: wt, 18 paź 2011, 23:03
Coś w tym jest, co pisze homesick, w sensie w tej obłudzie ruchu oburzonych. Czytałam o hiszpańskich oburzonych-fakt, tam jest ogromne bezrobocie wśród młodych, 40 proc. ludzi do 30-stki jest bez pracy, ale z drugiej strony życie przy rodzicach stało się tam sposobem na życie. Ludzie studiują do 30-stki, kończą jeden kierunek, zaczynają drugi, potem trzeci... Na moim wydziale (Wydział Nauk Społecznych, Uniwersytet Wrocławski) studiują hiszpańscy studenci Erasmusa-Orgasmusa, którzy mają po 26-27 lat i są wielce zdziwieni, że są w grupach z polskimi 19-20 latkami (mówię o studiach dziennych, ja jestem na zaocznych a mrożące krew w żyłach historie o dobiegających 30-stki erasmusowcach z południowej Europy opowiadają nam wykładowcy, którzy pracują też na uczelni w tygodniu)...
Polscy "oburzeni", o których pisały nasze rodzime media mają około 10 lat mniej, niż ci z madryckiego Puerta del Sol-to maturzyści i osoby, które dopiero co zaczęły studia. Swoją drogą to jest ciekawy mechanizm, że nasze media manifestację, w której bierze udział 100-200 osób zawsze rozdmuchują do wielkiego obywatelskiego zrywu i "analizują" ją pod kątem różnych teorii społecznego zaangażowania-to naprawdę bawi. Nasi rodzimi protestujący hasła mieli mega socjalistyczne- żadnych eksmisji, dla wszystkich mieszkania socjalne, bezpłatny drugi kierunek studiów, kapitalizm jest be, itd. W skrócie- państwo ma dać i zapewnić. Jeden z przytomniejszych dziennikarzy im odpowiedział w artykule: a mnie oburza to, że Wy tyle żądacie od państwa (ja bym jeszcze dodała: szczególnie wtedy, kiedy jeszcze g... do niego wnieśliście).
Otóż biedne misie z dobrych wielkomiejskich liceów, poubierane w hipsterskie ciuchy, na noskach okulary RayBana a w domku Ipody i laptopy Apple (no wiadomo, na manifestację raczej ich nie zabrali, szpanowanie gadżetami to obciach) dokładają do polskiego budżetu chyba tylko wtedy, kiedy jako tacy "dorośli" kupują w sklepie tanie wino albo piwo, bo wtedy płacą też akcyzę na alkohol, która zasila skarb państwa... Nigdzie jeszcze nie pracowali i przez najbliższe 5 lat większość z nich nie będzie, kredyty będą brać za 10 lat i dodatkowo wybierają się na darmowe, dotowane przez państwo studia na publicznych uniwersytetach. Gros tych osób pójdzie studiować jakże "przyszłościowe" kierunki typu socjologia czy filozofia, albo nawet jedno i drugie razem, przecież nie skalają się pójściem na rachunkowość czy na kierunek techniczny, żeby w przyszłości "nie zeszmacić" się pracą w korporacji. No ja niestety "szmacę się" od pon do pt pracą w korporacji, żeby z mojej kasy misie mogły bezpłatnie studiować swoją filozofię, tudzież inne kulturoznawstwo. Rzadko patrzę na pasek wypłąty, bo interesuje mnie wpływ pensji na konto, ale jak ostatnio porównałam brutto i netto, to się okazało, że na umowie o pracę oddaję m. in na rzecz misiów ok. 1000 PLN miesięcznie (wiadomo, jeszcze jest ZUS i NFZ), a im więcej będę zarabiać-tym proporcjonalnie więcej będę oddawać. Jednocześnie sama studiując na tym samym wydziale co oni, ale nie dziennie, tylko w co drugi weekend, muszę płacić 1900 PLN za semestr...
Nie mówię, że wszystkie postulaty "oburzonych" nie są słuszne- umowy śmieciowe i bezpłatne staże to współczesne niewolnictwo. Sama pracowałam na umowie o dzieło 2 lata, mój mąż 3 i szczęściem było, że studentów na NFZ ubezpiecza uniwersytet. Bezpłatne staże, tudzież staże za jak że wygórowaną sumę 750 zł miesięcznie (to jest podwyżka, kiedyś staż był po 450 zł) albo fakt, że w większości kancelarii prawnych aplikanci harują za darmo, bo po prostu za dużo osób studiuje prawo, jest skandalem i rozbojem w biały dzień.
