Trudno uniknac porownan z koncertem Michaela, ktory odbyl sie w tym samym miejscu. Ja sama na nowo przypominalam sobie 1996 rok. Jednak najpierw chcialabym napisac o samej Madonnie.
Warto bylo wydac kase na bilety w Golden Circle. Najgorzej bylo przy wejsciu, bo spelnily sie najgorsze oczekiwania i Golden Circle nie mialo osobnego wejscia. Tymczasem porownujac zachowanie ludzi spod sceny z zachowaniem ludzi na plycie wnioski nasuwaja sie same i nie bede ich glosno artykulowac.
Z kolezanka (uszczesliwiona w doslownie ostatniej chwili, kaem nawet nie wiesz jak bardzo) strategie przed koncertem mialysmy prosta: dobrze zjesc, nie dac sie stratowac przy wejsciu a potem szybko biec

. Na Bemowo przyjechalysmy o 15.30 i jeszcze dobre pol godziny szukalysmy jednej waznej rzeczy w sklepie. Dopiero po upolowaniu cennego nabytku podeszlysmy do tlumu oczekujacego na wejsce. Dzien wczesniej posiedzialam na forum fanow Madonny i wiedzialam, ze pierwsze wejscia do strefy gastronomicznej otworza o 16.00. Dezinformacja w zwiazku z Golden Circle byla straszna. Przede wszystkim mielismy pojsc do namiotu po jakies opaski, wiec biegnac przez plyte staralysmy sie dostrzec ten namiot i pytalysmy wszystkich po drodze o namiot. Namiotu nie bylo, kazano nam isc dalej. Przed wejsciem na plyte lotniska byly rozwieszone plakaty zakrywajace scene i ustawione z barierek bramki, w slalom coby latwiej nie bylo ich pokonac

. Zamykano w nich po okolo 200 osob, potem zapelnianio kolejna strefe. Jednej bramki pilnowal....1 ochroniarz. Zamknieto nas w jakiejsc 6 bramce z rzedu, czyli za jakimis 1,5 tysiacem osob. O godzinie 17stej kilka podchmielonych panow w tyle zaczelo rozrobe. Ludzie przeskakiwali przez barierki, ale poki nie robili tego masowo, ochrona sobie z delikwentami radzila. Wiadome bylo, ze ten debilny pomysl ustawienia bramek nie sprawdzi sie gdy otworza plyte. Efekt psychologiczny wybiegajacych ludzi z pierwszych dwoch sektorow byl tak silny, ze tlum naparl, sforsowal te barierki i zrobilo sie cholernie niebezpiecznie. Chwycilam kolezanke i zaczelysmy przedzierac sie do przodu, byle z daleka od tratujacych sie ludzi. Kiedy w koncu moglysmy biec, musialysmy jeszcze zalatwic jeden przystanek przy toaletach i w koncu moglysmy poleciec ile sil w plucach do przodu. Biorac pod uwage tlum, ktory pobiegl przed nami, tlum ktory sforsowal ochrone i przedarl sie bezprawnie przed nami z konca kolejki no i dodatkowy przystanek nie liczylam na dobre miejsce pod scena, ale chcialam stac jak najblizej. Slyszalam smiech kilku osob, ktore minelam w biegu. Ten sie smieje, kto sie smieje ostatni. Udalo nam sie po dostaniu do Golden Circle zajac miejsca w pierwszym rzedzie, dokladnie pod scena w miejscu gdzie jest lewy wysiegnik/winda

.
Wiem jedno, na Michaelu takie rzeczy nie bylyby mozliwe. Madonna nie wyzwolila w az tylu osobach checi dostania sie pod scene, a nasza strategia, choc nie przyprawiona desperacja, zadzialala.
Przez wiekszosc czasu z trzech i pol godzin oczekiwania panowala elegancja Francja. Mielismy otoczenie fanow, ktorzy byli na kilku - kilkudziesieciu koncertach. Wypytywalysmy o poprzednie wystepy Madonny, ja nawet jeszcze raz wyszlam do toalety i wrocilam na swoje miejsce

. Tancerze wychodzili do nas, a z osobami ktore poznawali rozmawiali. Jeden z nich podczas supportu sciagnal przed nami koszulke, robiac ogromne wrazenie na wszystkich paniach

. Widzielismy przygotowania do show, co zawsze obserwuje sie z frajda. Wiedzialysmy, ze obsuwa bedzie wynosila jakies 20 minut, bo zespol sie jeszcze nie przebral. Widzialysmy tancerzy przygotowujacych sie do wejscia na scene, a podczas jedej z przerw mialam swietny widok na Madonne pijaca soczek i przebierajaca sie do kolejnej piosenki.
Balam sie najbardziej tlumu napierajacego na mnie i na barierki, ale nic takiego sie nie wydarzylo. Przez caly koncert mialam swoja elegancka strefe prywatna, nikt mnie nie podeptal, nikt mi nie chodzil po plecach.
Sam koncert byl dla mnie rewelacyjny. Poniewaz stalysmy pod glosnikami, byly momenty gdy sluchalysmy widowiska z zatkanymi uszamy, ale to byly tylko chwile gdy podkrecano basy. W pozostalych momentach moglam spokojnie wytrzymac pod glosnikami

. Madonna bardzo dobrze wykonala You must love me, w piosenkach gdzie choreografia byla bardziej skomplikowana falszowala, ale z racji bliskosci gwiazdy takie rzeczy wcale nie odbieralo mi frajdy z show. Poniewaz stalysmy pod wysiegnikiem, w czasie gdy Madonna na niego wchodzila, mialysmy ja 2 metry przed soba. Widac bylo siniaki, ktore miala na udzie(gigantyczne), zmarszczki na twarzy, kreske eyelinera, kazdy szczegol. Podczas Into the groove tanczyla przy nas na rurze, a przy Give it to me kleknela i wsadziwszy sobie reke ubrana w pojedyncza biala cekinowa rekawiczke pogmerala sobie w majtkach po to, by za chwile pokazac fuck you.

