
Podświadomość, energia, sny i inne czary mary. Oraz MJ:)
Re: wiek
O nie moj Drogi.... jak najbardziej stronie od reinkarnacji......nie wierzę w to i nie chce w to wierzyć....reinkarnacja nie ejst absolutnie w zadnym wypadku zgodna z moja wiara i tym czego oczekuje po smierci.Ja sie boje reinkarncji,choc strach jest minimalizowany poprzez moją wiare.Reinkarnacji jak najbardziej mówie nie.Jestem chrezścijaninem i po smierci chce sie spotkac z rodzina i wszystkimi spotkanymi przezemnie w zyciu ludźmi w niebie a nie wedle zasad reimkarnacji zając ciało psa,kota,drzewa,czy jakiegos innego człowieka.To nie dla mnie więc żadne nawet te najbardziej racjonalne dowody na istnienie reinkarnacji nie przemówią do mnie w żaden sposób.kapralek pisze:a może poprostu jesteś juz starą duszą, która nauczyła się w drodze inkarnowania na ziemi wybaczania. I może właśnie dlatego masz "dar" widzenia więcej, jak chociażby jasny cmentarz w środku nocy.
co Ty na to?
szacunek
Szacunek dla Twojej wiary, i dla wiary każdego. Nie chcę, nie chciałem i nie będę polemizował z żadną religią, ani tymbardziej zmieniał czyjegoś postrzegania na tematy duchowe.
Jeśli Cię uraziłem pytaniem, przepraszam, nie miałem zamiaru.
A co do inkarnowania, nie wyznaję żadnej religii, nie nalewżę do żadnego stoważyszenia chrześcijan, nie-chrześcijan, ani buddystów, więc nie wierzę, również w to, że rodzimy się jako krowy, psy itd. Rozbawiło mnie to.
Swoją wiedze na temat inkarnacji czerpię nie tylko na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji, oraz moich przyjaciół, ale także na podstawie wieloletnich barań naukowych, przeprowadzonych na wielu tysiącach ludziach przez dr. Newtona ze stanów. Jego trzy obszerne pulikacje "Wędrówki Dusz" oraz "Przeznaczenie Dusz tom 1 i 2 " są wspaniałym uzupełnieniem wiedzy, a nie ingerencją w wiarę.
Pozdrawiam
Jeśli Cię uraziłem pytaniem, przepraszam, nie miałem zamiaru.
A co do inkarnowania, nie wyznaję żadnej religii, nie nalewżę do żadnego stoważyszenia chrześcijan, nie-chrześcijan, ani buddystów, więc nie wierzę, również w to, że rodzimy się jako krowy, psy itd. Rozbawiło mnie to.
Swoją wiedze na temat inkarnacji czerpię nie tylko na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji, oraz moich przyjaciół, ale także na podstawie wieloletnich barań naukowych, przeprowadzonych na wielu tysiącach ludziach przez dr. Newtona ze stanów. Jego trzy obszerne pulikacje "Wędrówki Dusz" oraz "Przeznaczenie Dusz tom 1 i 2 " są wspaniałym uzupełnieniem wiedzy, a nie ingerencją w wiarę.
Pozdrawiam
Re: szacunek
Ano wlasnie, w tej pierwszej, nie bylo czegos o tych falach mozgowych?kapralek pisze:. Jego trzy obszerne pulikacje "Wędrówki Dusz" oraz "Przeznaczenie Dusz tom 1 i 2 " są wspaniałym uzupełnieniem wiedzy, a nie ingerencją w wiarę.
Pozdrawiam
Nie kojarzysz?
Bo naprawde bym sobie chciala to przypomniec, a nie jestem nawet pewna, czy to ta ksiazka.
Cos na zasadzie, ze sa rozne fale mozgowe, w ciagu dnia, podczas snu, podczas hipnozy...
No i chyba podczas umierania tez sie cos zmienia.
Czy ten pan Newton czasem nie wykorzystywal tego podczas swoich seansow?
Co i jak on robil, technicznie, zeby wprowadzac swoich pacjentow w ten nietypowy stan?
Z ciekawosci samej pytam, nie mam zamiaru nic eksperymentowac, coby nie bylo...
Ja tak troche obok tematu.
Dawno mi sie nic nie snilo porzadnego i nawet zaczynalo mi tego brakowac. W srode mialam dosc stresujace popoludnie i raczej zle spalam, za to dzis sobie to "odbilam".
Nie mialam OBE, widocznie nie potrafie i juz, ale za to mialam dziwny sen. Jak sie rano obudzilam to pomyslalam o tym watku, ze to tu powinnam opisac. Bo poniekad mi sie to skojarzylo z OBE. Glownie z powodu Kuli Ziemskiej i pewnego sznureczka. Ale moze juz przejde do snu.
Sen pamietam dopiero od pewnego momentu.
Bylam w hollu jakiegos sklepu, galerii czy czegos takiego. Bylo juz pustawo, ale swiatla w witrynach sie nadal swiecily. Taki pozny wieczor.
Nagle wyszli skads jacys dziwnie ubrani ludzie, jak na jakas okazje, parade czy cos. Tak elegancko. I ksiadz, nie wiem skad i po co. Dal mi oplatek.
W tym hollu bylam w konkretnej sprawie. Mialam latac. Bylam ja i jeszcze dwie inne osoby. Dziewczuna i nie wiem kto. Mielismy sprzet i cos dziwnego do picia. Kolezanka /?/ opowiadala o swoich doswiadczeniach z lotu, a takze o wrazeniach kolegi /Mazi? Ale co Mazi robil w tym snie?/. Ten kolega mial plynny i lekki lot, natomiat nia cos szarpalo w pewnej warstwie, kiedy sie wzbijala do gory. Mowila, ze to bylo raczej nieprzyjemne, ale poza tym wszystko bylo ok.
