Joseph Jackson - Die Jacksons
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil
-
- Posty: 9
- Rejestracja: sob, 20 lut 2010, 22:30
rozdz.6 - Moja dziewczyna
rozdz.6 - Moja dziewczyna
Minął rok. Zaoszczędziłem tyle by kupić pierwsze auto to był ciemnobrązowy Buick 55. Czułem się jak król, mogłem jeździć z dziewczynami moim własnym autem. Moim najlepszym kumplem był mój przyrodni brat. Pasowaliśmy do siebie i wszystko robiliśmy razem. Nazywał mnie Jack albo Joe Jack. On również wyrastał w Arkansas, ale w innej części. A ponieważ znał się na myślistwie, postanowiliśmy razem polować. W niektórych miejscach drzewa były tak grube, że nawet w południe było tam ciemno. Tam na pewno żyły pumy, o których tyle słyszałem. Koniecznie chciałem jedną upolować, więc kupiłem automat dwudziestkę dwójkę i amunicję.
Któregoś dnia siedziałem sobie przy oknie, marząc o naszej myśliwskiej wyprawie, gdy zobaczyłem po drugiej stronie ulicy smukłą dziewczynę o przepięknej twarzy, jadącą na rowerze. Jej skóra połyskiwała złocistym brązem jak najsłodszy miód. To był najpiękniejszy odcień, jaki kiedykolwiek widziałem.
Przejechała na rowerze do końca ulicy, stanęła, rozejrzała się i pojechała z powrotem. Gdy przejeżdżała obok mojego domu, podniosła głowę i spojrzała na mnie. Potem stanęła przy końcu bloków niepewnie. Zastanawiała się, czy ma jechać jeszcze raz, by dać mi okazję by ją zaczepić. W końcu to zrobiła i zatrzymała się na wysokości moich okien po drugiej stronie ulicy. "Hi" zawołałem.
Zareagowała i przeszła przez ulicę, żeby ze mną porozmawiać. Zapytałem jak ma na imię i gdzie mieszka. Nazywała się Katherine Scruse i była właśnie w odwiedzinach u mamy, która mieszkała blok dalej. Nigdy wcześniej jej nie widziałem, ponieważ na stałe mieszkała u swojej macochy w Indiana Harbor, oddalonym o 10 mil. Wydawała się być tak łagodna i miła, że koniecznie zapragnąłem poznać ją bliżej. Zaprosiłem Katherine do siebie, żeby poznała moją mamę, braci i moją siostrę Lulę. Ku mojemu zdziwieniu Lula znała ją z widzenia i polubiła.
Pomyślałem, jeśli moja siostra przyjęła ją do swojego serca, ja również mogę. Jeździłem z nią moim autem do kina i zaprzyjaźniliśmy się.
Dowiedziałem się, że ma młodszą siostrę. Jej siostra miała bujniejsze kształty i okrągłą twarz. Była dobrą uczennicą, grała w koszykówkę, a nawet próbowała grać w football. Należała do tego rodzaju dziewcząt, które potrafią walczyć. Szybko przedstawiłem ją mojemu przyrodniemu bratu. Wszystko robiliśmy razem i mój brat zakochał się w młodszej siostrze Katherine, którą wszyscy nazywali Kate.
Mama Kate była drugi raz zamężna. Dokładnie jak moi rodzice i właściwie wszyscy rodzice w tamtym czasie. Rodzice Kate też byli surowi. O jej ojczymie mówiono, że chętnie strzelałby do ludzi- nie chciałem z powodu Kate się z nim konfrontować. Chciałem jednak częściej spotykać się z moją dziewczyną i w końcu postanowiłem poznać jej rodzinę.
Kate była tak nieśmiała, unikała mojego wzroku, gdy z nią rozmawiałem, zerkała na mnie zmieszana, gdy myślała, że tego nie zauważę. Któregoś dnia, gdy byliśmy sami, powiedziałem: "Przyjdę dzisiaj do ciebie poznać twoich rodziców". "To niemożliwe. Nie rozumiesz..." wyszeptała przerażona.
W tym czasie mój przyrodni brat i jej młodsza siostra byli ze sobą już dosyć blisko.
Starałem się ją mocno obejmować, idąc ulicą. Kate jednak nie chciała chodzić ze mną na spacery. Nie mogła znieść wzroku ludzi. Gdy w końcu poszła ze mną na spacer, spoglądała na mnie strachliwie, sprawdzając czy zauważyłem, że utyka. Oczywiście, że zauważyłem, ale było mi to obojętne. Zapytałem co się stało, wyjaśniła, że w dzieciństwie miała polio, była kilkakrotnie operowana żeby móc lepiej chodzić. Katherine umiała się tak dobrze wyrażać - podziwiałem jej osobowość. No i była świetnym kumplem, z którym można było robić wszystko.
Niczego się nie obawiałem i byłem w zasadzie zdecydowany. Kate była moim przeciwieństwem i potrzebowała kogoś kto ją ochroni.
Któregoś wieczoru zaprosiła mnie na Party. Założyłem najlepszy garnitur i krawat. Party było już w trakcie, gdy wszedłem, wszyscy tańczyli. Kate siedziała z tyłu przy stoliku i było oczywiste, że na mnie czeka. Dziewczyny zostawiły chłopców na parkiecie i otoczyły mnie. Myślały chyba , że jestem gwiazdą filmową albo kimś takim, bo byłem bardzo dobrze ubrany. Zobaczyłem jak Kate smutno zwiesiła głowę, była zasmucona, ale gdy zauważyła, że dziewczyny mnie nie interesują i idę w jej kierunku, uśmiechnęła się. Również chłopcy się uspokoili. Przyciągnąłem do siebie Kate i zatańczyliśmy Slowfox. Czułem, że cała drży.
- Dlaczego tak drżysz" spytałem.
- Jestem strasznie zdenerwowana- odpowiedziała tak cicho, że ledwie usłyszałem.
- Dlaczego?
- Bo wszyscy na nas patrzą.
Rozejrzałem się zdumiony, oprócz nas nikt nie tańczył, wszyscy na nas patrzyli. Ale to mnie nie zmieszało. Przyciągnąłem Kate do siebie i tańczyliśmy dalej. Potem przyniosłem coś do picia i rozmawialiśmy. Opowiedziała mi, że z powodu choroby musiała nosić szynę na nodze i dlatego nie urosła wystarczająco. Było mi obojętne, co inni z tego powodu o niej myślą. Wiedziałem, że jest silna i ją kocham. O północy odwiozłem ją do domu i odprowadziłem do drzwi. Stanęła i spojrzała na mnie tak, jakby myślała, że będę chciał wejść
- Przykro mi, ale musisz już iść- wyszeptała.
- Okay, zadzwoń jutro- odparłem.
W drodze powrotnej myślałem o niej, o tym jak wyglądała, jak mówiła, jak drżała. I jak cierpliwie siedziała i czekała na mnie. Całą noc zatapiałem się we wspomnieniach o wieczorze. Radość z planowanej wyprawy myśliwskiej, która mnie zawsze zajmowała, ustąpiła myślom o Katherine.
W końcu nastał ranek. Mama i mój ojczym byli już na nogach , gdy o ósmej zadzwonił przy moim łóżku telefon. To była Kate , pytała czy dobrze spałem.
- Nie mogłem zasnąć- powiedziałem.
- Joe, ja też nie mogłam spać
- Dlaczego?
- Cały czas myślałam o Party i o tym jak tańczyliśmy. Leżałam w łóżku i o tym myślałam. Napisałam do Ciebie list- stwierdziła.
- Przecież mieszkasz jeden blok dalej, możemy przecież porozmawiać.
- Gdzie jest ten list?
- Przyniosę i położę go na schodach- powiedziała.
- Okay.
cdn tego rozdziału jutro lub pojutrze. Rozdziałów w sumie jest 37 plus posłowie.
Minął rok. Zaoszczędziłem tyle by kupić pierwsze auto to był ciemnobrązowy Buick 55. Czułem się jak król, mogłem jeździć z dziewczynami moim własnym autem. Moim najlepszym kumplem był mój przyrodni brat. Pasowaliśmy do siebie i wszystko robiliśmy razem. Nazywał mnie Jack albo Joe Jack. On również wyrastał w Arkansas, ale w innej części. A ponieważ znał się na myślistwie, postanowiliśmy razem polować. W niektórych miejscach drzewa były tak grube, że nawet w południe było tam ciemno. Tam na pewno żyły pumy, o których tyle słyszałem. Koniecznie chciałem jedną upolować, więc kupiłem automat dwudziestkę dwójkę i amunicję.
Któregoś dnia siedziałem sobie przy oknie, marząc o naszej myśliwskiej wyprawie, gdy zobaczyłem po drugiej stronie ulicy smukłą dziewczynę o przepięknej twarzy, jadącą na rowerze. Jej skóra połyskiwała złocistym brązem jak najsłodszy miód. To był najpiękniejszy odcień, jaki kiedykolwiek widziałem.
Przejechała na rowerze do końca ulicy, stanęła, rozejrzała się i pojechała z powrotem. Gdy przejeżdżała obok mojego domu, podniosła głowę i spojrzała na mnie. Potem stanęła przy końcu bloków niepewnie. Zastanawiała się, czy ma jechać jeszcze raz, by dać mi okazję by ją zaczepić. W końcu to zrobiła i zatrzymała się na wysokości moich okien po drugiej stronie ulicy. "Hi" zawołałem.
Zareagowała i przeszła przez ulicę, żeby ze mną porozmawiać. Zapytałem jak ma na imię i gdzie mieszka. Nazywała się Katherine Scruse i była właśnie w odwiedzinach u mamy, która mieszkała blok dalej. Nigdy wcześniej jej nie widziałem, ponieważ na stałe mieszkała u swojej macochy w Indiana Harbor, oddalonym o 10 mil. Wydawała się być tak łagodna i miła, że koniecznie zapragnąłem poznać ją bliżej. Zaprosiłem Katherine do siebie, żeby poznała moją mamę, braci i moją siostrę Lulę. Ku mojemu zdziwieniu Lula znała ją z widzenia i polubiła.
Pomyślałem, jeśli moja siostra przyjęła ją do swojego serca, ja również mogę. Jeździłem z nią moim autem do kina i zaprzyjaźniliśmy się.
