Strona 28 z 91

: śr, 24 mar 2010, 19:38
autor: kaem
Speed Demon pisze:"Lucy in the Sky with Diamonds"
Trochę żartobliwie, ale i może na rzeczy. Film, jak by nie było, jest psychodeliczny. Wystarczy zerknąć na kostiumy czy scenografię. Do tego jazzujące wstawki Quincy Jonesa. Wiesz, Speed, ten film ma coś z narkotycznego odlotu. Strasznie wciąga, i to za każdym razem. Ale otrzeźwia na końcu.
Poppy Girls to psychodelia w czystej postaci. Ten epizod zresztą w filmie nawiązuje i do narkotyków i do prostytucji.
To był kłopot The Wiz- film ten to taka świnka morska- ani świnka ani morska. Nie był adresowany jednoznacznie dla dzieci, ani dla dorosłych. Bardziej chyba dla dorosłych, z duszą dziecka. Są tam bardzo wyraźne odniesienia do dylematów człowieka dorosłego- mogące być nieczytelnymi dla dziecka, a jako język użyto jest języka dziecięcego. Dla mnie to czyni The Wiz filmem szczególnym.
Na mnie działają takie przestrzenie, jakim posłużyli się scenarzyści, a których screenshoty są na początku tego wątku. Opuszczony cyrk, wielka huta (fabryka Złowieszczki), metalowy plac zabaw (Munchkinowie). Miejsca pełne dziwnych przedmiotów na dużej przestrzenni i wolne od ludzi. Robi na mnie hipnotyczne wrażenie.

Ale wracając do Czarnoksiężnika.. Taka postać, która udaje kogoś, kim nie jest. Mam wrażenie, że każdy w swoim życiu przybiera maski, kreuje siebie, a w pewnym momencie łapie się na tym i próbuje się z tym rozliczyć. Takie truizmy w stylu" próbuję odnaleźć siebie". Albo manifestacja "jestem tym kim jestem". Pamiętacie Michała Wiśniewskiego, jak posługiwał się tym hasłem? Czy to było autentyczne czy kolejna maska, następna autokreacja?
Co miała Dorota na myśli mówiąc: "...musisz zacząć od tego, by inni zobaczyli kim naprawdę jesteś"?

: śr, 24 mar 2010, 20:44
autor: MJowitek
Celowo nic nie piszę teraz w tym wątku, chciałam najpierw przeczytać pewną książkę, Rozmowy z Bogiem Neale Donald Walsch. Znajomy mi pożyczył w wyniku pewnej rozmowy. Coś mi mówi, że może pasować do tego Czarnoksiężnika. Pewnie do soboty nie zdążę.

Ale skoro kaem pisze:
kaem pisze:Takie truizmy w stylu" próbuję odnaleźć siebie"
to ja odpiszę, choć ciut, cytując:

Życie to nie proces odkrywania, lecz tworzenia, i w tym tkwi najgłębszy jego sekret. Ty nie odkrywasz siebie, lecz siebie tworzysz. Na nowo. Trzeba wiec, abyś dążył nie do ustalenia, Kim Jesteś, lecz Kim Pragniesz Być.

I niech powyższe posłuży jako interpretacja zdania:

Ale skoro już wiem czego chcesz
Drogę do Czarnoksiężnika wskazać Ci mogę też.

Pomijając kwestię, że filmowy Czarnoksiężnik jest dla mnie kreatorem mody:), jest też Kreatorem mnie. Każdego.

[...] Celem owego podziału było doprowadzenie do powstania cząstek Mnie, abym mógł poznać siebie na drodze doświadczenia. Tylko w jeden sposób Stwórca może poznać doświadczalnie swą istotę Stwórcy, a mianowicie przez Stworzenie. Toteż wszystkim mym duchowym potomkom udzieliłem tej mocy tworzenia, którą posiadam jako całość.

Nie wiem czy jest po co coś dodawać ode mnie. Nawet jeśli, to i tak lecę na spotkanie które miałam w sobotę. Poza tym nie o wszystkim umiem pisać, za mało jeszcze wiem.

: czw, 25 mar 2010, 23:36
autor: kaem
MJowitek pisze:Życie to nie proces odkrywania, lecz tworzenia, i w tym tkwi najgłębszy jego sekret. Ty nie odkrywasz siebie, lecz siebie tworzysz. Na nowo. Trzeba wiec, abyś dążył nie do ustalenia, Kim Jesteś, lecz Kim Pragniesz Być.
Ease On Down Ease On Down The Road...

Tak to jest. Niedawno rozmawiałem z księdzem i pytałem, jak to w końcu jest po śmierci. I usłyszałem, iż teologowie podkreślają, że tam nie ma czasu, przestrzeni. Zapytałem, jak to rozumieć. Powiedział, że jest tylko teraźniejszość, nie ma przeszłości i przyszłości. Trochę taka wieczna medytacja, doświadczanie jestestwa. Nie chodzi o posiadanie, o zdobywanie, o cel. Jest dążenie i trwanie. Dynamika. Reszta jest statyczna, a statyka- rzeczy, cele, zrealizowanie- oznaczają śmierć.

