Kicz. Zachwycający temat, który nie powinien mieć miejsca.
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, Mafia
To co pokazałaś, można nazwać kiczem kulinarnym, podobnie jak dania typu fast food czy chipsy.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
a mnie się te batoniki bardzo podobają, zdecydowanie bardziej od puszek. Puszki były bezpłciowe. :P
kilka wzmianek o kiczu:
http://www.filmweb.pl/film/El+mariachi- ... zu,2187761
https://suw.biblos.pk.edu.pl/resources/ ... czesny.pdf
http://www.tokfm.pl/blogi/igf/2011/08/d ... wac_pisuar
Michael wpisuje się w postmodernizm, tylko pozostaje dylemat, na ile to było świadome, a na ile to wypływało z jego natury, chłopięcej naiwności. Przecież chciał być Piotrusiem Panem. Czy w ogóle, jakikolwiek bunt przyszedł mu do głowy? Kochał tworzyć i znał się doskonale na muzyce, nie musiał znać się na sztukach wizualnych, nie musiał znać się na wszystkim, I mam nadzieję, że nie przekraczam tabu, albo nie naruszam świętości ( do świątyni trzeba na palcach ;) ) , ale niekiedy Michael miał coś z polskiego Nikifora. Oczywiście Nikifor był upośledzony i tworzył sztukę naiwną, ale chodzi mi o miłość tworzenia bez zadęcia intelektualnego. To się działo niejako samo.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Nikifor_Krynicki
http://pl.wikipedia.org/wiki/Edward_Dwurnik
Michael wiele osób drażni tym kiczem. Prince, Bowie nie drażnią, Freddie nie drażni, a Michael tak. Pytanie dlaczego? Freddie otwarcie demonstrował kicz i mówił, a możecie mi nakichać, jestem królem. Prince podobnie. Prince prawdopodobnie byłby zachwycony terminem - król kiczu. Nie ma problemu z nazwaniem Prince'a królem kiczu, ale w przypadku Michaela to nie przechodzi przez gardło. Ci panowie mieli do siebie dystans, a Michael nie? Więc i fani tego dystansu nie mają? A może jednak miał? Generalnie - jest jakiś tam problem. Nawet temat wątku na to wskazuje ;) Fajnie, że Michael tak zmusza do myślenia.
A brzydota? Dzisiaj sobie przypomniałam Hrabala, przecież w jego powieściach aż duszno od brzydoty. I tak na zmianę, raz piękno, raz brzydota. Żaden wyznacznik, czym ma się posiłkować sztuka i czy ma być ładna, czy brzydka nie istnieje. Piękno i brzydota mogą być na równi banalne i mogą być sztuką. Z tym, co się obecnie dzieje, nie tylko laicy maja problem. Wszyscy się kłócą, skaczą sobie do gardeł, pozabijaliby się.
najlepszy przykład z ostatniej chwili :
http://wpolityce.pl/artykuly/67764-miaz ... ny-w-sobie
http://www.youtube.com/watch?v=LOVYwSp3fxM#t=171
Mam tym zawalony całą ścianę na FB. Lepiej wrócić do zajęć własnych niech się pozagryzają.
Ciechowski mimo, ze muzycznie z innej bajki, docenił kunszt Michaela. Resztę pozostawił i tak jest najmądrzej.
http://www.youtube.com/watch?v=q9vetCFnBrY
dobranoc
Dadaiści wykorzystywali kicz, by wyśmiać akademizm…, bawili się, niektórzy bardziej niszczyli niż tworzyli, śmiali się wszystkim w twarz. I może,gdzieś by przepadli w odmętach historii, gdyby nie fakt, że reperkusje ich działań trwają do dziś…Nie jestem kulturoznawcą, praktykiem bardziej, niewiele wiem, ale mam przeczucie, że inaczej wyglądałoby współczesne kino, tez muzyka, na której znam sie najmniej. To był zdecydowanie bunt…Margareta pisze:Celowe posługiwanie się kiczem to forma stylizacji. Buntem jest natomiast każda próba nowatorstwa.triniti pisze:Gdybym miała gdzież zaszeregować kicz, to uznałabym, że świadome posługiwanie się kiczem jest rodzajem buntu. Jednak to nie jest jedyny rodzaj buntu.Jeden z wielu. Natomiast posługiwanie się kiczem, w momencie , kiedy się to dzieje, może być też wyrazem pewnej infantylności, potem interpretowanej, jako bunt, choć niekoniecznie początkowo miało to taki cel.
