SLASH* Guns N' Roses *Velvet Revolver

Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

ObrazekSUNrise's WorldObrazek

Po Primo: yeah,yeah,yeah,
hello, everybody po tych rozłąkach


Unnamed pisze:Czy Ty SUNrise jesteś tą SUNrise, która była w czerwcu na koncercie Velvet Revolver w Wiener Stadthalle we Wiedniu i która po koncercie zrobiła tę... jakby to nazwać "akcję"?
Po secundo: akcję... akcję to zaraz będziesz miał jak w złość popadnę, że mi się tu taki burdel zrobił! No ok. powiedzmy, że te ostatnie zdjęcia ze Slashem Cię uratowały Obrazek
w pewnym sensie to ważne.
gosh...Obrazek a o co chodzi? Czy ja znowu coś narozrabiałam? Jakiś koncert VR się przeze mnie nie odbył? Slash znowu top hat zgubił? Weiland się o mikrofon potknął? (Maybe one day I'll destroy the whole world! Obrazek ). I długo nie wiedziałam dlaczego, dlaczego taka jestem. A teraz już wiem, uznano, że jestem córką Axla, zrodzoną o świcie (censored) pogańskiego (censored) poranka, na wzgurzu (censored). No i mam dwie osobowości. Jedną odziedziczoną w genach po Slashu która każe mi być dobrym dla ludzi i zwierząt, lojalnym dla przyjaciół (hey dude, what the fuck?), a druga to ta bardziej romantyczno-maniakalno-nieokiełznana po Axlu, która skłania mnie do robienia takich akcji (Ahh you people hate me Obrazek ).

No dobra. Witam kolegę z pewnej demokracji, słuchaj jak to mówi Messer fani Guns N' Roses to dzieci z jednego podwórka, w tej przyrodzie nic nie ginie Obrazek. BTW to on jest winny mojego imageu (image nie śmieszy Cię to? bo mnie bardzo). Świat jest mniejszy niż Ci się wydaje. I właśnie się zastanawiałam czy się nie odezwać na tamtym forum, bo nie wiem czy tu jeszcze zaglądasz? Nom ale skoro sam tu zacząłeś to niech będzie. Co do democracy to też sobie czasem zaglądam na tamto forum, tylko mam tam inny nick no i urzęduję najczęściej dwa działy wyżej niż Ty. Ale do Musicians też sobie czasem zaglądam, i dzięki takim ludziom jak wy dziś jestem w stanie o każdej porze dnia i nocy wyrecytować wszystko na temat rodzajów gitar, ich modeli, kostek, strun, mostków, wzmacniaczy, pedałów i reszty tego całego gówna. Ale kurde nie miałam pojęcia, że gitarzysta ma coś wspólnego z Polską Obrazek. No proszę. Aha i te zdjęcia, które daliście na stronę z koncertów w sierpniu (przedwczoraj dopiero widziałam Obrazek ) są rozwalające. Słuchaj... a, wy występujecie gdzieś poza Hiszpanią? to było pytanie numer jeden. Na to wychodzi, że teraz ja mam do Ciebie interes. Mianowicie, masz jakieś zdjęcia z tego koncertu w Austrii? Widziałam, że ktoś tam zdjęcia robił co mnie wkurwiło, bo była mowa, że nie można będzie wnosić kamer czy aparatów. Więc ja nauczona doświadczeniem nie zabrałam, i chłopakom też poradziłam żeby nie brali. A tu się okazało, że można było z aparatem czy kamerą na koncert wchodzić. No comment Obrazek. W ogóle ten koncert był jakiś nijaki, w największej mierze chyba wina nagłośnienia - katastrofa, nie wiem jak Ty, ale ja prawie nic nie słyszałam, ani Dave'a ani Weilanda (oni też się chyba nie słyszeli), ze Slashem było już lepiej, ale to pewnie dlatego, że stałam metr od niego. To samo było w Pradze, nie dość, że nagłośnienie szlag trafił to jeszcze techniczni łazili po scenie przez pół godziny i wywalili z setu Mr. Brownstona (moją ulubioną piosenkę qrwa) i jeszcze jedną. I znowu tylko Slash i Duff wypruwali z siebie flaki, żeby to w ogóle jakoś brzmiało. Pieprzę takie koncerty. Jedynie w Holandii było super i jedynie stamtąd mam jakieś zdjęcia. Więc jak masz coś z Austrii z koncertu to ja proszę. Z klubu nie chcę, bo z klubu to mam cały film i nawet Ciebie na nim mam Obrazek. A swoją drogą to byliśmy na piętrze nr 1 trzeba było do nas przyjść - przyjmowaliśmy wszystkie pielgrzymki - a nie chlać tam z Niemcami cały czas ("Dude, I'm sorry but that is probably one of the most ridiculous things I have heard this year so far" wybacz, ale śmiałam się z tego przez tydzień) :hahaha: i potem wpadać na skojarzenia na forum MJ.
...Rock on!
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
Unnamed
Posty: 15
Rejestracja: śr, 24 sie 2005, 0:16
Lokalizacja: Spain

Post autor: Unnamed »

Wpadam na chwilę :]
Pomyślałem, że nie będę gorszy :-)

ObrazekObrazekObrazek
SUNrise pisze:gosh...Obrazek a o co chodzi? Czy ja znowu coś narozrabiałam?


Cała Ty :hahaha: SUN... Ain't it fun when you know that you're gonna die young.
A teraz już wiem, uznano, że jestem córką Axla, zrodzoną o świcie (censored) pogańskiego (censored) poranka, na wzgurzu (censored).
Axl jednak ma dobre geny zrobił najmilszy wschód słońca. (Wiem, wiem, wiem, że mnie za to zabijesz :P) A Ozzy miał zostać ojcem chrzestnym.
(Ahh you people hate me).

sweet i swear we lov'ya!

No dobra.
No dobra.
Witam kolegę z pewnej demokracji,


Witam. (Mogę używać Twoich emotów? Dziękuję Obrazek ). Serio nie miałem pojęcia, że tam jesteś. Od kiedy znudziło mi się prowadzenie tamtej strony (a to już tak z pół roku), to już tak często tam nie bywam, a jeśli już to faktycznie w Musicians. Dopóki wypowiadali się tam ludzie na pewnym poziomie to było ok., ale ostatnio pojawiła się tam jakaś nawałnica idiotów. Nie zabraniam wypowiadać się tam fanom jakichkolwiek zespołów, jestem w tym kierunku mocno tolerancyjny, była potrzeba zrobienia działu o muzyce pop to zrobiłem, niech sobie piszą, tylko żeby to co piszą miało jeszcze jakiś sens. Ale jeżeli ktoś zaczyna mi tam zakładać tematy typu "Kto jest bardziej sexy Ch. Aguilera czy B. Spears" i myślą, że to ma coś wspólnego z muzyką no to ja pierdolę. Momentami się zastanawiam czy istnieje w ogóle coś takiego jak muzyka pop, czy to jednak są już tylko makijaże, sztucznie zrobione ciało i widowiska z playbacku (to tak pod wpływem natchnienia Twojego postu, gdzieś tu na stronie. No ale tak właśnie jest). Mówiąc "pop" oczywiście nie generalizuję i nie mam na myśli zasłużonych jak MJ czy Madonna, tylko to co dzieje się obecnie... i ludzi którzy tego słuchają. Czasami jak czytam to co wypisują to mam ochotę wydać zakaz zbliżania się do komputera wszystkim użytkownikom poniżej 14 roku życia, a takich wszędzie najwięcej. Wchodzi na forum taki którego edukacja muzyczna zakończyła się na przesłuchaniu płyty pani X i myśli, że wie wiele o muzyce. Pisze więc pisze, wcina się w dyskusje nie mając nic do powiedzenia, albo zakłada tematy nawet nie rozumiejąc tego o czym chce napisać lub o co zapytać. Tam wchodzi kilka tysięcy ludzi z całego świata - żeby to upilnować trzeba by siedzieć przy tym cały dzień... powiedziałem więc w pewnym momencie, że ja nie mam na to kompletnie ani czasu ani ochoty. Zresztą wcześniej i tak zawsze całą brudną robotę wykonywali moderatorzy Obrazek . Ostatnio gdy tam zajrzałem zalogował się jakiś koleś, który zaczął zakładać jeden temat za drugim najpierw "Jimmy Hendriks is gay" za chwilę "Slash is gay". Albo mu się nudziło, albo jakiś niewyżyty był. Nie wiem skąd się tacy ludzie biorą.

słuchaj jak to mówi Messer fani Guns N' Roses to dzieci z jednego podwórka, w tej przyrodzie nic nie ginie.


Cały on Obrazek. Kto jeszcze nie zna Mastera? Już wiem gdzie widziałem Twoją kurtkę z klubu. U Messera w domu na manekinie. To jest genialny dźgacz, chociaż podobno czasem robi przerażające wrażenie. W takim razie domyślam się, że on Ci tę kurtke zrobił, dla mnie też kiedyś parę gotyckich rzeczy wymyślił. Jak wszyscy uwielbiam gościa.

Ale kurde nie miałam pojęcia, że gitarzysta ma coś wspólnego z Polską.
Bo właściwie nie mam. Byłem tu tylko 3 razy w życiu zawsze w zimie na święta. Teraz jestem czwarty i najdłużej. Tzn. nie chcę się odcinać od polskich korzeni, bo je mam i szanuję. Ale ja urodziłem się w Argentynie, tam było całe moje dzieciństwo dopiero później przeprowadziliśmy się do Hiszpanii, moja mama która pochodzi z Polski i w ogóle jest patriotką jakąś i ma w Polsce rodzinę, całe życie dbała o to żebym wiesz..., umiał mówić, pisać i czytać po polsku. W domu rozmawiała ze mną po polsku i dzięki temu mogę pisać tutaj dziś w tym języku. Rozumiem go tak dobrze jak Hiszpański. I tak to wygląda Obrazek

występujecie gdzieś poza Hiszpanią?

Teraz rzadko gramy gdziekolwiek, ale jeśli już to tak, Hiszpania a parę lat temu sporo w Kanadzie. Rzadko bo w pewnym momencie człowiek dochodzi do wniosku, że w wieku 30 lat już mu nie wypada biegać z długimi włosami po scenie i wyśpiewywac trashmetalowe piosenki, jeśli na co dzień zajmuje się zupełnie czymś innym. W naszym zespole tylko ja się zajmuję muzyką na co dzień i nadal latam z długimi włosami (no ale jeszcze nie mam 30 lat Obrazek). Pozostali mają inne życie, nie związane z muzyką, więc nie mają czasu na to żeby często grać. A dla mnie to też tylko zabawa, nigdy tego nie brałem jakoś bardzo poważnie, zawsze wiedziałem, że ten zespół to tylko tymczasowa rozrywka. Tak jak i moja dziś rozpieprzana strona z muzyką. To z założenia miało być dla młodych utalentowanych muzycznie dzieciaków, którzy chcą pogadać o muzyce, pokazać innym jak grają, czego się nauczyli.

masz jakieś zdjęcia z tego koncertu w Austrii?
Chyba nie mam, nie pamiętam, w każdym razie nie robiłem. Zawsze jak idę na koncert to dla ludzi, atmosfery, muzyki a nie po to żeby latać z aparatem, ale faktycznie ktoś coś robił a security na to nic. Też mnie to wkurza jak ludzie na koncert rockowy z jakimiś aparatami przychodzą i zajmują się robieniem zdjęć. To mija się z celem.

