Ostatnio zakupione płyty - recenzje, wrażenia

Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Mój wczorajszy zakup to DVD Imagine. I aż sie boję teraz polecieć epitetami, wychwalającymi pod niebiosa Johna Lennona, bo na to mam ochotę po kolejnym obejrzeniu tego wydawnictwa.
Film oficjalnie powstał w 1988 roku. Dokument niezwykły, bo jest tak zrobiony, jakby John Lennon brał udział w kręceniu tego filmu. John Lennon, w 8 lat po swojej śmierci, w nowym filmie o sobie jest narratorem!
A udało się to dzięki współpracy z Yoko Ono. Później też reżyser dostał materiały od różnych ludzi, jak tylko poszła w świat wiadomość o powstawaniu Imagine. Dzięki temu zgromadzono 240 godzin taśm wcześniej nie publikowanych. Reżyser streścił to do 12, a później 6 godzin. W ostatecznej wersji to blisko 2- godzinny, niezwykły dokument o Johnie.

Człowiek opuszczony przez ojca, 2 razy opuszczony przez matkę, wychowywany przez ciotkę. Matka umarła w wypadku, przejechana przez nietrzeźwego policjanta, kiedy w wieku dorastania Lennona zaczęli się poznawać na nowo. Mężczyzna z powalającym poczuciem humoru, cechami przywódczymi, a przede wszystkim muzyk łączący wyjątkowy talent z chęcią czynienia dobra poprzez mądry przekaz. On nie tylko deklarował. On rozmawiał. I nie tak, jak teraz Bono, z politykami, ale z każdym dziennikarzem który chciał porozmawiać, zwykłymi ludźmi, którzy do niego przychodzili. Te rozmowy są uwiecznione i pokazane w tym filmie.

Niestety to ostatnie obróciło się przeciwko niemu w dniu Jego śmierci. Ten bezsensowny uczynek pewnie spowodował większą niedostępność gwiazd w latach 80-tych i 90-tych. Teraz się dopiero to zmienia i można zobaczyć np. Madonnę na rowerze w Londynie.

Obrazek
pobrane z: www.stereo.pl

Nieodżałowana śmierć. Jego szczególna więź z Yoko Ono tu też została bardzo wyraźnie uwieczoniona. Wzbudza podziw. Film też prowokuje do pytania Ile świat mógłby od niego jeszcze dostać, gdyby żył.
Aż by mi się tak chciało rozpisywać o samym Lennonie, ale po co. Film wzbudza nostalgię za tamtymi czasami. Żałuję, że nie dorastałem wraz z narastaniem popularności Beatlesów. Jak słucham ich płyt, szczególnie tych ostatnich, mam zawsze wrażenie, że rzadko się zdarza natrafić na płytę gitarową czy popularną w ogóle, na której nie ma odnośników do ich muzyki. To był zespół kumpli; ludzi spontanicznych, chcących przede wszystkim grać. I ten ich cięty dowcip. Konferencje prasowe, na których rozbrajali dziennikarzy, ripostując ich bezesensowne pytania, to słowny majstersztyk godny Anglika.
Ech... Odsyłam do sklepów- tym bardziej, że w Polsce to specjalne 2-płytowe (i tłumaczone wraz z dodatkami) wydanie kosztuje niespełna 50zł.

Michael pisał w Moonwalk, że chciałby, by Beatlesowska All You Need Is Love była hymnem świata. Gdyby to ode mnie to zależało, to wybrałbym Imagine.
_________
Remember Love
John Lennon 1980
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Zaczęło się od koncertu z płyty. Obejrzałem sobie DVD Gorillaz Demon Days. Po entuzjastycznej recenzji w Machinie, pozwoliłem się pozwolić przekonać. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Może animacji na scenie, jak na wspólnym występie z Madonną podczas tegorocznego Grammy?

