: wt, 05 paź 2010, 15:50
autor: akaagnes
kolejny odcinek story.
...
Przed południem następnego dnia Agnes zjawiła się w Universal, by odebrać kwitek delegacyjny na tournee i dostała zadanie dodatkowe w postaci filmowania zawodowego otoczenia Michaela. Amanda wyposażyła ją w ręczną kamerę i przekazała instrukcje.
- Nie mam pożytku z tej swojej nowej asystentki - powiedziała z uśmiechem.
- Wiesz, że bardzo chciałabym z tobą też popracować, no ale...
- Michael Jackson, większa sprawa.
- No właśnie - mrugnęła do niej Agnes.
Już miała wychodzić, przygotowywać się do wyjazdu, gdy na korytarzu spotkała Michaela, Bruce'a i swojego szefa z Universal.
- Agnes, jest sprawa - zaczął ten ostatni. - Pozwól z nami.
Poszła. Weszli do studia montażowego. Kilka osób pracowało już nad montowaniem i zgrywaniem scen z prób na potrzeby filmu. Domyśliła się o co chodzi. Kwestia była tylko jak bardzo jej szef ją opieprzy za ten wybryk. Przełknęła ślinę. Michael patrzył na nią poważnie.
- Jestem bardzo zadowolony z twojej pracy - zaczął ceo. - Bruce i inni współpracownicy, również sam Michael bardzo cię chwalą.
- Staram się. Zależy mi na tej pracy.
- To widać, bardzo dobrze - odpowiedział, ale Agnes wydało się, że robi jakąś sugestię. - Widzę, że robisz też więcej - dodał. Agnes poczuła, że tonie i już przygotowywała sobie w głowie wytłumaczenie, jednocześnie nie chcąc zwalać wszystkiego na Michaela, że to on jej kazał właściwie.
Bruce patrzył na nią wnikliwie. Zbyt wnikliwie. Zauważył jej zdenerwowanie.
- Więcej i dobrze - kontynuował za dyrektorem. - Więc nie ma powodu, żebyś się stresowała.
Michael popatrzył na niego z uśmiechem. Agnes na chwilę zatkało.
- Oglądałem ten fragment z twoim udziałem - przyznał się szef Agnes. - I muszę powiedzieć, że zrobiło to na mnie wrażenie.
- Być może nie powinnam była tego robić, ale... z racji tego, że Michael mnie o to poprosił, chciałam pokazać zestresowanej modelce jak wczuć się w tę rolę.
- Nie masz się czym przejmować, wszystko w porządku - odpowiedział. Agnes była zaskoczona, że jej nie ochrzanił, a może powinien. Poczuła pewną ulgę, choć nie do końca. - Michael to teraz twój szef, na wyjeździe i dopóki jesteś oddelegowana do pracy w tej ekipie. Jeśli o cokolwiek cię poprosi, bez obawy możesz to zrobić, ja daję ci moją zgodę. - Być może lizał trochę dupę Michaelowi, gdyż zależało mu na pewnym poziomie produkcji jaki sobie wyznaczył. Michael jednak uśmiechnął się. Z jakiegoś powodu ucieszył się, że to usłyszał. Zawsze lubił mieć pełną kontrolę nad poszczególnymi sytuacjami.
- W porządku - potwierdziła Agnes.
- No cóż, na razie muszę lecieć - rzekł dyrektor i wstał z pulpitu, o który się oparł. - Wy omówcie resztę, no i powodzenia w trasie. - Uściskał dłoń Agnes i wyszedł.
- Może przejdziemy do gabinetu, tam jest spokojniej - zaproponował Michael.
Bruce poszedł jeszcze po jakieś dokumenty, a Agnes razem z Michaelem weszli do biura obok.
- O czym chcesz jeszcze porozmawiać? - zapytała dziewczyna.
- O twojej zgodzie na umieszczenie tego fragmentu na filmie - odpowiedział od razu i poważnie Michael.
- Myślisz, że powinnam się zgodzić? Dlaczego?
- Bo to naprawdę dobrze wyszło. Sama widziałaś.
- Gdybym była modelką, aktorką, pewnie nawet byłoby mi przykro, gdybyś stwierdził inaczej, ale nie jestem nią. Jestem asystentką planu, moja praca dzieje się po zupełnie innej stronie kamery.
- Po tej drugiej stronie też radzisz sobie doskonale. Nie będzie już czasu, żeby to nagrać drugi raz z inną dziewczyną, być może powtarzać ujęcia kilka razy. Proszę.
