Królowa Madonna

Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Awatar użytkownika
MJ-fanka
Posty: 197
Rejestracja: czw, 02 lip 2009, 15:08
Lokalizacja: Rzeszów

Post autor: MJ-fanka »

http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,9519 ... _zywo.html

Jest relacja na żywo.

21.57 Wzruszający moment - hołd Madonny dla Michaela Jacksona. Nazwała go jednym z największych artystów na świecie. Na telebimach pojawił się utwór Billie Jean. Jeden z tancerzy występuje w stroju Jacko. Publiczność jest zachwycona, ogromne brawa.
Michael FOREVER.
Obrazek

www.MJteam.pl
Awatar użytkownika
derozje
Posty: 355
Rejestracja: czw, 27 mar 2008, 20:04

Post autor: derozje »

Nawet tam byłam. I słyszałam te całe Billie Jean (potem WBSS) ;DD
ogólnie nagłośnienie było kiepskie, miedzy domami było najlepiej słychać ;p
btw przyszło sporo osób 'bez biletów' którzy wchodzili na kraty, zdejmowali z nich bilboardy itp
Dużo osób mówiło że koncert ma się zacząć o 22 a tak naprawdę w tego co pamiętam to zaczął się jakieś parę minut po 21 :)
w każdym razie dla mnie było nawet ok (nie widziałam za wiele więc nie będę się bardziej wypowiadać na ten temat). wole koncerty rockowe .
Bo gdy zabraknie wśród nas miłości,
Kto powie jak naprawdę trzeba żyć ?
Awatar użytkownika
Noemi.best
Posty: 358
Rejestracja: śr, 15 lip 2009, 22:36
Lokalizacja: z kątowni

Post autor: Noemi.best »

Madonna zaczela spiewac ok 21.25. Powiem tak - bylam tam od godz 16.00, na teren lotniska wpuszczali juz od tej godz a nie jak mowili od 17.30. Pierwsze osoby ktore weszly biegly jak szalone od samej bramy, no po prostu wyscig szczurow [bez obrazy jak ktos z Was tam byl ;)]. Ludzie sie popychali, wywracali, prawie jedni po drugich deptali.

Ja weszlam ok 17.30, przy czym trzeba bylo przejsc przez ok 4 bramki zeby byc na terenie koncertu. Stalam na wprostu sceny, zaraz za strefa Golden. 'Pilnowalam' swojego miejsca od 18.00, ale byl ogromny scisk przez te kilka godzin czekania. Ludzie mdleli, nawet mi sie w koncu zaczelo robic slabo, a z reguly jestem odporna na takie rzeczy. Byla walka na lokcie rzecz jasna, kazdy sie pchal, mega klotnie: "pani tu nie stala, a pan sie wepchnal, a tamci stali o jedna osobe dalej, a teraz sa blizej, jak to?!". Taki byl scisk, ze stalam na jednej nodze przez dluzszy czas [bo nie mialam gdzie drugiej nogi postawic :-/] i nie bylo szans zeby sie przewrocic glupija rece musialam trzymac przed soba, bo obok nie bylo miejsca. Po 3-4 piosenkach Madonny wyszlam stamtad bo zamiast ogladac koncert musialam walczyc o miejsce. A wyjsc tez nie bylo latwo, bo kazdy stal jeden obok drugiego. Stanelam kawalek dalej i bylo git :smiech:

Najlepszy moment to oczywiscie tribute dla MJ. W ogole jeszcze przed koncertem leciala "Bille Jean", dwa razy "Off the wall", w muzyke byly wplecione motywy z "Thriller'a". Podczas tributu dla Mike'a bylo pokazane jego zdjecia z dziecinstwa, leciala wizanka jego przebojow [nie powiem Wam jakie, bo wpadlam w dziki szal i nie pamietam z wrazenia ;-) ] no i oczywiscie tancerz odstawil moonwalk'a. Prawde mowiac po tej czesci koncertu moglam juz stamtad wyjsc nenene Na sam koniec puscili jeszcze "Don't stop tili you get enough". I to byly te momenty na ktorych sie najlepiej bawilam :smiech:

Ogolnie jestem zawiedziona tym koncertem. Nie jestem fanka Madonny, ale cenie ja i lubie. Mimo to nie zrobil on na mnie wrazenia. Byl taki... zwyczajny. Zero jakichs fajerwerkow, moim zdaniem w ogole kiepski kontakt miala Madonna z publicznoscia, nie zagrzewala do zabawy. Zanim wyszla na scene to juz byly gwizdy, a po koncercie kazdy sie odwrocil i dawaj do wyjscia. Zero braw, zero bisow. Koncert sie skonczyl w sumie nagle, jakby sie urwal. Zalegla cisza przez jakis czas i kazdy poszedl do domu :-/

