No, to wróciłam
Późno już, stos słuzbowych mail'i uśmiecha się do mnie, żeby je przeczytać, ale co tam- jeszcze dziś mam urlop
Poczytałam sobie co się tutaj działo i powiem szczerze, że czuję się tak trochę.... zniesmaczona niektórymi wypowiedziami.
Ostatnie cztery dni były w moim odczuciu cudowne i bardzo potrzebne zarówno fanom, jak i Michael'owi.
Dziennikarze są najdelikatniej rzecz ujmując, niesprawiedliwi, a pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że zazdrośni.
Bardzo miło mi było poznać wielu nowych fanów, zarówno z Polski, jak i z zagranicy- są wśród nich naprawdę genialni ludzie.
Tu ukłon szczególny w kierunki Marty (za wszystko, generalnie

).
Nasza "ekipa narodowa" składała się z: Tinkerbell78 (czyli Izy), Kasi, Oli, Renaty, Izzis (czyli Izy), wioli (czyli Wioletty), LittleDevil (czyli Klary), Marty i mnie.
I chyba nikogo nie pominęłam?
Z reguły trzymaliśmy się razem, choć ciągle jakoś tak wychodziło, że każdy z nas (w małych grupkach) lądował na innym końcu Londynu
No, a na WMA to już wogóle katastrofa, bo nas dziki tłum porozdzielał tak, że ja z Martą (oficjalnie razem), wylądowałyśmy dokładnie na dwóch przeciwnych końcach sceny
Ale ale....
Do WMA dojdę zaraz

Zdjęć niestety, na razie, nie mam, bo trudno jest machać flagą, patrzeć i robić zdjęcia- zdecydowanie wybrałam opcję machanie+ patrzenie
Ale poznałam fantastycznych ludzi, którzy obiecali mi trochę materiałów, więc, jak tylko je dostane, to oczywiścię wkleję
W dużym skrócie mój pobyt w Londynie.....
Przyleciałam w poniedziałek po południu z pełną świadomością, że mam dwa dni dla "siebie" (czyt. żeby zobaczyć co w Londynie piszczy).
Jednak zaraz po przylocie okazało się, że Michael jest tu od niedzieli i "mam jechać pod hotel"
No, to z walizą, niczym paniusia dołączyłam do nielicznej jeszcze wtedy grupy fanów, którzy już koczowali pod hotelem (tym razem nie był to Dorchester, ale Hempel).
I tak sobie staliśmy (flaga polska na wierzchu, żeby nie było

) i darliśmy się ile wlezie
Tego wieczoru Michael zafundował nam prawdziwą imprezę skacząc pomiędzy trzema balkonami i czort wie iloma oknami swojego apartamanentu.
No, po prostu bawił się z nami w ciuciubabkę mając przy tym niezły ubaw
Pokazywał się tylko na kilka sekund i z powrotem wskakiwał do pokoju.
Miał przy tym takiego banana na twarzy, jakiego rzadko ostatnio miewał.
Towarzyszyli mu ochroniarze i Grace- czasem machali zamiast niego (też mieli z tego ubaw, bo każdy ruch w oknie wywoływał szał wśród fanów), a czasem czołgali się po podłoże podglądając nasze reakcje.
No i pojawiła się też Grace z kamerą filmując nas dookoła
Tego wieczoru Michael jeszcze wybył na miasto, ale trudno Go było znaleźć, więc daliśmy sobie spokój, tym bardziej, że z walizką nijak nie byłam w stanie dogonić Kasi, Izy i Marty
Na dodatek, informacje, które do nas docierały były tak dziwne i podejrzane, że aż trudno było uwierzyć, że są prawdziwe (jak to, że Michael odwiedził TopShop- odwiedził, żeby nie było

)
We wtorek pojawiło się więcej fanów.
Michael wyszedł z hotelu dopiero ok. 13-14-ej, ale znów informacji na temat tego, dokąd pojechał było tyle, że trudno było nadążyć.
Generalnie, jestem za pan brat z londyńskimi taksówkami- nic tak dobrze nie poznałam jak właśnie je
Poza tym stwierdziłam, że fani Michael'a to jedna wilka mafia- przepływ informacji ma takie tempo, że żadni dziennikarze nie byliby w stanie nas przegonić.
Intryguje mnie tylko, ile wynosi rachunek telefoniczny przeciętnego fana, po wizycie Michael'a
No, ale w końcu, zupełnie nie pamiętam skąd (chyba od Tom'a, a może od Steve'a, a czort wie

