Amy Winehouse nie żyje
-
- Posty: 1539
- Rejestracja: sob, 29 sie 2009, 0:45
- Lokalizacja: Trójmiasto ;)
- Damianos60
- Posty: 466
- Rejestracja: pt, 12 gru 2008, 10:57
- Lokalizacja: Legnica
- MariaSusie
- Posty: 12
- Rejestracja: sob, 04 wrz 2010, 23:04
Wielka utrata dla muzyki. Nie byłam jej fanką, jednak wiadomo, głos miała świetny...
Dlaczego tak wspaniali muzycy odchodzą zbyt wcześnie? ech...
[*]
Dlaczego tak wspaniali muzycy odchodzą zbyt wcześnie? ech...
[*]
Liczy się nie to co mówią inni lecz to co noszę w swoim sercu...
Dla mnie jesteś Królem na zawsze. Nikt Cię nie zastąpi Mike.
I pamiętaj:
You are not alone...
Dla mnie jesteś Królem na zawsze. Nikt Cię nie zastąpi Mike.
I pamiętaj:
You are not alone...
Naprawdę wielka strata.. [*]
Najbardziej w tym wszystkim zadziwia mnie to ,że nikt z jej otoczenia nie był w stanie jej pomóc. Przecież to było oczywiste ,że to tak się w końcu skończy..

Najbardziej w tym wszystkim zadziwia mnie to ,że nikt z jej otoczenia nie był w stanie jej pomóc. Przecież to było oczywiste ,że to tak się w końcu skończy..
Tak było jest i będzie. Zresztą fala idzie całą masą a wśród tej masy są też i Ci ,którzy docenili ją wcześniej..daria3891 pisze:Szczerze mówiąc, to niedobrze mi się już robim jak wszyscy zaczynają doceniać artystw, gdy ci już opuścili scenę.
Ciekawy tekst Piotra Bratkowskiego z Neweseek.pl
Tylko martwa Amy jest dobrą Amy- tytuł przewrotny, aczkolwiek zdaje się być prawdziwy. Podobnie było z Michaelem- równia pochyła.
Tylko martwa Amy jest dobrą Amy- tytuł przewrotny, aczkolwiek zdaje się być prawdziwy. Podobnie było z Michaelem- równia pochyła.
Jestem za stary, by śmierć Amy Winehouse traktować jako akt założycielski kolejnej popkulturowej legendy. Za wiele takich śmierci zdarzyło się za mojego życia. Gdy byłem rockowym nastolatkiem – Hendrix, Janis Joplin i Jim Morrison. Później – Lennon. I jeszcze Ian Curtis, a potem Kurt Cobain.
Starczy: o postaciach – przepraszam za nietakt – takich jak Presley, Marc Bolan czy Michael Jackson, których przedwczesna śmierć mniej mnie obeszła, nawet nie wspominam.
Mimo to, kiedy wczoraj dowiedziałem się o śmierci Winehouse, zachciało mi się wyć. Nie dlatego, że śmierć 28-letniej dziewczyny mnie zaskoczyła. Przeciwnie – dlatego, że była doskonale przewidywalna. Kilka tygodni wcześniej, napisał o tym choćby Zbyszek Hołdys we „Wprost”.
Oczywiście – czyjś pęd ku śmierci bardzo trudno zatrzymać. A Winehouse ów pęd jasno zadeklarowała choćby w piosence „Rehab”. Ale gdyby komuś naprawdę zależało…
Czytam wyznania piosenkarki, wstrząśniętej śmiercią koleżanki: „Nie byliśmy w stanie jej pomóc – przynajmniej trzy razy w tygodniu upijała się do nieprzytomności”. Trzy razy? Mnie się i cztery zdarzało – i to, gdy byłem dobrze po czterdziestce. Nie miałem ani tylu pieniędzy, ani „dojść” do nowoczesnych terapii, dostepnych gwiazdom popkultury. Żyję; paru osobom naprawdę zależało, by mi pomóc. Starczyło.
Powiecie, że w przypadku Winehouse nie tylko o picie chodziło? Zgoda. X. – moja młodzieńcza miłość, w parę lat po naszym burzliwym rozstaniu trafiła na odtrucie nieprzytomna po przedawkowaniu polskiej heroiny. To był zgrzebny czas stanu wojennego. Uratowano ją; ba – stworzono warunki do rozpoczęcia nowego życia. To wtedy nie było łatwe. Ale udało się: znów dzięki temu, że doslownie paru osobom na tym zależało. W kilka lat później, w całkiem innym miejscu na naszej ślicznej planecie, X. urodziła córkę.
A jeśli to Was nie przekonuje, to przypominam, że Keith Richards – żywy zbiornik na wszelkie używki, jakie wymyśliła ludzkość – ma siedemdziesiątkę i czuje się dobrze. Medycyna naprawdę działa!
