


Moderators: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, Mafia
http://wiadomosci.onet.pl/1667265,11,item.htmlKompetencje polskich przedstawicieli dyplomatycznych w jednym z krajów anglosaskich sprowadzały się do umiejętności powiedzenia "Good morning", "I love You" i "Michael Jackson"; nazwiska tych osób przemilczę - powiedział w TVN 24 Jerzy Wenderlich. Jego zdaniem, niektóre osoby nie mają odpowiednich kompetencji do pracy w polskiej dyplomacji. Obecni w studio TVN 24 goście dyskutowali na temat polskiej polityki zagranicznej [...]
Gazeta Wyborcza nr 207, wydanie waw z dnia 05/09/1996 KULTURA, str. 11 wrote:Michael Jackson przyleciał we wtorek do Pragi. Sobotnim koncertem rozpocznie światowe tournže HIStory
Przyleciał tuż przed godz. 17, lecz z samolotu wysiadł dopiero pół godziny później. - Nikt nie wie, co tam tyle czasu robił - komentował rozemocjonowany spiker telewizji. Tymczasem Michael Jackson w czerwonym uniformie a la żołnierz królowej Madagaskaru i z rozłożonym białym parasolem (padało) poszedł w stronę histerycznie wrzeszczących wielbicieli. Wybrano ich 500 specjalnie na tę okazję. Kiedy ok. godz. 15. rozeszła się wieść, że gwiazdor będzie wychodził bocznym wyjściem, tłum ruszył i na ok. 15 minut zablokował ruch uliczny. Jackson rozdał kilka autografów, przedefilował przed dziennikarzami, po czym zabrała go kolumnada rolls-royce'ów, mercedesów i jaguarów. Trasa przejazdu do hotelu była znana dużo wcześniej; gwiazdor zażyczył sobie, aby wielbiciele utworzyli szpalery. Posłuchali.
Przed położonym w centrum nad Wełtawą hotelem Intercontinental od wczesnego popołudnia czekało ok. 2 tys. fanów, niektórzy nawet po pięć godzin. Na hotelu powiesili transparent z napisem "We Love Michal Dżeksn". Gwiazdor przyjechał z dwugodzinnym spóźnieniem, ale tym razem nikt tego nie komentował. Jackson przez dziesięć minut witał się z fanami, a potem wyszedł na taras. Z tłumu wybrał sobie jedno dziecko i zaprosił je do apartamentu na przyjacielską rozmowę.
W hotelu Jackson zajął apartament prezydencki (ponad 11 tys. dol. za dobę). Z jego okien będzie mógł patrzeć wprost na wzgórze Letna, na którym stanął właśnie jego dziesięciometrowy pomnik. Postawiono go na monumentalnej, granitowej podstawie wysadzonego przed 34 laty pomnika Stalina. Apartament, który wcześniej zajmowali m.in. Hillary Clinton, Mick Jagger i Meryl Streep, urządzono barokowymi meblami z nowoczesnymi dodatkami. Na czas pobytu gwiazdora zamknięty jest cały hotel.
Zamknięte będą również leżące na Letnej Letenskie Sady - właśnie tam odbędzie się koncert. O bezpieczeństwo wielbicieli Jacksona postara się kilkuset policjantów i strażników oraz ok. 700 bramkarzy, a także 200 pracowników służby zdrowia w 45 karetkach. Spodziewany jest udział 130 tys. ludzi.
Praski koncert rozpocznie się w sobotę o godz. 20 występem D. J. Bobo. Jak wskazują sondaże przeprowadzone wśród dzieci od 4 do 15 lat, wokalista ten znajduje się w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych postaci życia publicznego w Czechach - owocem tej popularności jest m.in. multiwitaminowy napój o nazwie "D.J. Bobo Power Drink".
# KRÓL POP ZAMIAST STALINA
Dziesięciometrowy pomnik Michaela Jacksona stanął na monumentalnej, granitowej podstawie wysadzonego w 1962 roku pomnika Stalina. Artysta podziwiać go może z okien swojego luksusowego apartamentu w hotelu Intercontinental. Pomnik zostanie rozebrany po koncercie.
Gazeta Wyborcza nr 209, wydanie waw z dnia 07/09/1996 - 08/09/1996 KRAJ, str. 2 wrote:Prezydent Vaclav Havel przyjął wczoraj Michaela Jacksona. Po krótkiej rozmowie obaj zwiedzili sale prezydenckiego zamku. Dzień wcześniej Pragę obiegła przerażająca informacja: Jackson myślał o zerwaniu sobotniego koncertu, rozgoryczony czołówką praskiego brukowca, który opisywał, jak przed kilku laty gwiazdora oskarżono o zbyt bliską przyjaźń z nieletnimi. Ostatecznie skończyło się jednak na kilku godzinach kapryszenia.
Gazeta Stołeczna nr 214, wydanie waw z dnia 13/09/1996 AKTUALNOŚCI, str. 3 wrote:Za koncert Michaela Jacksona na bemowskim lotnisku zarząd Bemowa może "zapłacić" wysoką cenę - grożą radni.
20 września płytę lotniska zaleje ponad sto tysięcy fanów artysty. Ręczne kierowanie ruchem przez policję, 40-50 dodatkowych autobusów na godzinę z Dworca Centralnego, 300-400 dodatkowych strażników i wsparcie policji innych gmin, a także podpis lekarza wojewódzkiego na pozwoleniu na koncert (co ma zagwarantować opiekę medyczną) to - zdaniem zarządu Bemowa - wystarczająca gwarancja sprawnego przeprowadzenia imprezy.
Radni mają jednak wątpliwości. - Jakie korzyści koncert przyniesie gminie - pytali wczoraj. Lakoniczną odpowiedź zarządu, że "ludzie dowiedzą się, że jest taka gmina", potraktowali jak kpinę. Andrzej Jędrasiak z zarządu wyjaśnił, iż prawnicy pytani, czy gmina może zarobić na koncercie, orzekli, że nie, bowiem Viva Art Music podpisała porozumienie z władającym płytą Zarządem Lotnisk Wojskowych. - Przyjęliśmy więc to wydarzenie do akceptującej wiadomości - obwieścił burmistrz Witold Płotczyk.
Radni nie posiadali się z oburzenia, że gmina nie tylko nie ma nic do powiedzenia w sprawie koncertu, że nie zarobi na nim, ale musi wydać pieniądze na zapewnienie bezpieczeństwa ludziom. - Policja, służba zdrowia, straż miejska - to są nasze pieniądze - argumentował wiceprzewodniczący Andrzej Jaworski.
