Interpretuj tekst!

Dyskusje na temat działalności muzycznej i filmowej Michaela Jacksona, bez wnikania w życie osobiste. Od najważniejszych albumów po muzyczne nagrody i ciekawostki fonograficzne.

Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil

moon_song
Posty: 248
Rejestracja: śr, 02 wrz 2009, 8:08
Skąd: z gór

Post autor: moon_song »

kaem pisze:nie kryguj się...
...się postaram ;-)
kaem pisze:A jak to jest z zestawianiem Michaela z Jezusem?...
Tu jako żywo przychodzi mi na myśl słynna postawa Michaela (na koncertach) tak bardzo krytykowana. Czy kiedykolwiek próbowaliście tego?
Jeśli nie to gorąco polecam. Oczywiście na wszystko jest czas i miejsce. Nie da się ot tak na zawołanie. Wtedy nic z tego nie będzie. Nie sposób opisać co się wtedy czuje... ale... spróbujcie... jeśli będzie ku temu okazja... nie będę nic podpowiadać... po prostu spróbujcie ;-)
Michael do końca pozostał człowiekiem z zasadami, człowiekiem głęboko wierzącym. Kto oglądał TII zapewne zwrócił uwagę na powtarzane "niech was Bóg błogosławi". To chyba najpiękniejsze życzenie, płynące z głębi serca. Czy kiedykolwiek utożsamiał się z Bogiem? Na pewno nie. Nie z Nim samym. To był zupełnie błędny odczyt tych, którzy nie znają bądź nie czują tej sfery. To raczej próba zjednoczenia z Bogiem i jednocześnie przekazania czystości uczuć, które od Boga płyną.
kaem pisze:Gdzie przebiega granica? Czy Michael ją kiedyś przekroczył?
NIGDY. Był człowiekiem niezwykle subtelnym. Choć granica o której piszesz jest niekiedy bardzo cienka (patrząc na twórczość innych), nie uważam aby Michael kiedykolwiek zrobił/powiedział coś, co można by nazwać bluźnierstwem.
Wg wikipedii bluźnierstwo to:
złe, w tym obraźliwe lub nieprzyzwoite mówienie o Bogu, bogach, świętych rzeczach, świętych ludziach, świętych osobach, świętych imionach. Bluźnierstwo jest krzywdzącą wypowiedzią wobec osoby nią znieważanej ze względu na jej wiarę, tym bardziej, jeśli jest to osoba o szczególnej czci.
Ale... bluźnisz również wtedy gdy uważasz się za Boga.
Michael nigdy tego nie robił. Jedynie utożsamiał się z zasadami przez Niego głoszonymi.

EDIT:
Co do mojej poprzednie wypowiedzi - niektórym może się wydać zbyt sucha, zbyt bezpośrednia. Ale tak już ze mną jest - traktuję życie jak swego rodzaju grę w podchody. Ciągle szukam strzałek, drogowskazów, czegoś co podpowie mi co mam robić, jak żyć. Czasem się udaje czasem nie ;-) Jak to w życiu ciągle się szuka. Czasem się znajduje, a czasem nie ;-)
"Would you hold my hand,
If I saw You in heaven..."
Awatar użytkownika
asiek
Posty: 307
Rejestracja: sob, 27 cze 2009, 22:00
Skąd: Katowice

Post autor: asiek »

moon_song pisze:Tu jako żywo przychodzi mi na myśl słynna postawa Michaela (na koncertach) tak bardzo krytykowana. Czy kiedykolwiek próbowaliście tego?
chodzi Ci o to, żeby stanąć w tej jego pozie z rozłożonymi ramionami?
nie wiem jak Ty, ale dla mnie to otwiera człowieka na energię, czujesz jak przepływa przez Ciebie świat. Może to brzmi śmiesznie, ale takie wlasnie mam wrażenie. Że chłoniesz, to przed czym stoisz - przestrzeń w górach (czy ocean jak w Titaniku). Wiatr, słońce, szum drzew - przepływają przez Ciebie.
Myślę, że MJ w ten sposób chłonął tę (potężną) energię tysięcy ludzi, które przed nim stały. Czasem się tylko zastanawiam jaką siłę ma ta energia emocji i czy można ją tak bezkarnie brać na klatę. (ok, kończę ten wysoki poziom abstrakcji).
Mnie ta poza nie kojarzy się z Chrystusem.

A bluźnierstwo? Nie.
Myślę, ze nawet sie o nie nie otarł.
Jeśli ktoś posądza MJ o bluźnierstwo, to myślę, że wyciąga pochopne wnioski na podstawie powierzchownych osądów.
Nie widzę w nim porównywania się z Jezusem. Czasem wspominał o Nim w swoich wypowiedziach, ale nie było to przedstawianie siebie jako Jezusa naszych czasów. Nie sądzę. Być może niektórzy tak to odbierali, bo MJ lubował się w rozmachu, ciut patetyczności też w nim było. Kochał "dramę" jak to ktoś ostatnio napisał na forum.
Dodajmy do tego łatkę dziwaka, hasła w stylu Heal the World, mówienie o misji i talencie, jaki o trzymał od Boga ... i zwierzyna sama podstawia się pod celownik.
A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć.

Obrazek
Awatar użytkownika
nice girl
Posty: 112
Rejestracja: pt, 24 lip 2009, 23:17
Skąd: Kraków

Post autor: nice girl »

‘’Magiczne dziecko’’ dla mnie jest jakby manifestacją. Dziecko dzięki cudowi narodzin, chęci pozostawienia w sobie niewinności , prostych ale zarazem pięknymi wartościami , którymi chce się kierować w życiu , wiarą w bliźniego, cieszeniem się z drobnostek , które przynosi mu los . Żyje w poczuciu , że właśnie ta siła pochodząca od Boga spowoduje w nim poczucie szczęśliwości oraz niegasnącą wiosnę w sercu. I dlatego tak z determinacją i wykazując się dosyć mocną psychiką podejmuję walkę z otoczeniem , które próbuje mu dyktować jak ma żyć i postępować . I tu nasuwa się pytanie dlaczego co poniektórzy uzurpują sobie do tego prawo , aby w kimś coś zmieniać , a czy to właśnie nie dana jednostka wie co jest dla niego najlepsze , pewnie to tak jest ,że właśnie to mu akurat w sobie odpowiada , i postanawia nic nie zmieniać w tej kwestii . Ja bym tu uwzględniła fakt ,że to tytułowe ‘’dziecko’’ niesie w sobie pewne przesłanie , mianowicie , że kierowanie się niby tak prostymi zasadami , nie walczy tylko o siebie , ale i ludzkość, bo może właśnie to wszystko by sprawiło ,że to był by świat wolności bez niepotrzebnej manipulacji , zawiści , konfliktów czy wojen. Tak jak napisał Michael w wierszu .
‘’Swiat wolności bez bólu cieni
Świat radości , bardziej zdrowszy będący’’.
Ma w sobie także przekonanie, że każdy z nas ma w sobie to ‘’dziecko ‘’ głęboko ukryte gdzieś w sobie tylko po drodze pozostało zagubione i należy je tylko na nowo odkryć .