Dziś jechałem do Krakowa w sprawach zawodowych i w okolicach Biznes Parku, jak to zwykle, wsiadło mnóstwo ludzi. Zrobiło się gwarno. Było o czym posłuchać. Takie wymiany zdań, kto pod kim pracuje, te uśmiechy znane mi z kursów menadżerskich na zasadzie jestem przyjazny, jak z centrum handlowego, w czym mogę pomóc. Zwykle zazdrościłem, że ci ludzie pracują za wielkie kwoty i mają frajdę. Ale byłem tam, na ich miejscu kiedyś. Wiem, że to oznacza bieganie z jednej korporacji do drugiej. I ciągła gonitwa za samorealizacją. Za celem. By potwierdzać swoją wartość. Worek bez dna. Jak to dalekie od duchowości. Jej brak w końcu odbija się u tych ludzi i wyraża w depresji, zaburzeniach osobowości, kryzysach życiowych.
Nie jestem tak różny od tych ludzi. Ale też coraz bardziej szukam gdzie indziej. I, tak jak piszesz MJowitku, zauważam, że chodzi o dążenie. Owszem, stawianie celów, ale nie przywiązywanie się do nich, a bardziej poczucie drogi. To może być fajne, choć trudne.

Ease On Down, Ease On Down The Road...

: pt, 26 mar 2010, 0:22
autor: a_gador
kaem pisze:chodzi o dążenie. Owszem, stawianie celów, ale nie przywiązywanie się do nich, a bardziej poczucie drogi. To może być fajne, choć trudne.
Mówi się, że trzeba mieć w życiu cel, stawiać sobie wyzwania, żeby nie zgnuśnieć. Taka samorealizacja, by dbać o poczucie własnej wartości. Tylko że ten lub inny cel raz osiągnięty przestaje mieć dla nas znaczenie, które mu podczas drogi do jego osiągnięcia, przypisywaliśmy. A przecież tyle czasem łez wylaliśmy, czasem w ruch poszedł ten lub ów przedmiot, bo dość mieliśmy tego szarpania się ze sobą lub z innymi idąc tą drogą właśnie. I kiedy w końcu możemy się cieszyć sukcesem, to owszem świętujemy, ale potem przechodzimy nad nim do porządku dziennego, zapominając o wysiłku, o wyrzeczeniach, o trudnościach. To co osiągnęliśmy, nie jest już dla nas interesujące, więc szukamy nowego celu i wyruszamy w nową drogę. I tak to nasze życie dzieli się jak w matematyce na odcinki, a ich długość i ilość nie jest stała i przybiera indywidualny kształt. I skoro, jak pisze MJowitek, siebie tworzymy z doświadczeń, z przeżyć to żaden mag nie jest nam potrzebny, bo przecież każdy ma go w sobie. Problem tylko w tym, czy damy sobie szansę i pozwolimy mu się poprowadzić, zakładając oczywiście że nasz czarnoksiężnik, jakkolwiek czerń ma w nazwie, ma jednak dobre intencje i nie pozwoli nam zboczyć na bezdroża w czasie wędrówki.

Edit.
W związku z drogą oznaczającą życie, przypomniały mi się dwie świetne polskie piosenki. Zespołów Vox ...
Los Cię w drogę pchnął
i ukradkiem drwiąc się śmiał,
bo nadzieję dając Ci,
fałszywy klejnot dał.
A Ty idąc w świat
patrzysz w klejnot ten co dnia,
chociaż rozpacz już od lat
wyziera z jego dna (co dnia),

Na rozstaju dróg,
gdzie przydrożny Chrystus stał
zapytałeś: dokąd iść?
frasobliwą minę miał.
Przystanąłeś więc,
z płaczem brzóz sprzymierzyć się
i uronić pierwszy raz
w czerwone wino łzę (w wino łzę).

Szczęśliwej drogi już czas
mapę życia w sercu masz,
jesteś jak młody ptak.
Głuchy jest los, nadaremnie wzywasz go, bo twój głos...

Idziesz wiecznie sam
i już nic nie zmieni się,
poza tym, że raz jest za,
raz przed tobą twój cień.
Los Cię w drogę pchnął
i ukradkiem drwiąc się śmiał,
bo nadzieję dając Ci,
fałszywy klejnot dał (tak chciał).
... i Myslovitz
Kupiłaś mi książkę z drogą w tytule,
fantazja przeczy nudzie.
Na niebie naprawdę nic się nie dzieje,
drogami rządzą ludzie.

Dzieciństwo minęło stanowczo zbyt szybko
Oboje jesteśmy zmęczeni
Niestety nie można w żółwim tempie
przemierzać autostrady

Świst jest zaletą samą w sobie,
która odsłania wady.
Pamiętasz jak kiedyś byliśmy pewni,
że zawsze będziemy na Ziemi...

Zabrałaś mi książkę z drogą w tytule
i już zauważam zmiany
w postępowaniu i ciele moim
jestem zakłopotany...

Powiedz mi teraz co mam zrobić
z tęsknotą za siódmą stroną
Na ósmej ludzie mieli się spotkać
ostatnia była wyśnioną.
Pamiętasz jak kiedyś byliśmy pewni,
że zawsze będziemy istnieli...
I jeszcze Oda do młodości.

Często o wydarzeniach w naszym życiu mówimy "Tak chciał los", wierzący powiedzą "Taka była wola Boga", jakbyśmy, niczym marionetki poddawali się, ulegali sile nieodgadnionej i potężniejszej od ludzkiej woli. Ciekawe czy taka bierna postawa wynika z wewnętrznego przekonania, czy z lenistwa i nieudolnej próby jego usprawiedliwiania. Ja skłaniam się, ku temu, że to jednak drogami rządzą ludzie, a los jest głuchy, bo to my jesteśmy dla samych siebie, tak po Mickiewiczowsku sterem, żeglarzem i okrętem. Tylko, że ten ogrom władzy nad własnym życiem po prostu nas przeraża. A każdy sam musi się z takim odczuciem uporać i w końcu ruszyć z miejsca.

