Strona 25 z 91

: sob, 06 mar 2010, 13:05
autor: Speed Demon
Pomyślałem sobie, że może zinterpretuję tekst w bardzo nietypowy sposób (przymrużam oko):
Every where I turn no matter where I look
The systems in control its all ran by the book
I gotta get away so I can free my mind
Escape is (what I need)
Podmiot gra w grę komputerową, prawdopodobnie FPP (widzenie pierwszoosobowe wymienione w tekście), choć nie jest to wprost powiedziane, na starym, złym Windowsie, który kontroluje wszystko zgodnie z instrukcją dołączoną do opakowania. Jest uzależniony od gry i chce się uwolnić - jedynym wyjściem jest naciśnięcie klawisza "Escape".
No matter where I am I see my face around
They pin lies on my name and put them town to town
Don't have a place to run but there's no need to hide
I got ta (Find a place)
Where I won't (Hide away)
Wszędzie widzi swoją twarz - jego oblicze odbija się w błyszczącym monitorze. Ludzie na forach dyskusyjnych opowiadają o nim kłamstwa (że jest kiepskim graczem) i rozsyłają je po forach. Nie ma się gdzie ukryć - nałóg komputerowy i tak wygra.
Escape
Gotta get away from the system, rules and the world today
Escape
The pressure that I feel from relationships had to go away
Escape
The man with the pen that writes the lies that has no ink
Escape
I do what I wanna cuz I gotta be nobody but me
Musi uciec, z dala od systemu operacyjnego, jego zasad i świata, który każe mu grać. Związki - być może przesadzał z grą w Simsy i utracił wszelkie więzi z innymi Simami. "The man with the pen" - prawdopodobnie najbardziej znienawidzony użytkownik innego forum komputerowego, ewentualnie rywal w trybie multi. Chce być sobą - wreszcie uwolnić się od gier.
I tried to share my life with someone I could love
But games and money is all she ever thought of
How could that be my fault when she gambled and lost?
Pierwszy wers - czyżby Simsy?
Drugi wers potwierdza moją teorię - gry i pieniądze - być może uzależnienie od gry ekonomicznej, ewentualnie od którejś części GTA. "Ona przegrała całą kasę" - to pewnie nawiązanie do jednej z gier. Kim jest ona? Być może mafia, która przegrywa kasę na samym początku GTA: Vice City

Why is it I cant do whatever i want to?
When in my personal life freind i dont live for you
Nie może robić tego, czego chce - być może chodzi o gry z mniejszą kontrolą nad postacią, jakiś RPG. Drugi wers - znów Simsy i natrętni sąsiedzi.

I tyle. Zdaje mi się, że ja sam za dużo czasu spędzam przy komputerze...

: sob, 06 mar 2010, 23:42
autor: GosiOla
Wszędzie, gdzie się odwrócę, nieważne gdzie spojrzę
System kontroluje wszystko, zgodnie z podręcznikiem
Muszę się stąd wydostać, żebym mógł oczyścić myśli
Potrzebuję uciec
Z dala od elektrycznych oczu
ula wspomniała przy interpretacji Bad o "Folwarku zwierzęcym" a powyższe słowa kojarzą mi się również z orwellowską wizją świata z książki "Rok 1984" - wszechobecne teleekrany i wszędzie oczy Wielkiego Brata, albo "Nowy, wspaniały świat" A. Huxleya czy "Fahrenheit 451" R. Bradbury'ego. W każdej z nich jest przedstawione, jak może wyglądać świat w jakimkolwiek systemie totalitarnym, gdzie każdy szary obywatel jest od początku swego istnienia poddawany kontroli, dostosowje sie go do określonych norm, jak produkt, i poddaje przeróżnym uwarunkowaniom aby tylko te normy spełniał. Nie ma miejsca na emocje i sentymenty.
Ucieczka - muszę się wydostać z systemu, w którym zagubił się dzisiejszy świat
Oby te słowa nie okazały sie prorocze. Niby żyjemy w wolnym kraju, Michael też żył, a jednak czasem można odnieść wrażenie, że wcale tak daleko nie odeszliśmy od widma totalitarnego świata.
Odnosząc te słowa do autora - nic dziwnego, że czasem mógł się czuć, jakby był osaczony przez jakiś system. W końcu nawet jego Neverland okazał się nie być dla niego oazą spokoju i wytchnienia od wścibskich oczu, które śledziły jego każdy ruch. Mam na myśli głównie media.

Ucieczka - presja, której stawiam czoła z powodu znajomości, których już nie ma
A może chodzi też o znajomość z rodziną Chandlerów? Niby problem został rozwiązany, ale pewnie niesmak pozostał.
Ucieczka - człowiek wypisujący kłamstwa piórem bez atramentu
To mnie trochę zastanowiło - jedyne co mi przychodzi do głowy, to pisanie w internecie przykrych dla MJ kłamstw.
Kiedy odejdę, (oh, odejdę)nie będzie mnie już obchodził ten świat z jego problemami
Jakoś trudno w to uwierzyć w przypadku Michaela, zakładając, że nie chodzi mu o odejście w sensie śmierci. Raczej widzę tu bunt (znowu).

Wygląda na to, że faktycznie po 1993 r. Michaelowi rzucano coraz więcej kłód pod nogi, albo miał takiego pecha i trochę jakby tracił kontrolę nad własnym życiem. Tak wygląda to z naszego punktu widzenia, sugerując się tekstami piosenek można sądzić, że czuł się coraz bardziej rozgoryczony. Do tego film Bashira, oskarżenia i proces - chyba każdy przypłaciłby takie zdarzenia załamniem nerwowym. Był ojcem - z jednej strony dzieci stanowią motor napędzający do działania ale też podświadomie chcemy być dla nich autorytetami - to też jakaś presja. I jeszcze oczekiwania wytwórni i fanów. Całkiem sporo dźwigał na swoich barkach. Chęć ucieczki jest całkiem zrozumiała.

