Strona 2 z 30

: ndz, 07 maja 2006, 14:34
autor: Sade
Przyjszła wiosna a wraz z nią faza na Prince'a! O ile w poprzednich latach wyzwalaniu wiosennych soków pomagały mi starsze płyty Lenny’ego Kravitza – te rock’n’rollowe i dziarskie – oraz niezmordowany pieśniarz Bob Marley, o tyle w tym roku niezastąpiony jest Książę ze swoją wersją funku, soulu, jazzu i gitarowych riffów. Zaczęło się od tego, że w oczekiwaniu na "3121" zassałam sobie koncert "Rave un2 the year 2000". Występ z ery, kiedy Prince był jeszcze na wygnaniu – wiadomo, panowie w perukach orzekli jednym głosem, że chłopak się zagubił. Tymczasem koncert jest świetny, Prince w swoim żywiole – szaleje z gitarą, tańczy, improwizuje, hipnotyzuje publikę, kiedy trzeba to zasmuci. Zespół towarzyszący – najwyższy poziom, plus gościnny udział wspomnianego Kravitza. Następnie przesłuchałam nowe dziełko, do którego pewnie bym się i zabierała miesiącami, gdybyście mnie niepodrajcowali swoimi sprzecznymi opinaimi. Przesłuchałam i.... byłam zadowolona. Najlepsze momenty: „Fury” (wariacje na temat „1999”?), „The dance” i „The word”. Reszta nie odstaje, raczej kwestia wrażliwości muzycznej, bo np. kawałki z „Musicology”, choć utrzymane na podobnym poziomie, zrobiły na mnie mniejsze wrażenie. Ogólnie pozytywnie oceniam cały szum medialny związany z „odrodzeniem” Prince’a, choć – jak już gawędziliśmy z Pankiem na privie – mnie ta cała heca trochę śmieszy, z tego względu, że szanowne grono speców orzekło, że od momentu kłótni Księcia z wytwórnią, całe lata 90. wraz z początkiem obecnego stulecia, można by jego dyskografię wyciąć i nikt na tym by nie ucierpiał, tymczasem mogę się założyć, że połowa nie odrobiła nawet pracy domowej i nie zapoznała się z materiałem (choć niektóre z tytułów z pierwszej połowy l. 90., np. „The love symbol” czy „The gold experience”, faktycznie są trudne w odbiorze, nawet dla ludzi osłuchanych z estetyką prince’ową). Natomiast „wielki comeback”, prócz powielania stereotypu, ma przecie i swoje dobre strony, z których najważniejsza to chyba nobilitacja płyt, które ukazały się tuż tuż przed „Musicology”, na czele z „One nite alone”. Nic innego mi nie pozostaje, jak cieszyć się z sukcesu Artysty!!


P.S. Oczywiście nie byłabym sobą, jakbym nie przemyciła wątku michaelowego :smiech: Wiecie, że na polskim forum Prince’a krążek „Invincible” zebrał więcej pochwał niźli na naszym swojskim podwórku?!


