Strona 22 z 91

: pt, 19 lut 2010, 20:31
autor: a_gador
Skaner, radar, kompas czy jaką tam inną terminologię zastosujemy mówiąc o Michaelu i jego relacjach z ludzmi. Ja się nie dziwię, że w końcu przestał działać, albo... Michael specjalnie go wyłączył, bo bezustannie czuł się jak żołnierz na frontowym posterunku w wiecznej gotowości do odparcia ataku, który bez wątpienia nadejdzie tylko nie wiadomo kiedy i skąd. Jakież to musiało być męczące psychicznie i wyczerpujące fizycznie. Jak długo jeszcze można było żyć w takim napięciu? Miał własne dzieci i realizował się artystycznie. Resztę po prostu odpuścił.

: sob, 20 lut 2010, 9:27
autor: kaem
Po czymś tak smutnym jak Stranger In Moscow, potrzebne jest coś na odtrucie. To będzie długi tekst, ale wydaje się niemal podstawowy dla zrozumienia Michaela w ostatniej dekadzie jego życia, jaki był jego stan ducha po trudnych latach 90 a przed jeszcze trudniejszą następną dekadą. To dobry moment, a idealny dodatek do przesłania L.O.V.E. z właśnie wydanego na DVD i Blu-ray filmu Michael Jackson's This Is It.


Tekst tygodnia:

Oxford Speech (2001)
Autor tekstu: Michael Jackson

Posłuchaj z YT<<


Trochę historii:

21. marca 2001 roku Michael wystąpił przed studentami uniwersytetu Oxford. Pretekstem było zaingurowanie jego nowej fundacji charytatywnej, Heal The Kids.
Michaelowi towarzyszyły dwie osoby. Pierwszą z nich był Shmuley Boteach- ortodoksyjny rabin. Stał się on emisariuszem ruchu Chabad-Lubavitch w Oxfordzie, tworząc drugą największą społeczność na tymże uniwersytecie. Wzbudził kontrowersje, wypominając jednemu ze swoich rozmówców, że tamten określił Żydów jako osoby o zawężonych horyzontach i rasistów. Powoływał się też na uczonego, znanego naukowca, Stephena Jaya Goulda, który powiedział mu, że nie wierzy w ewolucję, tylko teorię przerywanej równowagi, według której organizmy nie ulegają stopniowej przemianie, a dokonują zmian w sposób skokowy.
Drugą osobą towarzyszącą Michaelowi był Uri Geller, który min. przedstawił Michaelowi Martina Bashira. Uri Geller to żydowski iluzjonista, który jest przekonany o tym, że ma zdolności paranormalne. W kontrolowanych warunkach nie zdołał ich jednak pokazać.

TEKST ORYGINALNY<<

Obrazek

Dziękuję, z całego serca dziękuję wam przyjaciele za tak ciepłe przyjęcie, panie prezydencie dziękuję za zaproszenie, którym czuję się wyróżniony.
Chcę również szczególnie podziękować tobie, Shmuley, który przez 11 lat służyłeś tu w Oxfordzie jako rabin. Jak sam wiesz, razem ciężko pracowaliśmy nie tylko nad stworzeniem "Heal the Kids", ale również nad książką o dziecięcych zdolnościach - w tych przedsięwzięciach byłeś mi nie tylko wsparciem, ale i przyjacielem. Chciałbym również podziękować pani Toba Friedman, naszej dyrektor zarządzającej "Heal the Kids", która dziś wieczorem powraca do swej dawnej Alma Mater, gdzie oddawała się pracy naukowej, podobnie jak Marilin Piels, inna ważna postaci w "Heal the kids".

Czuję się nieco stremowany przemawiając w miejscu, w którym przede mną stały takie osobistości, jak Matka Teresa, Albert Einstein, Ronald Regan, Robert Kennedy i Malcom X. Słyszałem nawet, że niegdyś pojawiła się tu Żaba Kermit - zawsze jakoś szczególnie bliskie było mi przesłanie Kermita o tym, jak trudno jest być zielonym. Wyobrażam sobie, że jemu wcale nie było łatwiej przemawiać z tego miejsca, niż mnie dziś.
Patrząc dziś na Oxford nie mogę nie zauważyć majestatu i wielkości tej wspaniałej instytucji, nie wspominając nawet o geniuszu niesamowitych i utalentowanych postaci, które przez stulecia przewinęły się przez te uliczki. Mury Oxfordu były nie tylko domem największych filozofów i naukowców - kształtowały także najbardziej cenionych autorów dziecięcej literatury - od J.R.R. Tolkiena do SC Lewis'a. Miałem okazję pokuśtykać* dziś przez hol obiadowy w Christ Church, gdzie w niezwykłych witrażach uwieczniono "Alicję w Krainie Czarów" Lewis'a Caroll'a. I nawet jeden z nas, Amerykanin, drogi Dr Seuss, udekorował te mury, przez co zostawił swój ślad w wyobraźni milionów dzieci na całym świecie.

Jak przypuszczam swoje wystąpienie tutaj powinienem rozpocząć od przedstawienia moich osiągnięć naukowych. Otóż, drodzy przyjaciele, nie utrzymuję, że posiadam akademicką wiedzę i umiejętności tych wszystkich mówców, którzy przemawiali w tej sali przede mną, podobnie jak i oni nie mogliby twierdzić, że umieli moonwalk - Einstein był tu wybitnie kiepski.
Mogę jednak śmiało stwierdzić, iż odwiedziłem tyle miejsc, poznałem tyle kultur, ile większość ludzi nigdy nie zobaczy. Ludzka wiedza składa się nie tylko z bibliotek, pergaminu i atramentu, ale tworzą ją także tomy wiedzy wpisane w ludzkie serca, wyryte w ludzkich duszach, wygrawerowane w ludzkich umysłach. Drodzy przyjaciele, doświadczyłem już tak wiele w moim stosunkowo krótkim życiu, że wciąż trudno mi uwierzyć, że mam tylko 42 lata. Często powtarzam Shmuley'owi, że w duchu czuję się jakbym miał przynajmniej 80 lat - a dziś poruszam się nawet jak 80-latek*. Proszę więc wysłuchajcie mojego przesłania, ponieważ to, co chcę Wam dziś przekazać może przynieść uzdrowienie ludzkości, może uleczyć naszą planetę.

Dzięki Bożej Łasce, miałem to szczęście, że mogłem osiągnąć tak wiele artystycznych i zawodowych celów już jak mały chłopiec. Ale to wszystko, co osiągnąłem nie jest równoznaczne z tym, kim jestem. W rzeczywistości, ten radosny pięciolatek, który śpiewał "Rockin' Robin" czy "Ben'a" dla zachwyconej publiczności nie był tym samym chłopcem, który ukrywał się za uśmiechem.
Tego wieczoru stoję tu przed wami nie jako ikona popu (cokolwiek to określenie znaczy), a jako przedstawiciel pokolenia, które nie wie już co to znaczy być dzieckiem.
Wszyscy jesteśmy produktami naszego dzieciństwa. Ja jednak jestem produktem braku dzieciństwa, braku tego wspaniałego czasu wypełnionego beztroską zabawą, wygrzewaniem się w słońcu, kiedy podziwiają cię rodzice i krewni, kiedy twoim największym wyzwaniem jest nauka do wielkiego sprawdzianu z ortografii na następny poniedziałek.
Ci z Was, którzy znają Jackson Five wiedzą, że zacząłem występować zaledwie w wieku pięciu lat i od tamtej pory nie przestałem tańczyć i śpiewać. I mimo, że występy, tworzenie muzyki wciąż pozostaje jedną z moich największych radości, w dzieciństwie nade wszystko chciałem być normalnym chłopcem. Chciałem budować domki na drzewach, toczyć bitwy na balony z wodą, bawić się w chowanego z przyjaciółmi. Jednak los chciał inaczej, mogłem jedynie z zazdrością patrzyć na zabawię i śmiechy wokół mnie.
Od życia zawodowego nie było odpoczynku. Jednak w niedziele wyruszałem nauczać - to misyjna posługa Świadków Jehowy. Właśnie wtedy, u innych, mogłem się przekonać, na czym polega magia dzieciństwa.
A ponieważ w tym czasie byłem już znany, musiałem przebierać się za grubaska, ubierać perukę, przyklejać brodę, zakładać okulary - i tak mogliśmy chodzić od domu do domu obrzeżach Południowej Kalifornii albo w centrach handlowych rozdawać "Strażnicę"**. Wprost uwielbiałem przekraczać progi tych zwykłych domów na przedmieściach i choć popatrzeć na puszyste dywany, bujane fotele, na dzieciaki grające w Monopol, na babcie zajmujące sie wnukami, na te wszystkie te wspaniałe, całkiem zwyczajne, jasne sceny z życia codziennego. Wiem, dla wielu to wszystko, to nic wielkiego. Dla mnie było jednak fascynujące.
Kiedyś sądziłem, że jestem jedynym, który nie doświadcza dzieciństwa, Wydawało mi się, że najwyżej na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy dzielą podobny los. Kiedy niedawno poznałem Shirley Temple Black, wspaniałą dziecięcą gwiazdę lat 30-tych i 40-tych, na początku nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, po prostu płakaliśmy razem - ona znała ten ból, który był dziełem także innych moich bliskich przyjaciół - Elizabeth Taylor i McCauley Culkin.

Nie mówię tego po to, żeby zdobyć państwa sympatię czy współczucie, ale po to, by wyrazić moją pierwszą ważną myśl: nie tylko dziecięce gwiazdy z Hollywood cierpią z powodu braku dzieciństwa. Dziś to już światowa bolączka, globalna katastrofa. Nowoczesny styl życia zniszczył dzieciństwo. Wszędzie wokół nas jest masa dzieciaków, które nie wiedzą, czym jest radość, którym odmawiamy prawa do niej, którym nie pozwalamy na wolność czy nawet na samą świadomość, co znaczy być dzieckiem.
Dzisiejsze dzieci muszą szybciej dorastać, jakby ten rozdział życia zwany dzieciństwem był jakimś uciążliwym okresem, który należy jak najszybciej za sobą zamknąć. W tym temacie jestem z pewnością jednym z lepszych ekspertów.
Nasze pokolenie doświadczyło pogwałcenia umowy obowązującej między rodzicami a dziećmi. Psychologowie wydali już masę książek, szczegółowo opisujących destrukcyjne skutki odebrania własnym dzieciom tej bezwarunkowej miłości, która jest niezbędna dla zdrowego rozwoju ich umysłów, kształtowania ich charakterów. Przez te zaniedbania wiele dzieci musi tak naprawdę wychowywać się samych. Dorastają z dala od swoich rodziców, dziadków i innych krewnych, zaś ta niezniszczalna niegdyś więź, która łączyła pokolenia - zanika.
Pogwałcenie to dało początek nowemu pokoleniu, nazwijmy je Generacją O, które teraz zajęło miejsce Generacji X. Generacja O to pokolenie, które - jak się z zewnątrz wydaje, ma wszysztko - dobrobyt, sukces, modne ubrania, szybkie samochody, cierpi ono jednak na bolesną pustkę w środku. Ta pusta przestrzeń w klatce piersiowej, pustka w naszym środku, ta nicość w nas zajmuje to miejsce, gdzie niegdyś biło pełne miłości serce.
I to nie tylko dzieci cierpią. Cierpią również rodzice. Im więcej rośnie małych "dorosłych w ciałach dzieci", tym bardziej w zapomnienie popadają dziecięce cechy - a przecież tak wiele z z nich warte jest podtrzymywania w dorosłym życiu.