kilka wzmianek o kiczu:
http://www.filmweb.pl/film/El+mariachi- ... zu,2187761
https://suw.biblos.pk.edu.pl/resources/ ... czesny.pdf
http://www.tokfm.pl/blogi/igf/2011/08/d ... wac_pisuar
Michael wpisuje się w postmodernizm, tylko pozostaje dylemat, na ile to było świadome, a na ile to wypływało z jego natury, chłopięcej naiwności. Przecież chciał być Piotrusiem Panem. Czy w ogóle, jakikolwiek bunt przyszedł mu do głowy? Kochał tworzyć i znał się doskonale na muzyce, nie musiał znać się na sztukach wizualnych, nie musiał znać się na wszystkim, I mam nadzieję, że nie przekraczam tabu, albo nie naruszam świętości ( do świątyni trzeba na palcach ;) ) , ale niekiedy Michael miał coś z polskiego Nikifora. Oczywiście Nikifor był upośledzony i tworzył sztukę naiwną, ale chodzi mi o miłość tworzenia bez zadęcia intelektualnego. To się działo niejako samo.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Nikifor_Krynicki
http://pl.wikipedia.org/wiki/Edward_Dwurnik
Michael wiele osób drażni tym kiczem. Prince, Bowie nie drażnią, Freddie nie drażni, a Michael tak. Pytanie dlaczego? Freddie otwarcie demonstrował kicz i mówił, a możecie mi nakichać, jestem królem. Prince podobnie. Prince prawdopodobnie byłby zachwycony terminem - król kiczu. Nie ma problemu z nazwaniem Prince'a królem kiczu, ale w przypadku Michaela to nie przechodzi przez gardło. Ci panowie mieli do siebie dystans, a Michael nie? Więc i fani tego dystansu nie mają? A może jednak miał? Generalnie - jest jakiś tam problem. Nawet temat wątku na to wskazuje ;) Fajnie, że Michael tak zmusza do myślenia.
A brzydota? Dzisiaj sobie przypomniałam Hrabala, przecież w jego powieściach aż duszno od brzydoty. I tak na zmianę, raz piękno, raz brzydota. Żaden wyznacznik, czym ma się posiłkować sztuka i czy ma być ładna, czy brzydka nie istnieje. Piękno i brzydota mogą być na równi banalne i mogą być sztuką. Z tym, co się obecnie dzieje, nie tylko laicy maja problem. Wszyscy się kłócą, skaczą sobie do gardeł, pozabijaliby się.
najlepszy przykład z ostatniej chwili :
http://wpolityce.pl/artykuly/67764-miaz ... ny-w-sobie
http://www.youtube.com/watch?v=LOVYwSp3fxM#t=171
Mam tym zawalony całą ścianę na FB. Lepiej wrócić do zajęć własnych niech się pozagryzają.
Ciechowski mimo, ze muzycznie z innej bajki, docenił kunszt Michaela. Resztę pozostawił i tak jest najmądrzej.
http://www.youtube.com/watch?v=q9vetCFnBrY
dobranoc
Ostatnio zmieniony pt, 22 lis 2013, 23:38 przez triniti, łącznie zmieniany 1 raz.
eno gumy balonowe są dla dzieci....a dzieci kochają kolory,złotka, róż i wzroki.O rany na gumie miałby być fresk z kaplicy sykstyńskiej??
Wdrukowały nam się jakieś obrazy w głowę z etapów kariery muzycznej.