Tym razem to ja mialam latac, ale przed startem musialam sie przebrac. Ten "kostium" to nie bylo nic ciezkiego, raczej jakies poprzyczepiane drobne rzeczy, pasek jak do wsponania po gorach, do ktorego przyczepiony byl sznurek /przy brzuchu/, ktorego drugi koniec zostal przyczepiony gdzies na ziemi. Musialam tez cos wypic. "Mikstura" byla zrobiona ot tak, na ziemi w hollu, w plastikowym kubeczku. Jakies dziwne proszki z saszetek zalane woda, nie wiedzialam co to jest. Mialo mi to pomoc w lataniu. Kolezanka, ktora juz przez to kiedys przeszla mowila, ze oczekiwala po tym jakichs wstrzasow, jak w filmie "Powrot do przeszlosci", ale nic takiego sie nie wydarzylo. Ale nie wiadomo jak ze mna. Troche sie tego obawialam, ale w sumie to wypilam, i to dosc latwo szybko, jak oranzade. Dostalam jeszcze taki kocyk, bo na gorze moglo byc zimno. Taka ciemnoniebieska narzutka. stanelam z tym przywiazanym sznurkiem, drugi koniec przyczepiony do jakiegos sprzetu i sie zaczelo.
Poczulam mocne szarpniecie, tak jakby jakas dmuchawa mnie wypchnela do gory, czulam sie jak cos w rodzaju latawca. Polecialam bardzo szybko do gory, krecac sie w kolko. Tak, jakby do sznurka przyczepic ciezarek, a potem skrecac ten sznurek i skrecac. I puscic. Wtedy jest takie szarpniecie i sie szybko kreci. I ja bylam troche jak taki ciezarek, z tym, ze nie tylko wirowalam, ale tez mnie wyrzucalo rownoczesnie do gory. Troche mnie wystraszyl ten start i zamknelam oczy, to byly sekundy. Kiedy sie przemoglam i je otworzylam, wirowalam nad plaza. Dosc szybko jeszcze, lae otworzylam oczy, bo bylo pieknie. Jakies 30 metrow nad ziemia, noca. Plaza raczej piaszczysta, wiac, ze w dzien chodzi po niej duzo ludzi. Bla lekko oswietlona, chyba ksiezycem. Bylo tez morze, czarne, z lekkimi falami. Bylo pieknie i cudownie, moglabm tam zostac na zawsze. Ale nagle polecialam wyzej, na tyle, ze widzialam zarysy kontynentow /moja Podswiadomosc jest chyba na bakier z geografia, bo te zarysy byly takie, ze pozal sie Boze, ale niech jej tam/. Strona Europa-Azja.
Raz bylam wyzej, raz nizej, raz widzialam wyrazniej kontury, raz mniej. Usilowalam kierowac wysokoscia, ale mi to srednio wychodzilo. Czasami po prostu wystarczylo, ze chcialam cos zobaczyc i sie znizalam /ale wciaz to byly razej tylko kontury/. A czasami sie staralam zmienic polozenie ale nie moglam. Nie wiem skad i od kiedy, ale mialam w dloniach takie sznureczki i to nimi staralam sie regulowac wysokosc. Mialam wciaz ten kocyk, bo mialo byc zimno, ale nie bylo. Mimo wszystko chcialam sie nim okryc, ale mi wypadl i polecial na ziemie. Gdzies w okolice Chin, kolo morza, na jakis cypelek. Pare razy sie oddalalam i przyblizalam do tego miejsca. to byly takie dosc pulsujace ruchy. Nagle polecialam wyzej i w zasadzie, to nic nie bylo widac. Bylo czarno.
Nagle gdzieniegdzie zaczynaly sie pojawiac takie zolte prostokaciki z napisami. W zaleznosi od mojej wysokosci pojawialy sie i znikaly. Takie troche jak na GoogleEarth. Na jednym z prostokacikow byl napis MARS. Dziwny ten kosmos troche. Usilowalam cos regulowac tymi sznureczkami, ale poczulam, ze jestem w jakims pokoju. Razem z tym kosmosem.
Po prostu caly Wszechswiat dalo sie nagle zmiescic w jednym pokoiku na poddaszu. Nadal mialam w rekach sznurki, ale byly krotsze i mialy male kumeczki na koncach. A pokoj byl juz pokojem, z meblami i tak dalej, a nie kosmosem. Krecilam tymi sznureczkami wokol siebie, poziomo. Tak, jaby byly na jednej orbicie. COS mi powiedzialo, ze to sa planety, ktorymi ja krece. A potem, ze jedna, to Planeta Bogatych, a druga to Planeta Ubogich i ze Planeta Bogatych goni ta Planete Ubogich, tak jak i bogaci ludzie gonia biedakow. Kiedys sie poruszaly tak jak teraz, czyli jedna za druga, ale to nie byl dla nich dobry uklad i go zmienily. I w tym momencie zaczelam krecic sznurkami pionowo, jadna po prawej, a druga po lewej stronie. Kazda planetka miala juz swoja orbite, tylko dla siebie i mogla sie po niej poruszac. Mialam wrazenie, ze ktos jest ze mna w tym pokoju, ale nie wiem kto.
Uslyszalam, ze ktos wchodzi po schodach. Do pokoiku wzeszly dwie kobiety. Nie pamietam o czym rozmawialy, ale zajete byly glownie podziwnianiem widoku z okna. Ogrod, taki troche jak jak u Buszmena w domu, a za nim plaza /noca, lekko oswietlona/, morze i rozne ruiny. Takie drobne, urokliwe, jak z poludniowych krajow. Pokoik byl na gorze, wiec wszystko widzialy z perspektywy minimum kilku metrow, nad drzewami. cieszylam sie, ze to widza, to widok byl troche jak ten, ktory sama wczesniej widzialam.