Na koniec, przepraszamthewiz za wyrwanie z kontekstu tych słów, ale nie mogłam się powstrzymać:
thewiz pisze:gatki fanów
:smiech:
albo jeszcze lepiej
thewiz pisze:gatki fanów żądnych nowego materiału
:smiech: :smiech: :smiech:
Tłumacz się kobieto ;-)

: ndz, 07 mar 2010, 0:33
autor: thewiz
Na koniec, przepraszamthewiz za wyrwanie z kontekstu tych słów, ale nie mogłam się powstrzymać:
thewiz pisze:gatki fanów
:smiech:
albo jeszcze lepiej
thewiz pisze:gatki fanów żądnych nowego materiału
:smiech: :smiech: :smiech:
Tłumacz się kobieto ;-)
Ej tam, sprawa jest prosta, gatki Gatki i innych gagatków są zawsze na myśli Agatki. W szczególności w wersji luksusowej, z dobrego materiału, co do zawsze wzbudza pożądanie Gatki i innych. No, co poniektórych przynajmiej.

:szepcze:

: ndz, 07 mar 2010, 14:50
autor: aeval
Specjalnie dla Agatki - Michaelowe gatki -> Obrazek
;-)

: ndz, 07 mar 2010, 16:18
autor: kaem
O! Wraca mój ulubiony wątek na forum- majtki Michaela :-)
Ale wracając do tematu...

Jest mi bliżej, pomimo tła historycznego utworu, do zdystansowanej interpretacji Speed Demona. Dla mnie to piosenka o ucieczce od rzeczywistości, kiedy codzienność zaczyna być zbyt stresująca, zbyt przerażająca. To po prostu piosenka pochwalna dla tego, czym Michael się pałał- rozrywka.
Jest takie słowo, mało w języku polskim popularne- eskapizm. Michael tym słowem posługiwał się na lewo i prawo już w latach 70 w wywiadach. Jak uciekał od zmartwień poprzez pracę na scenie; poprzez radość, jaką mu przynosiła magia, sztuka, spędzanie czasu z dziećmi, zachwyt nad naturą...
Niektórzy historię Michaela porównują do tej, która rozegrała się na Golgocie. Mnie przychodzi inne porównanie, z rolą odegraną przez Bjork w Tańcząc w Ciemnościach. Jest wątek bezwzględnego niszczenia niewinnego człowieka. Tam Selma też miała swoje ucieczki- w muzykę. I taniec zresztą też.
Taki też był cel życiowy Michaela, w pierwotnym zamierzeniu. Nieść ludziom ulgę poprzez rozrywkę. I to jak największej liczbie ludzi. Dlatego w niej tak długo było tyle niewinności, prostej radości, a że była tworzona z autentycznej radości, była daleka od banału. Później, od Thrillera , dobudowywał znaczenia, przekazy wzmacniające siłę piosenek.

Ludzie tacy jak Michael, nie zdarzają się. By być bardzo utalentowanym i nie pragnąć być rozumianym przez masy. By tworzyć proste rzeczy i nie domagać się od mądrych, by zauważyli mądrość w prostocie. By tworzyć rzeczy naturalne i nie rościć sobie praw do tego, by były w galeriach. One i tak tam trafiały w końcu, bo w prostocie siła i mądrość. On w tworzeniu się zapominał (słynny opis palącego się Rolls- Royce'a i MJ komponującego dalej Billie Jean) i tego samego chciał dla słuchaczy. I, do diabła, udało mu się.
To ta magia, którą kochał. By ktoś, kto stracił partnera, kto stracił pracę, ktoś kto nie wie, co zrobić jutro ze swoimi kłopotami, mógł na chwilę o tym zapomnieć i oddać się rozrywce.
Michael w tak prosty sposób pokazywał wielkie rzeczy. Można się rozładować w sposób nie szkodzący nikomu, w dobry sposób. Bez tytoniu, bez alkoholu, bez narkotyków, bez nadużyć. Po prostu.
Z czasem niestety jego życie dopisało bardziej brutalny wymiar rozumienia słowa eskapizm. Im bardziej świat cię rani, tym większa potrzeba ucieczki. Ucieczka zaczyna być metodą radzenia sobie z problemem i sama w sobie staje się szkodliwa. To, co się dzieje u ludzi z pozamykanymi emocjami... Kto zna film i płytę The Wall Pink Floydów, ten wie, o czym piszę.

No i mamy więzienie. Jak myślę o więźniach i próbuję zrozumieć, czemu większość ludzi tam trafiających tak budują scenariusz swojego życia, że tam trafiają, to blisko mi do myśli freudowskiej. W więzieniu jest ciasno,. Są ściśle określone reguły. Wiadomo, co cię czeka, nie podejmujesz żadnych decyzji. Nie masz odpowiedzialności, bo za takiego nie jesteś uważany. To jak przy mamie. Ona odpowiada za ciebie, to ona wie, co dla ciebie najlepsze.
Przecież osadzeni łamią zasady, bo sobie z nimi nie radzą. Podobnie z odpowiedzialnością. Potrzebują ucieczki. Oczywiście podświadomie. Tam coś się uspokaja w duszy, co poza więzieniem jest niespokojne i potrzebuje się rozładować. Agresywnie.

A można sobie na ucieczkę pozwolić dużo, dużo wcześniej. Radzić sobie z problemami, ale też dawać sobie odrobinę luksusu i te chwile, może właśnie kiedy intensywnie słuchasz np. Invincible?
Właśnie mam anginę. Robiłem wszystko, by z chorobą chodzić do pracy. No bo jak porzucić klientów? Jak zostawić działalność gospodarczą? Zajechałem się tak, ze padłem. W końcu wylądowałem w ciągu dwóch dni u 2 lekarzy, w tym raz na dyżurze nocnym.
Miałem za dużo stresu, za mało odpoczynku. Za mało eskapizmu, za dużo myślenia nad tym, co dalej. Ochronił mnie przed dalszymi konsekwencjami organizm i zachorowałem. I teraz odrabiam przyjemnościowe zaległości. Słucham muzyki, oglądam Dextera i czytam Adriana Granta (da się!), na przemian z prasą i książką Z. Miłoszewskiego. Ale mi dobrze. Czuję, że odtajam, pojawiają się pomysły, udało się zaplanować dwa krótkie urlopy... Przypomniałem sobie, co to znaczy być zrelaksowanym.