Prince zaczynał z obcasikami, gotyckimi koszulami itp....ale to były lata 80te..Od tej pory Prince przeszedł wiele metamorfoz, zaś po wdziankach nie został nawet ślad.Czy by się cieszył z nazwania się królem kiczu?? może i tak...w końcu lepiej być jakimkolwiek królem niż księciem
Freddie och Freddie....kiedy przypominam go sobie z Barcelony to najelegantszy facet jakiego widziałam.Doskonale znał się na sztuce, zaś jego dom był urządzony z wielkim smakiem.
Korona...płaszcz z gronostajami no przecież to Queen
Michael...oO tu jest problem.Bo on miał w sobie wszystko.Jego muzyka w żaden sposób nie jest kiczowata...On zaś swoją osobą przytłaczał każde swe dzieło,i wszystko w jakiś sposób stawało się Majkelowe tracąc swe pierwotne wzorce.To jak z Barbie....lalka wygląda dobrze, zaś ja przebrana za Barbie wyglądałabym po prostu komicznie.
Czasem zastanawiam się dlaczego Michael wzbudzał w ludziach tak wiele emocji? Bo Jego można było albo bezgranicznie kochać,albo serdecznie nie cierpieć i z tej okazji obrzucać bezinteresownie błotem.To może z tego też biorą się to posądzenia o kicz? Jemu wolno było dużo mniej niż innym, bo wszystko było wyolbrzymiane i brane na celownik.
Mimo wszystko, jest parę rzeczy,do których mam ciepły dystans.Mimo otwartej głowy, nie potrafię się przekonać do Anioła z YANA pluskającego się w sztucznym wodospadzie.Zaś Jego spacer na tle amerykańskich krajobazów wyglądałby lepiej, gdyby był nagrany na żywo.Może do tych wszystkich filmów, trzeba instrukcji obsługi " co autor miał na myśli" ? Takie złote, kiczowate "Remember the time" ma inne głębokie przesłanie.Dowiedziałam się o tym wiele lat później i zupełnie inaczej patrze na ten film.
Wdrukowały nam się jakieś obrazy w głowę z etapów kariery muzycznej.
Prince zaczynał z obcasikami, gotyckimi koszulami itp....ale to były lata 80te..Od tej pory Prince przeszedł wiele metamorfoz, zaś po wdziankach nie został nawet ślad.Czy by się cieszył z nazwania się królem kiczu?? może i tak...w końcu lepiej być jakimkolwiek królem niż księciem
Freddie och Freddie....kiedy przypominam go sobie z Barcelony to najelegantszy facet jakiego widziałam.Doskonale znał się na sztuce, zaś jego dom był urządzony z wielkim smakiem.
Korona...płaszcz z gronostajami no przecież to Queen
Michael...oO tu jest problem.Bo on miał w sobie wszystko.Jego muzyka w żaden sposób nie jest kiczowata...On zaś swoją osobą przytłaczał każde swe dzieło,i wszystko w jakiś sposób stawało się Majkelowe tracąc swe pierwotne wzorce.To jak z Barbie....lalka wygląda dobrze, zaś ja przebrana za Barbie wyglądałabym po prostu komicznie.
Czasem zastanawiam się dlaczego Michael wzbudzał w ludziach tak wiele emocji? Bo Jego można było albo bezgranicznie kochać,albo serdecznie nie cierpieć i z tej okazji obrzucać bezinteresownie błotem.To może z tego też biorą się to posądzenia o kicz? Jemu wolno było dużo mniej niż innym, bo wszystko było wyolbrzymiane i brane na celownik.
Mimo wszystko, jest parę rzeczy,do których mam ciepły dystans.Mimo otwartej głowy, nie potrafię się przekonać do Anioła z YANA pluskającego się w sztucznym wodospadzie.Zaś Jego spacer na tle amerykańskich krajobazów wyglądałby lepiej, gdyby był nagrany na żywo.Może do tych wszystkich filmów, trzeba instrukcji obsługi " co autor miał na myśli" ? Takie złote, kiczowate "Remember the time" ma inne głębokie przesłanie.Dowiedziałam się o tym wiele lat później i zupełnie inaczej patrze na ten film.