- Widzisz, sam jesteś profesjonalistą. Myślałam, że dbasz o odpowiedni profesjonalizm także w całej swojej ekipie, żeby każdy zajmował się swoją pracą i robił to dobrze.
- Nie jest tak? Tak myślisz?
- Prosząc mnie o coś co wykracza daleko poza granice moich kompetencji, pozbawiasz mnie tego profesjonalizmu. Naprawdę źle się z tym czuję, mimo że jest mi bardzo miło, że podoba ci się to, co pokazałam na scenie. Z twoich ust, to naprawdę wielka rzecz.
- Powiedziałem to szczerze. Dawno nie widziałem tak dobrej interpretacji tego układu na żywo. Nie proszę cię, żebyś wyszła ze mną na scenę przed kilkunastotysięczną widownię... - Agnes zaśmiała się. - Proszę cię tylko o zgodę na umieszczenie nagrania z prób na dvd. W przyszłości dużo na tym zyskasz.
- Właśnie dlatego, że myślę o swojej zawodowej przyszłości, nie mogę się na to zgodzić - Agnes szła w zaparte, choć nie było jej łatwo. - Ja wiem Michael, że miliony innych dziewczyn dałoby się zabić za taką chwilę z tobą. Dlatego zgodziłam się wyjść na tę scenę razem z tobą i zrobić to, bo kiedyś sama o tym marzyłam...
- Więc w czym problem?
- W tym, że sytuacja diametralnie się zmieniła. Zrobiłam to dla siebie, dla ciebie i dla koleżanki, którą sparaliżowała trema. Jestem ci wdzięczna za te 5 minut, naprawdę, zapamiętam je do końca życia zapewne. Ale teraz też chodzi o moje życie zawodowe, profesjonalne. To, że jestem nowa, dopiero zaczynam karierę filmowca, wcale nie oznacza, że mogę sobie świadomie pozwalać na... błędy w pewnym sensie. Wiesz o czym mówię.
- Tak, wiem o czym mówisz - przytaknął Michael. - Ale mogę ci zagwarantować, że przez to nie ucierpi twoja kariera i nie stracisz tego, na czym ci zależy.
- Michael, ja nie mam parcia na szkło. A w takim kontekście później mogę być odbierana, gdy moja chwila spontaniczności zostanie uwieczniona i opublikowana w tym filmie.
- Obiecuję, że po zakończeniu naszej współpracy własnoręcznie napiszę ci doskonałe referencje. I tak to zrobię. Nie musisz się martwić o swoje życie zawodowe. Imponuje mi nawet to, że myślisz już tak poważnie o swojej przyszłości.
- Taka szansa, okazja jaką dostałam nie trafia się każdemu. Gdziekolwiek, ale na pewno też nie tam, skąd pochodzę. Obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by to jak najlepiej wykorzystać, nauczyć się jak najwięcej, rozwinąć skrzydła i nie pozwolić, by cokolwiek to zepsuło. Zawsze o tym marzyłam.
- Co mogę zrobić, żeby cię jednak przekonać? - Michael upierał się jednak, zastanawiał się głośno.
Agnes odeszła kilka kroków, rozłożyła ręce. Wydawało mu się, że dobrze zinterpretował ten gest.
- Słuchaj - rzekł. - Razem z Brucem ustalimy dla ciebie bardzo dobre honorarium. Do negocjacji nawet. Jestem w stanie dać ci wiele za to.
Agnes najpierw aż otworzyła usta z wrażenia. Następnie odwróciła się i spojrzała na Michaela z niedowierzaniem.
- Słucham? - dopytała, bo nie wierzyła własnym uszom.
Michael zbliżył się do niej.
- Zysk możesz mieć też gwarantowany ze sprzedaży dvd. Ustalimy jaki procent z nakładu. To jest naprawdę korzystny i uczciwy interes dla nas obojga. - Agnes wzięła głęboki oddech. Michael położył je dłoń na ramieniu. - Ty to dla mnie zrobisz, a ja ci bardzo dobrze zapłacę.
To ostatnie zdanie przeważyło szalę goryczy. Agnes zareagowała bardzo gwałtownie, bo nie mogła wytrzymać już tego, co mówił. Zacisnęła zęby i bardzo mocno uderzyła go w twarz.
