Nie bójmy się słowa kicz i kicz kiczowi nierówny, tak sobie myślę.
kilka moich śmiertelnie poważnych przemyśleń, obserwacji ( bo poczucie humoru coś mnie opuściło). Tą tematyką jestem żywo zainteresowana, ale czasu brak
Wczoraj czytałam o deviant art (zupełny przypadek, przygotowywałam się do zajęć). Deviant art to rdzennie amerykański manieryzm, powstały w pijanym widzie przez wielbicieli LSD i marihuany, będący manifestacją subkultury rock&roll l. 70tych, potem zaadoptowany przez tzw kulturę wysoką i mainstreamową też. To było moim zdaniem klasyczne posłużenie się kiczem, by zaakcentować swą odrębność. Wszystko latało w promykach i mieniło się tęczowymi barwami, czyli zwidy po naćpaniu się rockendlowca.
Potem pewien Japończyk, Yokoo, zainspirowany deviant art, drzeworytem japońskim, fałszywymi perspektywami Eschera, zrobił z tego sztukę tak niebywale nasyconą kolorem, bogactwem, że można dostać oczopląsu. To w tej chwili uznany artysta i dołożył swoją cegiełkę do postmodernizmu. .
Podobnie jak z Davidem Bowie, zapewne tęż scalił wiele wpływów i wykreował swój styl znak rozpoznawczy. Tu się nie wypowiadam, bo się nie znam, ale to są te same lata, zapewne jakoś się to łączy.
Można trochę odnieść to do LaChapela, który też świadomie posługuje się kiczem i odnosi się w swoich obrazach do martyrologii Michaela, portretując go jako wcielenie Chrystusa. To zamiłowanie do kiczu prawdopodobnie pozostało mu po Andy Warholu, bo jak twierdzi jest z jego stajni. A propos, ostatnio w Warszawie można było obejrzeć dzieła La Chapela, fotografie. Moja znajoma była i powiedziała, że nie zrobiły na niej wrażenia. Ja jego portrety Michael bardzo lubię.
@neta pisze:Kto dał nam prawo określać co jest wzorcem, co jest tzw."dobrym smakiem" a co jest bee?
Krytyka dla sztuki jest bardzo ważna, jest właściwie jej nieodłącznym elementem. Owszem, często krytycy się mylą, popadają w skostnienie, czasami propagują zinstytucjonalizowaną sztukę, niekiedy krzywdzą artystów, zgadzam się. Są też krytcy i zarazem twórcy, sami zmagają się z materią, wtedy lepiej rozumieją artystów. Tacy krytycy tworzyli niezwykły ferment, dzięki nim mieliśmy takie kierunki jak dadaizm , futuryzm, które współtworzyli też teoretycy. .Dadaizm to przecież był świadomy kicz . a właściwie posługiwanie się kiczem. żeby pokazać fucka establishmentowi. To, co zrobił dadaizm dla sztuki to kosmos, nie byłoby bez nich deviant art, nie byłoby tego Japończyka, Andy Warhola by nie było, ani całego pop artu by nie było, brytyjskiego, czy amerykańskiego, nie byłoby glamour, nie byłoby postmodernizmu, nic by nie było.
Rewolucja w sztukach wizualnych na pocz XX wieku to był jak wybuch bomby atomowej, to, co wtedy się działo, jak intensywnie, mimo że w tym samym czasie były 2 wojny światowe, to raczej już się nie powtórzy Tam jest początek Teraz pozostało tylko czerpać i tworzyć manieryzmy, albo ostatecznie przybijać jądra do bruku na Placu Czerwonym, jak ktoś posiada i prowokować. ( oczywiście spłycam, ale rewolty na miarę tej sprzed 100 lat już nie będzie, bo pisuar załatwił wszystkich ) .
A co zadziwiające, to mnóstwo dobrych rzeczy pochodzi z ZSSR , u zarania komunizmu i kiedy tworzono sztukę dla mas, utylitarną, dla maluczkich znaczy się. Potem ci sami artyści przez tych maluczkich byli prześladowani, a ich sztuka nazwana "sztuką wynaturzoną" . Hitlerowcy ich mordowali, Stalinowcy ich mordowali, nie mieli lekko , więc ci co przeżyli, uciekli do Stanów, tam się przeniosło centrum, które promieniowało na świat, tak jak kiedyś takim miejscem był Paryż.
Zresztą wielokulturowość, też ta w wydaniu amerykańskim, wpływa na rozwój sztuki, nie homogeniczność. Piłsudski powiedział, " Polska to obwarzanek: Kresy urodzajne, centrum – nic." właśnie dlatego ..
@neta pisze:A co jest złego w portretowaniu się jako król?to tylko zabawa, nie macie poczucia humoru
Moim zdaniem Michael z tym królem to tak zupełnie na poważnie :)
To jakimi przedmiotami się otaczał, to jego sprawa, oczywiście do momentu, kiedy mi koś mówi, ze mam się tym zachwycać. Mało mnie to interesuje, szczerze, na ale temat został wywołany..