Muzyka to lekarstwo. Odpoczynek to lekarstwo. Eskapizm to lekarstwo. Ale czasem eskapizm, w nadmiernych ilościach powoduje oderwanie od rzeczywistości i otwarty z nią konflikt i kłopoty.
O tym dla mnie jest ta piosenka.

: ndz, 07 mar 2010, 18:12
autor: anja
Ucieczka. Ucieczka od świata. Każdy człowiek chyba miewa w życiu takie momenty, że chciałby uciec . Uciec od swojego życia, bo dało to życie popalić. Podejmujemy jakieś decyzje, dokonujemy wyborów, ale nie zawsze pamiętamy tak na co dzień, że za wszystko przyjdzie kiedyś nam zapłacić. Fajnie jeśli cena jest dobra i otrzymamy dobre rzeczy: miłość, spełnienie, szczęście. Ale gorzej jeśli cena jest wysoka i dostajemy ból, rozczarowanie i gorycz.

Może za dużo oczekiwaliśmy? Może złe decyzje zostały podjęte? A może nasze dobre chęci zostały źle zrozumiane?
Michael oczekiwał dużo. Ale czy zbyt dużo? Chciał być najpopularniejszym artystą, a równocześnie chciał mieć prywatność. Czy miał do tego prawo? Podejmował różne działania, ale nie chciał być za nie (negatywnie) oceniany. Nie czarujmy się, że chodziło mu tylko o poprawianie świata i dostarczanie ludziom czystej rozrywki. Chciał być najlepszy w show biznesie. Widać, ile radości sprawiały mu nagrody. Rozumiem tę chęć błyszczenia i bycia popularnym, bo chyba każdy z nas ma w sobie taką narcystyczną potrzebę (na mniejszą lub większą skalę) bycia podziwianym. U Michaela to było spotęgowane, podobnie jak u wielu artystów.
Myślę, że mamy prawo do prywatności, ale niestety świat w którym żyjemy odmawia go ludziom znanym. Wydawałoby się, że taki człowiek jak Michael związany od wczesnego dzieciństwa z show biznesem powinien być bardziej odporny na ataki mediów, ale przerosło go to. Skala była zbyt duża. Nie był przecież tak naiwny, aby sądzić, że nie zapłaci ceny za swoją popularność. Jednak cena była wyjątkowo wysoka. A najwdzięczniejszym obiektem ataków są ludzie wrażliwi. Z nich najłatwiej się pośmiać, podowcipkować, bo ci bardziej gruboskórni, zignorują lub powiedzą, beat it (że też Michael nie potrafił tego powiedzieć w swojej sprawie, nawet dosadniej ;-)).
Myślę, że ucieczką Michaela stały się jego dzieci. I częściowe wycofanie ze spraw zawodowych. To nie była zresztą pierwsza ucieczka. On całe życie uciekał. Nawet, gdy był bardzo młody. Jak mówił w wywiadach, wolał pisać piosenki do zabawy, a sam nie lubił imprez.

Jednak nie da się uciec od życia i świata. Świat i tak zawsze nas dopadnie. Obyśmy tylko byli na to możliwie dobrze przygotowani i umieli przygotować się na cios. Ale czy to jest możliwe?
Piszę „świat”, a świat to przecież ludzie. To są też te wszystkie dziennikarzyny, które potrafią się zaprzedać.

Przecież niektórymi sprawami nie chcemy dzielić się ze światem, chcemy je mieć dla siebie i swoich bliskich.
Więc na ile ten świat ma prawo wchodzić z buciorami w nasze życie? Myślałam, że najgorszą rzeczą jaką zrobiono Michaelowi, to było osądzenie przez media w 1993 r. a potem po 2003 r. To złamałoby każdego. Ale kila dni temu szukając czegoś w internecie, natknęłam się na informacje o Michaelu i nieopatrznie kliknęłam zanim pomyślałam co robię. …to były zdjęcia z reanimacji. Szybko zamknęłam komputer. Kiedy parę miesięcy temu ukazały się pogłoski o tych zdjęciach, obiecałam sobie, że nie obejrzę tych zdjęć.

Nie oszczędzono mu nawet tego.

W latach 90-tych po 2003 r. miał szansę się bronić. A teraz?
Więc na ile można wchodzić w czyjeś życie z buciorami? Nawet jeśli to życie się już skończyło…
Czy ta ostatnia ucieczka powiodła mu się?


Speed Demon: fajna interpretacja :hahaha:

: pn, 08 mar 2010, 1:31
autor: a_gador
Kaem, nie wiem jak Ty to robisz, ale zaczynam się bać, bo czytasz mi w myślach. ;-) Kuruj się z tej anginy i wracaj do pracy!
Wczoraj wzięłam się za oglądanie Mega Boxu - zestawu 4 płyt DVD, o którym można poczytać tu
http://www.forum.mjpolishteam.pl/viewtopic.php?t=7753
Na pierwszej płycie wywiady z Michaelem - ten z Oprah, Diane Saywer, Barbarą Walters i kilka innych. Obejrzałam wszystkie i co mi się rzuciło na uszy w wypowiedziach Michaela? Ano właśnie słowa eskapizm, ucieczka, magia i na myśl przyszła mi piosenka Escape. Odwiedzam dziś forum i co widzę w wątku Interpretuj tekst? Ten utwór właśnie!

Ale do rzeczy. Przysłuchując się Michaelowi w tych wszystkich rozmowach moją uwagę przykuła żarliwość i prawdziwa pasja, z jaką mówił o uciekaniu do świata magii, którą sam uwielbiał, ale i którą umożliwiał dzieciom odwiedzającym Neverland - by choć na chwilę mogły zapomnieć o chorobie i oddać się niczym nieskrępowanej zabawie. Neverland i dla niego był ucieczką od rzeczywistości, chwilową, to prawda, ale choćby dla tej krótkiej chwili przynoszącej ukojenie w mierzeniu się z codziennością warto było mieć taki Neverland - jako miejsce na mapie, ale i miejsce w sercu.

