Strona 23 z 91

: śr, 24 lut 2010, 23:19
autor: a_gador
Miłość jako antidotum na wszelkie zło tego świata - cóż za wzniosła, ale jednak mżonka. I piszę to ja, nosząca w sobie od lat wyidealizowany obraz miłości, zaszczepiony przez X Muzę! Michael był niepoprawnym romantykiem i idealistą.

Czytając to przemówienie, po raz pierwszy, przyznam się zresztą, kilka dni temu, przypomniałam sobie rozmowę z moją mamą z lipca ubiegłego roku. To był dla mnie trudny czas, nie tylko ze względu na śmierć Michaela, ale i demony mojego własnego życia, czyli jak to trafnie ujęła Amelia osobiste, zaburzone relacje z ojcem. Otóż wylewając przez łzy moje żale przed mamą, usłyszałam od niej takie zdanie: Nie porównuj swojej sytuacji z sytuacją Michaela. Twój ojciec to nie Joe Jackson, nie demonizuj go! Moją reakcją na te słowa był jeszcze większy płacz, bo chyba rzeczywiście podświadomie to właśnie czyniłam i tym samym uzurpowałam sobie prawo do utwierdzenia samej siebie w przekonaniu, że ja Michaela świetnie rozumiem, bo łączą nas te same bolesne doświadczenia. Na szczęście (przepraszam Cię MJ!) tak nie jest. To znaczy rozumiem Go, ale los oszczędził mi baaardzo wielu cierpień. Rozumiem Go, bo Joe podobnie jak mój tata nie okazuje uczuć, jest zamknięty w sobie, a w wielu sprawach wywierał na mnie presję.
Naciskał na mnie
Jak pisze Michael, lub
zawsze popychał do działania, inspirował, stawiał
wymagania
jak pisze give_in.... Musisz obronić magisterkę w wakacje... Na kulturoznawstwo się nie dostałaś, nie ingerowałem w twój wybór, ale powiem ci, teraz, że dobrze się stało. I co ty byś zrobiła z tym dyplomem krytyka filmowego? Musisz myśleć przyszłościowo, z pasji się nie utrzymasz, ale dobrze, że ją masz... Musisz mieć prawo jazdy.... Zamiast musisz jest coraz częściej ja bym ci radził, ale wymowa słów pozostaje ta sama. Zawsze to eksperckie podejście. Tylko, że paradoksalnie te wszystkie dobre rady, którymi mnie mój tata obdarza, i których nie przyjmuję z pokorą, ta nieustanna krytyka dotyczącą zupełnie błahych, małostkowych, oczywiście z mojego punktu widzenia, spraw, którą kieruje pod moim adresem płyną z miłości właśnie. Bo mnie ma być w życiu lepiej. Co nie zmienia faktu, że mój tata ma bardzo trudny charakter, tylko, że ja jestem do niego bardzo podobna, a im jestem starsza tym widzę to wyrazniej. I nie wiem czy mam nad tym ubolewać, czy się z tego cieszyć. Chciałabym być po prostu sobą. Za kilka zaszczepionych bardziej niż odziedziczonych cech jestem jednak mojemu tacie wdzięczna - za wytrwałość i pielęgnowanie zainteresowań, docenianie ich (tak mam z kinem i tak mam z Michaelem), za przekazanie mi szacunku do pracy. Michael też te cechy doceniał w swoim ojcu. Może tak już jest, że musimy wybrać w tym dobrodziejstwie lub niedostatku rodzicielskiego inwentarza to, co nam się w życiu przyda, na co możemy się powołać, a z resztą się pogodzić i przebaczyć. Tylko, że ta mądrość przychodzi z wiekiem.

A co do emanowania anielskością w przypadku Michaela, to jest to świadome kreowanie siebie na postać nieuchwytną, niedefiniowalną, tajemniczą, pełną dwuznaczności a przez to budzącą wieeelkie, obsesyjne wręcz zainteresowanie. Anielskość prowadząca do idealizacji. Przypomina mi się scena z Niebieskiego K. Kieślowskiego: główna bohaterka spędza noc ze współpracownikiem swojego niedawno tragicznie zmarłego męża, po uprzednim telefonicznym zaproszeniu go pytaniem Czy PAN mnie kocha?; nad ranem budzi kochanka filiżanką kawy, promiennym uśmiechem i mniej więcej tymi słowami: To wspaniałe, co Pan dla mnie zrobił (mając pewnie na myśli tę fizyczną, nocną bliskość). Widzi PAN (wciąż ten oficjalny ton) jestem kobietą jak inne. Pocę się, kaszlę... Nie będzie mnie Panu brakowało. Po czym zostawia zdezorientowanego mężczyznę. Może Michael też powinien był zafundować otoczeniu taki zimny prysznic (nie mam tu oczywiście na myśli przespania się z całym tabunem fanek), by odbrązowić swój wizerunek. Działalność charytatywna również go uszlachetniała. Może gdyby śpiewał więcej takich songów jak Morphine, że nawiążę do właśnie toczącej się rundy w Najsłabszym Ogniwie, albo Superfly sister, to wydałby się bardziej down to earth?