Aluzja bardzo zrozumiala. Zreszta Michaelowych elementow koncert mial bardzo duzo. Oprocz samego tribute przy Billie Jean i WBSS, gdy Madonna powiedziala o Michaelu jako najlepszym (ja slyszalam the best, nie one of the best) wykonawcy swiata, byl jeszcze cytat z Man in the mirror wyswietlony na telebimach (If you wanna make the world a better place,Take a look at yourself and then make a change), pojedyncze biale rekawiczki przy Give it to me, jeden z tancerzy przy tej piosence wykonal tez na wysiegniku elementy choreografii z Dangerous. Bylo tego sporo. Duzo dzialo sie na wybiegu, wiec kiedy nalezalo sie odrocic, stawalysmy plecami do barierek i w tych momentach mialysmy scene z 15 metrow od nas. Madonna nawiazywala kontakt z publicznoscia, a potem (tego sie zupelnie nie spodzielawam) zeszla do ludzi po prawej stronie wybiegu.
Wrazenie zrobil na mnie nie jej taniec, lecz tancerzy. Uwielbiam break dance w takim wykonaniu. Facet, ktory zafundowal nam stipriz doslownie fruwal po scenie (Antboogie ma ksywe, dostalysmy jego wizytowki). Dwoch gosci, ktorzy tanczyli elementy z japonskiego teatru (kabuki, tak to sie nazywa?) rozlozylo mnie na lopatki. Ich chod do przodu polegajacy na blyskawicznych ruchach palce stopy sprawiajacy wrazenie slizgania sie po ziemi pozostawil mnie ze szczeka na ziemi. Widzialam ten ruch dokladnie, to bylo amazing!
Ja jestem zwolenniczka zmiksowanych aranzacji. To jest cos, na co nigdy nie odwazyl sie Michael, a co Madonna robi od lat z premedytacja:kazda piosenka ma inna aranzacje na koncercie, ona sie nie powtarza. Cos pozmienia, zmiksuje, zawsze jest inaczej.Nie zachwycilo mnie Voque, ale La Isla Bonita i sekcja hiszpanska podobala mi sie ogromnie. Przy Into the groove wszyscy tancerze wygladali jak cukiereczki do schrupania, kolorowo i barwnie. Naprawde fajna piosenika. Devil wouldn't recognize you bylo pieknym momentem. Madonna w czarnym plaszczu spiewala te piosenke wijac sie na fortepianie za ekranami kulistymi (jeden z nich popsul sie w 10 % pod koniec koncertu

), na ktorych wyswietlane byly animacje. Ten sam patent wykorzystala przy wykonaniu Frozen. Bardzo fajna technicznie sztuczka.
Give it to me bylo na final rewelacyjne. Jedno z najlepszych wykonan wieczoru, a na materialach video widac ze zaskakujaco czysto zaspiewane. Milym momentem byly serca dla Madonny (dostalysmy po jednym od nowo poznanych znajomych spod barierki) i Sto Lat
Generalnie koncert odnotowalam jako spektakularne wydarzenie. Ciesze sie, ze udalo nam sie byc tak blisko, bo to nadaje zupelnie inny odbior uczesntictwu. Nie dziwie sie, ze osoby stojace dalej, widzace mniej, mogly byc rozczarowane. Koncerty "stadionowe" maja sens naprawde tylko wtedy jesli jest sie blisko. Madonna nie miala sceny pod stadion. Scena byla zadziwiajaco mala. MJ przy HIStory mial scene 3 razy wieksza, doslownie. Tylko ze MJ robil w tamtym czasie juz tylko stadiony, a Madonna musi moc zmiescic ten majdan tez w halach. Stad scena byla za mala jak na te tysiace widzow, ktore sie na koncercie pojawily.
Dla mnie sciema jest informacja o 80tysiacach. Mam porownanie z 1996 rokiem. Bylam wtedy co prawda mala, ale morze ludzi wychodzacych z koncertu bylo wieksze. Madonna nie zakonczyla fajerwerkami jak Michael, nie wywolala podobnej histerii, nie ma tez podczas wystepu killera typu Billie Jean, na ktorego wszyscy czekaja. Bo Madonna to nie Michael, on byl tylko jeden. Jest jednak swietna artystka, niesamowita ma forme, a z bliska te jej muskuly wcale tak nie strasza. Michaelowi tez robiono zdjecia tak, by zle na nich wyszedl. Energii ma niesamowicie duzo. Glos jest jaki jest, ale You must love me naprawde zaspiewala czysto. Zabawa przednia. Polecam kazdemu.
Obiecalam sobie, ze zaliczywszy Michaela i Madonne na open airze juz nigdy nie zafunduje sobie koncertu stadionowego. Trudno, albo doczekam sie hali z porzadnego zdarzenia w Polsce albo zostaja numerowane miejsca na halowkach za granica.
Acha, opaski na Golden Circle rozdawali przy wyjsciu z sektora
Peace

.