Blog Talithy

O Michaelu rozmowy luźne.

Moderators: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, Mafia

Talitha
Posts: 686
Joined: Sun, 06 Sep 2009, 0:13
Location: inąd

Post by Talitha »

Myślę, że Talitha i inne podobne jej dziewczyny tak naprawdę zapomniały co zapoczątkowało fascynację Michaelem Jacksonem. Zdjęcia, muzyka oraz wszelkie związane z nim przedmioty otaczały je zapewne w takim zagęszczeniu, że zatraciły realny obraz jego postaci. Powstał jakiś rodzaj konglomeratu, próby połączenia wyobrażeń z rzeczywistością, nadania jakichś nadzwyczajnych cech facetowi, który naprawdę niczym się od nas nie różni. Tylko jedna jedyna cecha odróżniała Michaela od przeciętnego Smitha (Kowalskiego), miał przeogromną ambicję i plany które z powodzeniem realizował ciężko pracując na swój sukces, przy tym wierząc, że musi wykorzystać w pełni potencjał, który otrzymał od Boga, to wszystko.

Michael miał ważny cel, tworzenie (creating!), wszystko to co starał się przekazać nam za pomocą tekstu, ruchu, dźwięku. Chciał przesłać przy tym coś pozytywnego, co skłoni nas do zastanowienia się i dokonania zmian. Na pewno czerpał z tego ogromną satysfakcję. Rezultat jego pracy miał być bodźcem dla każdego z nas do stania się lepszym człowiekiem. W tym wszystkim nie chodziło o to by dowiedzieć się szczegółów z jego prywatnego życia (gdzie był, co jadł, jak miał na imię jego dziadek), przebywania w jego obecności i słuchania godzinami tego co mówił, pochłaniania naocznie "światła", itd. Nie wiem co sprawiło, że wielu ludzi zamiast czerpać energię z obserwacji tego jak niesamowicie się porusza na filmie i słuchania jak umiejętnie wykonuje głosem te wszystkie zawiłe tonacyjne konstrukcje, zamiast tego wszystkiego zapragnęła mieć tego człowieka na własność.

Od dziecka marzyłam o tym by być taka jak Michael Jackson, mimo że byłam dziewczynką, chciałam tańczyć jak On, nie przebywać w jego obecności, ale go naśladować, tworzyć na jego przykładzie coś własnego. Myślę, że u Talithy i reszty osób również zaczęło się od właśnie takich uczuć. Nie obwiniam, nie oceniam nikogo, staram się zrozumieć, wyciągam wnioski z opisu i nie wiem czy trafne, to jedynie domysły. Ktoś, a raczej cała masa ludzi, po prostu w tym wszystkim się zagubiła.
User avatar
@neta
Posts: 1057
Joined: Thu, 16 Jul 2009, 0:42
Location: z innej bajki

Post by @neta »

give in to me- wiesz....to nie zawsze tak jest, że w życiu toczy się wszystko wg scenariusza.Możesz mieć kochającego męża, wspaniałą pracę, cudowne marzenia i....stracić wszystko w jednej chwili bez własnej winy.Wydajesz się taka pewna, taka przekonana, że odkryłaś ten super sposób na idealne życie.Łatwo Ci oceniać: ta postępuje źle bo coś tam traci, ta postępuje nie tak bo jej nie zauważają.....trochę pokory życzę.

Nie rozumiem czemu niektórzy tak zaatakowali tę dziewczynę.Przeżyła w życiu coś cudownego.Nikt nie może powiedzieć jak to jest, kto nigdy choć raz tego nie spróbował.
Dałabym wiele aby poczuć ciepło ramion i usłyszeć głos i śmiech Michaela na żywo i wiem, że to byłoby wiele wartościowsze niż wszystkie magistry i "mondre" przeczytane książki.Nie chodzi tu o jakieś wyimaginowane marzenia.
Nie, nie jestem też fanatyczką ale wiem ile przez całe życie znaczył dla mnie ten człowiek.Marzyłabym aby podziękować mu za to osobiście.
A ta dziewczyna.....ona odważyła się spełnić swoje marzenia.
Chciała poznać Michaela- udało się jej.Nie znam innego sposobu dla przeciętnego człowieka który nie jest super utalentowaną gwiazdą, pisarzem, reżyserem czy słodkim 10latkiem albo autorem Piotrusia Pana który mógłby zbliżyć się do Michaela.
Thalicie dzięki wytrwałości i poświęceniom udało się.Nie ważne jaki masz cel w życiu.Każdy w duchu ma swój subiektywny.Ważne jest aby do niego dążyć, wierzyć w niego a się spełni.Nie oceniajmy czyiś marzeń czy sposobu na życie.
Poza tym oprócz 5 min jest pozostały czas pełen przygód, ludzi,bliskich i dalszych kontaktów , różnych doświadczeń.
Doświadczamy życia w każdej jego minucie.
Z przyjemnością przeczytałam te wszystkie ciepłe słowa o Michaelu, obejrzałam naturalne zdjęcia.Wierze, że Michael potrzebował tych ludzi, ich wsparcia, troski i znaków miłości.
Bycie artystą pociąga za sobą też pewną potrzebę.Nie tylko potrzebę tworzenia, grania na scenie ale i potrzebę odczuwania uwielbienia od ludzi. Nie widzę Michaela stojącego przed nobliwą publicznością z kamiennymi twarzami.Z jakiś powodów ten facet na każdym kroku przy swoich występach filmował te wstawki z histerycznymi omdlewającymi, modlącymi się, płaczącymi i śmiejącymi, roztańczonymi ludźmi
(notabene te same sceny pojawiały się w różnym czasie na różnych koncertach sic! nenene )
Jest popyt jest podaż.A że ludzie są różni i nie da się nad nimi panować widać to dobrze nawet tutaj.
Fan to nie jest jakaś bezkształtna rozwrzeszczana masa.To jest człowiek który ma uczucia, duszę, rozum i często bezinteresowną miłość.Osoba Michaela połączyła mnie z wieloma wspaniałymi osobami i za to mu tez jestem wdzięczna.
Nie interesuje mnie czy te Jego relacje były jednostronne, prawdziwe czy nie.Nie mam ani prawa tego oceniać bo to wyłącznie wiedzą sami bohaterzy tego "związku"
Jesteśmy ludźmi i jeśli nadajemy ze sobą na jednych falach nawiązujemy kontakt.Michael był też takim samym człowiekiem choć niektórym trudno w to uwierzyć.I jak napisała Triniti poniżej....ja też tak czuje i wierze w to Jego wew. światło które tak oczarowywało ludzi.
Jeśli się czegoś nie rozumie to nie znaczy, że należy to potępiać.
Last edited by @neta on Tue, 06 Sep 2011, 21:34, edited 2 times in total.
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
triniti
Posts: 468
Joined: Fri, 30 Oct 2009, 14:09