Kaem odpowiadając na Twe zapytania napiszę pokrótce , myślę że sam Michael nawet nie starał się naśladować Jezusa tu bardziej chodzi o utożsamienie. Odnoszę wrażenie ,w ogóle jeśli chodzi naśladownictwo to raczej nie ma takiej możliwości , natomiast o kierowanie się Jego nauką czy jej szerzeniem to i owszem . Uważam , że to dobrze , że nie sami duchowni , ale i osoby świeckie potrafią przedstawiać naukę IHS , tym bardziej jeśli starają się kierować tym w swym życiu. W dzisiejszych czasach ‘’bluźnierstwo ‘’ wydaje mi się ,że nie ma racji bytu , ponieważ zbyt wiele pokus na zwykłego śmiertelnika czyha oraz w zbyt wielu sytuacjach wychodzą na jaw Jego słabości . Patrząc też z drugiej strony na to słowo to i także nigdy nie zbluźnił przeciwko Niemu , innej osobie uznanej za świętą czy relikwii .
Moją grą jest nieśmiertelność
Ze Szczęśliwości przyszedłem
W Szczęśliwości jestem zdeterminowany
Do szczęśliwości wracam
Jeśli teraz tego nie wiesz
Wstyd
Czy słuchasz ? Michael Jackson .
Awatar użytkownika
a_gador
Posty: 773
Rejestracja: ndz, 12 lip 2009, 21:03
Skąd: Śląsk

Post autor: a_gador »

kaem pisze:A jak to jest z zestawianiem Michaela z Jezusem?
Zacznę może ogólnie. W ostatnim wydaniu miesięcznika Film jest artykuł Jezus forever o tym, że Jezus Chrystus jest największą gwiazdą kultury masowej, którą to tezę udowadnia również historia sztuki filmowej. Autor artykułu, Darek Arest, pisze rzućcie kamieniem i próbujcie nie trafić jakiegoś Jezusa . Neo z Matriksa i każdy inny bohater kina akcji, który ma ratować świat, Gwiezdne Wojny, Władca Pierścieni i na tym może poprzestanę jeśli chodzi o X Muzę, choć przypomniał mi się jeszcze plakat do filmu Skandalista Larry Flint http://gfx.filmweb.pl/po/05/51/551/7151 ... 1624972000, szeroko swego czasu w naszym kraju dyskutowany.

W muzyce Madonna śpiewa zawieszona na wielkim mieniącym się krzyżu z koroną cierniową, raperzy otoczeni (pół)nagimi tancerkami wykonują swoje songi, o tym jak to życie jest do chrzanu, z dyndającymi na szyi ogromnymi krzyżami... I komu te wszystkie, szczere lub nie, przejawy religijności przeszkadzają? No już nikomu, bo jest to element autokreacji. Ma szokować, przyciągać uwagę, bluźnierstwem już nie jest. I sądząc po reakcjach publiczności, specjaliści od wizerunku mogliby krzyknąć do swoich pracodawców za naszym prezydentem melduję wykonanie zadania.

Do czego zmierzam w tych moich przydługich wywodach, nie związanych może z postawionym pytaniem. Ano do tego, że dla mnie Michael w żaden sposób nie podszywa się pod Jezusa. Dla mnie w tym ciągle powtarzanym, do znudzenia może zdaniu, I love you from the bottom of my heart, że jego talent pochodzi od Boga a on go po prostu pielęgnuje jak umie najlepiej, w tym jego geście otwartych ramion nie ma nic fałszywego, obrazoburczego. W tym jednym artyście, wydaje mi się to wszystko autentyczne, bez wyrachowania, szczere. A jako, że artysta to od próżności i kokieterii wolny Michael zapewne nie był, nie zaprzeczę. W książce Taraborrellego, wiele jest na to przykładów.
Te otwarte ramiona to jakby próba podzielenia się z publicznością, tymi niesamowitymi pokładami energii, której przypływ odczuwał na scenie.

Nie jestem osobą religijną, ale wszelkiego typu odniesienia do Boga i zapewnienia o wielkiej do niego miłości u osób publicznych, a i w moim własnym otoczeniu, zawsze mnie drażnią, bo są wystudiowaną pozą na rzecz PR. Nie u Michaela. Może go idealizuję, może stawiam na piedestale, ale cóż inaczej nie potrafię.

Co do wiersza Magical child, to przypomniał mi się tekst piosenki Marillion
Childhood's end?
And it was morning,
And I found myself mourning
For a childhood that I thought had disappeared.
I looked out the window
I saw a magpie in a rainbow, the rain had gone,
I'm not alone, I turned to the mirror I saw ...
You, the child that once I loved.

The child before they broke his heart,
Our heart, the charts I believed was lost
Hey, you surprised? more than surprised
To find the answers to the questions
Were always in your own eyes.
Był ranek,
A ja zacząłem żałować dzieciństwa,
Które jak sądziłem zniknęło.
Wyjrzałem przez okno
I zobaczyłem srokę w tęczy, deszcz przestał padać,
Nie jestem sam, odwróciłem się do lustra i tam zobaczyłem...
Ciebie, dziecko które kiedyś kochało.

Dziecko, zanim mu złamano serce
Nasze serca, serca które uznałem za stracone
Hej, jesteś zaskoczony? więcej niż zaskoczony
Wreszcie znalazłeś odpowiedzi na pytania,
Które cały czas były w twoich oczach.
W Magical child, Michael zachęca nas do refleksji nad swoim życiem, by oszczędzić nam tego żalu nad utraconym dzieciństwem, tak jak to czyni podmiot liryczny w wyżej zacytowanym fragmencie. Zachowajmy ten dziecięcy zachwyt nad światem, czystość uczuć. Michael śpiewał przecież w innej piosence
With a child`s heart
Go face the worries of the day
With a child`s heart
Turn each problem into play
No need to worry no need to fear
Just being alive makes it all so very clear

With a child`s heart
Nothing can ever get you down
With a child`s heart
You`ve got no reason to frown
Love is as welcome
As a sunny sunny day
No grown-up thoughts
To lead our hearts astray

Take life easy, so easy nice and easy
Like a child so gay and so carefree
The whole world smiles with you
As you go your merry way
Oh with a child`s heart
Nothing`s gonna get me down
Magical child to taka dorosła odpowiedz na ten śpiewany w dzieciństwie tekst, do której zachęciły lub zobligowały go doświadczenia życiowe, nie jako artysty, jako człowieka, gorzkie doświadczenia wyrażone również potem w Childhood.

Wybaczcie proszę ten długi post. Prawda jest w powiedzeniu, że alkohol czyni człowieka bardziej rozmownym. Mam już za sobą kilka lampek porto.
Ostatnio zmieniony pn, 28 gru 2009, 18:30 przez a_gador, łącznie zmieniany 2 razy.
"Zbierz księżyc wiadrem z powierzchni wody. Zbieraj, aż nie będzie widać księżyca na powierzchni." Yoko Ono
www.forumgim6.cba.pl
Obrazek
moon_song
Posty: 248
Rejestracja: śr, 02 wrz 2009, 8:08
Skąd: z gór

Post autor: moon_song »

asiek pisze:nie wiem jak Ty, ale dla mnie to otwiera człowieka na energię, czujesz jak przepływa przez Ciebie świat....
... chłoniesz, to przed czym stoisz - przestrzeń w górach (czy ocean jak w Titaniku). Wiatr, słońce, szum drzew - przepływają przez Ciebie.
Dokładnie :)
Ale czyż wg religii wszystko to nie pochodzi od Boga? Michael był osobą mocno wierzącą, co przecież wielokrotnie podkreślał.
I jeszcze ten snop światła z góry...