Miłość, Panie i Panowie, to najcenniejsza spuścizna ludzkości, najbogatszy spadek, złote dziedzictwo. Skarb ten przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. Poprzednie generacje nie cieszyły się być może takim dobrobytem, jak my. W ich domach być może brakowało prądu, musieli mieścić się z gromadkami dzieci w małych domkach, pozbawionych centralnego ogrzewania. Ale domy ich nie były jednak ani ciemne, ani zimne. Rozświetlał je blask miłości, zaś ogrzewało przytulnie ciepło płynące z bicia ludzkiego serca. Rodzice nie gonili wtedy jeszcze za luksusem, nie liczył się dla nich status społeczny - najwyższym priorytetem były ich dzieci.
Jak wszyscy wiecie, nasze dwa państwa podzieliło to, co Thomas Jefferson nazwał "oczywistymi niezbywalnymi prawami". I podczas gdy my Amerykanie oraz Brytyjczycy możemy kwestionować słuszność jego poglądów, czego nigdy nie poddano dyskusji to fakt, że dzieci posiadają niezbywalne prawa, zaś stopniowy ich rozpad doprowadził do tego, iż dziś wiele dzieci pozbawionych jest poczucia bezpieczeństwa, które gwarantowało dzieciństwo.
Dlatego dziś chciałbym zaproponować, aby w każdym domu wprowadzić uniwersalną, dziecięcą Kartę Praw, która obejmuje:
1. Prawo do bycia kochanym, bez konieczności zapracowania sobie na to
2. Prawo do bycia chronionym, bez konieczności zasłużenia sobie na to
3. Prawo do poczucia własnej wartości, nawet jeśli przychodzisz na ten świat z niczym
4. Prawo do bycia wysłuchanym, nawet jeśli nie jesteś interesującym
5. Prawo do bajki na dobranoc, bez konkurencji z wieczornym dziennikiem
6. Prawo do edukacji, w szkołach bez przemocy
7. Prawo, by czuć się uroczym [nawet jeśli tylko matka może to przyznać].

Obrazek

Drodzy Przyjaciele, podstawą naszej ludzkiej wiedzy, początkiem naszej ludzkiej świadomości musi być fakt, iż każdy z nas jest kochany. Jeszcze nim dowiesz się, czy twoje włosy są rude czy brązowe, nim dotrze do ciebie czy jesteś czarny czy biały, nim uświadomisz sobie, jaką religię wyznajesz - musisz najpierw wiedzieć, że jesteś kochany.

Jakieś 12 lat temu, kiedy miałem zacząć trasę "Bad", odwiedził mnie w moim domu w Kalifornii pewien mały chłopiec wraz ze swoimi rodzicami. Umierał na raka, powiedział mi, jak bardzo kocha moją muzykę i mnie samego. Jego rodzice mówili, że nie przeżyje, że każdy dzień może być jego ostatnim, powiedziałem mu: "Słuchaj, za trzy miesiące koncertem w twoim mieście, w Kansas otwieram swoją trasę. Chcę, żebyś przyszedł na koncert. Dam ci swoją kurtkę, w której wystąpiłem w teledysku". W jego oczach pojawiły się iskierki, zapytał: "DASZ mi ją?" Odpowiedziałem: "Tak, ale musisz obiecać, że założysz ją na koncert". Chciałem podnieść go na duchu. Powiedziałem: "Na koncercie chcę cię widzieć w tej kurtce i w tej rękawiczce" - i dałem mu jedną z moich rękawiczek, wysadzanych kryształami - a zwykle nikomu ich nie oddaje. Był wniebowzięty.

Choć może właśnie był za blisko nieba, kiedy przyjechałem do jego miasta on już nie żył, pochowano go w tej rękawiczce i kurtce. Miał zaledwie 10 lat. Bóg wie i ja wiem, że ze wszystkich sił starał się przeżyć. Ale przynajmniej kiedy umierał wiedział, że był kochany - nie tylko przez swoich rodziców, ale także przeze mnie - niemal obcego. Ja też go kochałem. Dzięki tej miłości wiedział, że nie przyszedł na ten świat sam i z pewnością czuł że nie opuszcza go samotnie.
Jeśli przychodzisz na świat wiedząc, że jesteś kochany i opuszczasz go z tą samą świadomością, wszystko z czym w międzyczasie przyszło ci się zmierzyć - jest do pokonania. Profesor może cię poniżać - ty nie poczujesz się poniżony, szef może cię dręczyć, ale ty cię nie zniszczy, wielka korporacja może cię pokonać, ale to ty wciąż będziesz triumfował. Bo jakże ktoś z nich mógłby cię naprawdę pokonać? Przecież wiesz, że jesteś kochanym. Wszystko inne to sprawy drugorzędne, po prostu opakowanie.

Jeśli jednak wśród wspomnień brakuje ci tych o byciu kochanym, jesteś skazany w życiu na wieczne poszukiwania czegoś, co wypełni tę pustkę. Nieważne, ile bogactwa zgromadzisz, jak sławnym się staniesz, wciąż będziesz czuł pustkę. To, czego tak naprawdę szukasz, to bezwarunkowa miłość, całkowita akceptacja. To właśnie odebrano ci w chwili twoich urodzin.

Przyjaciele, pozwólcie mi naszkicować pewien obraz. Oto typowy dzień w Ameryce - sześciu młodych ludzi poniżej 20 roku życia popełnia samobójstwo, 12 dzieci poniżej 20 roku życia umiera od ran postrzałowych - pamiętajcie: to JEDEN DZIEŃ, nie rok - 399 dzieciaków zostaje aresztowanych za używanie narkotyków, nastoletnie matki rodzą 1,352 dzieci. To wszystko dzieje się w jednym z najbogatszych, najbardziej rozwiniętych krajów w dziejach świata.
Tak, w moim państwie panuje epidemia przemocy, która nie ma sobie równych w żadnym innym rozwiniętym kraju. W ten sposób młodzi Amerykanie wyrażają swój ból i swoją złość. Ale nie łudźcie się, że ten sam ból i udręka nie przypadają w udziale ich brytyjskim rówieśnikom. Badania w tym kraju dowodzą, że co godzinę, w Wielkiej Brytanii 3 nastolatków rani się, tnie, podpala, przedawkowuje. Oto ich sposób, jaki wybrali dla uporania się z bólem, zaniedbaniem i emocjonalną agonią.
W Wielkiej Brytanii 20 % rodzin raz w roku zasiada wspólnie do obiadu. Raz w roku! A co z tradycją czytania bajek na dobranoc? Badania z lat 80-tych pokazały, że dzieci, którym czytano są bardziej uzdolnione w czytaniu i pisaniu, dużo lepiej wypadają na tym polu w szkole niż ich rówieśnicy. A mimo to, tylko niespełna 33% małych Brytyjczyków, w wieku od 2 do 8 lat regularnie ktoś czyta do poduszki. To niby nic, ale zważcie na to, że 75% ich rodziców SŁUCHAŁO takich bajek, kiedy byli w ich wieku.

Oczywiście, nie musimy się zastanawiać, gdzie swoje źródło ma ten ból, gniew czy przemoc. To jasne, że dzieci buntują się przeciwko zaniedbaniom i obojętności i krzyczą, żeby w końcu ktoś ich zauważył. Przeróżne instytucje zajmujące się ochroną dzieci w USA wskazują, że miliony dzieci w ciągu roku staje się ofiarami znęcania się poprzez zaniedbanie. Tak, zaniedbania. W bogatych, uprzywilejowanych domach, kipiących wręcz od elektronicznych gadżetów. Domach, gdzie rodzice wracają "do domu", ale tak naprawdę nie są "w domu", gdyż myślami wciąż są w biurze. A ich dzieci? Cóż, ich dzieci muszą zadowolić się tymi co dla nich zostaje, okruchami uczuć. A z ciągłego przesiadywania przed telewizorem, gier komputerowych czy wideo wiele nie można otrzymać.
Te okrutne, zimne liczby, które osobiście ranią moją duszę i są wstrząsające dla ducha, powinny Państwu uświadomić, dlaczego zainwestowałem tak wiele czasu i środków w powodzenie naszej inicjatywy "Heal the Kids".
Nasz cel jest prosty - chcemy odtworzyć na nowo więź między dziećmi a rodzicami, odnowić ich obietnice, rozjaśnić przyszłość tych wszystkich tych pięknych dzieci, które kiedyś będą stąpać po tej ziemi.
Ponieważ jest to moje pierwsze publiczne wystąpienie, a tak ciepło i serdecznie zostałem tu przyjęty, czuję, że jestem Państwu winien więcej zaufania. Każdy z nas ma swoją historię, dzięki nim statystyki stają się osobiste.
Mówi się, że rodzicielstwo jest jak taniec. Robisz jeden krok, a twoje dziecko robi następny. Zauważyłem jednak, że wzbudzenie w rodzicach zainteresowania własnymi dziećmi to tylko połowa historii/sukcesu połowiczne załatwienie sprawy. Druga połowa to spowodowanie, żeby dzieci ponownie zaakceptowały swoich rodziców,
Pamiętam, kiedy byłem jeszcze bardzo mały, mięliśmy szalonego psa, Black Girl, mieszańca wilka i psa myśliwskiego. Black Girl była nie tylko kiepskim psem obronnym, ale była tak płochliwa i nerwowa, że chyba tylko cudem nie zdychała za każdym razem, gdy w pobliżu przejeżdżała ciężarówka albo kiedy nad Indianą przechodziła burza. Razem z siostrą Janet daliśmy jej wiele miłości, jednak nigdy nie udało nam się zdobyć jej zaufania, z którego ograbił ją poprzedni właściciel. Wiedzieliśmy, że ją bił. Nie wiedzieliśmy czym. Ale cokolwiek to było wystarczyło, by pozbawić ją poczucia bezpieczeństwa.
Dziś mnóstwo dzieciaków jest jak zranione szczenięta, które odzwyczajono od miłości. Nie poświęcają uwagi rodzicom. Pozostawione same sobie, korzystają ze swojej niezależności. Idą naprzód, pozostawiając rodziców w tyle.
Są jeszcze inne, gorsze przypadki dzieci, wrogo nastawionych wobec swoich rodziców, żywiących do nich urazę, odrzucających każdą próbę zbliżenia się do nich.
Dziś, nie chcę, aby ktokolwiek z nas popełnił podobny błąd. Dlatego dziś wieczorem wzywam wszystkie dzieci świata, jeśli czują się zaniedbane - by wybaczyły swoim rodzicom. Wybaczcie im i nauczcie ich na nowo kochać.
Zapewne nie byliście Państwo zaskoczeni słysząc o tym, że moje dzieciństwo nie było idealne. Szeroko rozpisywano się o spięciach i nieporozumieniach z moim ojcem. Mój ojciec jest twardym człowiekiem, który już od wczesnego dzieciństwa robił wszystko, byśmy z braćmi stali się najlepszymi artystami, jakimi tylko mogliśmy zostać.
Nie umiał okazywać uczuć. Nigdy nie powiedział, że mnie kocha. Nigdy nie usłyszałem od niego komplementu. Po świetnym występie mówił, że był jedynie dobry. Zaś jeśli występ był dobry - nie mówił nic.