W jednym z wywiadów Michael mówi: Tylko na scenie czuję się dobrze. Mógłbym tam spać , a przy tym był świadomy tej ogromnej radości jaką swoim show sprawiał wszystkim przychodzącym go oglądać. Scena. Miejsce, gdzie paradoksalnie normalny człowiek, w sensie nie zajmujący się rozrywką, czułby się najmniej komfortowo, dla niego była domem. My home, my castle mówią Brytyjczycy, ale nie dla Michaela. On się tym domem dzielił, nie uchylał drzwi, ale otwierał je szeroko i przyjmował wszystkich pragnących chwilowego zapomnienia od problemów. I sam przy tym dawał się ponieść fali ludzkich serc, że tak sparafrazuję zespół Daab. Energia tłumu dawała mu siłę, to była jego ucieczka.

Na kolejnej płycie w Mega Boxie można znalezć nagranie z zeznań Michaela, mających na celu ustalenie faktu, czy jest autorem We are the world, The girl is mine i Thrillera. Prawnicy zadają mu mnóstwo pytań, Michael jest baardzo zmęczony i co chwila sięga po szklankę z wodą lub filiżankę. Cała sytuacja jest naprawdę przygnębiająca i kuriozalna. Michael jest spokojny i cierpliwie odpowiada na wszystkie pytania, a ożywienie w jego spojrzeniu i tembrze głosu dostrzec można tylko wtedy, gdy tłumaczy jak powstawała każda z piosenek, zwłaszcza The girl is mine jest szczególnie poddawana analizie. Widać, że mimo okoliczności jest w swoim żywiole, kiedy głosem imituje kolejne fragmenty muzyczne, instrumenty, wyjaśnia co to bridge. Muzyka była dla niego sposobem na życie. Tylko w otoczeniu dzwięków czuł się pewnie.
kaem pisze:eskapizm. Michael tym słowem posługiwał się na lewo i prawo już w latach 70 w wywiadach.
I pozostał mu wierny. Słychać konsekwencję w jego wypowiedziach, a odwołania do magii i pewnego rodzaju dezercja do świata muzyki nie są pustymi dla niego frazesami, ale sednem i sensem życia. To jak mówił Bashirowi Jestem Piotrusiem Panem. Jestem nim w sercu.
Właśnie. Dezercja. Do świata wyobrazni.

: pn, 08 mar 2010, 16:08
autor: give_in_to_me
Eskapizm.

Nie wiedziałam, co pisać w tym temacie do interpretacji tekstu, bo już prawie wszytsko zostało powiedziane (łącznie z zabawną i nietuzinkową interpretacją Speed Demona) i myślałam, że ten odcinek IT sobie podaruję, ale patrzę, post kaema. Eskapizm. To jest słowo-klucz.

Śpiewać nie umiem, ale jestem bardzo wrażliwa, jesli chodzi o muzykę. Muzyka, szczególni,e gdy słysze ja w miejscach publicznych, potrafi mnie wyprowadzić z równowagi albo bardzo ucieszyć. Czasem ktoś coś do mnie mówi, ja nie słucahm, bo w oddali, w tle, leci jakaś piosenka. Nie skupiam sie na słowach rozmówcy, ale na tekście piosenki, rytmie, melodii. To brzydko, ale tak miałąm od zawsze.

Długo nie potrafiłam zdefiniować roli muzyki w moim życiu i tez roli tańca a tańczyc lubię. I jak tak siedziałam w te poprzednie wakacje, czytając wywiady z Michaelem, to tam ciagle sie przejawiał ten eskapizm. I wtedy pomyślałam sobie: THIS IS IT! Muzyka pozwala mi uciec, odlecieć. Zawsze ją włączałam, kiedy było mi źle, ale też kiedy sie cieszyłam. Miałam różne problemy będąc nastolatką i wtedy miałam taki okres, że słuchałam dużo muzyki klubowej. Tam nie jest ważny tekst, ale beat. Z dzisiejszej perspektywy myślę, że gdyby nie muzyka, to mogłabym spokojnie popaść w nałogi. Ta całą ucieczka od rzeczywistości czasem działa troche jak narkotyk. Ja się potrafię muzyką "naćpać", jak już wejdę do klubu i potańczę z 20 minut, to wpadam potem w jakis trans, nie wiem co sie dzieje, nie kontaktuję i nie da się mnie ściągnąc z parkietu. Tak było zawsze, poczynając od kolonijnych czy szkolnych dyskotek. I nie ma to nic wsólnego z alkoholem, mało piję, nie palę, nie wdycham/ nie biorę żadnych wspomagających substancji.

W wakacje miałam pewne rodzinne problemy, a wtedy co tydzień w jednym z klubów nadawali MJ Party. Byliśmy z mężem prawie zawsze, bo trzeba było sie odstresować. Stoisz na parkiecie, sztuczne światło, ogłuszający beat i jak cię to już porwie, to nie masz wyjścia. Lecisz jak Dorotka z The Wiz, jesteś w środku tornada :-) Tańczysz i jest dokładnie tak jak mówił Michael-jesteś tym beatem, tym basem, tymi klaiwszami, tymi smyczkami czy czym tam jeszcze. Ciebie już nie ma, wsiąkłeś, wszystko, co Cię otacza zniknęło, liczysz się tylko ty i to, co słyszysz. To jest twoja nowa rzeczywistość. Nie ma innych kwestii czy problemów. Ty i muzyka to jedność, a tą jedność wyrażasz w tańcu i nieważne, jak tańczysz. Robisz to tak, jak dyktuje ci serce. Miałam tak zawsze, zrozumiałam to dopiero niedawno. Przyznam szczerze, że raz miałam kompletny odlot, przy TDCAU tak się wczułam, że jak się skończyło, to nie mogłam ustać na nogach, czułam ogromny fizyczny ból nie wiadomo skąd, nic wcześniej nie piłam, dobrze się cały dzień czułam, a to był dopiero początek imprezy! Siedziałam 15 min. zgięta wpół przy stoliku jak jakieś zombie, zanim do siebie doszłam, już myślałam, ze mąż mnie będzie musiał reanimować.

