A jakie są Twoje poglądy? Ja rozumiem, że każdemu większą przyjemność sprawiają informacje i opinie zgodne z jego obrazem świata i jakimś systemem wartości i poglądami niż informacje ów obraz i ów system podważające. Dlatego też przytaczasz mi fragmenty tekstów, które znajdują się na stronie internetowej racjonalista, która z tego co widzę czerpie informacje m.in. z takich źródeł jak niemieckie nazistowskie gazety z 1934 r. Dlaczego mam wierzyć paru ludziom i ich "dowodom" na to że Jezus nie istniał, a nie wierzyć tym ludziom i ich "dowodom" na to że istniał. Jezus mówił sam o sobie, że jest Synem Boga. Może w rzeczywistości był wariatem, szaleńcem, któremu wydawało się, że jest Synem Boga, nie wiem i nie chcę w tej chwili tego rozstrząsać, bo tego nie jestem i pewnie nigdy nie będę w stanie nikomu udowodnić, nawet samej sobie. Wszelkie moje przekonania religijne odkładam w tej chwili na bok. Rozmawiamy tylko o dowodach dotyczących istnienia bądź nieistnienia Jezusa, kimkolwiek był...
w tych czasach przecież historycy, którzy mogliby cokolwiek odnotować, na przykład Józef Flawiusz, ale on Jezusa nie wspomina...
A to ciekawe informacje masz. Sięgnij np. po "Starożytności żydowskie" autorstwa Flawiusza właśnie, a znajdziesz tam m.in. taki tekst
"Istniał także w owym czasie Jezus, mąż mądry, czy jednak godzi się nazwać Go mężem, był On bowiem wykonawcą cudownych dzieł, nauczycielem ludzi, którzy prawdę z rozkoszą przyjmują. Wielu Żydów, wielu też pogan przyciągnął do siebie. Był On Chrystusem. Kiedy Go Piłat oskarżonego przez naszych przełożonych ludzi skazał na śmierć krzyżową, nie przestali Go kochać ci, co Go najpierwsi umiłowali. Objawił im się im bowiem trzeciego dnia jako zmartwychwstały, jak to i wiele innych cudownych rzeczy przepowiedzieli o Nim boscy prorocy(...).
- W Jezusa wątpił Goethe.
- Oprócz wspomnianych powyżej niedowiarków, o "micie Chrystusa" mówią m.in. historyk Constantin François Volney (przyjaciel Napoleona), Charles François Dupuis, W drugiej połowie XIX wieku teolog Bruno Bauer doszedł do wniosku, że chrześcijaństwo powstało w II wieku, natomiast Jezus z Nazaretu i św. Paweł to fikcje literackie (patrz: I znowu zapiał kur). W XX wieku: Benjamin Smith, Robertson, Drews (filozof z Karlsruhe), teolog Hermann Raschke z Bremy"
Czy Goethe i inni żyjący w XIX i XX wieku są dla Ciebie takimi autorytetami i wszechwiedzącymi osobami, że opierasz swoje zdanie na ich poglądach. Nie tylko zdanie, ale to co oni mówili jest dla Ciebie jakimś dowodem na to, że Chrystus nie istniał? Skąd oni mogą wiedzieć co działo się 2000 lat temu, czy mieszkał sobie wtedy na ziemi jakiś Jezus czy nie. Mam wrażenie, że wymieniasz ich tylko po to, żeby pokazać jak wiele osób neguje istnienie Jezusa. Ale to nie jest dla mnie żaden przekonujący dowód, na jego faktycznie nieistnienie.