: pt, 26 mar 2010, 21:04
autor: ula
Kim jest Czarnoksiężnik. Hm…Przychodzi taki moment gdy, jak pod wpływem czarodziejskiej różdżki, zmienia się nasze życie. Właśnie ten „magiczny” dotyk losu sprawia, że przychodzi okres bądź to spełniania naszych marzeń, bądź etap realizacji czarnej wersji życiowego scenariusza. I o ile w pierwszym przypadku chciałoby się, aby czas ten trwał wiecznie, to w drugim marzy się jak najszybszy koniec tego nierealnego jakby się wydawało snu. Och marzy się wówczas mag, który cofnąłby czas lub choćby przeniósł w jego spokojniejszy moment:
Zaczarowany eliksir z bąbelkami
I dziwną pianą każe wypić Ci
I nim się obejrzysz
W domu będziesz w mig

Te życiowe wzloty i upadki dotykają wszystkich. Nie ma możliwości aby ich uniknąć. Filmowy Czarnoksiężnik stawia Dorocie i jej przyjaciołom warunek po spełnieniu którego zrealizuje ich życzenia, podobnie los stawia nam warunki i w zależności od wyboru jakiego dokonamy wywiązuje się stawiając nam na życiowej drodze mosty lub rzucając pod nogi kolejne kłody. Wydaje się, że niekiedy jesteśmy bezsilni wobec tego co zsyła nam los, ale przecież zawsze podszyte jest to naszym wyborem, decyzją, którą podjęliśmy czasami dokonując, mądrego a czasami nie, wyboru.
Zmiany dokonują się w naszym życiu cały czas, ewoluujemy w każdej dziedzinie swojego życia. Zdobywane doświadczenie i dokonywane wybory mają nas doskonalić ucząc i uwrażliwiając, sprawić aby drugi raz nie popełnić tego samego błędu, aby nie krzywdzić innych, aby stać się kimś lepszym a wtedy lepsze będzie to co w zamian dostaniemy od losu.

: sob, 27 mar 2010, 11:30
autor: kaem
Czarnoksiężnik w The Wiz dla postaci z filmu był potrzebną nadzieją. Na szczęście główni bohaterowie filmu nie polegali tylko na nim, jak na zbawieniu. I to było kluczem do sukcesu.
Michael miał marzenia i wierzył w ich spełnienie, ale też pracował nad nimi. Jak w banalnym, a prawdziwym stwierdzeniu- można wierzyć w marzenia, ale należy też im pomóc się spełnić.
Skoro jesteśmy przy filmach...

Tekst tygodnia:

Ben
Album: Ben (1972)
Autor piosenki: Don Black i Walter Scharf


Posłuchaj z youtube<<


Trochę historii:

Piosenka to utwór tytułowy pochodzący z albumu, który ukazał się w sierpniu 1972 roku w USA, a w grudniu tego samego roku w Wielkiej Brytanii.
Kompozycja pierwotnie miała być wykonywana przez Donny Osmonda, ale Donny był w trasie i autor tekstu, Don Black, zasugerował Michaela.
Piosenka stała się pierwszym numerem 1 Michaela, w USA singiel sprzedał się w ilości 1.7 miliona egzemplarzy. Tym sposobem Michael Jackson stał się 3 najmłodszym piosenkarzem (po Stevie Wonderze i Donnym Osmondzie), który zdobył szczyt Billboardu. Również w Australii Ben stał się hitem #1 (przez 8 tygodni). W Wielkiej Brytanii utwór dotarł do miejsca 7. Piosenka wygrała nagrodę Golden Globe i była nominowana do Oscara. Michael wykonał piosenkę na ceremonii rozdania nagród.

Obrazek

Piosenka stała się kompozycją przewodnią do horroru Ben, sequela filmu Willard.
Za filmweb, Willard opowiada o towarzyskim wyrzutku, Willardzie, który jest obiektem drwin dla swoich współpracowników, a ostatecznie zostaje zwolniony z kampanii zapoczątkowanej przez jego zmarłego ojca. Jego jedynymi przyjaciółmi jest para szczurów, którą wychował w domu- Ben i Socrates (oraz ich stale wzrastająca liczba przyjaciół). Szczury są bardzo inteligentne- umieją czytać i wypowiadać proste słowa. Kiedy Socrates zostaje zabity w pracy, Willard wpada w szał i używa swoich szczurów aby zaatakować tych, którzy go dręczyli. Na końcu jednak sam zostaje zagryziony przez szczury (kiedy zauważa w nich śmiertelne zagrożenie i próbuje je unicestwić), dowodzone przez Bena.
Willard doczekał się remake'u w 2003 roku, będącego dziełem twórcy serii Oszukać Przeznaczenie.

Obrazek

Sequel, Ben, trafił do kin rok później, w1972 roku. Szczura Bena przygarnia mały, samotny chłopiec Danny i się nim opiekuje, radząc sobie w ten sposób ze swoją chorobą.
Szczur jednak z czasem zaczyna kontrolować chłopca, a cała gromada szczurów, którą Ben dowodzi, robi się nieprzewidywalna i agresywna. Ben zaczyna być niespokojny i atakujący, kiedy jeden z jego szczurzych partnerów ginie, zabity przez pracowników miejskich, rozkładających trutki.
Benowi udaje się przetrwać. Chłopiec odnajduje swojego, na wpół żywego szczurzego przyjaciela. Danny jest zdeterminowany, by przywrócić Bena do zdrowia.

