kaem pisze:
Ciekawe czy jest coś, co może nas jednoczyć? Kiedyś to był zły ustrój, co teraz? Możecie zapytać swoich rodziców, jak było kiedyś i pewnie Wam odpowiedzą, że częściej się spotykali, spędzali ze sobą czas. Teraz to znacznie rzadsze zjawisko. Jak myślicie, czemu? I jaki mógłby być na to sposób, by było inaczej?
Trochę winny temu zerwaniu kontaktów jest moim zdaniem Internet i generalnie rozwój nowych technologii, który nota bene ma też swoje dobre strony. Kiedyś dyskutowałam na ten temat z kumplem i doszliśmy do wniosku, że od kiedy ludzie mają komórki coraz łatwiej przychodzi im odwołać spotkanie czy spóźnić się. Kiedyś, gdy sie z kimś umówiłeś, musiałeś przyjść, o ile coś strasznego się nie stało, bo wiedziałeś, że ta osoba będzie czekać. Teraz wiele osób na pół godziny przed spotkaniem, gdy poczuje, że im sie nie chce, piszą sms "sorry, nie mogę" (plus ewentualnie jakaś wymówka, której i tak nie zweryfikujesz). Łatwiej powiedzieć przykre słowa czy odrzucić, jak nie trzeba tego robić twarzą w twarz. Rozmawaiając z kimś przez gadu-gadu, gdy rozmówca zaczyna nas nudzić, potrafimy szybko napisać "niestety, ale już muszę iść, to papa, buziaczki :*", zmienić profil na niewidoczny i wcale nie odejśc od komputera. Dzięki Internetowi możemy mieć więcej znajomych (wszystkie Facebook'i, Nasze-Klasy, nawet to forum MJPT), ale czy to są prawdziwe relacje? Czytam Wasze forum od kilku dobrych miesięcy, bardzo mi się tutejsza atmosfera podoba, ale zarejestrowałam się niedawno, nie ukrywam, że musiałam się "złamać" ze względu na MJ Wrocław Dance Team i nieczęsto się udzielam. Kiedyś bardzo zawiodłam się na 'wirtualno-realnych' znajomościach, dlatego dziś jestem ostrożniejsza i stawiam na Outernet :)
Wiesz, kaem, mnie sie wydaje, że to nie brak identyfikacji pokoleniowej czy brak autorytetów jest powodem rozluźnienia więzi między ludźmi, ale to, że dziś wiele osób wcale nie potrzebuje REALNEJ obecności drugiej osoby, by zaspokoić swoje potrzeby towarzyskie, uczuciowe a czasem nawet erotyczne. Protezy w postaci jedynie wirtualnych znajomości doskonale zastępują im prawdziwe życie. Moja sugestia, by było znów trochę tak, jak w młodości naszych rodziców- mniej czasu w "czasowstrzymywaczu" jakim jest sieć a komórka po to, by wysłać do znajomych smsa z propozycją realnego spotkania lub telefon do nich, by się na to spotkanie twarzą w twarz umówić. Ale może się mylę, może nie ma już ucieczki od tej wirtualnej rzeczywistości...
moon_song pisze:
Pomimo, że człowiek jest 'stworzeniem stadnym' to jednak coś się musi wydarzyć ważnego, że odczuwamy potrzebę spotkania, gromadzenia się. (...)
Śmierć Michaela spowodowała, że wielu fanów 'wyszło z ukrycia'. Wcześniej większość żyła w swoim własnym małym świecie, zajęta własnymi sprawami, zabiegana w codzienności. I przyszedł 25.06.... i wstrząs... szok...
Często zastanawiam się czy On musiał umrzeć, żeby to się stało, żebyśmy wyszli sobie naprzeciw, przejrzeli na oczy, zobaczyli co tak naprawdę w życiu jest ważne, odnaleźli wspólny język.
Stało się co się stało...
A jeśli już się stało, to ja nie chcę, żeby się skończyło...
Ja też nie, całkowicie się z Toba zgadzam. Ale tylko ktoś, kto jest czyimś idolem lub mistrzem (choć czasem nie do końca zdajemy sobie sprawę, że on / ona nim jest) może swoim działaniem tudzież śmiercią wstrząsnąć innymi, jak Michael czy papież. Im mniej tych idoli / autorytetów i mistrzów (o których tak fajnie pisaliście w poprzednich postach), tym mniej "wtrząsów", jakie mogliby spowodować.
P.S. Bardzo podoba mi się Wasz temat, ślędzę go od początku. Widzę, że udziela sie tu grono stalych osób, raczej starszych ode mnie. Mam nadzieję, że mogę dołączyć i interpretować i "filozofować" razem z Wami