Radny Wojciech Staniszewski malował krajobraz "przed i po bitwie": Najazd dealerów narkotykowych, hordy młodzieży niszczące wszystko, co na drodze, dewastacje, śmieci, utrudnienia z dojazdem do domu. Na domiar złego okazało się, że zarząd nie próbował wymóc na organizatorze gwarancji, iż pokryje on ewentualne szkody. Burmistrz przyznał się jedynie do skierowania ok. 30 próśb do właścicieli punktów sprzedaży alkoholu o ograniczenie sprzedaży.
Słowa wiceprzewodniczącego rady Andrzeja Jaworskiego: "Miejmy nadzieję, że nic się nie stanie" zabrzmiały jak zła wróżba. Dla mieszkańców i dla zarządu gminy.
Michael Jackson w Warszawie
18 września: godz. 15-16 - Jackson przylatuje prywatnym samolotem na Okęcie, 16.15 - powitanie piosenkarza w hotelu Marriott, 19.30 - spotkanie z Aleksandrem Kwaśniewskim.
19 września: godz. 13 - spotkanie z wicepremierem Grzegorzem Kołodką w hotelu na Parkowej. Po tej wizycie Jackson pojedzie do jednego z domów dziecka oraz zrobi zakupy w jednym ze sklepów muzycznych.
20 września: godz. 20.15 - Jackson otrzyma Złotą Płytę za album "HiStory" w namiocie gościnnym na terenie lotniska Bemowo, godz. 21 - rozpoczęcie koncertu, godz. 23 - zakończenie koncertu.
21 września: godz. 13 - Jackson odlatuje samolotem z Okęcia.
Gazeta Wyborcza nr 218, wydanie waw z dnia 18/09/1996 KULTURA, str. 12 wrote: MISZA JACKSON I SCENY ŁUŻKOWE
W dniu koncertu Michaela nad Moskwą zaświeciło słońce. Maj-kał, Maj-kał" - skandowały w niedzielę wieczór zapłakane ze szczęścia i od deszczu fanki na lotnisku Szeremietiewo. U trapu spóźnionego o trzy godziny boeinga przemoknięta orkiestra ministerstwa obrony Rosji rżnęła na powitanie wiązankę rosyjskich marszów wojskowych.
W poniedziałek przejaśniło się (organizatorzy i mer Łużkow obiecywali "załatwić" pogodę) i "Majkał" odwiedził zamknięte tego dnia Muzeum im. Puszkina. Zerknął na skarby Troi z kolekcji Schliemanna, zainteresował się kopią rzeźby Michała Anioła i chwilę pozował przy wielkim obnażonym "Dawidzie". Z dziennikarzy wpuszczono tylko ekipę Jacksona, ale oprowadzająca go główny kustosz Tatiana Potapowa powiedziała "Gazecie", że z przyklejonym uśmiechem, pozbawione wieku i płci bożyszcze wywoływało u pracowników muzeum raczej współczucie niż zachwyt.
Na placu Czerwonym fani próbowali rozedrzeć na suweniry czarną maseczkę z jego nosa (Jackson boi się infekcji), uciekł więc do samochodu i odjechał na stadion CSKA. Tam na jego cześć trwał pięciogodzinny koncert z udziałem półtora tysiąca sierot z domów dziecka i internatów. Misza Jackson wytrzymał 40 minut i poprosił o spotkanie z politykami.
Król pop nie przespacerował się (jak w Pradze) pod rękę z prezydentem, bo Borys Jelcyn choruje. Od spotkania wykręcił się dbający o image silnego mężczyzny Aleksander Lebiedź. Natomiast były szef prezydenckiej ochrony generał Korżakow, który kandyduje do Dumy z regionu tulskiego, wykorzystał zainteresowanie mediów i punktualnie przybył do apartamentów piosenkarza. Zamiast samowara przyniósł zabytkową szablę, którą carowie obdarowywali oficerów za odwagę osobistą, a której drobny Misza nie miał siły wyciągnąć z pochwy.
Również polityk przyszłości, mer Moskwy Jurij Łużkow oczekiwał na żywą legendę przy herbacie za ogromnym stołem w Białej Sali merostwa (dawniej RWPG), wygłosił kwiecisty spicz i podarował drewnianą chochłomską misę z herbem miasta.
Jackson nic nikomu nie podarował, mówił mało i ciągle to samo: że wszystkich bardzo, bardzo kocha. A we wtorek słońce świeciło od świtu, wojsko rozpędziło widać chmury i na stadionie Dynama słychać było ostatni stuk młotków przed koncertem. Gigantyczną scenę montowano przez tydzień. Po bilety w cenie od 20 (stojące) do 50 dolarów małymi grupkami podchodziła młodzież, pojedynczo, jak ja, przemykali się dorośli.
Koncert zapowiedziany na godz.19 rozpoczął się z dwuipółgodzinnym opóźnieniem. Pierwszym mocnym akordem było wchodzenie na tzw. chama (wąskie bramki, otwarte w ostatniej chwili). W roli kolektywnego chama z powodzeniem wystąpiła rosyjska milicja.
Szwajcarski piosenkarz DJ Bobo starał się rozgrzać publiczność, ale ta nie dawała za wygraną: "Maj-kał!", "Mi-sza!" - skandowała podrygując rytmicznie.
Wreszcie w niebo wystrzeliły różnokolorowe race, na scenie błysnęło, grzmotnęło, zapachniało ogniem piekielnym. Po wirtualnym wstępie charakterystyczna sylwetka znieruchomiała srebrzyście wewnątrz... srebrzystego kondomu. Myślałam, że tylko ja się roześmieję, ale zarżał cały sektor. Potem posypały się zachęty: "Dawaj, Misza! Ruszaj się! Zimno..."
I Misza ruszył, a wraz z nim drgnął cały stadion. "Kocham was!" - wyznawał Jackson i publiczność odpowiadała piskliwymi głosami dziewczyn i rykiem z męskich płuc. Nikt już nie wypominał gwieździe opóźnienia, nie oceniał na trzeźwo. Tańczono. Jednocześnie pierwsi widzowie przeciskali się do wyjścia. Nad głowami jednych i drugich kołysał się ogromny balon z napisem "Rosyjska ruletka. Telefon..."
Gazeta Stołeczna nr 219, wydanie waw z dnia 19/09/1996 AKTUALNOŚCI, str. 3 wrote:Nikt nie boi się 100 tys. ludzi, którzy jutro przyjadą na Bemowo, aby obejrzeć Michaela Jacksona. Z przeprowadzonej przez nas sondy wynika, że władze Warszawy są bardziej sceptyczne w ocenie tego wydarzenia niż mieszkańcy Bemowa.