Poza tym wymieniasz Justusa z Tyberiady i Filona, którzy żyli mniej więcej w tamtych czasach i którzy w swoich zapiskach nie wspominają o Jezusie. To, że akurat o nim nie napisali, a może napisali ale dawno się to gdzieś zapodziało i nie przetrwało do naszych czasów, to nie jest jeszcze dla mnie żadnym dowodem na to, że Chrystus nie żył na ziemi. Być może skoro byli przeciwni chrześcijaństwu to nie widzieli potrzeby żeby pisać w swoich poważnych dziełach o jakimś mało (dla nich) ważnym Jezusie. W dodatku był na tyle kontrowersyjna postacią, że może nawet nie wypadało im pisać o takim szaleńcu, bo kogo za 2000 lat będzie interesowała jego osoba. Ja we wcześniejszym poście wymieniłam Ci parę osób, które żyły około 2000 lat temu i które o istnieniu Jezusa pisali. Więc skoro nie było takiego człowieka to skąd się im to wzięło, żeby o nim pisać? Dla mnie, właśnie racjonalnie na to patrząc bardziej prawdopodobny wydaje się fakt, że skoro kilka niezależnych od siebie osób wymienia nazwisko tej samej osoby, to jest to większym dowodem na to, że ta osoba istniała, niż to, że skoro ktoś nie wspomina - to ma być to dowodem, że takiej osoby na świecie nie było. Mamy XXI wiek, żył sobie taki Elvis Presley (wiem, kosmiczny przykład) część osób w różnych miejscach o nim pisze, a część nie pisze. Za 2000 lat ktoś odkopie parę tekstów w których jego nazwisko się pojawia i parę takich w których się nie pojawia. I ci "racjonaliści z przyszłości" będą się upierać, że nie było, żadnego Presleya bo mają parę rzeczy, gdzie nikt nie wymienia jego nazwiska, a więc skoro nie wymienia to na pewno takiego człowieka nie było.
W drugiej połowie XIX wieku Bruno Bauer doszedł do wniosku, że chrześcijaństwo powstało w II wieku, natomiast Jezus z Nazaretu i św. Paweł to fikcje literackie
A na jakiej podstawie doszedł do takiego wniosku? Jakie miał na to dowody? Chętnie poczytam.
Poza tym...teraz coś ode mnie. Biblia jak wiadomo była spisywana przez 14 wieków od XIII w p.n.e do 96 r. n.e. przez niezależnych od siebie ludzi.
Kim są autorzy Biblii? M.in. David (autor Psalmów) był królem Izraela z którego zrobił silne, niezależne państwo. Salomon, też król Izraela. Czy te osoby sa postaciami fikcyjnymi? Raczej nie. Czy te osoby, tak ważne i nie będące (jak przypuszczam) szaleńcami wystawiałyby się na ośmieszenie pisząc jakąś Biblię o Bogu i o nadchodzącym Mesjaszu?
wierzysz jestes dobry - nie wierzysz jestes ZLY
Skąd wzięły Ci się takie kryteria? Bo mam wrażenie, że w całym poście to zdanie jest akurat Twojego autorstwa. Moim zdaniem to czy człowiek jest dobrym czy złym, czy kradnie czy nie, czy zabija czy nie..., nie ma nic wspólnego z tym czy jest wierzący czy nie.
Tyle jest religii na swiecie i kazda zenujaca , ludzie nie wiedza jak powstawal wszechswiat i wymyslili sobie bogow , byly nawet czasy gdy religia obalala nauke i zabraniano zdobywac wiedze z zakresu ratowania zycia.Lekarzy skazywano na kare smierci gdy przeprowadzali sekcje zwlok.
Fakt. Różne rzeczy były i pewnie jeszcze różne będą.
A propos tego powstawania wszechświatu i ewolucji. Ja jestem gdzieś tak po środku, raz skłaniam się w jedną stronę (że to ewolucja) raz w drugą (że to Bóg). Na wszystko lubię mieć niepodważalne dowody, a jak na razie nie ma takich dowodów ani na jedną teorię ani na drugą. Wszystko na czym się opieramy to hipotezy. Nie ma przekonujących dowodów na to że Bóg stworzył ziemię i człowieka, ale naukowcy też nie mają wyraźnej odpowiedzi na pytanie jak powstało życie. Chemikom jeszcze nie udało się powtórzyć eksperymentów tworzenia życia z materii nieożywionej, oni też nie wiedzą jak to się stało, a biolodzy nie wiedzą jakie reguły gramatyczne leżą u podstaw kodu genetycznego i w jaki sposób geny nakreślają plan kształtowania się istot żywych. Ale nawet jeśli tak by było, jeśli powstałby jakiś organizm - czyli mamy jakąś bakterię, bo to one (podobno) były pierwsze na ziemi i z tej bakterii w przeciągu kilkudziesięciu milionów lat miały by się niby wytworzyć takie narządy jak oko, czy mózg i w ogóle człowiek? Trochę wątpliwe. Ich złożoność wywołuje o wiele więcej podziwu niż najbardziej skomplikowane urządzenia zbudowane przez człowieka. Ewolucjonistom nie udało się wyjaśnić, jak doszło do koniecznego współdziałania wszystkich części składowych tych narządów, żeby można było widzieć, słyszeć lub myśleć. Pytanie: czy to ślepy przypadek, który uchodzi za siłę napędową ewolucji, mógł w odpowiednim czasie połączyć wszystkie te składniki (z jakich zbudowane są poszczególne narządy) w tak złożone mechanizmy? Sto lat temu Darwin miał z tym trudność i napisał, że to iż oko mogło powstać drogą ewolucji jest niedorzeczne. Od jego czasów minął wiek i ten problem nadal jest nie rozwiązany. Darwin na końcu swojego dzieła "o powstawaniu gatunków" napisał: "Wzniosły zaiste jest pogląd, że Stwórca natchnął życiem kilka form lub jedną tylko i że gdy planeta nasza podlegając ścisłym prawom ciążenia dokonywała swych obrotów, z tak prostego początku zdołał się rozwinąć i wciąż się jeszcze rozwija nieskończony szereg form najpiękniejszych i najbardziej godnych podziwu". Darwin daje do zrozumienia, że zagadnienie powstania życia pozostaje sprawą otwartą, stwierdził nawet że "ktoś" w jakiś cudowny sposób zapoczątkował istnienie życia na ziemi, że nie wzięło się ono tak po prostu z niczego.
