Strona 27 z 46

: ndz, 19 paź 2008, 23:07
autor: Mandey
Obrazek
Nic w tym dniu nie zapowiadało tak dziwnego koncertu jaki miałem okazję doświadczyć. Godzina spóźnienia zespołu wynikająca z problemów na drodze, mi bynajmniej dała w kość bo zmarzłem na maksa przed halą. Ale jak się później okazało warto było czekać i tupać nóżkami. Zresztą czy kiedyś nie było warto czekać na taki zespół jakim jest ta legenda polskiego bluesa? Nie sądzę. Kto chciał mógł wstąpić do sklepiku sprzedającego pamiątki związane z zespołem i się obkupić w koszulki, plakaty, breloki, cd, dvd, itp. Początek muzycznej uczty to pół godziny koncertu supportu w postaci miejscowej kapeli 99 Procent. Chłopaki zagrali swoje kompozycje a także dwa porywające covery Iry oraz Kultu. Gdy zeszli ze sceny cały czas nie wiadomo było czy Dżem dojechał czy nie. Furgonu ni widu ni słychu... Jednak po 20 minutach wyszedł akustyk by stroić instrumenty wiadomo było że już zaraz, już za chwilę...
Wybiła 21:20 i pierwsze nuty "Poznałem Go Po Czarnym Kapeluszu" poleciały. Maciek Balcar wszedł swoim chwiejnym krokiem na scenę do czego przyzwyczaił już fanów, jednak to co wyrabiał później i kogo na scenę zaprosił zdumiało mnie niesamowicie. Repertuar koncertu wyborny! Więcej, mniej znanych utworów niż standardów co mi bardzo odpowiadało. Można nawet stwierdzić po set liście że zespół na początku grał ostrzejsze numery by w połowie zwolnić i do końca grać już w przewadze ballady. Wybierając się na koncert pożyczyłem od szwagra aparat o możliwościach wiele większych niż mój, dlatego postarałem się o nakręcenie filmików, jeden z "Wehikułem Czasu" wrzuciłem na YouTube aby zainteresowani mogli zobaczyć kapelę w akcji. Wracając do spraw, które mnie zdumiały na koncercie, to po pierwsze dwa skoki w publikę Balcara! W pewnym momencie myślałem że go nie złapali i poleciał na .... ;-) Heh nosili go chyba z 5 minut, ale nam to odpowiadało bo dostaliśmy rozbudowany prawie 10 minutowy "Harley Mój", przejażdżka nieziemska i bitwa na gitary Otręba vs. Styczyński! Niesamowity fragment. Drugi raz strzeliłem karpia :-o jak to oto podczas pierwszego bisu na scenę wyskakuje niespełna 10 letni chłopiec z harmonijką przy ustach i jedzie "Autsajdera". Ciary miałem na grzbiecie że aż miło! Ponad 6 minutowy performance można zobaczyć dokładnie tutaj. Polecam! Miłymi akcentami również były takie perły rzadko grane jak "A Jednak Czegoś Żal", "Piosenka Ekologiczna", "Powiał Boczny Wiatr" czy zagrane na jeden z bisów w innej, ostrzejszej aranżacji "Wokół Sami Lunatycy". Podsumowując koncert mogę napisać że po raz kolejny jestem w pełni zadowolony, choć zabrakło mojej kochanej "Koszmarnej Nocy", której do tej pory nie miałem okazji usłyszeć w wykonaniu Balcara, a także nie zagrali "Naiwnych Pytań", które do tej pory zawsze towarzyszyły ich koncertom na których bywałem. Może następnym razem. Tyle ich koncertów za mną i tyle przede mną ;-) mam nadzieję że kiedyś spełnią moją fanowską małą zachciankę. Na dzień dzisiejszy jestem najedzony Dżemem jednak to długo nie potrwa bo słuchy mnie dochodzą że jeszcze w tym roku, w Lesznie znów... Szkoda że w niedzielę nie mogłem pojechać do Poznania... a właśnie onlyKATE podobało się?