Obrazek
pobrane z: http://i.idnes.cz/05/111/cl/KOTec3b0_gorillaz5.jpg

Animacja jednak była tylko tłem. A sam koncert okazał się na tyle porywający (mieli rację), że szybo sięgnąłem po album.
Formację ignorowałem, pomimo mojego uwielbienia do 3 ostatnich płyt blur. Bo co chodzi? Lider blur, wdzięczący się do amerykańca, jako akompaniament dla hip-hopu? Oj, jak bardzo byłem w błędzie. I drogie Panie, drodzy Panowie. Czapki z głów!
Co za bogactwo warstw dźwiękowych, kopalna gatunków, spięta w spójną całość. To nie piosenki są z różnych półek (co by pewnie wywoływało może ciekawosć, ale nie przeżywało by się płyty jako organicznej jedności), tylko utwór składa sie z różnych półek. Nie słyszałem takich zabiegów w muzyce masowej od czasów Paranoid Android Radiohead, że zaczyna się w np. takim All Alone od elektroniki, by gdzieś chwilę potem słyszeć vinylową pętlę i rytm Timabalanda, kolejno pojawiające się rapowe rymy, dalej niepodziewanie wyłaniajacy się, niczym tęcza, głos Martiny Topley-Bird, by utwór pomiędzy spinać głosem mądrego twórcy rockowego.
Bo pomimo sąsiadujących obok siebie: popu, elektroniki, rocka, hip-hopu, gospel czy nawet korzennego latino, to wciąż jakby opowieść jednego człowieka. To opowieść nie tylko bogata w formę, ale też po prostu nadzwyczajnie chwytliwa. Utwory nie są tak nachalne, jak na pierwszej płycie Gorillaz, gdzie takie Clint Eastwood szybko uderzało, ale już przy kolejnych przesłuchaniach stawało się przyciężkie. Na Demon Days są utwory szlachetne, bo nienasycone. Wchodzi taki delikwent w krwioobieg powoli, a kiedy już, już zaczyna krążyć, pojawia się utwór kolejny. Jak na Think Tank.
Gorillaz trochę przypomina mi projekt UNKLE, tyle że tamten przeszedł właściwie niezauważony. Dodam, że, jak na UNKLE, na Demon Days mamy gości- De La Soul, Neneh Cherry, Martina Topley-Bird (ta od Tricky'ego), Roots Manuva, MF Doom, Ike Turner, Bootie Brown of the Pharcyde, Shaun Ryder, Dennis Hopper, The London Community Gospel Choir oraz The San Fernandez Youth Chorus.

Jestem zachwycony. Damon Albarn i Thom Yorke to dla mnie obecnie najciekawsi twórcy, obracający się w tym gatunku. Wreszcie mamy wykrystalizowany ambitny pop. Gorillaz idzie w milionowych nakładach, a ostatnia płyta Yorke'a zadebiutowała na 2 miejscu Billboardu.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Ech. To już któryś post pod rząd mój. Chyba to sygnał, że albo temat zaczyna być tylko dla mnie (bez sensu) albo ludzie od maja płyt nie kupują. Billie Jean wróciła, może tu i w dziale filmowym znowu będzie ruch w interesie.
No ale... Ten post ma numer apokaliptyczny. Wreszcie wyjaśni się, o co do cholery chodzi w temacie stworzonym przez Buszmena, tym o pierdołach albo jeszcze bardziej sie zamąci. Chodzi, jak zawsze, o coś. A dokładniej o to:

http://www.theeraser.net/Stage3UK/

Pamiętacie pana z tej starej ryciny, w czarnym kapeluszu, czarnym płaszczu i lasce, próbującego zapanować nad żywiołami?

Obrazek

Tego, co wciąż depcze MJowitkowi po piętach?

Obrazek

Ten Pan to Thom Yorke. Kto zna Radiohead, ten wie, o kim mowa.
A The Eraser to jego płyta. Mocno zwichrowana. Jak ktoś poszukuje recenzji, znajdzie ją.

Mam sporo wolnych skojarzeń po kolejnym przesłuchaniu The Eraser. Na temat obłędu, na temat zmian w porządku świata; na temat filozofii jungowskiej- a konkretnie: że to, co dzieje się na poziomie społeczeństw, narodów jest odzwierciedleniem tego, co w jednostce. I na temat pogubienia człowieka dziś, szukającego poza rodziną konstruktywnych dla siebie wzorców.
Z kim mamy do czynienia na The Eraser? Mamy do czynienia z człowiekiem w życiu codziennym chyba spełnionym, a wydającym klaustrofobiczne, neurotyczne, żeby nie powiedzieć paranoiczne utwory- tak, że potrafią one uklimatycznić nawet bardzo słoneczny dzień.
Pan śpiewa z mniejszym ładunkiem złości, niż w macieżystym zespole. Choć, jakby przysłuchać się tekstom, to wciąż słychać w nich niejasne wkurwienie na ludzi bliskich. Na bliskich wreszcie, bo na płytach Radiohead było więcej noża w kierunku osób publicznych, czyli obcych.
A we mnie rodzi się tęsknota za czymś pierwotnym wespół z tym, co teraz. Zdrowym, w efekcie. Za jazgotem gitar w sosie melodyjnego, osobistego śpiewania. Takiej symbiozie nostalgii i energii. Bo jak tak będzie dalej, to już ten złowieszczy, schizofreniczny świat Yorke'a mnie pochłonie i odetnie od siły, bo zacznę wierzyć, że poza tym światem nie ma nic, co jest warte mojej uwagi.