Niby wykopano tysiące kości i innych dowodów minionego życia. Ale gdyby ewolucja była faktem musiałyby one wszystkie razem wzięte stanowić wystarczający dowód, że jeden gatunek żywych istot przeobrażał się w drugi, niestety tak nie jest. Te skamieniałości wcale nie potwierdzają stopniowego rozwoju, a przecież sam rozsądek podpowiada, że przynajmniej kilka dowodów powinno potwierdzać, że jeden rodzaj życia przekształca się w drugi. Takie przemiany zwierząt jednych w drugie trwałyby zapewne wiele tysięcy lat, więc gdzie są te skamieniałości ogniw pokrewnych, widocznych początków nowych form życia? Przynajmniej w niektórych skamieniałościach powinny być widoczne rozwijające się ramiona, nogi, skrzydła, oczy i inne narządy oraz kości. Np. rybie płetwy powinny się przekształcać w odnóża płazów ze stopami i palcami, a skrzela - w płuca. Przednie kończyny gadów musiałyby się przemieniać w ptasie skrzydła, a kończyny tylne - w nogi ze szponami, łuski powinny się stawać piórami, a pyski - zrogowaciałymi dziobami. I jeśli wierzyć w ewolucję to liczba żyjących zwierząt będących formami przejściowymi musiała być chyba olbrzymia. Moje pytanie brzmi, gdzie one są? Pokażcie mi skamieniałości chociaż jednego takiego zwierzęcia, które ewoluuje. Natomiast jeśli organizmy zostałyby stworzone i pojawiły się nagle, to należy się spodziewać, że w zapisie kopalnym będą się pojawiać nagle bez żadnych powiązań z wcześniejszymi formami przejściowymi. I kości takich "normalnych" zwierząt odnaleziono miliony: kości ptaków, które wyglądały jak dziś znane nam ptaki, kości gadów itd. Wszystkie one są skatalogowane i zidentyfikowane. Natomiast żadnych form pośrednich. Więc co jest? Albo owady. Według zapisu kopalnego pojawiły się nagle i bardzo licznie, nie mając żadnych ewolucyjnych przodków i do tej pory prawie się nie zmieniły. Patrząc na znaną skamieniałość muchy, której wiek obliczono na 40 milionów lat widać, że budowa anatomiczna tych stworzeń jest uderzająco podobna do budowy dzisiejszych much. Skrzydła, odnóża i głowa, a nawet wnętrze jej segmentów wyglądają bardzo współcześnie. Albo dinozaury, które też pojawiły się w zapisie kopalnym nagle bez ogniw pośrednich łączących je z jakimikolwiek przodkami. Bardzo się rozmnożyły, a potem wymarły.
sprawa nr dwa: człowiek.
Żeby nie było, to ja też od dziecka słyszę o tym, że znaleziono szczątki kopalne ludzi przypominających małpy. Naoglądałam się w książkach mnóstwo rysunków stworzonych przez naukowców...z dużą wyobraźnią. Dlaczego teraz w świecie istot żywych nie ma żadnego pośredniego ogniwa pomiędzy człowiekiem a małpą? Albo w ogóle jakiegokolwiek innego zwierzęcia? Gdzie ta cała ewolucja? Dlaczego nasze gady mają te same organy co gady sprzed milionów lat. Od tysięcy lat kot wygląda jak kot, a krowa jak krowa nic się nie zmienia. Do tej pory żyją szympanse, goryle i orangutany i jesteśmy my - ludzie. Znowu żadnych form przejściowych. Biorąc pod uwagę liczbę dowodów, w postaci skamieniałości to ewolucja jest bardziej kwestią wiary niż faktem.