Post by triniti »

Talitha wrote:Myślę, że Talitha i inne podobne jej dziewczyny tak naprawdę zapomniały co zapoczątkowało fascynację Michaelem Jacksonem. Zdjęcia, muzyka oraz wszelkie związane z nim przedmioty otaczały je zapewne w takim zagęszczeniu, że zatraciły realny obraz jego postaci. Powstał jakiś rodzaj konglomeratu, próby połączenia wyobrażeń z rzeczywistością, nadania jakichś nadzwyczajnych cech facetowi, który naprawdę niczym się od nas nie różni. Tylko jedna jedyna cecha odróżniała Michaela od przeciętnego Smitha (Kowalskiego), miał przeogromną ambicję i plany które z powodzeniem realizował ciężko pracując na swój sukces, przy tym wierząc, że musi wykorzystać w pełni potencjał, który otrzymał od Boga, to wszystko.

Michael miał ważny cel, tworzenie (creating!), wszystko to co starał się przekazać nam za pomocą tekstu, ruchu, dźwięku. Chciał przesłać przy tym coś pozytywnego, co skłoni nas do zastanowienia się i dokonania zmian. Na pewno czerpał z tego ogromną satysfakcję. Rezultat jego pracy miał być bodźcem dla każdego z nas do stania się lepszym człowiekiem. W tym wszystkim nie chodziło o to by dowiedzieć się szczegółów z jego prywatnego życia (gdzie był, co jadł, jak miał na imię jego dziadek), przebywania w jego obecności i słuchania godzinami tego co mówił, pochłaniania naocznie "światła", itd. Nie wiem co sprawiło, że wielu ludzi zamiast czerpać energię z obserwacji tego jak niesamowicie się porusza na filmie i słuchania jak umiejętnie wykonuje głosem te wszystkie zawiłe tonacyjne konstrukcje, zamiast tego wszystkiego zapragnęła mieć tego człowieka na własność.

Od dziecka marzyłam o tym by być taka jak Michael Jackson, mimo że byłam dziewczynką, chciałam tańczyć jak On, nie przebywać w jego obecności, ale go naśladować, tworzyć na jego przykładzie coś własnego. Myślę, że u Talithy i reszty osób również zaczęło się od właśnie takich uczuć. Nie obwiniam, nie oceniam nikogo, staram się zrozumieć, wyciągam wnioski z opisu i nie wiem czy trafne, to jedynie domysły. Ktoś, a raczej cała masa ludzi, po prostu w tym wszystkim się zagubiła.


Myślę, że to zbyt duże uproszczenie. Talitho, Twój opis można właściwie przypisać każdemu , dobremu (już nie mówię wielkiemu) artyście. Każdy prawdziwy artysta jest ambitny i ciężko pracuje na swój sukces..
Wiele osób widzi w Michaelu coś wyjątkowego …coś , co się wymyka prostym charakterystykom. Możliwe, że jet to naznaczenie cierpieniem.
Nie tylko fani widzieli w Michaelu męczennika naszych czasów - wybuchowa mieszanka biorąc pod uwagę jego wizerunek sceniczny.
Ne bez powodu La Chapelle, uczeń Warhola (tak przynajmniej widnieje w jego życiorysie) malował Michaela jako współczesnego Chrystusa…


I wydaje mi się, że się mylisz. Tych ludzi, FF, nie pchała do Michaela ciekawość i chęć podglądactwa, ale potrzeba obcowania z tym człowiekiem..

Ni mam czasu na rozwinięcie mojej myśli, teraz…


edit: I jeszcze może dodam. Fascynacja Thality mogła mieć różne fazy,od takiej standardowej, czyli słuchania jego muzyki i zaklejania ścian plakatami, aż z czasem fascynacja przerodziła się raczej w chęć niesienia mu pomocy i wspierania go. Talitha widziała przez co przechodził dzień po dniu spotykając go w sądzie. Wszystkich, których poznałam, a byli tam również, mówią, że Michael przechodził przez to z niezwykłą godnością. Zresztą to było widać nawet z zewnątrz. Potem fanowanie, szczególnie dla ludzi będących tak blisko, zamieniło się we wspólne niesienie tego ciężaru, o czym wspomniała Talitha.
Cieszę się, że Talitha wybrała zdjęcie z transparentem z Polski na pierwszym planie. Dziękuję tym osobom stąd, którzy tam wówczas były.
User avatar
give_in_to_me
Posts: 500
Joined: Sun, 17 Jan 2010, 12:37
Location: Wrocław

Post by give_in_to_me »

@neta wrote:give in to me- wiesz....to nie zawsze tak jest, że w życiu toczy się wszystko wg scenariusza.Możesz mieć kochającego męża, wspaniałą pracę, cudowne marzenia i....stracić wszystko w jednej chwili bez własnej winy.Wydajesz się taka pewna, taka przekonana, że odkryłaś ten super sposób na idealne życie.Łatwo Ci oceniać: ta postępuje źle bo coś tam traci, ta postępuje nie tak bo jej nie zauważają.....trochę pokory życzę.
Wiem, że mogę wszystko stracić, każdy może. Nie odkryłam idealnego sposobu na życie, nie uważam wcale, że np. każdy musi żyć w małżeństwie, tak jak ja. Niektórzy nie chcą czy tam się do tego nie nadają. Każdy sam wybiera.