Edit: ...tutaj jeszcze "Do Kołyski", "Magazyn Mód" oraz fragment "Whisky" z tego koncertu.

Skład: Adam Otręba (gitara), Janusz Borzucki (klawisze), Maciej Balcar (śpiew, harmonijka ustna), Zbigniew Szczerbiński (perkusja), Beno Otręba (bas), Jerzy Styczyński (gitara).

Zestaw Przysmaków:
01. Poznałem Go Po Czarnym Kapeluszu
02. To Tylko Dwa Piwa
03. Powiał Boczny Wiatr
04. Piosenka Ekologiczna
05. A Jednak Czegoś Żal
06. Gorszy Dzień
07. Magazyn Mód
08. Józa Silesian Sound
09. Do Kołyski
10. Paw
11. Harley Mój
12. Diabelski Żart
13. Jak Malowany Ptak
14. Wehikuł Czasu
15. Autsajder
16. Wokół Sami Lunatycy
17. Whisky
18. Czerwony Jak Cegła


... kilka fotek...


ObrazekObrazek ObrazekObrazek
ObrazekObrazek Obrazek
ObrazekObrazek ObrazekObrazek

: pn, 20 paź 2008, 22:22
autor: onlyKATE
Mandey pisze:Szkoda że w niedzielę nie mogłem pojechać do Poznania... a właśnie onlyKATE podobało się?
W takim razie i ja dodam coś od siebie.

Czy się podobało? W tym przypadku to chyba pytanie retoryczne.
Już od dłuższego czasu Dżem mi wybornie smakuje, ale po zobaczeniu chłopaków w akcji jeszcze bardziej nabrałam na niego ochoty.
Obyło się jednak bez różnych niespodzianek, skoków i dziecięcego Autsajdera na harmonijce (za którym zresztą nie przepadam, ale duet z Piotrkiem mnie zauroczył ;), jednak i bez tego miało miejsce świetne muzyczne widowisko. A dzięki zespołowi poprzedzającemu, nastrojowo zrobiło się jeszcze przed wyjściem grupy właściwej. Kilka minut wcześniej, stojąc w kolejce, rozprawiałam nad jedną z muzycznych zachcianek, jaką jest np niemożliwy koncert Prince'a. Panowie supportujący, jako jednym z ostatnich kawałków, rozgrzali mnie właśnie Purple rain.
Jak na życzenie.

Chwilę oczekiwania i później mogło być już tylko lepiej.
Dżem wdarł się na scenę bodajże ukochanym Detoxem..
Zagrali jeszcze takie kawałki jak (kolejność oczywiście przypadkowa, a setlista niepełna):
Cała w trawie,
Piosenka ekologiczna,
Nieudany skok,
Gorszy dzień,
Magazyn mód,
Harley mój,
Diabelski żart,
Do kołyski,
Czerwony jak cegła,
Wehikuł czasu,
Paw,
List do M.
Niezwykłe.
Może lista niezbyt zaskakująca dla starych wyjadaczy, ja jednak byłam bardzo spełniona.
Zabrakło mi może takich moich prywatnych smaczków jak np. Kim jestem - jestem sobie, czy co więcej Powiał boczny wiatr, jednak za ostatni bis wybaczam. Stary dobry Skazany na bluesa pozostawił bardzo pozytywne wspomnienia po koncercie. Przekonałam się, że teza 'jeśli go nie znałeś, to nie żałuj' w przypadku legendy polskiego bluesa kategorycznie nie ma nic do rzeczy. ;)
Na mój dobry odbiór występu mogło w dużym stopniu wpłynąć też miejsce mojego bytowania. Jakimś cudem, wchodząc jako jedna z ostatnich na dość małą salę, wcisnęłam się na podwyższenia. Oczy umiejscowione metr nad głowami ludzi, co w efekcie dawało czysty obraz na cały zespół. Jednym z minusów była niestety klimatyzacja, a dokładniej mówiąc, jej brak. Tropiki. Momentalnie zimne piwo stawało się ciepłe, a bluzka bez rękawków sprawiała wrażenie grubego płaszcza. Gorącą atmosferę można by podsumować słowami Maćka Balcara; "Bardzo nam się tu podoba, ale do sauny zazwyczaj chodzimy nago." ;p
Ale to już problem z cyklu tych mniej ważnych...