Chyba właśnie wyprodukowaliśmy odnogę tematu ;-)
nice girl pisze:tytułowe dziecko niesie w sobie pewne przesłanie ,
...nie walczy tylko o siebie , ale i ludzkość, bo może właśnie to wszystko by sprawiło ,że to był by świat wolności bez niepotrzebnej manipulacji , zawiści , konfliktów czy wojen.
Właśnie. Chcemy czy nie, ale dzisiejsze dzieci będą kiedyś rządzić światem.
Będziemy od nich zależni (jak dożyjemy ;-) ). Bardzo wiele zależy właśnie od nas samych, jakie wartości im przekażemy.
"Would you hold my hand,
If I saw You in heaven..."
Awatar użytkownika
cicha
Posty: 1611
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 8:21
Skąd: silent world

Post autor: cicha »

kaem pisze:A jak to jest z zestawianiem Michaela z Jezusem? Jak naśladować IHS, nie narażając się na zarzuty, że się pod niego podszywasz i co to miałoby znaczyć? Gdzie przebiega granica? Czy Michael ją kiedyś przekroczył? A może są jakieś podobieństwa, które wcale nie równają się z bluźnierstwem? Czy w dzisiejszych czasach słowo "bluźnierstwo" ma rację bytu?
M.Dż.* pisze:Pamiętam, kiedy w wywiadzie dla Oprah, powiedział: "Staram się naśladować Jezusa", po czym szybko i stanowczo dodał z uśmiechem: "Staram się Go naśladować- nie twierdzę, że Nim jestem, OK?".
Parę dni później, tabloidy dudniły o tym, że "Michael uważa się za Jezusa" :wariat:
A zatem mamy tutaj kwestię językową. Co dla jednych znaczy naśladować, to dla innych znaczy być. Czyli wystarczy zmienić jedno słowo w wypowiedzi, aby nadać jej nowe znaczenie i już jesteśmy narażeni na zarzut 'podszywania'. Hymmm...no dobra, ale to tylko słowa.

Pominę już czyny MJa z życia prywatnego - tego jak pomagał dzieciom w leczeniu, jak uwielbiał zapraszać je na swoją posiadłość aby poczuły smak beztroskiego dzieciństwa itp, itd.

Jeśli chodzi o czyny (na scenie), to przypomniał mi się ten topic:
http://forum.mjpolishteam.pl/viewtopic. ... 8703#78703

Pozwolę sobie znów skopiować:
thewiz pisze:Podczas Brit Awards 1996 zaatakowal go jak-mu-tam bylo rockman za "upodobnianie sie do Chrystusa na krzyzu". Cos w tym zarzucie bylo, cos co wywoluje skrajne odruchy. Nienawisci albo fascynacji. Jesli to sam Michael siegal wielokrotnie po taka symbolike, to dlaczego nie mialaby tego robic prasa?
homesick pisze:wybaczcie, ale smialam sie jak dzika, patrzac na Michaela w czasie tego popisu, jak mu dziatwa calowala rozkrzyzowane rece jakby mial tam stygmaty niemalze i te blogoslawienstwa, ktore rozdawal...jak sie sam prosil to dostal odpowiednia reakcje.
homesick pisze:
cicha pisze:
homesick pisze:reprezantanci ludzkosci, wszytkie wyznania i rasy tam byly symbolicznie przedstawione
Parafrazując MJ ma / miał tłum fanów na całym Globie... tłoczący się fani 'rozerwaliby' MJ'a na strzępy (np. w takich latach 80-tych). ;)
o tak zwlaszcza starzec i ten rabin, to byli najwieksi fanatycy Majkela ;-)

to jest calkiem ciekawy temat pokazujacy, jak roznie mozna odbierac pewne rzeczy, mi sie wydawalo to tak oczywiste, ze to byla prowokacja, ze zawsze sie wkurzalam na MJ'a ze robi cos, po to zeby wywolac szum, a potem udaje ostatniego naiwnego. ale to jego taktyka wlasnie.
Nawiązując (przy okazji Magical Child) do występu z Earth Song z Brit Awards 1996 czy z Monaco, pozwolę sobie wkleić także oryginalną wypowiedź Nicka Brandta (reżysera teledysku ES i fotografa) z MJ's Remarkable Life jako odpowiedź na powyższe przytoczone cytaty.

[Earth Song] To jest potężny epicki wideoklip. A on jest fantastycznym wykonawcą. Nawet jeśli nie wszystko, co robił, uważamy za genialne, nie powinniśmy się oburzać. Ja, gdybym miał takie drzewo, o które mogę się oprzeć, zrobiłbym to samo, co on. I oto, co się stało. Ludzie początkowo uprzedzeni do niego, mówili: a Michael Jackson - znowu próbuje zbawić świat. Kiedy obejrzeli wideo, zmienili postawy. I rzeczywiście próbują zbawiać świat. Bo po pierwsze Michael jest dobrym piosenkarzem, dobrym showmanem i on rzeczywiście mówi do drzew. Trafił do nas wszystkich w jakiś sposób. Możesz się z tym nie zgodzić. Możesz to różnie interpretować, ale on próbuje zbawić świat.
(...)
I wtedy na gali Brit Awards [1996] Michael powtórzył na scenie ten motyw, który można było zinterpretować jako symbol Jezusa na krzyżu. To było bardzo niebezpieczne. Nie sądzę, żeby Michael o tym wtedy myślał. Możesz to nazwać naiwnością, albo nie. Ja nie myślałem o tym w ten sposób, kiedy kręciliśmy wideo. Nikt z nas nie myślał. Nas, to znaczy filmowców, którzy to robiliśmy. Ale nagle w kontekście Brit Awards, to stało się niebezpieczną parodią, jakiegoś pseudo-Chrystusa. Tej symboliki. I od tamtej pory, w kontekście tego występu na Brit Awards, to wideo nosi tę ciemną plamę. A szkoda, bo intencja wymowy wideo była zupełnie inna.


Także (jak twierdzi Nick) ten znak rozłożonych ramion, to spontaniczny efekt dotykania (wyimaginowanych) drzew. Nawałnica, która swoją naturalną siłą sprawia, że człowiek jest, jak bezwładna masa. Drzewa są tak silnie wrośnięte korzeniami, że stanowią solidne oparcie dla bezwładnej masy ciała (realizacja wizji na potrzeby teledysku), a w tym czasie następuje zmartwychwstanie ziemi. (Podczas występu - podchodzą ludzie, którzy uwielbiają MJa i chcą choć przez chwilę się do niego przytulić, pocałować, mieć go dla siebie...biorąc pod uwagę, że MJ to globalny artysta, którego uwielbiają masy z całego świata. Taka metafora. To mój punkt odbioru, z którym nie musicie się zgadzać ;).)