stałam metr od niego.
Ja nie lubię być na koncercie blisko Slasha bo się pluje. Ale Ty nie stałaś tylko przez połowę koncertu siedziałaś, wtedy były tam jeszcze luzy Obrazek.
Swoją drogą ja bym nie powiedział, że nie wysilali się, nie zwalam winy na zespół, ale na technicznych właśnie, którzy chyba nie wiedzieli do końca po to tam są. Nagłośnienie padło. Na początku koncertu Dave powiedział do swojego technicznego, że się w ogóle nie słyszy. To po pierwsze po drugie to i tak 99% osób przyszło tam dla Osbourna - ja nie ukrywam, że po części też. A po trzecie, obserwuję to od początku powstania tego zespołu - Velvet Revolver w tej części Europy nie ma "TAKIEJ" siły przebicia. W czasie gdy Contraband VR debiutował na #1 miejscu Billboardu w Stanach tutaj jego premierę ciągle przekładano a i po jej ukazaniu zespół pozostał w mediach prawie anonimowy. Prawda jest taka, że Velvet Revolver to prawdziwi, rock'n'rollowi króle. Są Wielcy. Zresztą tam grają muzycy, którzy nie muszą już niczego nikomu udowadniać, bo czy Stone Temple Pilots w połączeniu z GN'R muszą coś komuś udowadniać? Amerykańcy to wiedzą i kochają ich. Slash na tej płycie i na koncertach pokazuje, że ciągle jest nie do pokonania, jego przejścia od fazy do fazy, rwące wstawki nikt z dzisiejszej uzdolnionej młodzieży tego zrobić nie potrafi. Albumy Stone Temple Pilots za oceanem sprzedały się w milionach, i są niekwestionowanymi arcydziełami rocka, a ile osób w Polsce czy Czechach ma ich płyty i zna ten zespół. Guns N' Roses - to samo. W tej chwili tutaj kompletnie nie ma świadomości wielkości tego zespołu, podczas gdy w obu Amerykach, Japonii czy na Wyspach Bryjskich oni są ciągle wielcy, ich płyty wciąż są na listach. W tych wszystkich gazetach muzycznych, które się tam wydaje i które kupują dzieciaki wciąż się o nich pisze, podczas gdy tutaj w Środkowej i Wschodniej Europie jest na ten temat kompletna cisza. Tutaj prawdziwy dobry rock umiera i to jest kurde prawdziwa tragedia. Zastępują go jakieś tanie gówna, które aktualnie są "trendy", a na które ja nie mogę już patrzeć. Patrzeć nie mogę też na to, że nie ma wśród tutejszego nowego pokolenia jakiejś wielkiej świadomości rockowej... przez co tyle dzieciaków się marnuje. Tzn. nie mówię, że w Polsce nie ma młodych 13 letnich osób słuchających i rozumiejących istotę rocka. Bo są, tylko jest ich znacznie mniej niż u nas w Hiszpanii chociażby. Więc nie dziwi mnie, że koncerty rockowe odbywają się tu w halach itp. miejscach, podczas gdy w Stanach VR grają na wielkich prawdziwych stadionach, które są wypełnione po brzegi. Oczywiście te hale to też jakiś plus bo jest bardziej kameralnie, no i można być metr od Slasha, co dla jego fanów pewnie ma duże znaczenie. Ja sam zresztą tego typu koncert wolę - gdy wykonawca ma lepszy kontakt z publicznością. Na stadionie nie jest to możliwe.
bo z klubu to mam cały film i nawet Ciebie na nim mam.
Trafiłas w sedno. To właśnie o ten film chodzi mi od początku. Słyszałem już że nie chcesz go nikomu pokazać (nie wiem dlaczego, chociaż...skoro sprawy przyjęły inny obrót no i prowadzę kulturalne rozmowy hiszpańsko- niemieckie, to szczerze nie chciałabym, żeby to się po sieci plątało - więc popieram) mimo to, są jakieś szanse żeby go zobaczyć?

Dude, I'm sorry but that is probably one of the most ridiculous things I have heard this year so far" wybacz, ale smiałam się z tego przez tydzień
Sunny I'll kill you! Obrazek wszyscy jesteśmy tylko ludźmi...

...lots of love...
ObrazekObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

ObrazekSUNrise's WorldObrazek

Unnamed pisze: Pomyślałem, że nie będę gorszy :-)

ObrazekObrazekObrazek
:smiech:
To niesprawiedliwe, że Twój świat jest ładniejszy
A Ozzy miał zostać ojcem chrzestnym.
Ozzy to się najpierw sam musi ochrzcić. Boże co za rodzina.
(Ahh you people hate me).
sweet i swear we lov'ya!
Bullshit!

Ostatnio gdy tam zajrzałem zalogował się jakiś koleś, który zaczął zakładać jeden temat za drugim najpierw "Jimmy Hendriks is gay" za chwilę "Slash is gay".
OH
MY
GOD
It was me :-o
Nie wiem skąd się tacy ludzie biorą.
z dżungli baby z dżungli!

- - - - - - - - - - - - - - - -
te dwie rzeczy powyżej to był oczywiście żart... żeby sobie przypadkiem ktoś nie pomyślał
była potrzeba zrobienia działu o muzyce pop to zrobiłem, niech sobie piszą, tylko żeby to co piszą miało jeszcze jakiś sens
Ale co Ty się skarbie dziwisz? Czy Ty nie za dużo od tych biednych ludzi wymagasz? Wierz mi, że gdybym ja miała napisać coś ciekawego i mądrego o muzyce Britney to też byłoby mi ciężko sklecić jakiekolwiek sensowne zdanie. Dlatego nie stresuj się tak za każdym razem jak ktoś coś tam głupiego napisze bo to bez sensu Obrazek
U Messera w domu na manekinie.
Na jakim manekinie?? A mówił, że ma u siebie specjalną szafę "SUNrise's Wardrobe". Wszyscy kłamią!
całe życie dbała o to żebym wiesz..., umiał mówić, pisać i czytać po polsku.
To bardzo piękne naprawdę. Pozdrawiamy Mamę.
Ja nie lubię być na koncercie blisko Slasha bo się pluje.
No wiesz co? Jak w ogóle możesz tak kłamać o Slashu! gosh...Obrazek
Ale Ty nie stałaś tylko przez połowę koncertu siedziałaś, wtedy były tam jeszcze luzy Obrazek.
boższ.. całe życie muszę dementować jakieś pomówienia. Siedzę to na koncertach w operze. Tam chociaż byś chciał usiąść to nie da rady, więc się tylko oparłam przy "Dirty Little Thing" o ten dziwny sprzet, i wtedy coś przeskoczyło, ale Slash nie przestał garć tzn. że się chyba nic nie zepsuło. Jeszcze by tego brakowało żebym mu musiała Marshalla odkupić, trzeba by było spłacać w naturze Obrazek :nerwy:

To właśnie o ten film chodzi mi od początku. Słyszałem już że nie chcesz go nikomu pokazać
a co to jakiś wywiad środowiskowy był Obrazek
są jakieś szanse żeby go zobaczyć?
Szanse od małych do żadnych Obrazek .
A tak na serio, to nie chodzi o to, że oo... tylko ja mam ten film, to teraz mnie proście jeśli chcecie to zobaczyć. Kurde nie o to, bo dla mnie to i tak bez znaczenia czy to ktoś zobaczy czy nie, chociaż w połowie wesolutki nastrój gdzieś znika.... chodzi tylko o to, że obiecałam komuś, że nie będe go nigdzie publicznie demonstrować ludziom spoza "kregu". Rozumiesz?
Ok. nie przeciągajmy już tych swoich rozmów tu na forum. Resztę dokończę Ci później w mailu i napiszę co i jak. A skoro jesteś jeszcze w Polsce, to zawsze możesz wpaść do mnie go zobaczyć.
...Rock On!

A tak poza tym to szkoda, że nie masz zdjęć z Wiednia, bo ta czerwona koszulka Slasha była super. Za to ja tu z tej Holandii jedno czy dwa wrzucę:
Obrazek Duff i Dave
Obrazek - wiadomo kto
Obrazek - a to to robił kolega, z dalszego punktu widzenia
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

ObrazekNEWSYObrazek

Newsy z ostatnich dwóch miesięcy (co za zaległości)
Cały wrzesień to różnego rodzaju pomoc zespołu Velvet Revolver dla ofiar huraganu Kathrina. W skrócie te najważniejsze:


Obrazek
~~ Amerykański Czerwony Krzyż dziękuje gwiazdom rocka oraz ich fanom
* 18 września Slash wziął udział w koncercie charytatywnym na rzecz ofiar huraganu Kathrina. Koncert odbył się w Key Club (Hollywood).
* Wcześniej bo 2 września zespół Velvet Revolver wystąpił na koncercie "Hard Rock Live" w Orlando na Florydzie, z którego dochód muzycy przeznaczyli na ten sam cel.
* 16 września Velvet Revolver przeznaczyli na aukcję zorganizowaną przez Czerwony Krzyż białą gitarę Gibsona (jest to limitowana wersja tej gitary, których na świecie są tylko trzy egzemplarze!) ze swoimi autografami oraz autografem Brian Johnsona - wokalisty AC/DC (niżej na zdjęciach)
ObrazekObrazek

Podczas tych i jeszcze kilku innych rockowych koncertów oraz aukcji uzbierano łącznie 83 mln. dolarów.
Na zdjęciu podczas koncertu w Key Club: Slash i Steve Lukather
Obrazek

- - - - - - - - -
~~Velvet Revolver na Ozzfest DVD!
Na 21 listopada zapowiedziano premierę DVD z materiałem z tegorocznego festiwalu Ozzfest. Fragmenty koncertów, które odbyły się w ramach tej imprezy zostaną wydane na dwóch krążkach DVD oraz płycie CD. Wydawnictwo ma nosić tytuł "Ozzfest Xth Anniversary". Obok występów Ozzyego Osbourna, na DVD będziemy mogli również podziwiać Obrazek fragmenty koncertów zespołu Velvet Revolver, który towarzyszył Ozzyemu podczas tegorocznej, X edycji Ozzfest.

- - - - - - - - -
~~Velvet Revolver na "Fantastic 4" DVD
Obrazek Teledysk do piosenki "Come On, Come In" zespołu VR znajdzie się na płycie DVD z filmem "Fantastic Four". Poza tym na DVD mają pojawić się takie dodatki jak:
- Komentarze aktorów
- 3 skasowane sceny
- Ekskluzywny dodatek "Poza planem" ukazujący żmudny proces charaktreryzacji i zachowanie aktorów
- Making of...
- oraz materiał dokumentalny zrealizowany przez telewizyjny kanał tematyczny Fox Movie Channel pt.: Casting do filmu i Tworzenie filmu.

DVD ma trafić do sklepów 6 grudnia 2005.

- - - - - - - - -
~~Sanctuary wyprzedaje
11 października pojawiła sie informacja, jakoby "Sanctuary" w związku ze swoimi problemami finansowymi wystawiło na sprzedaż katalogi z piosenkami m.in. Guns N' Roses, Boba Marleya i Iron Maiden.
Jednak kilka dni póżniej menadżer Guns N' Roses - Merck Mercuriadis powiadomił, że prawa do piosenek Guns N' Roses nie zostaną sprzedane.

- - - - - - - - -
~~Izzy Stradlin "Like a Dog"
Obrazek Okazało się, że Izzy jednak nie znalazł ani w Europie ani w Japonii żadnej wytwórni, która mogłaby wydać jego płytę. Tysiąc jego fanów (w tym ja Obrazek) podpisaliśmy się kilka miesięcy temu pod petycją do Izzyego z prośbą o to, aby nagrał płytę "Like a Dog". Izzy wytłoczył 975 egzemplarzy tej płyty bez okładek, które aktualnie znajdują się u jego kumpla w Lafayette. (Jak napisałam nie znalazł wytwórni). Niedługo ma nam podać adres na jaki mamy wysyłać mu kasę (koszt tej płytki to $20).
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
Unnamed
Posty: 15
Rejestracja: śr, 24 sie 2005, 0:16
Lokalizacja: Spain

Post autor: Unnamed »

yolcia wrzucam Ci to video które ci wczoraj obiecałem

U2 i Axl Rose "Knockin' on heaven's door" - video. Koncert nagrywał fan, który przemycił kamerę na stadion i to jest jedyne nagranie jakie pochodzi z tego występu tak że jakość jest jaka jest, ale lepsza nie istnieje. No i końcowy już słynny taniec przytulaniec na scenie Bono z Axlem jest tu prawie całkiem ucięty. To od razu uprzedzam.
http://www.megaupload.com/?d=33DCJUUY

Come Together - video Bruce Springsteen i Axl czyli dwaj hero wyciagnięci na scenę śpiewają na "poważnej" imprezie bez wcześniejszego przygotowania.
http://rapidshare.de/files/3876587/Guns ... .mpeg.html

Dust n bones na wokalu Izzy stradlin, Axl, duff i Slash
http://www.megaupload.com/?d=24YOH12G

Rocket Queen czyli jak schodzi się ze sceny w połowie koncertu
http://www.megaupload.com/?d=24D6RKGW


I chyba tyle chciałaś. Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałem.
Nad mixami "Superfly Sister" pracuję i ci je podrzucę do piątku. Wytrzymasz? :-)
ObrazekObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