Zastanawiam się tylko, który polityk to zmieni? No na pewno nie nowa gwiazda- Januszek P., na którego pewnie głosowała większość polskich "oburzonych"-jak na zlikwidowaniu śmieciowych umów i wyzysku w kancelariach notariuszy i radców prawnych może zależeć komuś, kto żyje z dużego biznesu? Mam uwierzyć, że w należącym do Palikota Polmosie Lublin wszyscy pracują na Umowę o pracę na czas nieokreślony i nigdy nie postała tam noga "bezpłatnego" stażysty?
Śpijmy dalej.
Polscy "oburzeni", o których pisały nasze rodzime media mają około 10 lat mniej, niż ci z madryckiego Puerta del Sol-to maturzyści i osoby, które dopiero co zaczęły studia. Swoją drogą to jest ciekawy mechanizm, że nasze media manifestację, w której bierze udział 100-200 osób zawsze rozdmuchują do wielkiego obywatelskiego zrywu i "analizują" ją pod kątem różnych teorii społecznego zaangażowania-to naprawdę bawi. Nasi rodzimi protestujący hasła mieli mega socjalistyczne- żadnych eksmisji, dla wszystkich mieszkania socjalne, bezpłatny drugi kierunek studiów, kapitalizm jest be, itd. W skrócie- państwo ma dać i zapewnić. Jeden z przytomniejszych dziennikarzy im odpowiedział w artykule: a mnie oburza to, że Wy tyle żądacie od państwa (ja bym jeszcze dodała: szczególnie wtedy, kiedy jeszcze g... do niego wnieśliście).
Otóż biedne misie z dobrych wielkomiejskich liceów, poubierane w hipsterskie ciuchy, na noskach okulary RayBana a w domku Ipody i laptopy Apple (no wiadomo, na manifestację raczej ich nie zabrali, szpanowanie gadżetami to obciach) dokładają do polskiego budżetu chyba tylko wtedy, kiedy jako tacy "dorośli" kupują w sklepie tanie wino albo piwo, bo wtedy płacą też akcyzę na alkohol, która zasila skarb państwa... Nigdzie jeszcze nie pracowali i przez najbliższe 5 lat większość z nich nie będzie, kredyty będą brać za 10 lat i dodatkowo wybierają się na darmowe, dotowane przez państwo studia na publicznych uniwersytetach. Gros tych osób pójdzie studiować jakże "przyszłościowe" kierunki typu socjologia czy filozofia, albo nawet jedno i drugie razem, przecież nie skalają się pójściem na rachunkowość czy na kierunek techniczny, żeby w przyszłości "nie zeszmacić" się pracą w korporacji. No ja niestety "szmacę się" od pon do pt pracą w korporacji, żeby z mojej kasy misie mogły bezpłatnie studiować swoją filozofię, tudzież inne kulturoznawstwo. Rzadko patrzę na pasek wypłąty, bo interesuje mnie wpływ pensji na konto, ale jak ostatnio porównałam brutto i netto, to się okazało, że na umowie o pracę oddaję m. in na rzecz misiów ok. 1000 PLN miesięcznie (wiadomo, jeszcze jest ZUS i NFZ), a im więcej będę zarabiać-tym proporcjonalnie więcej będę oddawać. Jednocześnie sama studiując na tym samym wydziale co oni, ale nie dziennie, tylko w co drugi weekend, muszę płacić 1900 PLN za semestr...
Nie mówię, że wszystkie postulaty "oburzonych" nie są słuszne- umowy śmieciowe i bezpłatne staże to współczesne niewolnictwo. Sama pracowałam na umowie o dzieło 2 lata, mój mąż 3 i szczęściem było, że studentów na NFZ ubezpiecza uniwersytet. Bezpłatne staże, tudzież staże za jak że wygórowaną sumę 750 zł miesięcznie (to jest podwyżka, kiedyś staż był po 450 zł) albo fakt, że w większości kancelarii prawnych aplikanci harują za darmo, bo po prostu za dużo osób studiuje prawo, jest skandalem i rozbojem w biały dzień.
Zastanawiam się tylko, który polityk to zmieni? No na pewno nie nowa gwiazda- Januszek P., na którego pewnie głosowała większość polskich "oburzonych"-jak na zlikwidowaniu śmieciowych umów i wyzysku w kancelariach notariuszy i radców prawnych może zależeć komuś, kto żyje z dużego biznesu? Mam uwierzyć, że w należącym do Palikota Polmosie Lublin wszyscy pracują na Umowę o pracę na czas nieokreślony i nigdy nie postała tam noga "bezpłatnego" stażysty?
Śpijmy dalej.