Obrazek

The more you try to erase me
The more that I appear
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

kaem pisze:Chyba to sygnał, że albo temat zaczyna być tylko dla mnie (bez sensu) albo ludzie od maja płyt nie kupują.
Kaem, ja tam zawsze jestem Twoim wiernym czytelnikiem! :]

Pan Thom Yorke na dobry początek. Płyty dalej co prawda nie kupiłem; trwam w postanowieniu, że więcej niż pięcdziesiąt złotych na album jednak nie wydam. Czekam więc. The Eraser - smutny, chaotyczny, ale klimat niesamowity. A za utwór tytułowy, Analyse (w mojej opinii, taki najbardziej normalny utwór na płycie) i Harrowdown Hill należy się największy szacunek.

Obrazek

Kupowali, nie kupowali... Przez ostatnie miesiące, aż do przedwczoraj, kupiłem zaledwie limitowane DVD z otwierającego trasę Love & Hate koncertu T.Love w Stodole i solowy album byłego gitarzysty tego zespołu, Jana Benedka - znanego bardziej jako autora muzyki do takich piosenek jak Warszawa, King, czy Motorniczy. Nota bene, Benedek to autor także dwóch ostatni singli zespołu, w którym grał do 1994 r. Oldschool Party - dużo rock'n'rolla, szczere teksty, rzeczywistośc widziana oczami czterdziestolatka. W nagraniach Benedka wspomógł m.in. Sidney Polak, czy Smolik. Polecam tym, którzy lubią dobre, rockowe granie.

Obrazek Obrazek Obrazek

A co do pierwszego - skopiuję się (przy okazji - o matko, co za przerażający szyk przestawny :wariat: ):
Muniek z wywiadów w ogóle nie przypomina Muńka koncertowego. Energia. Ponad dwie godziny. Wraz z bisami podwójnie zagranymi, gdy połowa sali wyjść zdążyła już. I wspaniała publiczność. Co prawda w brzuch raz dostałem mocno dość, raz ktoś kopnął butem w głowę, a na ciele jakby dwa podejrzane siniaki. Ale przez cały ten czas zdążyłem wykrzyczeć się. Usłyszać, że Muńka Radio Maryja wkurwia. Że nie głosował na prezydenta obecnego, ale nie mojego, za co gorące brawa dostał. I że Bóg przed Ligą Rodzin Polskich chronić powinien.
Na DVD jednak aż takiej energii nie czuc. Muniek gdzieniegdzie zafałszuje (cóż, w hałasie i wśród rozentuzjazmowego tłumu nie było tego chyba słychac... ;-) ); nie widac, by fani aż tak bardzo bawili się, jak w rzeczywistości. Co ciekawe, sama idea wydania tego koncertu wyszła przez... fanklub, oczywiscie za zgodą zespołu. Wydanie stąd bardzo limitowane, wykonano podobno tylko około sto sztuk (do każdego egzemplarza Sidney Polak dodał po pocztówce ze swoim autografem - bardzo miło z jego strony :] ). Na samej płycie pełen przekrój przebojów, od pierwszych, jak IV LO, do utworów z najnowszej płyty. Bardzo miła pamiątka po pierwszym dla mnie koncercie tego zespołu - właściwie nawet dośc przełomowego, jeżeli chodzi o sympatię do kapeli.

C.D.N. - wypadałoby najpierw posłuchac, co kupiłem. ;-)
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

Słucham w odtwarzaczu muzyki Hey, później oglądam koncert tego zespołu. I zastanawia mnie to niesamowite spięcie i trema Kasi Nosowskiej na scenie. Przy tak charyzmatycznej muzyce, intrygujących tekstach wygląda to dość paradoksalnie... i ma to swój urok.