Dowiedziałem się, że ma młodszą siostrę. Jej siostra miała bujniejsze kształty i okrągłą twarz. Była dobrą uczennicą, grała w koszykówkę, a nawet próbowała grać w football. Należała do tego rodzaju dziewcząt, które potrafią walczyć. Szybko przedstawiłem ją mojemu przyrodniemu bratu. Wszystko robiliśmy razem i mój brat zakochał się w młodszej siostrze Katherine, którą wszyscy nazywali Kate.
Mama Kate była drugi raz zamężna. Dokładnie jak moi rodzice i właściwie wszyscy rodzice w tamtym czasie. Rodzice Kate też byli surowi. O jej ojczymie mówiono, że chętnie strzelałby do ludzi- nie chciałem z powodu Kate się z nim konfrontować. Chciałem jednak częściej spotykać się z moją dziewczyną i w końcu postanowiłem poznać jej rodzinę.
Kate była tak nieśmiała, unikała mojego wzroku, gdy z nią rozmawiałem, zerkała na mnie zmieszana, gdy myślała, że tego nie zauważę. Któregoś dnia, gdy byliśmy sami, powiedziałem: "Przyjdę dzisiaj do ciebie poznać twoich rodziców". "To niemożliwe. Nie rozumiesz..." wyszeptała przerażona.
W tym czasie mój przyrodni brat i jej młodsza siostra byli ze sobą już dosyć blisko.
Starałem się ją mocno obejmować, idąc ulicą. Kate jednak nie chciała chodzić ze mną na spacery. Nie mogła znieść wzroku ludzi. Gdy w końcu poszła ze mną na spacer, spoglądała na mnie strachliwie, sprawdzając czy zauważyłem, że utyka. Oczywiście, że zauważyłem, ale było mi to obojętne. Zapytałem co się stało, wyjaśniła, że w dzieciństwie miała polio, była kilkakrotnie operowana żeby móc lepiej chodzić. Katherine umiała się tak dobrze wyrażać - podziwiałem jej osobowość. No i była świetnym kumplem, z którym można było robić wszystko.
Niczego się nie obawiałem i byłem w zasadzie zdecydowany. Kate była moim przeciwieństwem i potrzebowała kogoś kto ją ochroni.
Któregoś wieczoru zaprosiła mnie na Party. Założyłem najlepszy garnitur i krawat. Party było już w trakcie, gdy wszedłem, wszyscy tańczyli. Kate siedziała z tyłu przy stoliku i było oczywiste, że na mnie czeka. Dziewczyny zostawiły chłopców na parkiecie i otoczyły mnie. Myślały chyba , że jestem gwiazdą filmową albo kimś takim, bo byłem bardzo dobrze ubrany. Zobaczyłem jak Kate smutno zwiesiła głowę, była zasmucona, ale gdy zauważyła, że dziewczyny mnie nie interesują i idę w jej kierunku, uśmiechnęła się. Również chłopcy się uspokoili. Przyciągnąłem do siebie Kate i zatańczyliśmy Slowfox. Czułem, że cała drży.
- Dlaczego tak drżysz" spytałem.
- Jestem strasznie zdenerwowana- odpowiedziała tak cicho, że ledwie usłyszałem.
- Dlaczego?
- Bo wszyscy na nas patrzą.
Rozejrzałem się zdumiony, oprócz nas nikt nie tańczył, wszyscy na nas patrzyli. Ale to mnie nie zmieszało. Przyciągnąłem Kate do siebie i tańczyliśmy dalej. Potem przyniosłem coś do picia i rozmawialiśmy. Opowiedziała mi, że z powodu choroby musiała nosić szynę na nodze i dlatego nie urosła wystarczająco. Było mi obojętne, co inni z tego powodu o niej myślą. Wiedziałem, że jest silna i ją kocham. O północy odwiozłem ją do domu i odprowadziłem do drzwi. Stanęła i spojrzała na mnie tak, jakby myślała, że będę chciał wejść
- Przykro mi, ale musisz już iść- wyszeptała.
- Okay, zadzwoń jutro- odparłem.
W drodze powrotnej myślałem o niej, o tym jak wyglądała, jak mówiła, jak drżała. I jak cierpliwie siedziała i czekała na mnie. Całą noc zatapiałem się we wspomnieniach o wieczorze. Radość z planowanej wyprawy myśliwskiej, która mnie zawsze zajmowała, ustąpiła myślom o Katherine.
W końcu nastał ranek. Mama i mój ojczym byli już na nogach , gdy o ósmej zadzwonił przy moim łóżku telefon. To była Kate , pytała czy dobrze spałem.
- Nie mogłem zasnąć- powiedziałem.
- Joe, ja też nie mogłam spać
- Dlaczego?
- Cały czas myślałam o Party i o tym jak tańczyliśmy. Leżałam w łóżku i o tym myślałam. Napisałam do Ciebie list- stwierdziła.
- Przecież mieszkasz jeden blok dalej, możemy przecież porozmawiać.
- Gdzie jest ten list?
- Przyniosę i położę go na schodach- powiedziała.
- Okay.
cdn tego rozdziału jutro lub pojutrze. Rozdziałów w sumie jest 37 plus posłowie.
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
cd :)
cd po akcencie grozy
Stanąłem na schodach przed drzwiami domu, a tam była już Katherine. Nie zsiadając z roweru, podała mi list. Gdy wszedłem do mieszkania, moja siostra się śmiała.
- Dziewczyna jest w porządku (fajna), co? Lubisz ją? - spytała.
- Tak, bardzo- przyznałem.
Już sam w swoim pokoju rozerwałem kopertę. Kate pisała jak bardzo mnie kocha. Wyznawała mi, że jest jeszcze jeden chłopak, którego też lubi. Ponieważ podała mi jego imię, dowiedziałem się od osób, które znały Kate, czegoś o jej wielbicielu. Znali się ze szkoły - chodzili razem za rękę, całowali i obejmowali. On jest z nią od pięciu lat i jest bardzo zakochany. Po tym wszystkim byłem bardziej zdecydowany, niż dotychczas, żeby ją zdobyć.
I rzeczywiście po jakimś czasie przyszła do mnie i powiedziała:
- Opowiadałam ci o chłopcu, którego miałam. Rozstaliśmy się.
- Co? - odparłem, przy czym z całych sił próbowałem nie dać po sobie poznać, jak bardzo się cieszę.
- Powiedziałam mu, jak wiele dla mnie znaczysz i że dlatego muszę to skończyć. I jeszcze coś - kocham cię.
Potem pisała do mnie ciągle, a ja zachęcałem ją do tego.
- Napisz do mnie jeszcze jeden list miłosny - uwielbiałem jej listy, wyrażała w nich w pełni swoje uczucia. Rzeczywiście bardzo mnie kochała. A ja wiedziałem, jeśli jest się kochanym przez taką dziewczynę, nie można tego traktować lekko.
Z biegiem czasu przywiązywaliśmy się coraz bardziej do siebie. Oczywiście inne dziewczyny próbowały mnie sobą oczarować, ale nie interesowały mnie. Czułem, że Katherine jest kobietą, którą chcę poślubić.
W końcu zebrałem całą swoją odwagę żeby przedstawić się jej rodzicom. Drzwi otworzył łysy mężczyzna. Przywitał mnie tubalnym głosem, jakby chciał mnie przepędzić ze swojej werandy.
Za nim stała kobieta lat 40. Mama Katherine.
- Ty musisz być Joe - krzyknęła - wejdź.
Mężczyzna o potężnym głosie, który zastępował mi drogę był ojczymem Katherine. Nie ruszył się z miejsca. Instynktownie zrobiłem krok do przodu, a on ku mojemu zdumieniu odsunął się na bok. Nie spuszczał mnie jednak z oczu, a ponieważ słyszałem, że do kogoś strzelał, pozostałem czujny.
- Chciałbym porozmawiać z Państwem o córce - oznajmiłem.
- O której córce? - zawarczał i sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, z którą siostrą jestem zaprzyjaźniony. Ale w końcu zaczął ze mną rozmawiać, a jak opowiadał, że chce wybrać się na polowanie na króliki, rozluźnił się. Ja również, w końcu znaleźliśmy jakiś wspólny temat.
- Z moim bratem przyrodnim przygotowujemy się właśnie do polowania na dziki. Chciałbym też ustrzelić panterę - wtrąciłem szybko.
- Tak, a z czym chcesz iść na takie polowanie? - zapytał.
- Mamy strzelbę dwudziestkę dwójkę z celownikiem.
- Zwariowaliście - odparł.
- Co Pan ma na myśli?
- Z taką lekką bronią nie można polować na duże zwierzęta. Potrzebujecie co najmniej ciężkiego Winchestera.
- Jestem dobrym strzelcem, gdy trafię zwierzę w głowę, ta wystarczy.
- A jeśli spudłujesz? - rzucił.
- Do tej pory zawsze trafiałem - powiedziałem dumnie.
- Ale dziki nie uciekają jeśli nie trafisz. Atakują cię. Potrzebujesz przynajmniej jeszcze jedną broń.
- Mam ją.
- Jaką? - spytał.
- Pistolet, dwudziestkę dwójkę.
- Chcecie iść na polowanie z pistoletem? - rzucił.
- Tak sir. Kupiliśmy pistolety i naboje.
Uważał mnie chyba za kompletnie walniętego, ale mimo to zaprosił mnie na kawę i śmiał się, gdy go zapewniałem, że następnym razem chętnie poszedłbym z nim na polowanie.
Mama Kate była bardziej przyjazna. Zrobiła coś do jedzenia i postawiła na stole zapiekankę ze słodkich ziemniaków. I ciągle wtrącała się do naszej rozmowy, gdy ojczym Kate mnie musztrował tak, że musiał potem zastanawiać się, o co mnie chciał zapytać. Byłem przekonany, że ma dużo broni i w każdej chwili może ją przynieść.
Kate jeszcze się nie pokazała, ale na pewno obserwowała nas z sąsiedniego pokoju. Gdy zauważyła, że rodzice zaczynają mnie akceptować, odważyła się wyjść.
- Chodź do nas. Twój chłopak chce cię zobaczyć - zabuczał ojczym.
Posłusznie usiadła przy stole układając artystycznie dłonie na spódnicy. Oczy spuściła w dół, ale od czasu do czasu rzucała na mnie zakochane spojrzenia. Ponieważ ojczym nie spuszczał mnie z oczu, nie umknęło to oczywiście jego uwadze.
- Hmm Matt, dziewczyna się zakochała - zauważył (nazywał swoją żonę Matt). Zupełnie inaczej się zachowuje. Obserwuję ją już od jakiegoś czasu i nie jest taka jak kiedyś. Czy to dla ciebie jasne Matt, że dziewczyna jest zakochana?