Inna sprawa, ze komunikacja byla nie tak jak mowili. Nie jezdzily te tramwaje co mialy, autobusy mialy tak dziwne objazdy, ze ja, ktora wychowalam sie na Bemowie, a teraz mieszkam na Bielanach, nie moglam sie rozeznac w autobusach, a co dopiero ludzie z poza Wawy lub obcokrajowcy. Pan z ZTM ktory mial udzielac informacji byl tak opryskliwy i nieprzyjemny, ze odechciewalo sie go o cokolwiek pytac.

Aha - fajne byly lasery na koniec :smiech:
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination!
Awatar użytkownika
KarolinaMandolina
Posty: 115
Rejestracja: czw, 09 kwie 2009, 17:45

Post autor: KarolinaMandolina »

No tego się spodziewałam, cieszę się ,że nie poszłam, poza tym miałam podły nastrój, bo przypomniał mi się MJ na Bemowie, jaka była magia, jak jechałam na koncert samochodem z moim tatą i siostrą i jak stalismy w korkach, i całe pielgrzymiki ludzi szly, wielkie podekscytowanie i wreszcie koncert, bach i rakieta wylądowała, to było, cos niesamowitego, miłosć i ebergia biła ze sceny, to co widzialam z madonny dzis na yotubie, to niestety, jakies takie martwe to bylo, jej koncerty sa martwe, bez emocji, duzo szumu, skikania, skakanek, wygibasow itd. ale zero emocji, dla mnie oczywiscie.
W jej muzyce nic nie ma, (lubie piosenka playground, wole ja w akustycznych utworach).
Chialo mi sie plakac, i wyobrzalam sobie , ze to na Michaela sie znowu wszysycy szykuja..Boże, to niesprawiedliwe. Miałam przezyc to drugi raz w Londynie..pamietam ze w Warszawie, plakalam bardzo, na heal the world, czulam podskornie ze bylam swiadkiem jakiejs historii, ze to koniec i ze mozilwe , ze go juz nigdy nie zobacze. Potem udało mi się spojrzec w jego oczy przy kolejnej wizycie i dostac autograf,to byl jeden z najpiekniejszych dni w moim zyciu.
Jego oczy byly takie dobre, jego aura byla niesamowita, chcial bardzo przekazac wszystkim jak duzy ma do nas szacunek i jak mu na nas zalezy, nie olal nikogo, byl zmeczony a prawie 2 godziny chodzil wkolo mariottu i rozdawal autografy..to bylo niesamowite. Nie bedzie juz drugiej tak prawdziwej osoby na swiatowej scenie.
Dzisiejszy rynek i jego prawa nie pozwola na to, nie pozwola na manifestacje prawdy i milosci, bo wtedy ludzie dostaja skrzydel i sa wolni, a takimi trudniej manipulowac...
Awatar użytkownika
ghost_ola
Posty: 278
Rejestracja: sob, 27 cze 2009, 14:56
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: ghost_ola »

Ja też bylam, pod sama scena w golden circle. Ogólnie dobrze się bawiłam i nie załuje tej gory kasy jaka trzeba bylo wydac na bilet, ale rzeczywiscie koncert nie powalil. Publicznosc zaczela skakac i klaskac własnie przy billie jean (slyszalam nawet kilka wrzaskow "michael!!!" z publicznosci) i potem juz chyba zaden utwor nie wzbudzil takich emocji. Najbardziej podobały mi się akcenty majkelowe, tzn przed koncertem lecialo kilka piosenek z glosnikow, potem DJ przed madonna gral michaela 2 razy i w koncu sama madonna z tym billie jean i WBSS. Pózniej jeszcze w przerwie na telebimie pojawil sie cytat z man in the mirror. Ostatni utwor caly zepol łacznie z madonna wykonal w rekawiczkach a'la michael i tymi łapkammi w rekawiczkach machali na pozegnanie. To było naprawde fajne. No i po koncercie puscili don't stop till you get enough. Dla tych mj-wstawek warto bylo tam byc :)
zdziwilo mnie natommiast to, ze nawet w golden circle, pod samiutenka scena malo kto znal wszystkie utwory, tylko kilka osob co jakis czas tanczylo i klaskalo. nie bylo tez za bardzo scisku jakiegos. zupelnie inaczej niz na koncertach Michaela. Zdziwilo mnie ze wszystko bylo bardzo profesjonalne i dopracowane, piosenki bardzo fajne, a jednak madonna nie wzbudzila zadnych wiekszych emocji na publicznosci (przynajmniej w moim otoczeniu). Okazuje sie ze zupelnie brak jej charyzmy i umiejetnosci porywania tlumow. Wciaz uwazam ze po odejsciu MJ, madonna jest ostatnia z wielkich, ale okazuje sie ze dzieli ich ogromna przepasc, wieksza niz sie spodziewalam.
Show robil wg mnie spore wrazenie,ale jedyne o czym moglam myslec to jak musialyby wygladac koncerty THIS IS IT, bo ze przebilyby ten to jestem pewna.
Beyond these boundaries, he wanted to fly
In nature's scheme, never to die
http://mjtranslate.com
Awatar użytkownika
Noemi.best
Posty: 358
Rejestracja: śr, 15 lip 2009, 22:36
Lokalizacja: z kątowni