P.S. Kaem, t'es un bon étudiant! ;-)

: czw, 25 lut 2010, 20:54
autor: ula
Czy to źle, że mężczyzna potrafi mówić o uczuciach? Że potrafi je wyrażać? Cóż nie jestem mężczyzną więc nie wiem, jako kobiecie mi to odpowiada. Mój father jest spoko gościem o dużej empatii, choć nie wylewnym. Można powiedzieć, że tak został wychowany. Kiedyś mężczyzna miał swoje miejsce w rodzinie. Czekał za drzwiami gdy rodziło się jego dziecko, nie wzruszał się, bo nie wypadało by był mięczakiem. Miał być twardy i odpowiedzialny, choćby go rozrywało. Był podział ról i obowiązków. Teraz jest inaczej. Pojawiło się partnerstwo. Jest to wielki plus obecnych czasów. Choć są też i minusy. Z własnej obserwacji mogę powiedzieć jak widok wzruszonego mężczyzny trzymającego w ramionach swoje nowonarodzone dziecko zawsze pozytywnie na mnie działa. Są co prawda również panowie, którzy znudzeni oczekiwaniem przedłuzajacych się narodzin dłubią w nosie i oni też na mnie działają, ale całkiem inaczej. Do wszystkiego trzeba dorosnąć. Można mieć 40 lat i mentalność dziecka lub 17 i dojrzałość 30-latka. Rodzicielstwo to nie tylko wydanie na świat dziecka i przedłużenie w ten sposób swojego bytu na ziemi, to odpowiedzialna praca nad kreowaniem młodego życia, wpajania zasad, a nie zimnego chowu i spychania swojego obowiązku od początku na innych – na szpital, na szkołę, na środowisko. Czasami odnoszę wrażenie, że niektórzy są jedną wielką rodzicielską pomyłką. Niektórzy nie mają czasu, inni ochoty, a jeszcze inni wytrwałości i cierpliwości a skutki jakie są to często słyszymy o dzieciach w beczkach, o zakatowanych dwulatkach, o nastolatkach ciekawych śmierci drugiego człowieka, o agresji bez powodu. Kto jest winien? Bo przecież ktoś jest.
MJ mówił o przebaczeniu cytując Mahatme Ghandi "Człowiek słaby nie potrafi wybaczać. Wybaczanie jest cechą mocnych”. Piękne słowa, ale jak przekładają się na realne życie? Niekiedy nie można wybaczyć błahostki. A czy można wybaczyć mordercy, lub psychopacie czerpiącemu satysfakcję z dręczenia drugiej osoby? To tak jakby dawało się przyzwolenie na takie dewiacje. Czy jedynym lekarstwem ma być ludzka pamięć przynosząca z czasem zapomnienie i dystans. Psychiatrzy doszukują się w zaburzeniach psychicznych negatywnych doświadczeń z dzieciństwa, wychodzą wówczas na jaw rzeczy dziejące się dotychczas w czterech ścianach i zaciszu „domowego ogniska”. Myślę, że Michael nie byłby tak szczery w tym wyznaniu przebaczenia gdyby nie upływ czasu oddzielający go od przeszłości. Może czas zaleczył trochę ranę, ale zadra pozostała. Wydaje mi się też, że jako 42 – latkowi było mu zdecydowanie łatwiej niż gdyby podjął się tego 10 lat wcześniej.

MJ stworzył obraz siebie, który przez lata go prześladował i do którego cały czas starał się dostosować. Na ile kreacja artystyczna przeważyła na jego prywatnym życiu wiedział chyba nie tylko on. Ale na ile je zdominowała i zatraciła granicę między życiem zawodowym a osobistym wiedział i odczuwał tylko on.

: czw, 25 lut 2010, 22:24
autor: MJowitek
kaem pisze:Ale.. Jest plus. Wielki plus. Czuje się człowiekiem, jednym z wielu. Nie jestem sam.
Zaskoczyła mnie dalsza część wypowiedzi, spodziewałam się czegoś innego. Czasem na pozór zła cecha może dawać wiele dobrego. Wzbogacać i uczyć. Też mam sporo niefajnych cech, które, o ile nie są wybujałe (bo to warunek konieczny) też mogą być fajne. I w sumie je lubię. Bo gdyby nie one, nie mogłabym czasem z sarkazmem się zaśmiać sama z siebie. Nudno by mi pewnie ze mną samą było, a tego bym nie zniosła!
I myślę, że to właśnie o to chodzi w tej bezgranicznej miłości, w miłości bez przesady, tej zdrowej i dojrzałej, jaka sama bym chciała umieć obdarzyć swoje dzieci, jak się ich doczekam. Kochać nie tylko "nawet" i "pomimo", ale "też". I nauczyć je kochać innych. Tak w całości.

: pt, 26 lut 2010, 0:10
autor: Amelia
MJ stworzył obraz siebie, który przez lata go prześladował i do którego cały czas starał się dostosować
Pytanie- Czy Michael miał czasem dość tych anielskich skrzydeł, które sam sobie przyczepił i które z czasem przyrosły do jego pleców?
Można powiedzieć, że wszystkie utwory mniej lub bardziej kontrowersyjne, traktujące o seksie, przemocy,
czy teledyski, w których Michael daje komuś po mordzie lub wykonuje jednoznaczne gesty to próba wyłamania się spod stereotypowego myślenia publiczności o jego osobie.
Te dwie sprzeczności, skrajnie różne- jakby część utworów pisał Michael, a część jego alter ego(przykład: In The Closet a Heal The World)- sprawiają, że ten człowiek jest dla mnie wielką zagadką.
Bardzo żadko odnajduję w nim równowagę.

: pt, 26 lut 2010, 14:24
autor: give_in_to_me
Amelia pisze:Pytanie- Czy Michael miał czasem dość tych anielskich skrzydeł, które sam sobie przyczepił i które z czasem przyrosły do jego pleców?
Można powiedzieć, że wszystkie utwory mniej lub bardziej kontrowersyjne, traktujące o seksie, przemocy,
czy teledyski, w których Michael daje komuś po mordzie lub wykonuje jednoznaczne gesty to próba wyłamania się spod stereotypowego myślenia publiczności o jego osobie.
Te dwie sprzeczności, skrajnie różne- jakby część utworów pisał Michael, a część jego alter ego(przykład: In The Closet a Heal The World)- sprawiają, że ten człowiek jest dla mnie wielką zagadką.
Bardzo żadko odnajduję w nim równowagę.