Kazimierz Kacprzak, kierowca autobusu 507: W piątek akurat nie będę tu jeździł. Na takie imprezy jedzie różna hołota. Czasem powybija szyby lub zarzyga wóz. Nasz kolega próbował zapobiec dewastacji, to mu poderżnęli gardło. Jednak kierowców z reguły nie ruszają, a my się nie wtrącamy.
Arkadiusz Jarecki, mieszkaniec Bemowa, 21 lat: Świetna sprawa. Jak się uda, może być tu więcej takich imprez. To szansa na zaktywizowanie terenów po giełdzie samochodowej i centrum handlowego, które chyba podupada.
Krystyna Dąbrowska, mieszkanka Bemowa: Na koncert nie pójdę, bo mnie nie stać. Nie wiem, czy Bemowo coś na tym skorzysta, ale mnie i mojej rodzinie koncert nie przeszkadza.
Andrzej Tekiel, rzecznik prasowy gminy Bemowo: Radni Bemowa boją się, że nie uda się opanować tłumu, ale organizatorzy zapewniają, że są świetnie przygotowani. Kupcy na Bemowie liczą na większy utarg. My dostajemy część płaconych przez nich podatków. Poza tym zyskamy niewiele: koncert jest na terenach wojskowych.
Jolanta Kalka, rzeczniczka prasowa Ratusza: Dzięki temu, że do Warszawy przyjeżdżają gwiazdy muzyki, stajemy się normalnym miastem europejskim. Ostatnio gościliśmy największe sławy: Pavarottiego, Stinga, Tinę Turner. Gdyby tych imprez nie było, cofnęlibyśmy się w czasy, kiedy znany zespół z Zachodu odwiedzał nas raz na kilka lat.
Roman Czarnota-Bojarski, radny gminy Centrum (UW): Jackson budzi we mnie mniej więcej takie uczucia jak nie umyta kobieta. Ale to na pewno ważne dla miasta wydarzenie, bo 100 tys. przyjedzie, by z daleka zobaczyć "figurkę". Takie imprezy to cena, jaką Warszawa musi płacić za to, że jest wielkim miastem i stolicą. Ale lepszy taki koncert niż święta "Trybuny Ludu".
Lech Pruchno-Wróblewski, przew. klubu Prawica Razem w Radzie Warszawy: Jedyny pozytyw tego koncertu to to, że Jacksona zobaczy spora grupa miłośników jego muzyki. Dla miasta straty, choć trudno je oszacować. Policja będzie pilnowała koncertu, a że jest jej za mało, pozostałe dzielnice będą pozbawione dozoru. Będą korki, zmiany w komunikacji i kilkadziesiąt tysięcy młodych. Zyska tylko agencja, która zbierze pieniądze za bilety.
Julia Pitera, radna Rady Warszawy (UPR): Podobnych imprez jest więcej np. w Katowicach, a trudno powiedzieć, by przynosiły blask temu miastu. To dlatego, że są przystankami na trasie koncertowej. Blask miastu mogą przynieść koncerty specjalnie dla niego wyreżyserowane, np. Jean-Michaela Jarre'a w Paryżu czy w Arnhem z okazji półwiecza zakończenia wojny.
Gazeta Wyborcza nr 219, wydanie waw z dnia 19/09/1996 JEDYNKA, str. 1 wrote:Prywatny boeing 707 Jacksona z napisem Kingdom (Królestwo) wylądował wczoraj na warszawskim Okęciu o 14.55. Wieczorem w Pałacu Namiestnikowskim Michael spotkał się z prezydentem Kwaśniewskim i jego żoną. Rozmawiał z nimi nie zdejmując kapelusza przez pół godziny. Prasy nie było.
"Koncert dekady", który według organizatorów obejrzy na pewno 100 tys. fanów, oraz trzydniowy pobyt Jacksona będą pierwszymi tych rozmiarów wydarzeniami, do których wyłączność mają media komercyjne: RMF FM i Polsat. Podczas filmowania przylotu Jacksona doszło do szarpaniny pomiędzy ekipą TAI a ochroniarzami organizatorów, którzy wpuszczali dziennikarzy na taras widokowy na Okęciu. Barbara Pietkiewicz z Polsatu: - Zapłaciliśmy grube pieniądze i mamy wyłączność na filmowanie Jacksona. Ekipy TAI wykorzystując znajomości na lotnisku ustawiały się tam, gdzie nie miały prawa stać. Zostaliśmy zrobieni w balona.
CO JEST GRANE nr 37 dodatek do Gazety Stołecznej nr 220, wydanie waw z dnia 20/09/1996 , str. 6 wrote: Michaś z krainy czarów.
Kiedy miał sześć lat, występował w obskurnych spelunach ze striptizem. Musiał zadzierać paniom sukienki, bo to podobało się publiczności, która rzucała mu drobne. Dziś wielbiciele wynoszą Jacksona na piedestały. Jego dziesięciometrowy pomnik stanął w Pradze, na miejscu opuszczonym przez Józefa Stalina.
Mówi się o nim, że jest najpopularniejszym człowiekiem na świecie. Od sukcesu albumu "Thriller" z roku 1982 nazywany jest gwiazdą wszech czasów. Sam nadał sobie tytuł Króla Muzyki Pop. Jak do tego doszedł? Czy samym talentem i pracą, jak w amerykańskim micie o pucybucie? Czy też jest to tylko sztuczna kreacja? A może i jedno, i drugie?
Michael - produkt perfekcyjny
Nie można zaprzeczyć, że potrafi śpiewać i tańczy jak nikt. Ale wiadomo też, że na żadnego artystę nie pracowała dotąd taka technika: najlepsze studia nagraniowe, telewizja satelitarna, zwłaszcza MTV, która 24 godziny na dobę nadaje wideoklipy. Z Jacksonem pracowali najlepsi. Stoi za nim sztab fachowców od promocji i reklamy. Dokładnie przemyślano, perfekcyjnie zaprojektowano każdy szczegół i każdy centymetr postaci: kolor skóry, kształt nosa, gest ręki, fason rękawiczki, loczek nad czołem, ruch stopy i guziki przy kamizelce. Wykreowano perfekcyjnie spójny produkt składający się z muzyki, tekstów, śpiewu, tańca, koncertów, wideoklipów, płyt, zdjęć, plakatów, wywiadów, książek, figurek, kalkomanii...
Michael jest wytworem totalnym. Tyle fenomenalnym, ile mechanicznym. Zaprogramowanym tak, że nie może nie budzić sympatii. Każdy z nas ma przecież sentyment dla sielskiego dzieciństwa, a Michael jest jak ołowiany żołnierzyk po wielu latach odnaleziony na dnie szafy. Jak królik z "Alicji w Krainie Czarów" wypowiada zagadkowe słowa i robi dziwne rzeczy. Stwarza atmosferę bajki, niesamowitości i ekscentryczności.