Unnamed pisze:taniec przytulaniec na scenie Bono z Axlem
soł słit.
Moi ulubieni imprezowicze. Te tańce to pewnie stąd, że dzień przed koncertem zespół U2 wymyślili zrobić sobie imprezę, a że Bono dowiedział się, że Gunsi są w tym samym mieście (Wiedeń) to zadzwonił od razu do Axla i ściągnął go do siebie na party. No i sobie poimprezowali Axl w szlafroku, Clayton (z zespołu U2) nago tort nosił, o reszcie lepiej nie wspominać. Parę dni później z Austrii przenieśli się do Niemiec, gdzie Bono z Axlem zrobili sobie imprezową powtórkę z rozrywki. Boże jak ja tych facetów kocham Obrazek. Kiedyś to były czasy... Obrazek
Bruce Springsteen i Axl czyli dwaj hero wyciagnięci na scenę
Biedny Axl, biedny Bruce nie dziwię się, że tak szybko uciekali później z tej sceny Obrazek
Nad mixami "Superfly Sister" pracuję i ci je podrzucę do piątku. Wytrzymasz? :-)
Wytrzymam. Obrazek


Obrazek

Ciąg dalszy listy płyt DVD, na których będzie można zobaczyć Velvet Revolver

~~Velvet Revolver na "LIVE 8" DVD
Polska premiera DVD z serii koncertów "Live 8" odbędzie się 7 listopada za sprawą wytwórni EMI Music Poland. Materiał nosi tytuł "Live 8 - One Day One Concert One World". Przedsięwzięcie "Live 8" - powstałe z inicjatywy Boba Geldofa - związane jest z akcją charytatywną Make Poverty History, zaś swoją nazwą nawiązuje nie tylko do koncertu "Live Aid" sprzed 20 lat, lecz także szczytu ośmiu najbogatszych państw świata - G 8 - który odbył się kilka dni po koncertach 2 lipca. Decydowano na nim o pomocy dla krajów Trzeciego Świata. 2 lipca 2005 odbyło się dziewięć koncertów w Londynie, Berlinie, Paryżu, Rzymie, Filadelfii, Toronto, Tokio, Moskwie i Johannesburgu.
Na cztero płytowym DVD zobaczymy występy m.in. R.E.M., The Cure, U2, Green Day, Velvet Revolver, Pink Floyd (występ każdego Artysty, który wystąpił w londyńskim Hyde Parku i filadelfijskim Museum Of Art został zarejestrowany na DVD). Na czwartym krążku zobaczymy fragmenty "zza kulis" m.in. próba Pink Floyd.

~~Scott Weiland i Matt Sorum (Velvet Revolver) na "HARD ROCK TREASURES" DVD
DVD "Hard Rock Treasures" to dokument Don'a Bernsteina (zajmuje się on zbiorami i archiwizowaniem występów z klubów Hard Rock Cafe), który podróżował po całym świecie i rozmawiał z legendami rocka w ich domach, studiach oraz podczas tras koncertowych. Przeprowadził on również wywiady ze Scott'em oraz Matt'em z Velvet Revolver, które to właśnie będzie można zobaczyć na tym DVD.

~~Tears In Heaven"
Obrazek 18 października ukazał się charytatywny singiel z piosenką Erica Claptona "Tears In Heaven" (można przesłuchać na stronie www.7digital.com . Utwór wydała Sharon Osbourne, a zyski z niego zostaną przekazane dla ofiar tsunami oraz huraganu Katrina. Velvet Revolver napisali i nagrali muzykę do tego utworu, a do odśpiewania tekstu zaproszono m.in. takie gwiazdy jak: Bono, Elton John, Steven Tyler, Ozzy & Kelly Osbourne, Mary J. Blige, Rod Stewart, Andrea Bocelli i Phil Collins.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

ObrazekSUNrise's WorldObrazek

CZĘŚĆ I

Indie-Nepal-Tybet.
17 sierpnia - 10 października 2005.
Kilka brutalnych i osobistych wspomnień: riksza, haszysz i mnich buddyjski.
Czyli zdań parę o mojej wyprawie w Himalaje, która się od Himalajów nie zaczęła.


hmm... kompletnie nie mam dzisiaj weny twórczej, więc arcydzieło literackie z tego nie powstanie.

New Delhi godzina 1.00 w nocy. Po 40 minutach krążenia nad lotniskiem, w poszukiwaniu wolnego pasu co by wylądować, wreszcie wylądowaliśmy. Wychodzę z samolotu i pierwszy szok...termiczny. Wilgotne powietrze i temperatura +34 stopnie. Ale podoba mi się...jeszcze.
Początkowo - gdy wyjeżdżałam z Polski planowałam przylecieć do Delhi, a stamtąd jeszcze tego samego dnia samolotem, który miał być nad ranem polecieć do Kathmandu. Ale będąc gdzieś nad Kabulem, wpadłam na pomysł, że sobie trochę wszystko skomplikuję, że właściwie to aż tak bardzo mi się nie śpieszy i że zamiast samolotem dotrę z Indii do Nepalu drogą lądową, pozostając w Indiach kilka dni, jak wymyśliłam tak też zrobiłam.
Z tego względu, że Delhi i New Delhi to bardzo rozległe miasto, przejechanie z jednego końca na drugi zajmuje kilka godzin (oczywiście gdy nie ma korków, zwłaszcza tych powstałych w wyniku wtargnięcia krowy na drogę). Ale ja tam przejeżdżać przez całe nie potrzebowałam, tylko kawałek do centrum, a to było jedyne 22 km. Wsiadłam w taksówkę, i kazałam zawieźć się do jakiegoś hotelu blisko międzynarodowego dworca PKP w New Delhi. Ciśnienie szybko podskoczyło mi znacznie. W Indiach wszelkie pojazdy jeżdżą bez lusterek, a jeśli mają to i tak ze schowanymi do środka samochodu. Wynika to z tego, że jeżdżą strasznie blisko siebie, dosłownie odległości 1 cm, więc wszystkie lusterka zaraz by poodpadały. Poza tym jeżdżą bez prawa jazdy, straaasznie szybko, wjeżdżają na przeciwny pas ruchu bez włączania migacza i w ogóle wszystkie samochody jeżdżą we wszystkie strony jak sie komu podoba. Jest tylko jedna niepisana zasada: większy pojazd ma pierwszeństwo przed mniejszym, więc ja z moją mała taksówką nie miałam szans sie wybić obok takiej cieżarówki...ale i tak jechaliśmy około 80 na godzinę. I jest ruch lewostronny. Ale przynajmniej drogi mają bez dziur! Całkiem fajnie, można polubić Indie.
Po 45 min. koniec przejażdżki...Dojechałam do hotelu...pięciogwiazdkowego...z nazwy :wariat: w którego oknach recepcji migotały świąteczne lampki choinkowe. Wygramoliłam się na zewnątrz, podniosłam głowę a tu vis a vis 2 metry dalej stoją dwa byki...żywe. Nic wielkiego, całkiem jak u mnie na wsi. Zaraz obok byków leżą krowy, psy i...ludzie. Każdy kładzie się w miejscu, w którym akurat zachce mu się spać: na ulicy, w fosie obok ulicy, na deskach, rikszarze na swoich rikszach itd., tam każdy skrawek powierzchni jest dobry na legowisko. Trochę było mi tak głupio wchodzić do hotelu skoro przed nim ludzie śpią na ulicach, no ale cóż. 4:30 kładę się spać. Mój pokój całkiem przytulny. Prześcieradełko i poduszka koloru lekko czarnego od brudu i jak się szybko okazało od różnego rodzaju małych stworzeń nazywanych powszechnie karaluchami i wszami. I zaraz przyszła mi do głowy piekna myśl - dlaczego w tym pokoju nie ma jaszczurek, które by te robaki pozjadały. Rozkładam więc mój śpiwór. Pot się ze mnie leje...nie wytrzymam! Wchodzę do łazienki...nie ma wody! Idę do recepcji gdzie słyszę "woda będzie dopiero od 8:00 rano" (w Delhi z tego względu, że miasto jest ogromne, są ograniczenia w dostawie energii. I tak jednego dnia wyłączają prąd w jednej dzielnicy, drugiego dnia w jakiejś innej. tym razem padło na moją). Po mojej interwencji przenieśli mnie do innego pokoju z... wiatrakiem. Zrobiłam sobie jakieś ładne legowisko ze śpiworka. Wiatrak skrzypi i rusza się we wszystkie strony, tak że nie zasnę... no ale przynajmniej trochę powietrze ochładza. Zasnąć, mimo, że byłam padnieta, nawet nie chciałam, bo po pierwsze miałam wizję, że podczas snu wiatrak, który wisiał dokładnie nade mną urywa się, wbija mi się w brzuch i mnie zabija. Po drugie otworzyłam okno na zewnątrz, a tam pod nim ktoś chodził, więc musiałam być w pogotowiu, gdyby chciał wejść i mnie zamordować. Boże ja tamtej nocy miałam same tragiczne wizje. Teraz kiedy jestem w domu, to wszystko wydaje sie być takie odległe, ale tamtej nocy leząc w ciemnościach, słuchając to wiatraka, to kroków pod oknem, no i przede wszystkim zdająć sobie sprawę z tego, że jestem w Indiach - byłam poważnie przerażona. W takich momentach ludziom różne dziwne wizje przychodzą do głowy. Leżę więc wpatrzona w wiatrak do 8.00 rano. O 8:00 krzyczą na korytarzu, że jest woda. Jest woda...lodowata, Boże LODOWATA!!. Na to czekałam. Szybko jednak przekonałam się, że prysznic nie na wiele mi się przydał. Jest dobrze dopóki stoi się pod nim, ale zanim zdążysz się wytrzeć znowu jesteś spocony. Po prostu taki klimat. Indie są blisko równika i jest strasznie wilgotne powietrze, w dodatku gdzies od maja do końca września trwa tam pora monsunowa.
Na zewnątrz o 8.00 rano temperatura prawie 40 stopni. Do południa wzrosła do 46!! Wychodzę z hotelu... w nocy było jeszcze jako tako, teraz wszędzie ludzie...różni ludzie, bez nóg, albo bez palców i z wieloma innymi okaleczeniami (te dzieci - najczęściej dziewczynki - stają się kalekie nie w sposób naturalny, ale to rodzice obcinają im ręce albo nogi, po to żeby mogły żebrać); żebracy i niesamowity smród: zapach gotującego się na ulicy jedzenia, gnijącego mięsa, krowich, psich i ludzkich odchodów, to wszystko wymieszane ze sobą w 46 stopniach upału na uliczkach gdzie nie ma powiewu żadnego wiatru, tworzy tak niesamowity smród, że gdybym miała coś w żołądku, to bym dawno zwróciła. Z chusteczką na twarzy (zresztą tak po tamtejszych ulicach chodzą nawet ich mieszkańcy), co by nie zwymiotować przeszłam parę ulic. To wszystko co ogląda się czasem na zdjęciach: nędza, gdzie ludzie żyją w gorszych warunkach niż u nas zwierzęta, bród, leżący na ulicach umierający z głodu ludzie proszący już nawet nie tyle o pieniądze, ale o to żeby kupić im mleko dla dziecka, to wszystko prawda. Na początku myślałam, że wylądowałam w jakichś slamsach, ale nie, tak wygląda tradycyjna ulica w Delhi. Nie maja pracy, nie maja za co żyć - ten miliard ludzi musie sie w jakis sposób tam pomieścić i egzystować. Bo to nie jest życie. Południe Indii jest zupełnie inne (inny świat), natomiast północ gdzie żyje dwa razy więcej ludzi w wielokrotnie większej nędzy - jest prawdziwym piekłem na ziemi. Indie są też jedynym krajem na świecie, w którym ludzie (tak jak za czasów Jezusa 2000 lat temu) chorują do dziś dnia na trąd. Tej choroby już od wieków nie ma nigdzie na świecie... tylko w Indiach. Ricky Martin który też był w sierpniu w Indiach (w Kalkucie) zaadoptował tam trzy dziewczynki, które znalazł na ulicy. Ja też miałam ochotę pozbierać te dzieci i zabrać je ze sobą, naprawdę ciężko się na to patrzy i jeszcze ciężej jest przechodzić koło tych dzieci i ludzi obojętnie. Albo sie podnosi głowe i idzie ulica udając, że się nie zauważa tego, albo...no własnie... To wszystko wydaje się być takie niesprawiedliwe. Tam człowiek zaczyna całkiem inaczej patrzeć na życie, na świat i doceniać to co ma, chociażby to że urodził się w Europie.
Po "zwiedzeniu" rikszą stolicy Indii i kolejnej upalnej nieprzespanej nocy, dnia następnego poszłam na dworzec PKP kupić bilet na ekspres Vaishali do Gorakhpur. Tym razem postanowiłam zaoszczędzić sobie nerwów w staniu cały dzień w długiej na kilometr kolejce i kupiłam bilet od ręki w klimatyzowanym (wow!) biurze dla turystów. Co prawda zapłaciłam dwa razy więcej, ale bilet po podpisaniu 15 różnych papierów i wypełnianiu formularzy (straszni biurokraci!) zdobyłam w kilkanaście minut. Wróciłam do hotelu by się stamtąd szybko wynieść, wzięłam rikszę i pojechałam...przed siebie, w każdym razie chciałam gdzieś do jakiegoś parku gdzie byłby spokój i cień. Rikszarz okazał się być totalnym pajacem. Niby obwiózł mnie po mieście, wokół domu Soni Ghandi (który z wszystkich stron jest obstawiony żołnierzami uzbrojonymi w karabiny), i wszędzie gdzie tylko chciałam i znalazł mi nawet fajny park, ale cały czas gadał, normalnie cały czas! A jak nie gadał to śpiewał. Hindusi mają mocno inną kulturę od naszej, są bardzo...bezpośredni. Nawet aż za bardzo bym powiedziała. Nie mają żadnych oporów żeby widząc cię pierwszy raz na oczy zapytać cię o cokolwiek: chcą na dzień dobry wiedzieć wszystko na temat tego kim jesteś, czy masz męża, żone, ile masz dzieci, ile zarabiasz itp. itd. I odwieczne pytanie "co chciałabyś zmienić w swoim życiu", które padało co 5 minut. Moje odpowiedzi, że jestem bardzo zadowolona ze swojego życia i nie chciałabym w nim niczego zmieniać na nie wiele skutkowały. Później strasznie chciał, żeby opowiedzieć mu coś o Polsce, jak powiedziałam, że w przeciwieństwie do nich, my Europejczycy nie modlimy się do krów i jemy z nich mięso, to z odrazą zaczął pluć i powiedział, że to okropne i żebym już nic więcej nie mówiła o moim kraju. Poskutkowało. Zamknął się... na jakieś 2 minuty. Ale dla odmiany włączył muzykę w radiu na cały regulator. Głośnik był akurat przy mojej głowie, jak mi to huknęło to myślałam, że mi mózg rozjebie. Jest taka reklama Kit Kat z tą hinduską taksówką - to właśnie było tak samo tylko 10 razy głośniej. Radio mu się niestety szybko zepsuło czy znudziło, nie wiem i rozpoczął konwersację od nowa. W dodatku oni jeszcze tak świetnie mówią pół zdania w angielskim pół w hindi z tym swoim akcentem i dziwią się, że nie rozumiesz o co im chodzi.
Jedno co mi się na tym etapie egzystencji z nimi, spodobało w Hindusach, to to, że naprawdę są bardzo przyjacielscy. Jak wyszłam na ulicę i zobaczyłam, że co drugi facet idzie z innym facetem trzymając się za rękę, to pomyślałam, że jest tam strasznie dużo homoseksualistów. Wytłumaczono, mi jednak później, że oni są jak najbardziej hetero, tylko jeżeli się ze sobą przyjaźnią to chodzą trzymając się za rękę, po prostu taka kultura i tam jest to normalne.