Obrazek

Nie wiem co było wcześniej - znam pojedyncze utwory. Music Music z 2003 r. porównać mogę tylko do udanego przecież Echosystemu z zeszłego roku. Tu jest bardziej surowo, bardziej spójnie - tylko podstawowe instrumenty i trochę elektroniki. Za to mniej przebojowo. Co nie znaczy, że gorzej. Inaczej. I jedynymi wyjątkami utwór otwierający i - może rzeczywiście, jak napisano w Teraz Rocku, nawiązanie do Missy Eliott - Mehehe z angielską wersją jakby dołączoną 'bonusowo' do płyty - Misery.

Ale muzyka najważniejsza tutaj przecież nie jest - Kasia Nosowska pisze przecież rewelacyjne, bardzo szczere teksty. Ironiczne, czego przykładem Manto, czasem pełne goryczy. Zdecydowanie smutniejsze od tych z Echosystemu.

Polecam szczególnie tym, którzy są raczej uprzedzeni do polskiej muzyki.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

A wiesz Pank, że jakoś wolę Nosowską solo?
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

kaem pisze:A wiesz Pank, że jakoś wolę Nosowską solo?
Odpowiem tradycyjnie - mam braki. ;-) Ale faktycznie, o solowej Kasi nasłuchałem się wiele interesującego - że muzyka bardziej stonowana, że teksty o wiele bardziej osobiste, że nawet podobne to-to do Marii Peszek (miejmy nadzieję, że nie w tekstach, bo chyba najsłabszą stroną w Miasto Manii, choć mi specjalnie nie przeszkadzającą, są właśnie teksty). Kto wie; im częściej powracam do Music Music, Echosystemu, czy właśnie innych tych przebojów, tym bardziej mam ochotę na więcej. Wysłucham.

A swoją drogą - przekonałeś mnie do Do-mi-no Pustek! Początkowo miałem wrażenie, że nic ciekawego tutaj dla siebie nie znajdę - dość proste melodie, brak eksperymentów podobnych do rewelacyjnego Right Action, które znałem już od dłuższego czasu. A jednak płyta z przesłuchania na przesłuchania u mnie ciągle zyskuje - wszystko tu wydaje się być niesamowicie poukładane, każdy tekst ma w sobie coś ciekawego... że już nie wspomnę o takich detalach, jak świetnie wkomponowane klawisze w moim ulubieńcu, Próbie sił.

I już nie mówiąc, że do Pustek przekonuję się coraz bardziej dzięki współpracy z Muńkiem przy utworze Kalambury. Co prawda mam takie wrażenie, że wokal jest jednak nieco za ostry, sposób żywcem wzięty z I hate rock'n'roll. Ale taki duet jest, przynajmniej dla mnie, niezłą ciekawostką... oj tak. :-)
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

No Pustki to fajna rzecz. Cieszę się bardzo, że Ci się podoba. Jak lubisz eksperymenty po polsku, polecam Ewa Braun Stereo albo Kristen Stiff Upper Words. A ja kupiłem sobie The Band Of Endless Noise Riders On The Bikes. Jeden gość z forum Muslovitz mnie namówił i cieszę się z tego. Płyta do ustrzelenia tylko na allegro, ale za to za małą kasę. I fajna. Trochę orientalna, ciekawa, mniej psychodeliczna, niż wcześniej wymienione. Na pedałowanie się przyda ;-) . Kupiłem 2 tygodnie temu.
Ta orientalność to atmosfera z legendarnych Karpat Magicznych, jak napisali na screenagers. Jak Ewa i Kristen są z tych dołerskich, tu jest pogodniej- choć to nie Pogodno :-).

Obrazek
http://www.aci.pl

Smacznie i ciekawie.
A wiesz, że T.Love wystąpi na Off-Festival w Mysłowicach? No i... Lenny Valentino!!! EEeeeeeeech. Będzie też Marysia Peszek, Pustki, Janerka, John Porter, goście zza granicy. A to wszystko za 2 dychy. Tu plan festiwalu. Oczywiście bedę.