Poza tym motyw rozłożonych ramion spotykany jest także przy końcówce występu do Black or White czy Beat It (trasa Dangerous, History), ale jakoś w tym przypadku nikomu nie przychodzi na myśl skojarzenie z ukrzyżowanym Chrystusem, tylko dopiero przy Earth Song - wszystkim nasunął się obraz Mesjasza.

Artykuł: Nick Brandt is a photographer on a mission
Zdjęcia
Portfolios
a_gador pisze:W muzyce Madonna śpiewa zawieszona na wielkim mieniącym się krzyżu z koroną cierniową, raperzy otoczeni (pół)nagimi tancerkami wykonują swoje songi, o tym jak to życie jest do chrzanu, z dyndającymi na szyi ogromnymi krzyżami... I komu te wszystkie, szczere lub nie, przejawy religijności przeszkadzają? No już nikomu, bo jest to element autokreacji. Ma szokować, przyciągać uwagę, bluźnierstwem już nie jest.
Przypomina się też teledysk Madonny Like a Prayer albo weźmy np takie Sin, sin, sin Robbiego Williamsa:
http://www.youtube.com/watch?v=7gF0UcYaMoc

W showbizie - wszystkie chwyty dozwolone. Począwszy od negliżu, striptizu, seks, poprzez motywy śmierci, okaleczenia, grania przemocą i szargania wszelkich 'religijnych świętości'. A nawet mieszania wszystkiego, by uzyskać jak najbardziej wybuchową, kontrowersyjną mieszankę dla tych, co są tym zainteresowani. Teraz tylko pozostają wyścigi, kto kogo bardziej prześcignie w pomysłowości z wykorzystaniem tego typu środków wyrazu.

+++

Magical Child - jak można je odkryć / uchronić w sobie, kiedy przygniatają Cię realia brutalnej codzienności? W realiach wojennych? (przypomina się Janusz Korczak i Jego działalność na rzecz dzieci). Kiedy jesteś sierotą? Kiedy pochodzisz z biednej, patologicznej rodziny? Kiedy oboje rodziców jest niezaradnych, bezrobotnych? Kiedy stykasz się z przemocą, a alkohol leje się strumieniami? Itp. Itd.

Rzeczywiście wszystko zakodowane jest w osobistym postrzeganiu świata. Nie zmienisz nikogo na siłę, ale czy swoim podejściem zainspirujesz innych? ;)

Przydałoby się bardziej profesjonalne/poetyckie tłumaczenie na PL.
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
ula
Posty: 117
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 16:31
Skąd: świętokrzyskie

Post autor: ula »

Bardzo bliskie jest mi to co napisała asiek. Bezapelacyjnie jest to tekst o dziecku ukrytym w każdym z nas. Magicznej dziecięcej istocie, synonimie niewinności, uczciwości i łagodności, oraz bezkresnej radości i ufności wobec wszystkich stworzeń. Pod wpływem dorastania, dojrzewania, życiowych doświadczeń oraz wpływu otoczenia ta cudowna istota w nas powoli umiera, choć nie znika zupełnie. Jest ukryta, zepchnięta głęboko w podświadomość, stłumiona na samym dole psychiki. Dlatego, bo nie zawsze chcemy znać siebie z tej strony, wolimy pokazywać się jako silne osobowości a nie jako istoty słabe i naiwne. Jeżeli w kimś przetrwa to magiczne dziecko i jest na tyle silne że przeważa w jego działaniach, to otoczenie stara się je zniszczyć, gdyż siła jego radości, niewinności, tolerancji i zaufania przeraża. Poza tym ta siła postrzegana jest jako zagrożenie. Owa ciągła walka z otoczeniem doprowadza do wycofania i izolacji, zaszycia się w głębię swojej duszy. Brak zrozumienia jest tak bolesny, że taka osoba nie ma już ochoty na bliskość z innymi ludźmi, którzy nie rozumieją tego jakim jest człowiekiem i jak postrzega świat.
Światem włada przekonanie, że należy dostosować się i nie odstępować od większości, a każdą odmienność należy zmienić na tę właściwą. A niestety nietolerancja rodzi nienawiść.
I tak w tym psychologicznym miszmaszu doszłam to zakończenia:
(...)
Nie przerywaj temu dziecku, jest dziełem ojca
Nie wchodź mu w drogę, tego planu nie zmącaj
Ja jestem tym dzieckiem, ale ty też
Zapomniałeś, zgubiłeś wskazówkę, po prostu nie wiesz
(...)

kaem pisze:A jak to jest z zestawianiem Michaela z Jezusem? Jak naśladować IHS, nie narażając się na zarzuty, że się pod niego podszywasz i co to miałoby znaczyć? Gdzie przebiega granica? Czy Michael ją kiedyś przekroczył? A może są jakieś podobieństwa, które wcale nie równają się z bluźnierstwem? Czy w dzisiejszych czasach słowo "bluźnierstwo" ma rację bytu?
ja chyba ciężko kapująca jestem, ale nigdy nie odbierałam MJ ani jego twórczości jako Chrystusa naszych czasów. To jest właśnie to o czym pisała cicha, showbiznes i wolna interpretacja, ktoś puścił w eter swoje spostrzeżenia a większość uznała je za oczywistą prawdę, gdyż co tu ukrywać ciężko jest bronić swojego zdania a łatwiej jest przyklasnąć większości. Nie mamy stu procentowej pewności jaki był zamysł Michaela. Poza tym jeżeli MJ jako osoba głęboko wierząca uzewnętrzniał w ten sposób swoje uczucia religijne, to jego sprawa. Dla mnie bardziej szokujące i nie do przyjęcia jest jak niektórzy ściągają gacie i pokazują swoje klejnoty lub napuszczają rozwrzeszczany tłum i linczują uczestnika koncertu. I jakoś wówczas zainteresowanie tematem jest o wiele mniejsze. Dalej będę się upierać, że to co spotkało MJ jest właśnie nietolerancją osób, które wyłamują się z kanonów tzw. postępowania ogólnie przyjętego za właściwe. Bo jakby nie patrzeć w jego przypadku wymiar "winy" jest zupełnie inny.
Czy to było bluźnierstwo? Już sama definicja bluźnierstwa mówi, że nie. A czy w obecnych czasach ma racje bytu? Chyba tak, przykładem był Salman Rushdie.
Bluźnierstwo to złe, w tym obraźliwe lub nieprzyzwoite mówienie o Bogu, bogach, świętych rzeczach, świętych ludziach, świętych osobach, świętych imionach. Bluźnierstwo jest krzywdzącą wypowiedzią wobec osoby nią znieważanej ze względu na jej wiarę, tym bardziej, jeśli jest to osoba o szczególnej czci.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Skąd: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Wątek fascynacji dziećmi u Michaela- tym, jak nieść w sobie ich niewinność i spontaniczność- jest chyba najciekawszym kawałkiem osobowości Michaela i również stawiającym najwięcej pytań. Jak pozostać dzieckiem, kiedy świat wymusza dojrzałość, dorosłość; często wyzwalanie zachowań, z których nie jesteśmy później dumni- manipulacji na przykład, wyrachowania, kiedy robimy coś, co ma być obliczone na sukces i z kimś przestajemy się liczyć. Setki innych cech i zachowań. Kiedy zwyczajny człowiek nie może schować się za murami Neverlandu, a jakoś radzić sobie, również ze złymi zachowaniami innych, równocześnie budując swoją pozycję. Kiedy nie każdy może być gwiazdą.
Jak być dziecięcym i nie popaść w dziecinność, ufnym, nie naiwnym, czystym duchem, ale nie bezpłciowym, bez ikry. Michael w tym wierszu, jak i w ogóle w swojej twórczości mówi co dobre, ale nie daje informacji, jak tym żyć. W swoim życiu też nie dał świadectwa swoich idei do końca. Dał się zgnębić- jak to, co się działo po 1993 roku uznamy za następstwo podejścia Michaela do życia.