Obrazek

Wydawał się być zdeterminowanym, byśmy - bez względu na koszta - osiągnęli komercyjny sukces. Na tym polu był więcej niż ekspertem. Mój ojciec jako manager był geniuszem, moi bracia i ja zawdzięczamy nasz zawodowy sukces presji, z jaką na nas naciskał. Ćwiczył mnie na showmana, pod jego okiem nie mogłem pomylić kroków.
Ale to, czego chciałem, to tata. Chciałem ojca, który pokazałby mi, czym jest miłość. A mój ojciec nigdy tego nie uczynił. Nigdy nie powiedział, patrząc mi prosto w oczy "kocham cię", nigdy się ze mną nie bawił, nie wziął na barana, nie prowadziliśmy bitew na poduszki czy balony z wodą.
Ale pamiętam, kiedyś, kiedy miałem może 5 lat, przy okazji święta w mieście, podniósł mnie i wsadził na kucyka na karuzeli. Całkiem mały gest, o którym zapewne zapomniał pięć minut później. Ale właśnie dzięki tej jednej chwili ma swoje szczególne miejsce w moim sercu. Bo właśnie takie są dzieci - drobnostki znaczą dla nich tak wiele, a dla mnie ta chwila znaczyła wszystko. Doświadczyłem tego tylko ten jeden raz, ale obudziło to pozytywne uczucia wobec niego i wobec świata
Teraz sam jestem ojcem, zastanawiałem się kiedyś, jak chciałbym, żeby moje dzieci - Prince i Paris - myślały o mnie, kiedy dorosną. Z pewnością chciałbym, żeby pamiętały, że starałem się, żeby zawsze były ze mną, że stawiałem je ponad wszystko. Przed nimi też stoją wyzwania. Ponieważ moje dzieci są nękane przez paparazzi, nie mogą pójść ze mną do parku czy do kina.
Więc co jeśli podrosną i zarzucą mi, że moje decyzje zniszczyły ich młodość? Może zapytają o to, dlaczego nie miały zwyczajnego dzieciństwa, jak inni. Modlę się o ich wyrozumiałość w takiej chwili z ich strony. "Tatuś zrobił wszystko, co tylko mógł w obliczu tego, z czym przyszło mu się mierzyć. Może nie był idealnym ojcem, ale był ciepłym i oddanym człowiekiem, który starał się dać nam całą miłość świata."
Mam nadzieję, że zawsze będą się skupiać na rzeczach pozytywnych, na tym wszystkim, co chętnie dla nich poświęciłem, że nie będą narzekać na to, z czego same musiały zrezygnować, albo na błędy, które popełniłem i które z pewnością jeszcze popełnię, kiedy będą dorastały. Wszyscy jesteśmy czyimiś dziećmi i wiemy, że nawet pomimo najlepszych planów, popełniamy błędy. To ludzkie.
I kiedy myślę o tym, z nadzieją, że moje dzieci nie ocenią mnie w surowo i wybaczą moje słabości, zmuszony jestem myśleć i o własnym ojcu, mimo moich wcześniejszych przekonań zmuszony jestem przyznać, że musiał mnie kochać. Kochał mnie, wiem o tym.
Były pewne drobnostki, które to zdradzały. Kiedy byłem mały uwielbiałem słodycze - któż ich nie lubił? Najbardziej lubiłem lukrowane pączki, o czym mój ojciec wiedział. Co kilka tygodni schodziłem rano na dół, gdzie na kuchennej szafce czekała torebka lukrowanych pączków - bez żadnej karteczki, bez wyjaśnień - tylko pączki. Niczym Św. Mikołaj.
Czasem specjalnie chciałem jak najpóźniej pójść spać, żeby się przekonać, czy to on je tam zostawia, ale tak jak z Mikołajem - nie chciałem niszczyć tej magii, bałem się, że to się skończy. Mój ojciec musiał w tajemnicy kłaść je tam nocą, tak, by nikt nie przyłapał go bez tego swojego pancerza. Bał się ludzkich uczuć, nie rozumiał ich, albo nie wiedział, jak sobie z nimi radzić. Ale wiedział o pączkach.
A kiedy pozwalam sobie jeszcze bardziej na otwartość, są jeszcze inne wspomnienia - wspomnienia drobnych gestów, może i niedoskonałych, które jednak pokazują, że starał się, jak tylko mógł. Więc dzisiejszego wieczoru bardziej nad tym, czego mój ojciec nie zrobił, chcę skupić się na tym, czego dokonał oraz na jego osobistych zmaganiach. Chcę przestać go osądzać.
Zacząłem zastanawiać się nad tym, że mój ojciec dorastał na Południu, w bardzo biednej rodzinie. Dojrzewał w czasach gospodarczego kryzysu, zaś jego ojciec - który musiał się natrudzić, żeby wykarmić swoje dzieci - okazywał rodzinie mało zainteresowania. Mojego ojca i jego rodzeństwo wychowywał żelazną ręką. Któż może sobie nawet wyobrazić jak to jest, dorastać jako biedny czarny chłopak, na Południu, pozbawiony godności, ograbiony z nadziei, walczący o to, by stać się kimś w świecie, który traktował go jako osobę drugiej kategorii. Byłem pierwszym czarnym artystą, którego utwory grano w MTV i pamiętam, jak ważne było to wydarzenie, nawet wtedy. A były to już lata 80-te!
Mój ojciec przeniósł się do Indiany, sam założył wielką rodzinę, pracował długie godziny w hucie - praca niszczyła jego płuca, ale i jego ducha - wszystko to znosił dla swojej rodziny. Czy więc może dziwić, że miał trudności z okazywaniem uczuć? Czy to w ogóle jest jakaś tajemnica, że jego serce twardniało, że skrywał swoje uczucia za murem, który sam zbudował? A przede wszystkim, czy może dziwić, że tak bardzo naciskał na swoich synów, by odnieśli sukces jako artyści, by uniknęli losu, jaki on znał - życia bez godności i w biedzie?
Nawet jego szorstkość zacząłem odbierać jako rodzaj miłości, z pewnością niedoskonałej, ale mimo wszystko miłości. Naciskał na mnie, bo mnie kochał. Ponieważ nie chciał, żeby ktokolwiek patrzył na jego dzieci z góry.
Teraz, z czasem, bardziej niż gorycz wobec niego, czuję błogosławieństwo, zamiast złości - wybaczenie, zamiast zemsty - pojednanie. Złość, którą czułem wewnątrz ustąpiła miejsca wybaczeniu.

Obrazek

Niemal 10 lat temu założyłem fundację "Heal the World". Jej nazwa była wyrazem tego, co poczułem w środku. Nic jeszcze nie wiedziałem, kiedy Shmuley wskazał mi, że te dwa słowa to kamienie węgielne proroctwa Starego Testamentu. Czy ja naprawdę wierzę, że możemy uleczyć świat, który nawet dziś dręczony jest przez wojny i ludobójstwo? I czy naprawdę wierzę, że możemy uleczyć nasze dzieci - te same dzieci, które z bronią i nienawiścią idą do szkoły i z zminą krwią strzelają do kolegów, tak jak to było w szkole Columbine?*** Albo dzieci, które biją rówieśników na śmierć, jak w przypadku Jamie'go Bulger'a?**** Oczywiście, że wierzę! Inaczej nie byłoby mnie tu dziś.
Jednak to wszystko zaczyna się od wybaczenia, bo, aby uzdrowić świat musimy najpierw musimy uleczyć samych siebie. A aby uzdrowić dzieciaki, najpierw musimy uzdrowić te dzieci, które tkwią w każdym z nas. Jako dorosły, jako rodzic zdaję sobie sprawę, że nie można być w pełni człowiekiem, ani rodzicem zdolnym do bezgranicznej miłości, jeśli nie pogrzebie się demonów własnego dzieciństwa.
I o to właśnie proszę dziś nas wszystkich. Żyjmy zgodnie z V przykazaniem! Szanujmy rodziców, nie osądzajmy ich. Obdarzmy ich kredytem zaufania.
Oto dlatego właśnie chcę wybaczyć mojemu ojcu i przestać go oceniać. Chcę mu wybaczyć, bo chcę mieć ojca, a tylko tego mam. Chcę zrzucić ciężar przeszłości i bez tego balastu odbudować z nim relacje na przyszłość, z dala od goblinów z przeszłości.
W świecie wypełnionym nienawiścią, nie wolno nam porzucić nadziei. W świecie wypełnionym gniewem, musimy dodawać sobie otuchy. W świecie wypełnionym rozpaczą, nie wolno nam porzucać marzeń. W świecie wypełnionym destrukcją, musimy wciąż wierzyć.
Wszystkich was, którzy czujecie się zawiedzeni przez swoich rodziców, proszę - porzućcie wasze rozczarowanie. Wszystkich was, którzy czujecie się oszukani przez waszych ojców i matki proszę - nie oszukujcie sami siebie. Wszystkich was, którzy chcecie odepchnąć swoich rodziców proszę, wyciągnijcie do nich rękę. Proszę was, proszę sam siebie - obdarzmy rodziców bezwzględną miłoścą, niech nauczą się od nas - dzieci, jak kochać. Niech miłość zagości na nowo w tym porzuconym i samotnym świecie.
Shmuley wspomniał kiedyś starożytne biblijne proroctwo, które mówi o nadejściu nowego świata, nowych czaów, kiedy to "serca rodziców zostaną odbudowane przez serca ich dzieci". Moi przyjaciele, to my tworzymy ten świat, to my jesteśmy tymi dziećmi.
Mahatma Ghandi powiedział: "Człowiek słaby nie potrafi wybaczać. Wybaczanie jest cechą mocnych" Dziś bądź silnym! Bądź więcej niż silnym, stań do największego wyzwania, jakie kiedykolwiek przed nami było - musimy na nowo zawrzeć zerwane przymierze.
Musimy wznieść się ponad wszystko - nawet ponad te najbardziej przerażające skutki, jakie na nasze życie miało dzieciństwo i za słowami Jesse Jackson'a - przebaczmy sobie, zbawmy się wzajemnie i do przodu!
To wezwanie do przebaczenia być może nie będzie skutkować tym, że Oprah zaprosi do swojego programu cały świat, gdzie tysiące dzieci będzie godzić się ze swoimi rodzicami, ale niech to będzie przynajmniej początek, zaś z rezultatów wszyscy będziemy mogli się cieszyć.
I tak, Panie i Panowie, kończę moje wystąpienie tego wieczoru z wiarą, radością i podekscytowaniem.
Od dziś, niech brzmi nowa pieśń
Niech tę nową pieśń tworzy śmiech dzieci
Niech tę nową pieśń tworzą bawiące się dzieci
Niech tę nową pieśń tworzą śpiewające dzieci
I niech tę nową pieść tworzą słuchający rodzice
Razem, stwórzmy symfonię serc, niech zaskoczy nas cud naszych dzieci, niech ogrzeje nas piękno miłości.
Uleczmy świat, zniweczmy jego ból
I twórzmy razem cudowne dźwięki
Niech Bóg was błogosławi, kocham was


----
* w marcu 2001 Michael złamał nogę
** pismo Świadków Jehowy
*** 20.04.1999 roku, w Columbine High School, dwaj nastoletni uczniowie zastrzelili dwunastu rówieśników i jednego nauczyciela, 24 osoby zostały ranne
**** dwulatek, skatowany na śmierć przez dwóch dziesięciolatków, w 1993 w Kirkby, w Wielkiej Brytanii

tłumaczenie: anialim

Interpréter le texte!
agador, merci

: ndz, 21 lut 2010, 1:39
autor: Amelia
Ogrom mądrości przytłoczył mnie, ale już się podnoszę z ziemii.