Na podstawowy dowód naukowy składa się żałosna garstka kości, z których naukowcy "zrekonstruowali" dzieje ewolucji człowieka. Jak napisano kiedyś w Newsweeku "Wszystkie te skamieniałości można by ułożyć na jednym biurku". To samo pisało "Science": "Wszystkie dotąd nagromadzone materialne dowody ewolucji człowieka z powodzeniem zmieściłyby się w jednej trumnie i jeszcze zostałoby trochę miejsca. Na przykład wydaje się, że żyjące dzisiaj małpy człekokształtne pojawiły się znikąd. Nie mają dnia wczorajszego, brak ich zapisu kopalnego. A rzeczywiste pochodzenie współczesnych ludzi - stworzeń o postawie wyprostowanej, nie owłosionych, wytwarzających narzędzia, mających duży mózg - jest szczerze mówiąc taką samą tajemnicą". Ponieważ nie ma wielu brakujących ogniw, trzeba było naukowcom na podstawie znikomych dowodów wymyślać ich wygląd i potem tak je traktować, jakby swego czasu rzeczywiście istniały. Pod tym względem też się nauka parę razy ośmieszyła. Na przykład 1912 rok i ten tzw. Człowiek z Piltdown. Przez mniej więcej 40 lat większość ewolucjonistów uznawała ten okaz za autentyczny. Ostatecznie w 1953 roku fałszerstwo zostało wykryte i okazało się, że to tzw. brakujące ogniwo, które miało być dowodem na ewolucję zostało złożone z czaszki współczesnego człowieka, kości szczękowej od zdechłej małpy, zęby jego były odpowiednio spiłowane i chemicznie postarzałe. To samo w przypadku człowieka jawajskiego - okazało się, że jego odkrywca dr Dubois zrekonstruował go z jednego zęba, górnej części czaszki i z oddalonej od reszty o 18 metrów kości udowej. Później przyznał się, że w tej samej warstwie znalazł czaszki ludzkie. I jeszcze człowiek pekiński - wytwór dr Blacka, który został "odkryty" według podobnej procedury co człowiek z Piltdown czyli fałszywie zrekonstruowany na potrzeby "udowodnienia" teorii ewolucji. Inne udowodnione fałszerstwa to: człowiek z Nebraski - w 1922 roku w Nebrasce znaleziono nietypowy ząb trzonowy. Profesor Henry Osborn oświadczył, że ząb ten musiał należeć do jakiegoś stworzenia, które było półmałpą i półczłowiekiem. W 1927 roku, po pięciu latach życia człowiek z Nebraski umarł, gdyż okazało się, że ząb ten należał do pekari czyli jednego z gatunków dzikich świń.
Człowiek neandertalski - w ubiegłym wieku paleontolog o nazwisku Boule zrekonstruował szkielety ludzi odkrytych w dolinie Neander w Niemczech. Po dokładnym zbadaniu okazało się, że byli to ludzie chorzy na krzywicę i artretyzm, ich kompletne kości zostały tak ułożone, że przypominały małpy.
Australopiteki - po wszystkich teoriach dotyczących tych stworów, w 1954 roku Lord Solly Zuckerman po szczegółowych badaniach dowiódł, że były to małpy. W 1974 roku po wieloczynnikowej analizie komputerowej kości australopiteków dr Oxnard obwieścił, o dużym podobieństwie do orangutana.
Hmmm...więc?
Bog widocznie jest bardzo zly pozwalajac aby historia obalala jego "wlasne dzielo"
Nie istotne czy według mnie i co ja na ten temat myślę, ale wg Biblii, bo innym źródłem nie dysponuję, Bóg dał nam wolną wolę, nie ingeruje w to co robimy, jak żyjemy, w to czy prowadzimy wojny itd. Dał nam rozum, i swoje wymagania wobec nas w postaci: Dekalogu i Słowa, (czyli tzw. nasza biblia, która mówi nam o Nim i o tym jak należy "dobrze" żyć)... mamy więc wszystko co nam potrzeba, On nas tylko kiedyś rozliczy z tego jak żyliśmy. Gdyby był tylko Bóg to byłoby zbyt pięknie, jest jeszcze szatan, który sprawia, że świat nie jest dobry i my też.
To ja jednak ładnie poproszę o wydzielenie tematu.