Disneyland zamiast prochów
Jednak w przeciwieństwie do innych ekscentrycznych gwiazdorów, Michael nie wpuszcza się w afery z panienkami, prochami czy alkoholem. Od złego i krzywdzącego świata ucieka w "dziwactwa". Otacza się kolorowymi figurkami w Disneylandzie i żywymi zwierzakami w prywatnym zoo. Fizycznego bezpieczeństwa Michaela broni armia ochroniarzy, a na straży jego chłopięcej niewinności stoją Myszka Miki z Psem Pluto. A kiedy wszystko wokół brzydnie i szarzeje, Michael chowa się w tlenowym namiocie.
"Jestem przekonany, że nikt na świecie nie jest bardziej samotny niż ja" - mówi bożyszcze tłumów. Unika jednak cielesnego kontaktu: prawą dłoń, tę, którą podaje do uścisku, chowa w rękawiczce, podczas rozmowy odwraca twarz, kiedy indziej zasłania ją wielkim kapeluszem i okrywa chustą.
Dlatego też wielkie wrażenie na fanach Michaela robią te wyjątkowe momenty, w których pozwala się dotknąć, a nawet przytulić. Tak jak podczas koncertu w Pradze.
Nie-wiadomo-czyja-twarz
Niestety, dążąc do idealnego wizerunku, który podobałby się każdemu, Michael stracił własną twarz. Po nie wiadomo ilu plastycznych operacjach przestał być słodkim, czarnym chłopcem. Przez moment był wdzięcznym młodzieńcem, Mulatem, teraz stał się dziwnym, baśniowym ni tym, ni owym. Madonna nazwała go kiedyś "kosmitą - królową balu".
Dziewczęta na całym świecie wpatrują się przed zaśnięciem w "nie-wiadomo-czyją-twarz-Michaela-Jacksona". Słodki, melodyjny głos, wijące się włosy, delikatne dłonie i oczy od łez lśniące - to "pin up boy" ery MTV. Żaden rodzic takiego plakatu ze ściany nie zerwie. Przeciwnie: amerykańscy tatusiowie jeszcze nie tak dawno deklarowali, że zgodziliby się na randkę swoich córek z Michaelem. Matki pewnie też nie miałyby nic przeciwko temu, z pewnością w wielu dojrzałych kobietach Michael budzi instynkt opiekuńczy. Jest on również idolem chłopaków, zwłaszcza bywalców dyskotek. W domu przed lustrem studiują kroki a la Michael. I chwytają się za rozporek i stękają - dokładnie jak "Jacko".
Kraina bezbronnych dzieci
Nieprzenikniona jak chirurgiczne szwy jest orientacja seksualna Jacksona. Mimo że publicznie pokazywał się z takimi pięknościami jak Diana Ross, Liz Taylor, Brooke Shields, jego "Neverland" wciąż sprawia wrażenie krainy "Nigdy - Nigdy" - przeznaczonej dla istot podobnych do jej właściciela: małych, bezbronnych dzieci.
"Jest najpoważniejszym człowiekiem, jakiego znam, i najbardziej dziecinnym chłopcem" - powiedział o nim Quincy Jones, człowiek, który miał ogromny wpływ na karierę Jacksona. W nie autoryzowanej biografii "Michael Jackson: Superstar" Christopher Andersen zacytował, jak twierdzi, samego Michaela: "Nigdy nie spałem z kobietą. Jestem przeciwnikiem seksu przed ślubem. Nadal zachowuję niewinność".
Dlatego też to, co stało się pewnego sierpniowego dnia 1993 roku, zszokowało nie tylko wielbicieli "Jacko". Właściciele sklepów z gadżetami zbledli ze strachu: lalkom w formie Michaela, jeszcze niedawno rozchwytywanym, teraz groziło zakurzone zaplecze. Na Jacksona padło chyba najgorsze, jakie w Ameryce można sobie wyobrazić, oskarżenie: że molestował seksualnie 13-letniego przyjaciela!
Świat zadał sobie niewiarygodne pytanie: czyżby w obrońcy maluczkich, delikatnym i subtelnym Michaelu nagle obudziło się zwierzę? Przypominano, że Jackson faktycznie lgnie do dzieci, często gości je w swojej posiadłości.
To właśnie ojciec jednego z zapraszanych chłopców, kalifornijski dentysta, oskarżył Jacksona. Szybko jednak wyszło na jaw, że wcześniej żądał od piosenkarza pieniędzy na własny film. Wyrzucony za drzwi - zaatakował.
Michael przerwał światowe tournže i schował się w swoim kalifornijskim domu. Przez cały czas twierdził, że jest niewinny. 22 grudnia 1993 roku wygłosił - w towarzystwie Elizabeth Taylor - słynne oświadczenie transmitowane na cały świat. Rewelacje na swój temat nazwał "obrzydliwością złych ludzi". "Jeśli jestem czemuś winny, to chyba tylko temu, że dawałem wszystko, co mam, dzieciom całego świata - mówił wówczas. - Chciałem im dać szczęśliwe dzieciństwo, którego sam nie miałem".
Do sądowego procesu nie doszło. Śledztwo nie potwierdziło zarzutów, a chłopiec (którego nazwisko pozostaje nieznane do dziś) wycofał skargę w zamian za 20 mln dolarów. Prawnicy Jacksona tłumaczyli, że Jackson poszedł na taką ugodę, bo chciał zakończyć koszmar.
Skrzydła Michała Anioła
Dla kogoś takiego jak Jackson zszargana opinia może oznaczać koniec kariery. Trzy lata temu wydawało się już, że cała kariera MJ zacznie się cofać, aż Michael wróci do punktu wyjścia - do kompleksu Piotrusia Pana (utracone dzieciństwo, lęk przed światem dorosłych, tęsknota za ciepłem i czułością). Jacksonowi jednak udało się wybrnąć z tarapatów. W maju 1994 roku ożenił się z córką Elvisa Presleya - Lisą Marią. Nikt jakoś nie wierzył, że to zwieńczenie wspaniałego romansu. Lisie przypisywano niezrównoważenie psychiczne (odziedziczone podobno razem z fortuną po ojcu). Plotkowano, że w dniu ślubu Jackson został właścicielem praw do wszystkich piosenek króla rock and rolla. I że tak naprawdę chodziło o odwrócenie uwagi od historii z chłopcem.