Wiesz, Amelio, wydaje mi się, że to nie jest żadne alter ego... Ludzie mają w sobie wiele różnych twarzy. To nie jest nic niezwykłego, by troszczyć się o świat, kochać innych, wierzyć w nich (Heal the world) a jednocześnie być pełnym seksu i płonąc z pożadania (In the closet, Give In To Me). Niektórzy ludzie zżymają się na to, że Michael na koncertach potrafił łapać się za krocze, imitować różne seksualne ruchy uprzednio "rysując" rękami w powietrzu kobiece kształty i jeszcze robić ze swoimi palcami jakieś niestworzone rzeczy a 5 min później na scenę wbiegały dzieci, on je brał na ręce, przytulał, dawał niektórym buziaka w czoło i śpiewał z nimi Heal the World czy Earth Song. Wiele osób mówiło, że to jest perwersja, zboczenie, że jak można tymi samymi rękami... ;-) Ale takie właśnie jest życie! Rodzice kładą swoje dzieci spać, czytają im bajki, całują na dobranoc, gaszą światło i idą do swojej sypialni uprawiac taki dziki seks, że sie cała kamienica trzęsie ;-)

W człowieku toczy się walka między naturą (In The Closet) a kulturą (Heal the World). Nie możesz porzucić jednego ani drugiego, bo obie rzeczy Cie kształtują. Oczywiście, że jedni mają bardziej spokojny charakter, mniej szokują, itd. inni z kolei sa bardziej "otwarci" (specjalnie to piszę w cudzysłowiu, bo czasem ludzie się aż za bardzo "otwierają"), ale w każdym jest ta mieszanka, o której mówię wyżej. I nie wartościuje wcale, co jest dobre a co złe. Obie "moce" niosą za sobą siłe do czynienia zarówno dobra, jak i zła, zależy jak to wykorzystujesz.

I włąśnie dlatego nie widzę nic złego ani dziwnego w tym, że Michael w swojej twórczości raz śpiewał o tym, raz o tamtym. Człowiek doświadcza w życiu różnych sytuaci i emocji. To, że teksty jego piosenek dotyczą zarówo miłości, seksu, przyjemności jak i społecznych problemów, świadczy jedynie o tym, że pomimo swojej wrodznej, tudzież nabytej ekscentryczności był normalny, taki jak każdy inny człowiek. Fakt, że starał sie eksponować (trochę nawet za bardzo) tą anielską; "kulturalną" strone swojej osobowści a o sprawach intymych rozmawiać nie lubił. Ale to chyba dobrze. Ja bym nie chciała oglądac jego seks-taśm z którąś z byłych żon czy eks-partnerek i nie chciałabym, zeby chwalił się w wywiadach, ilu to on nie miał groupies.

Każdy z nas słyszał przysłowie, że dobry chłop albo dobra dziewucha to ma być i do tanca i do różanca. I w tych starych ludowych mądrościach jest wiele prawdy. Przegniesz albo w jedną, albo w drugą stronę, to Ci się może psychika rozjechać :-) I dlatego ja się cieszę, że zarówno ITC jak i HTW wyszło spod ręki jednego człowieka ;-)

: sob, 27 lut 2010, 10:43
autor: Chriek
Amelia pisze:Można powiedzieć, że wszystkie utwory mniej lub bardziej kontrowersyjne, traktujące o seksie, przemocy,
czy teledyski, w których Michael daje komuś po mordzie lub wykonuje jednoznaczne gesty to próba wyłamania się spod stereotypowego myślenia publiczności o jego osobie.
Nie ma ludzi płaskich i papierowych jak elementy scenografii do filmowego "Wiedźmina". Kto przykleił Michaelowi Jacksonowi etykietkę wiecznego chłopca - on, czy niektórzy odbiorcy? Lubimy budować sobie czyjś wizerunek i dopasowywać do niego fakty, nie mogąc pogodzić się z tym, co nam nie pasuje do koncepcji. A naprawdę ciekawi ludzie mają drugie, trzecie, czwarte oblicze. I wcale się one nie muszą wykluczać. Jeden z moich wykładowców, którego szanuję za wiedzę i otwarte podejście, po godzinach gra w zespole rockowym - przebrany za groteskowego wielkiego jeża. Co w tym złego? Managerowie w korporacjach po powrocie do domu zakładają skórzane kurtki i wyprowadzają harleye z garażu, pewnie niejedna skromna bibliotekarka wieczorami szaleje w nocnych klubach. Życie jest zbyt ciekawe i krótkie, by dać się wcisnąć w ciasne ramki.
give_in_to_me pisze:Ale takie właśnie jest życie! Rodzice kładą swoje dzieci spać, czytają im bajki, całują na dobranoc, gaszą światło i idą do swojej sypialni uprawiac taki dziki seks, że sie cała kamienica trzęsie
Coś o tym wiemy. Prawda, Kochanie? ;)

Wracając do samego przemówienia:
Uczę też dzieciaki. Przychodzą na angielski o 7.40 - przed lekcjami, później jeszcze tylko szkoła muzyczna do 19.00, basen, a potem cały wieczór mają dla siebie...

Przeraża mnie jak wiele można zabrać komuś, chcąc mu jak najwięcej dać. Rodzice często nie chcą wcale pomagać dzieciom realizować ich marzeń. Więcej - to nawet nie musi wynikać z tego, że im samym się czegoś w dzieciństwie nie udało osiągnąć. Po prostu nie umieją już zrezygnować z tego szaleńczego biegu - musisz, musisz, musisz... Nic nie muszę. Polskie uczelnie produkują magistrów, którzy sfrustrowani jadą na zmywak do UK. Dlaczego? Bo mało komu chce się zastanowić nad tym, czy ma to sens.

Trudno być dziś rodzicem. Szczególnie trudno być ojcem w czasach anonimowych dawców spermy i kobiet, które mówią o "SWOIM brzuchu". Nie wiem, jakim ojcem będę. Na pewno jednak nie pozwolę, żeby dzieci poznawały mnie tylko ze zdjęć czy rozmów telefonicznych, bo wychodzę do pracy zanim się obudzą, a wracam, kiedy już śpią. Czasami less is more - mniej pieniędzy, więcej z życia.