Post autor: Noemi.best »

tak samo mialam - stalam tam i myslalam tylko o tym, ze 13 lat wczesniej prawie w tym samym miejscu stala scena na ktorej wystepowal MJ, a ja po lewo od sceny stalam cala noc przylepiona do siatki od lotniska i plakalam, ze nie moge tam byc :/ ach wspomnienia.

EDIT: lol, wlasnie moja mama zadzwonila, ze polsat wdrapal sie na dach naszego domu i filmuje jak rozbieraja scene po madonnie glupija
swoja droga - cala noc sie strasznie glosno tlukli :-/
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination!
thewiz
Posty: 1256
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 23:46
Lokalizacja: Z gwiazd....

Post autor: thewiz »

Trudno uniknac porownan z koncertem Michaela, ktory odbyl sie w tym samym miejscu. Ja sama na nowo przypominalam sobie 1996 rok. Jednak najpierw chcialabym napisac o samej Madonnie.
Warto bylo wydac kase na bilety w Golden Circle. Najgorzej bylo przy wejsciu, bo spelnily sie najgorsze oczekiwania i Golden Circle nie mialo osobnego wejscia. Tymczasem porownujac zachowanie ludzi spod sceny z zachowaniem ludzi na plycie wnioski nasuwaja sie same i nie bede ich glosno artykulowac.
Z kolezanka (uszczesliwiona w doslownie ostatniej chwili, kaem nawet nie wiesz jak bardzo) strategie przed koncertem mialysmy prosta: dobrze zjesc, nie dac sie stratowac przy wejsciu a potem szybko biec :smiech: . Na Bemowo przyjechalysmy o 15.30 i jeszcze dobre pol godziny szukalysmy jednej waznej rzeczy w sklepie. Dopiero po upolowaniu cennego nabytku podeszlysmy do tlumu oczekujacego na wejsce. Dzien wczesniej posiedzialam na forum fanow Madonny i wiedzialam, ze pierwsze wejscia do strefy gastronomicznej otworza o 16.00. Dezinformacja w zwiazku z Golden Circle byla straszna. Przede wszystkim mielismy pojsc do namiotu po jakies opaski, wiec biegnac przez plyte staralysmy sie dostrzec ten namiot i pytalysmy wszystkich po drodze o namiot. Namiotu nie bylo, kazano nam isc dalej. Przed wejsciem na plyte lotniska byly rozwieszone plakaty zakrywajace scene i ustawione z barierek bramki, w slalom coby latwiej nie bylo ich pokonac :wariat: . Zamykano w nich po okolo 200 osob, potem zapelnianio kolejna strefe. Jednej bramki pilnowal....1 ochroniarz. Zamknieto nas w jakiejsc 6 bramce z rzedu, czyli za jakimis 1,5 tysiacem osob. O godzinie 17stej kilka podchmielonych panow w tyle zaczelo rozrobe. Ludzie przeskakiwali przez barierki, ale poki nie robili tego masowo, ochrona sobie z delikwentami radzila. Wiadome bylo, ze ten debilny pomysl ustawienia bramek nie sprawdzi sie gdy otworza plyte. Efekt psychologiczny wybiegajacych ludzi z pierwszych dwoch sektorow byl tak silny, ze tlum naparl, sforsowal te barierki i zrobilo sie cholernie niebezpiecznie. Chwycilam kolezanke i zaczelysmy przedzierac sie do przodu, byle z daleka od tratujacych sie ludzi. Kiedy w koncu moglysmy biec, musialysmy jeszcze zalatwic jeden przystanek przy toaletach i w koncu moglysmy poleciec ile sil w plucach do przodu. Biorac pod uwage tlum, ktory pobiegl przed nami, tlum ktory sforsowal ochrone i przedarl sie bezprawnie przed nami z konca kolejki no i dodatkowy przystanek nie liczylam na dobre miejsce pod scena, ale chcialam stac jak najblizej. Slyszalam smiech kilku osob, ktore minelam w biegu. Ten sie smieje, kto sie smieje ostatni. Udalo nam sie po dostaniu do Golden Circle zajac miejsca w pierwszym rzedzie, dokladnie pod scena w miejscu gdzie jest lewy wysiegnik/winda ;-).
Wiem jedno, na Michaelu takie rzeczy nie bylyby mozliwe. Madonna nie wyzwolila w az tylu osobach checi dostania sie pod scene, a nasza strategia, choc nie przyprawiona desperacja, zadzialala.
Przez wiekszosc czasu z trzech i pol godzin oczekiwania panowala elegancja Francja. Mielismy otoczenie fanow, ktorzy byli na kilku - kilkudziesieciu koncertach. Wypytywalysmy o poprzednie wystepy Madonny, ja nawet jeszcze raz wyszlam do toalety i wrocilam na swoje miejsce :-) . Tancerze wychodzili do nas, a z osobami ktore poznawali rozmawiali. Jeden z nich podczas supportu sciagnal przed nami koszulke, robiac ogromne wrazenie na wszystkich paniach ;-) . Widzielismy przygotowania do show, co zawsze obserwuje sie z frajda. Wiedzialysmy, ze obsuwa bedzie wynosila jakies 20 minut, bo zespol sie jeszcze nie przebral. Widzialysmy tancerzy przygotowujacych sie do wejscia na scene, a podczas jedej z przerw mialam swietny widok na Madonne pijaca soczek i przebierajaca sie do kolejnej piosenki.
Balam sie najbardziej tlumu napierajacego na mnie i na barierki, ale nic takiego sie nie wydarzylo. Przez caly koncert mialam swoja elegancka strefe prywatna, nikt mnie nie podeptal, nikt mi nie chodzil po plecach.