Piosenka, w opozycji do filmu, jest utrzymana w spokojnym, łagodnym tonie. Utrzymana jest w tonacji F (wokal B3-D5), w tempie 88bpm.
Utwór znalazł się na wielu kompilacjach Motown, a także na koncertowej płycie Jacksonów i amerykańskiej edycji Number Ones Michaela Jacksona.
W dokumencie Living with MJ jeden z fanów podchodzi do Michaela i dziękuje mu właśnie za Bena mówiąc, że jest fanem tej piosenki.
Piosenka w narracji jest właśnie utworem skierowanym do szczura. Michael już wtedy był znany ze swojej fascynacji zwierzętami na tyle, by w kreskówce opowiadającej o wymyślonych przygodach Michaela i jego braci, MJ był sportretowany jako berbeć chodzący z wężem i dwoma gryzoniami. Również w filmie fabularnym The Jacksons- An American Dream pojawia się epizod, gdzie Michael rozmawia ze szczurem, traktując go jako przyjaciela.
Według La Toyi Michael miał zwyczaj przychodzić na obiad ze swoją białą myszką schowaną w kieszeni koszuli. Dla niego żadne stworzenie nie jest odrażające, nawet gryzonie. Pamiętam, jak upychałam ręczniki pod drzwiami, żeby żaden uciekinier z jego pokoju nie dostał się do mojego łóżka.
Ciekawostką jest fakt, że pomimo iż Michael śpiewał w filmie piosenkę, samego filmu zobaczyć oficjalnie nie mógł, ze względu na zbyt młody wiek.
Michael Jackson pisze:Mój pierwszy prawdziwy kontakt z filmem nastąpił w momencie, w którym zaśpiewałem tytułową piosenkę do filmu Ben, to jest w 1972 roku.
Udział w tym filmie był dla mnie ważnym przeżyciem. Nigdy nie byłem tak przejęty jak podczas wizyt w wytwórni, w której nagrywano mój głos. Później, kiedy film został już skierowany do rozpowszechniania, chodziłem do kina i czekałem na koniec filmu, kiedy na ekranie pojawiał się napis: "Piosenkę 'Ben' śpiewał Michael Jackson". Robiło to na mnie wielkie wrażenie. Bardzo podobała mi się zarówno ta piosenka jak i sam film. W gruncie rzeczy jego fabuła przypominała fabułę E.T. Był to film o chłopcu, który zaprzyjaźnił się ze szczurem. Otoczenie nie rozumiało jego miłości do tego drobnego stworzenia. Chłopiec umierał na jakąś chorobę i jego jedynym przyjacielem był Ben, przywódca wszystkich szczurów w mieście. Wielu ludzi było zdania, że film jest nieco dziwny, ale ja nie podzielałem tego poglądu. Piosenka doszła do pierwszego miejsca na listach przebojów i nadal należy do moich ulubionych utworów.
Utwór został w Stanach Zjednoczonych zapamiętany, o czym świadczą liczne wykonania i nawiązania:
  • W serialu The Simpsons, w odcinku, w którym wystąpił Michael, wybrzmiewa Ben.
  • Amerykańska 14- letnia piosenkarka Amanda Seyfried zaśpiewała Bena prezydentowi USA na jego urodziny.
  • Zespół Pearl Jam w piosence Rats sampluje Bena w linijce "Ben, the two of us need look no more". Na trasie koncertowej Eddie Vedder przed utworem Rats intonuje Bena. Co znamienne, po raz pierwszy sięga po Bena w O2, w Londynie.
  • Zespół Boyzone nagrał cover utworu na płycie A Different Beat.
  • Piosenka pojawia się w filmie Wedding Wars, gdzie postać grana przez Johna Stamosa na ślubie śpiewa Bena dla brata o tym imieniu.
  • Piosenka została wykonana przez 9-letniego autystycznego chłopca w trzecim sezonie America's Got Talent.
  • Piosenka została na nowo zaśpiewana przez Crispina Glovera na użytek remake'u filmu Willard.
  • Ben pojawił się na singlu japońskiej piosenkarki, Stephanie, pod tytułem Because Of You.
  • Utwór został sparodiowany w show telewizyjnym przez Marlona Wayansa.
  • Nagranie zostało scoverowane przez Silvy Melody w programie telewizyjnym De Kinderacademie.
  • Ray Quinn zaśpiewał Bena w trzeciej serii The X Factor, w 2006 roku. 2 lata później to samo zrobił Eoghan Quigg.
  • Billy Gilman zaśpiewał te piosenkę w MSG w 2001 roku.
  • W 2007 roku Connie Talbot nagrała swoją wersję na albumie Over The Rainbow.
  • Piosenka pojawia się w 5 odcinku 3 sezonu serialu Will & Grace. Jeden z bohaterów śpiewa Bena.
  • W innym serialu, Gavin & Stacey po Bena również sięgnęli bohaterowie serialu.
  • Cyndi Lauper nuci Bena na końcu dokumentu Michael Jackson... The Legend Continues.
  • Akon zremixował Bena na potrzeby płyty Michael Jackson Remix Suite, będącej hołdem dla twórczości J5 i wczesnych płyt MJ.