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
wcale nie. Taki podział nie istnieje . Ciechowski najlepszym przykładem. Wcale nie trzeba go bezgranicznie kochać, żeby go doceniać.@neta pisze:Bo Jego można było albo bezgranicznie kochać,albo serdecznie nie cierpieć i z tej okazji obrzucać bezinteresownie błotem.To może z tego też biorą się to posądzenia o kicz? Jemu wolno było dużo mniej niż innym, bo wszystko było wyolbrzymiane i brane na celownik.
A było wyolbrzymiane, bo Michael drażnił mesjanizmem. Żaden z tych wymienionych muzyków nie miał ambicji zbawiania świata. Tu się pojawił problem.
Natomiast uczucia nienawiści brały się raczej z oskarżeń o molestowanie. I tak jest do dziś. Ze sztuką ma to niewiele wspólnego.
Może to nie jest jakiś tam wyznacznik, wielu moich znajomych docenia Michaela, mówią, że zrobił niebywały kawał dobrej roboty dla muzyki, ale jego życie ich zupełnie nie interesuje. Inni w ogóle go nie słuchają, jest im obojętny, ale go nie nienawidzą.
Natomiast jeden mój znajomy wyraził nienawiść, ponieważ Michael był pedofilem. Zdumiało mnie to, no ale cóż. To był jeden jedyny raz. Są ludzie, którzy wciąż w to wierzą.
a nie odwrotnie?? oskarżenia o molestowanie wzięły się z uczuć nienawiści?triniti pisze: Natomiast uczucia nienawiści brały się raczej z oskarżeń o molestowanie.
A wcześniejsza nagonka prasy, "Jacko" i inne? 80% Hollywood ma operacje plastyczne, tylko Jacksonowi się twarz rozpada, a nosy trzyma w słoiku..... najpopularniejszy w historii amerykański piosenkarz o wielu oryginalnych, a często spektakularnych twarzach. Najwięcej fanów zdobył po śmierci.
No cóż...ja nie miałam tyle szczęścia co ty.Przez całe życie od szkoły średniej spotykałam się z kpinami i drwinami pod adresem MJ. A teraz generalnie mnie nie interesuje co sądzą inni o Michaelu. Ja wiem swoje i już.
Czy podejście ludzi do Michaela nie jest kiczem?
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Bunt przychodził mu do głowy, i to nieraz, począwszy od przeciwstawianiu się kultowi machismu w Beat It i Bad, a skończywszy na szeregu utworów z HIStory i Invincible piętnujących prasę tabloidową, jej wścibstwo, rozpowszechnianie plotek itp., a także nadmierne eksploatowanie zasobów Ziemi, co miało prowadzić do zagłady naszej planety. Dorzućmy do tego większość utworów z Blood On The Dancefloor, w szczególności Superfly Sister, piętnujący rozpasanie erotyczne i pruderię i mamy pełną odpowiedź na postawione przez Ciebie pytanie.triniti pisze: Michael wpisuje się w postmodernizm, tylko pozostaje dylemat, na ile to było świadome, a na ile to wypływało z jego natury, chłopięcej naiwności. Przecież chciał być Piotrusiem Panem. Czy w ogóle, jakikolwiek bunt przyszedł mu do głowy?
Tak, Michael Jackson bywał (był?) buntownikiem, ale nie w tym rock and rollowym tego słowa znaczeniu. Powiedziałabym wręcz, że w przeciwstawnym chociaż wykorzystywał rockowe instrumentarium i hard rockową estetykę w swoich teledyskach. Sam był jednak zaprzeczeniem typowego wyobrażenia artysty rockowego.