- Nie jestem dziwką za kasę! - wycedziła przez zęby. Michael stał z szeroko otwartymi oczami, w tak wielkim szoku, że ledwo co mógł złapać oddech. Trzymał się za policzek, czuł, jak palił go. - To niewiarygodne, ... ty naprawdę tak myślisz, że wszystko i wszystkich możesz mieć za pieniądze? Że rozłożę przed tobą nogi tylko dlatego, że jesteś Michael Jackson i dobrze płacisz!? Jak śmiesz! Nie mogę w to uwierzyć!
Poczuła się tak cholernie upokorzona i rozczarowana... Michael nadal nie był w stanie nic powiedzieć. Ciągle trzymał dłoń na swoim policzku, drugą ręką opierał się o stół. Podbródek zaczął mu lekko drżeć. Agnes skierowała się do wyjścia, zatrzymała się jeszcze przy drzwiach.
- To obrzydliwe - powiedziała ciszej, ze łzami w oczach. - Nawet nie wiesz jak bardzo właśnie się zawiodłam. Wcześniej znałam cię tylko z gazet i tv, miałam o tobie zupełnie inne zdanie, zupełnie inne wyobrażenie.
Michael nie miał odwagi spojrzeć na nią. Czuł się dostatecznie podle i poczuł aż ucisk w dołku. Chciał, żeby już wyszła, ale ona zrobiła coś jeszcze. Wciągnęła powietrze nosem, słychać było, że płacze. Nagle odezwała się pewnym cytatem.
- Money, money... Lie for it.. Spy for it.. Kill for it... Die for it. It's just in the devil's game of greed and lust. They don't care they'd do me for the money, they don't care they use me for the money...
- Proszę przestań... - udało mu się powiedzieć, bardzo cicho, choć słowa grzęzły mu w gardle. Za chwilę usłyszał trzaśnięcie drzwiami, aż drgnął.
Agnes biegła korytarzem i nie zareagowała nawet na Amandę, która krzyknęła jej "hej". Miała nadzieję tylko, że nie natknie się na szefa. Wybiegła z budynku, zbiegła po schodach i dobiegła do najbliższej budki telefonicznej. Zamknęła za sobą drzwiczki. Rozpłakała się na głos.
Zostawiła rzeczy w domu. Odświeżyła się i wyszła na plażę. Usiadła na piasku. Zdjęła buty. Chciała odpłynąć gdzieś daleko razem z szumem fal, nie myśleć o niczym, tylko popijać mrożoną Mochę ze Starbucks. Ciepły wiatr smagał jej twarz, w oddali zobaczyła grupę ludzi grających w siatkówkę plażową. Wstała i podbiegła w ich stronę. Dołączyła się do gry.
Michael stał w tym biurze jeszcze kilkanaście minut. Był kompletnie rozbity i dopiero wtedy uświadomił sobie co zrobił. Ciągle był w szoku: uderzyła go w twarz. Ona. Policzek nadal piekł, jakby boleśnie przypominając mu o słowach, które nigdy nie powinny paść z jego ust. Świat zaczął wirować wokół i ważne sprawy straciły znaczenie. Usiadł na najbliższym krześle. Poczuł się jak śmieć, jak ostatni kretyn. Chciało mu się wyć.
- Miko... - odezwał się przez komórkę, gdy po drugiej stronie usłyszał halo. - Chcę już wracać do domu.
Zaraz po wejściu, przybiegły do niego dzieci. Uśmiechnął się mimo woli i wyściskał je. Czuł, że chce się do kogoś przytulić, do kogoś komu na nim zależy. Małe rączki jego kilkuletnich dzieci oplotły jego szyję. Ich szczebiotanie na chwilę rozgoniło ciemne chmury. Wyściskał je, a w zamian za to dostał od Paris nadgryzione obślinione ciasteczko, jednak podarowane z bezgranicznej miłości. Usiadł razem z nimi na podłodze, gdzie rozsypane były klocki i inne zabawki.
- Popać - wyszczebiotał Prince dumnie wskazując wieżę, jaką udało mu się ułożyć.
- Wspaniale! Jaka piękna budowla - zaśmiał się uroczo Michael i pocałował synka w czoło.
Potrzebował tego czasu z dziećmi. Dawały mu taką radość, uwielbiał bawić się z nimi. Gdy Kaila zawołała na lunch, cała trójka najpierw skierowała się do łazienki umyć ręce, gdzie Prince odkrył jak można zrobić fontannę z kranu, a potem zjedli pyszną tortillę.