Obrazek

Ben, the two of us need look no more
We both found what we were looking for
With a friend to call my own
I'll never be alone
And you, my friend, will see
You've got a friend in me
(you've got a friend in me)

Ben, you're always running here and there
You feel you're not wanted anywhere
If you ever look behind
And don't like what you find
There's something you should know
You've got a place to go
(you've got a place to go)

I used to say "I" and "me"
Now it's "us", now it's "we"
I used to say "I" and "me"
Now it's "us", now it's "we"

Ben, most people would turn you away
I don't listen to a word they say
They don't see you as I do
I wish they would try to
I'm sure they'd think again
If they had a friend like Ben
(a friend) Like Ben
(like Ben) Like Ben



Ben
tłum. MJowitek

Ben, żaden z nas już nie szuka bo
Obaj znaleźliśmy wreszcie to...
Nie będę już więcej sam
gdyż przyjaciela mam.
Też sobie sprawę zdasz,
że przyjaciela masz.

Ben, wciąż biegasz raz tu, a raz tam,
lecz czujesz, że wszędzie jesteś sam.
Gdy za siebie patrzysz się,
przeszłość wygląda źle.
Do siebie myśl tą wpuść
że masz już dokąd pójść.

Mówione wciąż "ja" i "mnie"
"nam" i "my" stało się.
Mówione wciąż "ja" i "mnie"
"nam" i "my" stało się.

Ben, ludzie się odwracają znów,
ja nie słyszę żadnego z ich słów.
Nikt nie widzi Cię jak ja,
oby ktoś zechciał tak...
Wiem, że myśli znów ten
kto ma kogoś jak Ben.



Agua ndinyi andiko sisi!

: sob, 27 mar 2010, 16:11
autor: homesick
kaem pisze:Piosenka pojawia się w 5 odcinku 3 sezonu serialu Will & Grace. Jeden z bohaterów śpiewa Bena.

W innym serialu, Gavin & Stacey po Bena również sięgnęli bohaterowie serialu.
ekhm ekhm.. no nie moglam sie powstrzymymac, zeby nie uzupelnic ;p rowniez w "Queer as Folk", najbardziej gejowskim z mozliwych seriali, głowny bohater spiewa "Bena" dla swojego chlopaka.

piosenka ma dwie plaszczyzny interpretacyjne te dorosla gdzie mozna ja odnosic do relacji, zwiazku. i te moim zdaniem ciekawsza dziecieca, bedaca opowiastka o samotnosci, melancholii dziecka, które upatruje szanse na prawdziwa przyjazn w zwierzeciu (przyjazn nieakceptowana i wysmiewana). wtedy jest zdecydowanie smutniej i kawalek zyskuje ten dziwaczny, wzruszajacy klimat piesni pochwalnej na czesc szczura.
nie wiem czy to powszechne zachowanie-personifikacja zwierzat w dziecinstwie i stwarzanie sobie z nimi relacji jakich brakuje w rodzinie czy wsrod rowiesnikow, ale doskonale pamietam wlasnego Bena (btw na imie mial Mike) nie byl szczurem tylko zapchlonym kundlem.
ironia kontekstu powstania i pozniejszego wykorzystywania tej piosenki zabija mnie i rozbawia za kazdym razem.

: ndz, 28 mar 2010, 14:20
autor: kaem
Michael nie napisał tej piosenki, ale jak widać, mocno się z nią utożsamiał. Potrzebował kogoś, kto nie widzi w nim gwiazdy, a patrzy na niego, jak na człowieka z ulicy. Musiała mu już wtedy ciążyć popularność. Zastanawiam się czemu? Przecież to fajne, mieć punkt wyjścia do rozmowy. Problem chyba w tym, że bycie gwiazdą zakłada pewną maskę. To tak, jak ludzie dziwią się, że komicy często prywatnie to ludzie smutni, nawet depresyjni, jak choćby Benny Hill, z którym zresztą Michael się znał.

Wciąż czytam Adriana Granta. Nie wiem, czy wiecie, że po fatalnym dla niego dokumencie Bashira Michael zaczął jeszcze bardziej się upubliczniać. Pojawiał sie na spotkaniach celebrytów, np. na party po MTV Movie Awards. A przecież tego nie lubił. Tłumaczę sobie to tym, że szukał zrozumienia, osób które będą jego kolegami i staną za nim w trudnych chwilach.

Będąc dzieckiem, wolał zwierzęta. I to takie, które były nielubiane, wyklęte. Szczury, myszy, węże, pająki. Później zaczął się utożsamiać z ludźmi wyklętymi przez społeczeństwo- Żydami (antysemityzm), Polakami (polish jokes), Arabami (nastroje w USA po 9/11). O tym pewnie napiszemy sobie więcej przy okazji TDCAU.
Ben to takie preludium (w tematach jego piosenek) do rodzącej się w nim samotności, poczucia bycia innym, poczucia niezrozumienia.

Mieliście podobnie? Swoje misie, swoich pupili? Ja pamiętam, że zaludniałem swój dziecięcy świat mnóstwem zwierząt, postaci z bajek i świata dorosłego, na zasadzie wielkich fikcyjnych korporacji i firm, działających dla mnie. Taki własny sposób na radzenie sobie z dziecięcą samotnością i poczuciem bycia nieważnym. To fajne było.