I tu natrafiam w sobie na ambiwalencję w ocenie filozofii Michaela. Z jednej strony wiem, że myśli mądrze- dzieci istotnie są naszym skarbem i że można się od nich uczyć; że o czymś bardzo ważnym w toku dorastania zdążamy zapominać- choćby o zachwycie nad prostymi rzeczami. Ale na ile w byciu Piotrusiem Panem jest też coś, co nie przystaje do pełnego dojrzewania społecznego, osiągania życiowego absolutu, po prostu pełni życia? I że Michael tego do siebie nie dopuszczał.

Ja wiem, Michael był bardzo dobrym człowiekiem. Taraborrelli o tym pisze- jeszcze w latach 80-tych potrafił żyć bardzo oszczędnie, ten zakupoholizm u Michaela, który widzieliśmy w dokumencie Bashira, jest stosunkowo nowym zachowaniem. Że był bardzo skromnym człowiekiem, żyjącym na co dzień w sposób prosty i niewiele oczekujący. Niespecjalnie chciał zarabiać np. na prawach do utworów Beatlesów, dość restrykcyjnie nimi się posługując w kwestii praw do wykorzystania piosenek w reklamach czy do wykonywania coverów. Miał dla innych i ich pracy wielki szacunek.
Fani, nawet ci oddani, nie zdają sobie sprawy jak prawy był to człowiek.

Ale też była to osoba, która nic właściwie nie mówiła o swojej ciemnej stronie. Pamiętacie, jak uparcie zaprzeczał u Oprah że nie czytał książki La Toyi? I kto mu uwierzył- ręka do góry? Dlatego tu, w kwestii znajdywania w sobie tego wewnętrznego dziecka, mam wiele wątpliwości. Nie rozumiem i choć Michaelowi wierzę, to jednak budzi się we mnie jakiś bunt i mnóstwo pytań.
Dzieci to spontaniczność, radość, szczerość, ufność. Ale dzieci to też impulsywna agresywność, kiedy potrafią wrzeszczeć, kiedy czegoś nie dostają, kiedy potrafią być roszczeniowe i kiedy mają przekonanie, że wszystko krąży wokół nich i im się należy. I to niekoniecznie płynie od dorosłych. Michael wykopyrtnął się 2 razy przy swoich ideach bardzo boleśnie, o Jordy'ego i o Gavina. To go zabiło, to wypłoszyło radość z jego oczu. Kto czytał MJ Conspiracy wie, że właśnie przy zeznaniach Gavina z Michaelem było najgorzej. I, idąc dalej, postawiłbym śmiałą hipotezę, na ile w jego idei brak zrozumienia swojej ciemnej strony, o której pisaliśmy analizując Threatened, nie doprowadził go do śmierci. Ciemnej strony rozumianej jako wiedza o swojej bezwzględności, okresowym braku empatii, egoizmie, skłonności do manipulacji innymi- co w Michaelu mogło być i wynikało z jego rzeczywistego wieku, a może też być częścią natury dziecka. Być może jej zrozumienie zbudowałoby w nim poczucie wiary w swoją wartość bez poczucia winy i zdolność do większej asertywności, zdolności do twórczej złości w relacjach z ludźmi i ochroniłoby w popadanie w rolę ofiary. Może to dorosły ma leczyć dziecko, a nie dziecko dorosłego? We are the world We are the adults?

Zazdroszczę mu charyzmy, o której pisała La Toya. Tej, którą miał już jako dziecko, kiedy wszyscy na podwórku się zbierali wokół niego i czekali, co Michael wymyśli. On już wtedy był gwiazdą, jeszcze bez żadnego hitu na koncie. Tego, że porywał innych, że wiedział zawsze, co robić w zabawie i jak ją poprowadzić. Jeżeli on powołuje się na te wspomnienia wielbiąc wewnętrzne dziecko, to ja rozumiem. Kiedy jednak wyciąga z nich wnioski na całe życie, to, no właśnie. Michael w swojej ideologii gdzieś zanegował dorosłego, sam nim będąc. Z dylematami, co odpuścić z dziecięcych ideałów, gdzie pójść na kompromis, by nie stać się ofiarą, a równocześnie nie iść drogą swoich prześladowców. I tu się z nim wadzę.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
asiek
Posty: 307
Rejestracja: sob, 27 cze 2009, 22:00
Skąd: Katowice

Post autor: asiek »

kaem, cieszę się, że ten temat poruszyłeś
Widzę to podobnie do Ciebie.
Michael idealizuje dzieci. Mówię w tej chwili o dzieciach w sensie nieletnich, a nie o idei wewnętrznego dziecka symbolizującego niewinność, szczerość itp.
Oczywiście, że wszelkie nieszczęścia tego (niesprawiedliwego i brutalnego) świata, jeśli spadaja na dzieci, to wydają nam się jeszcze okrutniejsze i niż gdy dotykają dorosłych. To rozumiem i nie dyskutuję. Trzeba im pomagać, zwłaszcza im, bo są słabsze, same sobie nie pomogą, nie mają możliwości, doświadczenia, wiadomo o co chodzi.

Ale zdaje mi się, że MJ przeceniał pokłady dobra ukryte w dzieciach. Dzieci potrafią być nietolerancyjne, okrutne, egoistyczne (to ostatnie to w zasadzie norma). Chcę powiedzieć, że dziecko to nie jest dobro wcielone. I tutaj rola dorosłego, żeby w porę wychwycić takie zachowania i je odpowiednio utemperować, pokierować, wytłumaczyć.
Nigdy nie czułam tak do końca tego, co MJ mówił o dzieciach. Dla mnie to taka trochę utopia, piękna, ale nierealna. Za dużo w tym baśni, abym mogła widzieć w tym prawdziwe życie.

I jak pogodzić to wewnętrzne dziecko z dorastaniem?
To ufne, szczere, naiwne Dziecko musi stać się w końcu mądrym DOROSŁYM, wrażliwym, pewnym własnej wartości, musi radzić sobie w życiu, funkcjonować w społeczeństwie, w rzeczywistości. Świadomy, wrażliwy dorosły człowiek, jest naturalnym kolejnym wcieleniem dziecka w człowieku.
Nie można uciekać w Neverland, uciekać od dorosłości. Mówi się, że Michael nie chciał dorosnąć. Jeśli rzeczywiście tak było, to nie mogę się z nim zgodzić. Od siebie się nigdy nie ucieknie. Od swojego dorastania, które jest naturalnym i nieuniknionym etapem. Nie chciał dorosłości, ale dorosłość go znalazła. Kiedy wreszcie MUSIAŁ stać się dorosły, mówię głównie o oskarżeniach i procesie, ale też np. o założeniu rodziny, to się niestety pogubił. Przynajmniej takie mam wrażenie.
A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć.