Michael jest skromny- wciąż podkreśla, że nie jest godny, że tylu wspaniałych przed nim a on ziemski pył.
Uwielbiam, gdy przytacza kermitowskie "jak trudno być zielonym"- on to wiedział, wciąż obserwowany. Świat miał chłopca do bicia, kogoś na kim można rozładować frustracje, szyderczo go wyśmiewając. Rozumiem to zdanie doskonale - bycie innym, dziwnym może być przekleństwem, ale może też być błogosławieństwem (jest tak w moim przypadku-odnajduje się w zielonym skafandrze Kermita). W przypadku Michaela błogosławieństwo i przekleństwo odmienność tworzą słodko- gorzki miks.
Ludzka wiedza składa się nie tylko z bibliotek, pergaminu i atramentu, ale tworzą ją także tomy wiedzy wpisane w ludzkie serca, wyryte w ludzkich duszach, wygrawerowane w ludzkich umysłach.
Mistrzowskie. Dlaczego o tym zapominamy? Odpowiedź- bo łatwiej,prościej, szybciej jest człowieka ocenić po: świadectwie szkolnym, spisie ukończonych studiów, po wykonywanej pracy i wreszcie: po ilości pieniędzy czy wyglądzie. Nasza okrutna ludzka natura, która przeprowadza podświadomą selekcję.
Szanuje ludzi, którzy swym życiowym doświadczeniem potrafią w piękny i prosty sposób wskazać drogę. Gardzę "mędrcami", którzy w ciągłej powściągliwości i podkreślaniu swej wielkości, całkowicie się zatracili.
Proszę więc wysłuchajcie mojego przesłania, ponieważ to, co chcę Wam dziś przekazać może przynieść uzdrowienie ludzkości, może uleczyć naszą planetę.
Tak mi przykro, że tak niewielu z nas ma tak czyste, można powiedzieć cudownie naiwne myślenie. Tak mi przykro, że ja również jestem pozbawiona tych emocji. A przecież to ja jako kropla tworzę ocean, bez tej kropli oceanu nie byłoby.
Dzięki Bożej Łasce, miałem to szczęście, że mogłem osiągnąć tak wiele artystycznych i zawodowych celów już jak mały chłopiec. Ale to wszystko, co osiągnąłem nie jest równoznaczne z tym, kim jestem (...)przedstawiciel pokolenia, które nie wie już co to znaczy być dzieckiem.
Motyw do którego Michael często się odwołuje-utracone dzieciństwo, w ogóle dzieciństwo jako kształtujący nas element. Każdemu okresowi w naszym życiu odpowiadają jakieś pasujące do nich emocje, zachowanie, sposób postrzegania świata i potrzeby. I to całe nasze życie jest jak puzzle- wszystko do siebie pasuje. Jeśli czegoś zabraknie to elementów układanki jest coraz mniej. Gdy przyjdzie czas podsumowań, to jak będzie widok? - wszędzie puste miejsca, które oszpeciły i utrudniły życie.
'Dzisiejsze nieśmiałe dziecko, to to, z którego wczoraj się śmialiśmy.
Dzisiejsze okrutne dziecko, to to, które wczoraj biliśmy.
Dzisiejsze dziecko, które oszukuje, to to, w które wczoraj nie wierzyliśmy.
Dzisiejsze zbuntowane dziecko, to to, nad którym się wczoraj znęcaliśmy.'
R.Russell
Dzisiejsze dzieci muszą szybciej dorastać, jakby ten rozdział życia zwany dzieciństwem był jakimś uciążliwym okresem, który należy jak najszybciej za sobą zamknąć.
Łatwny dostęp do internetu, gdzie "czy na pewno masz 18 lat?" nie jest żadną ochroną dla dziecka w sieci. Portale internetowe- wyścig we wrzucaniu zdjęć, ilości komentarzy itp. Telewizja robi swoje poprzez brutalne lub całkowicie pozbawione treści filmy. Nie jestem taka stara i właściwie to mnie wychowało. Czy wy też zauważyliście, że coraz mniej na antenie programów dla dzieci, bajek. Jak ostatnio dowiedziałam się, że zdejmują "Budzika" na rzecz jakiegoś australijskiego serialu o zbuntowanych nastolatkach to myślałam, że krew mnie zaleje.
Poprzednie generacje nie cieszyły się być może takim dobrobytem, jak my. W ich domach być może brakowało prądu, musieli mieścić się z gromadkami dzieci w małych domkach, pozbawionych centralnego ogrzewania. Ale domy ich nie były jednak ani ciemne, ani zimne. Rozświetlał je blask miłości(...)W Wielkiej Brytanii 20 % rodzin raz w roku zasiada wspólnie do obiadu. Raz w roku!
Czasem wydaje mi się, że telewizor to taki mały potwór zjadający ludziom mózgi- mniej ze sobą rozmawiamy, a jeśli już to komentujemy bieżący program. Gdzie tam rozmowy o uczuciach, wzlotach i upadkach. Zamykamy się w sobie, jednocześnie wewnątrz wyjąc z bólu, rozpaczliwie pragnąc miłość, zrozumienia.
Zauważcie- media starają się nam wmówić, że wartości rodzinne to przeżytek, że należy być samowystarczalnym i że nie potrzebna nam żadna miłość, bo ona nie daje "realnego" bogactwa, nie prowadzi na szczyty kariery.
Profesor może cię poniżać - ty nie poczujesz się poniżony, szef może cię dręczyć, ale ty cię nie zniszczy, wielka korporacja może cię pokonać, ale to ty wciąż będziesz triumfował. Bo jakże ktoś z nich mógłby cię naprawdę pokonać? Przecież wiesz, że jesteś kochanym.
Człowiek to taka postać ze skały- wydaje się niezniszczalna, lecz gdy się bliżej przyjżeć to jest bardzo lichej konstrukcji.
Lecz Michael mówi- jesteś nie do pokonania, jeśli inni w Ciebie wierzą i jeśli sam w siebie wierzysz.
Jeśli mamy oparcie w rodzinie, przyjaciołach możemy być bardzo silni.
Mam nadzieje, że Michael wiedział ilu ludzi go kochało i kocha nadal.
I tu kłania się klasyka- all you need is love.
Nawet jego szorstkość zacząłem odbierać jako rodzaj miłości, z pewnością niedoskonałej, ale mimo wszystko miłości. Naciskał na mnie, bo mnie kochał. Ponieważ nie chciał, żeby ktokolwiek patrzył na jego dzieci z góry. Teraz, z czasem, bardziej niż gorycz wobec niego, czuję błogosławieństwo, zamiast złości - wybaczenie, zamiast zemsty - pojednanie. Złość, którą czułem wewnątrz ustąpiła miejsca wybaczeniu
Ciężko dodać cokolwiek. To musiało być trudne. Zawsze dziwiłam się- jak mogłeś mu wybaczyć, te wszystkie uderzenia, te wszystkie uwagi, które wprowadziły Cię w głębokie kompleksy?
Całkowite pogodzenie się z przeszłością, przegnanie jej demonów. Przebaczenie to Boski akt.
Kolejny raz potwierdza się teoria, że najpierw należy odnaleźć harmonie w sobie, wybaczyć WŁASNE wady, przyjąć życie takim jakie jest.

: ndz, 21 lut 2010, 15:44
autor: MJ_Aniuta
Muszę przyznać, że czytam to pierwszy raz. Według mnie wszyscy, którzy bardzo nisko oceniają Michaela powinni przeczytać to wystąpienie. Michael pokazuje się tu z bardzo wrażliwej, ale i bardzo inteligentnej strony. Mówi o czymś co powinno być oczywiste dla każdego, a niestety jest zupełnie inaczej - o miłości. Cały dorobek muzyczny Michaela kręci się wokół miłości i nie trudno zauważyć jak bardzo jej potrzebował. Od razu przychodzi mi na myśl piosenka "Will You Be There".Wszyscy też wiedzą, że był skrzywdzony bo zabrakło dzieciństwa i ojca. Wszystkim też łatwo było wyciągnąć najprostszy wniosek - przez brak miłości i dzieciństwa zachowuje się nieracjonalnie, jest dziwakiem itd... Jednak prawda jest zupełnie inna, dzięki swoim doświadczeniom chce pomóc innym by nie musieli czuć tego co czuł on sam. Michael potrafi zrozumieć nawet tych, którzy dopuścili się najgorszego, gdy inni potrafią tylko oceniać i oskarżyć. Sam zresztą wie najlepiej jak to jest być w takiej sytuacji. Człowiek potrzebuje miłości przez całe życie, ale łatwiej się przez nie przechodzi gdy od małego zdajemy sobie sprawę, że jest ktoś dla kogo jesteśmy ważni i kto daje nam poczucie bezpieczeństwa. W dzieciństwie ten ktoś zapewni nam zabawę, pocieszy gdy zbijemy kolano, w przyszłości doradzi w problemach, nie trzeba pytać by wiedzieć, że zawsze jest obok. Rodzice są od tego by nauczyć nas kochać, byśmy wiedzieli jak ważna jest miłość i dlaczego jest tak ważna.

Ostatnio słyszę bardzo często jedno hasło "euro-sierota", dotyczy rodzin, w których jeden z rodziców pracuje gdzieś zagranicą, daleko poza domem. Podobno dzieci te przeżywają stres, sprawiają kłopoty wychowawcze, wagarują, nie potrafią rozmawiać ze swoimi rodzicami... Ale ja nie potrafię się z tym zgodzić, bo sama jestem niby "euro-sierotą". Od kiedy sie urodziłam mój tata jest w domu, w Polsce w sumie jakieś 3 miesiące w ciągu roku, nigdy w święta. Na szczęście my możemy odwiedzać go w wakacje. Wynika to przede wszystkim z jego zawodu, jest muzykiem i w Polsce nie ma szans na dobrą, wystarczająco płatną pracę. Ale fakt jest taki, że z tego co widzę mam o wiele lepszy kontakt z moim tatą niż większość znanych mi osób. Nigdy nie wątpiłam w to ile dla niego znaczę, nigdy nie byłam na niego zła, że go nie ma. Mimo, że nasz kontakt ograniczał się do telefonów. Wszystko zależy od rodzica. Może być cały czas przy nas, być obok a tak na prawdę być bardzo daleko, być kimś obcym. Doprowadza to do braku jednej z podstawowych potrzeb każdego człowieka. Bez tego nie da się normalnie funkcjonować wśród ludzi.

Niektórzy mają ogromny problem z wyrażaniem uczuć jak ojciec MJ'a, a przecież to jest takie ważne, jest podstawą komunikacji z kimś na kim nam zależy i w tym tkwi błąd. Za tym idzie cały łańcuszek, który jak widać w dzisiejszych czasach poszerza się coraz bardziej. Michael potrafił wykazać się pokorą i wybaczyć, nie każdy ma tyle siły. Daje najlepszy przykład na to, że nie będziemy w stanie pomóc innym, póki sami się nie uleczymy.