Chcialam sie z nimi podzielic tymi wrazeniami. Pokazalam im male okienko w suficie, taki lufcik zamykany kilkoma malutkimi okiennicami. Otworzylam go. Mogly zobaczyc plaze i wszystko wokol w pelnej okazalosci, z wysokosci tego lufcika na poddaszu, skierowanego do gory, na czarne niebo. Obok stal jakis sprzet astronomiczny, przesunelam go blizej okienka i dodatkowo oswietlilam to wszystko, na co patrzyly.
Nie wiem co bylo dalej, nie wiem tez co sie dzialo z tym sznurkiem przy moim brzuchu. Sen ogolnie byl bardzo przyjemny.
I jeszcze cos. Jak mnie wyrzucilo, na samym poczatku, to to wszystko wydawalo mi sie takie niewiarygodne, ze pomyslalam, ze to pewnie sen. Przypomnialo mi sie co czytalam o swiadomym snieniu /lucis dreams/. Podobno zeby tego doswiadczyc, nalezy czasem w ciagu dnia sie skupic na tym, co sie dzieje i pomuslec, czy to prawda czy sen. Zawsze mi sie to wydawalo dosc zabawne. A sluzy do tego, ze mozg sie przyzwyczaja do takiego pytania i stawia je sobie czasem sam automatycznie. I wreczcie kiedys, podczas snu, tez je zada, i wtedy bedzie sie wiedzialo, ze sie sni. I hulaj dusza. wiesz, ze to sen i mozesz robic co chcesz. Nigdy wczesniej sie nie zastanawialam podczas snu czy to sen czy nie. To bylo po raz pierwszy. Pamietam, ze sie nad tym chwile zastanowilam, skupilam sie na sobie i na wszystkim wokol zeby byc pewna, czy to sen, czy nie. I poczulam, ze nie. Ze to sie dzieje naprawde. Ze wszystko jest niesamowite, ale prawdziwe.
Dawno mi sie nic nie snilo porzadnego i nawet zaczynalo mi tego brakowac. W srode mialam dosc stresujace popoludnie i raczej zle spalam, za to dzis sobie to "odbilam".
Nie mialam OBE, widocznie nie potrafie i juz, ale za to mialam dziwny sen. Jak sie rano obudzilam to pomyslalam o tym watku, ze to tu powinnam opisac. Bo poniekad mi sie to skojarzylo z OBE. Glownie z powodu Kuli Ziemskiej i pewnego sznureczka. Ale moze juz przejde do snu.
Sen pamietam dopiero od pewnego momentu.
Bylam w hollu jakiegos sklepu, galerii czy czegos takiego. Bylo juz pustawo, ale swiatla w witrynach sie nadal swiecily. Taki pozny wieczor.
Nagle wyszli skads jacys dziwnie ubrani ludzie, jak na jakas okazje, parade czy cos. Tak elegancko. I ksiadz, nie wiem skad i po co. Dal mi oplatek.
W tym hollu bylam w konkretnej sprawie. Mialam latac. Bylam ja i jeszcze dwie inne osoby. Dziewczuna i nie wiem kto. Mielismy sprzet i cos dziwnego do picia. Kolezanka /?/ opowiadala o swoich doswiadczeniach z lotu, a takze o wrazeniach kolegi /Mazi? Ale co Mazi robil w tym snie?/. Ten kolega mial plynny i lekki lot, natomiat nia cos szarpalo w pewnej warstwie, kiedy sie wzbijala do gory. Mowila, ze to bylo raczej nieprzyjemne, ale poza tym wszystko bylo ok.
Tym razem to ja mialam latac, ale przed startem musialam sie przebrac. Ten "kostium" to nie bylo nic ciezkiego, raczej jakies poprzyczepiane drobne rzeczy, pasek jak do wsponania po gorach, do ktorego przyczepiony byl sznurek /przy brzuchu/, ktorego drugi koniec zostal przyczepiony gdzies na ziemi. Musialam tez cos wypic. "Mikstura" byla zrobiona ot tak, na ziemi w hollu, w plastikowym kubeczku. Jakies dziwne proszki z saszetek zalane woda, nie wiedzialam co to jest. Mialo mi to pomoc w lataniu. Kolezanka, ktora juz przez to kiedys przeszla mowila, ze oczekiwala po tym jakichs wstrzasow, jak w filmie "Powrot do przeszlosci", ale nic takiego sie nie wydarzylo. Ale nie wiadomo jak ze mna. Troche sie tego obawialam, ale w sumie to wypilam, i to dosc latwo szybko, jak oranzade. Dostalam jeszcze taki kocyk, bo na gorze moglo byc zimno. Taka ciemnoniebieska narzutka. stanelam z tym przywiazanym sznurkiem, drugi koniec przyczepiony do jakiegos sprzetu i sie zaczelo.
Poczulam mocne szarpniecie, tak jakby jakas dmuchawa mnie wypchnela do gory, czulam sie jak cos w rodzaju latawca. Polecialam bardzo szybko do gory, krecac sie w kolko. Tak, jakby do sznurka przyczepic ciezarek, a potem skrecac ten sznurek i skrecac. I puscic. Wtedy jest takie szarpniecie i sie szybko kreci. I ja bylam troche jak taki ciezarek, z tym, ze nie tylko wirowalam, ale tez mnie wyrzucalo rownoczesnie do gory. Troche mnie wystraszyl ten start i zamknelam oczy, to byly sekundy. Kiedy sie przemoglam i je otworzylam, wirowalam nad plaza. Dosc szybko jeszcze, lae otworzylam oczy, bo bylo pieknie. Jakies 30 metrow nad ziemia, noca. Plaza raczej piaszczysta, wiac, ze w dzien chodzi po niej duzo ludzi. Bla lekko oswietlona, chyba ksiezycem. Bylo tez morze, czarne, z lekkimi falami. Bylo pieknie i cudownie, moglabm tam zostac na zawsze. Ale nagle polecialam wyzej, na tyle, ze widzialam zarysy kontynentow /moja Podswiadomosc jest chyba na bakier z geografia, bo te zarysy byly takie, ze pozal sie Boze, ale niech jej tam/. Strona Europa-Azja.