Podsumowując; koncert Dżemu uważam za udany, a co najważniejsze; nie ostatni. Nie wiem jednak czy taki udany był naprawdę. Aby opinia była obiektywna należałoby zasięgnąć jej u stałych bywalców, mających możliwość porównania z wieloma innymi występami grupy. Ja byłam na razie gościnnie ;)


Obrazek

: czw, 23 paź 2008, 21:49
autor: kaem
Isobel Campbell i Mark Lanegan
11/29/2008 20:00
Filharmonia Łódzka

Obrazek

Tych dwoje różni tak wiele, że odmienność płci wydaje się drobiazgiem.
Ona : Szkocka wokalistka i wiolonczelistka o delikatnym głosie na granicy szeptu. Kiedyś związana z grupą Belle & Sebastian, znanej z inteligentnych piosenek dla wrażliwych.
On: Kalifornijczyk, niegdyś wokalista legendy sceny "grunge"- Screaming Trees, luźno związany z Queens Of The Stone Age , wytatułowany, posępny, mroczny-przynajmniej z pozoru.

Jego niesamowita, hipnotyczna barwa głosu sprawia, że lista tych, którzy chcą by Lanegan zaśpiewał na ich płytach i tych, u których już sie pojawił jest imponująca. Pomysł miała Isobel. Po jednym z koncertów zespołu Lanegana w Glasgow zaproponowała nagranie wspólnej płyty. Zgodził się i wrócił do Los Angeles. Campbell została w domu i pisała piosenki, myśląc nieustannie o tym jak zabrzmią w jego interpretacji.
Kiedy wreszcie miąła okazję posłuchć pierwszej próbki, omal nie spadła ze schodów. Duet ma na koncie dwa doskonałe albumy: Ballad Of Broken Seas z 2006 roku i wydany wiosną tego roku Sunday At Devil Dirt.
Oba spotkały się ze świetnym przyjęciem krytyki i publiczności na świecie, która doceniła stylowe piosenki, odwołujące się do amerykańskiej folkowo-westernowej tradycji ale także do zgoła odmiennych klimatów. Najlepszy przyklad to utwór Come On Baby Turn Me On, który wielu krytyków chciało by słyszeć na ścieżce dźwiekowej kolejnego Bonda. Campbell i Lanegan kontynują tradycję wyjątkowych duetów.
Przed nimi byli Nancy Sinatra i Lee Hazlewood czy Serge Gainsbourg i Jean Birkin. Koncert w łódzkiej filharmonii im. Artura Rubinsteina będzie jednym z najważniejszych tej jesieni.

: pn, 27 paź 2008, 21:56
autor: Maro
A ja w Styczniu przyszłego roku a dokładnie 19 wybieram się na Ne-Yo do Glasgow,tylko nie wiem dlaczego będzie on jako support przed Pussy Cat Dolls więc i wybieram się również na nie :) Ale oczywiście zależy mi tylko na Ne-Yo,który znajduję się na mojej liście koncertowej :)

Obrazek

:happy:

: wt, 28 paź 2008, 21:55
autor: Karolina
Jest 13:00. Uciekam ze szkoły - więcej nie wytrzymam. Nie jem, nie piję. Jadę pod Stodołę. Jestem tu pierwszy raz. Pusto. Ludzie przychodzą po bilety. Kupuję sobie coś do czytania. Około siedemnastej przychodzi mój towarzysz - tata. ;) Nudzimy się. W końcu jest osiemnasta, przychodzą pierwsze dwie fanki. Ludzie z klubu rozwieszają plakaty Uriah Heep i Whitesnake, a ochroniarze rozstawiają bramki. Wychodzę z klubu i ustawiam się w kolejce. Trochę czekania i rozmowy z innymi fanami. Kocham to napięcie. Wpuszczają nas o dziewiętnastej. Szatnia i czekanie pod kolejnymi drzwiami. Upewniam się, po której stronie jest scena (jeszcze jej nie widzę, jest za drzwiami), coby od razu wystartować w dobrym kierunku. ;D Kiedy drzwi się otwierają i ktoś wychodzi, ja już chcę wejść na teren koncertu. Ochroniarze się już śmieją, że taka jestem niecierpliwa. :) Nareszcie wpuszczają. Jestem pod sceną, na środku. Miejsce naprzeciwko Johna Sykesa. Koło mnie ludzie mają polską flagę z napisem Thin Lizzy. Trzymam ją z nimi. O 20:00 wchodzi support: Kruk. Zespół, szczerze mówiąc, nie bardzo mi się podobał. Przy okazji oberwałam od jakiegoś psychola, który stał koło mnie - perkusista rzucił pałeczkę do chłopaków stojących koło mnie. A ten jak się nie rzucił na ich stronę, myślałam, że mi głowę rozbije łokciami. W końcu zdobył ten jakże cenny element, nie przeprosił, bez słowa schował go pod swój sweterek. :wariat: Zbliża się godzina 21:00. Emocjeee. Zaczynam się trząść. Światło gaśnie, zapalają się reflektory na scenie. Słyszę pierwsze akordy Jailbreak. Wchodzi zespół Thin Lizzy. Gitary zagłuszają wokal Johna. Obserwuję Scotta. Gra pięknie, z taką swobodą (chociaż Claptona czy Santany nie pobił oczywiście). ;) Publiczność szaleje. Zostaję zmiażdżona z każdej strony. :) W końcu słyszę głos Sykesa. Brakuje Phila. Ale mój ulubieniec, Gorham stoi i uśmiecha się do mnie. Wariuję z radości (jak zawsze, kiedy łapię ten kontakt - dla mnie to przecież bardzo ważna część koncertu :)). Dalej idą same najlepsze utwory: Waiting For An Alibi, Don't Belive a Word, Are You Ready. Zaczęłam się przyglądać Johnowi - zupełny luzik. Uśmiecha się do fanów, nawiązuje kontakt. To, co lubię. :) Przy Sha-Na-Na perkusista, Tommy, miał niesamowitą solówkę. Reszta zespołu na chwilę wyszła. Bębnił, coraz szybciej, coraz szybciej, wstaje, wszyscy są zachwyceni, Tommy wyrzuca pałeczki. Wszyscy myślą, że to już koniec jego popisu. Ale nie, on nadal gra. Rękami. Szczęka mi opadła, jak zresztą wszystkim. Takiego perkusisty jeszcze nie widziałam. Naprawdę, coś wspaniałego. Dawali czadu do samego końca - mojego ukochanego utworu, Black Rose. Słucham z wielkim uśmiechem na twarzy, patrząc na Scotta. W tym momencie patrzy na mnie, usmiecha się i podchodzi przede mnie. Gra kawałek utworu patrząc na mnie... Piękna chwila, czegoś takiego się nie spodziewałam. :') Później koniec koncertu, nie mam czucia w stopach (nowe glany ;D kiepski pomysł, szczerze mówiąc, ale wytrzymałam), cała szczęśliwa. Dlaczego to tak szybko się skończyło? Lizzy zagrali fenomenalnie. Wszyscy opuszczali Stodołę z uśmiechem. :)

Setlista:
1. Jailbreak
2. Waiting For An Alibi
3. Don't Believe a Word
4. Are You Ready
5. Dancing In The Moonlight
6. Still In Love With You
7. Sha La La
8. solo Tommy'ego Aldridge'a
9. Emerald
10. Suicide
11. Cowboy Song
12. The Boys Are Back in Town
13. Cold Sweat
14. Black Rose

Obrazek
Scott Gorham

Obrazek
John Sykes. Ze Scottem oczywiście. :)

[zdjęcia nie są robione przeze mnie]

LIZZY! LIZZY! LIZZY!