Sam koncert byl dla mnie rewelacyjny. Poniewaz stalysmy pod glosnikami, byly momenty gdy sluchalysmy widowiska z zatkanymi uszamy, ale to byly tylko chwile gdy podkrecano basy. W pozostalych momentach moglam spokojnie wytrzymac pod glosnikami ;-). Madonna bardzo dobrze wykonala You must love me, w piosenkach gdzie choreografia byla bardziej skomplikowana falszowala, ale z racji bliskosci gwiazdy takie rzeczy wcale nie odbieralo mi frajdy z show. Poniewaz stalysmy pod wysiegnikiem, w czasie gdy Madonna na niego wchodzila, mialysmy ja 2 metry przed soba. Widac bylo siniaki, ktore miala na udzie(gigantyczne), zmarszczki na twarzy, kreske eyelinera, kazdy szczegol. Podczas Into the groove tanczyla przy nas na rurze, a przy Give it to me kleknela i wsadziwszy sobie reke ubrana w pojedyncza biala cekinowa rekawiczke pogmerala sobie w majtkach po to, by za chwile pokazac fuck you. :-) Aluzja bardzo zrozumiala. Zreszta Michaelowych elementow koncert mial bardzo duzo. Oprocz samego tribute przy Billie Jean i WBSS, gdy Madonna powiedziala o Michaelu jako najlepszym (ja slyszalam the best, nie one of the best) wykonawcy swiata, byl jeszcze cytat z Man in the mirror wyswietlony na telebimach (If you wanna make the world a better place,Take a look at yourself and then make a change), pojedyncze biale rekawiczki przy Give it to me, jeden z tancerzy przy tej piosence wykonal tez na wysiegniku elementy choreografii z Dangerous. Bylo tego sporo. Duzo dzialo sie na wybiegu, wiec kiedy nalezalo sie odrocic, stawalysmy plecami do barierek i w tych momentach mialysmy scene z 15 metrow od nas. Madonna nawiazywala kontakt z publicznoscia, a potem (tego sie zupelnie nie spodzielawam) zeszla do ludzi po prawej stronie wybiegu.
Wrazenie zrobil na mnie nie jej taniec, lecz tancerzy. Uwielbiam break dance w takim wykonaniu. Facet, ktory zafundowal nam stipriz doslownie fruwal po scenie (Antboogie ma ksywe, dostalysmy jego wizytowki). Dwoch gosci, ktorzy tanczyli elementy z japonskiego teatru (kabuki, tak to sie nazywa?) rozlozylo mnie na lopatki. Ich chod do przodu polegajacy na blyskawicznych ruchach palce stopy sprawiajacy wrazenie slizgania sie po ziemi pozostawil mnie ze szczeka na ziemi. Widzialam ten ruch dokladnie, to bylo amazing!
Ja jestem zwolenniczka zmiksowanych aranzacji. To jest cos, na co nigdy nie odwazyl sie Michael, a co Madonna robi od lat z premedytacja:kazda piosenka ma inna aranzacje na koncercie, ona sie nie powtarza. Cos pozmienia, zmiksuje, zawsze jest inaczej.Nie zachwycilo mnie Voque, ale La Isla Bonita i sekcja hiszpanska podobala mi sie ogromnie. Przy Into the groove wszyscy tancerze wygladali jak cukiereczki do schrupania, kolorowo i barwnie. Naprawde fajna piosenika. Devil wouldn't recognize you bylo pieknym momentem. Madonna w czarnym plaszczu spiewala te piosenke wijac sie na fortepianie za ekranami kulistymi (jeden z nich popsul sie w 10 % pod koniec koncertu :szepcze: ), na ktorych wyswietlane byly animacje. Ten sam patent wykorzystala przy wykonaniu Frozen. Bardzo fajna technicznie sztuczka.
Give it to me bylo na final rewelacyjne. Jedno z najlepszych wykonan wieczoru, a na materialach video widac ze zaskakujaco czysto zaspiewane. Milym momentem byly serca dla Madonny (dostalysmy po jednym od nowo poznanych znajomych spod barierki) i Sto Lat :-)
Generalnie koncert odnotowalam jako spektakularne wydarzenie. Ciesze sie, ze udalo nam sie byc tak blisko, bo to nadaje zupelnie inny odbior uczesntictwu. Nie dziwie sie, ze osoby stojace dalej, widzace mniej, mogly byc rozczarowane. Koncerty "stadionowe" maja sens naprawde tylko wtedy jesli jest sie blisko. Madonna nie miala sceny pod stadion. Scena byla zadziwiajaco mala. MJ przy HIStory mial scene 3 razy wieksza, doslownie. Tylko ze MJ robil w tamtym czasie juz tylko stadiony, a Madonna musi moc zmiescic ten majdan tez w halach. Stad scena byla za mala jak na te tysiace widzow, ktore sie na koncercie pojawily.
Dla mnie sciema jest informacja o 80tysiacach. Mam porownanie z 1996 rokiem. Bylam wtedy co prawda mala, ale morze ludzi wychodzacych z koncertu bylo wieksze. Madonna nie zakonczyla fajerwerkami jak Michael, nie wywolala podobnej histerii, nie ma tez podczas wystepu killera typu Billie Jean, na ktorego wszyscy czekaja. Bo Madonna to nie Michael, on byl tylko jeden. Jest jednak swietna artystka, niesamowita ma forme, a z bliska te jej muskuly wcale tak nie strasza. Michaelowi tez robiono zdjecia tak, by zle na nich wyszedl. Energii ma niesamowicie duzo. Glos jest jaki jest, ale You must love me naprawde zaspiewala czysto. Zabawa przednia. Polecam kazdemu.
Obiecalam sobie, ze zaliczywszy Michaela i Madonne na open airze juz nigdy nie zafunduje sobie koncertu stadionowego. Trudno, albo doczekam sie hali z porzadnego zdarzenia w Polsce albo zostaja numerowane miejsca na halowkach za granica.
Acha, opaski na Golden Circle rozdawali przy wyjsciu z sektora :smiech:
Peace ;-).
Awatar użytkownika
spider865
Posty: 183
Rejestracja: pt, 03 lip 2009, 16:15

