Myślę, że pora przestać szukać "winnego" wśród tamtych i owych, a zacząć wyczekiwać na imprezę, która już tuż tuż.
Kinga postawiła wysoko poprzeczkę - 120 osób to jest naprawdę dużo. Tyle, ile się uzbierało, to po prostu zwyczajnie "dużo". Zwykle MJowiska trwały jeden dzień, to potrwa dla niektórych i tak dwa, bo znam takich, co i tak zostają do niedzieli. A MJowiska to dla mnie zawsze była nie ilość osób i smak tortu (acz tu musze przyznać, że ja po prostu za tortami nie przepadam, to pewnie dlatego...), a ludzie, których na początku w ogóle nie znałam, do których z czasem ośmieliłam się podejść, czasem może za bardzo, więc im podpadłam, acz u niektórych wzbudziłam sympatię. Z niektórymi od dawna już nie mam kontaktu, niektórych znam do dzisiaj, innych poznałam dopiero co.
No, okay, MJowiska to też MJ na dużym ekranie. Nie bardzo wiem jak to sobie samej załatwić, mogę sobie Michaela puścić z rzutnika na prześcieradle, ale z doświadczenia

wiem, że to nie to samo.
Abstrahując od przyjemności technicznych, to dla mnie najbliższe MJowisko wcale nie jest ostatnim. No chyba, że Kinga planuje pod koniec zbiorowe harakiri pozbawiając mnie w ciągu pięciu minut wszystkich bliskich mi ludzi. Ostatnie MJowisko nie oznacza dla mnie końca przyjaźni, choć teraz będzie nieco trudniej. Trzeba się będzie więcej samemu wysilać, jak i gdzie zebrać ekipę, bo tak to przynajmniej raz w roku było wiadomo "kiedy i gdzie".
To, dlaczego MJowisko jest ostatnie niepokoi mnie z innego powodu - może i ja i Kinga nigdy nie byłyśmy sobie szczególnie bliskie (delikatnie rzecz ujmując, biorąc pod uwagę niektóre lata...), to jednak ta nić sympatii do drugiego czlowieka każe mi się zastanowić, co u tego drugiego człowieka się stało, że zdecydował się zaprzestać organizowania imprez. Tak, to spory wysiłek i poświęcenie, ale niedawno ktoś mi o mnie samej powiedział, że "altruizm to forma egoizmu". Ja tam lubię pomagać i się czasem popoświęcać, bo mi to jakąś przyjemność daje. Kingę podejrzewam o to samo, co zresztą jest pozytywne. Co się w takim razie u licha stało? Oto jest moje pytanie.
A tymczasem już czekam na najbliższy piątek, niepokojąc się, że się rozchorowałam, ale najwyżej na prochach przyjadę, a co tam. Jak MJ mógł to i ja mogę. I podejrzewam, że większość z Was ma podobne podejście do mojego, tylko ta dyskusja zeszła na podejrzane tory. Swoją drogą jestem ciekawa, kogo znam, a kogo nie, z tych co się pojawią w tym roku.
PS. Mamy 2013 rok, podział na fanów sprzed i po 2009 uważam za przedawniony. 2009 rok był cztery lata temu, proszę, dajmy tym ludziom w końcu normalnie fanować. Michael został fanem Michała Anioła też po jego śmierci. Wiem no, nie do końca trafne, bo nie miał szansy go poznać na żywo, ale co, dopiero wnuki fanów z 2009 będą mogły wyjść z cienia, czy jak?