Nareszcie wynoszę się z Indii. Godzina 20:00 jestem na dworcu gdzie znowu mrowie ludzi, ale też na szczęście przyjechał mój pociąg!, co nie było takie pewne, tam nigdy nie można być niczego pewnym. Kupując bilet zawsze ma się na nim numer leżanki, którą trzeba zająć po wejściu do pociągu (są po trzy w każdym rzędzie, w moim pociągu były niebieskiego koloru). Jak na ironię dostałam leżankę pod samym sufitem, na którym były zamontowane trzy wiatraki! Dżizys. Podróż z New Delhi do Gorakhpur trawała 15 godz. Spędziłam je w niezwykle miły sposób leżąc, wpatrując się w sufit, obracające się wiatraki i zwalając z siebie ogromnych rozmiarów wszy. Mimo mojej całonocnej walki z nimi, zdążyły mnie pogryźć po rękach. A niech im będzie. Przynajmniej pierwszy raz od 3 dni czułam się jakoś błogo i bezpiecznie, po prostu sobie leżałam i było mi wszystko jedno. Na leżance za kratami w drugim przedziale spał jakiś Hindus, który nie dośc, że całą noc chrapał, to miał jeszcze jakieś koszmary, bo budził się co chwilę i krzyczał przez sen. Natomiast na leżance 50 cm ode mnie leżał jakiś biały "Blondi" (bo miał jasne włosy i tak go sobie w myślach nazwałam). To chyba dlatego czułam się tak szczęśliwie, mieć wreszcie jakiegoś Europejczyka przy sobie. Był Francuzem, miał 26 lat. Do Indii przyjechał 5 lat temu i już tam został. Takich jak on samotnych wędrowców, którzy uciekli z Zachodu jest tam bardzo wielu. Miał ze sobą gitarę i mały bagaż - to było wszystko co posiadał. Przez pół drogi czytał jakąś książkę "W poszukiwaniu Boga", a przez drugie pół medytował, w międzyczasie zamieniając ze mną parę słów. Widać, że wrósł już w tamto życie. Ubierał sie jak Hindus. Powiedział, że przerwał studia i wyruszył do Indii, jest tam już 5 lat i nigdy nie chce wracać do Europy. Żyje tam podróżując z miejsca na miejsce. Poza tym rozmawialiśmy trochę o filozofii i Bogu - miał zadziwiające poglądy i podejście do życia. Myślę, że jest cudownym człowiekiem, bardzo głeboko i wnikliwie myślącym. Indie zmieniają ludzi, to pewne.
Do Gorakhpur dotarłam przed południem następnego dnia. Tam zmieniłam pociąg na autobus. Autobusy jak wszystko w Indiach są strasznie zatłoczone. I tak na miejscu przeznaczonym dla dwóch osób siedziało pięć. Parę kolejnych godzin przesiedziałam na fotelu (przeznaczonym dla jednej osoby - czyli dla mnie!), na który jednak stopniowo wraz z każdym przystankiem ktoś się przysiadał, aż w końcu dla mnie zostało może z 5 cm., bo musiałam dzielić swoje siedzenie z dwoma starymi Hindusami i z dwoma Muzułmanami. W ścisku i blisko 40 stopniowym upale, łykając aviomariny jakoś dotarłam do celu. W sumie ten autobus nie był taki zły (zamiast szyb, miał w oknach kraty jak wszystkie autobusy i pociągi w Indiach. Brak szyb nikomu nie przeszkadza, ponieważ tam temperatura nawet w nocy nigdy nie spada poniżej ja wiem...25 stopni.). Ale nie był zły, bo miał całą podłogę. W wielu tamtejszych autobusach, które jeżdżą daleko ludzie przez drogę rozkładają i gotują sobie jedzenie, przez co podłoga autobusu ma wypalone dziury. I jeśli jedzie się po wertepach to trzeba uważać, żeby przypadkiem z tego autobusu przez podłogę nie wypaść.
Po południu dotarłam w pobliże granicy Nepalskiej. Dobrze, że moja wysiadka była zarazem docelowym miejscem kursu tego autobusu. Chodzi o to, że autobusy w Indiach, w Nepalu zresztą podobnie, prawie nigdy nie zatrzymują się na przystankach, tylko gdy do nich dojeżdżają to lekko zwalniają i pasażerowie w biegu z autobusu wyskakują. Jest to możliwe, dlatego, że autobusy w większości (już pomijając ich stan techniczny, dziury w podłodze i brak szyb w oknach) nie mają zamykanych drzwi. Po 3,5 godz. dojechałam do Sonauli, a stamtąd rikszą rowerową do przejścia granicznego z Nepalem. Na całe szczęście udało mi się dotrzeć przed zmrokiem (zmrok zapada o 18.00 i wtedy granica jest zamykana) i po wykupieniu wizy i załatwieniu wszystkich formalności byłam już w Nepalu!!!!

ObrazekObrazekObrazek

Nepal
Chociaż trudno w to uwierzyć, ale jeszcze 50 lat temu ludzie w Nepalu nie wiedzieli, że ziemia jest okrągła. Jeszcze w czasach 70'tych XX wieku świadomość ludzi była taka jak nasza w średniowieczu. Ludzie wierzyli, że ospę zsyła bogini Kali, a latające po niebie samoloty czy satelity ludzie nazywali "wędrowcami" (tak jak antyczni Grecy). I w końcu państwo to, było zakazanym królestwem, do którego nie wpuszczano właściwie żadnych ludzi z zagranicy (granice dla cudzoziemców Nepal otworzył w 1952 roku).
Dopiero w 1990 roku Nepal dokonał politycznego i rozwojowego skoku z czasów średniowiecza do współczesności. Przez te 15 lat wiele się tam zmieniło. Dziś w Nepalu jest edukacja (chociaż i tak 75% Nepalczyków to wciąż analfabeci, a 90 % ludności zajmuje się rolnictwem), jest telewizja MTV, plastikowe śmieci i dostęp do poczty elektronicznej. Powietrze w Kathmandu jest tak zanieczyszczone, że z trudem się oddycha (Kathmandu jest najbardziej zanieczyszczonem miastem na świecie - dla tych co nie wiedzą). Wystarczy wyjść trochę w górę i dosłownie gołym okiem widać zawiesiste czarne powietrze. Wzięło się to stąd, że miasto jest położone w dolinie, otoczone górami, żaden samochód nie posiada katalizatora. Wiatr (którego tam prawie nigdy nie ma) chociażby chciał, to nie ma gdzie wywiać tego smogu, więc jedna warstwa wciąż i wciąż nakłada się na drugą. A jeszcze 15 lat temu mało kto widział tu samochód. Nepal to była jedna wielka dżungla z szopami z bambusa krytymi słomą. Dzisiaj nawet w górach, daleko od miast ludzie pija Coca Colę i jedzą Laysy (chipsy czy coś). To było to co mi się w Nepalu nie podoba, a to co mi się podoba...

Nepal jest jedynym krajem świata, w którym religia (hinduizm) jest konstytucyjnie uznana za religię państwową. Król do dziś jest czczony jako jeden z wcieleń Wisznu, a ludność Nepalu to prawdziwa mozaika grup etnicznych (jest ich około 50), różniących się pod względem antropologicznym (największe grupy to ludnośc indoaryjska - o hinduskich rysach, ludność pochodzenia tybetańskiego - wyglądaja jak tybetańczycy i posługują się dialektami j. tybetańskiego no i wyznają buddyzm, oraz Newarowie). Sporą grupą obok wyznawców hinduizmu i buddyzmu są muzułmanie (którzy w latach 70'tych przybyli z Pakistanu - z rodziną muzułmańską mieszkałam w takim miasteczku Besisahar. Cudowni ludzie). Do czego zmierzam. Ano do tego, że Nepal jest jedynym krajem, w którym mieszkają na tak niewielkim terenie tak bardzo różni ludzie, różnych ras, mówiący różnymi językami i wyznający różną religię, a mieszkają obok siebie w pełnej tolerancji i harmonii. Nie ma i nigdy w historii tego kraju nie było żadnych konfliktów na tym tle (bo obecny stan wojny domowej w tym kraju wynika z całkiem innej przyczyny).

ObrazekObrazekObrazekObrazek

ciąg dalszy za chwilę...
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

ObrazekSUNrise's WorldObrazek

CZĘŚĆ II

Indie-Nepal-Tybet.
17 sierpnia - 10 października 2005.
Kilka brutalnych i osobistych wspomnień: riksza, haszysz i mnich buddyjski.
Czyli zdań parę o mojej wyprawie w Himalaje, która się od Himalajów nie zaczęła.