: sob, 27 lut 2010, 10:46
autor: kaem
Wasze, nasze wpisy pokazują, czemu wielu z nas identyfikuje się z Michaelem i że fascynacja jego osobą wykracza poza muzykę. Pokazują, dlaczego jest/był taki ważny. Pojawiły się wątki opisujące relacje z ojcem w ogóle rolę rodzica; dyskutowaliśmy o tym, jaki obraz siebie Michael prezentował, a jakie może być jego prawdziwe ja, często odnosząc to do siebie.. Bardzo, bardzo cenna dyskusja. Aż prosi się o wnioski, ale myślę że rozmowa po prostu toczy się dalej, więc szkoda ją jednoznacznie podsumowywać.
Tym razem rzecz o tym, czym facet może zaistnieć.

Tekst tygodnia:

Bad

Album: Bad (1987)
Autor tekstu: Michael Jackson

Posłuchaj z YT<<


Trochę historii:

Pierwotnie planowany jako duet z największym rywalem Michaela w muzyce lat 80-tych. "Prince był podekscytowany tym, że został zapytany"- mówi Susan Rogers- "ale powiedział do mnie 'Ja raczej nie zrobię tego' i myślę że czuł, że Michael zamierzał wypaść lepiej". Michaela pomysłem było, by razem z Princem nagrać krótki film muzyczny, w którym by się ze sobą zmierzyli poprzez śpiew i taniec tak, by wyszło kto jest "naprawdę zły". Prince odprawił Michaela z kwitkiem, ale sprezentował nagranie Wouldn't You Love To Love Me na longplay Bad. Michael nie skorzystał, więc Prince oddał utwór wokalistce Taja Sevelle.
Michael liczył, że ów duet skupi uwagę nie tylko na singlu, ale i na całej płycie. Quincy zaaranżował spotkanie Prince'a i Michaela. W jego czasie obaj niewiele do siebie powiedzieli, głównie się obserwując. Przy spotkaniu obecny był Quincy.
Michael o pomyśle powiedział Prince'owi przez telefon. Prince chciał przesłuchać taśmę z utworem. Michel ją mu przesłał. Pogłoski o ich rywalizacji miały pewnie nakręcić atmosferę sprzyjającą zainteresowaniu singlem i późniejszą sprzedaż. Prince po przesłuchaniu taśmy odmówił, nie chcąc mieć z tymi plotkami nic wspólnego. Stwierdził, że piosenka będzie hitem i bez niego. Gdy Michael dowiedział się o odmowie Prince'a, był zawiedziony, ale nieszczególnie zły. Dileo zapytał go, co się pojawia w jego głowie na myśl o tym, że Prince odprawił go z kwitkiem. "Cyfry"- odpowiedział Michael, potrząsając głową w niesmaku. W końcu sam zaśpiewał piosenkę, która była przebojem #1 na liście Billboardu, a w krótkim filmie promującym singiel, jako rywal wystąpił wtedy szerzej nieznany Wesley Snipes (co ciekawe, głosowi matki Daryla, udzieliła Roberta Flack- znana z przeboju Killing Me Softly).
Fabuła teledysku została oparta o historię Edmunda Perry, mieszkańca Harlemu, który został zastrzelony przez nie umundurowanego policjanta. Policjant twierdził, że został przez niego i brata Edmunda napadnięty. Edmund był uczniem prestiżowej szkoły, tak jak jego brat. Śmierć wzbudziła kontrowersje w całej Ameryce.
Co ciekawe, film Prince'a, Graffiti Bridge, z 1990 roku opowiada historię dwóch muzyków rywalizujących ze sobą. Prince wygrywa, śpiewając chwytającą ze serce balladę. Podobny patent wykorzystał w swoim opus magnum, Purple Rain, 6 lat wcześniej.
Krótki film muzyczny Bad, który nie jest taki krótki, gdyż w pełnej wersji trwa ok. 20 minut, został wyreżyserowany przez Martina Scorsese, za sugestią Quincy'ego. Chodzą plotki, że współpraca Scorsese z Michaelem nie układała się dobrze, ponoć Michael pouczał reżysera, jak się robi filmy. Martin Scorsese jednak nigdy tego nie potwierdził. Zawsze też wypowiadał się pozytywnie o Michaelu, opisując go jako wrażliwego, ciepłego i otwartego człowieka.
W piosence pojawia się jedno z typowych dla Michaela zniekształceń słownych, które później często było parodiowane. Mowa o sławetnym shamone!

Michael o piosence napisał:
"Bad" to piosenka o dzieciach z ulicy. Jej bohaterem jest chłopiec z biednej ulicy, który dostaje sie do prywatnej ulicy, który dostaje się do prywatnej szkoły. Kiedy odwiedza swe strony podczas wakacji, jego rówieśnicy zaczynają mu dokuczać. A on śpiewa: "Jestem zły, ty jesteś zły, kto jest zły, kto jest najlepszy?". Chce przez to powiedzieć, że kiedy człowiek jest silny i zadowolony z siebie, staje się zły.




Obrazek

Your Butt Is Mine
Gonna Tell You Right
Just Show Your Face
In Broad Daylight
I'm Telling You
On How I Feel
Gonna Hurt Your Mind
Don't Shoot To Kill
Come On,

Come On,
Lay It On Me
All Right...

I'm Giving You
On Count Of Three
To Show Your Stuff
Or Let It Be...
I'm Telling You
Just Watch Your Mouth
I Know Your Game
What You're About

Well They Say The Sky's The Limit
And To Me That's Really True
But My Friend You Have Seen Nothin'
Just Wait 'Till I Get Through...

Because I'm Bad, I'm Bad - Come On
(Bad Bad - Really, Really Bad)
You Know I'm Bad, I'm Bad - You Know It
(Bad Bad - Really, Really Bad)
You Know I'm Bad, I'm Bad - Come On, You Know
(Bad Bad - Really, Really Bad)
And The Whole World Has To Answer Right Now
Just To Tell You Once Again,
Who's Bad...