Ten eskapzim to naprawde nie są żarty, czasem można przegiąć nenene

Jak już wtedy po zapoznaniu się z różnymi źródłami i odniesieniu pewnych wypowiedzi do tego, czego ja w swoim życiu doświadczyłam, pomyślałam sobie, że jestem Panu Bogu bardzo wdzięczna za to, że kiedyś urodził się ktoś taki jak MJ. Że on był naprawdę darem dla świata, choć przecież darem dla świata jest każdy z nas. Jak miał przyjśc na ten świat po to, by dawać ludziom chwilowe zatracenie w muzycę, tą ucieczke od problemów, o której pisał kaem, a co więcej, Michael zdawał sobie z tego doskonale sprawę, że to jest właśnie jego zadanie, to naprawdę jestem pełna podziwu, że to wszytsko w taki sposób zadziałało. Bo ja jestem przecież jedną z milionów, którzy czują to samo.

Ostatnio oglądałam koncert Shakiry z trasy Oral Fijacion z 2007 r. Koncert w Miami, publicznośc-prawie sami Latynosi, zresztą artystka mówiła prawie cały czas po hiszpańsku, rzadko się siliła na angielski. W Miami mieszka mnóstwo Kubanczyków, bo jak juz sie ucieknie z Kuby, to na Floryde najłatwiej. Pokazywali tam publiczność, jak to na każdym filmowanym koncercie. Całe rodziny, rodzice z dziećmi, nastolatki, czasem nawet zdarzali się starsi ludzie. Widac było ich spracowane twarze, to, że większość sie wystroiła na ten koncert jak do kościoła a i pewnie niejeden musiał na to wydarzenie oszczędzić. Latynoscy imigranci nie pracują w USA na kierowniczych stanowiskach, to najczęściej robotnicy albo niższa klasa średnia. Atmosfera tego koncertu była wspaniała, ludzie tańczyli, śpiewali razem z Shakirą, klaskali, trzymali się za ręcę, ona w ogóle jest koncertowo o niebo lepsza niż w teledyskach i studiu, ma powera i potafi porwać na sobą tłum, grając na gitarze, biegając po scenie na bosaka i śpiewając wszystko na żywo. To jeden z najlepszych koncertów, jakie kiedykolwiek oglądałam. To była fiesta i dzika radość. Ucieczka od różnych problemów, od tego, że jest ciężko, że praca jest ciężka, że nie płacą im kokosów a trzeba jeszcze wysyłać pieniądze rodzinie, do kraju, gdzie wszystko jest na kartki i jeśli cokolwiek zmieniło się od 50 lat, to na gorsze. Część tamtych ludzi pewnie w ogóle jest w USA nielegalnie. Ale miałam wrażenie, że wiekszość się tym zupełnie nie przjejmowała. Bo ta dziewczyna z Kolumbii, ktoś z takiego samego kręgu kulturowego, co kubańscy imigranci, którzy stanowili tam 90 proc. publiczności, pozwoliła im uciec i dać sie porwac zabawie. Choć na chwilę, choć na te dwie godziny. Przez te dwie godziny wielu tamtych fanów było podnoszonych na duchu. I to było piękne. To był eskapizm.

: pn, 08 mar 2010, 22:32
autor: Amelia
Przysłuchując się Michaelowi w tych wszystkich rozmowach moją uwagę przykuła żarliwość i prawdziwa pasja, z jaką mówił o uciekaniu do świata magii, którą sam uwielbiał, ale i którą umożliwiał dzieciom odwiedzającym Neverland - by choć na chwilę mogły zapomnieć o chorobie i oddać się niczym nieskrępowanej zabawie.
To była ucieczka. W zabawę, w zapomnienie. Tak już jest, że gdy mówisz o czymś co daje Ci radość, co kochasz oczy błyszczą i jesteś już jedną nogą w tym świecie. Szkoda, że duża część wywiadów MJ, jest po brzegi wypełniona zaprzeczaniem plotkom. Robił to z pełnym zaangażowaniem. Często bez pytania nawiązywał do tematu. Cały czas przygotowany na ewentualny atak.
Więzienie bez ścian? Jak najbardziej możliwe- obserwowany, szkalowany, podporządkowany zachciankom świata. Więzieniem było dzieciństwo- z katem u boku, rygorem. Chęć ucieczki musiała być ogromna.

Czujecie się wolni? Wolni w wypowiedziach, bez narzuconych poglądów, bez zawstydzenia maszerując w dziwacznych ciuchach i z potarganymi włosami?
Codziennie wchodzę do szkoły i widzę jedną, wielką, zlewającą się kupę ludzi, którzy dążą do bycia kimś innym niż są. Wszystko co jest w nich odmienne, zostaje ukryte, a na wierzch wyłazi bezpieczna nuda.
I powiem wam tak- po części też taka jestem, choć zwalczam w sobie przejawy "normalności"- co staje się wręcz moim krzyżem. Cieszy mnie ironiczny śmiech i komentarz w stylu "wariatka, patrz co ma na sobie", a krzywdzi przyrównanie do mas.
Można powiedzieć- oni więźniowie, ona wolna.
Jest inaczej. Oni w swej celi mają chociaż okno, a ja cztery murowane ściany ze zdziwaczałymi malunkami.
Potrzeba mi być pomiędzy dwoma światami, a nie na skraju jednego z nich.