NEPAL MOJA ZIEMIA OBIECANA. Państwo Nepalu nosi oficjalną nazwę "Himalajskie Królestwo Nepalu". Jak zobaczyłam ten wielki napis na granicy, Boże jakże byłam szczęśliwa. W tym miejscu przy granicy z Indiami Nepal nie różni się zbytnio od północy Indii, zresztą mieszka tam sporo Hindusów są tak jak w Indiach riksze, jest dużo krów na ulicach, żebraków i tego wszystkiego co było w Indiach. Tyle że jest znacznie mniej ludzi, a ci co są, są mniej nachalni, co się od razu daje zauważyć, są ładniejsze i bardziej cywilizowane domy, no i ogólnie jest jakoś czyściej i...inaczej.
Na granicy popełniłam mały błąd, bo zamiast tam poczekać na autobus do Pokhary jak robią to wszyscy turyści, to pojechałam (znowu rikszą rowerową) na dworzec. (Nawet mam gdzieś z tego jakieś dziwne zdjęcie, wywoływane jeszcze w Nepalu, na takim śmiesznym papierze konka plus, pewnie podróba konicy, podróba jak wszystko w Nepalu ja, moja riksza, i rikszarz).
Na dworcu chyba dawno nie było żadnych białych czy turystów mówiąc ogólnie, bo stałam się tam prawdziwą sensacją. Skąd jestem, dokąd jadę itp. itd., przez spędzone tam 2 godziny musiałam odpowiadać na to pytanie chyba z tysiąc razy. Ale Nepalczyków od razu polubiłam.
Nareszcie coś po 16.00 czy 17.00 (już nie pamiętam dokładnie), przyjechał autobus i rozpoczęła się moja (znowu 15 godzinna) podróż do Pokhary. Drogi w Nepalu (w co trudno uwierzyć) są GORSZE od polskich (pokazywałam to na paru zdjęciach). W większości są kamieniste (my mamy na nich chociaż coś co przypomina asfalt - jak ja to nazywam), wykute w skałach i prowadzą nad ogromnymi urwiskami, gdzie nie ma żadnych zabezpieczeń w postaci jakichś barierek czy czegoś. Jechałam w nocy więc na zewnątrz nic nie było widać, stąd długo nawet nie miałam świadomości w co ja się znowu wpakowałam. Sekunda nieuwagi kierowcy i żegnasz się ze swoim życiem. Dotarło to do mnie, po paru godzinach jazdy kiedy zatrzymaliśmy się na chwilę na jakimś skalnym urwisku z którego 5 min. przed nami spadł w dół rzeki inny autobus. Domyślam się, że pewnie sporo osób zginęło. Tego typu wypadki, że na autobus czy jakiś samochód obsunął się głaz, albo że samochód spadł z urwiska są tam na porządku dziennym, i takich wypadków widziałam tam później jeszcze kilka. Po siedmiu godzinach jazdy dojechaliśmy (szczęśliwie) do jakiegoś miasteczka, w którym musieliśmy przeczekać godzinę policyjną, która trwa od 22.00 do 5.00 rano. Nepal już od wielu lat jest w stanie wojny domowej. Wojska króla przeciwko maoistom (komunistom, którzy chcą przejąć władzę w Nepalu). Maoiści podkładają często rózne bomby i takie tam sprawy. Wojsko zamyka więc na noc, wszystkie drogi prowadzące do miast i wiosek, ogradzając je zwojami drutu kolczastego. Do tych, którzy się nie chcą zatrzymać i jadą dalej a jest jakieś podejrzenie, że mogą być maoistami, najczęściej żołnierze strzelają. Ponieważ w autobusie było strasznie duszno i gorąco spędziłam swoją pierwszą noc w Nepalu siedząc na dachu autobusu i pilnując swojego bagażu, który tam jechał, co by go nikt nie ukradł. Na dachu spał też kierowca autobusu i parę innych osób. O 5.00 rano ruszyliśmy dalej i po 4 godzinach dojechaliśmy do Pokhary. (Gdzie wysiadłam i wreszcie zobaczyłam ośnieżone szczyty Himalajów). Ten odcinek drogi zapamiętam sobie do końca życia. Ponieważ było już widno, mogłam wreszcie zobaczyć co jest na zewnątrz. Nie zrobiłam żadnego zdjęcia bo aparat jechał w bagażu na dachu, ale takiej zieleni, zwierząt, wodospadów i rzek nigdzie na świecie wcześniej nie widziałam. Tak chyba musiał wyglądać kiedyś raj. Pierwszy raz byłam szczęśliwa z tego powodu, że zamiast samolotu wybrałam drogę lądową. Jak ktoś będzie jechał kiedyś do Nepalu - naprawdę szczerze polecam, przejechanie tamtego odcinka od granicy do Pokhary, samochodem czy autobusem. Będziecie zachwyceni, nie ma innego wyjścia. Ja za 1,5 roku wybieram się tam z powrotem. Bo za parę miesięcy planuję wybyć w trochę inne rejony świata, ale do Nepalu wrócę, bardzo za nim tęsknię.

Pokhara. Pokhara to chyba najbardziej turystyczne miasteczko w całym Nepalu. Część miasta nazywająca się Lake Side, tam zjeżdżają wszyscy, turyści z całego świata którzy zamierzają wybrać się na trekking wokół Annapurny, albo zdobyć jakiś szczyt tego samego masywu. Jest tam piękne ogromne jezioro (po którym sobie łódką popływałam, nareszcie nauczyłam się wiosłować! I skręcać :-)), knajpy, restauracje, internet!, no i masa sklepów i bazarów z tzw. pamiątkami i wszystkie podróby markowych ciuchów. Co mnie bardzo rozbawiło. Zapytałm faceta o kurtkę z goreteksu, ten pokazał mi jakąś i wciska kit, że to 100% oryginał goreteksu...no jasne za 40 zł , lol. Dobra kurtka z goreteksu kosztuje w Polsce 2000 zł i więcej.
Bla bla bla co tam jeszcze mają. Dużo rzeczy w zachodnim stylu. Do wielu z tych miejsc (jak restauracje) mają wstęp tylko turyści. Kim jest turysta dla Nepalu i Nepalczyków to przekonujesz się o tym bardzo szybko. Jesteś turystą - możesz bardzo wiele. Wszyscy na ciebie uważają, wszędzie masz pierwszeństwo, możesz jeździć samochodem, motorem czym chcesz nie posiadając prawa jazdy, kasku, ubezpieczenia pojazdu (podczas gdy Nepalczycy te rzeczy muszą mieć). Jedziesz z Nepalczykami autobusem, wchodzi żołnierz (sprawdzają, czy ktoś nie przewozi jakichś materiałów wybuchowych czy czegoś), przetrzepują torebki nawet kobietom Nepalskim - turystów jednak nie sprawdzają. Często kazują wysiadać wszystkim z autobusu (na dłuższej trasie zdarza się to kilka razy), ja też musiałam wysiadać, no bo jak wszyscy to wszyscy, wychodzi się na zewnątrz i przechodzi pojedynczo przez kontrolę. I znowu każdy przechodzący Nepalczyk był sprawdzany (on i jego bagaż), ja podchodzę , mówią "Namaste!" to po Nepalsku "dzień dobry" i przepuszczają mnie bez sprawdzania. Turyści są nienaruszalni, są traktowani jak święte krowy, dlatego to jest najbezpieczniejsze państwo na świecie (dla turystów). Tam nie może Ci się z ręki jakiegokolwiek Nepalczyka nic stać, bo automatycznie mniej ludzi by przyjeżdżało, co oznacza mniej dochodów, a na to Nepal nie może sobie pozwolić. (Nepal jako, że jest jednym z najsłabiej rozwiniętych krajów świata, nie ma tam żadnego przemysłu, to wielkim źródłem dochodu dla gospodarki nepalskiej jest właśnie turystyka. Tam wiekszość ludzi z tego żyje). W Kathmandu miałam taką akcję. Wypożyczyłam sobie rower i postanowiłam zwiedzać rowerowo miasto. Dojechałam do Ring Road to taka dwupasmowa najszersza ulica w całym Kathmandu. Stanęłam na chwilę, obok był jakiś policjant. Podszedł i pyta czy chcę przejść na drugą stronę. Ja w sumie nie wiem czy chciałam czy nie chciałam, ale powiedziałam, że tak. Wyszedł więc na środek drogi i zatrzymał dla mnie ruch na głównej ulicy w Kathmandu! A ja z tym rowerem sobie spokojnie przez ulicę przeszłam, co musiało chyba bardzo zabawnie wyglądać (i to przeszłam w miejscu w którym przechodzenie raczej nie było dozwolone). To nieprawdopodobne, ale tak tam jest. Nepalczycy tak samo jak Hindusi mają taką dziwną mentalność, nie rozumiem dlaczego tak jest, ale oni ludzi białych uważają za ludzi trochę lepszej kategorii od nich samych, po prostu jesteśmy tam dla nich takimi świętymi krówkami. Podchodzą do ciebie, żeby się z toba sfotografować, albo żeby porozmawiać, o niczym konkretnym, tylko dla samego faktu, że rozmawiają z białym człowiekiem. To jest dla nich ważne.
Co tam dalej... Nepalczycy są strasznie przyjaźni i mili. Jeśli tylko potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy, zawsze możesz na nich liczyć. Nie wiesz jak dojść do jakiegoś miejsca i zapytasz o to przechodnia na ulicy (to jeśli zna chociaż trochę angielski, a większość ludzi mówi tam po angielsku, czasem słabo bo słabo, ale trochę znają i dogadanie się z nimi nie jest trudne), to ten przechodzień zawsze wytłumaczy gdzie co jest. Nawet jak sam nie wie, to zawoła zaraz pełno innych ludzi, a wśród nich kogoś kto wie i tłumaczenie odbywa się perfekcyjnie Obrazek. Ja tak szłam w Pokharze na pocztę. Zajęło mi to 1,5 godziny, ale doszłam właśnie pytając się po drodze ludzi. Główna poczta w Pokharze to taki barak z jedną zardzewiałą skrzynką pocztową stojącą od strony ulicy.

Co tam jeszcze odnośnie Nepalu ogólnie...
Płyty CD? W Nepalu nie ma ustawy o ochronie praw autorskich więc we wszystkich sklepach są tylko piraty z kserowanymi książeczkami w środku ale...mimo to wszystkie sa zafoliowane! Kosztują 100-160 rupii nepalskich to jest jakieś 4-8 zł. No ale płyty w tych sklepach mają za to wszelakiej maści. Tyle płyt Guns N' Roses ile ja tam widziałam i z takimi okładkami jakie tam są (jakieś wydania koncertów, których świat nie widział na oczy ze Slashem na okładkach), to normalnie kosmos. Wchodzę do sklepu a tam cała jedna półka zawalona Gunsami. Aha płyty w tamtejszych sklepach są made in Pakistan Obrazek. Co do sklepów z muzyką jeszcze... w Kathmandu w dzielnicy Thamel widziałam gościa w koszulce MJ, a później poznałam prawdziwego Michaelowego fana. Przechodziłam ulicą rano (to było niedaleko mojego hotelu) i słyszałam "Butterflies". Wieczorem wracam do hotelu i znowu słysze MJ'a tym razem "You rock My world". No nic, następnego dnia idę znowu, a tu "Beat It". W końcu sobie myślę, nie ma wyjścia i weszłam do sklepu i pytam gościa czy lubi Michaela Jacksona, a on, ze "yesss!". Bardzo przemiły facet był, a jak się ucieszył, że spotkał kogoś z Zachodu kto też słucha Michaela. Poza tym co drugi Nepalczyk chodzi w koszulce Eminema albo Britney Spears. Najbardziej komicznie to wyglada w górach. Idzie karawana z osiołkami, która prowadza 50 letni staruszkowie a na sobie mają koszulki z Britney Spears! Jestem pewna, że nawet nie zdają sobie sprawy z tego kim ona jest. Tylko idą na bazar, kupują koszulkę która się im podoba i później noszą. No i na wszystkich stoiskach z ciuchami a nawet z żywnością można tam kupić bandamki! Tak jak u nas na przełomie lat 80/90. Wszyscy noszą bandamki i wszędzie można je kupić. Ach dla mnie raj!

Co do Thamelu (turystyczna dzielnica Kathmandu), spędziłam tam parę dni i mam niezawodną poradę dla tych, co się tam wybierają. Najbardziej niezbędną rzeczą jest posiadanie koszulki z napisem z jakiego kraju jesteście i że macie się dobrze. Tak już tam mają, że koło kogokolwiek by się nie przechodziło to zawsze słyszy się ten sam tekst : "Hello! Namaste! How are you, where are you from". Jak jesteś w Thamelu to każda jedna osoba zadaje Ci to pytanie. Ja po dwóch dniach straciłam już cierpliwość co do tego. Poszłam do takiego chłopaczka co napisy na koszulkach wyszywał, jest tam takich osób cała masa i kazałam wyszyć mu na czerwonej koszulce (która później dumnie nosiłam) hasła:
NO HASHISH
NO RICKSHAW
NO CHANGE MONEY
NO ONE RUPEE
NO SCHOOL PEN
NO TIGERBALL
NO PROBLEM

- te hasła to moje odpowiedzi na najczęściej zadawane mi pytania. (oprócz no problem, bo "no problem" to oni zawsze powtarzają). Ilekroć bym nie szła jakąś ulicą zawsze ktoś pytał czy nie mam haszyszu, czy nie potrzebuję rikszy, na szlakach w górach czy nie mam długipisu. Z tym haszyszem tez było smiesznie, bo jeden gośc był naprawde potrzebujący i w ciągu godziny coś z pięć razy pytał mnie o ten haszysz. W końcu ja go pytam, dlaczego mi nie wierzy, że ja naprawdę nie mam haszyszu przy sobie, na co ten "Myślę, że masz, bo wyglądasz jak prawdziwy wyluzowany Europejczyk". To był po prostu najwiekszy komplement jaki w życiu usłyszałam :lol:. Natomiast tigerball to taka ponoć cudowna maść z tygrysa (moim zdaniem zwykła wazelina) którą każdy tam chce Ci wcisnąć. No i odwieczny problem nigdy na żadnym bazarze nie mają wydać ci reszty (z większej kwoty) czy rozmienić pieniędzy. Więc trzeba mieć ze sobą dużo drobnych pieniędzy. Jak się okazało, mój pomysł z koszulką nie był jedyny. Co drugi turysta chcąc się od Nepalczyków, rikszarzy i tigerballów odpędzić chodził w takiej koszulce.