Raz bylam wyzej, raz nizej, raz widzialam wyrazniej kontury, raz mniej. Usilowalam kierowac wysokoscia, ale mi to srednio wychodzilo. Czasami po prostu wystarczylo, ze chcialam cos zobaczyc i sie znizalam /ale wciaz to byly razej tylko kontury/. A czasami sie staralam zmienic polozenie ale nie moglam. Nie wiem skad i od kiedy, ale mialam w dloniach takie sznureczki i to nimi staralam sie regulowac wysokosc. Mialam wciaz ten kocyk, bo mialo byc zimno, ale nie bylo. Mimo wszystko chcialam sie nim okryc, ale mi wypadl i polecial na ziemie. Gdzies w okolice Chin, kolo morza, na jakis cypelek. Pare razy sie oddalalam i przyblizalam do tego miejsca. to byly takie dosc pulsujace ruchy. Nagle polecialam wyzej i w zasadzie, to nic nie bylo widac. Bylo czarno.
Nagle gdzieniegdzie zaczynaly sie pojawiac takie zolte prostokaciki z napisami. W zaleznosi od mojej wysokosci pojawialy sie i znikaly. Takie troche jak na GoogleEarth. Na jednym z prostokacikow byl napis MARS. Dziwny ten kosmos troche. Usilowalam cos regulowac tymi sznureczkami, ale poczulam, ze jestem w jakims pokoju. Razem z tym kosmosem.
Po prostu caly Wszechswiat dalo sie nagle zmiescic w jednym pokoiku na poddaszu. Nadal mialam w rekach sznurki, ale byly krotsze i mialy male kumeczki na koncach. A pokoj byl juz pokojem, z meblami i tak dalej, a nie kosmosem. Krecilam tymi sznureczkami wokol siebie, poziomo. Tak, jaby byly na jednej orbicie. COS mi powiedzialo, ze to sa planety, ktorymi ja krece. A potem, ze jedna, to Planeta Bogatych, a druga to Planeta Ubogich i ze Planeta Bogatych goni ta Planete Ubogich, tak jak i bogaci ludzie gonia biedakow. Kiedys sie poruszaly tak jak teraz, czyli jedna za druga, ale to nie byl dla nich dobry uklad i go zmienily. I w tym momencie zaczelam krecic sznurkami pionowo, jadna po prawej, a druga po lewej stronie. Kazda planetka miala juz swoja orbite, tylko dla siebie i mogla sie po niej poruszac. Mialam wrazenie, ze ktos jest ze mna w tym pokoju, ale nie wiem kto.
Uslyszalam, ze ktos wchodzi po schodach. Do pokoiku wzeszly dwie kobiety. Nie pamietam o czym rozmawialy, ale zajete byly glownie podziwnianiem widoku z okna. Ogrod, taki troche jak jak u Buszmena w domu, a za nim plaza /noca, lekko oswietlona/, morze i rozne ruiny. Takie drobne, urokliwe, jak z poludniowych krajow. Pokoik byl na gorze, wiec wszystko widzialy z perspektywy minimum kilku metrow, nad drzewami. cieszylam sie, ze to widza, to widok byl troche jak ten, ktory sama wczesniej widzialam.
Chcialam sie z nimi podzielic tymi wrazeniami. Pokazalam im male okienko w suficie, taki lufcik zamykany kilkoma malutkimi okiennicami. Otworzylam go. Mogly zobaczyc plaze i wszystko wokol w pelnej okazalosci, z wysokosci tego lufcika na poddaszu, skierowanego do gory, na czarne niebo. Obok stal jakis sprzet astronomiczny, przesunelam go blizej okienka i dodatkowo oswietlilam to wszystko, na co patrzyly.
Nie wiem co bylo dalej, nie wiem tez co sie dzialo z tym sznurkiem przy moim brzuchu. Sen ogolnie byl bardzo przyjemny.
I jeszcze cos. Jak mnie wyrzucilo, na samym poczatku, to to wszystko wydawalo mi sie takie niewiarygodne, ze pomyslalam, ze to pewnie sen. Przypomnialo mi sie co czytalam o swiadomym snieniu /lucis dreams/. Podobno zeby tego doswiadczyc, nalezy czasem w ciagu dnia sie skupic na tym, co sie dzieje i pomuslec, czy to prawda czy sen. Zawsze mi sie to wydawalo dosc zabawne. A sluzy do tego, ze mozg sie przyzwyczaja do takiego pytania i stawia je sobie czasem sam automatycznie. I wreczcie kiedys, podczas snu, tez je zada, i wtedy bedzie sie wiedzialo, ze sie sni. I hulaj dusza. wiesz, ze to sen i mozesz robic co chcesz. Nigdy wczesniej sie nie zastanawialam podczas snu czy to sen czy nie. To bylo po raz pierwszy. Pamietam, ze sie nad tym chwile zastanowilam, skupilam sie na sobie i na wszystkim wokol zeby byc pewna, czy to sen, czy nie. I poczulam, ze nie. Ze to sie dzieje naprawde. Ze wszystko jest niesamowite, ale prawdziwe.
Ufff, przekopałam i znalazłam...
W zasadzie to tylko po to, żeby błysnąć kolejną złotą myślą
, a nie off topować w innym temacie. Wolę się nia podzielić tu, lub w sąsiednim miejscu, ale tu lepiej.
Bo w Hydeparku toczy się dyskusja o naszych relacjach z rodzicami, jesli chodzi o słuchanie Michaela, ale zaczęły się tam tez pojawiać inne problemy. Na przykład to, że jak się wpadnie na genialny pomysł posprzątania pokoju, to jak już już sięga się po ściereczkę, albo jak już już wyciąga odkurzacz, to słyszy się z sąsiedniego pokoju "i posprząąąątaj ten pokój wreszcie".