Jednocześnie rozchodziły się pogłoski o tym, że Presleyówna i Michael będą mieli dziecko. Przyszły tatuś miał nawet pobiec do Tiffany'ego i kupić żonie "pierścionek z olbrzymim brylantem"... Potomka nie było, małżeństwo rozpadło się po 20 miesiącach, za to Michael wrócił na scenę. Publiczność go uniewinniła i dziś stawia mu pomniki.
W sierpniu 1995 r. Michael Jackson odpowiadał na pytania fanów za pośrednictwem Internetu. Zapytany, z kim chciałby się spotkać, odpowiedział: "Wybrałbym Michała Anioła, bo myślę, że to fenomenalny artysta, a ja kocham sztukę i chyba rozumiem, co próbował przez nią powiedzieć, mimo że wielu ludzi go krytykowało". Dziś wieczorem wypatrujmy więc nad Bemowem skrzydeł Michała Anioła. Z Jacksonem wszystko jest możliwe.
CO JEST GRANE nr 37 dodatek do Gazety Stołecznej nr 220, wydanie waw z dnia 20/09/1996 , str. 7 wrote:W dniu koncertu na Bemowo wyjedzie o 80 autobusów więcej niż zwykle. W pogotowiu będzie czekać 75 kolejnych, a linie nocne będą kursować dużo częściej .
ZTM, głównie z myślą o przyjeżdżających na koncert spoza Warszawy, uruchomi specjalną linię 207. Od godz. 14 co kilka minut przegubowce tej linii będą ruszać spod Dworca Centralnego. Będą kursować Świętokrzyską, Prostą, Kasprzaka, al. Prymasa Tysiąclecia, Górczewską, Powstańców Śląskich, Radiową i Wrocławską. Gdzie się zatrzymają? Przy Dworcu Centralnym (na poziomie dolnego parkingu), na rondzie Daszyńskiego, na ul. Kasprzaka róg ul. Bema, na Górczewskiej róg ul. Ciołka, na ul. Powstańców Śląskich róg Górczewskiej i u zbiegu z Radiową, na Wrocławskiej i na pętli Bemowo-Lotnisko. Nazwa ta jest myląca - stąd do płyty lotniska, gdzie wystąpi Jackson, trzeba przejść jeszcze trzy przystanki. Opłata w 207 wynosi tyle, ile w innych autobusach. Ważne będą bilety miesięczne, tygodniowe i dobowe. Osoby uprawnione do jazdy bez biletu, seniorzy i dzieci do lat czterech pojadą za darmo.
Oprócz 207 bezpośrednio w pobliżu koncertu dojadą jeszcze autobusy: 105 - spod Dworca Centralnego, ale na Bemowo dociera okrężną drogą przez Jelonki i Boernerowo; 112 - najlepsze połączenie dla fanów z Bródna, Tarchomina (przesiadka z 510 w al. Armii Krajowej), Marymontu i Piasków; 122 - na Bemowo kursuje ze Spartańskiej na Wierzbnie (polecamy go mieszkańcom Górnego Mokotowa, okolic Traktu Królewskiego, Starego i Nowego Miasta, centralnego Żoliborza i Powązek); 184 - jest najlepszy, jeśli wyruszasz z Ochoty i Dworca Zachodniego; 406 - szybki dojazd (linia przyspieszona), ale tylko do ok. godz. 18 dla mieszkańców dolnego Mokotowa, okolic Marszałkowskiej, a po przesiadce ze stacji Politechnika na pl. Konstytucji z metra także dla ursynowiaków.
To jeszcze nie wszystkie autobusy, z których możemy skorzystać. Ale reszta jest dobra dla piechurów, bo nie dociera bezpośrednio w okolice koncertu. Najbliżej (trzy przystanki) będą mieli ci, którzy przyjadą na pętlę Bemowo-Lotnisko na rogu Wrocławskiej i ul. Powstańców Śląskich autobusami: 171 (z pl. Trzech Krzyży, centrum, pl. Bankowego i Woli), 507 (z Dworca Centralnego) i E-2 (z Wilanowa, Stegien, pl. Trzech Krzyży, pl. Bankowego i Woli). Za skrzyżowaniem ul. Powstańców Śląskich z Radiową zatrzymują się autobusy linii 523 - polecamy ją wyruszającym z Grochowa i Gocławia. Po drugiej stronie miejsca koncertu - u zbiegu ul. Powstańców Śląskich i Conrada - wysiądziemy z autobusów linii 170 i 402 - to linie dla mieszkańców centralnej Pragi i przyjeżdżających do Warszawy na Dworzec Wileński.
Odjazd - Płytę lotniska podzielono na 25 sektorów. Będzie szpital polowy i kilkanaście punktów medycznych. W okolicach ma dyżurować 12 karetek pogotowia. Nad bezpieczeństwem przeciwpożarowym czuwać będą trzy wozy bojowe straży pożarnej. Ma być 80 toalet chemicznych i 150 stoisk z napojami i przekąskami.
Powrót - Po koncercie, który skończy się ok. godz. 23, nie będzie już wielu autobusów linii dziennych. Jak wracać? Oczywiście linią 207 na Dworzec Centralny. Tam też dostaniemy się przejeżdżającym obok miejsca koncertu nocnym 603. Kursuje Górczewską, potem zbacza na Koło i Obozową, Młynarską, Wolską, Towarową i Al. Jerozolimskimi dociera na Dworzec Centralny. Tutaj do pociągów przesiądą się przyjezdni. Tutaj także zjeżdżają się wszystkie autobusy nocne i wyruszają we wszystkie strony miasta.
W okolicach miejsca koncertu możemy też spotkać inne autobusy nocne. Z pętli na starym Bemowie wyrusza na Marysin Wawerski przez Wolę, centralną Pragę i Grochów linia 601. Z pętli na Chomiczówce - dwa autobusy: 606 - przez Wawrzyszew, Bielany, Marymont, Żoliborz, Śródmieście, górny Mokotów na Służewiec do pętli przy Bokserskiej i 608 - przez Piaski, Powązki, Okopową, Trasę Łazienkowską, Gocławek do Falenicy. ZTM zapowiada, że autobusy linii nocnych będą kursować częściej niż co pół godziny.
A GDZIE ZAPARKOWAĆ?
ZDM przygotował tylko 3 tys. miejsc parkingowych po zachodniej i wschodniej (w miejscu dawnej giełdy samochodowej) stronie ul. Powstańców Śląskich. Po koncercie ruch zostanie skierowany naokoło:
- ul. Obrońców Tobruku i Powązkowską. Policja może zamknąć
- ul. Powstańców Śląskich przy skrzyżowaniach z Wrocławską i ul. Conrada na Chomiczówce. Kierowcy mogą się tego spodziewać również przed koncertem.