Soooo....

Tybet!


Tybet to jest Historia o której ciężko mi mówić, bo tam się zakochałam :]. Super wspominam latanie nad Himalajami zanim dotarłam do Tybetu. W Tybecie... byłam na dwudniowej procesji razem z buddystami, gdzie chodziłam i obsypywałam ryżem wszystkie figurki Buddy, no i wyobracałam wszystkie młynki modlitewne jakie pojawiły się w moim zasięgu. Zamiast pojechać pochodzić sobie po Himalajach od strony Tybetu to spędziłam w Lhasie prawie dwa tygodnie - bo tam w klasztorze był mój ulubiony mnich (o co chodzi--to dla mocniej wtajemniczonych :]). Więc przychodziłam tam codziennie żeby go widywać. 6 września wyjechałam. ---Teraz jak tak strasznie tęsknię za tamtym światem i wszystkim co tam zostawiłam... to wydaje mi się, że mogłabym nawet zostać w Tybecie do końca życia. W końcu nie ważne gdzie, ważne z kim.
Pałac Dalajlamy w Lhasie jest ogromny i piękny, przechodziłam koło niego codziennie. W ogóle Tybet jest piękny.

Póki co wróciłam z powrotem do Pokhary, gdzie przez całą noc szalała straszna burza z piorunami i wzięli prąd. Zaraz następnego dnia o 6.00 rano pojechałam autobusem do Besishahar (gdzie pobyłam chwilę u jednej rodziny muzułmańskiej), a następnego dnia w samo południe wyruszyłam w Himalaje na trasę wokół Annapurny. Czyli nareszcie moje Himalaje. Tak, teraz sobie ponarzekam. Ten dzień (z Besishahar do wioski Bahundanda) był najgorszym dniem jaki przeżyłam przez te całe dwa miesiące. Zresztą zaczęłam ze złym nastawieniem. Było południe, zajebisty upał, byłam zła, rozdrażniona i zakochana (mój mnich! ...któremu dzień wcześniej powiedziałam "do widzenia"...na zawsze...nie, nie na zawsze!), w dodatku wyskoczyło mi jakieś cholerne strasznie swędzące uczulenie, na drzewach wiszą tam tysiące pijawek, które z każdym moim krokiem odrywały się z liści i leciały na mnie tuzinami. Od słońca poparzyłam sobie skórę na ramionach (trzeba być idiotą żeby iść w samo południe w takich warunkach, no ale ja musiałam się wyżyć, znęcając się na samej sobie!), a wieczorem na zakończenie tego wspaniałego dnia wpadłam w butach i ze wszystkim po pas do wody (pod wodospad). Po prostu było wspaniale. Jak by to kogoś interesowało - bardzo dużo klęłam tamtego dnia. Nie mam butów (zaimpregnowane buty z goreteksu schną 4 dni! Przynajmniej tyle schły moje w pełnym słońcu). I na dzień dobry "mam dosyć tych całych pieprzonych Himalajów" - to były moje święte słowa wypowiedziane tego dnia wieczorem przed pójściem spać. Od następnego dnia było już lepiej, zwłaszcza gdy zobaczyłam, że przed oknem domku w którym przenocowałam jest żywopłot z krzaków marihuany Obrazek. Tam tego typu rzeczy są dozwolone. Jeden skręt kosztuje 60 NPR, ale tak naprawdę sprzedają nawet po 20 rupii. A zresztą po co kupować jak wszędzie to rośnie i można sobie samemu rwać tego ile się chce. Rozpoczynając od tego dnia wstawałam o 5.00 rano i szłam aż do zmroku (godz. 17.00 -18.00). W południe kiedy był największy upał rozkładałam na skałach mokre ubrania żeby schły, no i moje buty, po kilku dniach były suchutkie. Na razie chodziłam w zastępczych sandałach (przez co wyglądałam jak rodowity Nepalczyk). Przejście całej Annapurny zajęło mi ponad dwa tygodnie. Pomijając pierwszy zły dzień reszta była super. To było to czego chciałam. Im wyżej tym chłodniej.
Najpiękniejsze miejsca to: odcinek z Lower Pisang do Manangu. Po drodze mija się wioskę Ongre (gdzie jest lotnisko typu STOL - czyli o trawiastej nawierzchni). Ongre leży w dystrykcie Manangu. A Manang to widoki na Tiliticho Peak (7132 m), Annapurnę III (7555 m ) i parę innych. Manang i Mustang (w którym parę dni później też byłam) to poza górami przede wszystkim teren ostatnich dziko żyjących koni, których widziałam trochę pasących się po łąkach. No i krajobraz...po prostu bajka. Tam mogłabym sobie pomieszkać z rok i to jest miejsce do którego zamierzam właśnie wrócić, bardzo mnie ujęło :].
(opuszczając w relacji kilka dni, bo inaczej nie skończe tego dzisiaj pisać)... W Manangu spędziłam noc i rano o 5.00 poszłam do jeziora Tiliticho (5000 m). Pogodę miałam okropną, w Manangu wieczorem padał deszcz, gdy dotarłam do Tiliticho była niesamowita mgła i sypał śnieg. Musiałam stamtąd szybko wracać bo raz: są tam pantery śnieżne, dwa zaczął zrywać się silny wiatr, w mgle, śnieżycy i wietrze poruszanie się jest tam prawie niemożliwe, bardzo łatwo się zgubić, poza tym są strasznie strome podejścia i łatwo się ześlizgnąć. No ja też sobie zjechałam kilkanaście metrów niżej po skałach.
Dwa dni później z Manangu poszłam do Yak Kharka, też była zła pogoda, padał deszcz, a przy dochodzeniu do Kharki pruszył śnieg. Wybieranie się w Himalaje w czasie monsunu chyba nie było najlepszym pomysłem. Jeszcze coś. W Yak Kharce gdzie przyszłam do jakiegoś hoteliku (to jest w ogóle ostatnie miejsce na tej trasie gdzie były jeszcze jakieś budynki), więc w tym hoteliku gdy weszłam usłyszałam piosenkę "Ben" Michaela, pewnie jakiś turysta zostawił tam tę płytę. Po jedzonku i gorącej lemonce wyruszyłam dalej, na mój ostatni nocleg w bardzo spartańskich warunkach przed przełęczą. Boże jakże ja tam przemarzłam. Moje wiatrołapy przy kurtce na niewiele się zdały. Ale to to jeszcze nic. Prawdziwego wiatru to ja doznałam na Thorung La (5416 m). Schodzenie z przełęczy też było genialne. Szło się cały czas bardzo stromo w dół w chmurach i gęstej mgle, tak że widać było coś tylko na 50 cm do przodu. Żeby nie zgubić drogi trzeba było iść prawie z nosem przy ziemi. Jest zasada, że jeśli jest świeży opad śniegu lub mgła należy zrezygnować z podejścia na tę przełęcz. No ale ja nie miałam na tyle czasu, żeby tydzień czekać aż mgły nie będzie. Więc poszłam i zdobyłam przełęcz we mgle Obrazek. Cóż z tego, że nic nie widziałam. Później spotkałam się na dole z grupą Australijczyków, którzy szli parę godzin przede mną i żartowaliśmy sobie, że jak tak dalej pójdzie to napiszemy przewodnik tej trasy na podstawie rozłożenia kamieni na ścieżce.
Co tam dalej... Wylądowałam w Muktinath, już pisałam przy zdjęciach - po prostu niesamowicie piękne miejsce!
Na całym odcinku Annapurny, są w co drugiej wiosce poustawiane takie check post, tam każdy idący tą trasą musi się meldować, spisują twoje dane i sprawdzają czy wcześniej uiściło się opłatę za wstęp na teren Annapurny. Jest to też trochę tak dla bezpieczeństwa, jeśli ktoś by w górach zaginął, sprawdzają w ten sposób, w którym miejscu ta osoba się ostatnio meldowała czyli gdzie mniej więcej może się znajdować. Na terenie Annapurny zginęło teraz niedawno 7 Francuzów i ich tragarze (18 osób), i to idąc na górę, obok której ja też przechodziłam R.I.P. :smutek:

C.d mojej trasy...Później była Marpha, Ghasa, Tatopani, Beni - już nie będę opisywać co i jak, bo tyle się działo każdego dnia (rozpoczynając od jeżdżenia z patrolem wojskowym, po wybranie się na łowy by o zmroku ukraść z sadu jabłka co rosły na drzewie. Niestety tylko jedno. Chciałam więcej, ale się gałąź urwała. Co do wojska, to jeździłam z nimi, ponieważ w górach samochody mają tylko oni. Ale żołnierze ci od króla są świetni, bardzo przyjaźni, jeśli coś chciałam, albo nie wiedziałam jak się gdzieś dostać - podchodziłam do nich, a oni bez problemu zawsze pomagali. Aha i siedzą sobie, w takich jak ja to nazywam okopach robionych z przystanków autobusowych, obłożonych workami z piasku i chodzą w klapeczkach moro (nie w wojskowych butach tylko w klapkach, no, niektórzy w trampkach, ale to już ci o większej dotacji z budżetu)...cóż Wojsko Nepalskie dostarczało mi za każdym razem wiele radości. Musiałabym tu książkę napisać. Najgenialniejsze było to, co opowiadali mi później ci Australijczycy. Jak byli akurat na tej przełęczy w tej mgle, wchodziła tam też międzynarodowa ekipa żołnierzy (jakieś szkolenia mieli). Wyglądało to tak. Pierwsi najbardziej zahartowani weszli oczywiście Nepalczycy w obuwiu typu ...klapki, a za nimi zmęczeni Amerykanie+ żołnierze innych narodowości ubrani oczywiście profesjonalnie w wojskowe buty i wyposażeni w cały odpowiedni sprzęt, ale też strasznie zziajani. Szkoda, że szłam parę godzin później za nimi i tego nie widziałam, bo miałabym tam na szczycie dość radosny wyraz twarzy :].