A jako, że czytam książkę o telepatii, intuicji i i tym podobnych (jak zwykle nie wiem czy pozycja warta zachodu czy nie...) to mnie tak tknęło...może to jakiś rodzaj telepatii jest?
W końcu relacja dziecko-rodzic jest bardzo silna. Jak takie dziecko wpadnie raz na pół roku, żeby zrobić genialną niespodziankę i faktycznie posprzątać, to może tak to z niego bije, że się przebija przez ścianę i wwierca w mózg rodzica, który ten sygnał odbiera i oto, abrakadabra, wpada na jakże genialny pomysł (sic!): niech dziecko posprząta wreszcie ten pokój. I idzie do swojej pociechy, coby mu przekazać radosną nowinę i dobić.
Swoją drogą rozbawił mnie ten zbieg okoliczności, że ja tu przekopuję pół forum w poszukiwaniu dawno zaginionego wątku o podświadomości, coby coś dopisać o telepatii, patrzę, a tu nam się własnie dyskusja urwała na tym zjawisku. Jakże piękna, zgrabna kontynuacja po ponad półtorarocznej przerwie. Tralala.
Edit. Swoją drogą, jak ktoś coś przeczytał wartego przeczytania to się może zebraną bibliografią podzielić. Mam na myśli wszystko co kręci się wokół psychologii, podświadomości i tak dalej. Bo w bibliotece masa tego, a ja nigdy nie wiem co rzezczywiście jest świeczki warte.
Jak u kaema raz byłam to miał w pokoju na półce nieco książek, wydedukowałam, że by badziewia nie trzymał i się do tej półki dorwałam jak na chwilę gdzieś poszedł. Normalnie jak dziecko w parku rozrywki, co ma 15 minut i sto karuzel do wyboru. Pamiętam, że znalazłam coś o chorobach wywołanych stanem ducha(łaaaa, kocham to), coś w tym kimacie. Przełączyłam się na "czytanie turbo" i przekartkowałam wszystko co o tych chorobach było usiłując zapamiętać max informacji. łojejku. Nawet nie wiem czy szanowny właściciel owej książki wie, że zareagowałam na jego półkę jak kot na kocimiętkę?
W zasadzie to tylko po to, żeby błysnąć kolejną złotą myślą

Bo w Hydeparku toczy się dyskusja o naszych relacjach z rodzicami, jesli chodzi o słuchanie Michaela, ale zaczęły się tam tez pojawiać inne problemy. Na przykład to, że jak się wpadnie na genialny pomysł posprzątania pokoju, to jak już już sięga się po ściereczkę, albo jak już już wyciąga odkurzacz, to słyszy się z sąsiedniego pokoju "i posprząąąątaj ten pokój wreszcie".
A jako, że czytam książkę o telepatii, intuicji i i tym podobnych (jak zwykle nie wiem czy pozycja warta zachodu czy nie...) to mnie tak tknęło...może to jakiś rodzaj telepatii jest?
W końcu relacja dziecko-rodzic jest bardzo silna. Jak takie dziecko wpadnie raz na pół roku, żeby zrobić genialną niespodziankę i faktycznie posprzątać, to może tak to z niego bije, że się przebija przez ścianę i wwierca w mózg rodzica, który ten sygnał odbiera i oto, abrakadabra, wpada na jakże genialny pomysł (sic!): niech dziecko posprząta wreszcie ten pokój. I idzie do swojej pociechy, coby mu przekazać radosną nowinę i dobić.
Swoją drogą rozbawił mnie ten zbieg okoliczności, że ja tu przekopuję pół forum w poszukiwaniu dawno zaginionego wątku o podświadomości, coby coś dopisać o telepatii, patrzę, a tu nam się własnie dyskusja urwała na tym zjawisku. Jakże piękna, zgrabna kontynuacja po ponad półtorarocznej przerwie. Tralala.
Edit. Swoją drogą, jak ktoś coś przeczytał wartego przeczytania to się może zebraną bibliografią podzielić. Mam na myśli wszystko co kręci się wokół psychologii, podświadomości i tak dalej. Bo w bibliotece masa tego, a ja nigdy nie wiem co rzezczywiście jest świeczki warte.
Jak u kaema raz byłam to miał w pokoju na półce nieco książek, wydedukowałam, że by badziewia nie trzymał i się do tej półki dorwałam jak na chwilę gdzieś poszedł. Normalnie jak dziecko w parku rozrywki, co ma 15 minut i sto karuzel do wyboru. Pamiętam, że znalazłam coś o chorobach wywołanych stanem ducha(łaaaa, kocham to), coś w tym kimacie. Przełączyłam się na "czytanie turbo" i przekartkowałam wszystko co o tych chorobach było usiłując zapamiętać max informacji. łojejku. Nawet nie wiem czy szanowny właściciel owej książki wie, że zareagowałam na jego półkę jak kot na kocimiętkę?
Nie wiem, nazwiska nie pamiętam. Wiem, że zostałam sama z Twoja półką, obmacałam co było, wybrałam jakieś dwie, jedna ta co napisałam i w tempie turbo przeczytałam co było. W każdym razie tak bardziej w drugiej połowie książki były krótkie rozdziały i w nich w miarę zwięzły opis związku pomiędzy emocjami a chorobami, np. rakiem, układem nerwowym, krwionośnym, oddechowym itp. Jakie stany emocjonalne moga wywołać jakiś typ schorzeń. Plus porady. Takie przejrzyste rozdziały. Przeczytałam wszystkie, tyle że w trybie turbo, wolałabym na spokojnie. Nie pamiętam autora kompletnie, więc nie wiem czy to Hellinger czy ktoś inny. Ja w ogóle nazwisk nie kojarzę.