: śr, 29 paź 2008, 21:00
autor: kaem
Michael Jackson mi się śnił. Inny niż zwykle. Rozmawiał ze swoimi fanami indywidualnie i oczywiście zgoda na wejście graniczyła z cudem. To był jednak ostatecznie mój sen, więc się udało. Wszedłem do pomieszczenia przypomniającego salę konferencyjną. Podszedł do mnie. Był krótko obcięty; miał proste, siwiejące włosy. W pomieszczeniu jeszcze była kobieta i było widać, że są dla siebie ważni.
Podjął rozmowę. Był niezwykle ciepły i uważny. Daleki od Michaela, potrzebującego i prowokującego wrzawę i uwielbienie.

Obrazek

W poniedziałek, w Chorzowie, byłem na koncercie Tord Gustavsen Trio. Tord Gustavsen jest wyśmienitym norweskim pianistą, grającym stonowany jazz. Towarzyszy mu kontrabasista i perkusista.
Myśląc, jak opisać koncert, przypomniał mi się ten sen. Bo taki był Tord Gustavsen. Ciepły, czuły, uważny. Młody, jeszcze trzydziestoparolatek, w przerwach w ruchach ciała prezentujący się jak stary profesor akademicki.
Muzyka bez słów, a opowiadająca historie, które porywają. Miałem ich wiele w głowie, gdy słuchałem. Dorota, z którą byłem, zdjęła buty i chciała tańczyć, choć jego muzyka niezwyczajnie taneczna. "Wiesz, on brzmi dotykowo"- powiedziała po koncercie.
Zapachniało Skandynawią.

Obrazek

: wt, 04 lis 2008, 23:57
autor: Speed Demon
Jak wiadomo, Whitesnake do Polski przyjeżdża 2 grudnia. Wczoraj, gdy wracałem z przyjacielem pociągiem ze stolicy, wyciągnął on nagle bilet na Snakeów i machając nim rytmicznie, zaczął ochładzać powietrze w przedziale. Wkurzyłem się, że mi nie powiedział, że będzie kupował. Dodał do tego, że zostały w punkcie sprzedaży biletów w Empiku jeszcze tylko trzy egzemplarze. Następnego dnia, zaraz po pierwszym wykładzie przebyłem drogę z Bielan do Centrum (ok 10 km) w kilka minut i biegiem ruszyłem do Złotych Tarasów do Empiku. Młoda dziewczyna za ladą oznajmiła mi, że "chyba jeszcze są" [bilety]. Tak, były:) kupiłem i na pewno zamieszczę relację, bo Mandey zainspirował mnie swoją o Dżemie. Kilka lat temu byłem na nim w Stodole, teraz na Whitesnakeach, zaczynam lubić to miejsce.

: śr, 12 lis 2008, 15:18
autor: Pank
Tylko się upewniłem.
Pank pisze:Waglewski Fisz Emade. Warto było czekać. (...) Sztuką jest nie tylko nagrać świetną płytę, lecz przedstawić ją jeszcze lepiej, najlepiej w nieco odmiennych aranżacjach, na koncercie. Waglewskim z zespołem udało się to znakomicie. (...) Chromolę na koniec więc zabrakło.
A było w ostatni czwartek, w Stodole. Na samym początku. Zanim na scenie zaczęli pojawiać się po kolei muzycy rodzinnego projektu. Koncert, w porównaniu do tego na Off Festiwalu, nieco dłuższy. I obfitujący w kilka miłych niespodzianek, jak chociażby popisy Emade na perkusji. Albo utwory tak mile przeciągane w nieskończoność, gdzie popisać mogli się też inni zgromadzeni na scenie muzyce. Chociażby Mariusz Obijalski na klawiszach. Szkoda tylko, że Waglewscy nie stworzyli na potrzeby trasy koncertowej czegoś dodatkowego. Albo nie odświeżyli jakiegoś starocia z rodzinnej płytoteki, na wypadek drugiego bisu. Bo może i Sport jest i fajny, i chwytliwy, ale żeby dwa razy?... Ale skala tego, do czego można się przyczepić, chyba dobrze obrazuje, jak dobry to występ był.