Gazeta Wyborcza nr 221, wydanie 1 z dnia 21/09/1996 - 22/09/1996 JEDYNKA, str. 1 wrote:Ponad 100 tys. osób przyjechało wczoraj na warszawskie lotnisko Bemowo, żeby obejrzeć jedyny w Polsce koncert Michaela Jacksona
Rano hotel Marriott popadł w kilkugodzinną okupację fanów czekających na mistrza. Nie wyszedł. Przed 13. pojechali więc na Bemowo. Ale żeby dostać się na lotnisko, musieli spędzić półtorej godziny w przepełnionym autobusie. Wejście do sektorów odbywało się bardzo sprawnie. Scena przypominała szary bunkier ozdobiony z prawej ogromnym portretem Jacksona. Droga od pierwszych bramek do sektorów umieszczonych najbliżej sceny zajmowała ok. 15 minut. Strumienie tysięcy ludzi, którzy zaczęli zapełniać lotnisko od godz. 16, sprawnie kierowane przez ochroniarzy, zapełniały kolejne sektory.
W okolicznych wieżowcach - od strony Aeroklubu - ludzie porobili stanowiska obserwacyjne. Oglądali lotnisko przez lunety i lornetki. Od drugiej strony tłumy gapowiczów gromadziły się wzdłuż parkanu oddalonego o 600 m od sceny. Patrole policyjne z psami i wojskowi pilnowali, by nie przedarli się na lotnisko. O 18.15 zaczął padać deszcz.
Gdy zamykaliśmy to wydanie "Gazety", na scenie kończyła grać polska Formacja Nieżywych Schabuff. Wszyscy czekali na Michaela.
(...)
- Zachowanie Michaela Jacksona na występach wskazuje, że jest osobą, która oprócz walorów głosowych nie reprezentuje żadnych pozytywnych wartości - stwierdził zarząd ZChN w Rzeszowie. Rzeszowscy działacze uważają, że postępowanie Jacksona demoralizuje młodzież i nie służy dobru Polski. - Wyraziliśmy wielką dezaprobatę w związku z zaproszeniem Jacksona do Polski i tak ciepłym przyjęciem go przez polskie władze - powiedział Waldemar Sikora, prezes rzeszowskiego ZChN. - Jest to postać nie zasługująca na rozgłos w kraju katolickim.
Gazeta Stołeczna nr 221, wydanie waw z dnia 21/09/1996 - 22/09/1996 JEDYNKA, str. 1 wrote:Kapsuła pojazdu kosmicznego zjechała z góry. Ludzi ogarnęła histeria - kilkadziesiąt tysięcy gardeł krzyknęło: "Michael". Kosmita wyszedł z kapsuły i znowu tłum krzyknął: "Michael".
Już od godz. 10 rano w stronę lotniska na Bemowie, gdzie za 11 godzin miał wystąpić Michael Jackson, ciągnęły grupki fanów. Wzdłuż ulicy Powstańców Śląskich wędrowały nastolatki z dużymi plecakami, pytając: - Gdzie to jest?
Zamknięte zsypy
Między blokami osiedla Bemowo nie było żadnych znaków informujących o miejscu koncertu. Za to na klatkach schodowych wisiały ostrzeżenia: "Proszę dokładnie zamykać drzwi. W dniu koncertu od godz. 20 zamknięte będą klatki zsypowe". Fani już od rana okupowali hotel Marriott, gdzie podczas pobytu w Warszawie mieszkał "król". Przez kilka godzin czekali na mistrza. Nie wyszedł. Przed 13. pojechali na Bemowo. Ale żeby dostać się na lotnisko, musieli spędzić półtorej godziny w przepełnionych autobusach, które na dodatek grzęzły w gigantycznych korkach.
Od 14.30, kiedy ochroniarze zaczęli wpuszczać ludzi na lotnisko, aż do zmierzchu odbywało się to sprawnie. Droga od pierwszej bramki do sektora położonego najbliżej sceny zajmowała 15 min. Zator zrobił się ok. godz. 20. Ludzi było tak dużo, że wiele dziewczyn zemdlało w tłumie. Kilkanaście osób zabrały karetki pogotowia. Tłum z tyłu ruszył ku scenie, wszyscy chcieli lepiej widzieć bohatera wieczoru. Sama scena przypominała szary bunkier ozdobiony z prawej strony portretem Jacksona.
Z balkonu i przez dziurę
W okolicznych wieżowcach od strony Aeroklubu ludzie zrobili sobie na balkonach stanowiska obserwacyjne - oglądali lotnisko przez lunety i lornetki. Od drugiej strony tłumy ustawiały się wzdłuż parkanu oddalonego o 600 metrów od sceny. Patrole policyjne z psami i wojskowi pilnowali, by nie przedarły się na lotnisko.
Nie pomogło. Już podczas koncertu tłum przerwał w kilku miejscach siatkę między pierwszą i drugą bramką. Przez 30-metrową dziurę weszło ok. 1000 osób. Po półgodzinie dziury "zatkał" kordon policji.
- Piękny jest! - krzyknęła egzaltowana nastolatka. - Piękny - przecież pomalowany - skomentował jej chłopak.
Patrole medyczne rozdawały za darmo aspirynę, witaminę C i wodę. Zaś za mały kubeczek kawy trzeba było zapłacić 2,5 zł.
Na koniec sztuczne ognie
O godz. 22.40 zawyły syreny, a na niebie pojawiły się światła z olbrzymich halogenów. Na sam koniec - pokaz sztucznych ogni.
Koncert zakończył się o 23.15. Kilka minut później fani zaczęli się rozchodzić do domów. Ci spoza Warszawy zakończyli wieczór na Starówce i na Dworcu Centralnym. Ulica Powstańców Śląskich była prawie nieprzejezdna. Policjanci próbowali jakoś kierować sznurem samochodów, ale bezskutecznie. Bemowo przypominało wielki deptak - ludzie szli po chodnikach, trawnikach, ulicy, byle dotrzeć do domu.
Dziś o godz. 11 Jackson złoży kwiaty przed Grobem Nieznanego Żołnierza. O 13. opuści Warszawę.
Plusy koncertu:
* sprawna ochrona
* dobra komunikacja
* dużo punktów gastronomicznych
* olbrzymie telebimy
Minusy koncertu:
* brak dźwiękochłonnych ekranów
* fatalne oznaczenia miejsca koncertu i sektorów
* słaba przepustowość bramek
* mało toalet
Gazeta Stołeczna nr 222, wydanie waw z dnia 23/09/1996 AKTUALNOŚCI, str. 3 wrote:Podczas pobytu w Warszawie idol nie dotrzymał żadnego z terminów. Tak było i w sobotę. Kiedy setki ludzi czekały na niego pod pomnikiem Nieznanego Żołnierza Jackson pakował walizki. Gdy fani wyglądali jego limuzyny na Okęciu (miał odlecieć o godz. 13), Michael niespodziewanie przyjął w Marriotcie prezydenta Marcina Święcickiego.
