Jak zachować w sobie wewnętrzne dziecko? Znaleźć pasję. Niech to będzie malowanie jak u
MJwitka, fotografowanie, lektura dobrej książki, kucharzenie, taniec, wolontariat... wszystko, co sprawia, że oczy nam błyszczą z podniecenia, entuzjazm i autentyczna radość malują nam się na twarzy, wszystko, co sprawia, że cieszymy się jak dzieci. Pasja jest dla mnie takim Neverlandem, nie w sensie miejsca na mapie, ale miejsca w duszy, w sercu. Ja do tego miejsca nie uciekam, i tu odnoszę się do opinii
asiek, to miejsce jest dopełnieniem mnie jako indywidualności, a każdy z nas nią jest. W tym właśnie pozytywnym sensie,
kaem zwyczajny człowiek, nie gwiazda, może mieć swój Neverland.
Jest taka rozmowa w filmie
Sabrina między tytułową bohaterką (graną przez Julię Ormond), a Linusem (Harrison Ford)
Linus: Cały mój świat to praca.
Sabrina: Wiem jak pracujesz [przyp. Linus stoi na czele wielkiej rodzinnej firmy] i jesteś w tym mistrzem. Nie popełniłeś chyba błędu odkąd skończyłeś 3 lata! Ale to praca.
Gdzie żyjesz?
To jest właśnie sedno sprawy. Prawdziwe życie to pasja, jej pielęgnowanie. Wtedy
We stop existing and start leaving, jak Michael śpiewa w
Heal the world. Najlepiej, żeby pasja i praca stanowiły jedność, szczęściarzami są ci, którzy tak mają. Nie dajmy się dopaść prozie egzystencji i odnajdźmy siebie w jakiejś pasji.
Pracując na co dzień z dziećmi i młodzieżą gimnazjalną, obserwuję wszystkie pozytywne i negatywne przejawy ich natury, o których tu wcześniej pisaliście. Sposób w jaki zmienia się nasze postrzeganie świata wraz z wiekiem jest fascynujące, ale i smutne zarazem. Małe dzieci właśnie są pełne pasji, a im więcej entuzjazmu okazuję ja w jakimś zadaniu, tym bardziej one się w jego wykonanie angażują, ale też bez ogródek potrafią wyrazić swoją dezaprobatę. Nastolatki natomiast sprawiają wrażenie zblazowanych pannic i młodzieńców, których nic nie interesuje. Takie śnięte ryby. Już nie dzieci, ale jeszcze nie dorośli, choć za takich chcą uchodzić i co starają się manifestować zachowaniem, ubiorem, makijażem, nałogami (palenie papierosów). To ja już wolę te małe urwipołcie, nieustannie szukające jakiegoś impulsu do działania, szczere w swoich reakcjach.
Dopiero w dorosłym życiu przychodzi czas na świadomą refleksję nad swoim życiem i konstatacja, jak wiele straciliśmy dorastając, a z drugiej przecież strony tak wiele zyskujemy. Michael , też pewno poczynił taki bilans zysków i strat, który wyszedł na niekorzyść dorosłości, wolał więc pozostać przy wizerunku Piotrusia Pana, a przy tym decydował się na kolejne zmiany w swoim wyglądzie.
W książce
Moonwalk through art, o której można przeczytać w tym wątku
http://www.forum.mjpolishteam.pl/viewto ... ht=#188631 są refleksje Trevora Nunn, reżysera teatralnego, który rozmawiał z Michaelem w latach 80-tych, przy okazji planowania oprawy koncertów. Pozwoliłam sobie streścić ten fragment, z jego oryginalną angielską wersją, można się zapoznać na
http://www.blurb.com/bookstore/detail/887898 : Michael chciał latać nad publicznością. Zdaniem T. Nunn, to nie stanowiło problemu, udało mu się bowiem sprawić, że aktorzy latali w spektaklu Piotruś Pan. Michael zareagował z wielkim entuzjazmem. Ze łzami w oczach, klękając przed reżyserem zapytał
Czy mógłbym zagrać Piotrusia Pana? Czy nie jest już na to za późno? Piotruś przewodził grupie Zaginionych Chłopców, którzy mieszkają wraz z nim w jednym pokoju i śpią wspólnie w jednym łóżku. Zapraszanie chłopców do Neverlandu, mieszkanie w jednym pokoju, spanie w jednym łóżku z nimi… wszystkie te zachowania były, w centrum oskarżeń Michaela o molestowanie. Ale Piotruś, jak pisze Nunn, był niemalże androginiczny, bez płci. Wendy go uwielbia, ale Piotruś nie pojmuje miłości w takim sensie, w jakim ona tego oczekuje. Nunn przyznaje, że Michael miał obsesję na punkcie Piotrusia, nie jako roli do odegrania, ale prawdziwej osoby, którą Michael chciał być.
Proponuję wszystkim przeczytanie również tego wywiadu
http://mateusz.pl/list/0412-krzysztofowicz.htm Wiele z tych spostrzeżeń pasuje do Michaela, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje z otoczeniem i z kobietami. Jako ojciec stanął na wysokości zadania, odstawił na bok Piotrusia. W pozostałych aspektach swego życia wybrał
piotrusiowatość. Mnie, tak jak i Wam, trudno to zaakceptować. Richard Lacayo w specjalnym wydaniu Time’a pisał, że nawet jeśli Michaelowi udałoby się dzięki serii koncertów w Londynie powrócić na szczyt choć na chwilę, to i tak byłoby trudno wyobrazić go sobie na starość. Wieczne dziecko dotknięte zębem upływającego czasu. Gorzka to konstatacja, ale prawdziwa. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że przyjmując postawę niedojrzałości wpadł w pułapkę, a najbardziej bolesne jest dla mnie to, że on świetnie zdawał sobie z tego faktu sprawę. Tym wyborem przypieczętował swój los.