Jak to jest, że gdy moja siostra poszła na praktyki do zwykłej szkoły podstawowej i w trakcie zajęć w bodajże 4 klasie podstawówki, wybiegła z płaczem bo taka nienawiść z nich płynęła, a przecież w dzieciach 10 letnich powinna być ta niewinność, którą kochał w nich Michael. Przerażające jest to jak teraz dzieci szybko chcą być dorosłe, jak szybko nudzą sie im zwykłe zabawy. Zawsze były kpiny z Michaela, że zachowuje się jak dziecko. Ale dzieci patrzą na starszych, wzorują sie na dorosłych, a dorośli są zamknięci, nietolerancyjni i często nie potrafią sie spontanicznie bawić. Ludzie kochają szufladkować - jak mam już pracę, muszę być poważny, nie mogę się zbłaźnić! A tak na prawdę w każdym mieszka dziecko. Dzieciom trzeba pomóc w tym, by mogły cieszyć się ze swojego dzieciństwa póki mogą. To taki beztroski czas w życiu. Michael uczył, że można być w 100% sobą, być spontanicznym i szczerym, a jednocześnie trzeba dążyć do celu, być w tym perfekcjonistą, być odpowiedzialnym za swoje decyzje. Uczmy się na swoich doświadczeniach, czy błędach. Przyznajmy się, że każdy potrzebuje miłości. Jego przemówienie jest bardzo racjonalne i daje do myślenia. Tutaj nie zachowuje się jak dziecko. Jestem pod wrażeniem jego słów, na każdym kroku tylko potwierdza moje przeczucia co do jego osoby. Szkoda tylko, że jak ktoś chce przypomnieć ludziom co jest najważniejsze, wspomnieć o tym co każdy podobno wie, chce naprawić to co jest złe to dostaje po nogach...

Ale!:

It's all for Love.. L.O.V.E. ;-)

Trochę się rozpisałam... ale chyba naszła mnie wena po obejrzeniu This Is It :P mam nadzieje, że coś tam chociaż troche mądrego mi z tego wyszło...jak nie to wybaczcie :p

: ndz, 21 lut 2010, 21:06
autor: kaem
Michael porusza ważny temat ojcostwa. Od wielu lat się mówi o tym, że w dzisiejszych czasach, w dobie, kiedy role mężczyzny i kobiety tak bardzo się przedefiniowały, kiedy mamy erę unisexu, trudno wielu mężczyznom odnaleźć się w swojej roli. Trudno odnaleźć swój obraz siebie, by nie popaść w kolejny skostniały schemat. By to nie był mężczyzna słaby- albo w swojej agresywności albo w swoim wycofaniu- co w rezultacie w obu opcjach oznacza brak odpowiedzialności. Mamy mówić o uczuciach partnerce, spowiadać się przed terapeutami, wadząc się z obrazem mężczyzny ciągle pracującego, nieobecnego, kolesiowatego, który wolał się napić, niż powiedzieć boję się, jak nasi ojcowie. Może też popaść w ten strach i okaże się, że kobieta znów zostanie sama, mając mężczyznę zanurzonego we własnych neurozach i dopiero uczącego się o nich mówić. Jak zrezygnować z dominacji, a dalej czuć się mężczyzną?
To role wynikające z relacji par, a jest jeszcze w tym wszystkim gdzieś dziecko.
Jak wielu z nas nie czuje się gotowym do bycia rodzicem w wieku przekraczającym czas, kiedy nasi rodzice już nas mieli. O czym to świadczy?

Częste zjawiska dzieci z wpadek, które toną gdzieś między pracą i pasją rodzica. Albo późne dzieci, wychuchane przez rodziców, którym relacje z dzieckiem coś zastępują i tworzą się relacje partnerskie z latoroślą, a dziecko dorasta bez wypracowanej w sobie dyscypliny.
Osobiście zazdroszczę takim osobom jak Artur Rojek- lider zespołu Myslovitz, czy właśnie Michael, że mają/mieli w sobie ten nawyk wstania o określonej godzinie, żmudnej pracy nad czymś. Artur wstaje codziennie o 7, kładzie się przed 22. Dzień zaczyna od biegania. Był wychowany bez taty, jak wielu dzisiejszych chłopców, którzy nawet jak go mają, to jest to ojciec nieobecny. Mnie często łatwiej do rozprężenia i dyscyplina się rozmywa.

Nie potępiałbym jednak rodziców, podobnie jak Michael, a też nie mówił, że dziś jest gorzej, że ludzie są gorsi, mniej udolni. Dziś świat proponuje wiele. W Polsce nigdy nie mieliśmy takiego wachlarza możliwości, dających sposobności na samorealizację- tę silną potrzebę, którą zwykle, choć nie w każdym przypadku, rodzice nasi zaniedbywali, często z powodów ustrojowych ówczesnego PRL-u i teraz w nas, dzieciach jest taka potrzeba przesady w drugą stronę.
To ważna potrzeba, ale jest też potrzeba bycia z kimś.

Jeszcze jedna wolna myśl- skojarzenie, słowem wstępu jak myślę, początku ciekawej dyskusji. Michael jest rzadkim przypadkiem ojca samotnie wychowującego swoje dzieci. Tak, wielokrotnie mówił, że wokół dzieci, pomimo braku rodzonej matki, było wiele kobiet- piastunek; że dzieci miały postać matki wokół siebie. Po śmierci mówiło się głównie o jednej. Miały punkt punkt odniesienia.
Wyobrażam sobie jednak, jak mogło być mu trudno. Szczególnie że Paris i obaj Prince'owie wkraczali w świat dojrzewania, buntu, a Michael był ciągle pod pręgierzem opinii publicznej, czekającej na jego wpadkę w roli macierzyńskiej. Dzieci też widziały ojca skrzywdzonego i trudno mogło być im wyrazić swoje niezadowolenie z różnych powodów, które przecież jest naturalne, jak się jest nastolatkiem i kształtuje swoją samodzielność.
Mogę się mylić, ale podejrzewam, iż Michael nie znał buntu dziecka. Wszystko załatwiał bardzo delikatnie, jeżeli można wierzyć filmowi This Is It. A jak Paris nie chciała się chować przed mediami? a jak Prince chciał krzyknąć na ojca, że dopiero co go odzyskał, bo go nie było tyle czasu, kiedy ważyły się jego losy w sądzie, a teraz znowu wraca do show biznesu. I jak tu poczuć złość, kiedy ojciec podupada na zdrowiu i ma w sobie tyle ran?
Perspektywa dziecka.

Znając perspektywę rodzica, Michael zrozumiał ojca. Ja go za to podziwiam, bo nie brzmi to jak wybaczenie na zasadzie: "ja Ci wybaczam, teraz mam nad Tobą przewagę, bo masz mi być wdzięczny". Nie, to raczej zrozumienie: "wiem czym się kierowałeś. Wiem, miałeś dobre intencje, z których wynikło też dobro. Ale było też zło. Tego nie chcę powtórzyć, dlatego robię pierwszy krok i to rozgraniczam". Bez sądu.
Piękne.
Sam próbuję do niedawna inaczej spojrzeć na swojego ojca. Dla synów ojciec jest punktem odniesienia dla ich poczucia męstwa. Nienawiść do ojca powoduje lęk, że będziesz podobny i też sie znienawidzisz albo znienawidzi Cię twoje dziecko, zlanie się z nim/upodobnienie zaś powoduje brak własnego zdania. Jak więc znaleźć tą swoją tożsamość?
Kim ojciec jest dla dorosłych kobiet? Jest drugoplanowy, ważniejsza jest matka?

: ndz, 21 lut 2010, 23:09
autor: give_in_to_me
Przemówienie z Oksfordu mnie powaliło, jak je kiedyś przeczytałam. Siedziałam przed kompem i ryczałam, kładąc głowę na biurku i po prostu nie mogłam uwierzyć, że TAKIEGO człowieka można było oskarżyc własnie o TO. Napisaliście tam powyżej wszystko tak pięknie i prawdziwie, że nie mam chyba już nic do dodania co do interpretacji samego tekstu. Najbardziej poruszył mnie fragment wzywający, by wybaczyć rodzicom, by przestać ich oceniać. Ja swoim ich błędy wybaczyłam jakiś czas temu, więc wiem o czym mówi Michael, choć niedociągniecia mojej mamy i mojego taty to pikuś w porównaniu z tym, co Michaelowi zgotował Joseph Jackson. Nie wiem, czy umiałabym wybaczyć po czymś takim, nawet widząc dobre strony swojego ojca. Naprawdę podziwiam Michaela, że znalazł w sobie tyle siły i mądrości a przede wszystkim miłości.

kaem pisze:Kim ojciec jest dla dorosłych kobiet? Jest drugoplanowy, ważniejsza jest matka?
Przede wszystkim jest pierwszym wzorem mężczyzny, który "naznaczy" ich postrzeganie męskości na całe życie. Kobiety często szukają partnerów podobnych do swoich ojców, mimo że nie zdają sobie z tego sprawy. Niektórzy uważają, że to twierdzenie to banał, ale ja w nie wierzę. Z biegiem czasu zaczęłam zauważać, jak bardzo mój mąż podobny jest do mojego taty. W postrzeganiu świata, w podejściu do życia a co zabawne, nawet trochę fizycznie :) Jestem jedynaczką, mój tata nie ma syna. Nigdy nie traktował mnie jak "małej księżniczki", ukochanej córeczki tatusia. Rozpieszczał mnie dziadek, tata mojego taty, ojciec dwóch synów i dlatego mała Kasia według dziadka mogła robić wszystko :) Mój tata mimo swoich wad zawsze popychał mnie do działania, inspirował, stawiał wymagania. Tabliczkę mnożenia wkuwamy raz dwa. Jak to nie skoczysz z tego drzewa? No dalej, dawaj, hop i już. Pedałuj na rowerze, ja będę za Tobą biec, po chwili puszczę siodełko, pojedziesz sama, no przecież jesteś już za duża na cztery kółka. Ma być pasek na świadectwie! Znowu zajmujesz sie pierdami zamiast uczyć się do olimpiady historycznej? Musisz się dostać do najepszego licuem w mieście, przecież potem trzeba iść na studia do Wrocławia. Jak jeszcze raz zawalisz egzamin na prawko, to za następny już nie zapłacę. No i widzisz, jesteś na uniwersytecie, się uczyłaś, nie jak ci twoi znajomi. E tam, sesja jest łatwa, zdasz. I ile Ci oferują w tej robocie? O, mówisz, że mężuś łózko z Ikei skręca, bardzo dobrze, dużo jeszcze wam remontu zostało? No dobra, dobra, wiem, że macie swoja kasę, ale jak coś, to Wam mogę coś podesłać, nie?

Dopiero z perspektywy własnego samodzielnego życia, najczęściej już tego z partnerem/ mężem/ dziećmi jest się w stanie obiektywnie ocenić, ile w Twoje życie wniósł ojciec. Na miłość ojca trzeba zasłużyc, miłośc matki się ma. To dotyczy również dziewczynek. Ilu jest ojców, którzy wyrzucą z domu córkę w nieplanowanej ciąży, bo "k** wychować nie zamierzałem"?

I jeszcze jedna rzecz: jeśli ojciec ma dobrą relacje z żoną, to najprawdopodobniej będzie miał zdrową relacje z córką. Będzie kochał tą małą kobietkę, bo ona "wzięła się" z najważniejszej kobiety jego życia.

Gdy w wakacje często zdarzało mi sie płakać w związku ze śmiercią Michaela, bardzo często powodem płaczu były medialne dyskusje i spekulacje, co stanie się z jego dziećmi a konkretnie jak będzie wyglądał testament, ile odziedziczą, czy prawa dostanie Debbie czy Katherine, czy Michael był bankrutem, czy to jego biologiczne dzieci, czy nie.