Ja jednak na własne oczy widziałam, jak obsesja na temat Michaela zawładnęła czyimś życiem. Ostatnio naocznie dowiedziałam się, że nadal nim włada. Próbowałam kiedyś pomagać, wyciągać, nie tylko ja zresztą. Musieliśmy niestety spasować i pozwolić tej osobie od nas odejść, bo zaczęło być to destruktywne dla nas. I ktoś w tym swoim chorym świecie dalej tkwi. Nie mów mi proszę, że jest szczęśliwy, bo nie jest i ja to widzę i wiem-nie dlatego, ze ja mam inny model życia, tylko dlatego, że ta osoba sama tak mówiła. A najpiękniejsze lata życia, młodość, itd. tej osobie uciekają.


Nie porównuję tu Talithy, bo ona wydaje się mieć olej w głowie dobrej jakości, ale trzeba BARDZO uważać z tego typu fascynacjami.

Tak jeszcze sobie myślę, że to zbliżenie Michaela z fanami, że ta Talitha przyjechała parę razy do Neverland, że rozmawiali i takie tam to też wynika trochę z chronologii. Spójrzcie, to się u niej rozkręciło po procesie. Kim był Michael po procesie dla świata? Był śmieciem i wszyscy doskonale o tym wiemy. A tu nagle przychodzą fani, młode dziewczyny i mówią "hej, Michael, ale my wierzymy Tobie, my wiemy, że jesteś dobry, my Cię kochamy. Życzymy Ci jak najlepiej. W naszych oczach nigdy nie będziesz skończony". I takie słowa to jest balsam na serce człowieka w depresji, tym bardziej jak się spada z takiego piedestału, na jakim on stał. "to ja mam jeszcze jakiś fanów? To są ludzie, którzy mnie jeszcze kochają, nie odwrócili się?". Nie tylko jego dzieci przecież dawały mu wsparcie, to również.


Jednak szczerze powiedziawszy, czy jakby Talitha była 10 lat starsza i szalała za MJem w taki sposób przy płycie Bad, to on by miał dla niej czas i dla innych takich fanów? Rozmawiałby z nią? Tu nawet nie chodzi o wiek, że wtedy był młody a potem był dojrzałym mężczyzną, ale o samo położenie, doświadczenie życiowe, itp. Proces był okrutny i nigdy nie powinien mieć miejsca, ale chyba też czegoś Michaela nauczył, czy nie? Chyba tej pokory właśnie.
User avatar
buziaczek
Posts: 616
Joined: Thu, 15 Oct 2009, 17:54
Location: okolice Krakowa

Post by buziaczek »

give_in_to_me wrote:Wiem, że mogę wszystko stracić, każdy może. Nie odkryłam idealnego sposobu na życie, nie uważam wcale, że np. każdy musi żyć w małżeństwie, tak jak ja. Niektórzy nie chcą czy tam się do tego nie nadają. Każdy sam wybiera.
Właśnie. Każdy z nas wybiera. Może ktoś wybrałby inaczej, Tahlita wybrała podróż za MJ. Ona dokonała akurat takiego wyboru. Czy najlepszego?...
give_in_to_me wrote: Ja jednak na własne oczy widziałam, jak obsesja na temat Michaela zawładnęła czyimś życiem. Ostatnio naocznie dowiedziałam się, że nadal nim włada. Próbowałam kiedyś pomagać, wyciągać, nie tylko ja zresztą. Musieliśmy niestety spasować i pozwolić tej osobie od nas odejść, bo zaczęło być to destruktywne dla nas.
No tak. Mimo, że taki widok boli, nie da się pomóc komuś na siłę...jeśli ten nie chce. Jeśli on/ona nie dostrzega problemu.
give_in_to_me wrote: Tak jeszcze sobie myślę, że to zbliżenie Michaela z fanami, że ta Talitha przyjechała parę razy do Neverland, że rozmawiali i takie tam to też wynika trochę z chronologii.
Oczywiście, że tak :-) .
give_in_to_me wrote: Spójrzcie, to się u niej rozkręciło po procesie. Kim był Michael po procesie dla świata? Był śmieciem i wszyscy doskonale o tym wiemy. A tu nagle przychodzą fani, młode dziewczyny i mówią "hej, Michael, ale my wierzymy Tobie, my wiemy, że jesteś dobry, my Cię kochamy. Życzymy Ci jak najlepiej. W naszych oczach nigdy nie będziesz skończony". I takie słowa to jest balsam na serce człowieka w depresji, tym bardziej jak się spada z takiego piedestału, na jakim on stał. "to ja mam jeszcze jakiś fanów? To są ludzie, którzy mnie jeszcze kochają, nie odwrócili się?". Nie tylko jego dzieci przecież dawały mu wsparcie, to również.
Tahlita pojawiła się w życiu MJ w "dobrym" momencie. Oczywiście nie w sensie, że dobrze iż miał proces...ale że właśnie pojawiła się tuż po nim. Wtedy, kiedy MJ był rozchwiany, zagubiony, przestał wierzyć w ludzi...a zapewne i jego poczucie własnej wartości diametralnie spadło. Czasem ważne jest, by wsparli obcy ludzie, nie tylko rodzina. Tahlita i inni fani, byli na ten czas rzeczywiście jak lek na depresję.
give_in_to_me wrote: Jednak szczerze powiedziawszy, czy jakby Talitha była 10 lat starsza i szalała za MJem w taki sposób przy płycie Bad, to on by miał dla niej czas i dla innych takich fanów? Rozmawiałby z nią?
Nie sądzę. W okresach świetności, w erze BAD, Michael nie miałby zwyczajnie czasu na tak długie przebywanie z fanami. Wiadomo jaka była wtedy histeria na jego punkcie i takich Tahlit byłoby wiele. Nie byłoby raczej fizycznej możliwości, by nawiązać aż tak bliski kontakt jak to miało miejsce potem.
give_in_to_me wrote:Tu nawet nie chodzi o wiek, że wtedy był młody a potem był dojrzałym mężczyzną, ale o samo położenie, doświadczenie życiowe, itp. Proces był okrutny i nigdy nie powinien mieć miejsca, ale chyba też czegoś Michaela nauczył, czy nie? Chyba tej pokory właśnie.
Z całą pewnością proces nauczył MJ pokory. Z całą pewnością spowodował, żę Michael nabrał pewnie dystansu do kariery, tego muzycznego światka i ludzi wokół. Z drugiej strony, to że Tahlita i inni, byli przy nim właśnie w tym okresie, było dla niego pomocne. Pomocne w życiu zawodowym i osobistym. To właśnie ten rodzaj bezpieczeństwa, o którym pisałam wcześniej. Takie oddanie i ciągłe podążanie za nim, jednak już nie za tym wielkim Jacksonem gigantem, ale właśnie tym zmęczonym i wyniszczonym przez proces...spowodowało, że w MJ na nowo obudziły się nadzieje, że są szanse na odrodzenie. Skoro nawet po takiej sprawie, są ludzie którzy wiernie go wspierają, są na wyciągnięcie ręki i zapewniają o swej miłości, bez względu na wszystko...to może warto się podnieść. Może Tahlita była taką lokomotywą, która wtłoczyła nadzieję w serce Michaela. Może warto jeszcze zawalczyć i pokazać że Michael Jackson nie jest jeszcze skończony. Zrobić to trochę dla nich, za ich oddanie i bycie przy nim. Skoro są tutaj, ciągle z nim...może za bramą, za murami...jest ich więcej. Bezimiennych, ale równie oddanych...
1958 - forever...
User avatar
akaagnes
Posts: 1224
Joined: Sat, 07 Feb 2009, 23:13
Location: Lublin