Odnośnie mieszkania w wielkim mieście. Choć dyskusja tyczy się raczej perspektywy między życiem w naprawdę olbrzymich metropoliach (Londyn, Chicago, NY) a miastach, które może i w Polsce uchodzą za spore, natomiast w rzeczywistości stanowią jedynie miniaturę tych kolosów, chciałabym jednak wypowiedzieć się z naszego polskiego punktu widzenia, a właściwie to ze swojego punktu widzenia ;-) Dla kogoś, kto już kilka razy zmieniał na dłuższy czas miejsce zamieszkania, przed nim wizja kolejnej przeprowadzki, a wraca na wieś jedynie dla psychicznego odprężenia, pojawia się jeszcze jeden problem. Poczucie braku zakorzenienia. Miasta wciągają cholernie. I niestety pokazują brutalnie, jak się nie jest z czymś trwalszym związanym, zakotwiczonym w jednym konkretnym miejscu. Czym się nadrabia? Podejmuje się te reguły szybkiego świata, poznaje się jego atrakcje dla przyjemności. Miasto daje radość i satysfakcję z poznawania, doświadczenia nowości. Daje możliwość ciągłej zmiany, poznawania nowego, poszukiwania nowych doznań fizycznych, psychicznych, towarzyskich (wypady, sporty ekstremalne, narkotyki, subkultury, pasje życiowe, zafascynowanie nowymi kulturami, religiami). To coś jak wyrafinowany hedonizm. Samozadowolenie. Spełnianie swoich marzeń i pragnień. Można się tym zachłysnąć. Czasami przychodzi otępienie... może dlatego tak mniejszą ma się potrzebę powrotu na wieś, tak kiedyś ukochaną ostoję? Żeby za długo nie przebywać ze sobą? A może to nie miasto – tylko to siedzi gdzieś w głowie? Czasami się czuje, że można by się zadomowić w miejscu, w którym się jest obecnie... gdyby się tylko miało pewność, że nic już więcej nie będzie zmuszało do zmian.

: wt, 09 maja 2006, 23:13
autor: kaem
Sade, masz rację. Bez względu, w którym czasie swojej kariery Prince się znajduje, niezmiennie jest świetnym artystą scenicznym. Ma rewelacyjny kontakt z widownią, zawsze improwizuje, gra coś nowego i jest w tym mnóstwo muzyki. Polecam też Live at Aladin (wyszło na DVD) i którykolwiek koncert z trasy One Nite Alone (jest wiele plików w sieci).

Pozwolę jeszcze sobie coś zamieścić na forum. Obiecany fragment wywiadu Chrisa Rocka, w którym Prince wypowiada się na temat niedoszłego duetu w piosence Bad. Nie dziwię się, że odmówił, skoro MJ miał mu zaśpiewać Your butt is mine :smiech: .
Zapraszam do oglądania.
Propos Chrisa Rocka- piwo na MJowisku dla tego, który wymieni inne osoby, które miały koneksje zarówno z Prince'm, jak i MJ.

: sob, 08 lip 2006, 12:23
autor: kaem
Obrazek

Autentyczna 1-o dolarówka z wizerunkiem Prince'a. Jest to banknot całkowicie legalny, dopuszczony do obiegu przez amerykański Departament Skarbu. Tego typu banknoty (z wizerunkami sławnych ludzi) zostały dopuszczone do obiegu w 1967r. O takowym banknocie z MJ nic nie wiem.

I taka kolejna, obok tej z poprzedniego posta, ciekawostka wiążąca MJ i Prince'a. Pod koniec lat 80-tych Prince zapytany przez dziennikarza Rolling Stone'a o swoich ulubionych muzyków wymienił Patti LaBelle, Bette Midler, Madonnę i... Michaela Jacksona.

ObrazekObrazek
Wiecie, że na polskim forum Prince’a krążek „Invincible” zebrał więcej pochwał niźli na naszym swojskim podwórku?!

Sade, Ty bywasz na tym forum? bo jakoś Cię tam nie widzę.

Skoro ostatnio modne są u nas linki do innych for, to nadmienię, ze te info pochodzą z polskiego forum Prince'a: http://forum.prince-online.com/

: sob, 08 lip 2006, 12:46
autor: Maro
heh dzięki temu tematowi,bardziej za interesowałem się Prince'm zawsze uważałem go za piskliwego małego knypka,ale teraz widze że Jest On interesującym artystą.

ad.Pieniędzy to MJ'owe też są:

Obrazek

: sob, 08 lip 2006, 14:37
autor: kaem
Maro pisze:heh dzięki temu tematowi,bardziej za interesowałem się Prince'm.
:happy:
ad.Pieniędzy to MJ'owe też są:
No proszę. Liczyłem, że ktoś namierzy tego dolca, ale nie wiedziałem, że tak szybko.