Płakałam, bo myślałam sobie o Paris. Jedyna rzecz, która łączy jej ojca i mojego ojca, to rok, w którym sie urodzili. Nigdy nie będę miała tyle pieniędzy co Paris, która nie musi pracować do końca życia (ale może zechce). Ale to nie ma znaczenia. Bo Paris nie będzie miała wielu innych ważniejszych rzeczy, które miałam/ mam ja. Jej ojciec nie będzie sie wkurzał na jej pierwsze nastoletnie randki z chłopakami. Nie będzie się cieszył z ukończenia szkoły średniej i pójścia na studia. Nie będzie sie radować ze zdanego egzaminu na prawo jazdy i nie wręczy dumnie kluczyków do swojego samochodu. Nie zrobi zakłopotanej, ale zadowolnej miny, kiedy usłyszy "chciałbym powiedzieć, że ja i Państwa córka zaręczyliśmy sie". Nie pogratuluje znalezienia pierwszej pracy. Nie poprowadzi córki do ołtarza i nie zatańczy z nią na jej weselu. Jak Paris sie dowie, że spodziewa się swojego pierwszego dziecka, to nie zadzwoni do taty i nie powie "cześć dziadku!". Jej ojciec nie będzie rozpieszczać wnuków prezentami i tym, że u dziadka zawsze wszystko można.

A mój ojciec, choć jest takim zwykłym przeciętnym panem X, te wszystkie wymienione wyżej rzeczy zrobił lub zrobi.

I dlatego mam nadzieję, że Paris Jackson będzie silna i da sobie ze wszystkim radę, mimo że zostali jej na świecie "tylko" bracia, babcia, dziadek, wujkowie, ciotki, niania i mama, z którą musi zbudować relację. Najważniejszy mężczyzna jej życia odszedł z niego kilka miesięcy temu i spotka go dopiero po tamtej drugiej stronie. Jak będzie dorosła, znajdzie sobie innego najważniejszego mężczyznę albo i nie, nie wiadomo co przyniesie jej życie, choć mam nadzieję, że jak najwięcej dobrego.

I dlatego tak niezmiernie głupi są ludzie, dla których najważniejszym newsem były neverlandy, procesy, rzekome sztuczne nosy, makijaże, sądy, testamenty, sztuczne zapłodnienia i inne cuda. Bo czasem trudno jest mieć ojca, ale jeszcze trudniej jest go nie mieć. Dopiero z perspektywy czasu mogę powiedzieć, jak się cieszę, że ja mam.

: ndz, 21 lut 2010, 23:12
autor: Maria
Dzięki kaem właśnie za ten tekst. To było dla mnie niczym kazanie dzisiejszej niedzieli. MJ w tak prosty sposób wypowiada się o elementarnych sprawach dzieciństwa, miłości, przebaczaniu. Na swoim przykładzie obrazuje nam mechanizmy oddziaływania dzieciństwa na późniejsze dorosłe życie. Wspomina też, by nie wyzbywać się cech dziecka nawet kiedy przekroczy się próg dorosłości. Zapewne to pomoże nam zrozumieć potem i nasze własne pociechy. Nie możemy zapominać jak czuliśmy i co czuliśmy, kiedy mieliśmy kilka lat, bo to nam da wiele wskazówek przy wychowywaniu kolejnego pokolenia. Tego trzyma się też sam MJ - stara się być dobrym ojcem. Dziś wiemy, iż jego dzieci są tego potwierdzeniem, podołał, choć pewnie zdarzało mu się popełniać drobne błędy, ale "to ludzkie" - jak sam przyznaje.
MJ w swej przemowie publicznie daje dowód światu, że przebaczył ojcu. Tłumaczy też przyczynę, która doprowadziła do zakamuflowania uczuć w człowieku. Cały czas daję za przykład swojego ojca, zapewne dlatego, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że posłużenie się własnymi autentycznymi przeżyciami sprowokuje w ludziach pożądaną reakcję. MJ otwiera się w tak trudnej dla siebie kwestii jaką jest jego relacja z ojcem. To wzbudza jeszcze większe zaufanie.
Faktycznie, MJ zapewne kiedy sam stał się ojcem, zaczął rozmyślać nad tym, co mógł czuć jego własny ojciec, widząc swoje pociechy. Przedtem trapił się, dlaczego Joe jest taki, a nie inny.... sam powtarzał często, że nie może go rozgryźć. Może właśnie nowy rozdział w życiu MJa - ojcostwo, skłoniło go do przemyśleń, dało też wiele odpowiedzi. Dzieci przewartościowują życie człowieka, to prawda.

MJ naucza, daje wytyczne.

"Dlatego dziś chciałbym zaproponować, aby w każdym domu wprowadzić uniwersalną, dziecięcą Kartę Praw, która obejmuje:
1. Prawo do bycia kochanym, bez konieczności zapracowania sobie na to
2. Prawo do bycia chronionym, bez konieczności zasłużenia sobie na to
3. Prawo do poczucia własnej wartości, nawet jeśli przychodzisz na ten świat z niczym
4. Prawo do bycia wysłuchanym, nawet jeśli nie jesteś interesującym
5. Prawo do bajki na dobranoc, bez konkurencji z wieczornym dziennikiem
6. Prawo do edukacji, w szkołach bez przemocy
7. Prawo, by czuć się uroczym [nawet jeśli tylko matka może to przyznać]."


Daje do zrozumienia, że nikt nie jest doskonały, ale życie polega na tym, żeby się starać. Dlatego trzeba zrobić wszystko, by żyło się lepiej, a osiągnąć można to poprzez MIŁOŚĆ, taką bezgraniczną. Mały człowiek, który jeszcze nie wie, co życie ma mu do zaoferowania, powinien czuć, że jest kochany bez względu na okoliczności w jakich dane było mu przyjść na świat.
Żeby MIŁOŚĆ była intensywniejsza, to trzeba też wybaczyć, dać szansę, bo każdemu się ona należy.

Treść przemówienia MJa studiuję tak na prawdę już od dłuższego czasu, gdyż ze względów osobistych jest mi bardzo bliska i podtrzymuje mnie na duchu. Nie chcę zadręczać nikogo z Was moimi osobistymi sprawami, choć ponoć to działa bardzo terapeutycznie wręcz. Dodam tylko jeszcze to, że właśnie dzięki temu co powiedział MJ zaczęłam starać się wybaczyć, a nie jest to wcale takie łatwe. Na razie się uczę. Tak wiele pracy przede mną...Wiem, że jemu zajęło to nie mało czasu, to zapewne i u mnie będzie to jeszcze długi proces. Chcę za jakiś czas powiedzieć pewnym głosem, ze warto było się starać. Człowiek powinien kształtować swój charakter, swoją osobowość do końca życia. Uczyć się kochać, po to by móc potem podzielić się miłością, by móc przekazać ją ze zdwojoną siłą swoim dzieciom.

: pn, 22 lut 2010, 16:36
autor: MJowitek
Michael sporo mówił o "krzyku" dzieci pozbawionych miłości, wyrażającym się agresją wobec nich samych, rówieśników czy rodziców.
Skojarzyło mi się to z krzykiem samym w sobie. Byłam w lutym dwa tygodnie w Indiach, zdecydowanie za krótko, żeby móc się zdecydowanie wypowiadać w jakiejkolwiek kwestii związanej z tym krajem, ale jedna z rzeczy, która mnie tam uderzyła, był fakt, że dzieci nie krzyczą. Mają tam tabuny dzieci, w Indiach mieszka 1/6 poopulacji całego świata, początkowo miałam wrażenie, że jestem na Rynku wielkiego miasta w dniu Sylwestra, a nie na uliczce średniego miasteczka w zwykły dzień pracy. Na ulicach masa dzieciaków, i tych biednych, i tych przeciętnych, wracających ze szkoły, idących gdzies z rodzicami, czekających na nie wiem co. I nie płakały, nie krzyczały, nie tupały nogami. Byłam też na weselu, byli na nim Hindusi ze swoimi dziecmi, i znowu, dzieci nie płakały, nie krzyczały, nie kładły się na ziemi z wrzaskiem, że nie, nie będą siedzieć, nie będą tego jeść, nie będą tego czy owego. Owszem, biegały to tu to tam, psociły, córeczka siostry pana młodego to taki chochlik, latający to tu to tam. Początkowo nie wiedziałam czyje to dziecko, spytałam koleżanki i usłyszałam trafna odpowiedź: ona jest wszystkich, jest wspólna.
Babcia też wyglądała na wspólną. Wszyscy byli jacyś tacy wspólni.

Rozmawiałam o tym z Gabi, ich jest tam tylu, że nie ma miejsca na egoizm, nie ma miejsca na "ja", choć z drugiej strony życie jest trudne. Tam było jedno wielkie "my". Tylu ludzi na jednym obszarze sprawia, że w trosce o samego siebie troszczy sie o innych. Bo niby co..nie da sie uciec, trzaskając drzwiami, choćby z tego powodu, że tych drzwi może nie być.

Trudno mi było się przestawić, lubię być sama, jedego dnia wstałam przed świtem, żeby pójść popatrzec na zatokę, bez nikogo, z moja muzyką w uszach, komponującą sie z moimi myślami.
O tej porze na wybrzeżu było sporo osób, które jak ja poszły na samotny spacer, pobiegać lub pomedytować. W tym zgiełku niezwykle przydatna sztuką jest umiejętność wsłuchania się w samego siebie.
Odnalezienie własnego "ja", tworząc wspólnote "my".
Po tym samotnym poranku o wiele lepiej reagowałam na ciągła troskę i zagadywanie.

W przemówieniu Michaela jest mowa o braku miłosci, a co z jej nadmiarem? Co z niezdrową miłością, nadmierną troską? Dzieci w Europie są często takie wrzaskliwe, bo uważają się za centrum Wszechświata, rozpieszczone przez rodziców, babcie i dziadków.
Nie chce robić podziału: dzieci w Azji i dzieci w Europie, bo co człowiek to inny swiat, ale tak statystycznie mi wyszło, że jednak się różnią. Tam mają wielkie bezrobocie, problemy z wodą, choroby, kalectwa, analfabetyzm, tłum ludzi, niewiarygodny ruch uliczny, hałas, młodzi maja świadomość, że muszą się uczyć, mieć pracę, że sa przyszłością ich kraju - nie ma tam miejsca na fochy i kładzenie się na ziemi "bo ja nie chcę". Tzn pewnie i tak bywa, gdzieś..., ja mówię tylko o tym co sama widziałam.

I tu mnie przystopowało w tym całym pisaniu, bo co ja widziałam? Prawie nic, zalążek jakiś, przy czym miałam często wrażenie, niemal fizyczne, że mój mózg rejestruje tysiące obrazów, stara sie je połączyć w jakąś logiczną całość. Był i nadal jest przerażony odkryciem, jak mało wie, a przecież tyle czytałam, tyle oglądałam, tyle sie nawymadrzałam. Ehhh..

: pn, 22 lut 2010, 21:38
autor: cicha
Maria pisze:MIŁOŚĆ, taką bezgraniczną.
MJ pisze:To, czego tak naprawdę szukasz, to bezwarunkowa miłość, całkowita akceptacja.
MIŁOŚĆ, taką bezinteresowną.

W czasach, kiedy wszyscy mają jakiś interes i stawiają warunki?
MJ pisze:Poprzednie generacje nie cieszyły się być może takim dobrobytem, jak my. W ich domach być może brakowało prądu, musieli mieścić się z gromadkami dzieci w małych domkach, pozbawionych centralnego ogrzewania. Ale domy ich nie były jednak ani ciemne, ani zimne. Rozświetlał je blask miłości, zaś ogrzewało przytulnie ciepło płynące z bicia ludzkiego serca. Rodzice nie gonili wtedy jeszcze za luksusem, nie liczył się dla nich status społeczny - najwyższym priorytetem były ich dzieci.
Każdy może omawiać poprzednie pokolenia (np. pradziadków czy babć) z własnej perspektywy. Weźmy przykład Polski z lat okupacji, kiedy młode wiejskie kobiety rodziły bardzo liczne potomstwo (od 6 do 10 dzieci).
Każde dziecko, to kolejna gęba do wyżywienia. Bieda, aż piszczała. Wykształcenie ledwie 3 klasy szkoły powszechnej. A tu trzeba od świtu do zmierzchu orać, zasiewać, oporządzać, zbierać żniwa. Oddawać okupantowi olbrzymie podatki, swoje zbiory i żywy inwentarz. Dzieci - to siła robocza! Utrzymująca swoje młodsze rodzeństwo i starszych.

