Speed Demon pisze:Tekst moim zdaniem opowiada o tej beznadziejnej sytuacji w związku, gdy ludzie go tworzący zaczynają myśleć zgodnie z jednym z najgłupszych haseł naszego stulecia "Nie kochaj za coś - kochaj bez względu na wszystko".
Będę trochę polemizować. Może wyjdę na romantyczko - idealistkę, ale moim zdaniem jeśli kochamy kogoś za coś, a nie za to, że jest i jest taki a nie inny, to właśnie wtedy zaczyna się dramat. Dramat taki, jaki można zobaczyć w tej piosence. Bo (moim zdaniem), jeśli kocham kogoś za coś, to go uprzedmiotawiam, a skoro nie spełnia już moich oczekiwań, to przecież mogę go wymienić na "nowszy model". Efekt jest taki, że wychodzimy ze skóry, żeby zadowolić drugą stronę, a jak nie wychodzi, to podświadomie brniemy w udawanie, żeby utrzymać istniejący stan rzeczy. Wtedy chyba trudno mówić o prawdziwym związku... Bo oczywiście, w związku starać się trzeba, ale czy za wszelką cenę i wyłącznie z interesowności, z obawy przed ocenieniem?
Speed Demon pisze:Tekst pokazuje, jak wielu z nas żyje iluzją, złudzeniami, ideami romantycznymi, utopijnymi, nie sprawdzających się w prawdziwym życiu.
Tu się zgodzę. I pisało to już kilka osób w tym wątku - że to utwór o zderzeniu wzniosłych uczuć z prozą życia, która bezlitośnie weryfikuje nasze, czasem mylne, wyobrażenia.
Fakt, inaczej interpretuje się teksty, które nie są autorstwa samego MJa, ale przyjęłabym założenie, że w większym stopniu on się jednak z tymi tekstami identyfikował. Jakoś nie pasuje mi po prostu MJ śpiewający teksty, których przesłania nie czuje.
Spróbowałam podejść do tematu z trochę innej strony i przefiltrowałam ten tekst przez zawartość całej "Invincible". Po odrzuceniu wszystkich nie - miłosnych tekstów zostaje ciekawy zestaw utworów - mówiących o ogromnym pragnieniu szczęśliwego związku, fascynacji niedostępnymi (a nawet niebezpiecznymi) kobietami, chęci spełnienia. Nieprzypadkowa wydaje się też kolejność: od "Heartbreaker" (
kontroluje moje myśli, nie potrafię się jej oprzeć) i "Invincible" (
wszystko, co robię, jest dla Ciebie, ale ty uważasz, że to za mało) przez teksty mówiące o miłości spełnionej (a co najmniej o chęci tego spełnienia): "Break of dawn", "You rock my world", "Butterflies" i "Speechless"; piosenki-wyznania typu "You are my life" (sugerującym stabilizację i szczęście, bo:
byłem sam a teraz
budzę się z uśmiechem na twarzy) aż po obawę przed rozstaniem: "Don't walk away" i analizowane przez nas "Whatever happens". Taka muzyczna historia miłości w odcinkach, może nie tej konkretnej, jedynej; ale miłości rozwijającej się od zauroczenia przez próbę zdobycia, spełnienie i normalne, codzienne życie z wszystkimi jego problemami, które sprawdzają i weryfikują uczucie. Cała paleta "miłosnych barw" - że się tak wyrażę.
Oczywiście nie uniknę powtórzeń, bo w każdej z Waszych wcześniejszych wypowiedzi jest coś, co ja też widzę w "Whatever...". Dla mnie to jest tekst o rozpaczliwej potrzebie udowodnienia, że jestem coś wart, że zasługuję na miłość - Twoją miłość. Tylko że wtedy zaczyna się udawanie, zakładanie masek (
Pracuje dzień i noc, myśli, że tak ją uszczęśliwi,
Zapominając o wszystkich marzeniach, które kiedyś miał... Chce pokazać, że mu zależy) a w związku niknie szczerość (
Ona stara się mu wytłumaczyć: "To ty dajesz mi szczęście" - a skoro się stara, to znaczy, że on nie do końca to rozumie...). No właśnie - gdy staramy się coś udowodnić i sobie i tej drugiej stronie, gubimy własne ja i zamiast szczęścia i spełnienia zaczynamy odczuwać frustrację (to nieszczęsne "zapominanie o marzeniach").
To jest też (jak napisał
Kaem) tekst o niezrozumieniu, które może wynikać z takiej (nawet podświadomej) potrzeby udowodnienia swojej wartości. Potrzeby paradoksalnie wypływającej z chęci zasłużenia na tę miłość? Tyle tylko, że na miłość nie za bardzo można zasłużyć, to nie jest konkurs, w którym wygrywa ten, kto zebrał największą liczbę punktów.
Trochę też tu jest tak, że bohaterowie tekstu budzą się ze świadomością, że miłość w fazie zauroczenia a miłość, którą trzeba znaleźć w prozie życia to dwa różne uczucia i niestety to drugie jest o wiele trudniejsze w realizacji.
Czy to jest związek w stanie rozpadu? Jeszcze raczej nie, co najwyżej w fazie, gdy pewne oczekiwania zaczynają się rozmijać (może właśnie przez to niezrozumienie, chęć doskoczenia do niewidzialnej, wysoko zawieszonej poprzeczki?), ale widać, że im na sobie zależy, że rozpaczliwie nie chcą się stracić (
zaczyna się modlić;
to nie koniec świata;
nie jest przecież aż tak źle;
Cokolwiek się wydarzy, nie opuszczaj mnie). To uczucie można uratować, pod warunkiem, że oboje zechcą usłyszeć swoje racje i w prozie życia spróbują na nowo odnaleźć to, co ich kiedyś połączyło.
Dlatego nie uważam, że to jest tekst o MJ i Lisie, raczej utwór o naszym, często mylnym, postrzeganiu słowa "miłość".
A już całkiem na marginesie dodam, że bardzo Ci Kaem dziękuję: i za wątek i za wybór tego właśnie tekstu - jednego z dwóch na tej płycie, które darzę szczególną sympatią.