Post by akaagnes »

A ta dziewczyna.....ona odważyła się spełnić swoje marzenia.
Właśnie ja wierzę też w to, że trzeba spełniać swoje marzenia, nawet te, które wydają Ci się nierealne, nierzeczywiste. I ja sama w życiu własnym doświadczyłam tego, że warto, że niemożliwe może stać się możliwe i Talitha opisując kawał swojego życia też to udowadnia.
Nie wiem, może żyjemy w takim kraju, świecie, szerokości geograficznej, nie wiem, że wielu ludzi BOI SIĘ spełniać swoje marzenia. Tak naprawdę. Zrobić jeden, drugi krok ku czemuś większemu. Może wygodniej jest siedzieć na d... i krytykować innych, może jest jakiś lęk, strach przed porażką. Ale one przecież i tak spotykają nas w życiu. Ja osobiście wychodzę z założenia, że jak tonąć, to na pełnym oceanie. Ale nie rozumiem też dlaczego niektórzy z góry zakładają, że coś jest niemożliwe i się nie uda. Przecież jak się nie wychylisz, to nie zobaczysz! Ona się wychyliła i, w moim przekonaniu, dostała wielką nagrodę, choćby za odwagę i determinację, którą inni nazywają fanatyzmem i sekciarstwem.
@neta wrote:Jeśli się czegoś nie rozumie to nie znaczy, że należy to potępiać.
Dokładnie tak. Przede wszystkim uszanować.
@neta wrote:Nie ważne jaki masz cel w życiu.Każdy w duchu ma swój subiektywny.Ważne jest aby do niego dążyć, wierzyć w niego a się spełni.Nie oceniajmy czyiś marzeń czy sposobu na życie.
... bo nikt za Ciebie ani za Talithę życia nie przeżyje. To Twój własny, indywidualny wybór, niezależnie kim jesteś.
Dodatkowo, ja mam taką myśl: Bóg dał człowiekowi wolną wolę, generalnie wolność. A potem człowiek człowiekowi zaczął tę wolność ograniczać i odbierać. Dał sobie prawo krytykowania życia i działań drugiego człowieka, nie szanowania jego osoby, jego pracy, jego marzeń i sposobu na życie, wreszcie (już w szerszym kontekście) prawo niszczenia, zabijania itd. Zauważcie, że od tego właściwie wszystko się zaczęło - wojny, problemy, jak też zawirowania w życiu Michaela. I to już weszło nam w krew nie? Ocenianie, najczęściej powierzchowne drugiej osoby, obrażanie.... itd. Zero szacunku, jakiegokolwiek.

I wydaje mi się, że się mylisz. Tych ludzi, FF, nie pchała do Michaela ciekawość i chęć podglądactwa, ale potrzeba obcowania z tym człowiekiem..
Michael był też takim samym człowiekiem choć niektórym trudno w to uwierzyć
CZŁOWIEKIEM. to chyba ważne słowo tutaj. Jesteśmy przyzwyczajeni do mitu, że "gwiazdy" są nieosiągalne. Media przez lata też wbijały, że Michael Jackson jest nieosiągalny. Jakby był kosmitą, jakimś bytem niefizycznym, znikającym duchem. Każdy artysta, nie ważne jak wielki, jest człowiekiem.Ma uczucia, ma potrzeby, ma serce. Wiedząc jeszcze jak wyglądało całe życie Michaela, od najmłodszych lat był KIMŚ, przebywał w gronie ludzi z showbusinessu, przyjaciół z showbusinessu, ewentualnie rodziny, ale wszystko na tej "wyższej półce", high life i te sprawy. Ale przecież wiemy też, że chciał NORMALNIE żyć, robić rzeczy, które robi każdy zwyczajny człowiek - pójść na piwo, czy na zakupy do spożywczaka.... Myślę, że jak już ktoś bawi się w specjalistę psychologa itp. to powinien zauważyć, że może kontakt z normalnymi ludźmi, życzliwymi mu na różnych poziomach wtajemniczenia = fanami, był mu potrzebny, by poczuć się (już nawet nie udowodnić komukolwiek), że jest takim samym człowiekiem, facetem jak wszyscy inni na świecie. On dzwoniąc do Talithy łapał trochę tego upragnionego zwyczajnego "szarego" świata, rozmawiał ze zwyczajną dziewczyną, żadną tam gwiazdą filmową, reżyserem czy innym szołmenem... z przeciętną dziewczyną. Rozumiem, że to dawało mu radość, jakby może trzymało go na ziemi, dawało poczucie przynależności do gatunku homo sapiens, a nie tylko tzw. celebrytów.
(...)