Obrazek
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Skąd: Wrocław

Post autor: MJowitek »

Oho, już się zaczynałam niepokoić tym religijnym wątkiem, bo ja zgoła w innym kierunku chciałam pisać, ale widzę, że już jest z powrotem na "moim" torze.

Chciałam nawet wcześniej coś napisać, ale... byłam zajęta ruchoma szopką, którą moi dziadkowie zrobili dla mojego taty, kiedy był bardzo mały. Postacie powycinane z przedwojennych gazet, rzucające cienie na bibułkę, poruszające się pod wpływem płomyka świeczki. Przetrwało 20 lat w piwnicy. I wcześniej kilka przeprowadzek. Szopka, która pochodzi z czasów kiedy nie było telewizora. No ja w sumie tez nie mam, więc tym bardziej mi pasuje. Wszyscy już jesteśmy dorośli, ale zabawka cieszy. I do tego wcale nie trzeba być Michaelem Jacksonem.

Cieszą też proste rzeczy, choćby zwykła kartka świąteczna. I to od moderatora :party:

Bo to na tym polega, to bycie dzieckiem, na wynajdywaniu rzeczy wielkich i małych, które uwalniają pozytywna energię. I z tej okazji, pobawiłam się tekstem i przetłumaczyłam "po mojemu" początek Magicznego Dziecka. bo, ot, kiedyś bardzo lubiłam pisać...

Było sobie dziecię - wolne
do głębi duszy, czuło natury śmiech
jej rozradowanie oraz gry swawolne
a w myślach odległy był jeszcze dech
przyszłego piękna, do czystej miłości zdolne.

Wiedziało, że boska jest siła jego
za niepoważne je brano, tak pewne siebie ego
Ta siła niewinności, współczucia i blasku
Trwożyła kapłanów, czuli się w potrzasku
Na wszelkie sposoby pod lupę ją brali
Tę tajemną siłę, której nie zaznali..

Silili się w nadzieli, że wnet unicestwią
proste zaufanie i radość bezkresną
Dzięki tarczy szczęścia silny był jak byk
Nic go tknąć nie mogło, żaden jad czy syk.

To się wydaje takie proste i naturalne, to czerpanie radości z drobnostek, a jednak..czasem nie jest. Może małe dzieci potrafią emanować tą czystą energią, bo po prostu nie rozumieją słów dorosłych? Też bym chciała móc być czasem głucha na wszelkie "i po co Ci to", tak zniechęcające do bycia sobą. Nie dlatego, że temu ulegam, ale miewam to o czym pisała ula - poczucie wielkiego osamotnienia. Prościej jest mieć tylko te przyziemne problemy, mieć te same co inni cele, postrzegać rzeczywistość jak inni by razem narzekać lub wyrażać nadzieję, że może nasze dzieci...kiedyś..ale nie my..nie.

Nie lubiłam tez słuchać, że biorę się za tak wiele rzeczy by ich nie skończyć. Te ważne kończę. Uogólnianie jest krzywdzące. Trudno czerpać radość wszechświata zajmując się wciąż tym samym, prawda? Lub...pożytecznym :]
Od półtora roku uczę się malować, choć talentu nie mam :) i jest nas tam parę takich, dawno po studiach, ni z gruszki. I chyba każde z nas usłyszało choć raz pytanie "Malujesz? A po co? Chcesz się przekwalifikować?". Odpowiadam, ze to tak dla relaksu. Co też ma sens i cel i jest rozumiane. Ale chyba zrobię eksperyment i zacznę odpowiadać zgodnie z prawdą "bo kochałam to jak byłam mała i chce znów się nauczyć zatapiać w ten świat. I maziać pędzelkiem nie zastanawiając się nad tym czy dobrze czy źle i jaki będzie efekt końcowy". Jeszcze wciąż o tym myślę. Czasem bardzo. Efekt końcowy. A poza tym, to nie wiem o co kaman, ale od malowania zmienia mi się sposób postrzegania muzyki. Bo ja ja rzadko słyszę, zwykle widzę. I chyba widzę ją bardziej wielobarwnie ostatnio. Tylko nie mogę sobie przypomnieć przy jakiej piosence objawiły mi sie ślimaki na rollercoasterze, tęsknie za nimi...

Magiczne dziecko, które jest w każdym z nas, może mieć w sobie coś irytującego dla innych. Nie wyłamuj się, nie pokazuj, że da się więcej, nie pokazuj, że to może być łatwe, że można inaczej. Przecież po staremu jest dobrze. Nawet jak nie jest.

Kiedy jesteśmy dziećmi marzymy, by stać się dorośli i móc wreszcie spełnić swoje marzenia. Kiedy dorastamy, opowiadamy o nich jak o jakimś żarcie. Haha, jacy byliśmy zabawni. Przedwczoraj rozmawiałam z koleżanką o lataniu. Opowiedziałam jej, że jak byłam mała, to miałam tak silna wizję, że latam po pokoju, że w to uwierzyłam. Na lata. Potem do mnie doszło, że to niemożliwe. Kilka lat temu odkryłam, że jednak, możliwe. I znowu wierzę.

Wtedy uważałam, że z lataniem jest jak z nauka pisania czy liczenia, każdy jest się w stanie tego nauczyć, ale potrzeba lat ćwiczeń. Podstawówka, liceum, studia. Gdyby był przedmiot z latania, to tak do matury już każdy powinien plus minus umieć latać. Tylko trzeba ćwiczyć, ćwiczyć! ale głupi dorośli się zniechęcają za szybko, przestają wierzyć, przestają ćwiczyć, wkładają to miedzy bajki i zniechęcają innych. Postanowiłam, ze ja się nigdy nie zniechęcę i sie nauczę. Po kryjomu. I będę pierwszym człowiekiem, który lata bez pomocy maszyny.
Już nie wierzę, że da się tak latać. Teraz to wiem.
Awatar użytkownika
Mariurzka
Posty: 384
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 14:52
Skąd: lasy i bory Roztocza ;)

Post autor: Mariurzka »

No i sami powiedzcie, co dopisać, skoro praktycznie wszystko zostało powiedziane?
Ja widzę tutaj problem z rozumieniem słowa dziecko. Dziecko w sensie wieku i dziecko w sensie mentalności. Jedno drugiemu nierówne. Jeśli patrzeć na MJ'a, to widać, że próbował być po trosze i jednym i drugim. I o ile rozumiałam jego dążenie do zachowania tej dziecięcej mentalności, opartej na ufności, szczerości i bezpośredniości, to bywały momenty, gdy drażniła mnie ta jego wieczna ucieczka przed dorosłością. Ucieczka w Neverland, coś, co nie istnieje. Rozumiałam to, ale chyba nie do końca umiałam to pojąć (że się tak kolokwialnie wyrażę).