Ale lubię takie rzeczy. Może dlatego, że w nie sama wierzę, i fajnie się czyta coś, co potwierdza jakies tam własne domysły. W mojej magisterce też miałam o leczeniu siłą własnej woli i za pomocą wyobraźni
Na Księżycu się tak leczyli :)
Ale lubię takie rzeczy. Może dlatego, że w nie sama wierzę, i fajnie się czyta coś, co potwierdza jakies tam własne domysły. W mojej magisterce też miałam o leczeniu siłą własnej woli i za pomocą wyobraźni

Hmm... co ja widzę... temat o podświadomości, niewykorzystywanych możliwościach ludzkiego umysłu... coś co lubię :)
Mnie ostatnio fascynuje telekineza. Przeczytałem parę poradników o tym, jednak nie potrafię nawet skupić się na parę sekund a co dopiero mówić o przesuwaniu papierowego wiatraczka (psi wheel)
Jedna z teorii nt. telekinezy mówi, że wokół nas jest energia (ba, my też się z niej składamy) i nie ma tak naprawdę żadnej granicy gdzie "kończy" się nasze pole. Rozciągając energię na przedmiot możemy na niego wpływać. Idąc tym tokiem myślenia, można uznać, że lewitacja jest również możliwa...
Może to stek bzdur i fantazji ale chciałbym chociaż trochę rozszerzyć swoje możliwości...
Mnie ostatnio fascynuje telekineza. Przeczytałem parę poradników o tym, jednak nie potrafię nawet skupić się na parę sekund a co dopiero mówić o przesuwaniu papierowego wiatraczka (psi wheel)
Jedna z teorii nt. telekinezy mówi, że wokół nas jest energia (ba, my też się z niej składamy) i nie ma tak naprawdę żadnej granicy gdzie "kończy" się nasze pole. Rozciągając energię na przedmiot możemy na niego wpływać. Idąc tym tokiem myślenia, można uznać, że lewitacja jest również możliwa...
Może to stek bzdur i fantazji ale chciałbym chociaż trochę rozszerzyć swoje możliwości...
Myślę, że warto.verter pisze:Może to stek bzdur i fantazji ale chciałbym chociaż trochę rozszerzyć swoje możliwości...
Nawet jeśli nie uda się telekineza, telepatia, czy coś innego, to nasza praca włożona w próby dokonania tego powinna zaowocować w ten czy inny sposób.
Ćwiczenie koncentracji, prawidłowego relaksu, obserwowanie otoczenia, skupianie uwagi na ludziach, ich emocjach, na naszym własnym wnętrzu.
Właśnie za to lubię takie książki. Nie oczekuję, że mnie jakiś podręcznik nauczy telepatii w 14 dni, ale wiem, że czytając coś takiego, nastawiam umysł na tę sferę życia właśnie. Bardziej słucham innych. Słucham nie tylko tego, co powiedzieli, ale również tego, co starali się powiedzieć. Staram się zrozumiec co mówią bez słów. Zrozumieć ich myśli. Wyczuć ich. A to już wrota do telepatii.
Myślę, że każdy z nas ma takie zdolności, w końcu czy to, co napisałam powyżej brzmi jakoś niewiarygodnie? Nie wydaje mi się.
Chyba w tym co teraz czytam było o tym, że jedna z teorii rozwoju człowieka głosi, że zanim nauczył się porozumiewać za pomocą mowy, mógł robić to bez użycia słów, własnie dzięki wymianie myśli. Z czasem mu to zaczęło zanikać. Gdzieś tam jeszcze słyszałam (w radiu? od taty?), że wg. niektórych nasza cywilizacja wcale nie idzie do przodu, ale własnie się cofa. Tzn owszem, idzie do przodu jeśli chodzi o rozwój techniki, ale cofa się, jeśli chodzi o rozwój naturalnych zdolności człowieka.
A odnośnie nauki i teleportacji, to mi się przypomniało właśnie, że mi kiedyś tata doniósł, że naukowcom udało się teleportować atom.
Juz nie tylko cząsteczkę, ale atom. W necie można sobie o tym poczytać, np tu:
http://www.bbc.co.uk/polish/scitech/sto ... atom.shtml
http://serwisy.gazeta.pl/nauka/1,34135,2138039.html
W sumie dośc dawno to już było. No i to tylko atom. I to na bardzo bardzo niewielką odległość. No ale..jednak.
Najbardziej podoba mi się w tym wszystkim to, że teleportuje się nie cząsteczkę jako taką, ale jej własciwości.
Moja wyobraźnia podsuwa mi obraz teleportacji człowieka: nie całego ciała, ale tej energii, która w nim krąży (zakładając, że ona istnieje).
A samo ciało byłoby po prostu przystanią, formą, która jest wypełniana raz tą, raz inną energią. I tak by się wędrowało, z ciała do ciała, jak woda z oczka do oczka górskiej kaskady. Się rozmarzyłam.
Zdecydowanie powinnam w końcu napisać jakieś science-fiction

Psychologia sięga czasem po metafizykę. Ustawienia systemowe rodzin mają coś z tego. Albo genogram, czyli rozpisanie rodziny do pokoleń wstecz, by zobaczyć min. powtarząjace się relacje. Ten zawód ma taką urodę, że jak już jesteś wystarczajaco dobrym rzemieślnikiem, mozesz zacząć być niekonwencjonalny; byc psychologiem- artystą. Jak Milton Erickson. I być dzięki temu jeszcze bardziej skuteczny. Nie lubię słoowa artysta, ale nie znam lepszego.MJowitek pisze:Ale lubię takie rzeczy.
Ta teleportacja, oddziaływanie na M/Dż... eee Kasię znaczy się (Kasiu, nawet nie wiesz, jak trzeba się namęczyć, by przepisać Twoje inicjałowe pseudo), to o tym przecież Jung pisał. Oczywiście u mnie zaczęło się od muzyki. Najbardziej znana płyta The Police nosi tytuł Synchronicity, a Sting właśnie zaczerpnął tytuł od Junga. Sting to w ogóle bardzo oczytany gosć jest. Synchronizacja umysłów, bo o tym pisał, znana jest każdemu z Was, choćby z potocznego "nadawnia na tych samych falach". Sam to obserwuję w pracy, jak prowadzimy razem ze znajomą, Edytą, grupę. Jak po pewnym czasie współpracy jesteśmy w stanie odgadnąć swoje pomysły; jak mamy te same myśli w tym samym czasie. Jak umysły nasze po miesiącach, ponad roku już, się do siebie dostroiły. To niezwykłe i piękne. Kiedy z kimś jesteś w takiej unii, gdzie wsłuchujesz się w to, co mówi, próbujesz odgadnać intencję i podążać za nią. A kiedy masz inaczej, mówisz o tym i ta osoba próbuje odgadnąć twoją. A później obgadać różnice.