Matt oczywiście też to zauważyła, ale prowadziła grę, żeby jej mąż się nie wściekł. Pomyślałem, że nadszedł odpowiedni moment, żeby rodzicom- no tak jakoś to dobrze przedstawić i opowiedziałem im, że dużo razem zamierzamy i że bardzo polubiłem ich córkę. Nie pominąłem tego, że moi rodzice są rozwiedzeni i jak dorastałem.
Później dołączyła siostra Kate, rozmawialiśmy i po chwili ojczym wpadł na pomysł żeby zagrać w warcaby. Nigdy nie grałem w warcaby, a on cieszył się jak dziecko, że będzie mnie mógł łatwo pobić. W końcu musiałem przerwać żeby przygotować się do pracy. Gdy usprawiedliwiałem się dlaczego muszę już iść, ojciec Kate powiedział:
- Co? Ty masz pracę?
- Tak, sir. Pracuję w stalowni.
- Ach tak? Pracuję naprzeciwko i jeśli dobrze sobie przypominam, widziałem już tam ciebie. Wiedziałem, że skądś cię znam. Przyjdź jeszcze kiedyś. Ucieszę się, jeśli będziesz nas odwiedzał- powiedział i serdecznie potrząsnął moim ramieniem.
W drodze do domu byłem lekki jak piórko. Już nie musiałem się martwić, że rodzina Kate mnie nie zaakceptuje.
W domu wszyscy na mnie czekali, ale ja poszedłem od razu do mojego pokoju. Lula nie dała się jednak tak łatwo zbyć. Przyszła do mnie i zauważyła :
- No teraz pewnie się niedługo ożenisz.
- Nie tak szybko. Muszę najpierw wszystko przemyśleć, wszystkie za i przeciw.
Jeśli chodzi o ważne sprawy zawsze dawałem sobie czas.
Mój przyrodni brat zakochany w siostrze Kate nie miał już po mnie żadnych problemów z ich ojczymem, przetarłem mu drogę. A do mnie podchodził z rezerwą, bo Kate była jego ulubienicą. Nie było w tym nic dziwnego. Kate była dokładnym przeciwieństwem siostry. Nigdy się nie sprzeciwiała i robiła wszystko, czego wymagali od niej rodzice. Była taka słodka i delikatna, że nie pozostało mi nic innego jak tylko się w niej zakochać.
Rozdział 7 nosi tytuł Małżeństwo i Dzieci
Stanąłem na schodach przed drzwiami domu, a tam była już Katherine. Nie zsiadając z roweru, podała mi list. Gdy wszedłem do mieszkania, moja siostra się śmiała.
- Dziewczyna jest w porządku (fajna), co? Lubisz ją? - spytała.
- Tak, bardzo- przyznałem.
Już sam w swoim pokoju rozerwałem kopertę. Kate pisała jak bardzo mnie kocha. Wyznawała mi, że jest jeszcze jeden chłopak, którego też lubi. Ponieważ podała mi jego imię, dowiedziałem się od osób, które znały Kate, czegoś o jej wielbicielu. Znali się ze szkoły - chodzili razem za rękę, całowali i obejmowali. On jest z nią od pięciu lat i jest bardzo zakochany. Po tym wszystkim byłem bardziej zdecydowany, niż dotychczas, żeby ją zdobyć.
I rzeczywiście po jakimś czasie przyszła do mnie i powiedziała:
- Opowiadałam ci o chłopcu, którego miałam. Rozstaliśmy się.
- Co? - odparłem, przy czym z całych sił próbowałem nie dać po sobie poznać, jak bardzo się cieszę.
- Powiedziałam mu, jak wiele dla mnie znaczysz i że dlatego muszę to skończyć. I jeszcze coś - kocham cię.
Potem pisała do mnie ciągle, a ja zachęcałem ją do tego.
- Napisz do mnie jeszcze jeden list miłosny - uwielbiałem jej listy, wyrażała w nich w pełni swoje uczucia. Rzeczywiście bardzo mnie kochała. A ja wiedziałem, jeśli jest się kochanym przez taką dziewczynę, nie można tego traktować lekko.
Z biegiem czasu przywiązywaliśmy się coraz bardziej do siebie. Oczywiście inne dziewczyny próbowały mnie sobą oczarować, ale nie interesowały mnie. Czułem, że Katherine jest kobietą, którą chcę poślubić.
W końcu zebrałem całą swoją odwagę żeby przedstawić się jej rodzicom. Drzwi otworzył łysy mężczyzna. Przywitał mnie tubalnym głosem, jakby chciał mnie przepędzić ze swojej werandy.
Za nim stała kobieta lat 40. Mama Katherine.
- Ty musisz być Joe - krzyknęła - wejdź.
Mężczyzna o potężnym głosie, który zastępował mi drogę był ojczymem Katherine. Nie ruszył się z miejsca. Instynktownie zrobiłem krok do przodu, a on ku mojemu zdumieniu odsunął się na bok. Nie spuszczał mnie jednak z oczu, a ponieważ słyszałem, że do kogoś strzelał, pozostałem czujny.
- Chciałbym porozmawiać z Państwem o córce - oznajmiłem.
- O której córce? - zawarczał i sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, z którą siostrą jestem zaprzyjaźniony. Ale w końcu zaczął ze mną rozmawiać, a jak opowiadał, że chce wybrać się na polowanie na króliki, rozluźnił się. Ja również, w końcu znaleźliśmy jakiś wspólny temat.
- Z moim bratem przyrodnim przygotowujemy się właśnie do polowania na dziki. Chciałbym też ustrzelić panterę - wtrąciłem szybko.
- Tak, a z czym chcesz iść na takie polowanie? - zapytał.
- Mamy strzelbę dwudziestkę dwójkę z celownikiem.
- Zwariowaliście - odparł.
- Co Pan ma na myśli?
- Z taką lekką bronią nie można polować na duże zwierzęta. Potrzebujecie co najmniej ciężkiego Winchestera.
- Jestem dobrym strzelcem, gdy trafię zwierzę w głowę, ta wystarczy.
- A jeśli spudłujesz? - rzucił.
- Do tej pory zawsze trafiałem - powiedziałem dumnie.
- Ale dziki nie uciekają jeśli nie trafisz. Atakują cię. Potrzebujesz przynajmniej jeszcze jedną broń.
- Mam ją.
- Jaką? - spytał.
- Pistolet, dwudziestkę dwójkę.
- Chcecie iść na polowanie z pistoletem? - rzucił.
- Tak sir. Kupiliśmy pistolety i naboje.
Uważał mnie chyba za kompletnie walniętego, ale mimo to zaprosił mnie na kawę i śmiał się, gdy go zapewniałem, że następnym razem chętnie poszedłbym z nim na polowanie.
Mama Kate była bardziej przyjazna. Zrobiła coś do jedzenia i postawiła na stole zapiekankę ze słodkich ziemniaków. I ciągle wtrącała się do naszej rozmowy, gdy ojczym Kate mnie musztrował tak, że musiał potem zastanawiać się, o co mnie chciał zapytać. Byłem przekonany, że ma dużo broni i w każdej chwili może ją przynieść.
Kate jeszcze się nie pokazała, ale na pewno obserwowała nas z sąsiedniego pokoju. Gdy zauważyła, że rodzice zaczynają mnie akceptować, odważyła się wyjść.
- Chodź do nas. Twój chłopak chce cię zobaczyć - zabuczał ojczym.
Posłusznie usiadła przy stole układając artystycznie dłonie na spódnicy. Oczy spuściła w dół, ale od czasu do czasu rzucała na mnie zakochane spojrzenia. Ponieważ ojczym nie spuszczał mnie z oczu, nie umknęło to oczywiście jego uwadze.
- Hmm Matt, dziewczyna się zakochała - zauważył (nazywał swoją żonę Matt). Zupełnie inaczej się zachowuje. Obserwuję ją już od jakiegoś czasu i nie jest taka jak kiedyś. Czy to dla ciebie jasne Matt, że dziewczyna jest zakochana?
Matt oczywiście też to zauważyła, ale prowadziła grę, żeby jej mąż się nie wściekł. Pomyślałem, że nadszedł odpowiedni moment, żeby rodzicom- no tak jakoś to dobrze przedstawić i opowiedziałem im, że dużo razem zamierzamy i że bardzo polubiłem ich córkę. Nie pominąłem tego, że moi rodzice są rozwiedzeni i jak dorastałem.
Później dołączyła siostra Kate, rozmawialiśmy i po chwili ojczym wpadł na pomysł żeby zagrać w warcaby. Nigdy nie grałem w warcaby, a on cieszył się jak dziecko, że będzie mnie mógł łatwo pobić. W końcu musiałem przerwać żeby przygotować się do pracy. Gdy usprawiedliwiałem się dlaczego muszę już iść, ojciec Kate powiedział:
- Co? Ty masz pracę?
- Tak, sir. Pracuję w stalowni.
- Ach tak? Pracuję naprzeciwko i jeśli dobrze sobie przypominam, widziałem już tam ciebie. Wiedziałem, że skądś cię znam. Przyjdź jeszcze kiedyś. Ucieszę się, jeśli będziesz nas odwiedzał- powiedział i serdecznie potrząsnął moim ramieniem.
W drodze do domu byłem lekki jak piórko. Już nie musiałem się martwić, że rodzina Kate mnie nie zaakceptuje.
W domu wszyscy na mnie czekali, ale ja poszedłem od razu do mojego pokoju. Lula nie dała się jednak tak łatwo zbyć. Przyszła do mnie i zauważyła :
- No teraz pewnie się niedługo ożenisz.
- Nie tak szybko. Muszę najpierw wszystko przemyśleć, wszystkie za i przeciw.
Jeśli chodzi o ważne sprawy zawsze dawałem sobie czas.
Mój przyrodni brat zakochany w siostrze Kate nie miał już po mnie żadnych problemów z ich ojczymem, przetarłem mu drogę. A do mnie podchodził z rezerwą, bo Kate była jego ulubienicą. Nie było w tym nic dziwnego. Kate była dokładnym przeciwieństwem siostry. Nigdy się nie sprzeciwiała i robiła wszystko, czego wymagali od niej rodzice. Była taka słodka i delikatna, że nie pozostało mi nic innego jak tylko się w niej zakochać.