Post autor: spider865 »

ile kosztowały bilety?
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

220/400- pod sceną 1100 vipy na trybunie.

Zmieniła/wywaliła/zostawiła bez zmian ten pro-obamowski filmik Get Stupid? Która piosenka po koncercie Wam chodziła po głowie? Bo mnie to właśnie rok temu.
Pozdrawiam uszczęśliwioną koleżankę.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
thewiz
Posty: 1256
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 23:46
Lokalizacja: Z gwiazd....

Post autor: thewiz »

kaem pisze: Zmieniła/wywaliła/zostawiła bez zmian ten pro-obamowski filmik Get Stupid? Która piosenka po koncercie Wam chodziła po głowie? Bo mnie ta zmieniona wersja Beat Goes On właśnie rok temu.
Pozdrawiam uszczęśliwioną koleżankę.
Nie zmienila. Get stupid filmik ;-). Give it to me sie do nas przyczepilo, szczegolnie ze to wlasnie to wykonanie najbardziej sie Kasi (kolezance) podobalo. Mi rowniez, choc nie wiem czy najbardziej bo bylo jeszcze kilka naprawde fajnych momentow.
Give it to me. Yeah. No one's gonna stop me. Now. (Madonna wykrzyczala dwa razy never zamiast now :-) ) Give it to me. Yeah. No one's gonna show me. How.