Sądzę, że dlatego, że wydawał im się nieautentyczny, z jednej strony fotografując się na tronie i w stroju monarchy, a z drugiej okazując słabość poprzez okazanie cierpienia w wyniku rozpowszechnienia oskarżeń o molestowanie. Tamci, jak sama mówisz, zdawali/zdają się mieć wywalone na to jak ich postrzegają. Są twardzi, robią swoje - czyli spektakl na scenie i nie przejmują się. Michael okazał swoje kruche oblicze, czyli wysłał sygnał, że można go "bić" i kiedy trafi się w jego czuły punkt, to go zaboli.Michael wiele osób drażni tym kiczem. Prince, Bowie nie drażnią, Freddie nie drażni, a Michael tak. Pytanie dlaczego? Freddie otwarcie demonstrował kicz i mówił, a możecie mi nakichać, jestem królem. Prince podobnie. Prince prawdopodobnie byłby zachwycony terminem - król kiczu. Nie ma problemu z nazwaniem Prince'a królem kiczu, ale w przypadku Michaela to nie przechodzi przez gardło. Ci panowie mieli do siebie dystans, a Michael nie? Więc i fani tego dystansu nie mają? A może jednak miał? Generalnie - jest jakiś tam problem. Nawet temat wątku na to wskazuje ;) Fajnie, że Michael tak zmusza do myślenia.
Jeszcze jedno przyszło mi do głowy: jeśli oglądasz serial "Ranczo" to pewnie pamiętasz odcinek w którym Klaudia Kozioł, córka wójta, a później senatora, robiła wykłady nt. subkultur wilkowyjskiej młodzieży. Kiedy "zaliczyli" punków, powiedziała im, że polega to na tym, że jest się "innym", nikt ich nie rozumie, a jedynie subkulturowi pobratymcy, i podsumowała, że każda subkultura bierze się z samotności. Wiele razy czytałam na fb wynurzenia fanek Michaela, że nie rozumieją tego świata, że czują samotność, że są nierozumiane przez otoczenie właśnie z powodu "fanowania" Michaelowi. Czy czegoś wam to nie przypomina? No właśnie.
Ostatnio zmieniony ndz, 24 lis 2013, 13:37 przez Margareta, łącznie zmieniany 1 raz.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
Tak, czymś innym jest bunt dotyczący zjawisk społecznych, a czym innym jest bunt kulturowy. Stąd subkultury, a pop oczywiście subkulturą nie jest.Margareta pisze: triniti napisał:
Michael wpisuje się w postmodernizm, tylko pozostaje dylemat, na ile to było świadome, a na ile to wypływało z jego natury, chłopięcej naiwności. Przecież chciał być Piotrusiem Panem. Czy w ogóle, jakikolwiek bunt przyszedł mu do głowy?
Bunt przychodził mu do głowy, i to nieraz, począwszy od przeciwstawianiu się kultowi machismu w Beat It i Bad, a skończywszy na szeregu utworów z HIStory i Invincible piętnujących prasę tabloidową, jej wścibstwo, rozpowszechnianie plotek itp., a także nadmierne eksploatowanie zasobów Ziemi, co miało prowadzić do zagłady naszej planety. Dorzućmy do tego większość utworów z Blood On The Dancefloor, w szczególności Superfly Sister, piętnujący rozpasanie erotyczne i pruderię i mamy pełną odpowiedź na postawione przez Ciebie pytanie.
Tak, Michael Jackson bywał (był?) buntownikiem, ale nie w tym rock and rollowym tego słowa znaczeniu. Powiedziałabym wręcz, że w przeciwstawnym chociaż wykorzystywał rockowe instrumentarium i hard rockową estetykę w swoich teledyskach. Sam był jednak zaprzeczeniem typowego wyobrażenia artysty rockowego.
Cytat:
Nie ma się co dziwić więc, że ludzie inaczej ukształtowani nie muszą Michaela kochać, wielbić, ale mogą go doceniać. Natomiast estetyka Michaela nie wynikała z potrzeby buntu.