Waglewscy koncertują teraz samodzielnie. Będzie Fisz z Emade promujący Heavi Metal, w najbliższym czasie zapowiadają się też w pobliżu dwa koncerty Voo Voo. Nie słuchałem jeszcze ich nowego albumu, się przymierzam.

: śr, 12 lis 2008, 23:16
autor: MJackson
kaem pisze:Kraftwerk w Krakowie, w byłej Hucie Sendzimira.

Pank: Świetnie, że byłaś, ale to chyba nie powód by kopiować cały post Kaema, by dopisać tylko jedno krótkie zdanie :-|
A ja tam byłam ;-) ;-)

: sob, 15 lis 2008, 13:19
autor: kaem
MJackson pisze:A ja tam byłam
Chętnie bym przeczytał coś więcej, np. Twoje wrażenia.

27 listopada w katowickim kinoteatrze Rialto, tuż nieopodal mieszkania jednego z naszych forumowiczów, odbędzie się koncert wyjątkowy. Autor najważniejszej polskiej płyty od czasów Okrągłego Stołu, twórca najciekawszego muzycznego festiwalu i frontman najpopularniejszego polskiego zespołu gitarowego, Artur Rojek, przedstawi swój dorobek solowy z towarzyszeniem kwartetu smyczkowego (pachnie Kronos Quartet, prawda?). Pewnie można będzie spodziewać się i nagrań z płyty Lenny Valentino i piosenek z właśnie powstającego solowego albumu Artura.
To będzie wielkie wydarzenie!

Przy okazji, był ktoś przedwczoraj na koncercie Lauryn Hill?

: ndz, 16 lis 2008, 23:33
autor: kaem
Wczoraj byłem na koncercie Low, w chorzowskim teatrze. Wszystko przysięgło się przeciwko mnie tuż przed wyjściem z domu. Odłożyłem wcześniej bilet tak, by mieć go w zasięgu ręki. Dziwnym zbiegiem okoliczności bilet tam się nie znajdował, kiedy go chciałem wziąć i wyjść. Przyjechał Marek (z zagranicy, na chwilę i głównie na ten koncert), którego bardzo lubię i z kim chciałem pogadać, połazić po Katowicach, przed występem. Biletu nie ma jednak i nie mogę wyjść. Przetrząsłem wszystkie miejsca, które były potencjalnymi porywaczami i mogły 3mać bilet jako zakładnika.
Nic.

I gdy już poczułem, że praca zespołowa w szukaniu spełzła na niczym i furia minęła, i bezsilność mija i pojawia się smutek i spokój, przyszedł pomysł, jak wyjść z opresji- poszukać na gg informacji, którą pisałem komuś, które to dokładnie miejsce na koncercie (rząd, numer) jest i zapytać w kasie, czy mnie na nie wpuszczą, wcześniej informując o zaginięciu biletu.
Pomysł pojawił się, gdy pomyślałem, że inni mogą być życzliwi, a ja słusznie myślę, kiedy mi już na czymś obsesyjnie nie zależy. Że mogę się pogodzić ze stratą. Stratą wieczoru, stratą zabawy, stratą spotkania się z kimś. kto jest ważny.
I kiedy popatrzyłem do góry na Najwyższego z prośbą, by pomógł... Bilet wyskoczył sam. Wyprysnął z półki. Nie wiem jak, nie wiem jak- naprawdę.