Teksty Nosowskiej są jedyne w swoim rodzaju. Bardzo... fizjologiczne, a muzyka buja. O. Pani pasztetowa na przykład:

obraziłam się na świat
nie mieszkam tam gdzie
dawniej od miesiąca
mym domem jest lodówka
lubię jeść więc mało jest
miejsc gdzie mogłabym
czuć się szczęśliwsza
na białych drzwiach wywieszka
czarna a na niej na żółto
me nazwisko mam tu wszystko
czego trzeba święty spokój
i ulubioną porę roku
łapy precz nie dzielę się
jedzeniem ha ha ha...
czasami tylko żal
ogarnia mnie z powodu
braku miłosnych wzlotów
lecz właśnie wczoraj
cos zdarzyło się
pan pasztet poprosił mnie
o rękę zgodzę się
bo myślę że ja też
coś do niego czuję
znamy się krótko
lecz mam przeczucie że
milo będzie razem się zestarzeć
łapy precz nie dzielę się
jedzeniem ha ha ha...


Albo Zofia:

nawet nie zauważyłeś
że mam nowy nos
już nie zajmuje
polowy twarzy jest mały
perkaty tak jak chciałeś
nos twojej matki
wczoraj wysmarowałam
całe ciało miodem
obłożyłam owocami
na sutki nałożyłam konfitury
a pępek wypełniłam karmelem
zawsze lubiłeś słodycze
więc pomyślałam że może
weźmiesz mnie a ty nawet
nie zauważyłeś ja leżałam
jak idiotka słodka
idiotka tak cholernie słodka
że mogłaby doprowadzić
do wymiotów całe przedszkole
a gdybyś jutro zastanawiał się
kim jest kobieta
wisząca w łazience to ja
zofia twoja od 25 lat żona


Krótko rzecz ujmując, dbajmy o swoje kobiety. :wariat:

Lubię Kasię i szkoda, że ostatnio jakoś się solo zaklinowała.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Stanisław Leon Kazberuk
Posty: 349
Rejestracja: wt, 01 sie 2006, 22:06
Lokalizacja: z Poznania.

Re: Ostatnio zakupione płyty

Post autor: Stanisław Leon Kazberuk »

Pank pisze:
kaem pisze:Nie patrząc na nic, zacząłem zdejmować z niej tą pierwszą śliską warstwę. Mrrrrrauuuu.
Jak zdejmuję folię z dopiero co zdobytej płyty, też wydaję mniej więcej ten sam dźwięk ;] Ach. Ach. Te naklejki z reklamami, ten hologram (o ile wcześniej ktoś mądry nie naklei go na folii :-/), ta świeżość! A potem tylko odkrywanie książeczki, zachwycanie się nad brakiem rysek na płytach. I w końcu. Pierwsze przesłuchanie, często od początku od końca. I słuchanie przez cały tydzień dość często.

I jak tu mówić o tym, że płyty będą wkrótce przeżytkiem? Że nie będzie sklepów z płytami? Tylko jakieś MP3? Nie to, że MP3 złe, bo zgrywać muzykę do komputera jakoś muszę, ale. Czym byłoby życie bez okresowego łażenia między półkami i przeglądania, szperania, wydawania zbieranych od dłuższego czasu pieniędzy choć częściowo na CD? Szukania jakichś wspaniałych okazji, promocji?
/[/URL]

To moje hobby.
Awatar użytkownika
Stanisław Leon Kazberuk
Posty: 349
Rejestracja: wt, 01 sie 2006, 22:06
Lokalizacja: z Poznania.

Post autor: Stanisław Leon Kazberuk »

kaem pisze:s.
Drugą z nich jest Biały Album The Beatles, wydany w 1998 roku na 30 rocznicę powstania płyty. Cacko. Płyty w kopertach i foliach, jak analogi. Wkładka również zrobiona na analogową modłę. Mój stary regularny egzemplarz wczoraj poszedł do komisu.
A muzyka najważniejsza. To tu jest utwór While My Guitar Gently Weeps, od którego u mnie Beatlesmania się zaczęła.
Pozdrawiam wszystkich kolekcjonerów, którzy rozumieją.
Ach, ja rozumiem! Jestem totalnym beatlefanem bez reszty oddanym beatlemani!!! A co do nowej edycji- znam ją z widzenia, że się tak wyrażę i zazdroszczę jej Tobie. A ja cieszę się ze swego zwyczajnego egzemplarza. Cóż, pierwszą płytą jaką poznałem- byo to jeszcze przed Michaelem- był Sgt. Pepper's. A jedną z pierwszych (ale nie pierwszą) jaką kupiłem sobie na własność był właśnie Biały Album, jakieś 5 lat temu? Pamiętam, ile zbierałem, bo koszty nie bagatelne- wiadomo, Beatlesi w cenie, w Poznaniu White Album nabyłem za... 98 zł. Cóż, warto było, jak wiadomo. Jeden z albumów wszechczasów. Te dźwięki, ta awangarda, te zmienne nastroje!
Awatar użytkownika
Stanisław Leon Kazberuk
Posty: 349
Rejestracja: wt, 01 sie 2006, 22:06
Lokalizacja: z Poznania.