: ndz, 28 mar 2010, 15:11
autor: Amelia
lecz czujesz, że wszędzie jesteś sam
Męczy mnie wręcz absurdalne pytanie- czy przyjaźń wogóle istnieje?
Ostatnio spotkałam się z opinią, że człowiek jest egoistą i nie potrafi żyć dla innych, lecz wyłącznie dla siebie, że jeśli pomaga to po to by zaspokoić potrzebe realizacji, odnalezienia się w społeczeństwie. Człowiek jest tak naprawdę sam ze sobą- sam się rodzi, żyje i umiera. W takim razie przyjaźń nie zastępuję ludzkiej samotności, tylko dobrze ją maskuje.
Problem chyba w tym, że bycie gwiazdą zakłada pewną maskę
Maska kogoś z innego, lepszego świata. Kogoś kto nie ma prawa się pomylić, kto zawsze wygląda pięknie, nigdy nie choruje.
Prawie jak Bóg. Wielu ludzi traktuje gwiazdy jak mieszkańców Olimpu. I nie chodzi tu o to, że je czczą, lecz o to jak wiele od nich wymagają.
Niewolnicy swych kreacji- czy to filmowych, czy muzycznych jak w przypadku Michaela.
Mieliście podobnie? Swoje misie, swoich pupili?
Nie. Szczerze mówiąc wiele zabaw, podróży do wnętrza wyobraźni mnie ominęło.
Zawsze chciałam być dorosła i trochę gardziłam dziecinadą. Żałuje tego.

: ndz, 28 mar 2010, 15:54
autor: MJ_Aniuta
Ohh.. jak ja uwielbiam Ben'a :-) Mimo młodego wieku Michaela i faktu, że sam tej piosenki nie napisał, czuć ogromną szczerość w jego śpiewie. Niby piosenka wyraża radość z posiadania kogoś tak bliskiego, to jednocześnie potrafi mnie mocno wzruszyć. To chyba marzenie każdego dziecka by mieć kogoś tak bliskiego, przyjaciela na dobre i na złe, na którym nigdy sie nie zawiedziemy. Ile razy ten schemat się powtarzał, weźmy Uwolnić Orkę (mój ukochany film), Lassie, E.T., czy chociażby Beethoven'a. Chyba większość dzieci wałkuje te filmy na okrągło, a już jako dorośli ludzie mają wciąż ogromny sentyment do nich. Michael śpiewa tu o tej szczerej przyjaźni, o kimś na kim nigdy się nie zawiedziemy, kto w trudnych chwilach pocieszy samą swoją obecnością. To taka niewinna, a wręcz czysta przyjaźń. Pozwolę sobie teraz przytoczyć słowa Michael'a z wywiadu z Oprah "w zwierzętach znajduję tą samą cudowną rzecz którą znajduje w dzieciach. Ich czystość, szczerość, to, że Cie nie osądzają, chcą tylko być twoimi przyjaciółmi". (w tym miejscu pozdrawiam autorów strony mjtranslate :P). Znając życie małego Michaela ta piosenka brzmi jeszcze piękniej i czuć w niej jak bardzo pragnął tej przyjaźnij, którą mogły dać mu zwierzęta. Właściwie nie tylko małemu chłopcu, ale i dorosłemu Michaelowi. Te nie dbają o to czy zrobił coś źle, albo czy dobrze wygląda, czy jest wystarczająco czarny na Afroamerykanina, czy w końcu jest sławny i bogaty czy nie. Są oddane, a właściwie od nas zależne i nie widać by im to przeszkadzało, póki i my darzymy je miłością. Nad taką przyjaźnią za dużo pracowąć nie trzeba, wystarczy trochę serca. Przypomniał mi się od razu Joe, któremu ciężko było nawiązać kontakt z własnymi dziećmi, a to właśnie po nim, jak mówił Michael, odziedziczył tę miłość do zwierząt.
kaem pisze:Mieliście podobnie? Swoje misie, swoich pupili? Ja pamiętam, że zaludniałem swój dziecięcy świat mnóstwem zwierząt, postaci z bajek i świata dorosłego, na zasadzie wielkich fikcyjnych korporacji i firm, działających dla mnie. Taki własny sposób na radzenie sobie z dziecięcą samotnością i poczuciem bycia nieważnym. To fajne było.
A jakże :-) Miałam takie szczęście, że wychowałam się wśród przeróżnych zwierząt w tym nawet słonie, zebry czy żyrafy, nie żartuje.. może nie będę się na ten temat rozpisywać ;-) W każdym razie bardzo często znikałam mojej mamie z oczu. Kiedy ta wariowała z nerwów, ja w tym czasie siedziałam właśnie u małych kucyków, czy innych zwierząt i je na okrągło karmiłam, głaskałam, mimo że te gryzły mnie i szczypały niekoniecznie specjalnie. Zawsze uwielbiałam zwierzęta, a te odwzajemniały mi te uczucia. Może właśnie chodziło o to by nie czuć się samotnym, albo ze strachu przed tą właśnie samotnością. Nie trzeba grać kogoś kim się nie jest , by się dopasować. Kiedy dostałam pierwszego psa, Byrona miałam wtedy 7 lat. Niestety niedługo mogłam się nim nacieszyć, z pewnych przyczyn oddaliśmy go w bardzo dobre ręce. Regularnie dowiadywałam się co z nim jest. Co ciekawe po około 10 latach, kiedy go odwiedziłam on mnie pamiętał i przytulał się do mnie jakbyśmy to wczoraj się razem bawili, jakby wciąż był mój. Muszę powiedzieć, że "Ben" zawsze przypomina mi tego kochanego psiaka. Czy taka przyjaźń nie jest po prostu łatwiejsza? Bo przecież daje mocny grunt, możemy być sobą w 100%, a za nic nie zostaniemy ocenieni. I tutaj rozumiem Michaela, dlaczego tak bardzo kochał zwierzęta. A jednak wciąż człowiek nie potrafi żyć bez relacji z innymi ludźmi, mimo że to właśnie na innych ludziach się zawodzimy i mamy ten lęk, że i my ich możemy zranić...