) dowiedziałam się, że Michael jest w "chińskiej restauracji", która okazała się być japońską zresztą
Pół wieczoru zajęło mi tłumaczenie niektórym MJówkom, jak dotrzeć do tejże restauracji, bo w końcu, jak wytłumaczyć, jak dotrzeć do miejsca w obcym mieście, skoro zostało się tam dowiezionym taksówką przez zwariowanych fanów- no trudne to było w każdym razie
Z tego miejsca pragnę pozdrowić Tinkerbell78 i Kasię, które dzięki mnie zwiedziły pół Hammersmith (a może innej dzielnicy- nie pamiętam

).
No, ale nasza reprezentacja skompletowała się zanim jeszcze Michael zdążył ową restaurację japońską opuścić.
Ponieważ grupka przed restauracją była niebezpiecznie duża, a Michael był na kolacji z dziećmi, ochrona poprosiła nas, żebyśmy się zachowywali po ludzku (dla fana Michal'a niemal niewykoanlne

), żeby nie przestraszyć dzieci.
Najpierw do samochodu zostały wniesione dwa małe Prince i Paris.
Paris już spała, natomiast duży Prince tak wczuł się w rolę, że zaczął do nas machać
No, a że my zaczęliśmy mu "odmachiwać", więc się chłopak wczuł jeszcze bardziej- słodziak.
No, a potem wyszedł tatuś
Reakcji fanów opisywać nie będę, bo to długo by pisać- kto wie o co chodzi, to jego
Grunt, że wyciągalismy spod kół rozhisteryzowaną fankę, którą zaczęło tak trząść, że myślałam, że nam zejdzie na oczach Michael'a (ta fanka jest zresztą na zdjęciach z MJNO- taka blondynka zdrowo walnięta

).
Tego dnia przykleiłam Michael'owi do szyby polską flagę, a Iza vel Tinkerbell78 złapała Michael'a za kurtkę i z tego, co pamiętam z jej opowiadań, trzymała Go również za rękę (Iza masz zakaz mycia się przez kolejny rok

).
Po odjeździe Michael'a wszyscy rzucili się na poszukiwanie magicznych pojazdów zwanych "cabs" (kolejne słowo klucz podczas tej wyprawy

)
Udało nam się dojechać do hotelu tuż przed wejściem Michael'a.
Niestety policja i ochrona dała się zaskoczyć lawinie pędzących fanów.
Jednego mało co nie udusiłam jego własnym kapturem (bo ciągnięcie go za bluzę nie skutkowało- był zbyt wielgachny

) próbując wyhamować napierający na biedną policjantkę tłum (tuż za nią przechodził Michael).
W tym momencie, o mało nie straciłm swojego dużego palca od nogi, ale to już osobna historia
Tego dnia dołączyły do nas Ola i Renata.
Środę spędziliśmy pod znakiem Earl's Court, czyli survival część III.
Z rana pojechałyśmy z Martą odebrać zarezerwowane wcześniej bilety.
Tu też spotkałyśmy się z Klarą, chwilę później z Wiolettą (wiele godzin później poznałam Izzis

).
Tu od jakiejś 10-ej tkwiłyśmy w rozmaitych kolejkach, które były kolejkami do innych kolejek
Organizację tej imprezy oceniam na mierną (począwszy od sprzedaży biletów, a skończywszy na aspektach technicznych typu dwukrotne wejście Beyonce, bo poszło napięcie