Chciałbym, by tak kiedyś wyglądał mój związek.
Jung w ogóle jest ciekawym autorem. Studia nad sednem sztuki, archetypy, psychologia ludzkości jako wyraz jednostek... Mnóstwo artystów się do niego odnosi, Lynch np. Muszę kiedyś jeszcze go dokładniej poczytać.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Sztuka porusza, a seriale stają się dziełami sztuki. A fascynacja własnym cieniem stara jak świat.
Śniło mi się, że byłem seryjnym mordercą. Gdy mijałem swoje miejsce pracy, spotkałem moją dawną nauczycielkę. Mądra kobieta. Wiedziała. Nie wiem, skąd. Chciała mnie wciągnąć w dyskusję, poruszyć coś, by psychopata pękł. Nie czas i miejsce. Mignęła, jak drzewo przez okno samochodu. Poszła w swoim kierunku.
Cięcie.
Jestem w Londynie. Jadę na koncert. Szukam noclegu. To miało być miejsce, w którym mieszka Marta, ale jej tam nie ma. Czuję samotność wyludnionej dzielnicy o zmroku. Znajduję starą, opuszczoną kamienicę. Stary żul jest w jej władaniu, za drobną przysługę pozwala mi zostać.
Wysokie, piękne mieszkanie. Mroczne w swej dostojności. Udaje mi się to, czego nigdy nie udało mi się na jawie- oddzielić samotność od strachu, bo ten drugi stan nie istnieje.
Cięcie.

Poranek. Zapuszczam się w nieznane mi rejony miasta. Szukam sposobów, by dotrzeć na koncert. Drogę zachodzą mi policjanci. Jestem spokojny. Wiem, po co przyszli i nie chcę walczyć. To śmieszne przecież, kiedy zaprzeczasz oczywistemu. Łagodnie z nimi rozmawiam, poddaję się bez oporu. Przyjaźnie rozmawiamy. Mój spokój widać się udziela. Nie ma niehigienicznych spazmów i nerwów. Są zbędne. Spokój ma hipnotyczne działanie.
Moje znów na wierzchu.
Cięcie.
Korytarz policyjny. Seryjny morderca jest skuty. To juz nie ja. Jestem policjantem. Oddzieliłem się od niego, by mu pomóc. Trzymam go mocno. Teraz mnie widzi. Wije się. Łka. Dociera do niego jego skrzywdzenie i jakie zło później zrodziło. Za chwilę to przyjmie. Nie wierzy jeszcze, że ktoś go złapie, jak znowu upadnie. Po to stworzył w sobie psychopatę. Po to te wszystkie czarne postaci- by przestraszyć, by przegonić, by nie dotrzeć tam, gdzie boli; gdzie jest małe, przestraszone dziecko. Jestem teraz i nie puszczam. Ono teraz płacze.
Trzymam go mocno. Teraz czuje się bezpiecznie. Może po raz pierwszy w życiu. Czeka go egzekucja.
Cięcie.
_________
Na końcu świata
panują sny gorączki
Gorące
Gwałtowne
Czerwone
Śniło mi się, że byłem seryjnym mordercą. Gdy mijałem swoje miejsce pracy, spotkałem moją dawną nauczycielkę. Mądra kobieta. Wiedziała. Nie wiem, skąd. Chciała mnie wciągnąć w dyskusję, poruszyć coś, by psychopata pękł. Nie czas i miejsce. Mignęła, jak drzewo przez okno samochodu. Poszła w swoim kierunku.
Cięcie.
Jestem w Londynie. Jadę na koncert. Szukam noclegu. To miało być miejsce, w którym mieszka Marta, ale jej tam nie ma. Czuję samotność wyludnionej dzielnicy o zmroku. Znajduję starą, opuszczoną kamienicę. Stary żul jest w jej władaniu, za drobną przysługę pozwala mi zostać.
Wysokie, piękne mieszkanie. Mroczne w swej dostojności. Udaje mi się to, czego nigdy nie udało mi się na jawie- oddzielić samotność od strachu, bo ten drugi stan nie istnieje.
Cięcie.

Poranek. Zapuszczam się w nieznane mi rejony miasta. Szukam sposobów, by dotrzeć na koncert. Drogę zachodzą mi policjanci. Jestem spokojny. Wiem, po co przyszli i nie chcę walczyć. To śmieszne przecież, kiedy zaprzeczasz oczywistemu. Łagodnie z nimi rozmawiam, poddaję się bez oporu. Przyjaźnie rozmawiamy. Mój spokój widać się udziela. Nie ma niehigienicznych spazmów i nerwów. Są zbędne. Spokój ma hipnotyczne działanie.
Moje znów na wierzchu.
Cięcie.
Korytarz policyjny. Seryjny morderca jest skuty. To juz nie ja. Jestem policjantem. Oddzieliłem się od niego, by mu pomóc. Trzymam go mocno. Teraz mnie widzi. Wije się. Łka. Dociera do niego jego skrzywdzenie i jakie zło później zrodziło. Za chwilę to przyjmie. Nie wierzy jeszcze, że ktoś go złapie, jak znowu upadnie. Po to stworzył w sobie psychopatę. Po to te wszystkie czarne postaci- by przestraszyć, by przegonić, by nie dotrzeć tam, gdzie boli; gdzie jest małe, przestraszone dziecko. Jestem teraz i nie puszczam. Ono teraz płacze.