The Word Is Out
You're Doin' Wrong
Gonna Lock You Up
Before Too Long,
Your Lyin' Eyes
Gonna Take You Right
So Listen Up
Don't Make A Fight,
Your Talk Is Cheap
You're Not A Man
You're Throwin' Stones
To Hide Your Hands

But They Say The Sky's The Limit
And To Me That's Really True
And My Friends You Have Seen Nothin'
Just Wait 'Till I Get Through...

Because I'm Bad, I'm Bad - Come On
(Bad Bad - Really, Really Bad)
You Know I'm Bad, I'm Bad - You Know It
(Bad Bad - Really, Really Bad)
You Know I'm Bad, I'm Bad - You Know It, You Know
(Bad Bad - Really, Really Bad)
And The Whole World Has To Answer Right Now
(And The Whole World Has To Answer Right Now)
Just To Tell You Once Again,
(Just To Tell You Once Again)
Who's Bad...

We Can Change The World Tomorrow
This Could Be A Better Place
If You Don't Like What I'm Sayin'
Then Won't You Slap My Face...


Zły
tłum. tiffani*/kaem

Mam cię w garści
Powiem ci to wprost
Tylko pokaż swoją facjatę
W świetle dnia
Powiem ci
Co o tobie myślę
To będzie boleć
Ale nie strzelaj by zabić
Zaczekaj

No dalej
Zdaj się na mnie
O tak. . .

Daję ci szansę
Licząc do trzech
Byś pokazał na co cię stać
Albo odpuść sobie...
Ostrzegam cię
Uważaj na słowa
Przejrzałem cię
I wiem o co ci chodzi

Cóż, mówią, że kresem wszystkiego jest niebo
I ja naprawdę w to wierzę
Ale kolego, jeszcze nic nie widziałeś
Tylko poczekaj aż skończę . . .

Ponieważ jestem zły, jestem zły - Dawaj!
(Zły, zły - naprawdę, naprawdę zły)
Wiesz, że jestem zły, jestem zły - wiesz o tym
(Zły, zły - naprawdę, naprawdę zły)
Wiesz, że jestem zły, jestem zły - Nie zgrywaj głupa
(Zły zły - naprawdę, naprawdę zły)
I cały świat musi
Teraz dać odpowiedź
By powiedzieć ci raz jeszcze
Kto jest zły . . .

Słowo padło
Postępujesz źle
Uciszę cię
Zanim będzie zbyt późno,
Twoje oczy kłamią
Powiem ci wprost
Więc słuchaj uważnie
Rączki przy sobie
Twa gadka jest marna
Nie masz jaj
Ciskasz kamienie
By ukryć dłonie

Cóż, mówią, że kresem wszystkiego jest niebo
I ja naprawdę w to wierzę
Ale ferajno, nic jeszcze nie widzieliście
Tylko poczekajcie aż skończę . . .

Ponieważ jestem zły, jestem zły - Dawaj!
(Zły, zły - naprawdę, naprawdę zły)
Wiesz, że jestem zły, jestem zły - dobrze wiesz
(Zły, zły - naprawdę, naprawdę zły)
Wiesz, że jestem zły, jestem zły - nie zgrywaj głupa
(Zły zły - naprawdę, naprawdę zły)
I cały świat musi
Teraz dać odpowiedź
(I cały świat musi
odpowiedzieć właśnie teraz)
By powiedzieć ci raz jeszcze
(By powiedzieć ci raz jeszcze)
Kto tu jest zły . . .

Jutro możemy zmienić świat
By mógł stać się lepszym miejscem
Jeśli nie spodoba ci się co mówię
To czyżbyś zamierzał mnie spoliczkować . . .


Interpretare il testo!

: sob, 27 lut 2010, 13:16
autor: thewiz
Tam stało jak wół Twoj tyłek jest mój i nie ma co cenzury zakładać coby tekst ładniej brzmiał. Właśnie ten wstęp był wykpiwany i myślę, że nie warto od tego uciekać. Nie ma co ukrywać, MJ śpiewający że kogoś tam tyłek (i to nie kobiety) jest jego może nieść wiele podtekstów ze sobą. Moim zdanem nie wolno uciekać od tego przesłania glupija . Mam Cie w garści nie jest podtekstem usiane i tyle.

A tak na poważnie, to mam swoją teorię dlaczego MJ stworzył Bad, skąd w ogóle wyszła taka koncepcja tego albumu. Myślę, że się ze mną zgodzicie, on był zawsze tym grzecznym chłopcem, ale od zawsze gdzieś mu to przeszkadzało i nie chciał być postrzegany jako ciepłe kluszki, ofiara losu, taka dziamdzia jedna. Pisał o tym wielokrotnie, jak to ciężko być dobrze wychowanym gentlemanem w tym naszym poplątanym świecie. Mało tego, nieważne ile on by nie napisał kawałków typu Bad, to wszyscy swoje wiedzą, to był naprawdę dobrze ułożony gość. Ogromny wpływ na to wszystko miała jego religia wyznawana w czasach młodości, od której mniej więcej w okresie wydawania Złego się odciął. Doskwierało mu poczucie, że każdy może go przestawić, popchnąć, wyśmiać. Chciał pokazać swoją inną stronę, którą dysponuje każdy z nas. Jeśli wierzyć opowieściom LMP to prywatnie MJ bywał czasami nieokiełznany. Jakimś cudem tego typu zachowania w jego wykonaniu nigdy nie wyszły na zewnątrz. Jak on musiał tłamsić w sobie tego złego! Udało mu się zachować tę część swojej osobowości tylko dla siebie chyba tylko dzięki możliwości napisaniania czegoś takiego jak Bad.

Nie potrafię oderwać tego utworu od Michaela, ponieważ historia chłopaka opowiedziana w klipie do Bad jest dla mnie czystą analogią do Michaela.

