Michael w piosence napisał o czymś, co było najbardziej dotkliwe w jego życiu. Kiedy ludzie jeszcze niedawno cię nosili na rękach, teraz potrafią cię obrażać. Jak łatwo zdewaluować człowieka i dopasować go do własnych demonów. Trudno czuć się bezpiecznym i dalej dążyć do dobrej sławy, kiedy za nią idzie zagrożenie. On był jej świadomy i dźwigał jej ciężar przez dziesiątki lat, ale kiedy uderzono w jego najczulszy punkt, stracił siłę. Świat zabronił mu czegoś, co dawało mu radość i było jego autoterapią, czynić lepszy świat dla dzieci, bo inni zobaczyli w tym dwuznaczność. To było dla niego chyba ucieleśnieniem piekła, o czym zresztą nie raz mówił.
Nie chodziło o fanów, bo im zawsze był wdzięczny. Przecież na nas był bardziej otwarty, bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. O tym choćby pisały fanki, które były w Santa Maria, albo wspomnienia po 2 pobycie MJ w Warszawie. Chodziło o trud posiadania władzy. Michael w 1993 roku był potężniejszy niż kiedykolwiek. Po wywiadzie z Oprah, Ameryka go kochała nawet bardziej, niż po wydaniu
Thrillera. Do tego miał prawa do tylu piosenek, nie tylko tych autorstwa czwórki z Liverpoolu, że firmy fonograficzne nie mogły go ignorować.
Mnie w tym tekście zatrzymują dwie rzeczy- kiedy oberwiesz tak mocno, że jedynym co ci zostanie, to się znieczulić. Kiedy żadne towarzystwo nie jest wystarczające, żadna rekompensata nie daje ulgi.
Jak w
The Wall Pink Floydów, tyle że tu mur budowany nie jest od okresu dorastania, ale w efekcie traumy. Mur i podejrzliwość o charakterze paranoi.
Kod: Zaznacz cały
We're talkin' danger
We're talkin' danger, baby
Jestem przekonany, że Michael jej nie miał, w TTI pokazuje swoją ufność. Ale wtedy pewnie tak się czuł. W końcu nawet siostra od niego się odwróciła. Stracił logikę, jego zasady przestały potwierdzać rzeczywistość. Pojawiło się uczucie szaleństwa, chaosu.
Plac Czerwony ponoć każdego przytłacza swoim ogromem. Nie byłem, ale słyszałem. Ten sam ogrom wydarzeń przytłoczył go. Przypomina mi się mój okres dorastania, w latach 80-tych. Ponury klimat socjalizmu. I metody działania służb specjalnych- na szczęście tylko z filmów, choćby Wajdy. To bulwersujące, jak USA, będący krajem wrogo nastawionym do komunizmu, stosuje podobne metody. Podobnie mówiono przecież o partii PIS, która walcząc z lewicą, posunęła się do podobnych metod perswazji, co sprzed 1989 roku.
Michael otaczał się zawsze pięknem. Nie lubił Picassa, kochał barok i klasycyzm starożytny. Lubił przepych w sztuce, nawet jeśli zahaczał o kicz. Nie nagrywał surowych, brudnych nagrań. Nie eksperymentował z konstrukcją, jak czynią to muzycy alternatywni. Nie sięgał po muzykę alternatywną. Za wyjątkiem jednego razu- w jednym z wywiadów jego współpracownik wyznał, że Michael polubił płytę Nine Inch Nails,
The Downward Spiral. Znacie ją? Zobaczcie choćby obrazek muzyczny do
Closer. Poszukajcie, kto reżyserował. I po kogo Michael sięgnął przy pierwszym filmie muzycznym do płyty
HIStory. I czy muzyka NIN nie przypomina Wam pewne nagranie z BOTD. To był jedyny flirt Michaela z industrialem, z przemysłowym brudem. W
Stranger In Moscow dopiero zaczął o nim śpiewać. Później od niego odszedł (przestraszył?) i wrócił do ciepłego świata dziecięcego, w życiu jednak znowu go dopadło.
Dla mnie ten deszcz jest deszczem oczyszczenia. Oczyszczenia umysłu z tego chaosu, pragnienia odreagowania, nieagresywnego.
W 1995 roku wydawało się, że Michael sobie z tym poradził. Mówił, że ma skórę nosorożca. Nie spodziewał się tego chyba, co stanie sie w 2003 roku. A może spodziewał? Jak myślicie?
Po śmierci Michaela były głosy, że znów zaczęło mu coś grozić. Jeżeli tak, to nasuwa mi się porównanie z
Twin Peaks- Ogniu Krocz Ze mną. Jak Laura mogła wybrać- stać się tak samo brudną jak jej prześladowca, albo wybrać śmierć. W żadnym wypadku nie sugeruję samobójstwa, ale tendencje autodestrukcyjne, o którym pisała Lisa- Marie w efekcie prowadzą do tego samego.