: ndz, 28 mar 2010, 17:00
autor: Maria
MJ_Aniuta pisze:Znając życie małego Michaela ta piosenka brzmi jeszcze piękniej i czuć w niej jak bardzo pragnął tej przyjaźnij, którą mogły dać mu zwierzęta.
o tak, sam Michael mówił, że musi czuć to co śpiewa, jeśli nie czuje, to nie śpiewa.
Piosenka niebywale piękna. Treść tak prosty i łatwy do zrozumienia, mówi o nieskomplikowanej czystej przyjaźni, której potrzebuje każdy. Człowiek młody, czy dorosły, także zwierze - ile niekochanych zaniedbanych zwierzaków zdycha w zapomnieniu. A ile ludzi samotnych ukrywa się gdzieś w poczuciu inności, w rozmyślaniu dlaczego nie mają kogoś do długich rozmów, do beztroskich zabaw. Niekochane dziecko kreuje swojego przyjaciela w wyobraźni, albo w pluszaku, czy pupilu. Dorośli popadają w depresje a przyjacielem stają się różne nałogi, tak często jest to ten niezastąpiony internet, ale nie tędy droga. Każdy potrzebuje przyjaciela realnego, by można było go dotknąć, przytulić, w chwilach bezsilności wręcz wyryczeć się w jego ramię.
Pośród fałszu, wyzysku, interesowności ludzi trudno jest trafić na tego jedynego i oddanego przyjaciela, dlatego krąg poszukiwań można poszerzyć o tych bardziej lub mniej włochatych stworków ;-)

Szczur Ben symbolizuje też kogoś, kto stał się przyjacielem za sprawą podobnych przeżyć. Zauważcie, rozejrzyjcie się kim są Wasi przyjaciele? To zwykle osoby, które mają podobne zdanie na różne tematy, często podobne przejścia, co Wy. Może różnicie się charakterami, ale macie wspólne tematy i pozytywnie oddziałujecie na siebie. Jest coś, co Was łączy.

: ndz, 28 mar 2010, 20:44
autor: cicha
Amelia pisze:Człowiek jest tak naprawdę sam ze sobą- sam się rodzi, żyje i umiera.
Przypomiał mi się wers z "Like a Prayer" Madonny.

Life is a mystery, everyone must stand alone

i zmodyfikowana wersja...

Birth, life and death are the mysteries, everyone must stand alone

Motyw samotności w tekstach (muzyki pop czy soul) jest tak samo często wykorzystywany, jak motyw miłości.
Ben, wciąż biegasz raz tu, a raz tam,
lecz czujesz, że wszędzie jesteś sam.
Gdy za siebie patrzysz się,
przeszłość wygląda źle.
Do siebie myśl tą wpuść
że masz już dokąd pójść.
Może Ben broni się przed tą relacją, bo sam nie potrafi żyć w prawdziwej przyjaźni?

: ndz, 28 mar 2010, 22:47
autor: Annie Angel
Dziecko śpiewające tak dojrzały tekst jest czymś bardzo poruszającym. Ale Michael bardzo dobrze rozumiał o czym mówi ta piosenka. Często powtarzał, że w dzieciństwie nie miał przyjaciół, że jedynymi towarzyszami zabaw byli bracia.

Maria pisze:Niekochane dziecko kreuje swojego przyjaciela w wyobraźni, albo w pluszaku, czy pupilu. Dorośli popadają w depresje a przyjacielem stają się różne nałogi, tak często jest to ten niezastąpiony internet, ale nie tędy droga. Każdy potrzebuje przyjaciela realnego, by można było go dotknąć, przytulić, w chwilach bezsilności wręcz wyryczeć się w jego ramię.
Dzieci często uczucia jakie by mogły przelać na przyjaciela, dają właśnie zwierzętom. Chcą mieć kogoś, kto ich wysłucha, z kim mogą się pobawić, czy poprzytulać. Pamiętam, że jak byłam mała, miałam kiedyś kota, który zawsze mnie pocieszał. Kiedykolwiek usłyszał że płaczę, on przybiegał i ocierał się o mnie i mruczał. Nie przestawał, dopóki go nie wzięłam na ręce lub nie pogłaskałam. I to mi zawsze pomagało. Potrafił w chwilę wywołać uśmiech na mojej twarzy. I tego myślę że ludzie też szukają w przyjacielu. Wsparcia i pocieszenia w chwilach zwątpienia.

Nieraz można też spotkać ludzi starszych, którzy nie mając nikogo bliskiego w życiu, rozmawiają ze zwierzętami, pupile stają się ich towarzyszami życia. Ileż to radości u takich ludzi sprawia wesoło merdający ogonem pies, czy kot ułożony na kolanach i cicho mruczący.

Zwierzęta mogą powodować wiele szczęścia. Dlatego nigdy nie uważałam, żeby ta piosenka była jakaś dziwna czy śmieszna (chociaż jak się dowiedziałam, że to piosenka o szczurze, to trochę się zdziwiłam). W końcu my ludzie wbrew pozorom wiele możemy się nauczyć od zwierząt.