: sob, 27 lut 2010, 14:34
autor: Maria
Tekst nie jest wcale tak oczywisty i łatwy do zinterpretowania - zwłaszcza, że rozumienie jego zależne jest od punktu widzenia/słyszenia. Można go przyczepić, jak wyżej wspomniała thewiz do MJa jako jego analogię, ale z tekstu też można wyłuskać, całkiem zresztą łatwo - przesłanie.
Skupiając się zatem tylko na wersach utworu jawi mi się Ktoś, kto bardzo się rozeźlił na tych, co swoje emocje ukrywają za maską chłodu, tłumiąc tym samym wszelkie dobre cechy. Człowiek jest złożony z emocji. To, które z nich zechcemy ujawniać i reklamować, a które ukryć, zależy nie tylko od nas samych, lecz przede wszystkim od otoczenia. Środowisko, w którym dane jest nam spędzać całe doby oddziałuje na nas, nadając jakiś konkretny kształt naszej osobowości. Nieświadomie cały czas jesteśmy pod czyimś wpływem. Tworzą się formy różnych poglądów, różnych zachowań. Wiemy już, dlaczego tak trudno jest okazywać te dobre emocje. Nie wiadomo dlaczego łagodności i czułości przypisano - słabość. Natomiast agresywne zachowanie, kamienna twarz - to oznaka mocy... a może jednak jest odwrotnie? To właśnie chce nam pokazać MJ - nie zmienimy świata agresywną postawą, nie zmienimy ludzi mówiąc do nich z zaciśniętą pięścią, nie pokażemy, że mamy jednak dobre zamiary, kiedy będziemy chować twarz. Bo w każdym z nas, w środku, czasem bardzo głęboko ale zawsze, jest DOBRO. I faktycznie można się zirytować, zezłościć tak jak MJ na tych, którzy wstydzą się to pokazać. Wolą iść na łatwiznę, wtopić się w tłum i robić to co inni. Nie mają odwagi się przeciwstawić, nie mają odwagi, by popracować nad sobą, by się postarać dokonywać zmiany.....

: sob, 27 lut 2010, 15:07
autor: Margareta
thewiz pisze:Tam stało jak wół Twoj tyłek jest mój i nie ma co cenzury zakładać coby tekst ładniej brzmiał. Właśnie ten wstęp był wykpiwany i myślę, że nie warto od tego uciekać. Nie ma co ukrywać, MJ śpiewający że kogoś tam tyłek (i to nie kobiety) jest jego może nieść wiele podtekstów ze sobą. Moim zdanem nie wolno uciekać od tego przesłania glupija . Mam Cie w garści nie jest podtekstem usiane i tyle.

A tak na poważnie, to mam swoją teorię dlaczego MJ stworzył Bad, skąd w ogóle wyszła taka koncepcja tego albumu. Myślę, że się ze mną zgodzicie, on był zawsze tym grzecznym chłopcem, ale od zawsze gdzieś mu to przeszkadzało i nie chciał być postrzegany jako ciepłe kluszki, ofiara losu, taka dziamdzia jedna. Pisał o tym wielokrotnie, jak to ciężko być dobrze wychowanym gentlemanem w tym naszym poplątanym świecie. Mało tego, nieważne ile on by nie napisał kawałków typu Bad, to wszyscy swoje wiedzą, to był naprawdę dobrze ułożony gość. Ogromny wpływ na to wszystko miała jego religia wyznawana w czasach młodości, od której mniej więcej w okresie wydawania Złego się odciął. Doskwierało mu poczucie, że każdy może go przestawić, popchnąć, wyśmiać. Chciał pokazać swoją inną stronę, którą dysponuje każdy z nas. Jeśli wierzyć opowieściom LMP to prywatnie MJ bywał czasami nieokiełznany. Jakimś cudem tego typu zachowania w jego wykonaniu nigdy nie wyszły na zewnątrz. Jak on musiał tłamsić w sobie tego złego! Udało mu się zachować tę część swojej osobowości tylko dla siebie chyba tylko dzięki możliwości napisaniania czegoś takiego jak Bad.

Nie potrafię oderwać tego utworu od Michaela, ponieważ historia chłopaka opowiedziana w klipie do Bad jest dla mnie czystą analogią do Michaela.
Nie do końca się zgodzę. Gdyby tak bardzo mu przeszkadzal wizerunek "tego dobrego", to pewnie zacząłby "rzucać mięsem", odpowiadać aroganckim tonem na pytania dziennikarzy, sam wywoływałby skandale itp. A wiecie, że tak się nie stało i pozostał kulturalny, dobrze ułożony, grzeczny. Takiego Michaela widzę również w klipie do "Bad", gdzie w skórzanej kurtce okazuje kolegom, że nie da sobie wmówić jaki ma być i co ma robić, a przy tym nie obraża ich, nie prowokuje bójki, nie jest agresywny gdy jest wkurzony. Tekst zaś intepretuję podobnie jak Maria - na agresji, kamiennej twarzy i strachu ze strony innych daleko się nie ujedzie. Nie osiągnie się szacunku ludzi, jedynie respekt na krótka metę. Nie powinno się tłumić gniewu, ale nawet wtedy nie można przekraczać pewnych granic. Wielu zgrywa kozaka, a tak naprawdę są słabi bo drżą ze strachu na myśli co będzie gdy naruszą stereotyp na temat własnej osoby.

: sob, 27 lut 2010, 18:53
autor: Speed Demon
Naprawdę nie ma lepszych tekstów MJa do interpretacji?

Gdyby nie teledysk, to uznałbym, że MJ po prostu robi sobie jaja z macho, ponieważ on - o delikatnej, niemal damskiej urodzie, wysokim głosie, powszechnie znanym wizerunku pokojowo nastawionego człowieka, skłonny wszystkim pomagać, w dodatku odradzający jakichkolwiek przejawów "maczowania" (vide: "Beat it"), ubiera się w skórę, robi "groźną" minę, śpiewa o tym, że jest zły, twardy (generalnie ma cojones), przy tym oczywiście tańczy. Lubię ten utwór, ale tekst w nim to po prostu zwykły, poprawny tekst, bez specjalnej rewelacji, można go interpretować "na poważnie", ale ja nie jestem do tego skłonny, bo moja wypowiedź będzie wydawać mi się śmieszna (dlatego traktuję utwór jako parodię)

: sob, 27 lut 2010, 19:30
autor: Amelia
Bad na tę chwilę jest po częśći kontynuacją poprzedniej dyskusji-
Jaki był Michael, co chciał ukryć, czy był szczery w swoich wypowiedziach, tekstach.
Zauważcie ten tekst może wydawać się sprzecznością:
Because I'm bad, I'm bad.