Trzymam go mocno. Teraz czuje się bezpiecznie. Może po raz pierwszy w życiu. Czeka go egzekucja.
Cięcie.
_________
Na końcu świata
panują sny gorączki
Gorące
Gwałtowne
Czerwone
tak sobie przeczytałam ten wątek, i... poza oczywistym faktem, że mnie bardzo zaciekawił, muszę stwierdzić, że zostało poruszonych zbyt wiele tematów, w odniesieniu do których chciałabym wtrącić swoje trzy grosze...;)
uwielbiam o takich rzeczach, ale rozmawiać bardziej... pisanie jest skomplikowane tak jak skomplikowane i zapętlone są moje myśli oscylujące wokół podjętych tu kwestii...
np sny, ojej, jest cała masa snów, które tak bardzo chciałabym komuś, WAM opisać, czasem śni mi się coś miłego, nawet bardzo, czasem koszmary, ale to nie ich najbardziej się boję - boję się myśli, że mój sen znajdzie odbicie w rzeczywistości, jak to już parę razy miało miejsce... oczywiście po drzemce, w której robiłam sobie zdjęcia z dziećmi Michaela jest we mnie sama radość i pobłażliwy uśmieszek na mordce, ale jak przyśni się coś niepokojącego... ciężko wyjść z uśmiechem z domu...
co się jeszcze tyczy snów - paraliż przy/senny, brrr... dopóki nie przeczytałam, że uważa się iż istnieje coś takiego, wierzcie lub nie, bałam się iść spać... nie wiedziałam, ba - nie chciałam wiedzieć co to się ze mną dzieje; musiałam się z tym oswoić ale nadal bywa, iż jest to dość traumatyczne doznanie...
ja w ogóle boję się ciemności, i bycia samej... ale to wynika chyba z kolei z faktu, iż w dzieciństwie dwaj starsi bracia lubili mnie straszyć i za wcześnie z nimi zaczęłam oglądać horrory hehe
widzicie, o samych snach, których nawet nie opisałam hehe, tytułem 'wstępu' się rozgadałam, a gdzie tu mam komentować reinkarnację/hipnozę/telekinezę czy podróże poza ciało, ehh... a najgorsze że jedno wiąże się z drugim i czuję niezadowolenie że tak wiele pominęłam...
może innym razem... oczka się zamykają
jak w temacie - oraz MJ, no to:

wiadomo z jakiej stronki wzięte, teraz sobie o tej fotce przypomniałam hehe
uwielbiam o takich rzeczach, ale rozmawiać bardziej... pisanie jest skomplikowane tak jak skomplikowane i zapętlone są moje myśli oscylujące wokół podjętych tu kwestii...
np sny, ojej, jest cała masa snów, które tak bardzo chciałabym komuś, WAM opisać, czasem śni mi się coś miłego, nawet bardzo, czasem koszmary, ale to nie ich najbardziej się boję - boję się myśli, że mój sen znajdzie odbicie w rzeczywistości, jak to już parę razy miało miejsce... oczywiście po drzemce, w której robiłam sobie zdjęcia z dziećmi Michaela jest we mnie sama radość i pobłażliwy uśmieszek na mordce, ale jak przyśni się coś niepokojącego... ciężko wyjść z uśmiechem z domu...
co się jeszcze tyczy snów - paraliż przy/senny, brrr... dopóki nie przeczytałam, że uważa się iż istnieje coś takiego, wierzcie lub nie, bałam się iść spać... nie wiedziałam, ba - nie chciałam wiedzieć co to się ze mną dzieje; musiałam się z tym oswoić ale nadal bywa, iż jest to dość traumatyczne doznanie...
ja w ogóle boję się ciemności, i bycia samej... ale to wynika chyba z kolei z faktu, iż w dzieciństwie dwaj starsi bracia lubili mnie straszyć i za wcześnie z nimi zaczęłam oglądać horrory hehe
widzicie, o samych snach, których nawet nie opisałam hehe, tytułem 'wstępu' się rozgadałam, a gdzie tu mam komentować reinkarnację/hipnozę/telekinezę czy podróże poza ciało, ehh... a najgorsze że jedno wiąże się z drugim i czuję niezadowolenie że tak wiele pominęłam...
może innym razem... oczka się zamykają

jak w temacie - oraz MJ, no to:

wiadomo z jakiej stronki wzięte, teraz sobie o tej fotce przypomniałam hehe
Ostatnio zmieniony sob, 22 gru 2007, 14:14 przez kickuś, łącznie zmieniany 2 razy.
Shamon!

please give some T.L.C. to the P.Y.T.s!

please give some T.L.C. to the P.Y.T.s!
Wtrącaj!kickuś pisze:wtrącić swoje trzy grosze...;)
Bo mi brakuje tutaj kogoś do wymiany myśli..
Sama z sobą perorować tutaj nie będę.
Ale sny jako sny i to co z nimi związane, to coś do czego MJowitki przykładają dużą uwagę. Kiedyś się zalogowałam na to forum. Chyba najlepsze jakie znalazłam, mają super stronę z artykułami itp. Trochę średnio mrawe to forum, ale mrawe i można się z niego wieeele dowiedzieć. Kiedyś trochę popisałam maili z jednym z twórców strony, twórczynią właściwie, bardzo fajna babka o sporej wiedzy, zajmuje się tłumaczeniami książek z tej dziedziny. Także polecam. http://www.sny.net.pl/
Polecam najbardziej stronę główną, forum tworzą ludzie, a ludzie wiadomo jacy są. Raczej sami chcą, żeby ich sny interpretować a do pomocy mniej się garną, a jak już garną, to bywa, ze pożal się Boże. Nie ma nic gorszego od sfrustrowanego psychologa amatora :] Ale to tylko taka moja mała uwaga, ostatnio jestem na "nie" w stosunku do ludzkości i mogę być nieco zrzędliwa