Gdy zamknął za sobą drzwi sypialni, by odpocząć, wszystko wróciło. Jakby dobra bajka się skończyła. To nie tylko dziecięcych rączek potrzebował, by go przytulały. Czuł się taki samotny i nierozumiany, teraz tym bardziej. Gdyby mógł któregoś dnia wrócić do domu, przytulić głowę do piersi ukochanej kobiety, która go zrozumie, będzie dla niego zawsze, powie, że wszystko będzie dobrze, że przetrwają trudności razem, ramię w ramię. Tymczasem zdawało mu się, że właśnie tą kobietę traci, mimo że wcale przecież jej nie miał. Widział, jakby oddalała się w ciemność nieznaną i niebezpieczną, z tak smutną twarzą, jak smutna była w tamtej chwili jego dusza. Zamknął, wręcz zacisnął oczy. To wszystko przez niego, przez jego słowa, tak nieodpowiednie, wypowiedziane z chłodnym przekonaniem, że robi dobrze, że ona tego chce. Sam pchnął tę kobietę do oddalenia się, czuł, jakby to on dodatkowo wymierzył jej ten policzek, a nie ona jemu. Opadł na łóżko i przykrył twarz dłońmi. Było mu tak cholernie wstyd i to tak bardzo bolało. Z oczu spłynęła mu łza. Tylko jedna, ale jakże wymowna. Czuł, że musi dać ujście tym emocjom, uczuciom, które nim targały. Gdzieś jest ten wentyl. Sięgnął po kartkę papieru. Zaczął pisać. Coraz szybciej i szybciej, jakby myślał, że te słowa nagle mu umkną gdzieś, znikną i przepadną. Było coraz trudniej. Jakby widział na tej kartce jej zapłakaną twarz, mokre lazurowe oczy i drżące usta. Widział jak wychodzi, jak znika, a on nic nie może zrobić. A potem znowu się pojawiała. Jakby ktoś na okrągło przewijał jeden krótki moment jakiegoś filmu. Nagle odrzucił ołówek, jakby go parzył. Zsunął z kolan te kilka kartek i znowu zamknął oczy. Westchnął, jakby oczekując ulgi albo odpowiedzi na różne pytania. Spojrzał na kartkę pełną słów, niektóre skreślone, a niektóre wręcz wyryte na kartce: Don’t walk away... See I just can’t find the right thing to say ... Tell me what I have to do so you’ll stay Should I get down on my knees and pray? I close my eyes Just to try and see you smile one more time... - Zagryzł usta. Jak to możliwe, że on to czuje? Czuje do niej. Sięgnął na moment do rozsądku, ale wszystko co próbował sobie chłodno wytłumaczyć rozleciało mu się w drobne kawałki. Poczuł pustkę. Taką, której nie wypełniały nawet słodkie ukochane dzieci.
I poczuł też nagle coś dziwnego. Chciał jej. Właśnie jej, mimo że tak bardzo ją dzisiaj skrzywdził, mimo że tak strasznie ją zawiódł. Tam nie stała przed nim jedynie zbyt młoda dziewczyna, by słów nie musieć wypowiadać na zbyt poważnie, bo ona i tak we wszystko uwierzy. We wszystko co padnie z jego ust. Widział mądrą kobietę z krwi i kości, świadomą swojej wartości, swojej godności. Kobietę silną, myślącą i zdecydowaną. Czy nie o takiej właśnie marzył całe życie? Los jest taki przekorny, niespodziewany. Rozsądek podpowiada inaczej, że to niewłaściwe, ale serce czuje co czuje i nie może się tego pozbyć. Rozsądek mówi, że zbyt krótko ją znasz, że metrykalnie się nie zgadza, że być może to tylko kaprys, kryzys wieku średniego, o którym wspomniała Kate. A serce każe wziąć ją w ramiona, postawić wszystko na jedną kartę, zakochać się. Tak zupełnie niemożliwie.
Siedziała na kanapie w swoim mieszkaniu, nalała sobie lampkę wina. Musiała poważnie przemyśleć kilka spraw. Zadawała sobie pytanie, czy jest w stanie zdystansować się na tyle, żeby móc dalej, jeszcze przez ten czas na wyjeździe, pracować dla Michaela. Pracować la niego, jednocześnie zapominając o nim. Zdystansować się na tyle, żeby widzieć tylko Michaela Jacksona Króla Pop, ikonę, a nie człowieka, którego, jak zdawało jej się, poznawała lepiej, lubiła bardziej, a który dziś potraktował ją jak towar, który można kupić za każdą cenę. Popiła wino. Zadzwonił właśnie jej telefon. na wyświetlaczu dostrzegła imię: Macaulay C.
...