Rozdział 7 nosi tytuł Małżeństwo i Dzieci
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
rozdz. 7 - Małżeństwo i dzieci
rozdz. 7 - Małżeństwo i dzieci
W pewien piękny jesienny wieczór zrobiliśmy sobie wycieczkę autem. Przez moją głowę przebiegało tyle myśli, których nie potrafiłem wypowiedzieć. Od czasu do czasu rzucałem Kate, która siedziała obok, pełne podziwu spojrzenie. Miała włożony za ucho biały, pachnący kwiat, który przepięknie odcinał się od jej falujących, czarnych włosów. Jej biała garsonka była nienagannie czysta, a złote kolczyki połyskiwały w poświacie księżyca. Przez jakiś czas jechaliśmy przed siebie, w końcu znalazłem spokojne miejsce pod drzewami i zaparkowałem. W oddali kukał puszczyk co uważa się za dobry znak.
- To lato z tobą było przepiękne Kate- powiedziałem.
Rozmawialiśmy, a czas uciekał tak szybko, że nim zauważyliśmy była już północ.
- Zawiozę cię lepiej do domu Kate.
Kate skinęła zasmucona i przymknęła oczy. Obydwoje nie chcieliśmy by ten wieczór się skończył. Nachyliłem się żeby ja pocałować, a potem się zatrzymałem.
- Katherine - powiedziałem poważnym tonem.
Spojrzała na mnie, a ja mówiłem dalej.
- Czy zechcesz zostać moją żoną?
Kate zaczęła drżeć jak tej nocy, gdy tańczyliśmy po raz pierwszy. Delikatnie pocałowałem jej usta, a potem przytuliłem ją, aż drżenie ustało.
- Tak? Chcesz? - spytałem jeszcze raz.
- Tak - odpowiedziała niemal bezgłośnie.
Patrzyłem na jej twarz, złotą skórę i łagodne, brązowe oczy, w których igrało światło księżyca i poczułem się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Poślubię kobietę, o której marzyłem przez cale lato. Byłem pewny, że będzie dobrą żoną i stworzymy wspaniałą rodzinę.
W listopadzie 1949 roku urządziliśmy wesele w małym gronie - tylko rodzina- dla mnie to było w porządku- chciałem przecież tylko Katherine.
Wkrótce oczekiwała naszego pierwszego dziecka, ja myślałem o kupnie domu. Niestety stać nas było tylko na mały domek w Gary, ale ponieważ chciałem mieć tylko dwoje dzieci, uważałem, że wystarczy nam miejsca. Moje oszczędności i pieniądze od ojczyma Kate pozwoliły na zakup domu przy Jackson Street, a potem kupiliśmy to czego potrzebowaliśmy najbardziej: lodówkę, kuchenkę i łóżko.
Kate chciała mi gotować moje ulubione potrawy. Gotowała bardzo dobrze i przy tym starała się ciągle czegoś nowego uczyć. Zrobione przez nią mięso rozpuszczało się w ustach, a wszystkie potrawy były w wyrafinowany sposób doprawione. Gdy wracałem z pracy jedzenie było już gotowe. Czasami przygotowywała dla mnie talerz, stawiała na czystym miejscu i uciekała do kuchni, żeby obserwować czy mi smakuje.
- Kate chodź osiądź - mówiłem.
- Tak jest w porządku Joe. Lepiej tutaj zostanę - odpowiadała.
Dopiero po kilkakrotnych naleganiach siadała w końcu przy stole, żeby coś zjeść.
Była naprawdę bardzo nieśmiała. Ale powiedziałem jej, po paru latach, że była najlepszą kucharką w okolicy. W żadnej restauracji na świecie nie jadłem tak dobrze, jak u Katherine. Dom utrzymywała w perfekcyjnym porządku. Byłem taki dumny z mojej żony.
Narodziny pierwszego dziecka trwały dwie długie, pełne bólu noce. Przy porodzie pomagał lekarz, moja ciotka i mama Kate. (W tamtych czasach w południowych stanach czarni nie byli zabierani do szpitala). Czekałem na zewnątrz i wpatrywałem się co chwila w okno. W końcu nasze pierwsze dziecko przyszło na świat, dziewczynka. Byłem strasznie szczęśliwy i dumny, w końcu zostałem po raz pierwszy ojcem.
Początkowo chciałem mieć bardziej chłopca, ale Maureen, jak nazywaliśmy później Rebbie, była tak cudowna, że od razu się w niej zakochałem. Jak na takie maleństwo miała niezły temperament. Krzyczała tak głośno, że było ją słychać w całym domu. Moja córka uświadomiła mi również, że muszę być teraz odpowiedzialny. Byłem zdecydowany postarać się o lepiej płatną pracę w stalowni, żeby jej i Katherine niczego nie brakowało.
W końcu przyszedł czas naszej wyprawy łowieckiej. Ja i moi dwaj bracia przyrodni od dawna się z niej cieszyliśmy. Pojechałem z Gary do Akanas, gdzie nocowaliśmy pod gołym niebem. Rankiem założyliśmy nasze buty z cholewami i ruszyliśmy z naszym ekwipunkiem w drogę. Nigdy nie byłem tak głęboko w lasach, ale mój brat przyrodni był już doświadczonym traperem. Zrobiliśmy przystanek nad szeroką rzeką. Tutaj była łódź, która należała do przyjaciela brata.
- Wiecie co? Tutaj ustawimy nasze wędki, popłyniemy rzeką wzdłuż, a gdy wrócimy znajdziemy złapane ryby. - zaproponował brat przyrodni. Wypakowałem sprzęt do wędkowania ale ku naszemu rozczarowaniu stwierdziliśmy, że zapomnieliśmy najważniejszego - przynęty. Ale brat znalazł wyjście
- Hej Joe - powiedział - weź broń i ustrzel jakiegoś ptaka. Użyjemy jego mięsa na przynętę. Ja popłynę łódką na rzekę. Ty zestrzelisz ptaka z drzewa tu na brzegu, a jeśli wpadnie do wody to go wyłowię.
Mój ulubiony brat przyrodni wskoczył do łodzi. Gdy był w połowie rzeki krzyknął:
- Widzisz tego ptaka tam na drzewie?
- Jasne - odparłem.
Młodszy brat pozostał w dole rzeki na brzegu, łódź dryfowała po mojej lewej w wodzie. Ptak ćwierkał po prawej na jodle. Wycelowałem w jego serce i nacisnąłem spust. Pach!
Kula przeszła przez ptaka ale potem z głuchym hukiem odbiła się od pnia drzewa.
- OOO zostałem trafiony! - wrzasnął mój brat.
Wszystko odbywało się jak w zwolnionym tempie. Z niedowierzaniem patrzyłem jak mój najlepszy przyjaciel wpada do wody. Wskoczyłem do wody i chociaż mój brat był dużo większy i cięższy ode mnie, miałem w sobie tyle adrenaliny, że wyciągnąłem go na brzeg. Tu położyłem go ostrożnie na trawie.
Mocno krwawił z głowy. Odłamki kuli trafiły go pod okiem. Drżały mi kolana ze strachu i nerwów, gdy nieśliśmy do do auta. Jego krew pokryła moja koszulę, cały czas krzyczał, jakby miał umierać.
W szpitalu wyjaśniłem siostrze i lekarzowi, że przez przypadek go postrzeliłem ale nie chcieli mu pomóc. (To były lata czterdzieste i jeśli ktoś był czarny...) Chcieli się nas jak najszybciej pozbyć, a ja wiedziałem, że nie ma najmniejszego sensu oponować. Obojętne jak ciężko ranny jest mój brat, oni mu nie pomogą.
Musiałem szybko podjąć jakąś decyzję, żeby się nie wykrwawił. I nagle przypomniałem sobie o pewnej bogatej, białej kobiecie, która mieszkała w pobliżu szpitala (przypominacie sobie córkę właściciela plantacji?). Ona była spokrewniona z moją mamą i znała naszą rodzinę od dawna, chociaż nie przyznawała się, że jest w jakiś sposób związana z czarnymi.
Była jednak naszą ostatnią nadzieją. Zamieniłem się szybko z młodszym bratem na koszule, wskoczyłem do auta i odjechałem w kłębach kurzu ze szpitalnego parkingu. Zatrzymałem się przed bramą domu tej starszej damy, pobiegłem do drzwi i zadzwoniłem. Wydawało mi się, że minęła wieczność, zanim otworzyła. Pospiesznie wyrzuciłem z siebie moją prośbę. Słuchała uważnie. Idziemy - powiedziała. Otworzyłem jej drzwi samochodu, gdy- utykając o lasce- do nich podeszła.
Gdy zobaczyła mojego rannego brata leżącego na brudnym parkingu przed izbą przyjęć, poszła ze mną do najwyżej postawionej osoby w szpitalu. Znała wszystkich z imienia bo przecież byli sąsiadami i wyjaśniła im,że muszą zając się moim bratem przyrodnim, ponieważ należy do jej rodziny. A Joe jest moim bratankiem - powiedziała.
Lekarze od razu zrobili się uprzejmi i obiecywali zrobić, co tylko możliwe.
Gdy zajęli się moim bratem i zaszyli rany, lekarz powiedział, że nie uda się uratować oka.
- Ale możemy mu wstawić szklane oko, które będzie się poruszać jak będzie ruszał głową- powiedział, chcąc mnie chyba pocieszyć.
Trzy tygodnie później brat dostał szklane oko. Ponieważ mięśnie powiek były uszkodzone efekt był tylko połowiczny i można było zauważyć, że nowe oko nie było prawdziwe. Mimo wszystko wyglądało to lepiej niż pusty oczodół. Mój ojczym i matka moich braci przyrodnich byli wściekli. Zostałem uznany za winnego wypadku i, mimo że pokryłem wszystkie koszty leczenia, byli zdania, że to nie był wypadek tylko celowe działanie. Ale mimo to troszczyłem się o mojego brata, w końcu był moim przyjacielem. Doszedłem też do porozumienia z jego dziewczyną- to była przecież siostra mojej żony. Niestety nasze stosunki stały się bardziej zdystansowane. Nie było wprawdzie kłótni, ale nie było też już nigdy tak jak wcześniej.
Ożenił się z siostrą mojej żony i został moim szwagrem. Miałem nadzieję, że przez to coś się zmieni. Zrobiłem wszystko, żeby mu wynagrodzić to nieszczęście. Zapłaciłem za szklane oko, które było bardzo drogie i bardzo go przepraszałem, ale to wszystko na nic się nie zdało.