Druga kwestia to opozycja: dzieci kontra świat. Ufne, niewinne, szczere dziecko i zły, brutalny, dwulicowy i interesowny świat. W takim ujęciu to "dzieci są przyszłością świata" - jak to mówił Michael (i nie tylko on). Tu się zgodzę - dziecięctwo trzeba w sobie pielęgnować, nie można pozwolić mu odejść, ale trzeba też umieć tym procesem mądrze kierować. Trzeba też dbać o to, aby dziecko mogło wzrastać we właściwej atmosferze, mogło być odpowiednio kształtowane, mogło czerpać właściwe wzorce. Tu jest domena dorosłych. Pozwoliłam sobie wykorzystać ten przekład początku, jakiego dokonała MJowitek:
MJowitek pisze:Było sobie dziecię - wolne
do głębi duszy, czuło natury śmiech
jej rozradowanie oraz gry swawolne
a w myślach odległy był jeszcze dech
przyszłego piękna, do czystej miłości zdolne.
Bo co to znaczy "być wolnym do głębi duszy". Niekoniecznie robić co się tylko chce, na zasadzie samowoli. Raczej mieć poczucie całkowitej akceptacji, mieć świadomość możliwości realizacji swoich nawet najbardziej nierealnych pragnień (jak z tym MJowitkowym pragnieniem latania). Być zdolnym do czystej miłości - jak to mówił Michael - nie kochać za coś. Kochać bezwarunkowo. A mądrze wychowywane dzieci to potrafią.
MJowitek pisze:Wiedziało, że boska jest siła jego
za niepoważne je brano, tak pewne siebie ego
Ta siła niewinności, współczucia i blasku
Trwożyła kapłanów, czuli się w potrzasku
Na wszelkie sposoby pod lupę ją brali
Tę tajemną siłę, której nie zaznali..
Tak często bagatelizujemy to, co mówią dzieci, co myślą dzieci, co czują dzieci. Niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z dzieckiem niewinnym, czy wyrachowanym. A przecież nawet to wyrachowane jest takie z jakiegoś powodu i też coś myśli, czuje, mówi. W tym sensie dziecko jest siłą, siłą boską, bo (znów to powtórzę) właściwie pielęgnowane może zatrzymać w sobie ułamek idealności świata. A czy nie jest tak, że my się tego boimy, tej idealności właśnie? W moich doświadczeniach bliżej mi raczej do młodzieży niż do dzieci, ale przykro słuchać, gdy młodzi ludzie mówią, że nie warto być uczciwym, trzeba kombinować i oszukiwać, bo tylko tak można do czegoś dojść. Niestety tę naukę czerpią od dorosłych. Tak jakby dorośli bali się, że inna postawa może takiemu dziecku zaszkodzić. Tak, świat jest okrutny, cyniczny, zimny i wyrachowany, ale wysyłając w stronę dziecka wyłącznie taki przekaz zabieramy mu całą radość i chyba pozbawiamy je dzieciństwa. I stajemy się wtedy podobni do tych kapłanów z tekstu Michaela, którzy:
MJowitek pisze:Silili się w nadzieli, że wnet unicestwią
proste zaufanie i radość bezkresną
I w tym sensie ja się z Michaelem zgadzam. Z bycia dzieckiem nie można do końca pozwolić sobie wyrosnąć, bo ono jest naszym wentylem na świat. Pozwala marzyć, cieszyć się drobiazgami, mieć nadzieję. Nie bez powodu już w Biblii (żeby tak zahaczyć o ten religijny wątek choć trochę) Paweł w swoim najsłynniejszym tekście napisał tak:
Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
A dorośli zbyt często wyzbywają się pochopnie tego, co dziecięce, jakby uważali że pielęgnowanie w sobie bycia dzieckiem jest czymś bardzo wstydliwym. Niesłusznie. I żeby na końcu nawiązać do Michaela - nie tylko wyzbywają się dziecka sami w sobie, ale za wszelką cenę próbują je zniszczyć także w drugim człowieku. Wszystko w imię uniformizacji. Patrząc na ten tekst przez pryzmat życia MJ'a, tego może czasem demonizowanego przez niego i przez wszystkich braku dzieciństwa rozumiem - i jego fascynacje i Neverland i szukanie przyjaźni u dzieci. Chyba tylko żałuję, że nie znalazł się ktoś (a może sam MJ nie chciał, żeby ktoś taki się znalazł?), kto pomógłby mu czasem tym wewnętrznym, magicznym dzieckiem pokierować. Bo we wszystkim powinna być jakaś równowaga - w byciu dorosłym i dzieckiem jednocześnie też. Bo jak mądrze napisała asiek:
asiek pisze:To ufne, szczere, naiwne Dziecko musi stać się w końcu mądrym DOROSŁYM, wrażliwym, pewnym własnej wartości, musi radzić sobie w życiu, funkcjonować w społeczeństwie, w rzeczywistości. [...] Od siebie się nigdy nie ucieknie. Od swojego dorastania, które jest naturalnym i nieuniknionym etapem.
Taaa, zaczęłam od tego, że nie ma już co dopisywać, ale jak przyszło co do czego, to stworzyłam post-monstrum...
Czy słyszysz, jak tam daleko muzyka gra?
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Skąd: Wrocław

Post autor: MJowitek »

Jest jeszcze coś, co kaem poruszył, zreszta ocieramy sie o to to tu to tam, a co wg mnie mogłoby być jeszcze warte rozwinięcia:
kaem pisze:Jak pozostać dzieckiem, kiedy świat wymusza dojrzałość, dorosłość
kaem pisze:Jak być dziecięcym i nie popaść w dziecinność, ufnym, nie naiwnym, czystym duchem, ale nie bezpłciowym, bez ikry.
No właśnie. Jak?

Macie na to jakies patenty? Co robicie, żeby je pielęgnować? Czy też lepiej pozostawić je samemu sobie, aby rozwijało sie naturalnie?

Co według Was robił Michael? Tak, bawił sie z dziećmi, przytulał, uciekał w baśniowy świat, ale to chyba raczej jest efekt jakichś innych działań. Co takiego sprawiało, ze to dziecko było tak wybujałe? Myslicie, że miał to wrodzone czy dodatkowo świadomie je w sobie rozwijał?

Rok temu miałam pewne postanowienie noworoczne - codziennie zapisać w kalendarzu co było najciekawszego, najlepszego danego dnia. Nie, nie wyszło mi pisanie codziennie, ale kalendarz mam w 3/4 pokryty zapiskami. To postanowienie wynikało z paru rzeczy naraz, dało mi wiecej niz przypuszczałam. Nie mam poczucia, że czas leci i każdy dzień jest jak poprzedni, pomaga zamknąc rozdział dnia, uspokaja i daje energię na dzień nastepny. Mobilizuje do działania, ot, żeby miec co zapisać w kalendarzyku. Zmusza do wyszukiwania drobnych radości, kiedy wkoło szaro.
Awatar użytkownika
asiek
Posty: 307
Rejestracja: sob, 27 cze 2009, 22:00
Skąd: Katowice

Post autor: asiek »

MJowitek pisze:Co robicie, żeby je pielęgnować? Czy też lepiej pozostawić je samemu sobie, aby rozwijało sie naturalnie?
może wystarczy być dobrym dla siebie?
Znaleźć w sobie zdrowy egoizm, ale też pozwolić na słabość i łzy.
Szukać drobnych przyjemności, nie dusić entuzjazmu
i CZUĆ, nie tłumić uczuć, nie grać przed sobą i światem twardziela, którego nic nie rusza

Łatwo to napisać, gorzej z wykonaniem, człowiek szybko wpada w wir pracy, obowiązków i niełatwo się zatrzymać w tym pędzie.
Sama miałam taki etap (rok czy dwa) w życiu, gdzie miałam ochotę krzyknąć słowami jakie śpiewa A.M.Jopek
Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam
Na pierwszej stacji, teraz, tu
Niech ktoś zatrzyma wreszcie czas, ja wysiadam
Przez życie nie chcę gnać bez tchu

Jak w kołowrotku bezwolnie się kręcę,
gubiąc wątek i dni
A jakiś bies wciąż powtarza mi: prędzej!

Tamto juz minęło (co nie znaczy, ze nie wróci). Nadrabiam, to co pogubiłam przez ostatnie lata. I (stety czy niestety) odejście MJ miało na tę odmianę ogromnie duży wpływ.Zaczęła się dużo wcześniej, ale 25 czerwca był przełomem.

A oto dalszy ciąg cytowanej wyżej piosenki:

A życie przecież po to jest, żeby pożyć
By spytać siebie: mieć, czy być
A życie przecież po to jest, żeby pożyć
Nim w kołowrotku pęknie nić

Będę tracić czas, szukać dobrych gwiazd
Gapić się na dziury w niebie
Jak najdłużej kochać ciebie
Na to nie szkoda mi zmierzchów, poranków i nocy ...
A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć.

Obrazek
moon_song
Posty: 248
Rejestracja: śr, 02 wrz 2009, 8:08
Skąd: z gór

Post autor: moon_song »

Mariurzka pisze:Raczej mieć poczucie całkowitej akceptacji,
Myślę, że także poczucie samoakceptacji. Żyć w zgodzie z samym sobą, postępować tak jak Ci podpowiada intuicja i sumienie.
Macie na to jakies patenty? Co robicie, żeby je pielęgnować?
Robię baaardzo różne rzeczy, czasem osoby postronne patrzą jak na wariata. Dosłownie. Dla przykładu - ostatnio w ciągu 3 dni zdecydowałam się na bardzo okazjonalny krótki wyjazd za granicę. Musiałam wrzucić luz, musiałam już, teraz, zaraz, natychmiast. Miejscowość nadmorska, turystyczna, w grudniu wymarła. Codziennie po 6 rano wstawałam i szłam na plaże żeby zobaczyć wschód słońca. O tej porze tylko mewy tam nie śpią. Nogi prawie bolały z zimna, a ja chodziłam na boso, po plaży, po wodzie. Chodziłam tak aż słońce całkiem nie wynurzyło się z morza. Miałam szaloną ochotę zrobić coś czego jeszcze nigdy nie robiłam. I zrobiłam to - spacerowałam po plaży w grudniu po łydki w wodzie. haha!!! cudownie!!! Ok 8 zaczęli wychodzić psiarze na spacerki ze swoimi pupilami. Opatuleni w kurtki i czapki. I wiecie co? Ludzie omijali mnie szerokim łukiem. Podchodziły tylko psy :) Łasiły się, lizały po rękach. Chyba tylko zwierzęta zrozumiały co mam na myśli ;-)
Właściwie chodzi o robienie czegoś co nie mieści się w "normalnych" schematach tzw przyzwoitego życia statystycznego poważnego dorosłego człowieka. Myśl, która pojawia się znienacka, impuls - zdejmę buty i wejdę do wody, czy też właśnie teraz muszę wejść na ten ogromny kamień (po trzech innych ogromnych kamieniach) i zobaczyć jak wszystko wygląda z tego miejsca.

To był tylko taki przykład z życia wzięty, ale na co dzień staram się nie zapominać, że niebo może być oszałamiająco błękitne (wczoraj było bardziej błękitne czy może dziś bardziej niż wczoraj), że nigdy nie zobaczę drugiej takiej samej chmury, że w nocy czasem widać mleczną drogę, że pomiędzy dniem a nocą są wschody i zachody słońca, że wiosna jest tak piękna, że czasem mam ochotę uklęknąć przed pierwszym lepszym krzaczkiem...

Staram się nie poprzestawać na marzeniach i na ile to możliwe brnę do przodu. Czasem pod prąd, ale zawsze w tym samym kierunku...

To taka moja recepta na to jak nie zwariować w dzisiejszym świecie.

EDIT:
MJowitek, Twoja zabawa z tekstem... hmmm... może my poszukamy wydawcy, a Ty... baw się dalej ;-)
"Would you hold my hand,
If I saw You in heaven..."
Awatar użytkownika
nice girl
Posty: 112
Rejestracja: pt, 24 lip 2009, 23:17
Skąd: Kraków

Post autor: nice girl »

asiek pisze:MJowitek napisał:
Co robicie, żeby je pielęgnować? Czy też lepiej pozostawić je samemu sobie, aby rozwijało sie naturalnie?



może wystarczy być dobrym dla siebie?
Otóż chyba nie wystarczy być tylko i wyłącznie dobrym dla siebie , to może stanowić cienką granicą łatwą to przekroczenia , aby dziecięcość przerodziła się w dziecinność. Kolejnym aspektem dosyć ważnym jest odnalezienie w sobie tego o czym wspomniała asiek czyli zdrowego egoizmu, pomyśleniu o sobie , swych potrzebach , ale i zarazem podejść z dystansem do słów usłyszanych pod swym adresem , należy umieć wyłowić słowa , które coś znaczą i mogą przyczynić się rozwoju emocjonalnego danej jednostki, a nie do jej ‘’stłamszenia’’ co może spowodować poczucie niezrozumienia , wyobcowanie . Mam wrażenie , że to właśnie może stanowić równowagę pomiędzy zachowaniem dziecka w sobie oraz przyczynić się do osiągnięcia dojrzałości .
Poniekąd receptą na pielęgnowanie ‘’dziecka’’ w swym malutkim świecie pełnego zawirowań , ważne jest przede wszystkim to , aby cieszyć się życiem , czerpać z niego co najpiękniejsze, dawać szczęście nie tylko sobie ale i osobom z otoczenia . Staram się tym właśnie kierować w życiu , co prawda z różnym rezultatem mi to wychodzi . U mnie ta pielęgnacja to chyba dosyć naturalnie wychodzi poprzez codzienny kontakt z dzieciakami , dosyć często przydarza mi się zrobić coś zupełnie nie zaplanowanego , coś o co bym się nawet sama nie podejrzewała . Staram się także realizować swe marzenia , pasje mimo, iż wydają się jak na mój wiek zbyt dziecinne , ale sprawiając mi wiele przyjemności , nie potrafię sobie ich odmówić .
Moją grą jest nieśmiertelność
Ze Szczęśliwości przyszedłem
W Szczęśliwości jestem zdeterminowany
Do szczęśliwości wracam
Jeśli teraz tego nie wiesz
Wstyd
Czy słuchasz ? Michael Jackson .
ODPOWIEDZ