: sob, 08 lip 2006, 22:09
autor: wojtek_p-ce
ad.Pieniędzy to MJ'owe też są:
No proszę. Liczyłem, że ktoś namierzy tego dolca, ale nie wiedziałem, że tak szybko.[/quote]

Jedyny namacalny dowód, to teledysk LEAVE ME ALONE (w wersji Moonwalker, gdzie podobizna Michaela przez chwilę śpiewa. :happy:

odp

: pn, 10 lip 2006, 22:43
autor: Bartek13
Dla mnie Prince to rewelka. Świetne pioosenki. Ta którą bym mógł słuchać bez końca to Purple Rain i Kiss :) CZasami wole go bardziej niż MJ.

: pn, 17 lip 2006, 16:59
autor: isaac
ja właśnie zainteresowałem sie Prinsem:) uwielbiam Black sweat, Love i Lolitę....do tego odkrywam jego twórczość i nie mogę się nasłuchać The greatest romance...cudowne...poza tym Kiss i Get off czadowe...
a a'propos wielkich maist...mieszkam na wsi:)ale, podczas studiów dwa lata mieszkałem we Wrocławiu, a następnie wyjechałem do Londynu, bo zawsze marzyłem o życiu tam..uważałem że to super mieszkać w takiej metropolii, gdzie jest praktycznie wszystko....ale po 2 latach wrócicłem do mojej wioski pod Wrocławiem, i jestem szzcęśliwym....chętnie będę odwiedzać Londyn, ale nie chce już tam mieszkać..czułem się tam strasznie samotny i wyobcowany, pomimo że miaęłm wielu 'przyjaciół', codziennie prawie poznawałem nowych ludzi....ale moje zycie było tak puste jak nigdy...a teraz mam czas na wszystko, cieszę się czystym powietrzem, przyrodą i prawdziwymi przyjaciółmi....

: sob, 28 paź 2006, 10:58
autor: kaem
Prince właśnie wydał piosenkę Song Of The Heart, która znajdzie się w filmie Happy Feet. Utwór bliższy dokonaniom Księcia z lat 80-tych. Git!
A słyszeliście gościa, co sie zwie Amp Fiddler? Wydał właśnie tą płytę:

Obrazek
cvibes.com

Afro Strut. Facet był klawiszowcem u Prince'a, ale kompletnie go nie kojarzę. Można się pobawić zestawianiem jego muzyki z dziełami Księcia, ale jakoś nie ma dużych podobieństw, poza tą, że również zwyczajnie jest dobra. A jak już podobna, to bliżej mu do Maxwella, niż do D'Angelo- który kiedyś mnie zwiódł podobieństwami do mojego idola i bardzo szybko znudził.
Ciepłe, wysmakowane, piękne. Taka Erykah Badu w spodniach.

: sob, 28 paź 2006, 14:45
autor: Stanisław Leon Kazberuk
Co do 3121: ja nie posiadam tej płyty (jeszcze) co planuję zmienić dopiero w przyszłym roku. Ale jakieś 2 miesiące temu udało mi się nabyć singiel do "Black Sweat / Beautiful, Loved & Blessed". Jako ciekawostka. Świetną okładkę ma, a na dodoatek ja niestety lubię zbierać sobie single. I tu narzuca się pytanie: kto je jeszcze dziś kupuje? Wiem, że sporo osób miewa dylematy czy kupić np. nowy singiel Pana X z 2 piosenkami zabranymi z albumu, czy za tę samą kwotę płytę Pana X sprzed 10 lat. Odpowiedź wydaje się raczej oczywista. Ale z kolei single stanowią krótko dostępny materiał na rynku i za paręnaście lat to one będą cenniejsze...