We can change the world tomorrow
This could be a better place

Można powiedzieć- udawał niegrzecznego chłopca, tekst o niczym, zmusili go do zmiany wizerunku. Dla mnie jednak nie jest tak.
Michael wyraźnie nabija się, cynicznie wyśmiewa macho, ludzi dla których liczy się "ekipa" a pobicie kogoś, wyśmianie to sposób na spędzenie czasu.
Mówi no pokaż się, jesteś sam, nie ma przy Tobie kolegów- czy naprawdę jesteś taki silny.
You're not a man
You're throwin' stones
To hide your hands

Ha! Żadni z nich faceci. To żadna sztuka zaczepić samotną osobę na ulicy będąc w kilkunastoosobowej grupie. To żenada wyśmiewać słabszych, poniżać kobiety. Tacy ludzie chcą sobie i otoczeniu udowodnić, że w żyłach płynie testosteron i nie ma takiej rzeczy, której by się lękali. Swoim zachowaniem jednak- zaprzeczają sobie całkowicie.
To Tchórzostwo.

Miało być ostro, Michael miał udowodnić, że niegrzeczny z niego chłopczyk.
Zrobił to po swojemu, mistrzowsko oszukując publiczność tym tekstem.
Świetny wybór kaem, dla mnie to utwór który ma ukryty sens.

: sob, 27 lut 2010, 20:40
autor: anja
Chyba każdy człowiek czuje czasami, że dusi się wtłoczony w jakiś tam wizerunek. Fakt, że na ten wizerunek pracujemy latami. Ale czasami zaczyna nas coś uwierać i pojawia się chęć zerwania z tym obrazem układnego, poczciwego człowieczka. Ja też przez długie lata byłam grzeczną i miłą osóbką. Tak zostałam wychowana, ale leży to również w mojej naturze.

Denerwuje mnie, że delikatność, dobre maniery, łagodne usposobienie inni mogą odczytywać jako uległość, brak własnego zdania, naiwność i „dupowatość”. Czasem budzi się we mnie bestia, pokazuję pazur i walczę o swoje. Już niejednego zwiodła moja powierzchowność. Bo ja mam dużo cierpliwości, ale też są gdzieś jej granice. I nie daję się wykorzystywać.
Kiedyś usłyszałam od nowego znajomego swoją charakterystykę (przekazaną mu przez kolegę, który znał mnie dużo wcześniej): ona ciągle się śmieje i zawsze ma dobry humor. To mnie zastanowiło. Przecież ja też mam ciężkie dni, czasami jest mi smutno, czasem bywam wkurzona, nieszczęśliwa. A ONI widzą tylko jedno moje oblicze!!!
Moim zdaniem Michael też chciał pokazać, że ma różne twarze, że ma prawo mieć te różne twarze. Jak każdy. On też może się wściekać, przeżywać złość. Czasami ta anielskość też go chyba uwierała.

Każdy z nas ma prawo do przeżywania emocji. Ale czyny to już inna sprawa. Jesteśmy oceniani za czyny. Więc nie mamy prawa skopać kogoś, bo czujemy złość, nie mamy prawa wyrządzić komuś krzywdy, bo jesteśmy sfrustrowani. Ciężko, kiedy wszystko w nas wrze i złość aż się gotuje. Ale sztuką jest umieć opanować się i reagować nieagresywnie. Takich bohaterów „silnych w gębie „ , silnych w grupie, pod osłoną nocy jest pełno.
Tylko pokaż swoją facjatę
W świetle dnia
Powiem ci
Co o tobie myślę
To będzie boleć
w świetle dnia, pojedynczo stają się słabiutcy.

Chyba w erze BAD po raz pierwszy Michael pokazał światu, że może mieć inne oblicze – jest nie tylko radosny, jest nie tylko świetnym muzykiem, ale bywa „zły” i wkurzony. To takie ludzkie. A dowodów na to, że potrafił być „Bad” jest wiele. Mówił o tym w wywiadzie z Ophrą w 1993r. W internecie też można znaleźć ciekawe filmiki: http://www.youtube.com/watch?v=wZmgQiyecms
Przecież tak naprawdę ludzie składają się z różnych barw, nie są tylko czarno-biali.

Trudny tekst.
Też nachodziły mnie myśli, że to jest pastisz. Ale chyba zbyt wielką wagę Michael do tego utworu przywiązywał. Przecież stał się on tytułowym utworem płyty (ogromnie ważnej, bo po Thrillerze wyczekiwanej przez cały świat) i towarzyszyła mu tak duża zmiana image’u. To było posunięcie strategiczne.

: ndz, 28 lut 2010, 11:07
autor: MJowitek
anja pisze:Denerwuje mnie, że delikatność, dobre maniery, łagodne usposobienie inni mogą odczytywać jako uległość, brak własnego zdania, naiwność i „dupowatość”.
Dla mnie istnieją dwa rodzaje siły, pierwsza, to ta pierwotna, związana też z fizycznością, to to dzikie zwierzę w oku. Może podniecać, może sprawiać, że krew szybciej krąży. Taki facet z jajami.
Z tym, że jak mam tylko te jaja i nic więcej, ze mną nie zabaluje.

Drugi rodzaj siły to ten wewnętrzny, to ta umiejętność poskromienia zwierzęcia. Umysł, emocje... Cierpliwość, zrozumienie, dobra obserwacja otoczenia, intuicja, wyczucie sytuacji, kontrola siebie. Te wszystkie cechy musi mieć treser, jeśli zabraknie choć jednej - zginie. Trudny zawód. I - jak pisze anja - te cechy są postrzegane często jako dupowatość.