Jeszcze chcę się odnieść do jednego. :)
kamiledi15 wrote:On był naprawdę dziwnym, nietypowym człowiekiem
Każdy Artysta jest trochę lub bardziej dziwny, ma jakiegoś świra, mniejsze, czy większe odchyły od normy. Jeśli ktoś jest zupełnie normalny, standardowy, zamknięty w szablonach społecznych, obyczajowych itd., jego wyobraźnia ma ścisłe granice, no to moim zdaniem nie jest i nie może być artystą. Jedno wyklucza drugie. Taka prawda.
I tym samym dlatego artyści postrzegani są jako dziwaki, często narażeni są na krytykę innych (mas), deprecjonowanie itd.


EDIT:
give_in_to_me napisał:

Jednak szczerze powiedziawszy, czy jakby Talitha była 10 lat starsza i szalała za MJem w taki sposób przy płycie Bad, to on by miał dla niej czas i dla innych takich fanów? Rozmawiałby z nią?
buziaczek wrote: Nie sądzę. W okresach świetności, w erze BAD, Michael nie miałby zwyczajnie czasu na tak długie przebywanie z fanami. Wiadomo jaka była wtedy histeria na jego punkcie i takich Tahlit byłoby wiele. Nie byłoby raczej fizycznej możliwości, by nawiązać aż tak bliski kontakt jak to miało miejsce potem.
Absolutnie się nie zgadzam. Przecież w erze BAD Michael też ma zdjęcia z fanami, gdzieś w środku, na backstage i gdziekolwiek indziej. Więc był do niego dostęp, można było też go spotkać, zamienić kilka słów. Zgoda, że nie w takim stopniu jak "później", jak opisuje Talitha, ale jednak. A to wynikało też z tego, że jego kariera nabrała wiatru w żagle, był zajęty, kręcił film, koncertował, nagrywał, podróżował i miał mnóstwo innych zajęć. Ale w moich oczach zawsze miał wyjątkowy stosunek do fanów, szanował ich i znajdywał dla nich choćby przysłowiową chwilkę.

/Agn.
User avatar
buziaczek
Posts: 616
Joined: Thu, 15 Oct 2009, 17:54
Location: okolice Krakowa

Post by buziaczek »

akaagnes wrote:Każdy artysta, nie ważne jak wielki, jest człowiekiem.Ma uczucia, ma potrzeby, ma serce. Wiedząc jeszcze jak wyglądało całe życie Michaela, od najmłodszych lat był KIMŚ, przebywał w gronie ludzi z showbusinessu, przyjaciół z showbusinessu, ewentualnie rodziny, ale wszystko na tej "wyższej półce", high life i te sprawy. Ale przecież wiemy też, że chciał NORMALNIE żyć, robić rzeczy, które robi każdy zwyczajny człowiek - pójść na piwo, czy na zakupy do spożywczaka....
Pewnie, że tak. Pewnie, że Michael chciał żyć też normalnie. I należało mu się, bo jak piszesz to człowiek, nawet jeśli jest mega gwiazdą. Ale obie dobrze wiemy, jak i wszyscy tutaj...jak się kończyły owe wypady MJ do sklepu, o piwie nie wspominając. Jak choćby randka z żoną Lisą...kiedy to jedli w Vanie, bo wejście do restauracji nie wchodziło w grę, MJ przebrany by nikt go nie zauważył. Michael gdziekolwiek się pojawił wywoływał histerię. Nie mógł tak po prostu iść na zakupy, bo tamował ruch na ulicy. Jeden do drugiego wrzeszczał, kogo widzi...ten do następnego i nie było już mowy o zakupach choćby w spożywczaku...bo tłumy ustawiały się w kolejce...ale po autografy Michaela. Poszedł do sklepu, "dopadł" go gość od okularów, z filmiku Kamiledi15 i już zakupy przestały być przyjemnością a stały się częściowo pracą. Jak nie fani, to reporterzy. Gdziekolwiek wyszedł, od razu trafiał na czołówki gazet. Chciał żyć normalnie, ale nie mógł. To, że Michael chciał normalnie żyć i że mu się to należało - to jedno. Ale drugie to to, co rzeczywiście było. Dlatego Michael uznawany był w zasadzie za "nadczłowieka". Bo jak nie otoczony grupą fanów chcących autografu, to chodzący z ochroniarzami. Człowiek żyjąc w ten sposób, nie może czuć się normalnie, jak inni.
akaagnes wrote:
buziaczek wrote: Nie sądzę. W okresach świetności, w erze BAD, Michael nie miałby zwyczajnie czasu na tak długie przebywanie z fanami. Wiadomo jaka była wtedy histeria na jego punkcie i takich Tahlit byłoby wiele. Nie byłoby raczej fizycznej możliwości, by nawiązać aż tak bliski kontakt jak to miało miejsce potem.
Absolutnie się nie zgadzam. Przecież w erze BAD Michael też ma zdjęcia z fanami, gdzieś w środku, na backstage i gdziekolwiek indziej. Więc był do niego dostęp, można było też go spotkać, zamienić kilka słów. Zgoda, że nie w takim stopniu jak "później", jak opisuje Talitha, ale jednak. A to wynikało też z tego, że jego kariera nabrała wiatru w żagle, był zajęty, kręcił film, koncertował, nagrywał, podróżował i miał mnóstwo innych zajęć. Ale w moich oczach zawsze miał wyjątkowy stosunek do fanów, szanował ich i znajdywał dla nich choćby przysłowiową chwilkę.