Kate była znowu w ciąży. Nasze drugie dziecko miało się urodzić już w szpitalu i gdy zaczęły się bóle, musiałem podjąć ciężką decyzję. Jeżeli wziąłbym dzień bezpłatnego urlopu zabrakłoby mi pieniędzy na spłatę hipoteki nie mówiąc już o pieluchach i lekarstwach dla Kate i naszych dzieci. Poszedłem więc do pracy, a zamiast mnie, do szpitala pojechała moja mama i siostra. Zaraz na pierwszej przerwie zadzwoniłem do szpitala i dowiedziałem się z ulgą, że drugie rozwiązanie nie było już takie ciężkie i nie trwało tak długo jak pierwsze. Dziecko, nasz pierwszy syn było zdrowe, przyszedł na świat dokładnie w urodziny mojej żony.
Po skończonej szychcie natychmiast do nich pojechałem. Daliśmy mu na imię Sigmund Esco. Tato, który później przyjechał do nas z Oakland, nazywał go po prostu "Jackson Boy, a potem z czasem stworzyło się "Jackie". W końcu miałem syna, o którym marzyłem i moja rodzina idealnie odpowiadała moim wyobrażeniom. Mamy chłopca i dziewczynkę, teraz jesteśmy prawdziwą rodziną- powiedziałem do Kate.
Ale niecały rok później moja żona była znowu w ciąży. No tak, czy można było oczekiwać czegoś innego po facecie takim, jak ja? Znowu mieliśmy chłopca, Toriano, którego później nazywaliśmy Tito.
Teraz musiałem jednak zacząć zarabiać prawdziwe pieniądze, bo potrzebowaliśmy dużo mleka i warzyw. Idąc za przykładem moich rodziców, zapewniałem moim dzieciom każdego dnia łyżkę tranu. Śmialiśmy się z ich komicznych min, gdy go dostawali.
W końcu w stalowni zostałem operatorem dźwigu. Praca sprawiała mi przyjemność i dawałem z siebie wszystko, ale układy były ciężkie, bo ciągle ktoś był zwalniany i również ja tego się obawiałem. Zawsze szukałem jakiejś pracy dorywczej, gdyż miałem przecież do wyżywienia rodzinę. To nauczyło mnie, żeby zapewnić dzieciom odpowiednie wykształcenie, żeby nie musiały później pracować w takich miejscach jak ja.
Ponieważ jeszcze ciągle wierzyłem w karierę w showbiznesie, w każdej wolnej chwili ćwiczyłem grę na gitarze i śpiewałem. Gdy siedziałem na dźwigu, pisałem piosenki, bo chciałem utworzyć zespół. Czasami byłem tak zmęczony, że zasypiałem podczas pracy, ale marzenie o dniu, kiedy stanę na scenie trzymało mnie w pionie.
Śpiewanie przychodziło mi lekko, wpoił mi to ojciec jeszcze jak byłem chłopcem. Jednak gra na instrumencie nie była już taka łatwa. Na szczęście im dłużej ćwiczyliśmy, nasza grupa (którą nazwałem "The Falcons") stawała się coraz lepsza. Po paru miesiącach mieliśmy pierwszy występ na Party w naszej miejscowości i potem zespół stał się tak lubiany, że graliśmy na wszystkich możliwych imprezach w Gary. Zarabialiśmy przy tym jeszcze trochę dolarów, występowaliśmy przy tym w klubach nocnych.
Mniej więcej w tym czasie napisałem piosenkę "Tutti Frutti". W niedługim czasie po tym Little Richard przypadkowo napisał swój wielki hit o tym samym tytule. Mógłbym teraz stwierdzić, że ukradł mi ten tytuł, ale nie zrobię tego, bo w międzyczasie zaprzyjaźniliśmy się. Poza tym on ma złote serce i pomaga innym twórcom tak, jak może.
Po jakimś czasie Katherine była znowu w ciąży. Lekarz próbował ją namówić na aborcję, ale to dla nas obojga nie wchodziło w grę. Byliśmy za bardzo rodzinni. I tak przyszło na świat następne dziecko. Gdy byłem na nocnej zmianie, mój współpracownik krzyczał: Joe masz znowu chłopca!
Ucieszyłem się i zaraz pojechałem do szpitala. Mama i dziecko czuli się dobrze. Jermaine LaJuane leżał w ramionach Katherine i wywijał swoimi miniaturowymi piąstkami.
Wow!- powiedziałem. Mocny jak mały King Kong. Ale uwierzcie, po narodzinach Jermaine'a musiałem pracować jak oszalały, żeby wyżywić moją coraz bardziej rozrastającą się rodzinę. Dzięki Bogu dopisywało mi zdrowie i nigdy nie byłem poważnie chory. Niektórzy moi koledzy umierali z powodu ciężkiej pracy na raka i inne ciężkie przypadłości.
Któregoś dnia Jermaine poczuł się strasznie źle i musieliśmy zawieźć go do szpitala. Lekarz powiedział, że ma zapalenie nerek. Ja i Katherine nie mieliśmy oczywiście pojęcia co to oznacza. Wyjaśnił nam, że jest to choroba nerek, z której na szczęście niemowlęta w wielu przypadkach wyrastają. Jermaine musiał jednak zostać w szpitalu. Odwiedzaliśmy go tak często jak to tylko było możliwe. Czekał na nas niespokojnie, a gdy musieliśmy już iść, płakał tak rozdzierająco, że siostra nie mogła go utrzymać. Rzucał się w łóżku i chciał żebyśmy go zabrali. Próbował się wspinać, wyciągał rączki krzyczał i płakał.
Nie pozwalałem sobie w jego obecności dać poznać, jak bardzo dotyka mnie jego żal, ale gdy szliśmy do windy, łzy płynęły mi po policzkach. Musiałem iść do pracy i nie mogłem z nim zostać. Ciągle miałem go przed oczami, jak żałośnie płacze, stojąc w swoim łóżeczku. Moim jedynym życzeniem było, żeby szybko wyzdrowiał.
Jermaine był prawie 3 tygodnie w szpitalu. Jego stan był poważny. Większość dzieci ma nawrot zapalenia nerek. Gdy mogliśmy go w końcu zabrać do domu, musieliśmy zadbać, żeby miał dużo spokoju i dużo picia, żeby przepłukiwać nerki. To trwało tygodniami, aż wreszcie wyzdrowiał i mógł bawić się z rodzeństwem. Na szczęście nie zachorował powtórnie, co było dla nas wielką ulgą.
Tak więc mieliśmy pełną temperamentu dziewczynkę i trzech żywotnych chłopców. Rebbie i Jackie zapisali się na kurs "Kreatywny taniec". Pomimo, że Rebbie miała tylko 5 lat, wykazywała obiecujący talent i wygrywała niektóre turnieje taneczne.
Mieszkaliśmy niedaleko boiska do baseball'a i często obserwowałem, jak chłopcy z sąsiedztwa tam trenują. Brałem więc moich synów, gdy byli już wystarczająco duzi, żeby utrzymać kij w ręku. I tak Jackie, Tito i Jermaine zostali członkami drużyny baseballowej Katz Kittens, która była sponsorowana przez burmistrza.
Kolejny rozdział 8 "Początki" - wkrótce mam nadzieję, że zdążę jeszcze przed wyjazdem we wtorek
W pewien piękny jesienny wieczór zrobiliśmy sobie wycieczkę autem. Przez moją głowę przebiegało tyle myśli, których nie potrafiłem wypowiedzieć. Od czasu do czasu rzucałem Kate, która siedziała obok, pełne podziwu spojrzenie. Miała włożony za ucho biały, pachnący kwiat, który przepięknie odcinał się od jej falujących, czarnych włosów. Jej biała garsonka była nienagannie czysta, a złote kolczyki połyskiwały w poświacie księżyca. Przez jakiś czas jechaliśmy przed siebie, w końcu znalazłem spokojne miejsce pod drzewami i zaparkowałem. W oddali kukał puszczyk co uważa się za dobry znak.
- To lato z tobą było przepiękne Kate- powiedziałem.
Rozmawialiśmy, a czas uciekał tak szybko, że nim zauważyliśmy była już północ.
- Zawiozę cię lepiej do domu Kate.
Kate skinęła zasmucona i przymknęła oczy. Obydwoje nie chcieliśmy by ten wieczór się skończył. Nachyliłem się żeby ja pocałować, a potem się zatrzymałem.
- Katherine - powiedziałem poważnym tonem.
Spojrzała na mnie, a ja mówiłem dalej.
- Czy zechcesz zostać moją żoną?
Kate zaczęła drżeć jak tej nocy, gdy tańczyliśmy po raz pierwszy. Delikatnie pocałowałem jej usta, a potem przytuliłem ją, aż drżenie ustało.
- Tak? Chcesz? - spytałem jeszcze raz.
- Tak - odpowiedziała niemal bezgłośnie.
Patrzyłem na jej twarz, złotą skórę i łagodne, brązowe oczy, w których igrało światło księżyca i poczułem się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Poślubię kobietę, o której marzyłem przez cale lato. Byłem pewny, że będzie dobrą żoną i stworzymy wspaniałą rodzinę.
W listopadzie 1949 roku urządziliśmy wesele w małym gronie - tylko rodzina- dla mnie to było w porządku- chciałem przecież tylko Katherine.
Wkrótce oczekiwała naszego pierwszego dziecka, ja myślałem o kupnie domu. Niestety stać nas było tylko na mały domek w Gary, ale ponieważ chciałem mieć tylko dwoje dzieci, uważałem, że wystarczy nam miejsca. Moje oszczędności i pieniądze od ojczyma Kate pozwoliły na zakup domu przy Jackson Street, a potem kupiliśmy to czego potrzebowaliśmy najbardziej: lodówkę, kuchenkę i łóżko.
Kate chciała mi gotować moje ulubione potrawy. Gotowała bardzo dobrze i przy tym starała się ciągle czegoś nowego uczyć. Zrobione przez nią mięso rozpuszczało się w ustach, a wszystkie potrawy były w wyrafinowany sposób doprawione. Gdy wracałem z pracy jedzenie było już gotowe. Czasami przygotowywała dla mnie talerz, stawiała na czystym miejscu i uciekała do kuchni, żeby obserwować czy mi smakuje.
- Kate chodź osiądź - mówiłem.
- Tak jest w porządku Joe. Lepiej tutaj zostanę - odpowiadała.
Dopiero po kilkakrotnych naleganiach siadała w końcu przy stole, żeby coś zjeść.
Była naprawdę bardzo nieśmiała. Ale powiedziałem jej, po paru latach, że była najlepszą kucharką w okolicy. W żadnej restauracji na świecie nie jadłem tak dobrze, jak u Katherine. Dom utrzymywała w perfekcyjnym porządku. Byłem taki dumny z mojej żony.