)
W sumie, ok. 15-ej tłum zaczął się niecierpliwić- było wiele karkołomnych zrywów, w których co silniejsi próbowali wyprowadzić w maliny tych słabszych lub po prostu bardziej cywilizowanych.
Wszyscy jesteśmy niezłymi ziółkami, ale takiej hołoty, jaką była hiszpańska reprezentacja fanów dawno nie widziałam.
Byli aroganccy, bezczelni i po prostu agresywni.
Przyszedł taki moment, w którym stwierdziłam, że do jasnej Anielki, w domu wychowywali mnie inaczej- stwierdziłam, że koniec pchania się i walki o przetrwanie, tym bardziej, że ochroniarze powtarzali nam, że miejsca pod sceną jest tyle, że kazdy się zmieści (oni wiele mówili, ale akurat to się w pewnym sensie sprawdziło).
Wycofałam się więc z tłumu (gubiąc przy tym Martę) i od tej chwili postanowiłam zachowywać się, jak człowiek cywilizowany
I opłaciło się- poznałam m.in. fajnych Chinczyków, z którymi spędziłam wiele godzin na pogaduszkach na temat Michael'a (to oni obiecali mi własnie przesłać zdjęcia

) i poznałam faceta, który ochraniał Michael'a przez dwa tygodnie podczas którejś Jego wycieczki do Afryki (ależ ten chłop miał uścisk dłoni! Mało mi palców nie połamał

).
Ogólnie, zgodnie z zasadą, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie- zaczęto patrzeć na mnie, jak na "normalną" (mimo ekhm niecodziennego stroju

), a i dotychczas nerwowa atmosfera zrobiła się milsza.
W takich warunkach do wejścia dotrwać było zdecydowanie łatwiej
Po 19-ej (czyli po czasie, w którym miała rozpocząć się impreza) wpuszczono mnie na płytę Earl's Court.
Znalazłam genialne miejsce przy scenie- była na wyciągnięcie ręki
Na dodatek, stanęłam tuż pod platformą, na której odbierano nagrody (w tym również Michael).
Pomijam opóźnienia, awarie prądu, problemy z nagraniami, pomyłki prezenterów itd.
Ogólnie impreza (za wyjątkiem ogólnej scenografii) była po prostu beznadziejna.
Włącznie z tym, że mało który zwycięzki artysta odebrał swoją nagrodę
Kilku ratowało show (m.in. Beyonce, Enya, Bocelli), ale całość to pomyłka.
Tym bardziej, że publiczność traktowana była tutaj bardziej jak scenografia, niż publika- całe przedsięwzięcie było robione dla telewizji i co do tego nie pozostawiono nam żadnych chyba złudzeń.
No, ale Michael.....
W pewnym momencie, zauważyłam, że z boku sceny rozgrzewają się tancerze, w dziwnie jakoś znajomych mi strojach
"Thriller"? Się zdziwiłam bardzo.
Informacja przemknęła przez publicznośc w tempie błyskawicznym- w zamian za nią, z lewego skrzydła (my byliśmy na prawym) dostaliśmy (mój sąsiad Anglik) sms'a "MJ's on the left backstage"
No i się zaczęło show.
Wykonanie "Thriller'a", jak już pisałam podobało mi się średnio.
Nie rozumiem.... Po prostu nie rozumiem, jak przy TAKICH możliwościach technicznych, można wyreżyserować ten utwór przy w pełni zapalonym, na dodatek białym świetle!!!!
Chwilę później przed nami pojawił się ochroniarz Michael'a (dam głowę, że go wcześniej nie było)- zauważyłam go dopiero, kiedy błysnął mi fleszem po oczach
Potem wszedł nasz Guru
Co tam się działo!!!!
No, fakt- było "I love you" i płomienna mowa.
Było machnięcie nóżką (którego na nagraniu nie widać) a la James Brown, który wywołał podwojenie emocji.
No i tyle
Mi łza po lewym policzku w każdym razie pociekła.
Michael wyglądał bardzo żeśko.
Biła od Niego pozytywna energia i to mi sprawiło wiele radości
Potem ktośtam cośtam jeszcze zaśpiewał.
I wszedł chór.
Chór jak wygląda, każdy widzi
Zaintonowano "We are the World" i świat znów oszalał
Chór zaczął klaskać w dłonie i śpiewać, gdzieś zaraz pojawił się Michael ściskając dłonie i rozdając całusy dzieciakom z chóru.
I w pewnym momencie się odwrócił i zaczał swoją IMPROWIZACJĘ.
Nie boję się użyć tego słowa- improwizacja to była z całą pewnością, Michael'a chyba poniosło (ku niebywałej wręcz euforii publiczności).
Potem znów ściskanie dłoni fanów, odbiór jakiegoś banera, rzucenie kurtki w tłum (no Michael wie, jak się robi show, więc co Wam będę opowiadać, bo Wy też przcież wiecie, co On potrafi