Z Beni skąd jeżdżą już autobusy, po ponad dwóch tygodniach przechodzenia przez Annapurnę (łącznie 350 km. na piechotę po górach) wróciłam z powrotem do Pokhary. Ta Pokhara stała się już dla mnie trochę domem. Ciagle tam przyjeżdżałam i wyjeżdżałam. Z Pokhary dwa dni później pojechałam (też autobusem, a co sobie będę żałować kolejnych godzin spędzonych na boskich nepalskich drogach) do Kathmandu. Z Kathmandu tym razem helikopterem (bo akurat odlatywał w tamtą stronę z dwoma Izraelskimi alpinistami, którzy wzięli mnie ze sobą) na pn. -wsch. od Kathmandu do Sundarijal. Znowu trzeba było wykupić wstęp na teren tej trasy 1250 NPR. Za Annapurnę płaciłam 2000 NPR). Przejście z Sundarijal przez święte jezioro Gosainkund do Dchunhe zajęło mi tydzień czasu. Tym razem nie było już to tak wysoko jak idąc wokół Annapurny. Ten szlak ma najwyższą wysokość 4610 m i jest to przed jeziorem Gosainkund przełęcz, która nazywa się Laurebina La. I znowu sytuacja była podobna jak na Thorung La. Sypał śnieg i była mgła. Przez co tym razem zgubiłam ścieżkę, na całe szczęście po dwugodzinnym błądzeniu znalazłam ten właściwy szlak. ...Ale takie są góry i trzeba mieć tę świadomość że ryzyko zawsze jakieś jest. Na tej przełęczy, na której ja trochę pobłądziłam kilka lat temu zgubiło się dwóch chłopaków ze Stanów. Niestety gdy ich w końcu odnaleziono to nie żyli. Wycieńczyli się i chyba tam zamarzli. Ja w górach miałam kiedyś tylko jeden wypadek - w Andach naderwałam sobie ścięgno pod kolanem, było to tak bolesne, że nie było mowy o tym żeby dalej iść. Ale wtedy byłam z kilkoma osobami więc jakoś to przeżyłam. No ale takie kontuzje są czymś naturalnym, wszyscy je łapią nawet super doświadczeni alpiniści.
No, ale o czym ja to... z Dhunche , który ma regularną komunikację autobusową z Kathmandu, autobuskiem właśnie wróciłam do mojego tydzień wcześniej opuszczonego hotelu w Thamelu, gdzie później jeździłam na rowerze, spotkałam fana MJ - czyli to wszystko o czym wcześniej pisałam.
Z Kathmandu samolotem do New Delhi. Przyleciałam wieczorem, samolot z Delhi do Kijowa miałam dopiero następnego dnia o 4.00 rano. Więc żeby się nie nudzić wzięłam rikszę i pojechałam pod India Gate gdzie trwał akurat jakiś festiwal, właściwie to nie wiem co to dokładnie było - jakieś święto mieli w każdym razie. Tym razem poznałam tę lepszą i bogatszą część miasta z rządowymi budynkami i super drogimi hotelami. Powrót na lotnisko i wracam do domku Obrazek. W samolocie miałam świetnego współpasażera. Jakiś gość z Emiratów Arabskich, który był chyba jakimś alkoholikiem, bo przez całą drogę pił whisky i piwo.
10 października - jestem w domu. Mój pierwszy od dwóch miesięcy ciepły prysznic, pierwsze od dwóch miesięcy jedzenie chleba i moje wygodne łóżeczko i komputer ...:smiech: W Nepalu się strasznie dłuży czas... miałam wrażenie, że byłam tam z rok. W ogóle z tym czasem to jest ciekawie, bo oni nigdy z niczym nie mogą zdążyć na czas. Chcesz gdzieś dojechać, ale nie wiesz kiedy jakiś pojazd będzie jechał, może za 10 min. może za godzinę, a może za 10 godzin. Jak mówią, że coś będzie za godzinę to trzeba liczyć się z tym, że tak naprawdę może to być na drugi dzień. itp. itd. Później się przyzwyczaiłam, że do nich trzeba mieć cierpliwość i było ok. Tam się czas liczy trochę inaczej niż u nas. My liczymy na minuty, oni na dni. Tam zawsze coś będzie, albo za dwa dni, albo za trzy dni, itd...

- - - - - - - - - -
Jedna z najlepszych chwil. Będąc w wiosce Kalopani, pierwszy raz od dawna, doznałam kąpieli w jako tako ciepłej wodzie, aaach! Poza tym, była może 19.00 o tej porze jest tam już zupełnie ciemno. Zjadłam kolację (przypiekany ryż z serem - pamiętam to jak dziś) i wyszłam na zewnątrz. Było totalnie ciemno i mgła. Był księżyc. Wyobrażacie sobie. Jest całkowita ciemność podnosicie głowę i wysoko w górze widzicie ośnieżone szczyty ośmiotysięczników, które oświetla księżyc. A leżący na nich śnieg odbija światło co dodatkowo daje taki efekt jak by te góry świeciły. To był tak niesłychany widok, że staliśmy tam (ja i włąśnie kilku tych Australijczyków) coś z godzinę i patrzyliśmy na to. Nie można było oderwać wzroku. Nigdy w życiu w żadnych górach, w żadnym miejscu czegoś podobnego nie widziałam. W Andach widziałam kiedyś najpiękniejszy zachód słońca, no ale to jednak było coś innego.

- - - - - - - -
I tyle. W każdym razie bardzo ogólny zarys całej tej podróży był właśnie taki. To kogo zachęciłam na wyjazd do Nepalu? :-)

Aha byłabym zapomniała (tzn. o tysiącach rzeczy tu nie napisałam, które mi się przydarzyły. No ale jeszcze coś co mi się szczególnie podobało). W Kathmandu, dokładnie w dzielnicy Patan byłam nad rzeką na ceremonii palenia zwłok. Oni tak chowają zmarłych, palą a ich prochy wrzucają do rzeki (tzn. wyznawcy hinduizmu, bo np. w Tybecie ciała zmarłych są wynoszone w góry gdzie zjadają je sępy).
I byłam jeszcze w kinie! Prawie umarłam z nudów. Kina mają tam nieliczne, a w tych które są, wyświetla się tylko indyjskie filmy, które wyglądają jak brazylijskie telenowele, tylko zamiast mówić to tam śpiewają. Po prostu kulturalny odjazd.
A dzień przed odlotem z Nepalu spędziłam całą noc na dyskotece w "Pub Maya" (Maya - to miłość po Nepalsku), gdzie przez całą noc leciała na zmianę muzyka Britney S. i Eminema.

I jeszcze jedno! (ja tak sobie pewnie będę przypominać różne rzeczy do rana). Pisałam tutaj kiedyś o bajce o tym, że Slash pojechał do Nepalu po mleko z jaka do zupy....post pierwszy og góry - http://www.forum.mjpolishteam.pl/viewto ... &start=300 więc stwierdzam, że: Mleko z jaka jest okrropne!!. Strasznie słone i takie gęste, nie do przełknięcia. Spróbowałam raz i dziękuję. Nie wzięłabym tego znowu do ust, nawet jakby to była zupa ugotowana przez Slasha.

- - - - - - - - -
dobranoc :war:
Ostatnio zmieniony pt, 28 wrz 2007, 14:52 przez SUNrise, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

ObrazekNEWSYObrazek

Obrazek~~Scott Weiland (wokalista Velvet Revolver) w programie poświęconym tematyce nielegalnego kopiowania muzyki
Scott Weiland wraz ze swoim synkiem Noah wystąpili w skeczu w programie Showbiz Show, który na amerykańskim kanale Comedy Central prowadzi David Spade. Program był nagrywany w przedszkolu i był poświęcony tematowi: piractwa płyt CD. Kiedy była mowa o albumie Velvet Revolver niespodziewanie pojawił się Scott i...
Filmik można zobaczyć pod tym adresem - jest dosyć zabawny.

~~Slash zagrał z Queen
W nocy 22 października Slash pojawił się na scenie razem z Queen i Paulem Rodgersem. Wykonali piosenkę "Can't Get Enough" zespołu Bad Company. Występ odbył się w Hollywood Bowl.
(zdjęcie z tego występu: Slash i Brian May)
Obrazek
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

ObrazekNEWSYObrazek

~~Dizzy Reed (klawiszowiec GN'R udzielił wywiadu...ekhm... Diane Diamond
Wywiad obejrzeć można tutaj (a właściwie to chwilowo, coś jest nie tak i obejrzeć nie można)

~~Rock In Rio 2006
Organizatorzy festiwalu Rock in Rio poprosili aby nadsyłać do nich maile z propozycjami zespołów jakie widzowie chcieliby zobaczyć na scenie w roku 2006. Jest też wzmianka, że zespół Guns N' Roses prawdopodobnie wystąpią. (Przypomnę, że Axl Rose & Co. wystąpili na Rock in Rio w 1991 r. i 2001). Mail do organizatorów: contacto@rockinrio-lisboa.sapo.pt Co nieco więcej tutaj

~~18 listopada na VH1 Noc z GN'R
Szczegóły tutaj.
Sobie obejrzę...

~~I coś na koniec...a co mi tam :-)
Richard Fortus (aktualny gitarzysta GN'R) 5 listopada został tatusiem. Ma córeczkę. Congratulations! (Na fotce poniżej).
Obrazek

Poza tym Richard wziął udział w nagrywaniu albumu Neny "Willst Du Mit Mir Gehen" (Nena to jedna z największych gwiazd niemieckiego popu pierwszej połowy lat osiemdziesiątych. Tytułowa piosenka z jej albumu "99 Luftballons" wydanego w 1984 roku, to jeden z największych przebojów tamtej dekady). Płyta cieszy się ogromnym powodzeniem w Niemczech i kilku innych krajach Europy. Richard dołączył także do zespołu towarzyszącego Nenie na trasie koncertowej, które (koncerty) będą się odbywać do końca tego roku.

Co jeszcze? Powiedział ostatnio też parę zdań o swoim "szefie" Axlu, że wcześniej nigdy nie pracował z kimś takim jak Axl . Mówi, że jest bardzo szczęśliwy z tego powodu, że ma okazję z nim pracować. Powiedział o Axlu: wyglądał na takiego co ma całkowicie inny temperament, ale ja zawsze widziałem, że on był prawdziwy. Powiedział, że Axl ma w sobie coś więcej niż tylko talent, jest bardziej nieskazitelny od wszystkich osób które do tej pory znał.

Podsumowując: Richard to przemiły facet (jest totalnie normalnym człowiekiem, koresponduje emailowo ze swoimi fanami - nawet z tymi z Polski Obrazek).
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

ObrazekNEWSYObrazek

~~Slash na UK Music Hall Of Fame 2005
W nocy z 16/17 listopada przyjęto kolejnych dziewięciu artystów do UK Music Hall Of Fame. Są nimi: Pink Floyd, Black Sabbath, The Who, The Kinks, The Eurythmics, Joy Division/New Order, Bob Dylan, Jimi Hendrix i Aretha.
Slash pojawiał się na scenie kilkakrotnie m.in. podczas honorowania Jimmy'ego Hendrix'a, gdzie wygłosił swoją mowę odnośnie geniuszu tego gitarzysty. Po czym razem z kilkoma innymi muzykami wykonał na scenie dwie kompozycje Hendrix'a.

ObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazek Janie Hendrix (przyrodnia siostra Jimmy'ego Hendrixa), Slash, Mitch Mitchell
ObrazekObrazekObrazek

Z innych obecnych m.in. Brian May (Queen); Ozzy Osbourne z ekipą :-) ; Annie Lennox, Dave Stewart, Bob Geldof
ObrazekObrazekObrazekObrazekObrazek

Nick Mason, Dave Gilmour (Pink Floyd), Annie Lennox
ObrazekObrazek

Obrazek

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Obrazek

~~ Utwór "Fall to Pieces" zespołu Velver Revolver
został nominowany do nagrody Radio Music Award w kategorii "Piosenka Roku / rock". Zwycięzcy zostaną wyłonieni podczas imprezy, która odbędzie się w poniedziałek, 19 grudnia w Las Vegas.
Lista nominowanych
"Be Yourself" - Audioslave
"Best of You" - Foo Fighters
"Boulevard of Broken Dreams" - Green Day
"Burning Bright" - Shinedown
"Just Like You" - Three Days Grace
"Vertigo" - U2
"Fall to Pieces" - Velvet Revolver

~~Scott Weiland (wokalista Velvet Revolver)
wraz z Cyndi Louper wziął udział 11 listopada w nagrywaniu programu VH1 Decades Rock Live. Scott wykonał wraz z Cyndi trzy utwory: "Barbarella", "Money Changes Everything" oraz "Time After Time". Pozostali muzyczni goście to: Pat Monahan, Ani DiFranco oraz Shaggy.
ObrazekObrazekObrazekObrazek

~~19 listopada Matt Sorum (perkusista Velvet Revolver) skończył 45 lat
Happy Birthday Matt! Hope you had a great one!
Tego samego dnia Matt (z okazji swoich urodzin) pojawił się wraz ze swoją mamą :-) w radiu Indie 103.1
(4 screen - na pierwszym planie mama Obrazek)
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: MJowitek »

SUNrise pisze:To kogo zachęciłam na wyjazd do Nepalu? :smiech:
Mnie :]
Ile kosztuje bilet do Indii? Serio pytam...
Chociaz pewnie wolę nie wiedzieć... lol
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

MJowitek pisze:
SUNrise pisze:To kogo zachęciłam na wyjazd do Nepalu? :smiech:
Mnie :]
Ile kosztuje bilet do Indii? Serio pytam...
Tzn. serio się wybierasz? Jeśli chodzi o tamte rejony świata to służę radą i poradą zawsze. Pytam czy się serio wybierasz, bo ja się wybieram znowu, ale (nie do Nepalu, tzn. do Nepalu na pewno jeszcze kiedyś w przyszłości) teraz na południe Indii na Goa. Do Delhi też na razie nie chcę, mam dosyć Delhi, przynajmniej na jakiś czas. Moja indyjska wiza kończy się pod koniec lutego 2006, więc jakoś wykombinuję żeby przynajmniej jeszcze zdążyć na jakieś 2 tygodnie na Goa się znaleźć, póki mi jeszcze wolno.