: pn, 29 mar 2010, 14:19
autor: Margareta
kaem pisze:Michael nie napisał tej piosenki, ale jak widać, mocno się z nią utożsamiał. Potrzebował kogoś, kto nie widzi w nim gwiazdy, a patrzy na niego, jak na człowieka z ulicy. Musiała mu już wtedy ciążyć popularność. Zastanawiam się czemu? Przecież to fajne, mieć punkt wyjścia do rozmowy. Problem chyba w tym, że bycie gwiazdą zakłada pewną maskę. To tak, jak ludzie dziwią się, że komicy często prywatnie to ludzie smutni, nawet depresyjni, jak choćby Benny Hill, z którym zresztą Michael się znał.

Wciąż czytam Adriana Granta. Nie wiem, czy wiecie, że po fatalnym dla niego dokumencie Bashira Michael zaczął jeszcze bardziej się upubliczniać. Pojawiał sie na spotkaniach celebrytów, np. na party po MTV Movie Awards. A przecież tego nie lubił. Tłumaczę sobie to tym, że szukał zrozumienia, osób które będą jego kolegami i staną za nim w trudnych chwilach.
Pewnie dlatego, że ludzie w pierwszej kolejności widzieli w nim artystę, idola z plakatu i kogoś nie do końca z tej samej krwi i kości co on. Sam o tym mówił Bashirowi w jednej ze scen które nie ukazały się w dokumencie. Był taki czas, że przyjaciół szukał wręcz rozpaczliwie - zaczepiał ludzi na ulicy i pytał ich czy się zaprzyjaźnią. A oni na to: "Ooo, Michael Jackson!" Nie o takie reakcje mu chodziło.
Ja prawdopodobnie wykorzystałabym ten fakt bycia znaną, może pomógłby mi w przezwyciężeniu nieśmiałości, ale z drugiej strony, w pełni Michaela rozumiem.

: pn, 29 mar 2010, 16:34
autor: MJowitek
kaem pisze:Musiała mu już wtedy ciążyć popularność. Zastanawiam się czemu? Przecież to fajne, mieć punkt wyjścia do rozmowy. Problem chyba w tym, że bycie gwiazdą zakłada pewną maskę.
Sława jako punkt wyjścia do rozmowy? Chyba wręcz przeciwnie... Jeśli masz to szczęście, że nie trafisz na ludzi zazdrosnych albo sfrustrowanych swoją niższą pozycją wobec Ciebie, tylko na otwartych na rozwój, chętnych poznania drogi, która dążysz, to stajesz się guru, mentorem, albo w wersji mini - kimś, kto objasnia, wspiera, w jakiejkolwiek dziedzinie życia. A gdzie realcje z kimś w Twoim wieku, z Twoją dojrzałością emocjonalną, a zarazem Twoim doświadczeniem i aspiracjami?
No i co jeszcze, jak nie masz ochoty być mentorem, bo czujesz sie skrępowany mówieniem o sobie, o swoich sukcesach?
Nie wiem czy to bycie gwiazdą zakłada maskę, myślę, że to inni ją zakładają delikwentowi. Jesli juz stoisz na scenie - to graj. Rzadko się zdarza, żeby widzowie chcieli wejść na scenę wspomóc aktora. Niech tam sam siedzi na scenie, a my tu z boku popatrzymy. Jak się potknie, to sam. A jak wyjdzie, będziemy klaskać i prosić o bis.

Nie macie tak nigdy? Mnie się zdarza ta konieczność podjęcia wyboru - z innymi brac udział w czyms co mnie tak do końca nie kręci, czy samej wejść w jakis nieznany mi obszar. Zagrać nową rolę, choćby dla mnie samej. Wolę to drugie, choć czasem mi smutno kiedy nie mogę dzielić radości z kimś innym. Bywają tak piękne momenty, że wydaje mi się to aż samolubne, że są tylko dla mnie.
Ale, jak kiedys pisałam, w nowym miejscu poznaje się nowych ludzi. Z czasem nowe staje się znane. Tylko co ze starymi przyjaciółmi, którzy zostali w tyle?

Przyjaźń ze szczurem buduje ciekawa relację. Oboje doceniacie to, że jesteście z kimś. W końcu. A przez to, że jesteście tak różni - nie ma miejsca na stagnację. To trochę tak, jakby dwóch samotnych aktorów grających w dwóch różnych teatrach spotkało się nagle w kafejce. Mogą sobie wieczorami gawędzić, jak równy z równym, o swoim rozwoju, marzeniach. To nie jest duet, nie muszą byc non stop razem żeby czuć, że są zgrani. Każdy realizuje się w swoim zyciu, dając wolnośc i sobie i temu drugiemu. I to jest dla mnie największa wartość przyjaźni. I miłości.

To co Amelia pisze o egoiźmie bywa prawdą - sa ludzie, którzy przyjaźnia sie interesownie. Wróć. Nie przyjaźnią, tworza układy. Ale wystarczy, że samemu sie nie jest egoistą i układ znika. Do tego trochę mądrości i intuicji, trochę pokory, a zniknie też zagrożenie zostania wykorzystywanym frajerem.
kaem pisze:Mieliście podobnie? Swoje misie, swoich pupili?
A miałam miałam. Ale i tak numerem jeden były, są i będą dialogi z postaciami, których obok mnie nie ma. Wymyslonymi lub realnymi.
A czasem ze mną samą, ale w zmienionym wieku, w zmienionym punkcie czasoprzestrzeni. Wymyślonym lub realnym.