Spiewalysmy to przez godzine wracajac do domu (Z buta, bo zaladowane do kazdego cm kwadratowego autobusy i tramwaje oddrzucily mnie na tyle, ze wolalam pojsc pieszo do kolezanki na herbate i od niej z domu na spokojnie wrocic do siebie)

Obrazek

Obrazek
Ostatnio zmieniony ndz, 16 sie 2009, 23:42 przez thewiz, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
lazygoldfish
Posty: 152
Rejestracja: sob, 18 lip 2009, 19:20

Post autor: lazygoldfish »

Koncert bardzo dobry i choć nie przepadam za płytą Hard Candy utwory z tego albumu nie raziły, wręcz przeciwnie, She's not me zaskakująca dobrze odśpiewana, Spanish lesson do przeżycia, Candy shop musiał ekscytować, bo było openerem koncertu. Give In 2 me zabiło wszystkich energią, cała reszta - szczere oklaski.

Tak, Confesssion Tour lepsze, ale jak to się mówi "nóżki nie oszukasz". Stojąc w GC, tuż przy scenie, widząc Madonnę z bliska nie było sensu walczyć z samym sobą i dlatego jestem dzisiaj w fatalnej formie fizycznej. Uznałam, że skoro Ona może to ja też i prawie przez 2 godziny z przerwami na wolniejsze utwory, szalałam, jakby to była ostania noc w moim życiu. Idąc jutro do pracy będę zapewne nadal wrakiem człowieka, ale nic to. Zobaczyłam na żywo osobę, która, podobnie jak Michael, towarzyszy mi w muzycznym życiu od blisko 20 lat. I choć jej wybory artystyczne raz mnie do niej zbliżają, raz oddalają, to ja już tak mam, że gdy artysta przylgnie do mnie na dłużej niż 2 płyty, to - niech się dzieje co chce - ja tego artysty już raczej nie opuszczę.

Muzycznie było dobrze, cenię Madonnę za to, że nie pozwala się zdominować przez przeszłość, że pozwala sobie na ryzyko i zmienia, czasami drastycznie, wersje starych klasyków. Robiła to zawsze, ale tutaj pozwoliła sobie już w tej kwestii na prawdziwe ekstremum. Czy to było dobre posunięcie? Raczej tak, bo idealnie wpasowało się w konwencję dyskotekowo-taneczną całego show. W takich przypadkach zawsze mówię iż najważniejsze jest, aby zachować linię melodyczną. Reszta ma prawo odradzać się na nowo za każdym razem, gdy wykonawca uzna, że ma coś w tej materii sensownego do zaoferowania.

Ludzie myśleli, że wysłuchają klasycznego Like a Prayer, klasycznej La isly bonity, a tu szok. Najwyraźniej naprawdę myśleli, że Madonna, jako wykonawca pop zawsze idzie na łatwiznę, a to nie do końca tak jest. Madonna w najmniej oczekiwanych momentach potrafi odrzucić oczekiwania słuchaczy, dlatego maltretuje te swoje piosenki w imię wyższych (swoich) idei. Tak zachowuje się tylko świadomy swoich możliwości artysta.

Śpiewała na żywo, przynajmniej to, co miała do zaśpiewania, zaśpiewała na żywo, bo chórki i niektóre podkłady z taśmy, ale w dzisiejszych czasach to norma. Czasami fałszowała, ale śmieszy mnie, kiedy wszyscy jej to tak wypominają. To takie schematyczne i mało odkrywcze myślenie. Kto tańcząc tak intensywnie nie dostałby zadyszki? Komu nie zadrżałby głos? Proszę podawać nazwiska takich gwiazd, chętnie złoże im pokłon. Przy balladach pokazała, że jeśli chce potrafi sprawnie operować swoim głosem, a jaki ma głos, każdy wie...

Można Madonnie wiele zarzucić, ale jedno jest nie do zakwestionowania - perfekcjonizm, który każe jej w każdy koncertowy wieczór dać z siebie 100 %. Spektakl jest doskonale reżyserowany, ale w przypadku Madonny oddanie się sprawie jest niepodważalne. Ona może olewać fanów przed hotelem, ale na scenie nigdy sobie na to nie pozwoli. Przez 2 godziny wychodziła z siebie, aby pokazać ludziom, którzy przyszli na koncert, że ma robotę do wykonania i że wykonuje ją najlepiej na świecie. "I love my job" - powiedział w Warszawie dziękując fanom za wsparcie. I ja jej wierzę.