Zgadzam się. Chyba już o tym braku autentyzmu była mowa jakieś parę miesięcy temu.Margareta pisze:Cytat:
Michael wiele osób drażni tym kiczem. Prince, Bowie nie drażnią, Freddie nie drażni, a Michael tak. Pytanie dlaczego? Freddie otwarcie demonstrował kicz i mówił, a możecie mi nakichać, jestem królem. Prince podobnie. Prince prawdopodobnie byłby zachwycony terminem - król kiczu. Nie ma problemu z nazwaniem Prince'a królem kiczu, ale w przypadku Michaela to nie przechodzi przez gardło. Ci panowie mieli do siebie dystans, a Michael nie? Więc i fani tego dystansu nie mają? A może jednak miał? Generalnie - jest jakiś tam problem. Nawet temat wątku na to wskazuje ;) Fajnie, że Michael tak zmusza do myślenia.
Sądzę, że dlatego, że wydawał im się nieautentyczny, z jednej strony fotografując się na tronie i w stroju monarchy, a z drugiej okazując słabość poprzez okazanie cierpienia w wyniku rozpowszechnienia oskarżeń o molestowanie. Tamci, jak sama mówisz, zdawali/zdają się mieć wywalone na to jak ich postrzegają. Są twardzi, robią swoje - czyli spektakl na scenie i nie przejmują się. Michael okazał swoje kruche oblicze, czyli wysłał sygnał, że można go "bić" i kiedy trafi się w jego czuły punkt, to go zaboli.
Czy kreowanie sie na posłańca mającego zbawiać świat nie czyniło Michaela łatwym celem ataku? A estetyka New Age, nowego poganizmu, przypadkiem nie została przemycona do scenografii Michaela? Właśnie przyszło mi to do głowy. New Age nie dość, że kicz pełną gębą, to budzi mnóstwo kontrowersji. Nie mam pojęcia, czy Michael tą filozofią się interesował.
Michael też miał zacięcie przywódcze. Żaden z tych muzyków tego nie ma, nie miał. Kolejne miejsce potencjalnie zapalne.
To rzutuje na fanbazę i mam podejrzenie, że w żadnej innej fanbazie nie ma tylu konfliktów. Jedni traktują to z przymrużeniem oka, inni na poważnie
Jeśli na poważnie, to wyłamanie się z szeregu jest rodzajem schizmy. Do tego dochodzi wykładnia wiary. Więc jest wielu teologów mających różne koncepcje. Jestem mimowolnym świadkiem konfliktu między fanami, ponieważ na FB mam wśród znajomych muzułamankę, znajomą jeszcze z dawnych czasów, która grozi procesem innej fance.
Ale numer okładka z Michaelem w Vanity Fair wygrała
Niby drobiazg, a cieszy
http://www.vanityfair.com/hollywood/201 ... tos-career
Niby drobiazg, a cieszy
http://www.vanityfair.com/hollywood/201 ... tos-career
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Coś w tym jest. Jestem fanką twórczości wielu artystów i o ile tak się składa, że w ich przypadku ceni się stricte twórczość (rozwiązania aranżacyjne, styl pisania tekstów, przesłanie, itp.), o tyle w przypadku Michaela Jacksona mamy do czynienia ze swoistym kultem, na wzór kultu bóstwa. Przypuszczam, że to kult porównywalny tylko z kultem Elvisa, choć sama żadnych fanów Presleya nie znam.triniti pisze: To rzutuje na fanbazę i mam podejrzenie, że w żadnej innej fanbazie nie ma tylu konfliktów. Jedni traktują to z przymrużeniem oka, inni na poważnie
Jeśli na poważnie, to wyłamanie się z szeregu jest rodzajem schizmy. Do tego dochodzi wykładnia wiary. Więc jest wielu teologów mających różne koncepcje. Jestem mimowolnym świadkiem konfliktu między fanami, ponieważ na FB mam wśród znajomych muzułamankę, znajomą jeszcze z dawnych czasów, która grozi procesem innej fance.
Wiesz, mam wrażenie, że zagorzali fani MJ-a tworzą taką nieformalną subkulturę, coś na wzór depeszowców czyli "wyznawców" twórczości Depeche Mode. No bo jak inaczej określić to, że na zjazdach przebierają się w ciuchy w jego stylu, czy to nawiązujące do poszczególnych teledysków, czy do poszczególnych okresów w twórczości, układają sobie włosy "na mokrą Włoszkę", zakładają okulary przeciwsłoneczne o takich samych fasonach, i wierzą w "Heal The World"? To zupełnie przypomina zlot fanów rocka gotyckiego na festiwalu Castle Party w Bolkowie czy zjazd fanów metalu bądź punku na festiwal w Jarocinie bądź na Woodstock. Określony kod ubioru, sposób postrzegania świata, a nawet ideologia.Tak, czymś innym jest bunt dotyczący zjawisk społecznych, a czym innym jest bunt kulturowy. Stąd subkultury, a pop oczywiście subkulturą nie jest.
Jeszcze jedno przyszło mi do głowy: jeśli oglądasz serial "Ranczo" to pewnie pamiętasz odcinek w którym Klaudia Kozioł, córka wójta, a później senatora, robiła wykłady nt. subkultur wilkowyjskiej młodzieży. Kiedy "zaliczyli" punków, powiedziała im, że polega to na tym, że jest się "innym", nikt ich nie rozumie, a jedynie subkulturowi pobratymcy, i podsumowała, że każda subkultura bierze się z samotności. Wiele razy czytałam na fb wynurzenia fanek Michaela, że nie rozumieją tego świata, że czują samotność, że są nierozumiane przez otoczenie właśnie z powodu "fanowania" Michaelowi. Czy czegoś wam to nie przypomina? No właśnie.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
nie za bardzo wiem, gdzie to podpiąć. Obawiam się, że trochę rozminę się sie z topikiem, ale poniekąd się zazębia..
Dyskuja na MJJC wokół tracków Cascio i ta refleksja fana, dość nietypowa jak na to forum:
http://www.mjjcommunity.com/forum/threa ... ost3934158
Zauważyłam, że ci starzy fani z MJJC , którzy jeszcze pisali tuż po śmierci Michaela zniknęli. Nie zgadzam się .ze nowa transza fanów łączy się w metrykalnym wiekiem. Zdecydowani ci starzy fani, niekoniecznie starsi metrykalnie, są w mniejszości. Nie zgadzam się też ze zwrotem "głupia nostalgia".
Obecnie fanowanie Michaelowi jest bardzo emocjonalne. Nie można sobie zażartować z idola, bo jest odbierane prze niektórych jako krytyka.
Jednak jak sobie poczytać MJPT parę lat wstecz, to było tu wesoło. A czasy były dużo trudniejsze. Więc w czym rzecz?
Dyskuja na MJJC wokół tracków Cascio i ta refleksja fana, dość nietypowa jak na to forum:
http://www.mjjcommunity.com/forum/threa ... ost3934158
Zauważyłam, że ci starzy fani z MJJC , którzy jeszcze pisali tuż po śmierci Michaela zniknęli. Nie zgadzam się .ze nowa transza fanów łączy się w metrykalnym wiekiem. Zdecydowani ci starzy fani, niekoniecznie starsi metrykalnie, są w mniejszości. Nie zgadzam się też ze zwrotem "głupia nostalgia".
Obecnie fanowanie Michaelowi jest bardzo emocjonalne. Nie można sobie zażartować z idola, bo jest odbierane prze niektórych jako krytyka.
Jednak jak sobie poczytać MJPT parę lat wstecz, to było tu wesoło. A czasy były dużo trudniejsze. Więc w czym rzecz?
Myślę, że podejście fanów jest bardzo zróżnicowane. Nie wiem, czy chcą się wyróżnić, czy po prostu dobrze bawić i świętować jego muzykę, pokazać swoje przywiązanie do niej, również solidarność z idolem. Nie sadzę też, że na co dzień akcentują ubiorem swoją odmienność, a dotyczy to innych subkultur. Goci są gotami przez cały rok.Margareta pisze:Wiesz, mam wrażenie, że zagorzali fani MJ-a tworzą taką nieformalną subkulturę, coś na wzór depeszowców czyli "wyznawców" twórczości Depeche Mode. No bo jak inaczej określić to, że na zjazdach przebierają się w ciuchy w jego stylu, czy to nawiązujące do poszczególnych teledysków, czy do poszczególnych okresów w twórczości, układają sobie włosy "na mokrą Włoszkę", zakładają okulary przeciwsłoneczne o takich samych fasonach, i wierzą w "Heal The World"? To zupełnie przypomina zlot fanów rocka gotyckiego na festiwalu Castle Party w Bolkowie czy zjazd fanów metalu bądź punku na festiwal w Jarocinie bądź na Woodstock. Określony kod ubioru, sposób postrzegania świata, a nawet ideologia.
samotność…nic nie wykrzesam, bo nie odczuwam i nie zaobserwowałam. Możliwe, że niektórzy tak czują. Trudno mi się do tego ustosunkować. ;)Margareta pisze:Wiele razy czytałam na fb wynurzenia fanek Michaela, że nie rozumieją tego świata, że czują samotność, że są nierozumiane przez otoczenie właśnie z powodu "fanowania" Michaelowi. Czy czegoś wam to nie przypomina? No właśnie.
- michael mckellar
- Posty: 289
- Rejestracja: sob, 16 mar 2013, 16:58
- Skąd: Płock
Wynika to raczej z tego, że nowe pokolenie fanów w ten sposób chce zaznaczyć swoja obecność. Pokazują, że da Michaela zrobią wszystko.triniti pisze:Obecnie fanowanie Michaelowi jest bardzo emocjonalne. Nie można sobie zażartować z idola, bo jest odbierane prze niektórych jako krytyka.
A winę za podziały w środowisku Fanów ponoszą tylko i wyłącznie osoby, które po śmierci Michaela stwierdziły, że nowi fani są gorsi od nich, nie mają prawa do przeżywania śmierci Michaela, bo Go wcześniej nie znali. To własnie tzw. doświadczeni fani przypisali jedynie sobie możliwość przeżywania śmierci Michaela. Właśnie to sprawiło, że nowi ani poczuli się zagrożeni, ktoś odbiera im prawo do pisania i mówienia jak bardzo brakuje im Michaela. a przypisywanie im łatki pośmiertnych fanów też zrobiło swoje. I nasze forum nie jest wyjątkiem, bo tutaj też zdarzały się takie wypowiedzi.
A ja uważam, że przyrost nowych fanów oznacz tylko tyle, że Michael ma nadal wpływ na ludzi i nadal potrafi oczarować swoją Muzyka.
Możecie się ze mną nie zgadzać, ale taka jest prawda.
To im nie wolno czuć się samotnie. nadal zdarzają się sytuacje, że niektórym to przeszkadza, że ktoś jest fanem Michaela.Margareta pisze:Wiele razy czytałam na fb wynurzenia fanek Michaela, że nie rozumieją tego świata, że czują samotność, że są nierozumiane przez otoczenie właśnie z powodu "fanowania" Michaelowi.
w wielu opiniach panuje przeświadczenie, że trudne czasy w fanowaniu Michaelowi minęły. A to nie był tylko 1993 rok czy lata 2003-2005. Bo za sprawą WR czy, procesu Przeciwko AEG a ostatnio bzdur wypowiadanych przez CM znów pojawiają się okrutne komentarze co do osoby Michaela. in ie ma nic w tym dziwnego, e nastoletnie dziewczyny czy ogólnie fani to przeżywają. wystarczy poczytać komentarze pod artykułami czy wypowiedzi na FB.
„Co robi gwiazda, gdy przestanie świecić?” – pytam samego siebie. „Może umiera?”. „O, nie!” – odpowiada głos w mojej głowie. „Gwiazda nigdy nie umiera. Gwiazda po prostu zamienia się w uśmiech.”