: pn, 08 mar 2010, 23:10
autor: kaem
Michael chyba walczył o to, by być sobą. By mógł wśród dzieci spędzać czas i obrać to z kontekstu seksualnego, które mu sugerowało społeczeństwo. Nie udało mu się, ludzie wciąż doszukiwali się podtekstów. Czytam A. Granta i widzę, jak on co chwilę coś robił dla dzieci, od dawna, nie tylko w latach 90. Co tydzień niemalże gdzieś był, co chwila sypał groszem na szpitale, fundacje czy rodziny, które z jakiegoś powodu zostały poszkodowane czy gdzieś obdarował jakiegoś chorego szkraba swoją obecnością. Teraz, po 2005 tego nie mógł, bo mógł stracić własne dzieci. Musiał wybierać.
Pamiętacie, jak powtarzał, że jak nie będzie mógł pomagać dzieciom, to się zabije?
Dla niektórych śmierć jest eskapizmem. Myślę dziś o samobójstwie Marka Linkousa. Zwykle w takich sytuacjach chce się mówić o gniewie do samobójcy, bo to największy cios, jaki można sprawić komukolwiek- zabić się. Tymczasem jest mi smutno. Tak się stało, człowiek musiał być na takim poziomie wycieńczenia, że jedynym ruchem dla niego był taki impuls. Cholera; rozumiem, choć nie pochwalam. Znam gniew i agonię tej drugiej, zostawionej strony.. Oczywiście, prawdą jest, że to ucieczka- taka zła, że nic nie rozwiązuje, że zostawia problem na barach kolejnych pokoleń...
Zastanawiam się czy Michael nie miał czegoś z samobójcy. Jest coś takiego jak syndrom ofiary, prawda? Że obrywasz, bo nieświadomie się sam o to prosisz. Ile możesz wytrzymać?

Nie wiem czy to dobry kierunek dyskusji. Amelia zastanowiła mnie swoim postem; wciąż myślę, że granice wolności w sobie reguluje się na wyczucie. To nie musi być kompromis pomiędzy tym, czego oczekuje społeczeństwo, a kim chcesz być ty. To może bardziej kwestia zrozumienia społeczeństwa i własnej niezależności. Robię tak i wiem co myślą inni. Ba, rozumiem ich i w tym się z nimi zgadzam. A w tym nie, bo to ja. A to jestestwo uzupełnia społeczeństwo, czyni je lepszym, więc czemu miałbym inaczej?
Osobiście dążę do takiej wewnętrznej wolności. Czasem ją czuję i wtedy jest jak w momentach, kiedy uciekałem w coś. Tyle, że tu nie uciekam, bo czuję się wolny, a to przyjemne.
Ale zgadzam się, na co dzień żyjemy w jakiejś niewoli i boczymy się z sobą poprzez innych ludzi, w których widzimy cechy, których w sobie nie akceptujemy. Akceptować siebie, wbrew pozorom, to piekielnie trudna sprawa.

: śr, 10 mar 2010, 0:06
autor: GosiOla
Jeśli chodzi o eskapizm to zgadzam się z przedmówcami. Uważam, że jest niezbędny dla zachowania zdrowia psychicznego, jeśli tylko z nim nie przesadzimy. Sposobów na uciekanie od rzeczywistości jest zapewne tyle, ilu ludzi. Ja sama mam ich co najmniej kilka - pozwalają mi odetchnąć, złapać dystans do rzeczywistości, nabrać sił lub rozładować złe emocje. Przyszedł mi do głowy taki banalny przykład z mojego codziennego życia: co się dzieje u mnie w domu po małżeńskiej kłótni (give_in_to_me często wspomina tu swojego męża i aż pozazdrościłam i też raz wspomnę)? Otóż mój mąż zasiada do komputera i zaczyna walczyć z jakimś wirtualnym wrogiem lub eksplorować nowe lądy (interpretacja Speed Demon się kłania) a ja w gniewie rzucam się w wir sprzątania odgrażając się co chwilę moim domownikom, że jak nie będą kłaść wszystkiego tam, gdzie ma być, to ja im to sprzątnę raz na zawsze! Po jakichś 2 godzinach emocje wracają na swoje miejsce i mało tego, że można spokojnie i konstruktywnie porozmawiać (w lśniącym mieszkaniu), to można jeszcze pośmiać się z tych moich wojowniczych haseł, które na co dzień mi się nie zdarzają. Może to głupi przykład ale pokazuje, że na co dzień zaliczamy sporo takich ucieczek, a Wasze posty mi to uświadomiły.
Z tego, co nam wiadomo, dla Michaela ucieczką było tworzenie, scena, przebywanie z dziećmi. Może też wiara, religia. Pewnie miał na "escape" wiele innych metod.
To co dla jednych jest ucieczką dla innych może być więzieniem i na odwrót.

Pewnie interpretacja "Xscape" nie miała iść w kierunku dyskusji o wolności, bo może jakiś inny tekst miał do tego posłużyć. Ale to układa się w logiczną całosć : więzienie - ucieczka - wolność.
Odnosząc sie do postu Amelii myślę, że każdy ma w sobie wolność, tylko czasem nie dostrzegamy jej i nie doceniamy.Nawet, jeśli narzekamy na system, presję otoczenia, warto sobie uświadomic, że to, co z tym zrobimy zależy od nas. Można ulec tłumowi, można się z niego wyróżniać, można znaleźć pomiędzy tym jeszcze wiele różnych wariantów. Dobrze jest mieć świadomość, że cokolwiek się wybierze zawsze będą tego jakieś konsekwencje - czasem dobre dla mnie i mojego otoczenia, a czasem przyjdzie mi zapłacić za mój wybór, ale jeśli ma się tego świadomość, to chyba łatwiej jest zaakceptować taką sytuację.
Myślę, że i Michael miał w sobie tę wolność wewnętrzną. Być może zrobił sobie kiedyś taki bilans zysków i strat jakie może przynieść np. obcowanie z dziećmi i zapraszanie ich do Neverland, może uznał, że korzyści z tego będzie dużo - dla dzieciaków i dla niego, bo były jego ucieczką. Nawet, jeśli spodziewał się, że przyjdzie mu kiedyś za to zapłacić, to może w głębi serca liczył na to, że zmieni coś w świadomości ludzi, że inni też zaczną bezinteresownie pomagać. Nam wydaje się, że to narażanie się było głupotą i nieodpowiedzialnością z jego strony. A co, jeśli to był właśnie jego wybór i dokonał go z pełną świadomością i odpowiedzialnością?
Czasem to, czy nasz wybór był dobry, czy zły pokazuje czas. Szczególnie jeśli w grę wchodzą uczucia. I czasem konsekwencje tego wyboru nas przerastają, tak jak napisała anja. Można powiedzieć - takie jest życie, nie da się wszystkiego zaplanować. I na tym też polega jego urok. Z porażki zawsze można wyciągnąć lekcję.
I tym optymistycznym akcentem mogłabym właściwie zakończyć.
Dodam jednak coś jeszcze co nijak się ma do tekstu i jego interpretacji. Napomknę o pewnym słowie-terminie, mało popularnym w mowie potocznej, podobnie jak eskapizm. Natknęłam się na nie czytając kilka miesięcy temu biografię Marylin Monroe i tak mi idealnie przypasowało do Michaela, że lubię sobie o nim tak mysleć. To słowo miało oddać coś, co było w MM, co tak rozpalało wyobraźnię milionów ludzi, a szczególnie mężczyzn. Termin nie był mi obcy, słyszałam go kilka razy, nie do końca jednak znałam jego znaczenie. Kiedy sprawdziłam, pomyślałam: to jest Michael. Pozwolę sobie zacytować Wikipedię:

Transcendentny to inaczej wymykający się zwykłemu ludzkiemu doświadczeniu, wykraczający poza zasięg ludzkiego poznania przy pomocy podstawowych pięciu zmysłów; niepoznawalny przy użyciu dostępnych środków naukowych.

: śr, 10 mar 2010, 10:10
autor: MJowitek
A nie wydaje Wam się, że Xscape jest poniekąd uzupełnieniem Bad? Przy czym Bad zyskuje nieco inny wymiar, jak dla mnie - pozytywny.

Piszecie tu (i ja sama początkowo chciałam własnie do tego nawiązać), że ucieczką jest w Waszym życiu jakaś zmana zachowania - taniec, gry, sprzątanie.
Według mnie to owszem, może być ucieczką, ale jest też równocześnie oznaką odwagi - odwagi w byciu sobą. Macie odwagę być Bad. Pokazac druga twarz. Jesteście wolni.

Wolni, bo udało Wam się wymknąć z systemu - zbioru reguł, stereotypów, schematów. A przede wszystkim, jest to chyba przejaw wiary w to, że pomimo tego rozkojarzenia muzyką, pomimo zamknięcia sie w pokoju z komputerem, pomimo wywołania traby powietrznej w mieszkaniu, nie zostanie się odrzuconym (przez tych przyjaciół, rodzinę).

Nawiązujac tez do Amelii - ktoś, kto pokazuje tylko jedną swoją stronę, nawet najbardziej oryginalną, może być tak naprawde więźniem samego siebie. Roli, w jaką wpadł na własne życzenie. Bycie oryginalnym, innym, niezwykłym, też może zamykać w pudełku.

Tylko teraz, żeby przewrócić kota ogonem, jak myślicie, czy to odchodzenie od schematu nie jest też schematyczne? W gniewie, smutku czy żalu każdy robi coś innego - lata na miotle, staje się cyborgiem, maluje, zatapia sie w świat muzyki. ale to jest n a s z wybór? Czy przyzwyczajenie? Jak z paleniem - czekam na kogoś, to zapalę. Jestem zła - idę sprzątać.

Prawdziwa wolność zaczyna się dla mnie wtedy, kiedy po ucieczce do lasu z mojego więzienia jestem w stanie wziąć głęboki oddech, i na tym wdechu wrócić w to nieprzyjemne miejsce. Ale taki powrót nie czyni mnie już więźniem, czuje sie wtedy podwójnie wolna.

: śr, 10 mar 2010, 20:23
autor: Amelia
Nawiązujac tez do Amelii - ktoś, kto pokazuje tylko jedną swoją stronę, nawet najbardziej oryginalną, może być tak naprawde więźniem samego siebie. Roli, w jaką wpadł na własne życzenie. Bycie oryginalnym, innym, niezwykłym, też może zamykać w pudełku.
Czuję się więźniem postaci, którą wykreowałam już bardzo dawno temu.
Ciężko jest od tego uciec. Ciężko ukazywac inną twarz- bo jak inni na ten widok zareagują? Dopiero zmiany otoczenia pozwalają na względne przeistaczanie się, na ukazywania innej siebie.
Maska jest jednak niewidoczna- mogę zmieniać swoje obliczę, ale spod warstwy makijarzu zawsze przebłyskuje dawna ja.
Myślę, że aby być wolnym, trzeba znać odpowiedź na pytanie "Kim jestem?". Trzeba siebie znać i akceptować. Dopiero wtedy zjawia się wolność i NASZE więzienia z których wiemy jak uciekać.
Tylko teraz, żeby przewrócić kota ogonem, jak myślicie, czy to odchodzenie od schematu nie jest też schematyczne?
W moim przypadku to przyzwyczajenia, sposoby relaksu, z których wszyscy korzystają- raz wryte w pamięć, są automatycznym pomysłem na radzenie sobie ze stresem.

Czasem wydaje mi się, że ludzie już dawno temu popadli w schemat we wszystkich askeptach swojego życia. Dom, Rodzina, Praca i zainteresowania- mniej lub bardziej ciekawe dla postronnego obserwatora- ale w 98% tak normalne. Muzyka, literatura, kino- nasza wolność, ucieczka ogranicza się do tego. Czy podoba nam się taki normalny świat- każdy marzy lub marzył o życiu innym niż to, które go otaczało- Będę miała lepszego męża niż mój ojciec, będę zarabiała duże pieniądze, będę podróżowała, będę robiła zwariowane rzeczy.. Tak wielu osobom nie udało się. I czy to wina okrutnego świata, czy nas samych- obawiających się zmian?

: śr, 10 mar 2010, 21:39
autor: anja
Ucieczka może być furtką do wolności. Może, nie musi. GosiOla uświadomiła mi, że na co dzień zaliczamy sporo takich ucieczek. Ważne, aby nie zatracić się w tym uciekaniu. Aby to nie był jedyny sposób na radzenie sobie z doskwierającą rzeczywistością. MJowitek pytasz, czy rozwiązując nasze sprawy nie popadamy w jakiś schemat? Często pewnie tak jest. Bo jeśli rozwiązanie sprawdziło się raz, to może innym razem też pomoże. To jest jeden z mechanizmów uczenia się. Działa nawet u naszych mniejszych braci . Jeśli otrzymasz nagrodę, to potem dążysz do powtórnego jej uzyskania. Istnieje tylko niebezpieczeństwo, że jeśli trafiliśmy na niebezpieczne (ale dające szybkie rezultaty) rozwiązanie, to będziemy chcieli go powtarzać. Tak się wpada w uzależnienia (również te psychologiczne). A jak powrócić stamtąd?
Więc Amelio, gdy piszesz
W moim przypadku to przyzwyczajenia, sposoby relaksu, z których wszyscy korzystają- raz wryte w pamięć, są automatycznym pomysłem na radzenie sobie ze stresem
to nie ma w tym niczego złego. To jeden ze sposobów oswajania rzeczywistości. A buntowanie się przeciwko schematom to siła sprawcza i napęd wszelkiego postępu. I fajnie też, że są jeszcze ludzie, którym chce się buntować.