A singiel prezentuje się tak:

Obrazek

: sob, 28 paź 2006, 15:09
autor: kaem
Zajawka z nowym Prince'm wyglada i brzmi tak:
mms://demand.stream.aol.com/wb/gl/wbonline/windows/wbmovies/happyfeet/tvspots/tvspot4_500.wmv

A co do singli, na szczęście wymyślono płyty cd-r (kiedyś nie do pomyślenia). Nagrania z tzw. 2 stron można zgrać na jeden krążek i nie męczyć się z przekładaniem płyt co kwadrans. Kiedyś, kiedy nie było takiej możliwości, single rzeczywiście były gorącym towarem.

: sob, 28 paź 2006, 21:06
autor: Pank
Na kolana mnie nie rzuca, ale podoba mi się. Taki łatwy i przyjemny utwór. W całości można podobno odsłuchać na AOLu. Tylko, że mi akurat wyskakuje błąd. Dzięki za informację o tej piosence. :]

A dodam jeszcze, że na tej samej płycie pojawi się też cover Kiss w wykonaniu Nicole Kidman i Hugha Jackmana.

Zdjęcie Prince'a sprzed miesiąca. No, okulary niesamowite. :]

Obrazek

: ndz, 19 lis 2006, 15:05
autor: kaem
Z nową piosenką Prince'a to cała historia w zwązku z tym, że ma sie ukazać pod szyldem wytwórni, z którą artysta rozstał się w dużym napięciu. Wiadomość przytoczona za FABem z polskiego forum Prince'a:

Warner zgłosił się do Prince'a, że chcą użyć jego utwór "Kiss" w nowym filmie. Zastrzegli jednak, że muszą trochę zmienić teksty, by utwór bardziej pasował do zakochanego duetu między pingwinkami granymi przez Hugh Jackmana i Nicole Kidman.
Prince krótko odpowiedział, że nie zgadza się na to.
Dwóch przedstawicieli WB poleciało do Minneapolis i zaprezentowali mu film w jego prywatnej sali kinowej.
Gdy film dobiegał końca, Prince wbiegł bez słowa na scenę, wziął gitarę i zaczął szukać akordów. Przedstawiciele stwierdzili, że Prince nie jest zainteresowany filmem... gdy ten nagle odpowiedział: -Dajcie mi dwa tygodnie. Napiszę Wam piosenkę.
Od tej pory reżyser George Miller miał tylko jeden problem w swojej głowie - jak powiedzieć takiej osobie jak Prince, która postanowiła napisać utwór na potrzeby filmu, że piosenka jest do bani, zwłaszcza gdy chciał wykorzystać w swoim filmie jeszcze inny jego utwór?
Na szczęście piosenka okazała się świetna, idealnie pasowała do filmu. Będzie ją można usłyszeć podczas napisów końcowych."

Źródło: dailynews

A tu taka mała ciekawostka. Mała, a wymiata wszystkie christiny aguilery tego świata. Piosenka pochodzi z jednej z najlepszych płyt koncertowych, jakie znam- One Nite Alone live. Jeszcze raz dziękuję thewiz za przywóz zza mórz.

Obrazek
Don't let nobody bring you down!

: ndz, 19 lis 2006, 22:01
autor: cicha
kaem pisze:A tu taka mała ciekawostka. Mała, a wymiata wszystkie christiny aguilery tego świata. Piosenka pochodzi z jednej z najlepszych płyt koncertowych, jakie znam- One Nite Alone live.
Prince jest w świetnej formie. Jestem pod wrażeniem tego kawałka live...
Nigdy nie przepadałam za Princem ale po tym co zobaczyłam to się chyba zmieni :knuje: Dzięki za ciekawostkę!

: czw, 21 gru 2006, 19:38
autor: Willy
Skoro mamy tu specjalistę od Prince' to...... po głowie chodzi mi pewien tyledysk, lata 90, chyba druga ich połowa, duet(?) z jakąś Murzynką, studio, czerwony Mercedes (?), pistolet który na samym końcu zostaje oddany do przetopienia. Nie to żeby to był jakiś nadzwyczajny utwór ale nie mogę sobie przypomnieć tytułu, chociaż urywek piosenki mi gdzieś tam "gra".