I wierzę, że zeskakując ze sceny do publiczności, aby z kilkoma wybrańcami zaśpiewać Give it 2 me, pomyślała sobie "nie no, bez jaj, fajni są, na bank wracam tu z przyszła trasą". Bo nie wiem jak reszta, ale w GC było czyste szaleństwo.

Nie byłam na koncercie Michaela na Bemowie, zatem nie ma porównania, czy tam szaleństwo było większe, aczkolwiek nie wiem, czy jest sens porównywać, bo choć król i królowa to jednak Michael przyjeżdżał do nas w nieco innych czasach, gdzie napór gwiazd na nasz rynek koncertowy nie był jeszcze tak wielki. To znacznie podbijało tę cała ekscytację wizyta Michaela. Zresztą, o co tu się kłócić. Bemowo gościło dwie największe gwiazdy w historii muzyki pop i to się tylko liczy. Dziwne i smutne jest natomiast to, że od koncertu Michaela nic się nie zmieniło i Warszawa nadal egzystuje bez stadionu i sali koncertowej z prawdziwego zdarzenia...
Awatar użytkownika
Tomo128
Posty: 138
Rejestracja: ndz, 29 lip 2007, 16:53
Lokalizacja: Tczew

Post autor: Tomo128 »

Stałem przy samym wybiegu. Wrażenia niezapomniane i tribute dla Michael'a najważniejszy i najlepszy :mj:
Tomo128
Obrazek
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

Wiadomo. Koncert podzielony jest na cztery części, zaczyna się Candy Shop, po Spanish Lesson leci Miles Away a gdzieś w jedenastej sekundzie Beat Goes On Madonna krzyczy hello i nazwę państwa lub miasta, w którym koncertuje. Hello, Poland! Miłośnicy radosnej improwizacji będą zawiedzeni a ci, co nie widzieli koncertu na żywo, zobaczą niemal taki sam na youtube. Może poza sekcją cygańską - gdzie i sto lat się pojawiło, i przemiły komentarz artystki, i tysiące papierowych serc podczas You Must Love Me... Zaśpiewanego z zawsze takim samym wzruszeniem.

Obrazek

Jestem jednak poruszony. To fajnie, jak spełniają takie małe marzenia w końcu. To miłe zresztą porównać oczekiwania z efektem końcowym - i jeszcze zostać tak pozytywnie zaskoczony. Bo byłem przygotowany na to, że idąc pod scenę ledwie trzy godziny przed rozpoczęciem występu, nie będę mieć widoków najlepszych - nawet w golden circle będąc. I jasna rzecz, o barierkach można było zapomnieć (chociaż mojej siostrze udało się sprytnie prześlizgnąć) - ale do Madonny miałem o wiele bliżej niż się spodziewałem. Na tyle, że bez problemu dostrzegłem - na przykład - że w trakcie Doli Doli rozlała kilka kropel trunku z kieliszka.

Byłem też przygotowany na potworny ścisk i nieuczciwe zagrania - w końcu niepokojący był czas dostępności droższych biletów. I sam miałem w pamięci niedawny koncert Placebo, kiedy niejednym łokciem oberwałem, chcąc być chociaż trochę bliżej Molko... W istocie, wczoraj było nie tylko stosunkowo luźno - ale i zadziwiająco kulturalnie. I jeszcze inna obserwacja: spodziewałem się takich decybeli, że przez kilka następnych godzin będę przynajmniej głuchawy. A tu nawet śpiewać trochę wstyd było, bo sam siebie słyszałem... Chyba, że refreny Ray Of Light, kiedy i tak wszyscy szaleli. Albo give it to me - yeaaaah na spółkę ze wszystkimi.

Następna ciekawostka - scena wydała się o wiele mniejsza niż na relacjach z trasy. I o wiele bardziej zaawansowana technologicznie. Szczerze podziwiam ilość włożonej pracy w to, by współgrały ze sobą wszystkie elementy. I ile można było nacieszyć oko - poza dziesiątkami układów tanecznych czy strojami - samymi wizualizacjami. Polityczny Get Stupid - nieco inny niż ten z poprzedniej części trasy koncertowej - sprawiał o wiele bardziej piorunujące wrażenie niż na ekranie laptopa. A była jeszcze i gigantyczna ilość oświetlenia, i poruszające się ekrany, i chociażby wybieg, na który zjeżdżał okrągły, półprzezroczysty telebim. To w nim Madonna, siedząc na fortepianie w płaszczu, wykonała timbalandowski Devil Wouldn’t Recognize You. I to był jeden z najpiękniejszych momentów koncertu. Tak jak uniesione w górę tysiące serc, na wspomnianym już You Must Love Me właśnie. I spontaniczne we love you, we love you pod koniec piosenki. Artystka, znikając na chwilę ze sceny, wyglądała jakby chciała coś powiedzieć. Rozentuzjazmowanemu tłumowi wysłała jednak pocałunek - w końcu show must go on...

