Ponieważ na forum jestem dopiero od miesiąca, nadrobię azaległości. Opiszę płyty, które udało mi się nabyć, kupić, otrzymać i zdobyć w ostatnich miesiącach. Dodam, że ten rok w kwesti "poboru" płyt należy u mnie do urodzajnych. A to dzięki silnej woli oszczędzania w ostatnie miesiące 2005 ro. No bo co? Kupić kilogram cukierków ślazowych i czegoś tam jeszcze, który będzie na tydzień, czy kupić płytę, która będzie w stałym użytku i do końca życia? W tym roku postawiłem na płyty. I to nie na nowości kosztujące spore sumy zaraz po ukazaniu się, tylko na takie jakie najbardziej lubię, a mianowicie: kompletowanie staroci, bez obrazy. Stare płyty, albumy nie kosztują zbyt dużo W wybrane nowości też się zaopatrzyłem- jak już w innym poście pisałem, mamy teraz wysyp nowych płyt- ale z resztą poczekam, aż minie "szał" cenowy na nie. Oszczędność, nie skąpstwo. No, to się rozpisałem. Ale do rzeczy:
John Frusciante- Niandra LaDes and Usually Just A T-Shirt. Wreszcie doczekaliśmy się reedycji tego, niedostępnego dotąd, albumu! Jeszcze tylko czekam na reedycję Smile From The Streets You Hold. Oto, nie mogłem nie zaopatrzyć się w debiutancki album (z 1994 r.) szalenie kreatywnego mistrza gitary. Dodam, że Fru wg mnie w Red Hotach się marnuje. Nie, żebym nie lubił ich. Lubię ich starsze płyty, te do Blood, sugar sex mafic. Wiem, BSSM to wg wielu płyta roku 1991 (wg mnie to Dangerous wiadomo kogo jest płytą 1991), ale ja jakoś okresu BSSM- Californiacation nie trawię. Zbyt dużo nachalnego i nieciekawego funku. No, ale ich płyta By The Way z 2002- mistzrostwo! Co do
Niandra LaDes and Usually Just A T-Shirt. To płyta wyśmienita! Przenosimy się w krainę psychodeli, porywają nas magiczne, zniekszałcone, tragiczne, niekiedy niepokojące dźwięki. Polecam gorąco tym, którzy to naprawdę docenią. Tym bardziej, że tę trudną płytę nawet portal allmusic.com- jedno z mych ważniejszych źródeł wiedzy o muzyce- ocenił na 4 gwiazdki.
Stanisław Sojka- Blublula. Znów reedycja 63. albyumu z serii Polish Jazz, 1981. Sojka/Soyka to jeden z mych "najulubieńszych" artystów polskich. Intligentie miesza jazz, soul z pop/rockiem, czy świetną grą gitarową. Na dodatek poeta, skrzypek, pianista, po prostu świetny. A
Blublula to nic innego jak czysty jazz. A I've known rivers- czysty soul. Polecam tym, którzy lubią jazz.
Dire Straits- On The Night. Album koncertowy zespołu Marka Knopflera. Spokojny, stonowany, ale i podniosły, przepiękny. Długie utwory z pewnością nie nudzą, a wyciszają. Piękna wersja Brothers In Arms, jednego z ich najbardziej znanych utworów. Też mogę polecić.
James Brown- Love Over-Due. Z Jamesem Brownem to u mnie oddzielna sprawa- uwielbiam ojca chrzestnego soulu i (niestety) potrafię w ciemno kupić wszystko, czego nie mam (za rozsądną cenę, oczywiście), a jak wiadomo jest tego sporo [podaję link do jego strony w Allmusic- tam jest spora dyskografia, jeszcze po włączeniu pozycji Compilations na górze ukazuje się pełna lista składanek, też nie mało.]
http://allmusic.com/cg/amg.dll?p=amg&sq ... knk5m3n~T2
Muszę trochę przystopować, bo moja kolekcja jego płyt wynosi już... 13 tytułów. Nie ukrywam, majątku nie żądają za Jamesa, wspomnę że za różne jego płyty płaciłem np. 19,99, 17,99, 26,99 ale i 9,99, czy 4,99. Love Over Due to jego album z 1991 roku- Brown w wyśmienitej formie! I utwory taneczne, funk, r'n'b, nieco ciekawego i nie prostackiego disco, ale i ballady. W sumie 8 utowrów za 20 złotych.
Armia- Ultima Thule. Zaopatrzyłem się wreszcie w ostatnią płytę Armi, z 2004/2005. Rzecz to nieco "insza" od poprzednich. Mocna. Tak ciężkiej Armii jeszcze chyba nie słyszeliśmy. Łomot, hard rock, heavy metal. Może to dziwnę, że piszę o tak metalowej płycie, ale przecież to Armia, a co za tym idzie- inteligentne i ciekawe teksty Tomka Budzyńskiego. Swoją drogą, najbardziej lubię jego jedyną płytę solową- Taniec Szkieletów wydany w 2003. Tam dopiero ukazuje się jego prawdziwa, liryczna osoba. A co do Ultima Thule- jak zwykle mamy ciekawą oprawę graficzną, lecz tym razem obrazy są czyjeś, a nie Budzego- Budzyński swoje malunki prezentuje tym razem na
www.budzy.art.pl
Glenn Miller- Greatest Hits W te wakacje nieco dogłębniej zapoznałem się z twórczością Glenna Millera. Po powrocie do domu udało mi się zaopatrzyć (za jedyne 22,99!) w trzypłytowy box "Greatest Hits" zawierający najsłynniejsze świetne utwory, piosenki, tematu muzyczne Glenna z lat 20-tych, 30-tych i 40-tych! Muzyczna uczta, In the mood, Chattanooga Choo Choo czy American Patrol znają chyba wszyscy. Od tygodnia nie jestem w stanie słuchać niczego innego, nawet Strachów na Lachy, po których koncercie zawsze zasłuchuję się w ich piosenki. I dopiero słuchając Glenna Millera poznaję różne znane mi nawet tematy muzyczne, bo wiele z nich w filmach było przecież wykorzyswtywanych.
Bob Dylan- Time Out Of Mind. Mistrz i bard powrócił płytą Modern Times, tymczasem ja szybciutko postanowiłem zakupić jego płytę z 1997 roku. I nie żałuję. Prawdziwe bluesidło. Blues i blues, i to w najlepszym wykonaniu. Dodam ,że ostatni utwór trwa 16 minut i to nie żadne rozbudowane instrumentarium- po prostu wielozwrotkowy blues. I gdybym nie spojrzał na długość trwania- w życiu bym nie pomyślał, że to 16 minut! Słucha się tego tak jak pozostałych, 5-7 minutowych utworów z płyty. Wg mnie to najlepsza płyta na zimowe siedzenie i rozmyślanie. I jedna z lepszych płyt Dylana, którym się ostatnio poważnie zainteresowałem.
Martyna Jakubowicz- Tylko Dylan. Skoro już jesteśmy przy temacie, to polskie wykonania piosenek Dylana w wersjach Martyny Jakubowicz. Z polskimi słowami oczywiście. Trudno było odnmówić sobie tej przyjemności, zwłaszcza, że wyceniono ją na 17,99.
To by było na tyle z ostatnich czasów. Dopowiem jeszcze, że zupełnie ostatnio po Glennie Millerze mam apetyt na słuchanie albumu Michaela "Invincible". Od dłuższego czasu już odkrywałem, że to nie niskopoziomowe dzieło pop, jak to prasa określała, tylko świetne dzieło r'n'b. W szczególności Unbreakable.
[/b]