Narodziny pierwszego dziecka trwały dwie długie, pełne bólu noce. Przy porodzie pomagał lekarz, moja ciotka i mama Kate. (W tamtych czasach w południowych stanach czarni nie byli zabierani do szpitala). Czekałem na zewnątrz i wpatrywałem się co chwila w okno. W końcu nasze pierwsze dziecko przyszło na świat, dziewczynka. Byłem strasznie szczęśliwy i dumny, w końcu zostałem po raz pierwszy ojcem.
Początkowo chciałem mieć bardziej chłopca, ale Maureen, jak nazywaliśmy później Rebbie, była tak cudowna, że od razu się w niej zakochałem. Jak na takie maleństwo miała niezły temperament. Krzyczała tak głośno, że było ją słychać w całym domu. Moja córka uświadomiła mi również, że muszę być teraz odpowiedzialny. Byłem zdecydowany postarać się o lepiej płatną pracę w stalowni, żeby jej i Katherine niczego nie brakowało.
W końcu przyszedł czas naszej wyprawy łowieckiej. Ja i moi dwaj bracia przyrodni od dawna się z niej cieszyliśmy. Pojechałem z Gary do Akanas, gdzie nocowaliśmy pod gołym niebem. Rankiem założyliśmy nasze buty z cholewami i ruszyliśmy z naszym ekwipunkiem w drogę. Nigdy nie byłem tak głęboko w lasach, ale mój brat przyrodni był już doświadczonym traperem. Zrobiliśmy przystanek nad szeroką rzeką. Tutaj była łódź, która należała do przyjaciela brata.
- Wiecie co? Tutaj ustawimy nasze wędki, popłyniemy rzeką wzdłuż, a gdy wrócimy znajdziemy złapane ryby. - zaproponował brat przyrodni. Wypakowałem sprzęt do wędkowania ale ku naszemu rozczarowaniu stwierdziliśmy, że zapomnieliśmy najważniejszego - przynęty. Ale brat znalazł wyjście
- Hej Joe - powiedział - weź broń i ustrzel jakiegoś ptaka. Użyjemy jego mięsa na przynętę. Ja popłynę łódką na rzekę. Ty zestrzelisz ptaka z drzewa tu na brzegu, a jeśli wpadnie do wody to go wyłowię.
Mój ulubiony brat przyrodni wskoczył do łodzi. Gdy był w połowie rzeki krzyknął:
- Widzisz tego ptaka tam na drzewie?
- Jasne - odparłem.
Młodszy brat pozostał w dole rzeki na brzegu, łódź dryfowała po mojej lewej w wodzie. Ptak ćwierkał po prawej na jodle. Wycelowałem w jego serce i nacisnąłem spust. Pach!
Kula przeszła przez ptaka ale potem z głuchym hukiem odbiła się od pnia drzewa.
- OOO zostałem trafiony! - wrzasnął mój brat.
Wszystko odbywało się jak w zwolnionym tempie. Z niedowierzaniem patrzyłem jak mój najlepszy przyjaciel wpada do wody. Wskoczyłem do wody i chociaż mój brat był dużo większy i cięższy ode mnie, miałem w sobie tyle adrenaliny, że wyciągnąłem go na brzeg. Tu położyłem go ostrożnie na trawie.
Mocno krwawił z głowy. Odłamki kuli trafiły go pod okiem. Drżały mi kolana ze strachu i nerwów, gdy nieśliśmy do do auta. Jego krew pokryła moja koszulę, cały czas krzyczał, jakby miał umierać.
W szpitalu wyjaśniłem siostrze i lekarzowi, że przez przypadek go postrzeliłem ale nie chcieli mu pomóc. (To były lata czterdzieste i jeśli ktoś był czarny...) Chcieli się nas jak najszybciej pozbyć, a ja wiedziałem, że nie ma najmniejszego sensu oponować. Obojętne jak ciężko ranny jest mój brat, oni mu nie pomogą.
Musiałem szybko podjąć jakąś decyzję, żeby się nie wykrwawił. I nagle przypomniałem sobie o pewnej bogatej, białej kobiecie, która mieszkała w pobliżu szpitala (przypominacie sobie córkę właściciela plantacji?). Ona była spokrewniona z moją mamą i znała naszą rodzinę od dawna, chociaż nie przyznawała się, że jest w jakiś sposób związana z czarnymi.
Była jednak naszą ostatnią nadzieją. Zamieniłem się szybko z młodszym bratem na koszule, wskoczyłem do auta i odjechałem w kłębach kurzu ze szpitalnego parkingu. Zatrzymałem się przed bramą domu tej starszej damy, pobiegłem do drzwi i zadzwoniłem. Wydawało mi się, że minęła wieczność, zanim otworzyła. Pospiesznie wyrzuciłem z siebie moją prośbę. Słuchała uważnie. Idziemy - powiedziała. Otworzyłem jej drzwi samochodu, gdy- utykając o lasce- do nich podeszła.
Gdy zobaczyła mojego rannego brata leżącego na brudnym parkingu przed izbą przyjęć, poszła ze mną do najwyżej postawionej osoby w szpitalu. Znała wszystkich z imienia bo przecież byli sąsiadami i wyjaśniła im,że muszą zając się moim bratem przyrodnim, ponieważ należy do jej rodziny. A Joe jest moim bratankiem - powiedziała.
Lekarze od razu zrobili się uprzejmi i obiecywali zrobić, co tylko możliwe.
Gdy zajęli się moim bratem i zaszyli rany, lekarz powiedział, że nie uda się uratować oka.
- Ale możemy mu wstawić szklane oko, które będzie się poruszać jak będzie ruszał głową- powiedział, chcąc mnie chyba pocieszyć.
Trzy tygodnie później brat dostał szklane oko. Ponieważ mięśnie powiek były uszkodzone efekt był tylko połowiczny i można było zauważyć, że nowe oko nie było prawdziwe. Mimo wszystko wyglądało to lepiej niż pusty oczodół. Mój ojczym i matka moich braci przyrodnich byli wściekli. Zostałem uznany za winnego wypadku i, mimo że pokryłem wszystkie koszty leczenia, byli zdania, że to nie był wypadek tylko celowe działanie. Ale mimo to troszczyłem się o mojego brata, w końcu był moim przyjacielem. Doszedłem też do porozumienia z jego dziewczyną- to była przecież siostra mojej żony. Niestety nasze stosunki stały się bardziej zdystansowane. Nie było wprawdzie kłótni, ale nie było też już nigdy tak jak wcześniej.
Ożenił się z siostrą mojej żony i został moim szwagrem. Miałem nadzieję, że przez to coś się zmieni. Zrobiłem wszystko, żeby mu wynagrodzić to nieszczęście. Zapłaciłem za szklane oko, które było bardzo drogie i bardzo go przepraszałem, ale to wszystko na nic się nie zdało.
Kate była znowu w ciąży. Nasze drugie dziecko miało się urodzić już w szpitalu i gdy zaczęły się bóle, musiałem podjąć ciężką decyzję. Jeżeli wziąłbym dzień bezpłatnego urlopu zabrakłoby mi pieniędzy na spłatę hipoteki nie mówiąc już o pieluchach i lekarstwach dla Kate i naszych dzieci. Poszedłem więc do pracy, a zamiast mnie, do szpitala pojechała moja mama i siostra. Zaraz na pierwszej przerwie zadzwoniłem do szpitala i dowiedziałem się z ulgą, że drugie rozwiązanie nie było już takie ciężkie i nie trwało tak długo jak pierwsze. Dziecko, nasz pierwszy syn było zdrowe, przyszedł na świat dokładnie w urodziny mojej żony.
Po skończonej szychcie natychmiast do nich pojechałem. Daliśmy mu na imię Sigmund Esco. Tato, który później przyjechał do nas z Oakland, nazywał go po prostu "Jackson Boy, a potem z czasem stworzyło się "Jackie". W końcu miałem syna, o którym marzyłem i moja rodzina idealnie odpowiadała moim wyobrażeniom. Mamy chłopca i dziewczynkę, teraz jesteśmy prawdziwą rodziną- powiedziałem do Kate.
Ale niecały rok później moja żona była znowu w ciąży. No tak, czy można było oczekiwać czegoś innego po facecie takim, jak ja? Znowu mieliśmy chłopca, Toriano, którego później nazywaliśmy Tito.
Teraz musiałem jednak zacząć zarabiać prawdziwe pieniądze, bo potrzebowaliśmy dużo mleka i warzyw. Idąc za przykładem moich rodziców, zapewniałem moim dzieciom każdego dnia łyżkę tranu. Śmialiśmy się z ich komicznych min, gdy go dostawali.
W końcu w stalowni zostałem operatorem dźwigu. Praca sprawiała mi przyjemność i dawałem z siebie wszystko, ale układy były ciężkie, bo ciągle ktoś był zwalniany i również ja tego się obawiałem. Zawsze szukałem jakiejś pracy dorywczej, gdyż miałem przecież do wyżywienia rodzinę. To nauczyło mnie, żeby zapewnić dzieciom odpowiednie wykształcenie, żeby nie musiały później pracować w takich miejscach jak ja.
Ponieważ jeszcze ciągle wierzyłem w karierę w showbiznesie, w każdej wolnej chwili ćwiczyłem grę na gitarze i śpiewałem. Gdy siedziałem na dźwigu, pisałem piosenki, bo chciałem utworzyć zespół. Czasami byłem tak zmęczony, że zasypiałem podczas pracy, ale marzenie o dniu, kiedy stanę na scenie trzymało mnie w pionie.
Śpiewanie przychodziło mi lekko, wpoił mi to ojciec jeszcze jak byłem chłopcem. Jednak gra na instrumencie nie była już taka łatwa. Na szczęście im dłużej ćwiczyliśmy, nasza grupa (którą nazwałem "The Falcons") stawała się coraz lepsza. Po paru miesiącach mieliśmy pierwszy występ na Party w naszej miejscowości i potem zespół stał się tak lubiany, że graliśmy na wszystkich możliwych imprezach w Gary. Zarabialiśmy przy tym jeszcze trochę dolarów, występowaliśmy przy tym w klubach nocnych.
Mniej więcej w tym czasie napisałem piosenkę "Tutti Frutti". W niedługim czasie po tym Little Richard przypadkowo napisał swój wielki hit o tym samym tytule. Mógłbym teraz stwierdzić, że ukradł mi ten tytuł, ale nie zrobię tego, bo w międzyczasie zaprzyjaźniliśmy się. Poza tym on ma złote serce i pomaga innym twórcom tak, jak może.