8 ostatnio zakupinoych płyt.

Post autor: Stanisław Leon Kazberuk »

Ponieważ na forum jestem dopiero od miesiąca, nadrobię azaległości. Opiszę płyty, które udało mi się nabyć, kupić, otrzymać i zdobyć w ostatnich miesiącach. Dodam, że ten rok w kwesti "poboru" płyt należy u mnie do urodzajnych. A to dzięki silnej woli oszczędzania w ostatnie miesiące 2005 ro. No bo co? Kupić kilogram cukierków ślazowych i czegoś tam jeszcze, który będzie na tydzień, czy kupić płytę, która będzie w stałym użytku i do końca życia? W tym roku postawiłem na płyty. I to nie na nowości kosztujące spore sumy zaraz po ukazaniu się, tylko na takie jakie najbardziej lubię, a mianowicie: kompletowanie staroci, bez obrazy. Stare płyty, albumy nie kosztują zbyt dużo W wybrane nowości też się zaopatrzyłem- jak już w innym poście pisałem, mamy teraz wysyp nowych płyt- ale z resztą poczekam, aż minie "szał" cenowy na nie. Oszczędność, nie skąpstwo. No, to się rozpisałem. Ale do rzeczy:

John Frusciante- Niandra LaDes and Usually Just A T-Shirt. Wreszcie doczekaliśmy się reedycji tego, niedostępnego dotąd, albumu! Jeszcze tylko czekam na reedycję Smile From The Streets You Hold. Oto, nie mogłem nie zaopatrzyć się w debiutancki album (z 1994 r.) szalenie kreatywnego mistrza gitary. Dodam, że Fru wg mnie w Red Hotach się marnuje. Nie, żebym nie lubił ich. Lubię ich starsze płyty, te do Blood, sugar sex mafic. Wiem, BSSM to wg wielu płyta roku 1991 (wg mnie to Dangerous wiadomo kogo jest płytą 1991), ale ja jakoś okresu BSSM- Californiacation nie trawię. Zbyt dużo nachalnego i nieciekawego funku. No, ale ich płyta By The Way z 2002- mistzrostwo! Co do Niandra LaDes and Usually Just A T-Shirt. To płyta wyśmienita! Przenosimy się w krainę psychodeli, porywają nas magiczne, zniekszałcone, tragiczne, niekiedy niepokojące dźwięki. Polecam gorąco tym, którzy to naprawdę docenią. Tym bardziej, że tę trudną płytę nawet portal allmusic.com- jedno z mych ważniejszych źródeł wiedzy o muzyce- ocenił na 4 gwiazdki.

Stanisław Sojka- Blublula. Znów reedycja 63. albyumu z serii Polish Jazz, 1981. Sojka/Soyka to jeden z mych "najulubieńszych" artystów polskich. Intligentie miesza jazz, soul z pop/rockiem, czy świetną grą gitarową. Na dodatek poeta, skrzypek, pianista, po prostu świetny. A Blublula to nic innego jak czysty jazz. A I've known rivers- czysty soul. Polecam tym, którzy lubią jazz.

Dire Straits- On The Night. Album koncertowy zespołu Marka Knopflera. Spokojny, stonowany, ale i podniosły, przepiękny. Długie utwory z pewnością nie nudzą, a wyciszają. Piękna wersja Brothers In Arms, jednego z ich najbardziej znanych utworów. Też mogę polecić.