Obrazek

Co do samej muzyki: cokolwiek by nie powiedzieć o sposobie zaprezentowania utworów starszych, czy nowa wersja Like a Prayer jest cacy czy be, czy nie popełniono zbrodni na zmiksowanym z 4 Minutes Vogue albo utanecznionym Frozen, warto docenić że Madonna się nie powtarza. Każda jej trasa koncertowa to inny zestaw piosenek; starsze przeboje (zmieniane także co trasę!) zyskują niemal zawsze nowe, zaskakujące wersje. Nowości czasem zresztą też: bo i Spanish Lesson było wydłużone, Give it 2 Me kompletnie inne a She's not me - słusznie - skrócone. I, przede wszystkim, piosenkarka skupiła się na nowym materiale: na koncercie wykonano aż osiem piosenek z Hard Candy. Mimo, że wielu krążek nie do końca przypadł do gustu.

To fajnie też, że Madonna śpiewa na żywo. Albo to niefajnie, że Madonna śpiewa na żywo, bo po nagraniu Evity najwyraźniej powiedziała basta lekcjom śpiewania. Bez fajerwerków wszelakich, przeciętny słuchacz płakałby nad tym, co wydobywało się z jej gardła podczas Dress You Up, She’s Not Me czy Ray of Light. Co się zresztą dziwić - ciężko nie fałszować, kiedy przez niecałe dwie godziny robi się takie widowisko. Przecież wokal jest tylko dodatkiem. I w końcu czułem się nieco oszukiwany, kiedy ostatnie Give It 2 Me na żywo w większości nie było. Ale wtedy już nikt nie zwracał na to uwagi.

I ten koncert to kolejny dowód na to, że w przypadku ulubionych artystów nie warto psuć sobie niespodzianek, dowiadując się nieco za dużo o tym, jak aktualnie prezentują się na żywo. Najbardziej byłem zaskoczony tym właśnie, co pojawiło się nowego podczas tej części trasy: Holiday połączone z najnowszym singlem Celebration i wstawką z Michaelem Jacksonem, rockowe Dress You Up czy Frozen zmiksowane z... I'm not alone Calvina Harrisa. Ale skąd można było wiedzieć, nawet na początku roku, że Madonna będzie koncertować jakieś trzydzieści kilometrów ode mnie. Kurczę, spodziewałem się że może na Stadionie Narodowym. Ale on dopiero w 2011 będzie. Mijałem, jak wracałem przepełnionym 924.

I taka dygresja - Mad jest żywą reklamą siłowni i zdrowego odżywiania. I na żywo wygląda o wiele lepiej niż na zdjęciach, naprawdę. Ustawię sobie jej zdjęcie przed atlasem, by mieć więcej motywacji do robienia kolejnych serii rozciągnięć i innego podnoszenia. :-)

Plus a propos supportu jeszcze. Ciężko mi było zgadnąć, czego spodziewać się po Paulu Oakenfoldzie. Wiedziałem, że tworzy przyjemne remiksy i znałem jeden z jego setów. Za konsoletę wyszedł człowiek raczej niepozorny, po czym puścił mniej lub bardziej ciekawy zestaw utworów - poza U2, Rihanną czy The Black Eyed Peas, także Celebration Madonny w remiksie Benassiego. Po niecałej godzinie zszedł. Źle nie było - choć wolałbym chyba coś bardziej zbliżonego do typowego koncertu.
Ostatnio zmieniony wt, 18 sie 2009, 3:32 przez Pank, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
Damianos60
Posty: 466
Rejestracja: pt, 12 gru 2008, 10:57
Lokalizacja: Legnica

Post autor: Damianos60 »

Awatar użytkownika
ghost_ola
Posty: 278
Rejestracja: sob, 27 cze 2009, 14:56
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: ghost_ola »

thewiz pisze:pierwszym rzedzie, dokladnie pod scena w miejscu gdzie jest lewy wysiegnik/winda
hehe, ja tez dokladnie tam stałam! to ty krzyczałaś "michael!!!" po billie jean?
Beyond these boundaries, he wanted to fly
In nature's scheme, never to die
http://mjtranslate.com
ODPOWIEDZ