Marzysz o kawałku chleba, jako sześciolatek - a ten zawieszony jest wysoko przy żarówce, żeby rodzeństwo nie wyjadało, co do okruszka. Bo musi starczyć do następnego wypieku - do świeżo zmielonej mąki.
Ojciec narobił potomstwo i zostawił ich samych na łaskę i niełaskę matki - zupełnie nie mając w sobie poczucia odpowiedzialności. Znajduje pocieszenie u innych kobiet.

Kończy się wojna zbrojna, nadchodzą czasy zimnej wojny. O nauce mogły mysleć tylko rodziny inteligenckie, a tacy nastoletni już parobcy, uciekali z domów rodzinnych za pracą zarobkową do miasta. Musieli być zaradni i samodzielni. Były dwie możliwości, albo przeżyjesz albo marnie zginiesz w rynsztoku.

Matka nawet nie martwi się o to, gdzie uciekły jej najstarsze dzieci. Jest jej lżej, bo mniej osób jest do wykarmienia aczkolwiek ubyło siły roboczej.

To tylko przykład...a przecież można znaleźć wiele innych przypadków w czasoprzestrzeni. Na każdej długości i szerokości geograficznej, jak świat długi i szeroki.
Ile było? Ile jest? Ile jeszcze nadejdzie?

Gdzie tu miejsce na przytulne ciepło płynące z ludzkich serc? Skąd je wykrzesać?

Obdarzanie takim uczuciem swoich bliskich, to kwestia świadomości i dojrzałości emocjonalnej, ale do niej trzeba zwyczajnie dorosnąć.

Co do przemówienia MJa. Traktuję je jako wzruszający, przepiękny, osobisty manifest Michaela (który uważam za utopijny) i za pojednanie ze swoim ojcem.
Utopijny, ponieważ wszystko zależy od dojrzałości i świadomości. Jeśli tego zabraknie w słuchaczach, to nie pomogą żadne płomienne przemówienia.

: pn, 22 lut 2010, 22:16
autor: anja
Czytając przedwczoraj ten tekst Michaela, musiałam robić przerwy. Z emocji. Nie mogłam tego przeczytać za jednym razem.

Na mnie największe wrażenie zrobił motyw przebaczenia ojcu. To taki mój wątek autobiograficzny.

Michael był przekonany, że ma misję do spełnienia. Chciał uleczy ć świat. I robił to przez całe życie, choć te działania przysparzały mu wielu przeciwników. Na tym polu był nawet buntownikiem. Nie poddawał się.
Ale też przeszło mi przez myśl, że Michael rzeczywiście nie przeżył buntu nastolatka. Trochę to zasługa/wina jego charakteru. I jak tu się można buntować, gdy ma się ojca despotę. A do tego jeszcze kontrakty z wytwórnią i cały sztab ludzi kontroluje cię od dzieciństwa.

Ale kiedyś jednak odważył się i „zerwał ze smyczy” odchodząc z zespołu rodzinnego wbrew ojcu. Zawalczył o siebie. Nawet kiedy ruszył z braćmi w trasę Victory nie wziął za to pieniędzy, swoje dochody oddał na cele charytatywne. Ja to odczytuję jako bunt. Zmusiłeś mnie, ale ja się nie sprzedałem.

Dla mnie Michael utkany jest ze sprzeczności.

Michael umiał przebaczać. Ja do tego ciągle dorastam. Mój ojciec to też taki Joe Jackson. Tylko wymaga. Nigdy nic go nie zadowala. Nie chwali, pokazuje błędy. I już, kiedy myślę, że może wszystko będzie ok., że jestem w stanie go zrozumieć i przebaczyć, coś nie pozwala. I mogę powiedzieć tak jak Michael: nie znam swojego ojca.
Chciałabym nie oceniać tak surowo, chciałabym być wyrozumiała. Ale czy ja się kiedyś zdobędę?
Coraz częściej zauważam, że mój ojciec robi się coraz starszy, coraz mniej sprawny i może powinnam zapomnieć. Ale jeszcze nie potrafię tak jak Michael. Dlatego jestem pełna podziwu dla niego, bo wiem co musiał przeżywać, gdy mimo wszystko przebaczył. Był wielki.

Więc ojciec dla dorosłych kobiet też jest ważny.

Myślę, że rodzic powinien wymagać, ale też wspierać, aby dać wiarę dziecku, że da ono sobie radę w życiu. Miłość mądra, to miłość wymagająca, nie pobłażająca. Ale podnosząc te poprzeczki, nie wolno zniszczyć w dziecku poczucia wartości i godności. Takie rany długo się goją. A może nigdy?
Pewnie, że trudno to wypośrodkować i nie przegiąć w drugą stronę. Wiemy czym kończy się bezstresowe wychowanie. I jak tu nie wychować dziecka na egoistę?

Bo dzieciństwo ma być radosne i sielskie, ale ma dać możliwość odnalezienia się w późniejszym życiu.

Każdy liczy na tę wyrozumiałość ze strony dzieci. Ja już wiele razy zastanawiałam się, czy kiedyś dzieci Michaela, gdy będą nastolatkami, nie będą miały mu za złe tego, że jednak nie miały matki. Czy poradzą sobie z całą tą zawiłą sytuacją rodzinną. Wiem, że Michael był dobrym ojcem, ale świat będzie na nie wywierał presję. Wiem też, że lepiej być samotnym rodzicem, niż stwarzać pozory i żyć wiecznej udręce. Dlatego rozumiem jego pragnienie bycia ojcem(choć dużo czasu zajęło mi poukładanie sobie tego w głowie).
Myślę, że Michael wyposażył swoje dzieci w poczucie własnej wartości, że dał im tę bezwarunkową miłość, a przez to też przygotował je do stawienia czoła światu, z którym przyjdzie im się zmierzyć.

A ja, pamiętając Michaela będę się starała…

: pn, 22 lut 2010, 22:23
autor: moon_song
MJowitek pisze:W przemówieniu Michaela jest mowa o braku miłosci, a co z jej nadmiarem? Co z niezdrową miłością, nadmierną troską? Dzieci w Europie są często takie wrzaskliwe, bo uważają się za centrum Wszechświata, rozpieszczone przez rodziców, babcie i dziadków.
Ano właśnie. Trudno jest czasem zachować zdrową równowagę.
Czasem rodzice pracują wytrwale nad odpowiednim wychowaniem dziecka, starają się mu wpoić pewne zasady. Mówię tu wyłącznie o tych pozytywnych aspektach. I wszystko jest ok dopuki przykładowo dziecko nie pojedzie na wakacje do dziadków. I świat wywraca się do góry nogami bo dziecko wraca odmienione! Jak nie to samo. I wszystko zaczyna się od nowa. Dziadkowie są przekochani, ale potrafią czasem nieźle namieszać ;-)

Skąd ta agresja, wrzaskliwość? Myślę, że z przebodźcowania. Prywatnie mam dużo do czynienia z psami. Sama mam ich 7. Moim ulubionym zajęciem w wolnym czasie jest obserwowanie zachowań w stadzie, wzajemnych relacji i hierarchii. Na marginesie mówiąc (mam nadzieję, ze nikt się nie obrazi za to porównanie) relacje w zwartym stadzie psim niewiele się różnią od relacji w stadzie ludzkim. Są bardzo podobne zasady tylko, że my-ludzie- homo sapiens inaczej je wyrażamy i innymi środkami dążymy do podobnych celów. Młode szczenię zbyt intensywnie szkolone, otrzymujące zbyt wiele bodźców na raz będzie się buntować. W różny sposób - od lęku aż do agresji. To samo się dzieje gdy zajmuje się nim nieodpowiedni szkoleniowiec stosujący przestarzałe metody opierające się głównie na przemocy. Efekt będzie dokładnie taki sam. Szczeniak się zbuntuje i pewnego pięknego dnia możemy uzyskać efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego. Zmierzam do tego, że przebodźcowanie może dotyczyć również dzieci. Jeśli wymagamy od nich zbyt dużo pewnego dnia mogą się zbuntować okazując to w bardzo różny sposób. Tak naprawdę większość rodziców nie postepuje inaczej niż Joe w stosunku do swoich dzieci. Może nie tak drastycznie (choć i tu tez bywają podobne przypadki wywierania presji), ale jednak dążymy odruchowo do tego, aby nasze dzieci miały w życiu lepiej niż my. Chcemy dla nich lepszej przyszłości. Dzisiejsza rzeczywistość jest taka, że czasem i tytuł magistra może nie wystarczyć, aby mieć dobrą pracę i pozycję pozwalająca na godne normalne życie. Chyba nawet mogę śmiało powiedzieć, ze tytuł magistra stracił na ważności czy nawet powadze. Teraz trzeba się wykazać czymś więcej - znajomością języków, doktoratem, wybitnymi zdolnościami...
Dzieci w dzisiejszych czasach są przeładowane informacjami, często po szkole uczęszczają na dodatkowe kursy, czasem zajęcia sportowe, plastyczne itp. Do tego dochodzi odrabianie lekcji, komputer, znajomi... Gdzie tu jest czas na budowanie więzi, relacji w rodzinie??
Za dużo tego wszystkiego.

: pn, 22 lut 2010, 22:44
autor: kaem
Może ta walka Michaela o miłość to skrajne wyparcie własnych demonów, które miał? I które go w końcu zabiły.
Ostatnio doświadczam w sobie wiele samolubnego. W zderzeniu z z kimś dla mnie ważnym okazało się, że w wielu niby nie znaczących gestach czy słowach były ukryte z mojej strony rzeczy, za które się teraz wstydzę. Używanie bliskiej osoby dla własnych celów, wybieranie swoich interesów i tłumaczenie się przed sobą zmęczeniem, bo przecież zasługuję na odrobinę spokoju... Zderzyłem się z myślą z dzieciństwa, którą pielęgnowałem jeszcze do niedawna, że przecież kieruję się dobrem i zachowuję ważne wartości.
Nieprawda.
Mam w sobie wiele egoizmu/bezwzględności, którego się wstydzę, a które udawało mi się przez całe dekady zamalowywać małymi kłamstewkami. Okropne. Takie zderzenie z prawdą o sobie może wykończyć, bo jesteś później skazany na głos własnego sumienia, a je słyszysz 24h/dobę.
Ale.. Jest plus. Wielki plus. Czuje się człowiekiem, jednym z wielu. Nie jestem sam. Nie dzielę świata na siebie dobrego i innych złych. Mniej we mnie poczucia krzywdy. Mniej samotności w środku. Mniej lęku. Wiedząc, mogę własny egoizm bardziej kontrolować.
Nie wiem, czy Michael tym idealizowaniem człowieka i jego potencjalnej nieskazitelności wynikającej z niewinnego dziecka, uciekał przed zderzeniem się z własnymi demonami. Gdzie on podział obraz ojca krzywdziciela w sobie i mamy, która na to patrzyła z boku, by uchować małżeństwo od rozpadu, wybierając zachowanie ideału małej Katherine nad ból własnych dzieci? Nie chodzi mi o przebaczenie rodzicom. Można im przebaczyć, ale w sercu nosi się do końca ich symbole, tym bardziej jak samemu się jest rodzicem.