James Brown- Love Over-Due. Z Jamesem Brownem to u mnie oddzielna sprawa- uwielbiam ojca chrzestnego soulu i (niestety) potrafię w ciemno kupić wszystko, czego nie mam (za rozsądną cenę, oczywiście), a jak wiadomo jest tego sporo [podaję link do jego strony w Allmusic- tam jest spora dyskografia, jeszcze po włączeniu pozycji Compilations na górze ukazuje się pełna lista składanek, też nie mało.]

http://allmusic.com/cg/amg.dll?p=amg&sq ... knk5m3n~T2

Muszę trochę przystopować, bo moja kolekcja jego płyt wynosi już... 13 tytułów. Nie ukrywam, majątku nie żądają za Jamesa, wspomnę że za różne jego płyty płaciłem np. 19,99, 17,99, 26,99 ale i 9,99, czy 4,99. Love Over Due to jego album z 1991 roku- Brown w wyśmienitej formie! I utwory taneczne, funk, r'n'b, nieco ciekawego i nie prostackiego disco, ale i ballady. W sumie 8 utowrów za 20 złotych.

Armia- Ultima Thule. Zaopatrzyłem się wreszcie w ostatnią płytę Armi, z 2004/2005. Rzecz to nieco "insza" od poprzednich. Mocna. Tak ciężkiej Armii jeszcze chyba nie słyszeliśmy. Łomot, hard rock, heavy metal. Może to dziwnę, że piszę o tak metalowej płycie, ale przecież to Armia, a co za tym idzie- inteligentne i ciekawe teksty Tomka Budzyńskiego. Swoją drogą, najbardziej lubię jego jedyną płytę solową- Taniec Szkieletów wydany w 2003. Tam dopiero ukazuje się jego prawdziwa, liryczna osoba. A co do Ultima Thule- jak zwykle mamy ciekawą oprawę graficzną, lecz tym razem obrazy są czyjeś, a nie Budzego- Budzyński swoje malunki prezentuje tym razem na www.budzy.art.pl

Glenn Miller- Greatest Hits W te wakacje nieco dogłębniej zapoznałem się z twórczością Glenna Millera. Po powrocie do domu udało mi się zaopatrzyć (za jedyne 22,99!) w trzypłytowy box "Greatest Hits" zawierający najsłynniejsze świetne utwory, piosenki, tematu muzyczne Glenna z lat 20-tych, 30-tych i 40-tych! Muzyczna uczta, In the mood, Chattanooga Choo Choo czy American Patrol znają chyba wszyscy. Od tygodnia nie jestem w stanie słuchać niczego innego, nawet Strachów na Lachy, po których koncercie zawsze zasłuchuję się w ich piosenki. I dopiero słuchając Glenna Millera poznaję różne znane mi nawet tematy muzyczne, bo wiele z nich w filmach było przecież wykorzyswtywanych.

Bob Dylan- Time Out Of Mind. Mistrz i bard powrócił płytą Modern Times, tymczasem ja szybciutko postanowiłem zakupić jego płytę z 1997 roku. I nie żałuję. Prawdziwe bluesidło. Blues i blues, i to w najlepszym wykonaniu. Dodam ,że ostatni utwór trwa 16 minut i to nie żadne rozbudowane instrumentarium- po prostu wielozwrotkowy blues. I gdybym nie spojrzał na długość trwania- w życiu bym nie pomyślał, że to 16 minut! Słucha się tego tak jak pozostałych, 5-7 minutowych utworów z płyty. Wg mnie to najlepsza płyta na zimowe siedzenie i rozmyślanie. I jedna z lepszych płyt Dylana, którym się ostatnio poważnie zainteresowałem.

Martyna Jakubowicz- Tylko Dylan. Skoro już jesteśmy przy temacie, to polskie wykonania piosenek Dylana w wersjach Martyny Jakubowicz. Z polskimi słowami oczywiście. Trudno było odnmówić sobie tej przyjemności, zwłaszcza, że wyceniono ją na 17,99.

To by było na tyle z ostatnich czasów. Dopowiem jeszcze, że zupełnie ostatnio po Glennie Millerze mam apetyt na słuchanie albumu Michaela "Invincible". Od dłuższego czasu już odkrywałem, że to nie niskopoziomowe dzieło pop, jak to prasa określała, tylko świetne dzieło r'n'b. W szczególności Unbreakable.
[/b]
Ostatnio zmieniony wt, 19 wrz 2006, 17:38 przez Stanisław Leon Kazberuk, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Stanisław Leon Kazberuk pisze:John Frusciante-
Hej. Jestem pod wrażeniem Twojej dojrzałości, również tej muzycznej. Naprawdę masz 14 lat?
Lubię Frusciantego To Record Only Water For Ten Days. Brudna, ale bardzo melodyjna. I czuć, że prawdziwa. Wtedy wychodził z nałogu.
Za specjalną edycją Białego Albumu bardzo się "nachodziłem". W końcu się udało- na allegro. Subskrypcja bardzo się tam przydaje. Myślałem, że przepłaciłem, ale jak widzę cenę normalnego egzemplarza, to nawet nie.
Stanisław Leon Kazberuk pisze:nick to taki mój wymysł
A jak sobie to wymyśliłeś?
Stanisław Leon Kazberuk pisze:To moje hobby.
No to jest nas więcej. :-)
Awatar użytkownika
Stanisław Leon Kazberuk
Posty: 349
Rejestracja: wt, 01 sie 2006, 22:06
Lokalizacja: z Poznania.