- Michael mnie zaprosił. To wyluzowany, bezpretensjonalny człowiek - mówił prezydent. - Podziękowałem mu na wstępie za wspaniały show na Bemowie i wręczyłem album "Pałace Warszawy" oraz figurkę Syrenki. Jackson mówił, że jest zainteresowany powrotem do Warszawy, zastanawia się nawet nad kupieniem tu domu. Są to bardzo wstępne rozmowy - wyjaśnił Święcicki. - Jackson był ujęty powitaniem. Mówił, że wiele podróżował, ale w Warszawa przyjęła go wyjątkowo ciepło - dodał prezydent Święcicki.
Również goście Marriotta gorąco żegnali piosenkarza. W szpalerze czekali w holu na jego wyjście. Gdy gwiazdor wysiadł z windy, podnieśli wielki krzyk. Piosenkarz zaskoczył też oblegających hotel fanów i pojawił się w żółtych - a nie jak zawsze w białych - skarpetkach. O 14.29 odleciał z Okęcia.
W dwa dni po koncercie po osiedlu Bemowo i płycie wojskowego lotniska fruwają jeszcze przesuwane wiatrem śmieci. Sterty odpadków wyznaczają drogę powrotu fanów. Trudno byłoby uwierzyć, że ktoś tu sprzątał, gdyby nie czarne worki na odpady. Od soboty czekają, aż je ktoś wywiezie. Siatka okalająca lotnisko wygląda jak ser szwajcarski, podziurawiona przez szturmujących. - Jakoś to przetrwaliśmy - mówiła mieszkanka Bemowa. - Wszyscy siedzieliśmy w ogródkach i pilnowaliśmy domów od godz. 14 - dodała. Inna mieszkanka przyznaje, że bawiła się bardzo dobrze. - Z balkonu oglądaliśmy koncert przez lornetkę, nawet widziałam Michaela. Gorzej było z dźwiękiem, wszystko zależało od tego, w którą stronę wiał wiatr.
500 osobom udzielono pomocy medycznej na miejscu, a 15 karetki odwiozły do szpitali. Sześć osób nie odnalazło aparatów fotograficznych, a dziennikarz "Gazety" telefonu komórkowego, które ochrona zabrała do depozytu. Po koncercie dwóch pijanych ochroniarzy pobiło policjanta.
Ilu było rozczarowanych tym, że mimo kupienia najdroższych biletów nie dostali się do swoich sektorów, trudno policzyć.
Gazeta Wyborcza nr 221, wydanie waw z dnia 21/09/1996 - 22/09/1996 KULTURA, str. 5 wrote:O 20.53 rozlega się pisk 120 tysięcy gardeł. Michael Jackson wchodzi na scenę na warszawskim lotnisku Bemowo.
W punkcie medycznym płaczą fanki, które zemdlone wyniesiono sprzed sceny. Polska publiczność reaguje goręcej niż Czesi. To jeden z niewielu elementów, których nie dało się ściśle zaprogramować. Same koncerty bowiem przebiegają wszędzie według identycznego scenariusza.
Koncert Jacksona to spektakl. Nie jest to po prostu zbiór piosenek dobranych na zasadzie "dwa szybkie, jeden wolny", ale wielkie przedstawienie ze swoją dramaturgią: wstępem, rozwinięciem, kulminacją i wielkim finałem. Drobiazgowo rozpisany na sceny spektakl trwa dwie godziny. Do scenariusza wpisany jest bis, a nawet wtargnięcie na scenę fanki, która tańczy z Michaelem! Oczywiście za wiedzą i zgodą ochrony.
Koncert Michaela Jacksona bardziej przypomina wideoklip niż tradycyjny występ. Tego oczekują od Jacksona jego fani - i nic dziwnego, bo też częściej znają go z telewizji niż z płyt. Stąd też równie wielkie jak do muzyki jest przywiązanie Jacksona do wizualnej strony występu: wyglądu, strojów, choreografii, świateł, inscenizacji, pokazów filmowych.
Introdukcja
Na początek, po występie DJ Bobo, scenariusz oddaje głos lektorom. W kilku językach oznajmują: "Historia rozpocznie się za 30 minut". Potem historia podchodzi coraz bliżej: już jest za dwadzieścia minut, za piętnaście, za dziesięć. To wzmaga nastrój oczekiwania. Jest jak odliczanie przed startem rakiety kosmicznej.
Gdy historia jest już za pięć minut, gasną światła. Sto tysięcy ludzi czeka w zupełnych ciemnościach.
Nagle w niebo strzelają lotnicze reflektory. Z głośników rozlega się podniosły, orkiestrowy hymn - jakby miał nadejść bajkowy monarcha. W finale hymnu na niebie eksplodują imponujące sztuczne ognie. Na pięciu ogromnych telebimach rozpoczyna się projekcja specjalnej animacji komputerowej.
Widzimy postać w srebrzystym kombinezonie i hełmie, która wsiada do kosmicznego rollercoastera. Chwilę później odbywamy z nim zapierającą dech w piersiach podróż przez bajkowe krainy. Wreszcie bolid z hukiem, w snopach iskier i kłębach dymu naprawdę wpada na scenę. Z rozbitego pojazdu wolno wysiada kosmiczny podróżnik. Powoli zdejmuje hełm. Od razu wiedzieliśmy, kto to jest, ale widzimy go dopiero teraz.
Potężne kolumny, dotychczas milczące, wyją przeciągłym jazgotem. Jackson łapie się za uszy i krzyczy. Tak rozpoczyna się utwór "Scream", otwierający jego ostatni album "HIStory".
Uwertura i HIStoria
Jakby spod ziemi wyskakują muzycy i tancerze. Wszystko jak w wideoklipie "Scream", tylko że na koncercie utwór ma zmienioną aranżację. Płynnie przechodzi w rytmiczny "They Don't Care About Us". Po nim tempo zostaje podkręcone jeszcze bardziej - do szaleńczego rytmu "Wanna Be Startin' Somethin'", otwierającego najsłynniejszy album, bestseller wszechczasów - "Thriller".