/Agn.
Masz prawo się nie zgadzać :-) .
Ale zauważ, że napisałam "Michael nie miałby zwyczajnie czasu na tak długie przebywanie z fanami" :-) ....Więc nie napisałam, że nie miałby szansy w ogóle. Że nigdzie nie robiłby zdjęć. To jest częścią życia artysty. Napisałam tylko, że kontakty nie byłyby tak częste i tak bliskie, jak miała szansę dziewczyna z blogu. Że rozmowa z fanami nie trwałaby godzinami, ale kilka minut. I przez to, nie byłaby tak osobista i intymna. Oczywiście, że zawsze znajdował czas na jak to nazywasz "przysłowiową chwilkę". Ale owa chwilka różni się diametralnie od tego, jak wyglądały kontakty MJ z Talithą.
1958 - forever...
User avatar
@neta
Posts: 1057
Joined: Thu, 16 Jul 2009, 0:42
Location: z innej bajki

Post by @neta »

give_in_to_me wrote:Ja jednak na własne oczy widziałam, jak obsesja na temat Michaela zawładnęła czyimś życiem.
Piszesz o skrajności.Takie rzeczy zdarzają się w różnych dziedzinach życia.Uzależnić się można nie tylko od alkoholu czy Michaela Jacksona nenene

give_in_to_me wrote: Kim był Michael po procesie dla świata? Był śmieciem i wszyscy doskonale o tym wiemy
Cytujesz gazety i brukowce które właśnie taki obraz Michaela chcieli wpoić ludziom do głowy.
To zabawne bo śmieci zwykle nie sprzedają w parę chwil wszystkich biletów na swój występ jak było przy TII.Jestem przekonana, że fani towarzyszyli w każdym momencie życia. Przypomnijcie sobie jak wielkie wsparcie miał podczas procesu.Nie uważam aby Michael się czuł opuszczony czy potrzebował MŁODYCH dziewczyn aby go wspierały.
Moim zdaniem Michael był osobą bardzo silną psychicznie z wysokim poczuciem własnej wartości wpajanym mu przez lata.
Kochał fanów i tyle.I wcale mu się nie dziwie bo ja też lubię osoby które mnie dopingują i "smyrają".
buziaczek wrote:pewnie, że Michael chciał żyć też normalnie. I należało mu się, bo jak piszesz to człowiek, nawet jeśli jest mega gwiazdą.
hmmmm :diabel: :diabel: czy ja wiem czy on tak tego pragnął...wtedy nie był by" Michaelem Jacksonem" a jestem przekonana że być MJ chciał jeszcze bardziej.Bez tłumów to nie byłoby to samo ;-)
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
User avatar
give_in_to_me
Posts: 500
Joined: Sun, 17 Jan 2010, 12:37
Location: Wrocław

Post by give_in_to_me »

@neta wrote:Piszesz o skrajności.Takie rzeczy zdarzają się w różnych dziedzinach życia.Uzależnić się można nie tylko od alkoholu czy Michaela Jacksona Nenenene
Tak. Bo ogólnie jakiekolwiek uzależnienie, poprzez które młody człowiek marnuje sobie życie jest tak zabawne, że aż trzeba przy tym postawić ikonkę nenene

@neta wrote:Cytujesz gazety i brukowce które właśnie taki obraz Michaela chcieli wpoić ludziom do głowy.
To zabawne bo śmieci zwykle nie sprzedają w parę chwil wszystkich biletów na swój występ jak było przy TII.Jestem przekonana, że fani towarzyszyli w każdym momencie życia. Przypomnijcie sobie jak wielkie wsparcie miał podczas procesu.Nie uważam aby Michael się czuł opuszczony czy potrzebował MŁODYCH dziewczyn aby go wspierały.

Biletów było 700 tysięcy. Na świecie mieszka ponad 6 miliardów ludzi. 90 proc światowej populacji zna Michaela Jacksona. Przecież powszechnie wiadomo, że jeśli zrobiłabyś 24 czerwca 2009 roku na ulicy sondę wśród przechodniów, to 9 na 10 spotkanych osób wyznałoby, że Michael Jackson jest wspaniałym królem muzyki pop i ma złote serduszko i tylko wredne media chcą go zniszczyć. Taaaaaaak, Michael Jackson. Niszczony przez dziennikarskie "elity", kochany przez "lud". Wybacz, ale właśnie po wypowiedzeniu ostatniego stwierdzenia na głos spadłam z łóżka turlając się ze śmiechu. Tego jeszcze nie grali :)

@neta wrote:Michael był osobą bardzo silną psychicznie z wysokim poczuciem własnej wartości wpajanym mu przez lata.
Jasne, np. wysokie poczucie własnej wartości, jak powszechnie wiadomo, wpoił mu ojciec. W podtrzymywaniu wysokiego poczucia własnej wartości pomagają też tabletki, np. Demerol i Propofol. Mogą z powodzeniem zastąpić M&M'sy :)

A teraz już na serio: Michael był dzielny, bardzo, bardzo dzielny. Imponuje mi tym. Bardzo go za to podziwiam i kocham. Ale dzielny nie oznacza jeszcze silny. Brak siły nie zmienia moich uczuć w stosunku do niego.

Myślę, że już się wyczerpałam w tym temacie. Pozdrawiam wszystkich rozmówców :)
triniti
Posts: 468
Joined: Fri, 30 Oct 2009, 14:09

Post by triniti »

Z wielu realcji wiemy, co Michael czuł po procesie. Niestety, nie przytoczę ich teraz, ponieważ nie potarfię sobie przypomnieć ani autorów tych wypowiedzi, ani tych artykułów. Zazwyczaj utrzymane były one w podobnym tonie…że Michael nie odzyskał w pełni sił po procesie, czuł się głęboko zraniony.
Wciąż pisano obelżywe artykuły na jego temat , a media nie mogły pogodzić się z werdyktem uniewnniającym.
Zresztą, koczowniczy tryb życia jaki zaczął prowadzić, trochę jak banita i odrzutek, mieszkając to tu to tam, bez stałego adresu pobytu..mówi wiele.
Podobno Michael był zaskoczony pozytywną reakcją Japończyków w 2006r kiedy obierał nagrodę MTV, był zaskoczony tym, że o nim wciąż pamiętali. To było jego pierwsze wystąpienie publiczne po procesie. .…

Jego wypowiedź:
http://www.youtube.com/watch?v=M_uTK_oBK2U
Michael jest wyraźnie wzruszony i kiedy wypowiada te słowa do widowni... "jesteście słodkimi, wielkodusznymi, i bardzo dobrymi ludźmi"…łamie mu się głos…

Michael odciął kontakty z ludźmi, którzy go zawiedli. Odciął kontakty również z rodziną. Jednak nigdy nie odciął kontaktów z fanami. Nawet sam docierał do osób, (fanów), którzy go wspierali podczas procesu. Potrzebował kontaktu ze zwykłymi ludźmi. Czuł wdzięczność i potarfił ją wyrażać…kiedy tylko było to możliwe.
give_in_to_me wrote:A teraz już na serio: Michael był dzielny, bardzo, bardzo dzielny. Imponuje mi tym. Bardzo go za to podziwiam i kocham. Ale dzielny nie oznacza jeszcze silny. Brak siły nie zmienia moich uczuć w stosunku do niego.
To prawda.