Co do biletu. Zbyt złożone pytanie zadałaś. Polskie linie LOTnicze nie latają do Indii więc trzeba najpierw dostać się do kraju, z którego samoloty tam latają. Polacy najczęściej podróżują przez Moskwę - Aeroflot (ale trzeba sobie załatwić dodatkowo wizę rosyjską), Kijów - Aerosvit, Wiedeń - Austrian Airlines, Paryż - Air France, Szwajcarskie - Lufthansa Swiss, i Frankfurt - ale linie indyjskie Air India. Później z kolei trzeba się jeszcze dostać jakoś z Delhi na Tribhuvan International Airport w Kathmandu, gdzie pobierają od turystów tzw. opłatę lotniskową za to, że postawiłeś nogę na ich lotnisku. Co jest w ogóle strasznie śmieszną sprawą, jak mi kazano (już przy odlocie) za to płacić coś ponad 2000 rupii to aż nie mogłam w to uwierzyć. Zresztą każdy obcokrajowiec mówił tam coś w sensie "chyba ich pojebało". No, ale za to kochamy Azję.
Ceny biletów są różne w zależności od tego czym, przez jaki kraj i kiedy lecisz od ok. 3000 - 4000 zł, klasa ekonomiczna oczywiście.
Co prawda można z Delhi dostać się do Nepalu drogą lądową, ale prawdę powiedziawszy, wyniesie Cię to prawie tyle co bilet lotniczy+ ok. 2 dodatkowe dni mordęgi (patrz -> moje przejażdżki, pociągami, autobusami). Ceny biletów dla turystów są dwukrotnie wyższe niż dla Hindusów. Plus trzeba mieć jeszcze ze sobą latarkę (i dużo baterii) bo są non stop przerwy w dostawie prądu elektrycznego Obrazek.

Jeśli chodzi o mnie to ja latałam indyjskimi liniami Sahara których nie polecam, w każdym razie nie polecam jeść tego co dają, jak wróciłam do Delhi to zarzygałam cały kibel na lotnisku. Poza tym (jeśli chodzi o lotnisko) wszędzie za wszystko trzeba płacić. Chcesz wejść do poczekalni, żeby nie piec się w 40 stopniach na zewnątrz musisz płacić. Chcesz wymienić kasę to trzeba coś zapłacić (Indie mają taką fajną politykę, że do tego kraju ani nie można wwozić indyjskich rupii, ani z Indii ich wywozić) wymieniając pieniądze (dolary lub euro, ale dolary się bardziej opłaca) trzeba każdorazowo pokazywać paszport, żeby udowodnić, że nie jesteś Hindusem (jakby nie było widać), inaczej nie wymienisz pieniędzy. Straszni biurokraci, nawet jak chcesz jechać taksówką, to musisz podpisać parę papierów. Czym tam jeszcze latałam? Nepalskimi Royal Nepal Airlines, Austriackimi Austrian Airlines (polecam, bilet ok. 3000 zł. Mówię około, bo to zależy od różnych czynników).

W sumie odnośnie przelotów to z grubsza chyba tyle. Jakby jeszcze coś to na PW proszę Obrazek, żeby Slasha z Indiami nie mieszać.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

ObrazekNEWSYObrazek

~~Guns N' Roses Greatest Hits 2
Tym razem podwójna składanka zatytułowana będzie "Welcome to the Jungle: The Very Best of Guns N' Roses".
Będą to dwie płyty podobno jedna "Parental Advisory" czyli z nieocenzurowanymi tekstami a druga radiowa czyli z powycinanymi brzydkimi słowami. Płyta ukaże się ponoć w grudniu ...chociaż kto to wie. Na razie wiadomo tyle, że Slashowi pomysł wydania tych płyt bardzo się nie podoba, a nawet, że nie wyraża zgody. 19 listopada w Londynie Slash spotkał się w hotelowym barze z Rossem Halfin'em (hotel The Landmark obok Marylebone station):
Slash consumes several large vodka and cranberrys and still looks remarkably sober. We discuss the two versions of Guns N' Roses Greatest Hits Vol II. One is done by Axl's management. Slash says the track listing is good but the politics from Axl's management leave a lot to be desired. The other is done by Universal. Slash tells me he hasn't approved either, so who knows what'll come out. "I haven't seen Axl since 1996!" - said Slash.
We stay in the bar until 7pm. Slash gets the train to Cardiff - I head off to Sainsburys.

Zdjęcia z 19 listopada: Slash ze swoim synkiem Londonem; obok podpisując swoje zdjęcia z czasów Guns N' Roses, o których mówił (latach spędzonych w GN'R) "Hey, they were the bad old days"
ObrazekObrazekObrazek


~~Slash zagrał na The 77th Royal Variety Performance
21 listopada Slash wystąpił razem z Ozzym Osbournem Obrazek w Cardiff na imprezie The 77th Royal Variety Performancce gdzie zagrali utwór Beatlesów "In My Life". Więcej informacji Tutaj
Fotki: Królowa Obrazek; zdjęcie drugie: od prawej Sharon Osbourne, Slash z dzidziusiem; na trzecim: Shirley Bassey dalej Sharon i Slash
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Obrazek Więcej zdjęć z imprezy pod linkami: link 1 / link2

~~Sylwester z Velvet Revolver
Velvet Revolver zagrają Sylwestrowy koncert w Sayreville (New Jersey). Bilety są w sprzedaży od 26 listopada. Cena jednego biletu to 100 dolarów plus dodatki, w które są wliczone: toast z lampką szampana o północy i uczestnictwo w koncertach i zabawie sylwestrowej do rana. Klub będzie otwarty w godzinach 20:00 - 9:30. Wstęp mają wszyscy (z biletami), ale szampan i innego rodzaju trunki są dozwolone tylko dla osób które mają 21 i więcej lat.
Ostatnio zmieniony sob, 03 gru 2005, 11:56 przez SUNrise, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

ObrazekSUNrise's WorldObrazek

Co by sobie ktoś nie pomyślał, że w Polsce nie ma młodych ambitnych zespołów. Dzisiaj (w moim świecie, będzie trochę muzycznie Obrazek) będzie o dwóch takich zespołach, które robią coś godnego zainteresowania, ale nie są typem tzw. artystów, którzy zrobią wszystko, aby się sprzedać. Nie gonią ślepo za muzycznymi trendami i nie pchają się na siłę do modnych szufladek. (Heh... wiadomo, inaczej bym o nich nie pisała Obrazek). Są to zespoły, które mają za sobą nagrane pierwsze płyty, pierwsze koncerty i zdobyli pierwszych fanów, ale na próżno szukać ich w telewizji czy radiu. Dlaczego się nie pokazują? Może dlatego, że jak powiedział wokalista jednego z tych zespołów - głos oddajemy Kubie z happysad: "Może im częściej się pojawiasz w TV, tym mniej cię lubią? A może też dlatego, że tak naprawdę ciężko jest się pokazać w telewizji bez poczucia obciachu. Zdarzało się, że nas zapraszano, ale zwykle wiązało się to z grą z playbacku, więc odmawialiśmy. Fajnie też, jeśli możesz z prowadzącym porozmawiać chwilę o muzyce, jaką grasz, trochę obronić się słowem. A nie, że minutę po twoim występie ktoś będzie opowiadał o łazankach."
Obrazek Zespół happysad (nazwę celowo pisze się małymi literkami i łącznie), działa oficjalnie od 2002 roku i wydał właśnie swoją drugą płytę "podróże z i pod prąd", pierwsza miała tytuł "wszystko jedno" i ukazała się rok temu. Obie płyty mocno polecam. Obie... choć ze szczególnym uwzględnieniem podróże z i pod prąd - której zawartość to cudowne melodie, inteligentne teksty, słychać, że na pewno jest dojrzalsza i po prostu lepsza od poprzedniczki. Po więcej informacji o zespole odsyłam na ich stronkę happysad.art.pl

* * * * * * *

Kolejny zespół o którym będzie krótkie bla bla bla odkryłam - przyznam szczerze - dopiero kilka dni temu, kiedy to mój kolega z uczelni podsunął mi pod nos ich płytę, rzucając na odchodnym "na pewno Ci się spodoba". Skąd on zna mój gust? No tak, imprezowaliśmy kiedyś razem. Nie mylił się - płyta świetna. A mowa o zespole DHM i płycie "Dehumanizacja?".
Obrazek Materiał, który znalazł się na tej płycie zespół nagrał właściwie już dwa lata temu (nagrywając swoją debiutancką płytę Disco Heine Medina), więc dlaczego możemy słuchać go dopiero teraz? Ano dlatego, że ten kraj jest okrutny dla ambitnych zespołów, które grają muzykę inteligentną dla inteligentnych ludzi. Żadnych pierdół w stylu "la la la la", które współcześnie mają wzięcie. W wypadku takich zespołów jak DHM najpierw jest etap, kiedy musisz zrobić materiał. Potrzebujesz kasy na sprzęt, na salę. Później musisz wynająć studio, co też nie kosztuje mało. Następnie etap poszukiwania wydawcy, a na samym końcu, pomimo tego, że ma on podpisaną umowę z dystrybutorem, płyty nie lądują na półkach sklepów. Dlaczego podoba mi się muzyka, którą robią ci chłopcy (chłopcy no... Obrazek mam nadzieję, że się nie obrażą za to). Przede wszystkim dlatego, że zespół odrzucił możliwości, jakie daje cyfrowe studio i wybrał tradycyjną analogową technikę realizacji. Materiał zarejestrowali w Studio Rogalów Analogowy u Wojcka Czerna. Wojcek to taki gość, który w czasach gdy wszyscy poszli w cyfrę, jeździł po Polsce i skupował sprzęt analogowy. Dzięki temu ma dziś tak pięknie wyposażone studio, że aaaach. Wszystkie kawałki DHM są pozbawione wszelkiego rodzaju plastikowego brzmienia, zostało ono zastąpione głębokim, ciepłym soundem. O czym traktuje muzyka tego zespołu? Sanchez: "(...) Każdy jest chyba trochę ślepy na to, co jest istotne w świecie. Dehumanizacja? to jest pytanie, które zespół już od dawna sobie zadaje. Czy chcesz czy nie, obecnie nadchodzi kres pewnego oczywistego wymiaru człowieczeństwa. Tytuł (płyty) dotyka też przestrzeni, w której jest ból, w której nie ma szans na nadzieję... rozejrzyj się dookoła! Ludzie nie potrafią pisać i czytać, nie potrafią nawet zrozumieć prognozy pogody, a co mówić o głębszej refleksji. Trzeba usiąść i zapłakać... ale jednak wspólnie. A my prowadzimy tę pożegnalną ceremonię". Sanchez (czyli Radek Sączek) jest wokalistą, ale też autorem tekstów na płycie, z których każdy niesie przesłanie. Jedynie tytułowa piosenka Dehumanizacja? jest utworem instrumentalnym. Dlaczego? "Cóż, dehumanizacja to jest taki moment, w którym już nie ma miejsca na tekst". Głównym tematem pozostałych utworów (niebanalnych tekstów zaśpiewanych szczerze prosto od serca, bez krztyny pazerstwa) jest po prostu życie. Jego sens i postawa jaką przybieramy by zrealizować się lub wręcz przeciwnie - zniszczyć siebie. www


* * * * * * *

Skoro jestem już przy polskiej muzyce...
Obrazek Maciek Maleńczuk (gość powszechnie znany więc chyba nie muszę przedstawiać, to ten od PĂźdelsów) reaktywował Homo Twist i nagrał nową płytę... co więcej - fajną płytę. Maleńczuk to taki facet, którego albo się lubi bardzo albo nie znosi, ja wybieram tę pierwszą opcję. Bardzo ciekawa osobowość, chociaż momentami trudna i trzeba się nad nią nasapać, żeby zrozumieć co mu w głowie siedzi, ale ja to lubię, lubię jak ktoś nosi w sobie pewien rodzaj tajemnicy i jest nie do końca poznany. Ale też być może właśnie dlatego, że go do końca nie znam, to nie wszystkie rzeczy, które robi w muzyce przemawiają do mnie, momentami to zupełnie nie mój folklor. I tak chciałabym się od Maleńczuka odciąć, ale jednak coś mnie do niego ciągnie... z niejaką fascynacją. No dobra, może coś o muzyce na Demonologic - to tytuł tej najnowszej płyty - kupiłam dziś rano Obrazek. Maleńczuk kiedyś jak był mały i miał mały wzmacniacz to grał bluesa, teraz ma duży wzmacniacz i dlatego gra metal. Tak jest - najnowsza płyta to maleńczukowy metal, albo coś jakby metal z tym, że wciąż styl maleńczukowy. Nie wiem, nie umiem tego zaklasyfikować, pan Maleńczuk za dużo na Demonologic komplikuje, olewa refreny, gardzi melodią... Ale wciąż trudno przejść obok niego obojętnie. Więcej o nowej płycie na stronie homo twist
ObrazekObrazek
ODPOWIEDZ