Po tym szaleństwie chwila oddechu - "Stranger In Moscow" - i znowu zmiana nastroju. W jednej chwili wielopiętrową scenę zakrywa biały ekran. Na nim monstrualny cień Jacksona inscenizuje gangsterski teledysk "Smooth Criminal" z albumu "Bad". Ekran opada. Po scenie biegają mafiosi ubrani w stylu Ala Capone, strzelając do siebie z "rozpylaczy". Jackson ubrany teraz w białą marynarkę i kapelusz borsalino odtwarza z nimi scenę tańca z teledysku.
Potem na telebimach oglądamy kilkuminutowy montaż scen tanecznych ze wszystkich teledysków Jacksona. Dzięki temu ekipa ma czas na uprzątnięcie zwłok zamordowanych gangsterów i szybkie przemeblowanie sceny. Kolejna przebojowa ballada z albumu "HIStory" - "You Are Not Alone" - i Jackson zostaje na scenie zupełnie sam. W finale utworu na scenę wpada "fanka", dopada Jacksona i przytula się do niego. Chwilę tańczą razem, po czym ochrona zabiera ją za scenę. Za chwilę Jackson ugania się już za piękną dziewczyną z "The Way You Make Me Feel".
Teraz cofamy się w czasie o 27 lat, do roku 1969 i początków kariery zespołu Jackson 5. Michael wykonuje składankę największych hitów zespołu, po czym następuje podróży w czasie ciąg dalszy - składanka przebojów z pierwszego "dorosłego" albumu "Off The Wall" z 1979 roku.
Znowu film - tym razem kilkuminutowa introdukcja do teledysku "Thriller". Ten wideoklip nakręcony w 1983 roku za bezprecedensową sumę miliona dolarów, którą Jackson wyłożył z własnej kieszeni, rozpoczął erę wideoklipów i muzycznej telewizji MTV. Jackson wpada na scenę w masce wilkołaka i na czele baletu żywych trupów wykonuje danse macabre z teledysku.
Po chwili kolejny utwór, kolejny hit z albumu "Thriller": "Beat It". Podróż przez trwającą ponad trzy dekady karierę Jacksona kończą "Come Together" Beatlesów i "D.S." z ostatniej płyty.
Kulminacja
Wtedy przychodzi czas na kolejny film - kontrowersyjną scenę tańca z teledysku "Black Or White", zakazaną przez niektóre telewizje z powodu pełnej agresji sceny, w której Jackson demoluje młotem samochód. Po tym słyszymy bardzo interesującą wersję tytułowego utworu z albumu "Dangerous".
Na telebimie oglądamy zabawny wstęp do teledysku "Black Or White" w wykonaniu Macaulaya Culkina i Johna Goodmana. Po niej Jackson kontynuuje porywające "Black Or White" na scenie.
Tymczasem ekipa techniczna uwija się jak w ukropie. Za plecami Jacksona robotnicy wznoszą kilkupiętrowy mur z metrowych sześcianów. W rozbudowanym, hałaśliwym finale utworu wielometrowa ściana wali się na Jacksona, grzebiąc go pod rumowiskiem. Gasną światła, cichnie muzyka. Nad ruinami pojawiają się tylko lotnicze reflektory. Słychać wystrzały, eksplozje bomb i warkot helikopterów. Rozpoczyna się fortepianowa introdukcja do "Earth Song" z ostatniej płyty.
Jackson (jak się okazuje - cały i zdrowy) wychodzi na scenę i intonuje płaczliwą litanię do Boga i Natury o skażeniu środowiska, wojnach i złych stronach ludzkiej istoty. Z każdą zwrotką utwór potężnieje, z cichej modlitwy staje się monumentalnym hymnem. Potężny soulowy chór intonuje refren, zza pleców Jacksona na scenę wjeżdża czołg. Król pop staje przed nim i zatrzymuje go podniesioną ręką. Inscenizuje scenę, która miała miejsce w Pekinie w czerwcu 1989 roku. Samotny Chińczyk zatrzymał tak kolumnę czołgów jadących na plac Tiananmen. Różnica taka, że na koncercie wszystko kończy się szczęśliwie. Z czołgu wysiada co prawda żołnierz i celuje w głowę Jacksona, ale nie strzela.
Grande Finale
Po tym smutnym utworze następuje optymistyczny hymn "Heal The World" (Uzdrowić świat). Na scenie robi się tłoczno od muzyków, tancerzy i dzieci. Wszyscy chóralnie śpiewają refren. Jackson dziękuje za wspólną zabawę. - I Love You! - powtarza ze sto razy swoim dziecinnym głosem.
Wszyscy schodzą ze sceny, gasną światła, ale to oczywiście jeszcze nie koniec. Publiczność domaga się bisu. Po kilku minutach skandowania scena znów gotuje się od świateł i ludzi. Przy instrumentalnej wersji "They Don't Care About Us" na scenie i na telebimach pojawiają się flagi wielu krajów. Na finał przeznaczony jest pompatyczny utwór "History". Kończą go sztuczne ognie. To już naprawdę koniec.
W całym show jest wiele naiwnej symboliki, dosłowności, ckliwości i łopatologicznego dydaktyzmu. Kiczu? Ależ tak! Ale czyż kiczowaty nie był już śp. teść Jacksona - Elvis Presley? Kiczowaty jest broadwayowski musical, kino hollywoodzkie, telewizja, reklama i w ogóle wszystko, co masowe. Na dwie i pół godziny przystajemy na te warunki, dajemy się porwać, oczarować, wzruszyć... a jutro w ramach pokuty możemy ustawić się w kolejce do płótna Caravaggia.
Robert Leszczyński
Znalazłam folder "Rodzinny par rozrywki Michaela Jacksona - prasowe doniesienia w latach 1997-1998" Jest to ok 30 artykułów z polskich gazet z tamtego okresu. Rozdawano to radnym Warszawy na posiedzeniu dotyczącym tej inwestycji. Mogę to zeskanować wszystko i tu wrzucić, tylko chciałabym najpierw wiedzieć czy w ogóle ktoś jest jeszcze tym tematem zainteresowany.Cześć, mam takie pytanie dotyczące wizyty Michaela w Polsce. Oglądałem własnie materiał filmowy z wizyty MJ w naszym kraju ('97 rok) i zainteresowała mnie kwestia tego parku rozrywki/wesołego miasteczka.
Czy są znane jakieś oficjalne powody dlatego ta inwestycja nie doczekała się realizacji ? W materiale filmowym jest mowa o liście intencyjnym, który spisali prezydent Warszawy i Michael - z tego co wiem list intencyjny ma moc prawną, więc jest pewnego rodzaju zobowiązaniem. Skoro inwestycja nie została wykonana to ktos tych zobowiązań nie dopełnił .. czy znane są Wam jakieś szczegóły tej sprawy ?
Przeglądałem trochę forum, ale nie znalazłem konkretnej odpowiedzi.