Po jakimś czasie Katherine była znowu w ciąży. Lekarz próbował ją namówić na aborcję, ale to dla nas obojga nie wchodziło w grę. Byliśmy za bardzo rodzinni. I tak przyszło na świat następne dziecko. Gdy byłem na nocnej zmianie, mój współpracownik krzyczał: Joe masz znowu chłopca!
Ucieszyłem się i zaraz pojechałem do szpitala. Mama i dziecko czuli się dobrze. Jermaine LaJuane leżał w ramionach Katherine i wywijał swoimi miniaturowymi piąstkami.
Wow!- powiedziałem. Mocny jak mały King Kong. Ale uwierzcie, po narodzinach Jermaine'a musiałem pracować jak oszalały, żeby wyżywić moją coraz bardziej rozrastającą się rodzinę. Dzięki Bogu dopisywało mi zdrowie i nigdy nie byłem poważnie chory. Niektórzy moi koledzy umierali z powodu ciężkiej pracy na raka i inne ciężkie przypadłości.
Któregoś dnia Jermaine poczuł się strasznie źle i musieliśmy zawieźć go do szpitala. Lekarz powiedział, że ma zapalenie nerek. Ja i Katherine nie mieliśmy oczywiście pojęcia co to oznacza. Wyjaśnił nam, że jest to choroba nerek, z której na szczęście niemowlęta w wielu przypadkach wyrastają. Jermaine musiał jednak zostać w szpitalu. Odwiedzaliśmy go tak często jak to tylko było możliwe. Czekał na nas niespokojnie, a gdy musieliśmy już iść, płakał tak rozdzierająco, że siostra nie mogła go utrzymać. Rzucał się w łóżku i chciał żebyśmy go zabrali. Próbował się wspinać, wyciągał rączki krzyczał i płakał.
Nie pozwalałem sobie w jego obecności dać poznać, jak bardzo dotyka mnie jego żal, ale gdy szliśmy do windy, łzy płynęły mi po policzkach. Musiałem iść do pracy i nie mogłem z nim zostać. Ciągle miałem go przed oczami, jak żałośnie płacze, stojąc w swoim łóżeczku. Moim jedynym życzeniem było, żeby szybko wyzdrowiał.
Jermaine był prawie 3 tygodnie w szpitalu. Jego stan był poważny. Większość dzieci ma nawrot zapalenia nerek. Gdy mogliśmy go w końcu zabrać do domu, musieliśmy zadbać, żeby miał dużo spokoju i dużo picia, żeby przepłukiwać nerki. To trwało tygodniami, aż wreszcie wyzdrowiał i mógł bawić się z rodzeństwem. Na szczęście nie zachorował powtórnie, co było dla nas wielką ulgą.
Tak więc mieliśmy pełną temperamentu dziewczynkę i trzech żywotnych chłopców. Rebbie i Jackie zapisali się na kurs "Kreatywny taniec". Pomimo, że Rebbie miała tylko 5 lat, wykazywała obiecujący talent i wygrywała niektóre turnieje taneczne.
Mieszkaliśmy niedaleko boiska do baseball'a i często obserwowałem, jak chłopcy z sąsiedztwa tam trenują. Brałem więc moich synów, gdy byli już wystarczająco duzi, żeby utrzymać kij w ręku. I tak Jackie, Tito i Jermaine zostali członkami drużyny baseballowej Katz Kittens, która była sponsorowana przez burmistrza.
Kolejny rozdział 8 "Początki" - wkrótce mam nadzieję, że zdążę jeszcze przed wyjazdem we wtorek
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Dziekuje za wszystie tlumaczenia
JUSTICE 4 MICHAEL!!
Janet Translate -> http://janettranslate.tnb.pl
JJPT -> www.jjpolishteam.fora.pl
Janet Translate -> http://janettranslate.tnb.pl
JJPT -> www.jjpolishteam.fora.pl
-
- Posty: 1539
- Rejestracja: sob, 29 sie 2009, 0:45
- Skąd: Trójmiasto ;)
- blackvarnish
- Posty: 223
- Rejestracja: pt, 31 lip 2009, 15:59
- Skąd: Paradise City
O kurcze. Omijałam ten wątek, nie wiedzieć dlaczego, a tu - proszę - takich fajnych rzeczy można się dowiedzieć. Dzięki wielkie za tłumaczenia - mój niemiecki to porażka, więc pewnie ominęłaby mnie cała przyjemność czytania książki. Czekam na więcej ;)
This is the world we live in
And these are the hands we're given
Use them and let's start trying
To make it a place worth living in.
Last.fm
And these are the hands we're given
Use them and let's start trying
To make it a place worth living in.
Last.fm
Rozdz. 8 - Początki
Jermaine i Tito byli już wystarczająco duzi żeby grać w baseball. Jackie, który był starszy od nich, uderzał już wiele razy (Home Runs uderzenie, które umożliwia pałkarzowi przebiegnięcie wszystkich czterech baz, zazwyczaj wybijające piłkę poza boisko) - był niesamowicie dobrym sportowcem. Byłem z niego bardzo dumny. Dwaj młodsi bracia łapali wszystkie piłki, które uderzał. Cała trójka była najlepszymi graczami w drużynie. W tym czasie przekonałem się, że nie tylko Rebbie, ale również nasi synowi dobrze śpiewają i tańczą.
Potem Katherine urodziła następną dziewczynkę. Ważyła ponad 12 funtów i była naszym największym dzieckiem. Jej włosy połyskiwały rudawo i wyglądała tak jakby orientalnie. Być może przyczyną tego są nasze indiańskie korzenie. Nazwaliśmy ją La Toya, gdyż imię brzmiało orientalnie.
Jako niemowlę była podobna do Rebbie. Była spokojnym dzieckiem, które dużo spało i płakało wtedy, gdy było głodne. Niestety nie mogłem jej poświęcać tak dużo czasu jakbym chciał, pracowałem wówczas dniami i nocami.
La Toya była nieśmiałym dzieckiem. Im była starsza, tym bardziej zamykała się w sobie. Najchętniej wisiała u spódnicy mamy. Wprawdzie bawiła się z rodzeństwem, ale jak ktoś wpadał do nas z wizytą, chowała się.
Byliśmy w tym czasie siedmioosobową rodziną, a kiedy Katherine musiała jechać do szpitala na następne rozwiązanie, zdecydowałem znowu pracować zamiast jej towarzyszyć. I tak przegapiłem narodziny naszych jedynych bliźniaków.
Ponieważ zarówno mój ojciec jak i matka Katherine Martha mieli bliźniacze rodzeństwo, nie było niczym dziwnym, że Katherine oczekuje bliźniąt, niemniej jednak bardzo się niepokoiłem, gdy termin porodu się zbliżał. Marlon Dawid przyszedł na świat pierwszy. Na początku porodu wydawało się, że wszystko jest w porządku, ale Brandon obrócił się w brzuchu i utknął w kanale rodnym. Katherine była zbyt odurzona by zaprotestować, gdy lekarz wyciągał go kleszczami. Marlon był silnym dzieckiem, które głośno krzyczało, ale Brandon jęczał tylko cichutko, gdy się urodził. Po paru godzinach umarł. Jego śmierć bardzo mocno mnie dotknęła i jeszcze dziś nie mówię o tym chętnie.
Byłem jednak wdzięczny, że Marlon żył. Był inny niż nasze dzieci, bawił się tylko sam. Z czasem jednak otworzył się na innych i bardzo się cieszyłem, jak dobrze w końcu porozumiał się ze swoim rodzeństwem.
Potem urodził się Michael Joseph. To Katherine znalazła dla niego imię Michael, a Joseph nadaliśmy mu po mnie. Jego duże, szczupłe dłonie przypominały Katherine zawsze mojego ojca. Michael jako dziecko dużo spał ale, gdy się obudził, krzyczał tak głośno, że można go było usłyszeć u sąsiadów. Już wtedy było jasne, że ma mocny głos!
Michael wiecznie coś broił. Musieliśmy mieć oczy naokoło głowy, gdyż zaraz przepadał i znajdowaliśmy go pod stołem albo pod czyimś łóżkiem. Mieliśmy pełne ręce roboty żeby na niego uważać.
Rebbie awansowała do roli opiekunki i zajmowała się najmłodszymi braćmi. W ciągu dnia szła do szkoły, ale wieczorem, gdy Kate która pracowała na pół etatu w sklepie szła do pracy, pilnowała najmłodsze dzieci. Rebie też gotowała i sprzątała. Gdyby jej nie było, nasza rodzina nie mogłaby się tak rozwinąć. Uważała na dzieci i dawała mnie i Kate swobodę, żebyśmy mogli zarabiać pieniądze.
Gdy Michael podrósł, stało się jasne, że nie ma w sobie takiej pasji do sportu jak jego bracia. Najchętniej chodził do zoo- strasznie się cieszył (dosłowne tłumaczenie: kwiczał z przyjemności), gdy mógł obserwować zwierzęta. Oglądał w telewizji programy rozrywkowe i naśladował artystów. Już jako pięciolatek dawał małe przedstawienia. Jego twarz jaśniała z radości, gdy dzieci z sąsiedztwa oklaskiwały jego występy solo.
Wcześnie zauważyłem, że Michael mógłby być dobrym wykonawcą, jeśli będę z nim ciężko pracował. Ogólnie rzecz biorąc był dobrym dzieckiem , które nigdy nie wpadło w tarapaty - trudności.
W naszym domu dużo się śpiewało, szczególnie piosenki bluesowe, które wówczas były popularne jak "Mustang Sally". Ja i Katherine kochaliśmy śpiewać z dziećmi, ona grała na pianinie albo czasami na klarnecie. Również ja mogłem do niektórych piosenek akompaniować na gitarze, a w każdej wolnej chwili włączałem płyty muzyków R&B jak Little Richard, Chi-Lites, Chuck Berry, The Temptations, Aretha Franklin, Fast Domino, Joe Tex, Big Maybelle, The Impressions i Major Lance.
Opanować tyle dzieci w jednym domu tylko z dwoma sypialniami to nie łatwe zadanie. Ale Kate to się udawało, dom był czysty i uporządkowany. Była doskonale zorganizowana, urządziła wszystko tak, że zostało wystarczająco przestrzeni. Rano sprzątała, a przed południem zaczynała już przygotowywać kolację. Jej pieczenie z kurczaka całe popołudnie stało na kuchence i gdy przychodziłem wieczorem do domu, mięso było tak doprawione i delikatne, że wprost odpadało od kości. Niestety nie stać nas wtedy było na to, by wystarczająco jeść, ale mieliśmy siebie i to było najważniejsze.
