powrót by wyglądał? Co Wam fantazja podpowiada?
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
cicha
Posty: 1611
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 8:21
Skąd: silent world

Post autor: cicha »

Fantazja?
vivi pisze:No cóż,pewnie dlatego od pewnego czasu ćwiczył przebranie ala arabska księżniczka.Teraz spokojnie może za legalną żonę jakiegoś szejka uchodzić.Zakwefi się cały i nikt się nie czepia dancing Michael Jackson A nie daj Allah jakby ktoś mu chciał pod burkę zajrzeć,pewnie sroga kara ucięcia pewnej części ciała na takiego kozaka za to czeka Poddaję się No i kto się odważy?Peter Pan is safe now
Kurde,nie głupia ta teoria Głupi głupi... Tylko trochę szkoda,że się odchudzał,bo mimo że tancerz z niego przedni to mistrzynią w tańcu brzucha nie zostanie e Na to trzeba miec trochę ciałka.
Tu
Spodobała mi się ta wypowiedź.

A moja fantazja mi podpowiada, tak przy okazji hoaxowego-tabu:

MJ zmieniłby swoją tożsamość. Oszpeciłby się zewnętrznie z pomocą makijażu, charakteryzacji i przebrań. Łysy. Nikt by nawet się nie domyślił, że ten ktoś, to niby ten Michael Jackson. Żadnego powrotu w świetle jupiterów. Może zająłby się czymś, co tak bardzo lubi? A jak miałby potrzebę tworzenia, to robiłby to jako anonim, albo pod nieznanym pseudonimem.

Idąc za zdaniem GMa:
George Michael podejrzewa, że Jackson, który zmarł w czerwcu tego roku, nie był w stanie obudzić w sobie dawnej kreatywności, ponieważ przeszkadzała mu w tym sława.(...) mam wrażenie, że jego potencjał artystyczny uległ też pewnemu zatraceniu. Być może popularność po prostu przeszkadza muzycznej doskonałości - mówi piosenkarz.
Może właśnie takie odejście, pozwoliłoby na nowo odnaleźć w sobie dawną kreatywność?

No i czuję, jak to, co napisałam brzmi absurdalnie. W moim przypadku 99% - przemawia za oficjalną wersją, że MJa fizycznie już nie ma na tym ziemskim padole. Tylko ten 1% pozostaje dla tej bujnej wyobraźni i fantazji, że może jednak...

A przy okazji, to ze zdaniem GM jeszcze bym polemizowała.


A Wam?

edit...
a_gador pisze:Czasami człowiek boi się zwyczajnie odczuwać w pełni radość, by los okrutnie się nie zemścił. (...) kiedy czuję się jak king of the world, ponieważ odniosłam jakiś osobisty sukces
Dla mnie to jest właśnie pokora. Świadomość człowieka, która pozwoli przystopować i zapytać siebie: hola...hola...czy ja wszystkie rozumy pozjadałam? Samokrytycyzm wobec siebie i swoich osiągnięć bardzo w tym pomaga. Wdzięczność za to, co do tej pory w moim życiu się wydarzyło pozytywnego - składam tylko temu Dobru Absolutnemu, jakim jest dla mnie Bóg. Wszystko, co negatywne - składam na karb mojej bezmyślności i niewiedzy.

A Unbreakable...odbieram troszkę w innym kontekście... :knuje:

A o śmierci? Pamiętacie Beksińskiego? Ten to miał dopiero wizje...
Obrazek
http://www.beksinski.com.pl/
Tu

Pozwolę sobie na wynurzenie jeszcze:

1) pamiętam, jak miałam kiedyś czarne myśli, jak rozkładające się zwłoki leżą zakopane w ziemi i są zjadane przez żyjące w niej organizmy, a byłam wtedy tylko kilkuletnim dzieckiem. Płynęły mi łzy ze smutku i rozpaczy do poduszki przed snem. Strasznie to przeżywałam. Skąd mi się to brało? :podejrzliwy:

2) miewałam też notoryczny koszmar senny w dzieciństwie. Ogromne, niekończące się schody, a ja na nie wchodzę, coraz wyżej i wyżej. A tam na końcu miał być strych, a w tym strychu czekała na mnie zła czarownica...płakałam przerażona. Zbudzona, bałam się już zasnąć bez światła, w totalnych ciemnościach...

3) ostatni notoryczny koszmarny sen z mojego dzieciństwa - obrazy zniszczeń wojennych...ruiny miasta, zbombardowany Kościół i zniszczony, nadpalony, drewniany kikut-krzyż z ukrzyżowanym Chrystusem, wystający z tej ruiny Kościoła. I ja chodząca po tych ruinach, zadzierająca głowę do góry i przyglądająca się temu krzyżowi. Płakałam, szukałam moich bliskich...

Te koszmary skończyły się z chwilą, gdy zaczęłam wiek szkolny. Do dziś dla mnie stanowi to zagadkę - skąd takie obrazy w głowie kilkuletniej dziewczynki się brały? I że je pamiętam po dziś dzień. Zastanawiające to.

edit2
a_gador pisze:Zacytowane z niej zdanie, z premedytacją wyrwałam z kontekstu, ponieważ pasowało do mojej wypowiedzi.
A, to już wszystko jasne:)
Ostatnio zmieniony wt, 15 gru 2009, 17:00 przez cicha, łącznie zmieniany 8 razy.
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
ula
Posty: 117
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 16:31
Skąd: świętokrzyskie

Post autor: ula »

Fakt pozostaje tylko fantazja, realizm nie pozwala mi nawet myśleć o czymś takim jak sfingowana śmierć i w to po prostu najzwyczajniej w świecie nie wierzę. Nie sądzę, aby człowiek o takiej wrażliwości igrał z uczuciami swoich bliskich, bo musiałby oszukać ich tak jak wszystkich innych, aby to się mogło udać. Poza tym wcześniej czy później, ktoś z zaangażowanych w to osób by się najzwyczajniej w świecie wygadał, dla kasy. Nie jest możliwym, aby zrobić coś takiego w pojedynkę.
Jakby wyglądał taki powrót? Bo ja wiem, chyba raczej na pewno byłby cichy, przecież nie po to ktoś ucieka przed światem, żeby później szumnie przed nim stawać. I nikt by się o nim i jego powrocie nie dowiedział. To jak u świadka koronnego zmiana tożsamości, wyglądu i nawyków ma zapewnić życie i wolność od przeszłości. Powrót w świetle jupiterów zniszczyłby go nie tylko jako artystę, ale również jako człowieka. A tego chyba by nie zniósł.


edit
a_gador zadała pytanie "Czy tak samo będzie po śmierci? Tylko bez bólu?"
Twarz ludzi zmarłych nie przywołuje cierpienia i smutku na niej widać ulgę lub obojętność. Czasami ta twarz jest tak inna niż za życia, że trudno rozpoznać taką osobę. Myślę że ciało jest tylko siedliskiem jakiegoś bytu astralnego, który jednak odradza się po jakim czasie w nowym ciele. Tak na marginesie. Kiedy jest się pięknym, młodym i zdrowym to nie myśli się o śmierci i przemijaniu. Żyje się chwilą w przeświadczeniu jak dużo jeszcze czasu przed nami. Ale czasami przychodzi taka chwila…Kilka lat temu przeżyłam coś co było dla mnie jak pogrożenie palcem od losu. To było jak trauma, która doprowadziła do tego że zmieniłam swój stosunek do życia i ogólnie przewartościowałam swój świat. To co do tej pory wydawało mi się ważne, okazało się śmieszne. Nie zapomnę uczucia niesprawiedliwości i pytania dlaczego to spotkało właśnie mnie, przecież na to nie zasłużyłam. Nie zapomnę lęku przed śmiercią. To było coś strasznego, przerażającego. Myślę, że śmierć przeraża każdego, tylko niektórzy się do tego nie przyznają, a pozostali nie zdają sobie z tego sprawy, bo myślą że to ich nie dotyczy - jeszcze nie teraz. Wierzę, że każdy z nas w chwili narodzin ma zapisany swój los i nic nie da zapieranie się przed nim, tak czy siak zawsze trafiamy na zapisaną nam ścieżkę przeznaczenia.
Ostatnio zmieniony pn, 14 gru 2009, 21:26 przez ula, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
ulaeska
Posty: 135
Rejestracja: sob, 25 lip 2009, 22:06
Skąd: Wrocław

Post autor: ulaeska »

Nie wiem jak wy ale ja przyjęłam wersję, że Michael nie żyje. Szczerze mówiąc kaem zaskoczył mnie takim pytaniem. Chociaż nie uważam, że jest złe. Zawsze można puścić wodze wyobraźni. W końcu to nic nie kosztuje. Ale wierzcie mi nawet nie jestem w stanie pomyśleć co bym zrobiła usłyszawszy taką hiobową wieść. Za pewnik przyjmuję to, że po prostu bym w to nie uwierzyła. Ogólnie rzecz biorąc jestem niedowiarkiem. Może Michael by mnie zaskoczył. Nie bardzo widzę jak to miałoby wyglądać. Tak po prostu pojawiłby się znowu? Jakby nigdy nic? Powiedział, że musiał odpocząć i, że przeprasza wszystkich za swój fortel? I niby rusza na koncerty do Londynu? Tutaj zgodzę się w 100% z Ulą. Powrót w błysku fleszy w ogóle nie wchodzi w rachubę. Jego odejście miałoby służyć raczej odzyskaniu spokoju. Głośny i oficjalny powrót to powrót w paszczę lwa. A przyjmuję, że nie o to by Michaelowi chodziło. No i jestem w punkcie wyjścia. Chyba jednak nie potrafię fantazjować na całej linii. A może po prostu do spraw życia i śmierci podchodzę nazbyt poważnie.
Odchodząc zabrałeś moje serce.
Awatar użytkownika
a_gador
Posty: 773
Rejestracja: ndz, 12 lip 2009, 21:03
Skąd: Śląsk

Post autor: a_gador »

ula pisze:Można by powiedzieć że lęki, koszmary senne są objawem chorej duszy, jakby wyrzutem sumienia. Pojawiają się wtedy, gdy nasza podświadomość nie godzi się z tym jak postępujemy.
Taki stan nie jest niestety konsekwencją tylko naszych złych poczynań w życiu. Czasami człowiek boi się zwyczajnie odczuwać w pełni radość, by los okrutnie się nie zemścił. Brzmi to może paradoksalnie, ale wiem z własnego doświadczenia, że kiedy czuję się jak king of the world, ponieważ odniosłam jakiś osobisty sukces, i mogłabym za Michaelem zaśpiewać I'm unbreakable, to potem, choć nie jest to regułą, zdarza się coś co sprawi mi smutek. Tak dla równowagi. To ma być dla mnie taka lekcja pokory. I właśnie dlatego, że nie wiem w których szczęśliwych okolicznościach mogę się spodziewać takiego ciosu, czuję się threatened -
W mgnieniu oka znikam, ale wrócę, będę cię straszył
zdaje się mi mówić ten potwór z podświadomości.
Zapewniam, gdy będziesz leżał już w grobie
Ja wciąż będę cię obserwował
Czasami się zastanawiam, jak to będzie leżeć we własnej trumnie. Strasznie to brzmi, wiem. Ciało umrze, a co z umysłem? Kiedyś zdarzyło mi się powoli wybudzić z narkozy w czasie operacji. Czułam potworny ból, słyszałam głosy lekarzy i pielęgniarek, ale moje ciało było bezwładne, miałam wrażenie, że zamiast rąk i nóg mam ważące tony odważniki. Po policzkach pociekły mi łzy i to był znak dla operujących, żeby szybko zakończyć zabieg. Czy tak samo będzie po śmierci? Tylko bez bólu? Przyszedł mi na myśl bohater filmu Motyl i skafander
- umysł uwięziony w bezwładnym ciele, zachowujący kontakt z otoczeniem dzięki poruszającej się powiece. Co będzie moją powieką po śmierci? Co będzie moim motylem? Może właśnie ten potwór mojej świadomości mówiący jak zacytowałam powyżej.
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Skąd: Wrocław

Post autor: MJowitek »

kaem pisze:A jak byście wyobrażali sobie powrót Michaela, gdyby jednak żył i miał się ujawnić? Jakby taki powrót by wyglądał? Co Wam fantazja podpowiada?
Gdyby żył?
Michael był zawsze profesjonalistą, myślę, że jeśli umarł, to to też zrobił porządnie.

Nie chciałabym, żeby to, na co tak wielu ma nadzieję, okazało się prawdą.
Bardzo bym się rozczarowała. Zrobić show z własnej śmierci? Chyba już w nic u niego bym nie wierzyła. Zwątpiłabym też we własną ocenę ludzi.

Ale jak szef sobie fantazję życzy, to proszę bardzo:

Michael został porwany, złoczyńcy upozorowali jego śmierć i uwięzili w grocie. Gra im na flecie. Karmią go grzybami i liśćmi, jest szczęśliwy i myśli, że nazywa się Emeka i jest wiejskim pastuszkiem, od zawsze. Nic nie wie o tym, że nie żyje. Zostanie zaadoptowany wirtualnie przez jakąś pogrążoną w żałobie fankę, pragnącą zrobić coś dobrego dla świata. Za dobre wyniki w nauce zostaje nagrodzony możliwością pobytu w Europie. Odkrywa smak chipsów i program You Can Dance. Oglądany moonwalk mu coś przypomina. Zdrowieje. Chce wrócić dla świata, mówi, że to on jest Michaelem Jacksonem. Nikt mu nie wierzy, wątek o nim trafia do spamu razem z czternastą domniemaną żoną, trafia do psychiatryka. Leczy go kaem. Robi mu dogłębną analizę, przy opowieści o dzieciństwie obaj płaczą, kaem poznaje prawdę. Ma plan. Kontaktuje się z porywaczami, żeby porwali go raz jeszcze. Zakładają Gangsta 5 i podbijają listy przebojów. Historia się powtarza, bla bla bla. Michael śpiewa, kaem pisze teksty. Albo nie, Michael śpiewa, ja piszę teksty, a kaem je analizuje. Książeczki do płyt mają po kilkaset stron. Bijemy wszelkie rekordy, ludzie już dawno przebaczyli Michaelowi to co zrobił i znów jest kochany przez tysiące milionów. Widząc to, z ukrycia wychodzi też Napoleon, Księżna Diana i Zeus, wszyscy świetnie się bawią, nastaje 2012 i wszystko wybucha. Jak w Jam.
Albo nie, nie wybucha, bo 2012 to wcale nie koniec świata. To ma być koniec starego świata ryb, a początek nowego, wodnika, opartego na zgoła odmiennych niż dotychczas zasadach. No ale pewnie nie wszyscy to przeżyją, będzie więc okazja pozastanawiać się na forum kto z nas faktycznie nie żyje, a kto tylko udaje. Ole!
Awatar użytkownika
a_gador
Posty: 773
Rejestracja: ndz, 12 lip 2009, 21:03
Skąd: Śląsk

Post autor: a_gador »

cicha pisze:A Unbreakable...odbieram troszkę w innym kontekście...
Cała piosenka również ma dla mnie inne znaczenie. Zacytowane z niej zdanie, z premedytacją wyrwałam z kontekstu, ponieważ pasowało do mojej wypowiedzi.
cicha pisze:Wdzięczność za to, co do tej pory w moim życiu się wydarzyło pozytywnego - składam tylko temu Dobru Absolutnemu, jakim jest dla mnie Bóg. Wszystko, co negatywne - składam na karb mojej bezmyślności i niewiedzy.
Trudno polemizować z osobą wierzącą, którą niewątpliwie jesteś pisząc te słowa, ale napiszę, że wszystkie sukcesy w życiu zawdzięczam tylko sobie i moim bliskim, którzy zawsze mnie duchowo, i nie tylko, wspierali i doceniali. Upór, praca i wsparcie rodziny - to są dla mnie zródła pozytywów. Nie Bóg. Za porażki, i tu się z Tobą zgodzę, odpowiadam tylko ja sama. Czasem jest to też splot niesprzyjających okoliczności.
"Zbierz księżyc wiadrem z powierzchni wody. Zbieraj, aż nie będzie widać księżyca na powierzchni." Yoko Ono
www.forumgim6.cba.pl
Obrazek
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Skąd: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Ale mnie ten temat uczy, by wierzyć w ludzi i we własną intuicję. Temat został stworzony, by odpowiedzieć na uwagi, że forum nie jest już tym czym był kiedyś, nie ma fajnych rozmów- by pokazać, że to nieprawda. I proszę, czytam Wasze posty i właściwie nie wiem co dodać, bo wszystko już napisałyście. Cenie, mądrze i z dowcipem. I wcale nie chodzi o pogląd, ale o sposób przekazu. Dziewczyny, ukłony przed Wami. thewiz & co, wisicie mi rację. I niech ktoś jeszcze mówi, że nie ma z kim rozmawiać i po co na forum zaglądać...

Nie wiem, czy post napisany wcześniej ma jeszcze rację bytu. No ale może jednak jestem w stanie coś dodać i za nadto nie powtarzać po Was.
Pamiętam odcinek Twin Peaks, jak Cooper mówi, że Bob, który (w dużym uproszczeniu) symbolizuje demona, żywi się strachem.
Michael uwielbiał horrory i nierzadko do nich nawiązywał. Ghosts, Is It Scary, Thriller, Threatened właśnie. Podobały mu się Szczęki, Amerykański Wilkołak Landisa czy Gabinet Figur Woskowych z Vincentem Pricem.
To, że horrory są ogólnoludzką fantazją na temat tego, co w nas jest, tyle, że na taśmie celuloidowej wyjaskrawione, wiadomo. Co w nas, ale tak szkaradne, ze wolimy myśleć, ze jest to na zewnątrz.
Zastanawiam się nad tym, czy Michael zdawał sobie ze swoich ciemnych stron. Na ile był ich świadom, czy nad nimi pracował. To nie tylko przecież musi być coś drastycznego- morderca, sadysta, gwałciciel. To może być ignorancja, to może być lenistwo, to może być skrywana pogarda do ludzi, patrzenie na ludzi z góry, nadmierna układność, by pod spodem przemycać wzbudzanie w innych poczucie winy, chorobliwa zazdrość budowana na niskim poczuciu własnej wartości, pragnienie zawieszenia się na kimś w nieświadomej chęci zaspakajania tylko własnych potrzeb, itd.

Bardzo mądre spojrzenie pokazały dziewczyny pisząc, że Threatened jest o cieniu człowieka. To może być bardzo celna interpretacja. O czym śpiewa Michael- że jesteśmy swoimi największymi wrogami, że mamy być czujni na własne ograniczenia i niszczące pragnienia- to prawda przecież. W czasie dojrzewania, a może bardziej starzenia, zdajemy sobie z tego coraz bardziej sprawę przecież. Zwykle o sobie mamy najsurowsze sądy, zwykle to tylko my zdajemy sobie sprawę z tego, jak potrafimy być w myślach przykrzy i skupieni na sobie i jak nieświadomi drobnych okrucieństw, które się zbierają i gdy nagle ktoś o nich mówi, nie chcemy słyszeć i uciekamy w wyparcia, mniejsze lub większe zaprzeczenia i iluzje. Ale że niewiele z tych sądów często wynika, bo mało w nas tolerancji i twórczych przekształceń, toteż skutkuje to różnymi małymi własnymi horrorami. Threatened to zatem piosenka sumienia, piosenka surowego krytyka.
Na szczęście niemal zawsze więcej w nas dobra, o czym Michael śpiewa w innych utworach.

Masz rację ulo pisząc, że uczynienie z 25. czerwca nieprawdy, bez względu na dobre uzasadnienia, pozostawiłoby niesmak. Jakby nie nazwać, byłaby to manipulacja. Michael lubił szczerość i prostotę, taka manipulacja uczyniłaby go takim dorosłym, jakim nigdy nie chciał być i przed takim światem dorosłych uciekał w swoją Nibylandię.
Ale Michael kochał rozrywkę i dlatego też myślę, że można pobawić się myślą o jego powrocie. I wiecie co? Rozpisałem się o tym, jak sobie bym to wyobrażał. I z fantazji o powrocie doszedłem do... Zgonu. Michael na scenie na jakiejś gali, stopniowanie napięcia, pojawienie się, zniknięcie i pozostawienie pytania, czy to był on czy nie. Na drugi dzień singiel bijący rekordy sprzedaży, wywiad bijący rekordy oglądalności, książka bijąca rekordy na listach bestsellerów. Tytuły w prasie- najlepszy PR wszechczasów. I co?
Te wszystkie fajerwerki spowodowałyby, że Michael jak nie miał prywatności, tak teraz nie miałby jej już w ogóle. Dzieci straciłyby ojca, presja świata na kolejne osiągnięcia króla popu byłaby niebotyczna, a Michael stałby się wcześniej czy później celem ataków. W potęgi się uderza, jak w WTC. Dinozaury wymarły. Byłby groźny jako najpotężniejszy człowiek na świecie dla wielu. Świat też jest okrutny, ludzie bywają zawistni. Przewaga jednego prowokuje drugie. Pamiętacie ostrzeżenia od babć i dziadków, że po śmiechu bywa płacz? Znacie presję, kiedy do czegoś się deklarujecie, choć inni mówią że to nie dla was albo nie dacie rady i później na ich wychodzi. Pozostałoby umrzeć, by osiągnąć spokój i zachować twarz. Dlatego... Powrót Michaela jako człowieka który żyje i sfingował swoją śmierć jest według mnie coraz bardziej, im dłużej się nad tym zastanawiam, nielogiczny i byłby zaprzeczeniem jego marzeń o zwyczajności i humanitarności wobec innych. Chyba że idolizujemy zapatrzonego w siebie człowieka, który umiejętnie potrafi manipulować wrażeniem, a pod spodem jest wielka pustka. Nie posądzam go o to.
Chyba że wróciłby po cichu. Jak w Piosence o Końcu Świata Czesława Miłosza. Tak po cichu, że o tym się nie dowiemy. Nigdy.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
ODPOWIEDZ