Post autor: Stanisław Leon Kazberuk »

kaem pisze:Naprawdę masz 14 lat?
Witaj. Tak, zgadza się.
kaem pisze:Lubię Frusciantego To Record Only Water For Ten Days. Brudna, ale bardzo melodyjna. I czuć, że prawdziwa. Wtedy wychodził z nałogu.

Niestety nie znam, ale sądząc po skąpej okładce- musi być bardzo ciekawa. To tak jak z Beatlesami- prosta(minimalizm) okładka White Album jakby zaprzecza bogactwie tego, co tam jest. A TROWFTD jest na ogół dostępne ,tylko tymczasowo cena mnie przeraża. Za Niandrę płaciłem 36,99 złotych, a za TROWFTD każą płacić 66,99. Wolę jednak zachwycać się Niandrą- może kiedyś?
kaem pisze:Myślałem, że przepłaciłem, ale jak widzę cenę normalnego egzemplarza, to nawet nie.
A ile zapłaciłeś? 98 złotych to wg mnie, nawet jak na Beatlesów, zdecydowanie za dużo. Również ich pojedyncze płyty wahają się w okolicach 6, a w Empikach naet 70-kilku. Choć ostatnio w mym ulubionym sklepie napotkałem Please please me za 39,99. Miła niespodzianka, a ja tak się musiałem na to wykosztować!
Stanisław Leon Kazberuk pisze:nick to taki mój wymysł
A jak sobie to wymyśliłeś?


A, tak zwyczajnie, szukając odpowieniego nicku .Żeby był długi, intrygujący, ciekawy, ale i poważny (chociaż raczej stało się odwrotnie- bardziej wszystkich tu śmieszy).

Pozdrawiam!
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Ceny płyt... Pamiętam, jak w latach dziewięćdziesiątych kupowałem dużo płyt na przecenach. Głównie z wytwórni Warner Brothers- oni mieli dużo obniżek. Zwłaszcza po Bożym Narodzeniu. Do dziś kojarzę tą frajdę i to, że można było przeszukać cały alfabet i ZAWSZE coś znaleźć. Sklepy Music Corner w Krakowie to była moja Mekka. Zresztą, cały dzień w Krakowie dla mnie wtedy, i to z takim celem, był cudny. Każdy grosz, który gdzieś się pojawił, był odkładany na muzykę. Tylko na nią. Teraz to już po konkretne tytuły się jeździ- i to przy okazji innych spraw (albo zamawia się przez internet), bo właściwie tyłów nie mam. No i celebracja nieco mniejsza, bo i trochę czasu minęło i ludzie zaczęli się liczyć. Rzeczy gdzieś z boku. To tak, jak samotność zaczyna uwierać i gdy zaczynasz przy innych czuć się swobodniej. Ale pasja nigdy nie mija, i choć na mniejszą skalę, wciąż jestem wariatem na punkcie muzyki. I lubię to w sobie.
Co do kosztów zakupu Białego Albumu, to informacja poufna. Dostałeś te cyferki na pw ;).

A widziałeś film oparty na książce Wierność w stereo?
Awatar użytkownika
Stanisław Leon Kazberuk
Posty: 349
Rejestracja: wt, 01 sie 2006, 22:06
Lokalizacja: z Poznania.

Post autor: Stanisław Leon Kazberuk »

Wierność w stereo.

Niestety nie widziałem, ani nie czytałem. Choć wydaje się być ciekawą książką. W najbliższym czasie postaram się zaległość nadrobić, bo jestem maniakiem książkowym.

http://zarogiem.pl/product_info.php?products_id=37573
ODPOWIEDZ