Dlatego mam nieodparte wrażenie, że Amy Winehouse umarła, bo nikomu nie zależało, by żyła. Także branży muzycznej. Weźcie to za teorię spiskową ale podejrzewam że przeprowadzono w tej sprawie kalkulację. I wyliczono, że martwa Amy opłaca się bardziej niż Amy żywa. Bo cóż po żywej? Od pięciu lat nie udało jej się nagrać płyty, niedawny come back zakończył się kompromitacją. Żywa Amy generowała raczej koszta niż zyski. Na Amy martwej i przerobionej na legendę można by ten niekorzystny bilans poprawić: Presley i Lennon wciąż należa do najlepiej zarabiających muzyków na świecie. A dzisiejszym pięknym i zdolnym, jakoś odechciało się w skali masowej młodo umierać. Trup Amy Winehouse tę dotkliwą lukę rynkowa świetnie wypełni.
Nie potrafię i nie chcę o niej myśleć jako o przyszłej legendzie. To dla mnie dzieciak, pozostawiony w samotności tak strasznej, że nie umiem sobie tego wyobrazić.
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...
Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Dopiero zaczynam, ale...
Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Bardzo trafny artykuł. Prawdopodonie było tak jak opisuje autor, że nikt tak naprawdę nie miał jak jej pomóc. Mnie intryguje jedna rzecz - co ją popchnęło do używek w czasach kiedy tyle mówi się o uzależnieniach, przestrzega przed narkotykami, co miała w głowie kiedy zaczęła nadużywać alkoholu i sięgnęła po narkotyki, kiedy zaczęły się jej prolemy tak naprawdę?
Nie mamy takiej władzy by zmienić komuś życie jeśli on sam tego nie chce.
Amy była na odwykach i to niejeden raz.Przypuszczam, że nie umiała z nich korzystać.Bo trzeba mocno wew. chcieć zmiany.Liz Taylor też zaliczyła odwyk i potrafiła wycisnąć z niego tyle ile się da.
Można chcieć pomagać, nawet trzeba ale ta druga strona musi chcieć i umieć brać.
Może Amy tak naprawdę nie chciała żyć.To tyle ode mnie.To wyłącznie mój punkt widzenia.
ps A Pan Piotr skoro miał 40 lat i nadal upijał się 4 razy w tygodniu do nieprzytomności to niewiele nauczył się w życiu.
A pomoc? jaka? skierować na przymusowy odwyk?zamknąć?Przecież okłamujemy samych siebie.To pijane myślenie
"ktoś za manie załatwi moje problemy"
A jego miłość X zapewne po prostu sama chciała wyjść z bagna.Bo żeby wyjść to trzeba chcieć.Klamka jest od środka .I żadne cuda, leki czy czary mary nie pomogą.Wystarczy rozmawiać i trzymać się zasad.
Amy była na odwykach i to niejeden raz.Przypuszczam, że nie umiała z nich korzystać.Bo trzeba mocno wew. chcieć zmiany.Liz Taylor też zaliczyła odwyk i potrafiła wycisnąć z niego tyle ile się da.
Można chcieć pomagać, nawet trzeba ale ta druga strona musi chcieć i umieć brać.
Może Amy tak naprawdę nie chciała żyć.To tyle ode mnie.To wyłącznie mój punkt widzenia.
ps A Pan Piotr skoro miał 40 lat i nadal upijał się 4 razy w tygodniu do nieprzytomności to niewiele nauczył się w życiu.
A pomoc? jaka? skierować na przymusowy odwyk?zamknąć?Przecież okłamujemy samych siebie.To pijane myślenie
"ktoś za manie załatwi moje problemy"
taaa zapewne tak i wygląda jak młody bóg a w głowie zamiast tkanki mam papkę.Czy Pan Piotr zna Keitha osobiście?czy tylko kupuje obrazki z gazet.Alkoholizm to niemiłosierna choroba której nie obchodzi anie stan społeczny , wiek ani posiadanie.Amelia pisze:Keith Richards – żywy zbiornik na wszelkie używki, jakie wymyśliła ludzkość – ma siedemdziesiątkę i czuje się dobrze. Medycyna naprawdę działa!
A jego miłość X zapewne po prostu sama chciała wyjść z bagna.Bo żeby wyjść to trzeba chcieć.Klamka jest od środka .I żadne cuda, leki czy czary mary nie pomogą.Wystarczy rozmawiać i trzymać się zasad.
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Pojawiają się plotki, że nie poradziła sobie z odejściem byłego. A czy rzeczywiście, porzucenie przez Travisa, na krótko przed pójściem Amy na odwyk, było ostateczną przyczyną załamania...nie wiadomo. I może nigdy się tego nie dowiemy.Margareta pisze:To więcej niż prawdopodobne, pytanie tylko dlaczego?Może Amy tak naprawdę nie chciała żyć.
1958 - forever...
bo niektórzy tak mają w środku i już.To tak jak są mordercy,socjopaci, samobójcy i inni.Natura ludzka potrafi być mroczna i skomplikowana bez powodu.Sami sobie robimy największą krzywdę.To więcej niż prawdopodobne, pytanie tylko dlaczego?
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
- La_Pantera_Rosa
- Posty: 401
- Rejestracja: wt, 01 gru 2009, 20:32