Dla mnie ucieczka nie jest poddaniem się, ani dezercją przed życiem. Czasami potrzebuję takiej pustelni, aby się zregenerować. Lubię chować się do jaskini, choć to podobno mężczyźni tak mają, bo są (podobno) z Marsa. Mam wiele takich jaskiń. Mój azyl to muzyka, to bycie tylko z sobą, z książką, a czasami tylko z naturą, z dala od zgiełku (uwielbiam takie samotne spacery), czasami jest to ostry trening fizyczny. Taka ucieczka pozwala wyciszyć się, nabrać dystansu, a innym razem daje siłę do dalszych zmagań. Czasem uciekam od całego tego zamieszania zwanego życiem do rodziny (emocjonalnie i fizycznie, wtedy reszta świata out), ale też bywa, że uciekam od rodziny. Wiem, że będę kiedyś musiała wrócić. I wracam. Nawet bez wielkiego bólu. Bo przecież kocham ludzi. To oni stanowią o sensie życia.
Więc taka ucieczka daje wolność. Faktycznie pozwala wziąć głęboki oddech jak piszesz MJowitku i skoczyć w życie jak w głęboką wodę.

A co z ucieczką do świata marzeń? Nie mrzonek, ale marzeń.

: czw, 11 mar 2010, 21:38
autor: ula
Ucieczka - muszę się wydostać z systemu, w którym zagubił się dzisiejszy świat
Ucieczka - presja, której stawiam czoła z powodu znajomości, których już nie ma
Ucieczka - człowiek wypisujący kłamstwa piórem bez atramentu
Ucieczka - robię, co chcę, bo tylko z sobą muszę się mierzyć


Tekst trochę w tonie więziennego drylu, o ucieczce i pragnieniu wolności. Odbieram to bardziej jako opowieść o zniewoleniu jakie daje sława. Obok pozytywnych stron popularności przeważają w mojej ocenie jej negatywne aspekty. Z punktu widzenia osoby zwyczajnej moja anonimowość w tłumie jest w porównaniu z popularnością osoby znanej czymś bardzo pozytywnym. Człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy z tego co posiada, irracjonalnie marząc o czymś, nie doceniając wartości swojego życia. Jednym słowem współczuję popularności, bo jest ona pewnym ograniczeniem swobody i wolności, o czym można przeczytać we fragmencie:
Dlaczego nie mogę robić tego, na co mam ochotę? (oh)
Pakujesz się w moje życie osobiste, a ja nie żyję dla ciebie
Więc nie próbuj mi mówić, co dla mnie jest dobre
Martw się sobą
Mogę robić, co zechcę

Można by jeszcze postawić pytanie odnośnie tego fragmentu, czy idol żyje tylko fanów? Czy to daje przyzwolenie na ingerowanie w jego życie? To jakby odpowiedź na dyskusję, która toczyła się kiedyś w innym wątku tego forum, odnośnie świadectwa pewnych fanek, traktujących swoją fascynację jako misję „naprawienia” MJ, nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi. Też uciekałabym przed szaleńcami.

Z czym wiąże się pragnienie wolności? Z ucieczką przed presją otoczenia, przed atakującą prasą, przed zobowiązaniami.
Nieważne, gdzie jestem, wszędzie widzę moją twarz
Pytają o moje nazwisko i wloką je z miasta do miasta
Nie mam gdzie uciec, ale nie muszę się ukrywać
Muszę znaleźć miejsce
Żebym nie musiał się ukrywać

Sława – to twarz na bilbordach, na pierwszych stronach gazet. Nie ma przed nią ucieczki, bo nie ma miejsca gdzie można by było się przed nią schronić, tym bardziej będąc kimś tak znanym jak Michael.

Kiedy odejdę, (oh, odejdę)nie będzie mnie już obchodził ten świat z jego problemami
(ten świat z jego problemami nie będzie mnie już obchodził)

Czy tylko śmierć może być wyjściem, uwolnieniem się z tej matni? Na pewno da spokój i zobojętnienie, ale czy będzie uwolnieniem?

Swoboda to marzenie, aby robić to na co ma się ochotę. Uciec przed sławą i jej ciemna stroną. Sława to ciągłe życie w świetle jupiterów, nawet wtedy gdy nie stąpa się po czerwonym dywanie i gdy ma się wolne od spraw zawodowych. Tu nie ma wolnego, bo etat jest 24-godzinny. Nie ma oddzielenia sfery zawodowej od prywatnej. Jest ciągła presja, aby cały czas być takim, jak w chwili wyjścia na scenę, uśmiechniętym, cudownym zawsze pod kontrolą spojrzeń oceniającego otoczenia. Nie będę ukrywać ja też czytam lub oglądam informacje na temat ludzi którzy mnie fascynują, ludzi sławnych. Ale mam wrażenie, że obecnie „podglądanie” celebrytów osiągnęło rozmiary paranoi. Permanentna inwigilacja jakby powiedział Maks Paradys. Reporterzy biegający, czatujący godzinami i czychający na jakąś sytuację, którą jeśli uwiecznią fotką mogą sprzedać światu za mega pieniądze. Biznesowo najlepiej gdyby było to coś kompromitującego, choć zawsze można tak naciągnąć fakty, aby przedstawiona rzeczywistość spełniała pewne oczekiwania. Czy argumentem ma być cena jaką się płaci za bycie sławnym? To dziękować najwyższemu za to, że jestem kim jestem, i za moją anonimowość.