Obrazek

Niby piszę o totalnej pierdole i nawet małej własnej histerii z powodu jakiegoś drobiazgu, którym jest kawałek papieru, tak jednak rozgrywają się duże rzeczy pod plaszczykiem małych. Bezsilność, panika, ochłonięcie, wiara. I potrzeby- przyjaźni, wyczekiwanie odpoczynku po pracy, strata. Dystans.
Koncert okazał się nierówny. Były momenty, że jaźń wywracało do góry nogami, a były też takie, że odpływało się myślami gdzie indziej, bo zbytnie chiloutowanie na gitarze nie przykuwało uwagi.
Muzycy z zespołu pochodzą z USA. W składzie jest wokalista i gitarzysta, gitarzysta basowy i wokalistka, która równocześnie jest perkusistką. Grają tzw. slow core, czyli spokojną odmianę rocka z oszczędnymi aranżami. Dynamizm rozgrywa się w wokalu i emocjach. Zespół działa od 1993 roku. Przez wielu wpółczesnych muzyków Low spostrzegani są jako legenda i inspiracja.

Low- Monkey
Low- Death of A Salesman
Low- In Silence

A z Markiem jak zwykle fajnie się gadało.

: śr, 19 lis 2008, 23:33
autor: Maro
No i byłe na koncercie Kanye West w Glasgow,powiem Wam że mi się bardzo podobał,pierwszy raz w życiu byłem na takim koncercie.Kanye wyszedł na scene około 21.15 i grał do 23.00.Dużo ludzi,około 11 000 :)
Set listy wan nie zaprezentuje,ale większość piosenek była z albumu Graduation.

Zdęcia nie najlepsze można zobaczeć tutaj :

http://bebo.gazeta.pl/PhotoAlbum.jsp?Me ... 9440214619

A filmiki tutaj(3):

www.youtube.com/mjmaro

na kompie mam wiecej,ale tylko te umiesciłem :)

Następny przystanek Ne-Yo 19 styczeń w Glasgow,wybiera się ktoś ?! :D

:-)

: pn, 24 lis 2008, 22:27
autor: kaem
Tricky to mały skur*iel. Łobuz i ladaco. Jego zespół wczoraj łoił na gitarach i perkusji, że aż miło. Dał sobie spokój z tymi rockraggawymi klimatami, bo to pierdoły przecie były. Czasem przesadzał i stawał się jakoś nijako punkowy, ale ok. Najlepiej wg mnie, kiedy rock spotykał się z trip hopem, bo to tożsamość tego artysty i bez niej staje się dla mnie kimś innym. Gdy łomot spotyka się z klimatem, to czegóż chcieć więcej?
Ludzie świetnie się bawili, a krakowski Klub Studio znowu taki duży nie jest. Aplauz oczywiście wzbudzały piosenki z pierwszej i najlepszej płyty Maxinquaye: Overcome, Black Steel, Pumpkin, ale i z tymi nowszymi była mlodzież obeznana, bo z kolegą śpiewała w wielogłos.

Obrazek

A ja sobie patrzyłem, czasem przeklinałem z zachwytu i myślałem, że jeszcze niedawno byłem u niego na wsi. Bristol brzydki jak Tricky. A Tricky to mały skur*iel jest.
P.S. Tylko Martiny Topley- Bird trochę żal. To był ktoś... Ta obecna biała smukłość niezła jest, a głos na miejscu i w tonacji wieczorowej wczoraj obowiązujcej, ale jakoś tak... Lepsze charakterne.
Próbki z dyskografii Tricky'ego:
Overcome
Black Steel
Poems
____________________
Obrazek

: wt, 25 lis 2008, 10:45
autor: malakonserwa
kaem, co Ty tak tego Tricky'ego wyzywasz od sku*wieli?

: wt, 25 lis 2008, 21:41
autor: kaem
Nie wyzywam. Ma obsceniczne teksty, image złego chłopca i *(^&&%*^*wsko dobrą muzykę. A Ty co o nim sądzisz?