Michael był silny i słaby zarazem. Potrafił twardo powiedzieć nie, ale w jego otoczeniu wciąż pojawiali się ludzie, którzy go wykorzystywali.



Na koniec, Michael:

"I have the most amazing fans in the whole world. Thanks for believing in me always. God & the truth is on our side."- Michael Jackson

pozdrawiam
User avatar
akaagnes
Posts: 1224
Joined: Sat, 07 Feb 2009, 23:13
Location: Lublin

Post by akaagnes »

give_in_to_me wrote:@neta napisał:
Michael był osobą bardzo silną psychicznie z wysokim poczuciem własnej wartości wpajanym mu przez lata.


Jasne, np. wysokie poczucie własnej wartości, jak powszechnie wiadomo, wpoił mu ojciec. W podtrzymywaniu wysokiego poczucia własnej wartości pomagają też tabletki, np. Demerol i Propofol. Mogą z powodzeniem zastąpić M&M'sy :)

A teraz już na serio: Michael był dzielny, bardzo, bardzo dzielny. Imponuje mi tym. Bardzo go za to podziwiam i kocham. Ale dzielny nie oznacza jeszcze silny. Brak siły nie zmienia moich uczuć w stosunku do niego.
Po pierwsze dziewczyny nie zaczynajcie gry dogryzam-odgryzam.
"It's all for LOVE" miało być.

A odnosząc się do powyższych cytatów.... to moim zdaniem wcale nie jest kwestia dzielności, samej tylko, że przetrwał proces i jeszcze chodził o własnych siłach (odrobina ironii). Człowiek o chwiejnej psychice, nie wiedzący co właściwie tu robi, po co się go ludzie czepiają właśnie daje sobie w żyłę na śmierć, bo ma dość męczenia się ze światem (przykładów jest tak wiele, że nawet nie wiem, który podać, a i tak te 'przykłady' nie przeżyły tego, co MJ). A właśnie człowiek, który ma głęboko zakorzenione poczucie własnej wartości, godności osobistej, posiada tę życiową siłę, bo wie, że życie to nie je bajka... Nie raz było ciężko, nie raz w jego oczach widzieliśmy cierpienie, łzy, ale mimo to jednak szedł z podniesioną głową, z zaciśniętą pięścią i z miłością jednocześnie. To niesamowite i to na pewno nie jest kwestia nazwania tego "był dzielny".

Poza tym w niektórych przypadkach jest tak, że jak ktoś w życiu traktuje Cię "niżej", gorzej (odnoszę się tu do zdania na temat wpajanego poczucia własnej wartości)... to zależy też od człowieka, indywidualnie, ale ... wtedy budzi się w Tobie coś takiego, że sam szukasz siebie, chcesz sobie udowodnić, utwierdzić się w przekonaniu, że jednak jesteś wiele wart, sobie, tej osobie, która Cię źle traktuje i całemu światu. I wtedy buduje się w człowieku siła, której łatwo nie da się pokonać. Michael, mimo że ojciec go dręczył, właściwie zawsze też miał potwierdzenie tego, że jest wspaniały - przez wszystkich innych ludzi wokół, dużo też rozmawiał z matką... Po procesie, zgadzam się znów z @netą, był śmieciem w oczach mediów i ludzi, którzy tym mediom ślepo wierzą. A dla fanów... na showbusinessu nadal był KIMŚ wyjątkowym.

I już nie odnosząc się do innych konkretnych cytatów... rozumiem bycie krytycznym względem Michaela, widzenie też jego wad i błędów, a nie tylko pianie z zachwytu... ale mam wrażenie, give_in_to_me, że deprecjonujesz Michaela, nie doceniasz go jakby.... Ale to tylko moje subiektywne wrażenie czytając Twoje posty w tym wątku. ;)

Pozdrawiam.
triniti
Posts: 468
Joined: Fri, 30 Oct 2009, 14:09

Post by triniti »

akaagnes wrote:A odnosząc się do powyższych cytatów.... to moim zdaniem wcale nie jest kwestia dzielności, samej tylko, że przetrwał proces i jeszcze chodził o własnych siłach (odrobina ironii). Człowiek o chwiejnej psychice, nie wiedzący co właściwie tu robi, po co się go ludzie czepiają właśnie daje sobie w żyłę na śmierć, bo ma dość męczenia się ze światem (przykładów jest tak wiele, że nawet nie wiem, który podać, a i tak te 'przykłady' nie przeżyły tego, co MJ). A właśnie człowiek, który ma głęboko zakorzenione poczucie własnej wartości, godności osobistej, posiada tę życiową siłę, bo wie, że życie to nie je bajka... Nie raz było ciężko, nie raz w jego oczach widzieliśmy cierpienie, łzy, ale mimo to jednak szedł z podniesioną głową, z zaciśniętą pięścią i z miłością jednocześnie. To niesamowite i to na pewno nie jest kwestia nazwania tego "był dzielny".

Nie sądze , by given.to.me. miała na myśli to, że Michael miał chwiejną psychikę. Nie chcę być tutaj niczyim adwokatem, oczywiście.
Michael miał dołki i wzloty, jak każdy człowiek, co nie oznacza, że miał chwiejną psychikę. Ja też czasami chciałabym dać sobie w żyłę, jak to określiłaś, i odlecieć w niebyt. Jednak podstawowa rzecz - mam dla kogo żyć…
I to samo z poczuciem wartości…chwilami je masz, chwilami je tracisz.
Michael, podejrzewam był z tej samej gliny. Jedyna różnica, to że byliśmy widownią dla jego zmagań…i pod wielkim wrażeniem, jak przez to wszystko przechodził..

Poza tym w niektórych przypadkach jest tak, że jak ktoś w życiu traktuje Cię "niżej", gorzej (odnoszę się tu do zdania na temat wpajanego poczucia własnej wartości)... to zależy też od człowieka, indywidualnie, ale ... wtedy budzi się w Tobie coś takiego, że sam szukasz siebie, chcesz sobie udowodnić, utwierdzić się w przekonaniu, że jednak jesteś wiele wart, sobie, tej osobie, która Cię źle traktuje i całemu światu. I wtedy buduje się w człowieku siła, której łatwo nie da się pokonać. Michael, mimo że ojciec go dręczył, właściwie zawsze też miał potwierdzenie tego, że jest wspaniały - przez wszystkich innych ludzi wokół, dużo też rozmawiał z matką... Po procesie, zgadzam się znów z @netą, był śmieciem w oczach mediów i ludzi, którzy tym mediom ślepo wierzą. A dla fanów... na showbusinessu nadal był KIMŚ wyjątkowym.
Myślę, że trafiłaś w sedno. Michael budował swoje poczucie wartości latami, a każdy sukces i pokonywanie własnych słabości, tylko go w tym utwierdzały..

Trochę męczy mnie ta psychoanaliza robiona na Michaelu..i myślę, że każdy ma tutaj rację, kwestia doboru słów

sorry, że się wcięłam…
hanka
Posts: 58
Joined: Tue, 04 Aug 2009, 21:06

Post by hanka »

Po przeczytaniu słów Talithy, chce napisac kilka od siebie. Po pierwsze wiem, że Michael dbał o fanów i bardzo ich szanował. Są jednak fani oraz pseudofani, którzy sądzą, ze im sie należy, ze zrobiliby to czy tamto, że wiedzą lepiej itd. Ze słów Talithy wnioskuję, że takich Michael doskonale wyczuwał i nie dopuszczał do siebie, a nawet jesli zdarzyło sie, ze jednak sie pomylił, był w stosunku do "nie fair" fanów bezwzględny, zmieniał nr tel, zrywał kontakt całkowicie. Postapił tak z Joanna Thomae, która bez jego wiedzy udzieliła wywiadu stacji ET http://www.youtube.com/watch?v=dT_WmoxVRVs
ta dziewczyna miala takze sporo szczescia mogąc obcowac z Michaelem bezposrednio, ale niestety - przesadziła w pewnym momencie i po tym wywiadzie wszystko sie dla niej skonczyło.
Jesli chodzi o Talithę, to musze napisac, ze jestem nią zachwycona. Jestem jej wdzieczna, ze dzieki ludziom takim jak ona, Michael mogł czuc sie kochany, bezpieczny, mogł do konca miec swiadomość, ze nie jest sam..."mur miłosci"- piekne! Ona i podobni jej ludzie stworzyli go dla Michaela, aby wiedział, ze moze na nich liczyc, ze jest wspierany nieustannie i bezinteresownie, a tego przeciez tak bardzo potrzebował.
Jestem jej niezmiernie wdzięczna także za to, ze mogłam dzieki niej dowiedziec sie o Michaelu tylu dodatkowych rzeczy, potwierdzić swoje zdanie na jego temat, jeszcze lepiej go zrozumieć i utwierdzić sie w przekonaniu, ze TAK - ze to własnie ON zasługuje, aby oddac mu cząstke siebie:)
Zazdrość? Absolutnie nie! Albowiem zawsze beda lepsi i gorsi od nas, tacy, którzy maja od nas więcej szczęścia, ale i tacy, którzy maja go mniej, bogatsi i biedniejsi ale tez tacy, jak my sami...Przecież o tym, co najważniejsze, powiedział, wyśpiewał i pokazał nam sam Michael: L.O.V.E - ALL FOR LOVE:)
Talitho, trzymam kciuki za Twoje życie, które dzięki temu, co przeżyłaś bedzie na pewno zawsze zgodne z Toba samą, z tym co czujesz i co wiesz...od NIEGO:)
"Pamiętaj, nieśmiertelność należy do ciebie...Musisz ją tylko stworzyć." - Michael Jackson
User avatar
@neta
Posts: 1057
Joined: Thu, 16 Jul 2009, 0:42
Location: z innej bajki

Post by @neta »

give_in_to_me

nie zgadzam się z Tobą i mam zupełnie inny punkt widzenia i na Michaela i na życie. Nie widzę sensu się spierać bo każdy z nas żyje po swojemu.Nie rozumiem zaś Twojego sarkazmu w poście... zwyczajnie sprawił mi przykrość.
btw uzależnienie dopaść można w każdym momencie życia.Zwykle trafia się przy kryzysach a o kryzysie można poczytać u Erika Eriksona.
To wszystko z mojej strony w tym temacie.
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
User avatar
give_in_to_me
Posts: 500
Joined: Sun, 17 Jan 2010, 12:37
Location: Wrocław

Post by give_in_to_me »

Miałam się nie odzywać, no ale czuję się wywołana do tablicy.

Jeśli kogoś uraziłam, to przepraszam.

Z drugiej strony nie rozumiem jednak takiego wypisywania na forum (a niestety, często się to zdarza) tekstów typu: "czuję się urażona", "przykro mi", itd. To jest forum, wiadomo, że dyskusje czasem są gorące, bo wymieniamy się poglądami, niekiedy sprzecznymi. Po co brać to tak osobiście? Poza tym to nie ja zaczęłam życzyć komukolwiek pokory i dywagować na temat czyjegoś stylu życia i małżeństwa (sarkazm to jedno, natomiast uwagi ad personam to drugie).

Pamiętam na przykład, że swojego czasu dość posprzeczałam się z Margaretą i Talithą w Interpretuj Tekst w kontekście wojen, Hitlera i kary śmierci, miałyśmy zupełnie odmienne zdanie. W tym wątku ze wspomnianą Talithą w prawie wszystkim, co napisała się zgadzam, czemu dałam wyraz w swoich postach. Jedne poglądy ludzi łączą, inne dzielą. To normalne.

Nie będę też się wypowiadać w kontekście tego czy ja kocham, czy deprecjonuję Michaela. Nie muszę nic nikomu udowadniać w kwestii uczuć w stosunku do niego, bo nie jestem w żadnej sekcie.

Mimo to pozdrawiam wszystkie rozmówczynie i zapewniam, że szanuję i toleruję różne sposoby fanowania i przeżyć związanych z Michaelem. Donbranoc :)
Post Reply