W 1962 roku rozpocząłem próby z Jackiem, Tito i Jermainem. Któregoś dnia, gdy byłem w pracy, Tito bez pozwolenia wziął moją gitarę z szafy i grał na niej. Wieczorem usłyszałem złą wiadomość.
- Tato... Ja... Eee... Ja... Pękła struna w gitarze, ale już ją wymieniłem- poinformował mnie Tito.
- Co zrobiłeś? - spytałem spokojnie.
Tito rzucił mi niepewne spojrzenie. Myślał, że teraz się rozzłoszczę.
- No to pokaż co potrafisz zagrać - powiedziałem. Dużo mnie kosztowało, żeby nie pokazać mojej radości.
I on rzeczywiście potrafił grać. Sam się nauczył grać numer bluesowy, który zawsze pokazywałem im na gitarze. Tak jak ja, grał tylko ze słuchu. Nie pokazałem mu jak bardzo byłem z niego dumny, ale po paru dniach przyszedłem do domu z prezentem dla niego- z nowiutką, czerwoną gitarą!. Kupiłem ją z pensji za moją drugą pracę w zakładzie produkującym konserwy American Foundrie. Uważałem, że taki talent nie może się zmarnować.
Ponieważ finansowo nie wiodło się nam najlepiej nie mogłem kupić gitar dla wszystkich moich chłopców, pokazywałem chwyty i techniki Jermaine'owi i Jackiemu na moim instrumencie. Miałem nadzieję, że któregoś dnia będą mieli swój własny zespół i będą razem robić muzykę.
cd tego rozdziału jutro
Jermaine i Tito byli już wystarczająco duzi żeby grać w baseball. Jackie, który był starszy od nich, uderzał już wiele razy (Home Runs uderzenie, które umożliwia pałkarzowi przebiegnięcie wszystkich czterech baz, zazwyczaj wybijające piłkę poza boisko) - był niesamowicie dobrym sportowcem. Byłem z niego bardzo dumny. Dwaj młodsi bracia łapali wszystkie piłki, które uderzał. Cała trójka była najlepszymi graczami w drużynie. W tym czasie przekonałem się, że nie tylko Rebbie, ale również nasi synowi dobrze śpiewają i tańczą.
Potem Katherine urodziła następną dziewczynkę. Ważyła ponad 12 funtów i była naszym największym dzieckiem. Jej włosy połyskiwały rudawo i wyglądała tak jakby orientalnie. Być może przyczyną tego są nasze indiańskie korzenie. Nazwaliśmy ją La Toya, gdyż imię brzmiało orientalnie.
Jako niemowlę była podobna do Rebbie. Była spokojnym dzieckiem, które dużo spało i płakało wtedy, gdy było głodne. Niestety nie mogłem jej poświęcać tak dużo czasu jakbym chciał, pracowałem wówczas dniami i nocami.
La Toya była nieśmiałym dzieckiem. Im była starsza, tym bardziej zamykała się w sobie. Najchętniej wisiała u spódnicy mamy. Wprawdzie bawiła się z rodzeństwem, ale jak ktoś wpadał do nas z wizytą, chowała się.
Byliśmy w tym czasie siedmioosobową rodziną, a kiedy Katherine musiała jechać do szpitala na następne rozwiązanie, zdecydowałem znowu pracować zamiast jej towarzyszyć. I tak przegapiłem narodziny naszych jedynych bliźniaków.
Ponieważ zarówno mój ojciec jak i matka Katherine Martha mieli bliźniacze rodzeństwo, nie było niczym dziwnym, że Katherine oczekuje bliźniąt, niemniej jednak bardzo się niepokoiłem, gdy termin porodu się zbliżał. Marlon Dawid przyszedł na świat pierwszy. Na początku porodu wydawało się, że wszystko jest w porządku, ale Brandon obrócił się w brzuchu i utknął w kanale rodnym. Katherine była zbyt odurzona by zaprotestować, gdy lekarz wyciągał go kleszczami. Marlon był silnym dzieckiem, które głośno krzyczało, ale Brandon jęczał tylko cichutko, gdy się urodził. Po paru godzinach umarł. Jego śmierć bardzo mocno mnie dotknęła i jeszcze dziś nie mówię o tym chętnie.
Byłem jednak wdzięczny, że Marlon żył. Był inny niż nasze dzieci, bawił się tylko sam. Z czasem jednak otworzył się na innych i bardzo się cieszyłem, jak dobrze w końcu porozumiał się ze swoim rodzeństwem.
Potem urodził się Michael Joseph. To Katherine znalazła dla niego imię Michael, a Joseph nadaliśmy mu po mnie. Jego duże, szczupłe dłonie przypominały Katherine zawsze mojego ojca. Michael jako dziecko dużo spał ale, gdy się obudził, krzyczał tak głośno, że można go było usłyszeć u sąsiadów. Już wtedy było jasne, że ma mocny głos!
Michael wiecznie coś broił. Musieliśmy mieć oczy naokoło głowy, gdyż zaraz przepadał i znajdowaliśmy go pod stołem albo pod czyimś łóżkiem. Mieliśmy pełne ręce roboty żeby na niego uważać.
Rebbie awansowała do roli opiekunki i zajmowała się najmłodszymi braćmi. W ciągu dnia szła do szkoły, ale wieczorem, gdy Kate która pracowała na pół etatu w sklepie szła do pracy, pilnowała najmłodsze dzieci. Rebie też gotowała i sprzątała. Gdyby jej nie było, nasza rodzina nie mogłaby się tak rozwinąć. Uważała na dzieci i dawała mnie i Kate swobodę, żebyśmy mogli zarabiać pieniądze.
Gdy Michael podrósł, stało się jasne, że nie ma w sobie takiej pasji do sportu jak jego bracia. Najchętniej chodził do zoo- strasznie się cieszył (dosłowne tłumaczenie: kwiczał z przyjemności), gdy mógł obserwować zwierzęta. Oglądał w telewizji programy rozrywkowe i naśladował artystów. Już jako pięciolatek dawał małe przedstawienia. Jego twarz jaśniała z radości, gdy dzieci z sąsiedztwa oklaskiwały jego występy solo.
Wcześnie zauważyłem, że Michael mógłby być dobrym wykonawcą, jeśli będę z nim ciężko pracował. Ogólnie rzecz biorąc był dobrym dzieckiem , które nigdy nie wpadło w tarapaty - trudności.
W naszym domu dużo się śpiewało, szczególnie piosenki bluesowe, które wówczas były popularne jak "Mustang Sally". Ja i Katherine kochaliśmy śpiewać z dziećmi, ona grała na pianinie albo czasami na klarnecie. Również ja mogłem do niektórych piosenek akompaniować na gitarze, a w każdej wolnej chwili włączałem płyty muzyków R&B jak Little Richard, Chi-Lites, Chuck Berry, The Temptations, Aretha Franklin, Fast Domino, Joe Tex, Big Maybelle, The Impressions i Major Lance.
Opanować tyle dzieci w jednym domu tylko z dwoma sypialniami to nie łatwe zadanie. Ale Kate to się udawało, dom był czysty i uporządkowany. Była doskonale zorganizowana, urządziła wszystko tak, że zostało wystarczająco przestrzeni. Rano sprzątała, a przed południem zaczynała już przygotowywać kolację. Jej pieczenie z kurczaka całe popołudnie stało na kuchence i gdy przychodziłem wieczorem do domu, mięso było tak doprawione i delikatne, że wprost odpadało od kości. Niestety nie stać nas wtedy było na to, by wystarczająco jeść, ale mieliśmy siebie i to było najważniejsze.
W 1962 roku rozpocząłem próby z Jackiem, Tito i Jermainem. Któregoś dnia, gdy byłem w pracy, Tito bez pozwolenia wziął moją gitarę z szafy i grał na niej. Wieczorem usłyszałem złą wiadomość.
- Tato... Ja... Eee... Ja... Pękła struna w gitarze, ale już ją wymieniłem- poinformował mnie Tito.
- Co zrobiłeś? - spytałem spokojnie.
Tito rzucił mi niepewne spojrzenie. Myślał, że teraz się rozzłoszczę.
- No to pokaż co potrafisz zagrać - powiedziałem. Dużo mnie kosztowało, żeby nie pokazać mojej radości.
I on rzeczywiście potrafił grać. Sam się nauczył grać numer bluesowy, który zawsze pokazywałem im na gitarze. Tak jak ja, grał tylko ze słuchu. Nie pokazałem mu jak bardzo byłem z niego dumny, ale po paru dniach przyszedłem do domu z prezentem dla niego- z nowiutką, czerwoną gitarą!. Kupiłem ją z pensji za moją drugą pracę w zakładzie produkującym konserwy American Foundrie. Uważałem, że taki talent nie może się zmarnować.
Ponieważ finansowo nie wiodło się nam najlepiej nie mogłem kupić gitar dla wszystkich moich chłopców, pokazywałem chwyty i techniki Jermaine'owi i Jackiemu na moim instrumencie. Miałem nadzieję, że któregoś dnia będą mieli swój własny zespół i będą razem robić muzykę.
cd tego rozdziału jutro
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Moniko bardzo ci dziękuje za tłumaczenie :)
Wspaniale sie to czyta.
Wspaniale sie to czyta.
JUSTICE 4 MICHAEL!!
Janet Translate -> http://janettranslate.tnb.pl
JJPT -> www.jjpolishteam.fora.pl
Janet Translate -> http://janettranslate.tnb.pl
JJPT -> www.jjpolishteam.fora.pl
Czasem mam wrażenie, że czytam nie o Joe, ale o kimś zupełnie innym.
Jeśli wierzyć temu, co napisał wyłania nam się zupełnie inny obraz tego człowieka, jakby bardziej "ludzkie" oblicze. Nie bardzo wierzę, że sam będzie opisywał jak to tłukł dzieciaki, jak często to robił i z jakich powodów.
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Monika, kawał dobrej roboty! Dzięki :)
Jeśli wierzyć temu, co napisał wyłania nam się zupełnie inny obraz tego człowieka, jakby bardziej "ludzkie" oblicze. Nie bardzo wierzę, że sam będzie opisywał jak to tłukł dzieciaki, jak często to robił i z jakich powodów.
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Monika, kawał dobrej roboty! Dzięki :)
"Would you hold my hand,
If I saw You in heaven..."
If I saw You in heaven..."