No bo jak rozróżnić silnego psychicznie człowieka (kobietę czy mężczyznę), który potrafi sam siebie utrzymać na wodzy, choć krew go zalewa, ale wie, że wybuch zrani, że raz powiedzianego słowa się już nie cofnie, który ma cierpliwość do innych ludzi, z którymi przebywa, stara się ich zrozumieć, od takiego, który faktycznie jest dupowaty, wyjałowiony, zgodny, bo bez swojego zdania. Tym drugim nawet nie muszę dziękować za wspólny taniec, nie mają odwagi podejść i o niego zapytać.

Czasem trudno jednak dostrzec różnicę, bo jest jeszcze trzeci typ, do którego ja się chyba zaliczam. To taki człowiek, który ma w sobie te pierwotne instynkty, to dzikie zwierzę, pełne krwi i życia, ale które poniekąd jest oswojone, a poniekąd - zamknięte w klatce. To człowiek, który się uśmiecha też po to, by ukryć zmieszanie, który tak kamufluje niepewność siebie. Ze zwierzem postępuje na zasadzie "siąść i przeczekać", choć marzy się marzy, aby go dosiąść... Ale co, jak zrzuci? Co, jak nie mam na tyle umiejętności, żeby się utrzymać? A co, jak wybuchnę w złości i powiem o słowo za dużo? Najlepiej się trenuje na najbliższych, bo wybaczą, albo na obcych, bo są nam obojętni.
Ale najlepiej, i może najtrudniej, jest być szczerym. Wybuchać jak jest moment zapalny, podejść przytulić, jak jest wszystko dobrze.
Jedno i drugie może budzić lęk, bo jak to tak, się otworzyć?

Bo jak to tak, powiedzieć I`m bad?

Michael był bardziej treserem swojego zwierza, czy też siedzieli sobie razem w jednym ciele, starając się jakoś tam pogodzić?

: ndz, 28 lut 2010, 13:48
autor: kaem
thewiz pisze:Tam stało jak wół Twoj tyłek jest mój i nie ma co cenzury zakładać coby tekst ładniej brzmiał. Właśnie ten wstęp był wykpiwany i myślę, że nie warto od tego uciekać. Nie ma co ukrywać, MJ śpiewający że kogoś tam tyłek (i to nie kobiety) jest jego może nieść wiele podtekstów ze sobą.
Macho-kryptogej. Wiele już się pisało o macho, którzy właśnie mogą być tak odczytani. Obstawiam, że Michaelowi to wyszło przypadkiem, ale może puszcza do nas oko, nic nie jest tym, czym się wydaje.
O ile pamiętam, za zmianę image'u był odpowiedzialny bardziej Quincy Jones. To on wpadł na pomysł Martina Scorsese jako reżysera obrazu do piosenki. Nie wiem, czy Michael tak bardzo walczył o zmianę wizerunku. Pierwotna okładka do Bad miała być przecież zupełnie inna i, znowu, wkroczył Dileo z Jonesem. A okładka była wysublimowana i wcale nie kojarząca się z ulicznym stylem. No i miał w filmie wystąpić Prince, który na macho raczej nie wygląda.

Obrazek

Prince wzbudzał kontrowersje niespójnością wizerunku- chodząc w koronkowych strojach, często zmieniał kobiety. Mając dwuznaczny image (do którego Michael ostatnio bardzo się zbliżył), uchodził za amanta. Michael chciał to wydrwić pomiędzy wierszami piosenki, nie dziwię sie że Książę się wycofał. Sam fakt, ze MJ mu to zaproponował, biorę za spory tupet ze strony Michaela, o co przecież można by go nie podejrzewać.
Michael też chciał wystąpić w tym czasie w Piotrusiu Panu Spielberga i też go do tego zniechęcono - by nie przylgnął do niego image wiecznego dziecka. W końcu uległ namowom (jeden z większych błędów Michaela, imo- sam pewnie żałował).

Utwór dla mnie jest o sile potrzeby przynależności, dla której jesteśmy zrobić wiele, nawet łamać zasady, niezgodne z własnym sumieniem. I o poczuciu odrzucenia, którą Michel odczuwał i stąd chyba brało się jego poczucie, że jest najsamotniejszym człowiekiem na Ziemi.
W filmie Daryll wraca z dobrej szkoły i spotyka swoich kolegów z getta, trudniących się drobnymi przestępstwami. Zauważają, ze on zaczyna się od nich różnić. Domagają się potwierdzenia. Siła przynależności Daryllowi granemu przez Michaela każe sie podporządkować. Ma napaść na faceta, który okazuje się, niesie pieniądze dla swojego dziecka...
Zauważyliście, ze w filmie Bad jest mnóstwo czarnych? On już wiedział, że ma vitiligo. Poza tym, był bogaty, z dobrymi manierami, w kontakcie delikatny. A chciał trafić do dzieciaków, chciał trafić znowu na ulice i być bohaterem dla młodych.
Jest taka piosenka zespołu Hey, Cudzoziemka w raju kobiet. Zbyt szczecińska dla Warszawy, a dla Szczecina zbyt warszawska. Kolor skóry mógł oznaczać przynależność, to były lata 80-te. Wciąż oznacza. A potrzeba przynależności jest w każdym człowieku, nie lubimy być odrzucani. A on był piekielnie popularny i już zaczynano z niego drwić- że operacje, że się wybiela. Nie wiem, na ile MJ był świadom, że zaczął wzbudzać tyle niechęci. Ponoć nie, jak wierzyć jego przemówieniu na Grammy w '93. Mnie osobiście uwierzyć trudno, bo to już rzeczywiście byłaby naiwność.
Nie wiem, czemu zatem robił taką tajemnicę wokół swojej choroby. Był przez to uważany za złego; że zostawia społeczność, z której wyrósł, wyrzeka się jej. To, że dzieje się to poza jego wpływem, zostawiał dla siebie. Czemu?