).
No i w zasadzie to tyle.
Po imprezie odbyliśmy jeszcze podróż do hotelu, ale Michael dotarł do niego przed nami.
Późno już było, ale fanów było pod hotelem multum- większość drze się w niebogłosy, że chce Michael'a
Tego wieczora, Michael pomachał nam z okna sypialni, malując na płótnie od rolety okiennej, niewidzialny napis "I LOVE YOU"
Potem jeszcze raz tylko wyjżał przez okno wraz z Grace, ale po ciemku- spojrzał w naszym kierunku (przypomniały mi się słowa wypowiedziane wtedy przez Martę

)....
Kiedy tak darli co po niektórzy gęby, przyszedł do nas ochroniarz Michael'a i poprosił, abyśmy się uciszyli.
Dał nam do zrozumienia, że Michael chce już spać.
Zwinęliśmy się zatem do domu- niech sobie Michael'ek wypoczywa
I w zasadzie, z mojego opowiadania to wszystko, bo kolejny dzień to czwartek, czyli dzień mojego powrotu.
Nie byłam pod hotelem, bo wiedziałam, że trudno byłoby mnie od niego odciągnąć
Tymczasem, według informacji od pracowników hotelu (wielu z nich było Polakami

), Michael ma rezerwację do jutra.
Zatem myślę, że dziewczyny napiszą nam w weekend jak to było dalej.
Mam nadzieję, że nasza polska flaga nadal będzie zauważana przez Michael'a, za co trzymam mocno kciuki
mRm wrote:... no i klapa, Michael wcale nie wystapil. Wedlug komentatorow jego 'wystepik' bardzo rozczarowal... bardzo szkoda. Mial zaspiewac Thriller, pozniej miwili ze zaspiwa We are the World, a okazalo sie ze zanucil tylko jedna linijke i to podobnie tragicznie ze musiala byc wyretuszowana przez orkiestre, jak podaja Reuters:
Widocznie Michael miał dwa występy i byliśmy na różnych
Bo żadnej orkiestry tam nie było, a muzyka grana była z podkładu.
mRm, podrzucę Ci jeszcze trochę paszy brukowej do obróbki, bo widzę, że lubisz....
Willy wrote:Znajoma twarz:>
Oooooo!
Dzięki Willy
Nieskromnie dodam, że całusik posłany w 22 sec nagrania skierowany był w stronę trzymanej przeze mnie polskiej flagi
Wrzawa, którą słychać na nagraniu jest mocno wyciszona (mieliśmy osobne mikrofony

)- w rzeczywistości, Michael'a trudno było usłyszeć.
Trudno Mu było nawet zacząć cokolwiek mówić
Willy wrote: Podobnie jak poprzednio, przemowa, WATW a także urywek występu Chrisa Browna i walka fanów o kurtkę MJ'a nagrana telefonem, która uspokoiła się dopiero gdy ktoś stracił przytomność.
To, co działo się na WMA są w stanie zrozumieć tylko ci, którzy bywali na koncertach Michael'a- nic się nie zmieniło.
Co i rusz kogoś zbieraliśmy z ziemi, na co (o zgrozo!) ochrona nie była przygotowana. Ochrony przed sceną praktycznie nie było.
Dopiero po paru przypadkach omdlenia, kilku ludzi "technicznych" zaczęło pilnować tłumu, próbując wyłapać przypadki zasłabnięć.
Zaczęli nam również roznosić wodę, bo w końcu ślęczeliśmy w różnego rodzaju kolejkach od samego rana (my od 10-ej, niektórzy nawet całą noc). Kiedy raz weszło się na teren, szkoda było wychodzić, żeby nie stracić wystanej miejscówki

Szkoda mi było niektórych dziewczyn, bo poświęciły naprawdę wiele, żeby znaleźć się na tym występie. Tymczasem nie doczekały pojawiania się Michael'a na scenie