Zastanawiałam się już kiedyś, dlaczego Michael otaczał się kiczem. Zbytkowne meble, obrazy, w których Michael jest wykreowany na męczennika, świętego, to dla mnie kicz, ten z definicji kicz. Ja bym się w takim wnętrzu udusiła, albo miała koszmary senne po dłuższym pobycie. Zresztą byłam niedawno w takim domu z manekinami, obrazami i pierwsze, co mi przyszło do głowy - to Michael. Myśłałam, ze może jest to wyraz drobnomieszczańskiego zachwytu blichtrem, co dotyka wiele osób żyjących w dzieciństwie skromnie, a potem nagle w dorosłym życiu dorabiających się olbrzymiego majątku. Jednak Janet , przecież z tego samego gniazda, ma bardzo wyrafinowany gust. Lubi prostotę . Nawet jej logo jest prościutkie, wysublimowane. Dlaczego potrzeba Michaela epatowania bogactwem, barokiem była silna?Piżamki są urocze, garniaki w słoniki również, ale ta cała fanfanorada, megalomania, mesjanizm, umiłowanie eklektyzmu jto och Jednak jak się wszystko złoży w całość, z trudem, więc słoniki, skarpetki, piżamki, obrazy a la Rubens, styl empire napoleoński, styl militarny rodem z bliskowschodnich reżimów, rocokokoo, kaczor donald, guma balonowa, religijność, chwyt za krocze, no i muzyka z najwyższej półki, to wychodzi z tego postmodernistyczny paczwork w wydaniu orgiastycznym. Badacze, antropolodzy kultury, psycholodzy będą mieli latami nad czym dumać.
Wystarczy mi jego muzyka, piękne teledyski, nie muszę się wgapiać w okładki z jego wizerunkiem, zachwycać urodą jego wyretuszowanego ciała, zamienionego w wyidealizowaną postać istoty ni to męskiej, ni żeńskiej, co ma tak niewiele wspólnego z jakąkolwiek fizycznością, zmysłowością, a jest dla mnie chłodne, odległe, nieprzystępne. Jaki to ma związek z miłością?
Michael o miłości opowiada w swojej muzyce, inspiruje, czy ja muszę obcować z jego fotką? Znowu przyjrzałam się tej sesji i może mniej natarczywie, ale Michael jest tu upozowany na świętego, Możliwe, że o to chodziło Leibowitz. Uchwyciła niejednoznacznośc płciową postaci, nawiązała do ikonografii wyobrażeń świętych i greckich bożków, odsłoniła klatę próbujac coś opowiedzieć o seksualności w woalu, seksualności wykoncypowanej, bezdotykowej. Leibovitz spowodowała zgrzyt percepcji, poniewąż bożek jest za szybką. Dla mnie te fotki są anty zmysłowe. Podziwiam kunszt Leibovitz, choć nie wiem, na ile właściwie odkodowałam znaczenia. Jednak wystarczy obejrzeć inne jej fotografie i zobaczyć, jak bardzo różni się jej podejście do modela.
Zdecydowanie wolę jej inne zdjęcia, nie wiem, czy lepsze, ale bardziej do mnie przemawiają. W tych zdjęciach jest zaobserwowana czułość, ciepło, ci ludzie są po prostu ludzcy. I teraz dochodzę do wniosku, że tak przedstawiając Michaela ukazała samotność postaci odcieleśniając ją, smutek, odrywając ją od świata, może odsłaniając przy okazji zapotrzebowanie tłumu na taką postać z mitów. Michael lewituje, jakby ledwo istniał.
Pragnę zauważyć, ze ta druga okładka też jest jej autorstwa, tak obśmiana tutaj jako szczyt kiczu.
I o Michale Aniele. Z pewnością Michael czytał "Kamień i cierpienie", skoro fascynował się Michałem Aniołem, bo to jest pozycja obowiązkowa dla miłośników jego sztuki. Już sam tytuł wskazuje, co jest motywem przewodnim tej książki, więc martyrolologia tak bliska Michaelowi. .Oczywiście jest to częściowo fikcja literacka , fakty upiększone ubrane w powieść. Michael nie wyłuskał tego, co najcenniejsze w jego sztuce, biorąc pod uwagę estetykę obrazów, w jakich się lubował., albo niezbyt starannie odrobił lekcję. Michał Anioł powszechnie kojarzony jest z Davidem, posągiem inspirowanym sztuką antyczną, greckimi herosami, czym z kolei inspirowała się sztuka nazistowska i socrealizm, albo z pietą watykańską o pięknych, klasycznych proporcjach. Jednak nie dostrzegł najważniejszej rzeźby Michała Anioła - Piety Rondanini, uznanej za najbardziej tajemniczą, przez niektórych uważaną za niedokończoną, ale dowodów brak, z błędami anatomicznymi i pozbawioną szczegółów., sprawiającą wrażenie wydobywającej się postaci z bryły marmuru.
I ten posąg najlepiej prezentuje idee Michała Anioła. Z ksiażki niewiele pamiętam, ale zapamiętałam jedną scenę, Michał Anioł wierzył, że w bezkształtnej bryle marmuru już ukryty jest kształt, który on ma tylko wydobyć na zewnątrz, uwolnić. Blok marmurowy badał o świcie, w promieniach wschodzącego słońca , obserwował wszystkie rysy, pęknięcia i żyłki i doznawał iluminacji. Tak jak Michael czuł, że jest antenką Stwórcy,: Ale właśnie ta pieta stanowiła fascynację i inspirację późniejszych pokoleń artystów, jak również jego niedokończeni niewolnicy.
na tym przykładzie widać jak niewolnicy utorowali drogę "sztuce wynaturzonej" :)
i na grrobowo poważną nutę, taki akcent bogojczyźniany:
http://www.youtube.com/watch?v=otwFn4AyKnM
wstyd się przyznać, ale nie umiem wstawiac zdjęć :(