Nie wiem, czy zrozumienie tego odbarwiłoby trochę ten idealizm z utopijności i pozwoliłoby Michaelowi być dorosłym Peter Panem. Bez obsesji bycia akceptowanym przez tłumy plus podświadomym szukaniem złego Franka Lideo/Oza/dowódcy gangu z Bad/ojca ignoranta z Black Or White/faraona który chce go ukatrupić z Remember The Time/Toma Sneddona/Burmistrza z Ghosts, itd. To ciągle konfrontowanie się i ucieczka. w jego filmach jest bardzo wymowne.
25 czerwca Michael znowu uciekł. Coś sobie założył i uciekł. Za dużo założył, za mało ufał? Za złem idzie też energia. Może częścią zrozumienia siebie w pełni jest nie wypieranie swojego cienia, a posługiwanie się nim w kontrolowany i bezpieczny sposób? Ale trzeba uznać, że taki bywasz. Powiedzieć to temu w lustrze. Mogę bardzo się mylić, ale to emanowanie anielskością u Michaela wzbudza we mnie wątpliwości, czy czasem Michael nie miał obsesji, by zaprzeczać wszystkiemu co ma w sobie, a co nie jest idealne. Jakie to dalekie od miłości bezwarunkowej, o której nie raz wspominał. Poza tym, często dzieci idą w zaprzeczenie rodzica. Skoro Michael szedł w zaprzeczenie Josepha, by stać się zupełnie innym niż on, to jakie będą dzieci Michaela?

: wt, 23 lut 2010, 0:04
autor: Amelia
MJowitek zapytałaś co z nadmiarem miłość?
Czy my nie staramy się tym uczuciem zamknąć kogoś na kim nam zależy w klatce i jaki ma to wpływ na tę osobę? Myślę, że to nie dokońca tak, że tej miłość jest za dużo. My poprostu żyjemy dla siebie- egoistycznie. Rozmowa nie polega na czekaniu na swoją kolej by się wypowiedzieć, tylko na słuchaniu- tego nam brakuje. Chęci zrozumienia potrzeb innych- wtedy nasze starania trafiają w próżnie i budzą flustracje.
kaem to co napisałeś odnośnie Michaela.
Często zastanawiałam się nad jego- wręcz boskim, pełnym miłosierdzia- zachowaniem. Czy każde słowo było poparte realnym odczuciem. Czasami popadał w skrajności. Zastanawiam się, kiedy właściwie poczuł potrzebe głoszenia swej ideologii? Jako dziecko?- teoretycznie na swój dziecięcy sposób ("Ben"), jako nastolatek + Thriller, Bad?- rzadziej.
Gdy myślę "Cudownie 'święty' Michael" widzę ostatnie 15 lat. Z czym to jest związane?
Czytam wasze piękne wypowiedzi i zauwarzyłam, że duża część z was pisze o osobistych zaburzonych relacjach z ojcem. Poczułam, że nie jestem wyjątkiem. Za mało uczuć, 'kocham Cię'?-nie przypominam sobie, znikome zainteresowanie moim życiem. Może taka słowiańska dusza- twardego faceta, który strzelbę i ciężar utrzymania rodziny zamienił na pilota i piwo. Może tak jest łatwiej- skryć uczucia i zrzucić obowiązek wychowania dzieci na kobiete.
Mam w sobie wiele żalu i ciężko mi wybaczyć nawet małe grzechy, dlatego podziwiam Michaela- mając nadzieje, że mówiąc "wybaczyłem" naprawdę pogrzebał demony.

: wt, 23 lut 2010, 0:44
autor: give_in_to_me
kaem pisze:Może częścią zrozumienia siebie w pełni jest nie wypieranie swojego cienia, a posługiwanie się nim w kontrolowany i bezpieczny sposób? Ale trzeba uznać, że taki bywasz. Powiedzieć to temu w lustrze. Mogę bardzo się mylić, ale to emanowanie anielskością u Michaela wzbudza we mnie wątpliwości, czy czasem Michael nie miał obsesji, by zaprzeczać wszystkiemu co ma w sobie, a co nie jest idealne. Jakie to dalekie od miłości bezwarunkowej, o której nie raz wspominał. Poza tym, często dzieci idą w zaprzeczenie rodzica. Skoro Michael szedł w zaprzeczenie Josepha, by stać się zupełnie innym niż on, to jakie będą dzieci Michaela?
wiesz co, faktycznie denerwujące jest na przykład to udawanie niewinnego w kwestiach zwiazanych z seksem/ seksapilem w piosenkach, to wszystkie durnowate wypowiedzi "jakbym myślał o tym, co wyobrażaja sobie fanki, to bym nie wyszedł na scenę", czy "to muzyka każe łapać mi się za krocze" (po części na pewno, ale w wielu przypadkach choćby na koncertach to było wypracowane i świadome) i te przerażające, wstrętne i kiczowate skrzydełka anioła w występach do IJCSLY...:-)

ale z drugiej strony nie widziałam, by Michael kreował się na świętego, wiele razy podkreślał, że NIE JEST jak Jezus, żeby tak nie myśleć, jego działalnośc charytatywna była dość znana, ale się z nią nie obnosił "patrzcie, ile ja robię"... i starał sie nie oceniać i nie krytykować innych ludzi (dlatego tak żałosne było, jak Bashir próbował wyciagnąć od niego krytykę osób robiących sobie operacje plastyczne, co już było groteską sama w sobie).

W erze publicznego prania brudów, rozwodów i batalii o dzieci na łamach tabloidów (Doda, Tymochowicz i inne tego typu popłuczyny), filmów z senatorami wciągającymi białe proszki, reality show takich jak "Moment prawdy", po których rozpadają sie rodziny, publikowaniu na pierwszej stronie gazety zdjęć rozłożonych zwłok Krzysztofa Olewnika, i tych wszystkich wysłodzonych, ustawionych wywiadów w Vivach, Galach, innych cudach, gdzie Edyta Górniak za 99 gorszy przekonuje polskie gospodynie domowe, że uciekła ze "złotej klatki małżeństwa", ja naprawdę nie miałabym ochoty słuchać Jacksona robiącego sobie wiwisekcję pt. "Jestem jednak bad". Samo opowiedzenie o tym, że sie miało traumatyczne dzieciństwo, że ojciec bił, że nie pozwalał mówic do siebie "tato", że łamał psychikę, to wielka odwaga. Czy chodziło o zaproszenie do Neverland psychonalityka, położenie sie na kozetce i nadawanie na cały świat zwierzeń o swojej ciemnej stronie duszy? Zaprosił Bashira, efekt znamy...

Szczerze mówiąc to ja wolę juz trochę udawanej anielskości, gdzie każdy mądrzejszy się domyśli, że tam pod spodem jednak jest prawdziwy z krwi i kości facet, niż publiczne biczowanie i wywalanie bebechów. Obnażanie siebie, szczególnie tych złych cech jest wskazane, ale to najlepiej za zamkniętymi drzwiami i w gronie zaufanych osób, tudzież terapeuty czy spowiednika.

Co do dzieci- Prince i Paris to młode nastolatki, są już dość ukształtowani, choć w okresie dojrzewana na pewno wpłyną na nich jeszcze inni-znajomi, rodzina, więc nie tylko ojciec i jego klucozwa rola.. Gorzej z Blanketem-to dziecko ma w tym roku 8 lat. Ono dopiero zaczyna abstrakcyjnie myśleć. Najgorsze, co mogłoby mu sie przydarzyć, to stworzenie sobie ojca-mitu (a o to w przypadku Michaela nietrudno), bo tego realnego ojca mozliwe że będzie pamiętał raczej słabo.

: wt, 23 lut 2010, 15:05
autor: anja
Michael i demony. Myślę, że miał je i walczył z nimi. Myślę, że przez całe życie borykał się z obrazem swojego ojca i dzieciństwa. Mitologizował dzieciństwo, sądził, że bajkowe dzieciństwo zapewnia bajkowe życie. I tylko te osoby, które przeżyły piekło w dzieciństwie naprawdę są w stanie zrozumieć go i wczuć się w jego rolę. Nie wiem czy Michael uciekał przez całe życie przed obrazem swego ojca (chyba tak), ale też przez całe życie na pewno chciał mu udowodnić, że jest coś wart. Wszystko co robił miało służyć temu, żeby ojciec zobaczył ile jest w stanie osiągnąć. Wydaje mi się, że tutaj tkwi przyczyna tego, że Michael chciał wszystko robić naj… największe koncerty, najlepiej sprzedające się płyty itd.
Być może miał też w sobie taki imperatyw, który pchał go do przodu, bo przecież był geniuszem, a tacy ludzie nie zadowalają się małymi rzeczami.

Trudno pogodzić się z tym, że ma się ojca tyrana. Człowiek wstydzi się tego przed samym sobą, czuje się winny, bo ojca powinno się przecież kochać. Ale jak tu go kochać, kiedy on budzi strach i …nienawiść. Jak trudno przyznać się do takich uczuć przed sobą. I jeszcze ta matka, taka kochana i dobra, ale taka bezwolna. Czy nie powinna stanąć w obronie dziecka? A może czasem trzeba i jej bronić prze panem i władcą domu!

Jak z tym żyć, jak pogodzić w sobie te uczucia? Ile dzieci tak żyje.?

Jak to jest być bitym przez ojca, a potem wyjść w światła sceny i grać koncert. Tłumy cię uwielbiają. To trochę rekompensuje ból. Więc poszukajmy miłości u fanów. Ale oni (fani) tak naprawdę nie wiedzą, jaki jesteś, co czujesz. Chcą radosnego, kipiącego energią idola. Stąd to poczucie osamotnienia, o którym Michael mówił w autobiografii.
I to ciągłe sprawdzanie się w roli faceta.

Uciec jak najdalej od obrazu ojca. Nie przypominać go w niczym. Relacje ze swoimi dziećmi Michael oparł na czym innym: delikatności, czułości. Nawet sposób zwracania się dzieci do niego: tatuś, nie Michael.
I jeszcze wcześniej –ucieczka od wizerunku fizycznego. Michael poeksperymentował z wizerunkiem chłopaka-mężczyzny-bóstwa kobiet w erze BAD, by potem coraz bardziej podążać w stronę unisex. Czyżby też ucieczka przed samczym wizerunkiem ojca?
Myślę, że jego delikatność i łagodne usposobienie
to nie tylko skutek zaprzeczania ojcu, ale to cecha wrodzona. Bo mimo wszystko dobrze, że Michael nie został takim Joe Jacksonem II. Przecież dzieci tyranów też często wyrastają na oprawców powielając wzorce znane z dzieciństwa.
Na szczęście Michael potrafił być łagodny i nie bał się tego okazywać.
Szczerze mówiąc to ja wolę juz trochę udawanej anielskości, gdzie każdy mądrzejszy się domyśli, że tam pod spodem jednak jest prawdziwy z krwi i kości facet
też tak myślę give_in_to_me.

Uważamy, że ta jego wiara w ludzi to utopia.
Może, gdyby wyrósł na pławiącego się w alkoholu i seksie egocentryka to łagodniej świat by go potraktował. Ale czy wolelibyście takiego idola?
Mnie z pewnością nie byłoby na tym forum.