: ndz, 26 sie 2007, 23:42
Tak, tak, tam w lustrze to niestety ja. Wszelkie symptomy wskazują: zlot powyżej oczekiwań chyba wszystkich. Stopy krzyczące ratunku, niewyspanie i kompletny dyskomfort na trasie Łódź Fabryczna - Warszawa Wschodnia. A mówią, że ten nowy pociąg Polskich Kolei Państwowych jest taki wygodny i nowoczesny... Nigdy się tak nie wymęczyłem na torach, jak na tej krótkiej trasie.
Przyznam, że nigdy w Łodzi nie byłem. Może kiedyś przejazdem. Dwa spędzone tutaj dni również nie pozwoliły mi poznać chociażby tych najważniejszych punktów tego miasta. Zdążyłem odnieść jednak pewne dziwne wrażenie, kontrast. Z jednej strony dużo zaułków, bram, zaniedbań, śmieci, budynków wymagających natychmiastowej renowacji czy podejrzanie wyglądających ludzi, których bałbym się spotkać po dwudziestej. Z drugiej strony - zawsze kiedy spytałem się o drogę, otrzymywałem naprawdę solidne instrukcje. Gdzie i jaki kupić bilet, w który wsiąść tramwaj. Ludzie byli ciekawi, kto i dlaczego tutaj przyjeżdża. Rzadko kiedy spotykam coś takiego w Warszawie... albo po prostu zupełnie przypadkiem trafiłem na takich ludzi. Bardzo miłe wrażenie wywarła na mnie również Manufaktura. Sklepy takie jak wszędzie, ale otoczenie zaskakujące.
Kinga. Organizacyjnie spodziewałem się mistrzostwa i się nie zawiodłem. Porównania z poprzednimi zlotami nie mam. Ludzie jednak mówili, że zlot albo należał do najlepszych, albo był po prostu najlepszy. Profesjonalizm. Mleko i ciastka zaskoczyły. Pierwsza kreacja jeszcze bardziej.
Klub również świetny. Wielki szacunek i jeszcze raz brawa, tym razem wirtualne.
Kino. Przyznam, że nigdy wcześniej nie obejrzałem w całości Private Home Movies. Dalej nie zmieniam jednak zdania. Zarówno Living with Michael Jackson, jak i ten dokument, w karierze Michaela nie był potrzebny. Za dużo obdzierania się z tajemnic. Skoro jednak się program pojawił, świetnie że można byłoby obejrzeć go na większym ekranie. W dodatku w bardzo przyjemnej atmosferze. Nie mówiąc o polskich napisach (Cicha, Mike - kawał dobrej roboty!), przegryzaniu ciastek i popijaniu mlekiem.
Jeżeli chodzi o nieśmiałość z parkietem związaną, wrażenie że człowiek czuje się tam dziwnie - po drugim czy trzecim utworze obaj z Rafałem stwierdziliśmy, że najwyraźniej człowiek dziwniej czuje się stojąc z boku, nie uczestnicząc w zabawie... nawet jak ma się dwie lewe nogi.
O samym konkursie wokalnym powiem tylko tyle, że widząc później pokaz tańca, wstyd z powodu mojego nieprofesjonalnego podejścia do spraw był straszny. Ambitne plany legły w gruzach i mam nadzieję, że za rok - o ile będzie podobna konkurencja - nikt już wątpliwej jakości pastiszów nie usłyszy. Jeżeli komuś jednak się podobało - cieszę się. Dodatkowo mnie to mobilizuje.
Wiele osób poznałem - na forum czasem pomarudzę, że albo post nie taki, albo nie w tym dziale i jak tak w ogóle można, a przechodząc do rzeczywistości - fajni z Was ludzie. Mam nadzieję, że za rok się spotkamy w jeszcze większym gronie i pojawią się też ci słynni spamerzy... a co. :>
I taka prywata, garść podziękowań - oczywiście nie sposób wszystkich wymienić, dlatego... tego nie zrobię. :>
Buszmen - dzięki za załatwienie schroniska, nawet jak nie wyszło tak jak miało wyjść. :) Nie ma jednak jak ciepła (sic!) woda, bycie w centrum miasta... no i tramwaje pod oknem kursujące od wczesnych godzin porannych. I nie tylko. Naprawdę fajnie było Ciebie bliżej (ekhm, w przyzwoitym słowa tego znaczeniu!) poznać. Jowita - a tam, nie będę wymieniać. Za całokształt i już. Dzina – najlepiej w ogóle bez komentarza, ale to se ne da. Pozytywnie zaskoczony jestem i o. Dziękuje za zdjęcia, mam nadzieję że kiedyś je zobaczę. Little Devil - chociażby za podwiezienie i wspólne z Piotrem i Dominiką oczekiwanie na Żabkę! :] Dominika - dzięki za pokojowe towarzystwo i nocne po Łodzi spacery! Przypominam, że to niech samochód uważa na drodze, a nie ja.
I jeszcze Xscape'a dodam - może aż tak wiele nie pogadaliśmy, ale - no w końcu na jakiś zlocie fanów się pojawiłeś!...
Poza tym bonusowo:

Przyznam, że nigdy w Łodzi nie byłem. Może kiedyś przejazdem. Dwa spędzone tutaj dni również nie pozwoliły mi poznać chociażby tych najważniejszych punktów tego miasta. Zdążyłem odnieść jednak pewne dziwne wrażenie, kontrast. Z jednej strony dużo zaułków, bram, zaniedbań, śmieci, budynków wymagających natychmiastowej renowacji czy podejrzanie wyglądających ludzi, których bałbym się spotkać po dwudziestej. Z drugiej strony - zawsze kiedy spytałem się o drogę, otrzymywałem naprawdę solidne instrukcje. Gdzie i jaki kupić bilet, w który wsiąść tramwaj. Ludzie byli ciekawi, kto i dlaczego tutaj przyjeżdża. Rzadko kiedy spotykam coś takiego w Warszawie... albo po prostu zupełnie przypadkiem trafiłem na takich ludzi. Bardzo miłe wrażenie wywarła na mnie również Manufaktura. Sklepy takie jak wszędzie, ale otoczenie zaskakujące.
Kinga. Organizacyjnie spodziewałem się mistrzostwa i się nie zawiodłem. Porównania z poprzednimi zlotami nie mam. Ludzie jednak mówili, że zlot albo należał do najlepszych, albo był po prostu najlepszy. Profesjonalizm. Mleko i ciastka zaskoczyły. Pierwsza kreacja jeszcze bardziej.

Kino. Przyznam, że nigdy wcześniej nie obejrzałem w całości Private Home Movies. Dalej nie zmieniam jednak zdania. Zarówno Living with Michael Jackson, jak i ten dokument, w karierze Michaela nie był potrzebny. Za dużo obdzierania się z tajemnic. Skoro jednak się program pojawił, świetnie że można byłoby obejrzeć go na większym ekranie. W dodatku w bardzo przyjemnej atmosferze. Nie mówiąc o polskich napisach (Cicha, Mike - kawał dobrej roboty!), przegryzaniu ciastek i popijaniu mlekiem.
Jeżeli chodzi o nieśmiałość z parkietem związaną, wrażenie że człowiek czuje się tam dziwnie - po drugim czy trzecim utworze obaj z Rafałem stwierdziliśmy, że najwyraźniej człowiek dziwniej czuje się stojąc z boku, nie uczestnicząc w zabawie... nawet jak ma się dwie lewe nogi.
O samym konkursie wokalnym powiem tylko tyle, że widząc później pokaz tańca, wstyd z powodu mojego nieprofesjonalnego podejścia do spraw był straszny. Ambitne plany legły w gruzach i mam nadzieję, że za rok - o ile będzie podobna konkurencja - nikt już wątpliwej jakości pastiszów nie usłyszy. Jeżeli komuś jednak się podobało - cieszę się. Dodatkowo mnie to mobilizuje.

Wiele osób poznałem - na forum czasem pomarudzę, że albo post nie taki, albo nie w tym dziale i jak tak w ogóle można, a przechodząc do rzeczywistości - fajni z Was ludzie. Mam nadzieję, że za rok się spotkamy w jeszcze większym gronie i pojawią się też ci słynni spamerzy... a co. :>
I taka prywata, garść podziękowań - oczywiście nie sposób wszystkich wymienić, dlatego... tego nie zrobię. :>
Buszmen - dzięki za załatwienie schroniska, nawet jak nie wyszło tak jak miało wyjść. :) Nie ma jednak jak ciepła (sic!) woda, bycie w centrum miasta... no i tramwaje pod oknem kursujące od wczesnych godzin porannych. I nie tylko. Naprawdę fajnie było Ciebie bliżej (ekhm, w przyzwoitym słowa tego znaczeniu!) poznać. Jowita - a tam, nie będę wymieniać. Za całokształt i już. Dzina – najlepiej w ogóle bez komentarza, ale to se ne da. Pozytywnie zaskoczony jestem i o. Dziękuje za zdjęcia, mam nadzieję że kiedyś je zobaczę. Little Devil - chociażby za podwiezienie i wspólne z Piotrem i Dominiką oczekiwanie na Żabkę! :] Dominika - dzięki za pokojowe towarzystwo i nocne po Łodzi spacery! Przypominam, że to niech samochód uważa na drodze, a nie ja.

Poza tym bonusowo:



