Strona 3 z 6

: sob, 27 cze 2009, 18:16
autor: Mandey
Wywiad z Markiem Sierockim:
Co Pan czuł, gdy dowiedział się o śmierci Michaela Jacksona?

Przede wszystkim wielki smutek, że odszedł ktoś, kto mi towarzyszył od najmłodszych lat. Odkąd zacząłem słuchać muzyki, jednym z pierwszych utworów, który na trwałe zakorzenił się w mojej pamięci był „ABC”, którą wykonywał wraz ze swoją rodziną. Potem przeżywałem premiery fantastycznych płyt, takich jak „Off The Wall”, „Thriller”, czy „Bad”, które są kamieniami milowymi w historii muzyki rozrywkowej.
Czułem smutek, że odchodzi ktoś niepowtarzalny, jeden z ostatnich wielkich muzyków, którzy tworzyli w XX wieku. Myślę, że można go postawić na równi z Beatlesami, czy Elvisem Presleyem. Nie boję się takiego porównania, bo Jackson stworzył naprawdę niesamowite rzeczy. 750 milionów sprzedanych płyt świadczy o tym, że jego muzyka dotarła do mas na całym świecie. Czuję żal i smutek, że już nie nagra nic nowego, ale na szczęście pozostały jego utwory.


Pan jako jedyny relacjonował wizytę Jacksona w Polsce. Jaki był dla Pana? Jak wam się współpracowało?

Przede wszystkim był bardzo miły i skromny. Zostaliśmy poproszeni przez jego menedżerów o dyskretne towarzyszenie mu podczas tej wizyty, chodziło o to żebyśmy nie byli zbyt namolni i nie wchodzili na niego. Jackson był bardzo sympatyczny i uprzejmy, każdego dnia dziękował ekipie za pracę. Po wizycie jego menagement zakupił na pamiątkę wszystkie taśmy od TVP.

Jak Pan wspomina koncert artysty w Polsce?

Byłem dwukrotnie na jego koncertach. Pierwszy raz zobaczyłem go kilka lat wcześniej w Monachium, później w Warszawie. Jackson był znakomitym mistrzem ceremonii na koncercie. Niepowtarzalnie śpiewał, ale też świetnie tańczył, zawsze występował z doskonałymi muzykami. Do tego niesamowita oprawa świetlna. Myślę, że dziś dawałby jeszcze lepsze koncerty, ponieważ teraz jest dużo lepszy sprzęt dźwiękowy i oświetleniowy.

Wiele osób twierdzi, że to media zabiły króla popu. Jak by się Pan do tego odniósł?

Coś w tym jest. Generalnie media wchodząc w prywatność muzyków zdecydowanie przesadzają. Ale w gruncie rzeczy Jacko był bardzo samotnym człowiekiem. Od najmłodszych lat żył i pracował w świecie oderwanym od rzeczywistości. Mimo, że wiele osób otaczało go, to nie byli to najlepsi doradcy. No bo jak można zmarnotrawić takę fortunę? 750 milionów egzemplarzy sprzedanych płyt to jest wynik, o którym inni mogą tylko marzyć. Majątek Jacksona został roztrwoniony. Wydaje mi się, że nie miał nikogo obok siebie, kto pokazałby mu jak żyć, aby nie stracić całego majątku

Czy kontrowersje związane z posądzeniem artysty o pedofilię zmieniły w jakiś sposób Pana stosunek do niego?

Zawsze patrzyłem na to z przymrużeniem oka. Nie zmieniłem do niego podejścia. Dla mnie najważniejsza była jego muzyka. Żadna afera z jego udziałem nie przesłoni wartości muzycznej, która jest na jego krążkach.

Jak Pan myśli, na czym polega fenomen Jacksona?

Na swojej drodze spotykał odpowiednich ludzi. Nie tylko miał wielki talent i umiejętności, ale też wspaniałych artystów, z którymi współpracował. Pierwsza była Diana Ross, która pomogła mu gdy jeszcze był dzieckiem. Potem był Quincy Jones, który wyprodukował jego trzy najlepsze albumy: „Off The Wall”, „Thriller” i „Bad”. Także muzycy, którzy z nim grali, reprezentowali najwyższy poziom. Jackson umiał się wypromować, postawił na teledyski i to był strzał w dziesiątkę. Początek lat 80. to rozwój telewizji satelitarnych, sieci kablowych i telewizji muzycznych. Klipy Jacksona z tamtego okresu weszły na stałe do kanonu najlepszych teledysków. W jego muzyce jest coś niepowtarzalnego, zawsze był kilka kroków przed konkurencją. Wielu współczesnych artystów czerpie z twórczości Jacksona – samplują jego kawałki, czy wykorzystują podobne układy choreograficzne.

Sądzi Pan, że jeszcze pojawią się na rynku muzycznym gwiazdy pokroju Jacksona?

Uważam, że czas wielkich muzyków, takich jak Jackson, The Beatles, czy Presley niestety już się skończył.

Ma Pan swoją ulubioną piosenkę Michaela Jacksona?

Ulubionych piosenek mam bardzo dużo, ale myślę, że największe wrażenie zrobiła na mnie pierwsza płyta „Of The Wall”. Gdy pierwszy raz usłyszałem utwór „Don’t Stop Till You Get Enough” to zrobił na mnie od razu piorunujące wrażenie. „Billie Jean” to kolejny fantastyczny utwór, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci.

: sob, 27 cze 2009, 18:59
autor: cicha
Tomasz Kuzia: Jest pan jednym z nielicznych polskich polityków, którzy rozmawiali z Michaelem Jacksonem. Jak pan go poznał?

Marcin Święcicki*: Podpisałem z nim list intencyjny w sprawie budowy Rodzinnego Parku Rozrywki w Warszawie. On i ja uważaliśmy, że najlepszym terenem na tę inwestycję jest lotnisko na Bemowie. Jest blisko do miasta, (planowanego) wyjazdu z autostrady A-2, można podciągnąć linię kolejową. To był optymalny obszar.

Rozmawiał pan z nim osobiście. Jakim człowiekiem był Jackson w takich kontaktach?

Był zaprzeczeniem gwiazdorstwa. To był skromny, nieśmiały, zagubiony człowiek. W sprawach biznesowych zdany zupełnie na swoje otoczenie. Bardzo chciał, żeby powstał tu obiekt, który dawał ludziom możliwość rozrywki na najwyższym poziomie. Mam wrażenie, że bardzo dobrze, ciepło odebrał pobyt w Warszawie. Podobało mu się tu i chciał się za to zrewanżować.

Dlaczego inwestycja nie wypaliła?

Nie zgodził się na nią ówczesny wicepremier oraz minister spraw wewnętrznych i administracji Janusz Tomaszewski. Stwierdził, że jest to lotnisko absolutnie niezbędne dla Warszawy. Nie wiem, jaki jest sens trzymać w samym centrum miasta aeroklub, klub przyjaciół lotnictwa i lotnictwo sanitarne. Ale minister się uparł. Innych terenów oczywiście nie znaleziono. Pod uwagę brane były jeszcze okolice Powsina. Ale tam były setki właścicieli. Ta propozycja odpadła, bo na wejściu trzeba było wyłożyć olbrzymie pieniądze na wykup działek.

Na jaką sumę opiewał ten kontrakt?

To były wstępne rozmowy. Żadnego kontraktu nie podpisaliśmy. Gdybyśmy dostali grunt (lotnisko na Bemowie) i zrobili jego wycenę, wtedy moglibyśmy zapytać, ile na inwestycję daje druga strona.

Jak pan odebrał wiadomość o śmierci Jacksona?

Jestem bardzo zasmucony. On zapewniał wiele rozrywki swoim fanom. Wiem, że chciał wrócić na scenę. Sam nie byłem jego wielkim fanem. Ale dostałem od niego płyty. Słuchałem ich. W tym co robił, osiągnął najwyższą klasę.

*Marcin Święcicki - polityk, ekonomista, minister współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, były prezydent Warszawy.

+++

Trwa światowa żałoba po Jacksonie. Miał aż tylu fanów?

Marek Niedźwiecki: Michael Jackson właściwie nie ma fanów, tylko wyznawców traktujących jego muzykę jak uzależnienie. Miałem koleżankę, która w latach 80., kiedy było o to naprawdę trudno i ciężko, wyjechała do Stanów Zjednoczonych i została tam, żeby być bliżej Jacksona. W końcu nawet nakręciła o nim film, więc udało jej się zbliżyć do idola. Ale to są właśnie takiego pokroju ludzie, bardzo oddani. Robią plakaty, ubierają się jak on, starają się do niego upodobnić...

I nie odstraszają ich nawet kontrowersje wokół ich idola, takie jak oskarżenia o pedofilię?

Bez względu na to, co się o nim mówi, że miał problemy takie czy inne, fani traktują Jacksona jako boga i guru muzycznego. Wszystkie współczesne boysbandy mogą się schować, jeśli chodzi o tę miłość i oddanie fanów. To jest i piękne, i trochę straszne, bo teraz on na zawsze już będzie bohaterem. Będzie kult Michaela Jacksona, a wszystkie złe rzeczy zostaną zapomniane. Teraz będzie liczyła się tylko muzyka, że nagrał tyle płyt, miał tyle przebojów, był taki wyjątkowy. Trochę obawiałem się, kiedy pojawiły się te oskarżenia o molestowanie dzieci, że to jest jego koniec. I przyznam się, że przez jakiś czas nie grałem jego utworów i tak chyba robiły wszystkie stacje radiowe. Ale potem nagle w sposób naturalny te utwory wróciły, bo należą do klasyki i trudno udawać, że ich nie ma.

A pan osobiście należy do fanów Jacko?

Cenię to, co robił, jego muzykę, byłem dwa razy na koncercie. Pierwszy raz w 1988 roku po płycie „Bad”. Pojechałem wtedy do Rotterdamu. Koncert odbywał się na stadionie Feyenoordu i był zupełnie niesamowity. Pamiętam, że przed Jacksonem śpiewała będąca wtedy u szczytu popularności Kim Wilde, ale ludzie niespecjalnie zwracali uwagę na jej występ, czekali na Michaela. Jak się zaczął jego występ pięć minut przed 21, to wszyscy wstaliśmy, żeby go przywitać. I potem do końca nikt już nie miał pomysłu, by siadać. Koncert trwał dwie godziny i zakończył się utworem „Man in the Mirror”. Zrobił na mnie ogromne wrażenie, zresztą Jackson był wtedy w życiowej formie, to był jeszcze młodziak. I naprawdę szalał na tej scenie, widać było, że to jego pasja.

Za drugim razem też było tak dobrze?

To było cztery lata później po płycie „Dangerous” i właściwie niepotrzebnie wybrałem się na ten występ. W tym sensie, że koncert był prawie taki sam, poza nowymi utworami w repertuarze. Michael tak samo się wzruszał na „She’s out of my Life” i to mi się nie podobało, bo za pierwszym razem naprawdę myślałem, że wzruszenie jest autentyczne, a wtedy zrozumiałem, że to kreacja. Od tamtej pory postanowiłem, że nie będę chodził dwa razy na koncert tego samego wykonawcy.

Co z twórczości Jacksona zasługuje na pamięć?

Gdyby skomponował tylko „Billie Jean”, to i tak na zawsze zapisałby się w historii muzyki. Ja go zauważyłem, jak był małym Michaelem z Jackson Five i śpiewał „One, two, three, ABC” albo „I Want You Back”. Wtedy polska telewizja pokazywała go jako taką ciekawostkę, że mały Murzynek śpiewa i jest na pierwszym miejscu w Billboardzie – to zresztą do dzisiaj niepobity rekord. A potem był 1979 rok i płyta „Off the Wall” nagrana z Quincym Jonesem, która dała mu szansę niezwykłego zaistnienia. Dostał Grammy i od razu mówiło się o nim jako o wielkim artyście. A miał przecież dopiero dwadzieścia lat! Potem był „Thriller”, który go w pewnym sensie przerósł, bo to jest taka płyta, do której poziomu się już później nie sięga. „Bad” to też dobry album, choć bardziej się zestarzał brzmieniowo. Jeszcze „Dangerous” z 1991 roku – ostatnia moim zdaniem dobra płyta w dorobku Jacksona. Potem było już gorzej.

Czeka nas teraz fala naśladowców, następców?

Nie będzie następcy, bo nie ma takiej potrzeby, tak jak nie było konieczne, by ktoś zastąpił Elvisa Presleya. Nie ma już takiej wielkiej osobowości na rynku muzycznym w tej chwili, która mogłaby wypełnić to miejsce. Może wyjątkiem jest Madonna, której nikt nie byłby w stanie zastąpić.

Madonna, która dziś płacze po Jacksonie...

Płacze i czyni to chyba całkiem naturalnie, bo 50 lat to trochę za wcześnie na odchodzenie. Jak żegnałem Elvisa Presleya, którego zresztą nie byłem jakimś wielkim fanem, to miałem dwadzieścia parę lat, a on był po czterdziestce. Natomiast teraz jestem starszy od Jacksona i to jest trochę dziwne uczucie, że odchodzą młodsi. Ale trzeba pamiętać, że Michael Jackson zaczynał karierę, mając 6 lat, i był na scenie przez 44 lata, więc tak naprawdę można powiedzieć, że dobiegał osiemdziesiątki, jeśli wziąć pod uwagę stresy, fizyczne i umysłowe przeciążenia, którym podlegał.

To z powodu tych przeciążeń tak zdziwaczał?

To, że zaczął występować w tak wczesnym wieku, też musiało się odbić na jego psychice. Na początku kierowany przez ojca, potem przez menedżerów był taką marionetką i przez to nigdy nie dorósł. Był bardzo infantylny w swoich wypowiedziach i czynach, bo jaki dorosły odpowiedzialny człowiek jedną ręką trzyma swoje dziecko za oknem hotelowym? Poza tym chyba miał problem nieakceptowania własnej fizyczności: chciał być biały, mieć prosty nos, wyglądać jak Diana Ross i coraz bardziej przypominał stwora nie z tego świata, zwłaszcza już pod koniec. Był na pewno świetnym muzykiem, kompozytorem, autorem, piosenkarzem, ale miał problem ze swoim życiem i to go pogrążyło.

dziennik

+++
Artur Rojek

Dla mnie śmierć Michaela Jacksona jest taką stratą jak śmierć każdego człowieka. Jest to po prostu smutna wiadomość. Na wieść o jego śmierci zareagowałem tak, jakby odszedł ktoś, kogo znałem.

Z pewnością Jackson jest i będzie postrzegany jako ikona muzyki pop. Zrobił on na tyle dużo i tak wielu ludzi zaufało mu w tym, co robił, że zostanie w pamięci wielu z nas, i to na wiele lat.

Osobiście nie należałem do wielkich fanów Michaela Jacksona. Nie mogę jednak powiedzieć, że jego muzyka zupełnie nie miała na mnie wpływu. Oddziaływała ona z pewnością na moją wyobraźnię, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Szczególnie teledysk do piosenki "Thriller". Ale równie mocno działały na mnie wtedy horrory.

Jackson miał ogromną ilość fanów. Świadczy o tym chociażby sama ilość sprzedanych płyt, którą liczy się w milionach. Niewielu ludzi miało tak wielu wiernych fanów jak on. Nie dziwię się zatem, że będą mu oni chcieli oddać hołd w jakiś szczególny sposób.

dziennik

: ndz, 28 cze 2009, 9:28
autor: huczek
John Legend speaks on Michael Jackson
Michael Jackson will always be remembered as one of the greatest performers in the history of popular music. As a child of the 80's, I feel as though his music and his videos have been an inseparable part of my life and that of an entire generation. And the powerful thing about great music is that it will always live on. He was and always will be an icon. My heart goes out to his family, friends and countless fans for their tragic loss.



Jennifer Batten

cytaty z Twittera:
Very sad day on earth. They'll leave you alone now MJ. RIP

Amazing how the TV news fills time with absolute shyte when there's nothing more to say in a big story Their speculations are irresponsible.

I think I pissed off N Orleans TV by being a little 2 honest re: what I think of the press. It was pre coffee so can't be held responsible!

Thinking of making myself available 4 any +all press, now that I see they're back to trashing him again, past their brief hours of 'respect'

So send the bastards my way yall. I'll eat them alive.

It was day 1 Bad Tour rehearsal. Later I found he was just as goofy as I was. FANTASTIC sense of humor:-) Love ya D!
MJ once shut down Tokyo Disneyland so the band and crew could have a few hours to ourselves:-) Who else but Elvis could have done that?
Obrazek
Jennifer i Michael - Bad Tour 1988 r.

Steve Stevens - oryginalny gitarzysta z Dirty Diany - zamiast komentarza umieścił na swoim myspace'owym blogu link do:
http://www.youtube.com/watch?v=7Hg-IRZk4D0

kaem->komentujemy tu:
http://www.forum.mjpolishteam.pl/viewto ... 304#127304

: ndz, 28 cze 2009, 17:24
autor: Aisha
Jolanta Kwaśniewska

Michael Jackson był gigantem muzyki pop i znalazł miejsce w panteonie wielkich piosenkarzy. Przy tym jednak w mojej ocenie był człowiekiem niezwykle skromnym. Spotkałam się z nim dwukrotnie. Raz spędziliśmy kilka godzin w domu dziecka na Nowogrodzkiej w Warszawie. To było niesamowite przeżycie.
Pamiętam, jak pod domem dziecka kłębił się tłum ludzi. Wszyscy przyszli, by zobaczyć króla popu. To był chyba jedyny moment, kiedy ludzie chcieli choć na chwilę znaleźć się w sierocińcu. On zaś spędził tam dużo czasu, pytał o każde dziecko. Przyjechał z prezentami każdy wychowanek coś od niego otrzymał. Był takim Piotrusiem Panem, dużym dzieckiem. I dzieci były dla niego najważniejsze. Nie wierzę w oskarżenia o molestowanie seksualne. Jackson padł ofiarą zawiści. Ktoś chciał zarobić na nim wielkie pieniądze, wiedząc, że trudno będzie mu się bronić.
Pamiętam, jak poprosiłam Jacksona, by podpisał kilkadziesiąt zdjęć. Powiedziałam „Michael, potrzebuję twoich autografów dla dzieci chorych na białaczkę”. I on przez godzinę nie robił nic innego, tylko podpisywał. Potem te zdjęcia przez wiele lat przekazywałam na rozmaite aukcje charytatywne.
Jackson żył muzyką, był perfekcjonistą. Nikt nie powtórzy jego moon walka. Jego piosenka „We are the Word” będzie hymnem śpiewanym w różnych miejscach, w różnym czasie, w różnych okolicznościach. Zawsze będzie nam o królu przypominał. Życzę ludziom aby umieli zachować w sobie trochę dziecka, tak jak to robił Michael Jackson. Żałuję, że nie doszło do planowanych koncertów, które miały się rozpocząć już za dwa tygodnie. To było wielkie wyzwanie dla zdrowia gwiazdora. Ciężko pracował, bo na pewno nie chciał zawieść fanów.
Teraz narodzi się prawdziwa Jacksomania. Na ulicach Rzymu, gdzie jestem, już widzę, że pojawiła się masa poświęconych mu gadżetów. Myślę, że Jackson zostanie doceniony naprawdę po śmierci. Dla mnie to wielka i bolesna strata.

Janusz Rolicki – komentator Faktu

Uczmy się kochać ludzi. To poetyckie wyznanie ks. Twardowskiego niezwykle pasuje do Jacksona. Był wielkim artystą, uwielbianym i cenionym, a zarazem człowiekiem głęboko nieszczęśliwym i szykanowanym. Przez lata musiał walczyć z bezzasadnym podejrzeniem o pedofilię. Pamiętam jego walkę bezdusznym wymiarem sprawiedliwości i z próbami okrutnego ukarania za niedopełnione zbrodnie.
W jego życiu wielkość artystyczna, genialnego muzyka i wykonawcy, łączyła się z głęboko nieszczęśliwym życiem osobistym. Od dziecka walczył najpierw z egoizmem ojca, a następnie ze swym charakterem, który sprawiał , że był człowiekiem niezwykle łatwowiernym, a przez to łatwym do skrzywdzenia.
Mamy w pamięci też jego życzliwość do Polski, która w początkach naszej transformacji przejawiła się ofertą stworzenia w Polsce miasteczka rozrywki dla dzieci. Z oferty nie skorzystaliśmy, odrzucili ją bowiem bezrozumnie prawnicy. Dla mnie Jackson pozostanie na zawsze symbolem geniuszu i tragedii spowodowanej zawiścią i brakiem zrozumienia.

Tadeusz Mosz – publicysta ekonomiczny TVP


Postać Jacksona zawsze ciekawsza była dla mnie jako pewne zjawisko psychologiczne niż jako król popu. Fascynowało mnie w nim dzieciństwo, sposób wychowania parcie, by być człowiekiem powszechnie znanym i akceptowanym.
Podobno trasa koncertowa, do której się przygotowywał, miała pokryć jego gigantyczne długi. Nie wiadomo, ile one wynoszą. Ale jak się ma ogromną fortunę, to trzeba mieć pieniądze na jej utrzymanie. Na utrzymanie fortuny wartej kilkaset milionów trzeba wydać kilkadziesiąt milionów dolarów rocznie. Widać Jackson miał z tym problem. Na pewno doskonale by sobie poradził gdyby udało mu się te tych 50 koncertów zagrać. Niestety się nie udało. Jednak Jackson zarobił na siebie i jeszcze zarobi mimo że już nie żyje. Ci, którym winien był duże pieniądze, nie powinni więc aż tak bardzo się martwić. Był bowiem żywą legendą i legenda pozostanie, dzięki czemu jego płyty nadal będą się sprzedawać. Pewnie teraz znacznie lepiej niż jeszcze wczoraj.

Monika Olejnik – Dziennikarka Radia ZET, TVN24

Takich artystów już nie ma. Kawałek swojej młodości spędziłam z muzyka Michaela Jacksona, którego przeboje królowały na listach programu III. Wszyscy dziennikarze Trójki byli wtedy jego fanami. Pamiętam też, jak z 11-letnim synem wybraliśmy się na koncert Jacksona na Bemowie w 1996 roku. Był ogromny tłum, niewiele było widać, ale za to dobrze słychać. Jackson był postacią wielką i tragiczną. Miał okropne dzieciństwo. Był wykorzystywany przez rodziców. Wymarzył sobie by wyglądać jak Diana Ross i stąd te operacje. Był jednym z największych wokalistów świata i miano króla popu na pewno mu się należy – teraz i w przyszłości.
Dzisiaj nie ma już artystów na taką miarę, którzy są w stanie sprzedać kilkaset milionów płyt, mają tyle fan klubów i których naśladowano by na całym świecie. Był po prostu niezwykły, tak jak niezwykłe było życie, które tak bardzo różniło się od życia przeciętnych ludzi. Pamiętam jego pobyt w Polsce, gdy był przyjmowany przez parę prezydencką. Chciał także u nas wybudować Disneyland, jego plany spaliły jednak na panewce.

Sławomir Sierakowski - socjolog, naczelny Krytyki Politycznej

Na czym polegał fenomen Jacksona, widać na przykładzie piosenki „Say, say, say” zaśpiewanej razem z Paulem McCartneyem. Gwiazda lidera Beatlesów bladła przy ekspresji Jacksona.
Nuci się i pamięta tylko jego partie, zresztą nie przypadkiem tylko one trafiły później do remiksów. To była erupcja wielkiego talentu, osobowości scenicznej, rytmu – połączenie wszystkiego co najżywsze w amerykańskiej multikulturowej muzyce XX wieku. Oczywiście oprócz tego na sukces Jacksona miała wpływ jego niemal pełna adaptacja do szybko ewoluującej i ekspandującej sfory show – biznesu. Jackson potrafił poddać się niezliczonej ilości operacji plastycznych, nawet zmienił kolor skóry w tym celu. Konstruować swoje ciało i tożsamość podług wymagań rynku i kultury masowej. Te i inne historie nie zmieniają jednak jego królewskiej pozycji w świadomości kilku pokoleń wychowujących się, gdy na parkiecie rządził hit „Billie Jean”. I zawsze już będziemy do tego tańczyć.

Kamil Durczok – szef Faktów

To koniec pewnej epoki w muzyce rozrywkowej. Jackson to postać wielowymiarowa. Mnie kojarzyć się będzie z rewolucją. Pierwszej dokonał w obrazie, czyli rozpoczął nową epoką teledysków.
Klip do piosenki „Thriller” oglądaliśmy na przemyconych z Niemiec Zachodnich kasetach wideo. To był prawdziwy krótki film z podkładem muzyki. Drugiego przełomu dokonał w muzyce. Gdy słyszę sceptyczne głosy, co Michael Jackson stworzył, dla mnie jest to szukanie dziury w całym. Przecież jego muzyka to było rewolucyjne brzmienie. Wydanie płyty „Thriller” pokazało, że można zupełnie inaczej miksować i aranżować piosenki niż dotychczas. Wszystko to było oparte na niesamowitym talencie, magii i charyzmie Jacksona.
Nie byłem fanem Michaela Jacksona, ja wolałem bardziej ciężkie brzmienie i to prezentowałem jeszcze jako dziennikarz muzyczny w radiu Katowice. Jednak wtedy Jackson królował również w Polsce. I wciąż wywołuje sentymentalne wspomnienia, bo jest symbolem lat 80.
Jackson był artystą, który umiał podnieść się z upadków. Bardzo byłem ciekaw jego zapowiadanej trasy koncertowej. Podobno nagrał kolejne piosenki, które miały być polisą dla jego dzieci. I wierzę że jeśli te utwory istnieją, będzie to nowa jakość. Mam też nadzieję że ujrzą światło dzienne.

Piotr Kraśko – były korespondent TVP w Ameryce

Narodził się kult na miarę Elvisa. Europejczykom trudno sobie wyobrazić, co oznacza fenomen Michaela Jacksona. My nigdy nie przeżywaliśmy takich fascynacji postaciami popkultury. Amerykanie będą teraz traktować Jacksona tak, jak przedtem Elvisa Presleya, który też zresztą umarł w młodym wieku. Wielu ludzi powie, że to, co prezentował król popu, to banał. Jednak to on stworzył z Quincy Johnesem jeden z najbardziej niezwykłych duetów, który zrewolucjonizował muzykę rozrywkową. To oni nagrali muzykę, która rozeszła się w liczbie około 750 mln płyt.
USA jest krajem o bardzo płytkiej pamięci historycznej. Mają oni wprawdzie bohaterów, jak np. Jerzy Waszyngton, ale dla wielu Michael Jackson jest postacią porównywalną. Oczywiście w innym wymiarze. Nawet jeśli nie cenią jego muzyki, to docenią sukces, jaki odniósł, który mierzony jest w ilości sprzedanych płyt. Oczywiście Jacksonowi zaszkodziły różne podejrzenia o to, co działo się między nim a dziećmi. I sporo ludzi po tym się od niego odwróciło.
Jednak przeglądając po śmierci króla pop amerykańskie portale internetowe, miałem wrażenie, że Ameryka się na chwilę zatrzymała. Owszem, był kontrowersyjny, ale gdyby zapytać amerykanów o 10 najważniejszych postaci w historii, to znalazłoby się tam miejsce dla niego.
Będziemy świadkiem narodzin kultu Jacksona podobnego do tego, jakim otaczany jest Preslay. 2 lata temu w rocznicę śmierci pod domem Elvisa widziałem kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Tak jak Elvis, teraz także Jackson będzie teraz łączył Amerykanów.

Marcin Wrona – korespondent Faktów TVN w USA

Ameryka już czci jego imię.
Śmierć Michaela Jacksona, przynajmniej na razie, spowodowała u Amerykanów amnezję. Nikt już dziś nie pamięta o kontrowersjach wokół muzyka. Dziś Jackson znów jest niekwestionowanym królem popu.
Jego fanów spotkać można w Los Angeles w miejscach związanych z Jacksonem. Pod szpital nad ranem przychodziło mnóstwo ludzi, by zapalić świeczkę, zostawić kwiaty czy napisane przez siebie wiersze upamiętniające Jacksona. Rozmawiałem tam z ludźmi, którzy jechali po 6-7 godzin, by znaleźć się pod szpitalem. To widać szczególnie na Hollywood Bouleveard, gdzie jest gwiazda Jacksona – teraz otoczona kwiatami, świecami, zdjęciami piosenkarza. Tam ciągle przychodzą ludzie, nieważne że jest 4 rano.
To, co się dzieje w los Angeles, jest chyba znacznie istotniejsze niż to, co dzieje się w mediach amerykańskich. Media oczywiście pełne są wspomnień o królu popu, przypominane są jego teledyski, jego najważniejsze dokonania muzyczne.
Fani króla popu, z którymi rozmawiałem, podkreślali, że jeszcze do nich nie dotarło że Jackson nie żyje, mówili że będą potrzebować kilku dni, a nawet tygodni, by zrozumiejże ich król odszedł.
Polak student szkoły filmowej w Hollywood, którego spotkałem pod szpitalem w środku nocy, już porównał Jacksona i to, co dzieje się wokół jego śmierci, do Elvisa Prasleya. Podejrzewam, że takich odniesień będzie jeszcze bardzo dużo.
I oczywiście, jak zwykle w takich okolicznościach, machina marketingowa ruszyła pełną parą – produkuje się pamiątki związane z Jacksonem. Amerykanie już noszą czarne T-shirty z wypisanymi datami urodzin i śmierci Michaela Jacksona i napisem „Rest In peace” czyli „Spoczywaj w pokoju”.

Źródło: Fakt


Janusz Panasiewicz

To był świetny artysta. Jakim wielkim człowiekiem musiał być, skoro płacze po nim cały świat. Strasznie mi smutno, że nie ma go już między nami. Żałuję, że już nigdy nie będę miał okazji zobaczyć go na żywo.

Krzysztof Skiba

Był wizjonerem, który wręcz zrewolucjonizował muzykę. To dzięki niemu pojawiły się takie gwiazdy jak Madonna, Justin Timberlake czy Britney Spears. Niestety, życie prywatne oraz to, że nie do końca uporał się ze swoją przyszłością, miało wpływ na ten smutny koniec.

Krzysztof Cugowski


Zmarła kolejna megagwiazda muzyki pop. Niestety, ten świat jest tak skonstruowany, że każdy z nas kiedyś go opuści. Jego życie prywatne było bardzo skomplikowane, ale wydaje mi si, że mógł sobie pomóc.

Ewa Bem


Wielbiłam go! Absolutny geniusz. Wielki piosenkarz, tancerz, kompozytor. Kiedy usłyszałam tą wiadomość zrobiło mi się strasznie przykro.

Krzysztof Krawczyk

Odszedł genialny niezastąpiony człowiek. Ubogacił nas wewnętrznie pod wieloma względami – jako tancerz, muzyk, a także jako dobry człowiek. Gdy odchodzi ktoś taki,pozostaje pustka. Nie do zapełnienia. Będę się za niego modlił.

Ź: SE

: ndz, 28 cze 2009, 20:56
autor: yarek
Whitney Houston
"Trudno jest wyrazić słowami co Michael Jackson dla mnie znaczył. Był moim przyjacielem. Był jednym z powodów dla których weszłam do biznesu muzycznego. Inspirował mnie. Uczył mnie. Śmiał się ze mną. Wybudował drogę dla Afroamerykańskich artystów by grali na MTV, co było dużym osiągnięciem. Moje serce jest pełne żalu za jego rodzinę i jego dzieci, modlę się, że znajdą pocieszenie w niesamowitym dziedzictwie jego (Michaela Jacksona) muzyki i sztuki."
tłum. Final Cloud

: ndz, 28 cze 2009, 22:08
autor: kaem
Robin Gibb (Bee Gees)
We’ve not only lost a great friend in Michael but also lost a wonderful sensitive human being. The Bee Gees heard music with the same ears. Michael had a great voice and millions of people yet to be born will sing his songs. This tragedy should teach us a lesson to value and praise those gifts while we still have them in the world. If even a small portion of the praise that is bestowed on Michael Jackson now in death was given to him last year in life, he might well still be with us. That is the sad truth. One consolation is that he will triumph by his legacy.

Izba Reprezentantów Stanów Zjednoczonych uczciła pamięć Michaela minutą ciszy.

video

Premier Wielkiej Brytanii również uczcił pamięć Michaela
Downing Street said the singer's death was "very sad news" for his fans and that Gordon Brown's thoughts were with his family. "This is very sad news for the millions of Michael Jackson fans in Britain and around the world," the Prime Minister's spokesman said. "The Prime Minister's thoughts are with Michael Jackson's family at this time."
http://www.guardian.co.uk/uk/feedarticle/8578251
Podobne głosy płyną od polityków innych państw.
Fani na całym świecie organizują spotkania ku czci swojego idola.

Enio Morricone stwierdził, że Michael miał ogromny wpływ na muzykę. Połączył muzykę i image tworząc produkt wysokiej jakości. Nie sądzi, że pojawi się ktoś taki jak MJ.
Geniusz Michaela Jacksona poznał dzięki reżyserowi, Sergio Leone.
źródło. Wierzę tłumaczeniu MJJC.

: pn, 29 cze 2009, 1:43
autor: dzina
Pharrell Williams o Michaelu.

http://link.brightcove.com/services/pla ... 7780250001

Plus oficjalna strona Madonny.

http://madonna.com/

Heartbreaking Teddy Riley (MJ's Record Producer) Interview with CNN's Don Lemon on 6/27/09
http://www.youtube.com/watch?v=0EfyFm5L4ZY

: pn, 29 cze 2009, 22:18
autor: kaem
Pełna wypowiedź męża Anny Marii Jopek, Marcina Kydryńskiego. Kolejny głos rozsądku, po Zbyszku Hołdysie:

Wiele się teraz mówi o zmarłej ikonie popkultury Michaelu Jacksonie, ale najważniejsze jest to, żeby skupić się na dorobku twórczym tego niezwykłego artysty, a nie na jego burzliwym życiu. " Michael do końca niestety pozostał postacią tragiczną, zaszczutą, a przede wszystkim bardzo samotną i niezrozumianą. To bardzo smutna historia" - mówi dziennikarz muzyczny Marcin Kydryński.
Nikt nie spodziewał się śmierci Michaela Jacksona, przynajmniej w najbliższych 20 latach. Wydaje mi się, że jest to jedna z niewielu postaci, które wykroczyły całkowicie poza sferę czysto muzyczną. Jackson to symbol pewnej epoki, tak jak Elvis Presley w latach 50., The Beatles w 60. czy też Frank Sinatra.
Nawet jeżeli pokolenie ludzi urodzonych w latach 70. i później preferowało inny rodzaj muzyki, to nikt nie mógł pozostać obojętny wobec Jacksona. Po pierwsze dlatego, że jego muzyka była wszędzie w latach 80. Po drugie był to taki osobliwy czas, kiedy promowano rzeczy znakomite. I to co robił Jackson na początku z Quincy Jonesem, to była muzyka popularna, taneczna, tak wysokiej próby, że kiedy ja ją usiłuję prezentować moim dzieciom po tak wielu latach, to one wciąż przy niej szaleją.
Mój syn przyszedł kiedyś ze szkoły i powiedział mi: "Tato, ja to słucham japońskiego rapu z kreskówek, ale wiesz czego słucha mój kolega? On słucha Jacksona". Na co ja wyciągnąłem ze swojej płytoteki nagrania DVD Jacksona. Między innymi "Thriller". Od tamtej pory, a było to trzy miesiące temu, moi synowie traktują Jacksona w sposób wyjątkowy, i bardzo lubią go słuchać i oglądać.
Jackson był nie tylko, wielkim wokalistą i fenomenalnym tancerzem na miarę Freda Astaire'a, ale też świetnym kompozytorem i tekściarzem. Mamy tutaj do czynienia z legendą wielkiego formatu, przewyższającą wiele innych postaci ze względu na autorstwo swojego repertuaru. Osobiście uwielbiam Franka Sinatrę. Jest to dla mnie największy mistrz, ale on nigdy w życiu niczego nie napisał, podobnie zresztą jak Elvis Presley, który przyznaje się do czterech tekstów.
Najbardziej zależy mi na tym, aby ludzie przestali myśleć o Jacksonie jak o jakimś kompletnym świrze, który zrobił sobie 300 operacji plastycznych, stał się potworem, ubierał swoje dzieci w maski i wyrzucał synka przez okno, ale skupili się na jego muzyce. W najbliższym czasie nie będzie to jednak możliwe, ponieważ wszyscy będą chcieli mówić tylko na temat jego barwnego życia. Mam nadzieję, że kiedy to całe szaleństwo opadnie, to ludzie, którzy myśleli o Michaelu jak o postaci, którą należy sobie powiesić na choince jako śmieszną zabawkę, uznają, że to był muzyk wysokiej próby i go za to docenią. Bardzo na to liczę.
Gdy dzisiaj włączam telewizję muzyczną i widzę kiepskiej klasy muzyków, którzy usiłują coś rymować, śpiewają wulgaryzmy i nic szczególnego sobą nie reprezentują, to uważam że trzeba takie zjawiska piętnować, jako chorobę naszych czasów. Na tym tle Jackson, który w swoim specyficznym stylu walczył swoją muzyką o rzeczy naprawdę wartościowe - mówił o miłości, ekologii, równości - wypada naprawdę wspaniale.
Jest mi niezwykle przykro, że Jackson już nie żyje. Miałem szczerą nadzieję, że po tym ciężkim okresie w jego życiu wraz z rozpoczynającą się trasą koncertową zacznie się dla niego nowy etap. Michael do końca niestety pozostał postacią tragiczną, zaszczutą, a przede wszystkim bardzo samotną i niezrozumianą. To bardzo smutna historia. Mam nadzieję, że filmy, które powstaną na jego temat, a takie z pewnością będą, nie okażą się widowiskiem obliczonym na tanią sensację, ale mądrym obrazem życia tego niezwykłego człowieka.
źródło

: pn, 29 cze 2009, 22:37
autor: huczek
Wczoraj na rozdaniu nagród BET - Stevie się kompletnie rozkleił
Stevie Wonder ponownie o MJ na swoim koncercie prze talkbox. Mówi, że Michael jest teraz w ramionach Wszechmogącego Boga.
Później śpiewa Never Can Say Goodbye

http://www.youtube.com/watch?v=qI_jkEiPUKs

: pn, 29 cze 2009, 23:08
autor: MJwodzuMJ
Szymon Hołownia w najnowszym Newsweeku Polska:

Michaela Jacksona świat znał powierzchownie. I dlatego płacz po nim będzie taki jak po wszystkich ludziach, co do których media wmawiały nam, że ich znamy. Krótki, płytki, bez refleksji. Potrwa miesiąc.

Ogłoszono: Michael Jackson umarł. I wszystko potoczyło się jak zwykle. Alarmujące żółto-czarne belki w telewizjach, czarno-białe raporty na informacyjnych portalach, setki komentarzy znanych osób („Zabiły go media”, „Wciąż nie mogę się z nim pożegnać”, „Był królem”). Przeciążone portale informacyjne, w elektronicznych księgach kondolencyjnych tysiące wpisów tak emocjonalnych, jakby pół świata straciło brata albo ojca.

Na YouTube amatorskie filmy, w których ktoś leje łzy i pokazuje plakat z podobizną piosenkarza, jakaś dziewczynka demonstruje „księżycowy chód” i też płacze. W Sejmie Nelli Rokita znów udowadnia, że dopalacze, w których gustuje nowy poseł Atamańczuk, to rozrzutność, skoro i bez nich można wyznać, iż „Michael Jackson umarł w moje urodziny, podobnie jak Josemaria Escriva (założyciel Opus Dei). Czuję więź z takimi ludźmi, są mi bliscy”.

Po kilku dniach tuczenia taką strawą człowiek już wie – wpadł w objęcia McŻałoby. Tu wszystkie elementy przeżywania straty są spłycone. Bunt przeciwko śmierci kogoś bliskiego zmienia się w trwające zwykle kilka godzin poruszenie. Jest jakiś szok, ale doświadczenia bólu nie ma w ogóle. Jest dużo emocji, trochę banałów, elementy zbiorowej histerii. Normalną żałobę kończy zwykle znalezienie dla zmarłego nowego miejsca w naszym życiu. Tu stwierdzamy, że zmarły „już na zawsze będzie żył w naszych sercach”. I zapominamy o tym po tygodniu.

Dziwić się specjalnie nie ma czemu. Żal po stracie opisuje się tym samym słowem, jakie określało naszą więź z człowiekiem, kiedy jeszcze chodził po tej ziemi. Jacksona świat znał powierzchownie. Poza tym, że fajnie śpiewa, nie wiedzieliśmy o nim prawie nic. I dlatego płacz po nim będzie taki jak po wszystkich ludziach, co do których media, plotkarskie portale i gazety wmawiały nam, że ich znamy. Krótki, płytki, bez refleksji.

Kto poza grupą fanów pamięta dziś histerię, jaka ogarnęła świat, gdy prawie 20 lat temu zmarł Freddie Mercury? Jak szybko uprzątnięto kwiaty, które ludzie znosili pod londyńskie pałace i brytyjskie ambasady, aby uczcić księżnę Dianę? Celebrytów używamy. Nie są dla nas ludźmi, są bohaterami naszych bajek. Najpierw wymyślamy, później hodujemy, robimy z nich złe lub dobre charaktery. Lubimy, kiedy lecą ku przepaści. Przyjemnie czuć ten dreszczyk grozy, miłą wyższość – jestem fajny, moje życie wygląda cokolwiek inaczej.

Kiedy umierają, chwilę polamentujemy. Nie nad nimi, ale nad sobą – z tęsknoty za emocjami, jakie przeżywaliśmy, słuchając ich piosenek czy oglądając w filmach. Żałobny cyrk jednak szybko się zwija. Gdy sobie już troszkę pochlipiemy (mój Boże, czyż trzeba lepszego dowodu na to, że nie dotknęła nas jeszcze znieczulica), szukamy nowego idola. Jego też będziemy wozić po świecie jak małpę, niech opowiada nam o tym, z kim sypia, i fotografuje się z prezydentowymi.

McŻałoba pochłania na tyle, że człowiek ślepnie i głuchnie. Nie czuje, że pod emocjonalną watą zwykle tkwi wstrząsająca historia. Z Jacksona jedni robią bóstwo. Inni wypominają mu dzieci o mały włos nie wyrzucone przez balkon i dziesiątki operacji. Pewien polski krytyk przysięga, że Jackson nie był pedofilem, on po prostu kochał dzieci. Dla mnie to był dramatycznie nieszczęśliwy człowiek, który za wszelką cenę chciał przejść przez życie w cudzych butach. Zmieniał je, wyrzucał, łapał nowe.

Psycholodzy mówią, że są w życiu dwa sposoby, aby skończyć jako postać tragiczna. Pierwszy to „niewybrane życie” – sytuacja, w której człowiek kurczowo trzyma w zanadrzu wszystkie karty, żadnej nie chce rzucić na stół. Boi się podjąć decyzji, która sprawi, że nie będzie mógł już wybrać czegoś innego. Na początku wydaje się intrygujący, po 10 kolejkach wszyscy patrzą na niego jak na czubka. I tu startuje druga droga: człowiek zaczyna pozbywać się kart na chybił trafił.

Pod presją czasu, presją świata chce być naraz wszystkim: gwiazdą, osobą prywatną, ojcem, matką, mężem, dzieckiem, drugim papieżem, biznesmenem, białym, czarnym, Piotrusiem Panem, prorokiem… To straszne, gdy człowiek umiera. Ale czasem śmierć wybawia nas od karuzeli, którą uruchomiliśmy, a nie umiemy jej wyłączyć.

Źródło: http://www.newsweek.pl/opinie/mczaloba,40851,1

: wt, 30 cze 2009, 13:35
autor: Danny
Celine Dion u Larry'ego Kinga

Kilka godzin po ogłoszeniu śmierci Michael'a Jacksona Celine Dion wzięła udział w specjalnym programie Larry'ego Kinga. Audycja poświęcona była Królowi Popu. Kanadyjka nie pojawiła się jednak w studiu; Celine udzieliła wywiadu przez telefon. Sam wywiad możecie przesłuchać TUTAJ, poniżej natomiast traskrypt.

Celine Dion: Jestem w szoku tak samo jak cały świat. Czuję się przytłoczona tą tragedią. Muszę ci powiedzieć, że Michael Jackson jest moim idolem przez całe życie. Pamiętam, że gdy byłam jeszcze bardzo, bardzo młoda miałam nad łóżkiem jego plakat. Był moim wielkim idolem, zawsze go podziwiałam. Moim celem było zrobienie podobnej kariery. Słuchałam jego muzyki z nadzieją, że pewnego dnia się z nim spotkam. I muszę ci powiedzieć, że czułam się uprzywilejowana wiedząc, że on pracuje dla tej samej wytwórni co ja. W końcu nasze spotkanie doszło do skutku... Było to dawno, dawno temu. Podczas spotkania byłam bardzo podekscytowana i jednocześnie nerwowa. Michael był bardzo miły. Dał mi autograf na jednym ze swoich kapeluszy i nadal go mam. Ten autograf zawsze był dla mnie czymś wyjątkowym, ale teraz nabrał całkiem innego znaczenia. I śpiewaliśmy wtedy razem... Planowałam wraz z mężem zobaczyć jeden z jego najbliższych koncertów w Londynie. Michael przyjechał także do Las Vegas zobaczyć moje show, byłam tym zaszczycona.

Larry King: Czy spotkaliście się wtedy za kulisami?

Celine Dion: Pojawił się wtedy za kulisami, spędziliśmy razem około godziny. On miał do mnie wiele pytań. Wydawało mi się, że chce dowiedzieć się jak najwięcej. Chciał wiedzieć jak to jest śpiewać w Las Vegas. Jak to jest występować każdego wieczoru, czy to trudne, czy trudno jest występować co wieczór, czy to bardzo wymagające. Poczułam wtedy, że Michael chce wiedzieć jak najwięcej. A ja natomiast chciałam poznać go jak najlepiej, chciałam tak dużo się o nim dowiedzieć. Wydawał mi się wtedy taki delikatny. Chciał znać odpowiedzi na wszystkie zadane pytania, a ja nie dowierzałam, że goszczę go w swojej garderobie.

Larry King: Czy gdy występujesz i wiesz, że ktoś taki jak Michael jest na widowni, czy jesteś stale świadoma jego obecności?

Celine Dion: Oczywiście, nie możesz uczynić inaczej. Muszę powiedzieć, że przez całe show zadawałam sobie pytanie: czy powinnam powiedzieć, że on jest dziś tutaj na widowni, czy może dać mu trochę prywatności? Czy nie będzie to nadużyciem, gdy go przedstawię reszcie publiczności? Czy powinnam? Chciałam tego tak bardzo i zrobiłam to. Przedstawiłam go i całe Colosseum, cała publika oszalała. Nie tylko dlatego, że Michael Jackson jest bardzo utalentowaną osobą, on był wyjątkowy i był geniuszem. Kiedy powiedziałam: 'Panie i panowie, Michael Jackosn jest z nami dziś wieczorem' myślałam, że ludzie zaczną skakać z balkonów. Ludzie oszaleli... Muszę powiedzieć że to ogromna strata, ponieważ właśnie teraz, gdy jesteśmy w domu i oglądamy telewizję to czujemy się jak wtedy, kiedy zmarł Kennedy czy Elvis Presley...
Przesyłam kondolencje całej rodzinie. To wielka strata. Mój syn ma 8 lat i zna Michaela, słucha jego utworów. On jest dla niego całkiem nowy, a ja dzięki temu ponownie odkrywam Jacksona... Dorastałam wraz z nimi i teraz dzięki mojemu synkowi na nowo odkrywam jego muzykę. On nigdy nie umrze. Nigdy, przenigdy. Najszczersze kondolencje dla całej rodziny.

Larry King: Proszę odpowiedz mi jako artystka: na czym polegała jego wielkość? Czy był wielkim piosenkarzem?

Celine Dion: Myślę, że był niezwykłym geniuszem, tancerzem, i piosenkarzem. Myślę, że to wielkie nieszczęście Larry, że od dziecka żył pod ogromną presją. Uważam, że wszyscy żyjemy pod presją, ale wszyscy odmiennie... Żyjemy pod presją, ponieważ chcemy dać publiczności i fanom tego czego oczekują. Chcemy nagrywać lepsze albumy, dawać lepsze koncerty. Myślę, że Michael Jackosn żył pod presją cały czas od 5 roku życia. Aby przypodobać się swojej rodzinie, fanom ustawił sobie tak bardzo wysoko poprzeczkę, że musiał stłumić i ukryć swoje własne ja.
Myślę, że to wielkie nieszczęście, ponieważ ta presja była bardzo przerażająca. Jestem pewna, że jeśli żyjesz w ciągłym stresie i pod presją i nie masz rodziny, męża czy żony, dzieci... a w tym przypadku prawdopodobnie tak było... nie znajdujesz równowagi. Bardzo mi przykro, kondolencje dla całej rodziny. To wielka strata dla nas wszystkich.

Również dzisiaj nad ranem naszego czasu Celine wypowiedziała się na temat Michaela.

This is a rush transcript from "On the Record," June 29, 2009. This copy may not be in its final form and may be updated.

GRETA VAN SUSTEREN, FOX NEWS HOST: International star Celine Dion grew up with posters of Michael Jackson on her wall and later in her life ended up meeting the king of pop. Celine joins us by phone.

Good evening, Celine.


CELINE DION, MULTI-PLATINUM AND AWARD WINNING ARTIST (Via telephone): Good evening

VAN SUSTEREN: Celine, no one knows better, I think, then you how tough it is to do 50 concerts. You did more than 700, maybe 750 in Vegas. Can you give us some idea of the physical stamina, because there's a lot of thought about, you know, how hard it was physically for Michael Jackson?

DION: Yes. First of all, I have been, like most people, an amazing fan of Michael. And since I was a very little girl, he has been on my wall and he has been an idol for me. He has been an inspiration.

I have had the privilege over the years to have met Michael. And like I said before, I have an autograph from him, which is becoming, it has always been very precious, but it has a totally different meaning right now.

But, anyway, I was very proud. Growing up in show business, I always wanted the same life as him. Being in show business and singing all my life, even the same record company as him.

And I have been doing this business for many, many years, and I have to say that the pressure is tremendous. You endure stress. I mean, in every business that you do, the work that you do imposes stress. Stress is part of everybody's life.

But when you are in show business, be your own record, the ones make it better all the time, you want to please her friends, you want to surpass yourself. The stress is tremendous.

And as I'm concerned, I am trying through the years to do what I love. I love to sing very much. I work hard. But I am trying not to be part of my life -- what I am saying about it is I am trying not to live the show business life.


I do my job. When the curtain falls down, I'm trying to go home and not live with the stress.

And I think what has been helping me a lot is in life, you have to find balance. It is not always easy in anything to find balance, but when you live the adrenaline of show business, and you perform night after night to try to surpass yourself and please your fans and please yourself, you really have to have the balance.

And balance is to have family, to have marriage, to have children, to find balance someplace else.

And I think what has been saving me, because the stress has been part of my life, and I have been working really hard, that I have a child, I have 13 brothers and sisters, I have a wonderful husband. I have a life beyond show business.

And this is what has been helping me, because even though I do a lot of shows -- and I met Michael. Michael came to see my show in Las Vegas, and he had a lot of questions for me. He wanted to know how it was to perform night after night in Las Vegas, how was it for the boys, how was it for the stress, how was it for living there.

And I was very surprised, because I had questions for him, I am a big fan.

But, obviously, when working hard in show business, the adrenaline is like a drug, you want to give more, he wants to do more. It's a fantastic live, but you have to have a balance. And I find balance and health through my family and friends, because it's very important to me. You know sometimes you are going to get sick, and you need medicine, and you go on, and you want to do is show, and you wonder if you are going to be able to go on --am I going to be able to sing? Am I going to be able to dance? Am I going to be able to go on?

And then you have your friends, and you have your family, and you have your own doctors, and you count on them. And it has always been and it will always be very important to me that the people surrounding me will always protect me for not the singer that I am-but for the person that I am for them, the friend, the wife, the mother that I am, the sister that I am, the daughter that I am.

I don't want them to say yes to what I say. I want them to protect me because they love me very much as much as I love them.

So if I go through a lot of stress, and I need help, if I think I need a lot of medicine because I suffer, or if I need a lot of medicine because I can't go on, they have to make sure that I am staying healthy, that I am staying grounded.

And it's very easy to lose it. So family becomes extremely important.

And you have to be responsible for your acts. And sometimes you may need help. But it is a very tricky, very difficult, stressful situation.

VAN SUSTEREN: And I should add as I have talked to your husband Rene, and he is extraordinarily supportive of you, and how important -- just, it reinforces everything that he has told me. That is part of one of the reasons why you are a bit superstar, Celine, is because that have kept this well grounded.

And we wish you all the more success, and please tell Rene I said hello, as well. Thanks, Celine.

DION: Thank you so very much,

: wt, 30 cze 2009, 13:36
autor: Buszmen

: wt, 30 cze 2009, 17:01
autor: derozje
Ciara również wypowiedziała się na ten temat. :(
http://www.mtv.com/videos/news/405176/c ... id=1614872

: wt, 30 cze 2009, 18:56
autor: MJwodzuMJ
Kim De Dzung, laureat Pokojowej Nagrody Nobla:


Straciliśmy bohatera świata

Karolina Korwin Piotrowska o śmierci Jacksona

: śr, 01 lip 2009, 13:59
autor: Megi1975
Karolina Korwin Piotrowska o śmierci Jacksona:

"W dniu, kiedy zmarł, wsiadałam do samolotu. Na lotnisku nagłówki gazet z całego świata krzyczały o tym, że umarł król popu.

W telewizjach całego niemal globu zdumionym dziennikarzom informacyjnym prowadzącym wiadomości jakby zabrakło słów na opisanie tego, co się stało, bo cały świat nagle się zatrzymał. Bo, jak powiedział Quincy Jones, tego dnia umarła muzyka... A to trudno opisać zwykłymi słowami...

Żadna śmierć ostatnich lat tak nie zjednoczyła ludzi. Znali go wszyscy. Bez względu na wiek, pochodzenie, kolor skóry, wyznanie czy stan konta. Bo każdy choć raz w życiu usłyszał "Thriller" i potem już nic nie było takie samo. To on został pierwszą wielką gwiazdą popkultury. To dzięki niemu oglądamy takie, a nie inne teledyski. To on, jak dziś ze łzami w oczach mówią Usher, Alicia Keys czy P.Diddy, przywrócił wiarę w czarna muzykę... Dyktował trendy, nieustannie eksperymentował, on BYŁ muzyką. Świat muzyki dzieli się na ten przed nim i po.

Byłam dzieciakiem, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam teledysk do piosenki "Thriller". Szok! Zachwyt! I świadomość tego, że słynny „moonwalk” jest zdecydowanie poza moim zasięgiem. Nazajutrz w szkole wszyscy mówili tylko o tym. Gwiazdą stał się chłopak ze starszej klasy, któremu ojciec przywiózł najbardziej pożądana płytę winylową z ciemnoskórym chłopakiem ubranym w biały garnitur na okładce. Ja na swoją upragnioną kasetę czekałam do Bożego Narodzenia i kiedy ją dostałam, oryginalną, odpakowywanie jej było niemal mistycznym przeżyciem. W święta wiec, zamiast kolęd, słuchałam w kółko na moim walkmanie (tak, był kiedyś taki sprzęt...) piosenek z kasety, aż do zdarcia.

Plakatu z "Bravo" nie miałam, pewnie dlatego, że nie miałabym go gdzie powiesić. Minęło trochę czasu. Dochodziły do nas informacje o tym, że w życiu króla popu nie wszystko jest doskonałe. Dwa małżeństwa. Oba nieudane. Trójka dzieci. Coraz większe długi i coraz liczniejsze operacje plastyczne. Coraz mniej nowych przebojów, a na dodatek proces o molestowanie seksualne chorych dzieci na ranczu Neverland... Co prawda uniewinniono go, ale po długim i upokarzającym procesie. Co prawda okazało się, że rodzina rzekomo molestowanego chłopca była z gatunku tych ciętych na kasę za każdą cenę, ale smród i zła opinia pozostała.

Modne stało się drwić z Jacksona, bo i on sam prowokował do tego swym zachowaniem. Jego kolejne dziwne zakupy, fobie i operacje plastyczne wzbudzały już nie zainteresowanie, a rosnące przerażenie. Nikt nie widział w upadającej na naszych oczach gwieździe człowieka. Małego chłopca, który zamiast bawić się z innymi dziećmi, zaganiany był do katorżniczych treningów tanecznych, i któremu własny ojciec mówił, jaki jest brzydki i jak gruby ma nos...

Nie zauważaliśmy w kompulsywnym zakupoholiku kogoś, kto obsesyjnie potrzebuje być kochanym. Za każdą cenę. Kogoś, kto emocjonalnie zatrzymał się na poziomie nastolatka, który płakał patrząc, jak inne dzieci bawią się na placach zabaw, podczas gdy on sam był zamknięty w studiu nagrań. W wywiadzie z Oprah Winfrey powiedział, że ojciec regularnie bił go, kiedy zamiast iść do studia nagrań, wolał pobiegać z innymi dziećmi. Że marzył, aby czasem zwyczajnie pobrykać jak jego koledzy. Nigdy nie było mu to dane.

Niedawno ogłoszono, że w Londynie odbędzie się seria jego pożegnalnych koncertów. Nie zdążyłam się nawet zastanowić nad tym, że fajnie byłoby kupić na to bilet, kiedy okazało się, że wszystkie bilety, w kilka godzin, zostały wyprzedane. A wiec legenda odżyła. Dostałam entuzjastycznego maila od kumpla z Londynu, który taki bilet juz miał. „Kupa szmalu, ale warto” pisał. Teraz został mu tylko ten bilet. Tylko tyle i aż tyle…

W zeszły piątek wszystko się skończyło. Nagle. Głupio i bezsensownie. Dla wielu jednak przewidywalnie, bo teraz już oficjalnie mówi się, że Jackson był uzależniony od silnych środków przeciwbólowych, po tym, jak na planie reklamówki, w latach 80, uległ dotkliwemu poparzeniu. Od tego czasu jego najlepszymi przyjaciółmi byli chirurg plastyczny i prywatny lekarz, który w razie potrzeby, zapisywał coraz silniejsze leki. Jego była żona, Lisa Marie Presley powiedziała po śmierci Jacko, że on doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że będzie żył krótko. Że cały czas bardzo się spieszył, jakby wiedział, że czas biegnie nieubłaganie.

W CNN pokazano zdjęcia zrobione na 24 h przed jego śmiercią. Ćwiczy na nich nowe układy taneczne z zespołem na koncerty, które miały odbyć się w Londynie. Wygląda na nich na bardzo szczęśliwego i rozluźnionego. Podobno ogromnie się cieszył na ten powrót. Dowcipkował i dawał z siebie wszystko. Chciał, jak zawsze, żeby wszystko było perfekcyjne. Zapięte na ostatni guzik. Przecież był urodzonym szołmenem. Chciał się pożegnać z klasą.

W zeszły piątek wszystko się skończyło, ludzie oniemieli. Poczuli, jakby stracili kogoś bliskiego. Bez wzglądu na to, jakiej muzyki teraz słuchają. Nagle poczuli, ze odszedł ktoś ważny. Ktoś, kto był zawsze. Każdy zadawał sobie pytanie: dlaczego? Przecież ludzie nie umierają w wieku zaledwie 50. lat. Tak, ludzie, owszem, ale bogowie umierają młodo. To ich przywilej a nasza strata."

źrodło

http://www.plejada.pl/17,21489,news,,1, ... tykul.html

:beksa: