Page 4 of 5

Posted: Mon, 03 May 2010, 21:52
by MJwroc
Elektronika w muzyce była już o wiele, wieeele lat wcześniej,
Przecież gitara elektryczna to wynalazek roku 1931!

MJ w jednym z wywiadów powiedział, że nowa płyta miała byc powrotem do korzeni, czymś bardziej w stylu Off the Wall. Ciekawe jak brzmiałyby nowe piosenki w takim stylu? Być może dowiemy się już w listopadzie.

Posted: Mon, 03 May 2010, 22:01
by Margareta
Mam nadzieję, że byłyby tak samo powalające jak te z "Off The Wall" ;-) . Nie ukrywam, że byłoby fajnie gdyby nagrał coś podobnego. Chciałabym, żeby była tak wybitna jak ten album. Zresztą, obojętnie w jakim stylu, ważne, żeby była wybitna.

Posted: Wed, 05 May 2010, 9:00
by Mandey
Na forum Q co kilka sezonów odbywa się zabawa na najlepsze płyty w danych rocznikach. Ostatnio wybieraliśmy z 1979. Ze swoich obserwacji wiem, że na forum udzielają się w bardzo dużej większości ludzie słuchający rocka i heavy metalu. To tym bardziej cieszy, że obok klasyki rocka wydanej w tym roku głosujący potrafili docenić dorosły debiut Michaela plasując go na 8 miejscu wśród najlepszych płyt 1979 roku. Łącznie głosujący podali 64 różne tytuły. Osobiście plasowałem Jacksona na 2 miejscu zaraz po The Wall Pink Floydów.

Pierwsza "10" wygląda tak:

01. Pink Floyd - The Wall - 183
02. AC/DC - Highway to Hell - 105
03. Queen - Live Killers - 83
04. The Clash - London Calling - 79
05. Joy Division - Unknown Pleasures - 53
06. Led Zeppelin - In Through The Out Door - 51
07. Rainbow - Down To The Earth - 47
08. Michael Jackson - Off The Wall - 46
09. Dire Straits - Communiqué - 39
10. Scorpions - Lovedrive - 31


Już niebawem rok 1982. W poprzednich latach Thriller nie miał sobie równych.

Posted: Wed, 19 May 2010, 11:04
by Moonwalk_Girl
Bardzo lubię ten album, jest świetny ! Energiczny, radosny, świeży. Oceniam go na 6 i myślę, że jak najbardziej zasłużone :D
Moje ulubione utwory to 'Don't Stop til you Get Enough' oraz 'Rock With You' z którym nie mogłam się rozstać przez bardzo długi czas. Typowe disco kawałki które mało komu nie wpadłyby w ucho. Na miano tych najlepszych z płyty zasługują też ' I Can't Help It' i 'Get On the Floor'. Jak dla mnie album "Off the Wall' to niesamowice udany debiut dorosłego Michaela a sama płyta stanowczo zbyt mało doceniona. Nie ma na nim słabych utworów.

Posted: Sat, 26 Jun 2010, 21:41
by Julia94
"Off the Wall" to obok "Bad" mój ulubiony album Michaela. Wydaje mi się, że jednak został zbyt mało doceniony. Ta energia, niesamowita rytmika i młodość MJa powodują, że album zasługuje na bardzo dużą uwagę.
Ulubiona piosenka z krążka (i ogólnie jedna z najbardziej lubianych) to "Rock with You", którą kocham za ten nastrój, w który wprowadza słuchacza. "Don't Stop 'Til You Get Enough" i "I Can't Help It" to inne z tych "naj". Nie można zapomnieć o "She's Out Of My Life", która znacznie się wyróżnia od pozostałych. Z klimatu disco, przenosimy się do pełnej emocji, ślicznej ballady.
Ogólnie uważam, że piosenki od początku do końca są bardzo dobre. No może jedynymi takimi słabszymi ogniwami, według mojej opinii, są "Girlfriend" oraz "Burn This Disco Out", co nie oznacza, że ich nie słucham i uważam za słabe. Po prostu, jakoś mniej przypadły mi do gustu od pozostałych.
Pewne 6! :mj:

Posted: Tue, 24 Aug 2010, 12:37
by Mandey
Image
Wiecie, że być może tak miała wyglądać pierwotnie okładka do longplaya Off The Wall?

Mike Salisbury twórca okładki zdradza kulisy współpracy z Michaelem w 1979 roku.
Poczytaj

EDIT: Przeglądnąłem temat i nie ma tu nic ode mnie na temat tej płyty. :podejrzliwy:
A więc debiut dla Epic od końca lat 80tych ma u mnie brąz na podium. Był trzecią płytą Michaela jaką dane mi było posłuchać w całości po Bad i Thrillerze. Pamiętam, że wpadła mi w łapki dość niespodziewanie w Rawiczu na pirackiej kasecie bo żyłem wtedy w przekonaniu jak większość dziś zaczynających przygodę z Michaelem młodych fanów, że Michael od dreszczowca zaczął solową karierę. Spodobała się od razu, zwłaszcza dzięki kompozycji tytułowej, która po I Can't Help It i Get On The Floor należy do moich ulubionych. Szczerze to nie ma ona tak słabego punktu, który raziłby po uszach podczas słuchania. Jest troszkę słodkawe Girlfriend, które odstaje troszkę od reszty ale nie aż tak bym pomijał. Po 30 latach płyta brzmi nadal doskonale i ma zadatki do tego by bawić się przy niej na parkietach dyskotekowych. Czuć w niej ducha końca lat 70tych i zmierzch ery disco. Jackson nagrał album pełen młodzieńczej pasji w śpiewaniu, który zaczął wytyczać szlaki do późniejszych wykonawców r'n'b bo wielu znanych dziś wykonawców z tego nurtu powołuję się właśnie na ten krążek. Czy takie było jego zamierzenie? Kto wie... Jedno jest pewne. MJ nigdy więcej na żadnej płycie nie brzmiał tak radośnie i świeżo.

10 Girlfriend
09 Workin' Day And Night
08 It's The Falling In Love
07 Burn This Disco Out
06 She's Out Of My Life
05 Don't Stop 'Til You Get Enough
04 Rock With You
03 Off The Wall
02 Get On The Floor
01 I Can't Help It


Tak to wygląda na dzień dzisiejszy. :)

Posted: Sat, 18 Dec 2010, 12:06
by Get_On_The_Floor
Fantastycznie skrojony album. Energiczna i taneczna płyta, a do tego utwory są ponadczasowe. Wg mnie zwiastun wielkiej solowej kariery. Oceny poszczególnych piosenek:

1. Don't Stop 'Til You Get Enough --> 6/6; najlepsza piosenka na płycie, a do tego napisana przez młodego Michaela. Idealna do tańczenia.
2. Rock With You --> 6/6; nic dodać nic ująć.
3. Working Day And Night --> 4/6; to jedna z tych, które trzeba odsłuchać dobrych kilka razy.
4. Get On The Floor --> 6/6; wg mnie niedoceniona i szkoda, że nie tak rozpowszechniona. Uwielbiam w niej głos Michaela.
5. Off The Wall --> 6/6;
6. Girlfriend --> 2/6;
7. She's Out My Life --> 6/6; wspaniała wolna piosenka, świetnie zaśpiewana. A teledysk... ten sweterek ;-)
8. I Can't Help It --> 4/6;
9. It's The Falling In Love --> 5/6; dla mnie bomba!
10. Burn This Disco Out --> 4/6.

Posted: Fri, 31 Dec 2010, 18:21
by marcinokor
Postanowiłem zrobić recenzję albumów od Off The Wall do Invincible

Don't Stop 'Til You Get Enough- Super utwór taki taneczny i w ogóle radosny. Uwielbiam intro jak MJ mówi na początku, a potem to "Uuuuu" i leci muzyka na całego. Teledysk też bomba!To kolorowe tło i Michael w charakterystycznym dla tej ery smokingu. Może nie jest taki orginalny, ale mnie się podoba. Nie dziwię się, że MJ dostał za tą piosenkę swoją pierwszą nagrodę Grammy.5/6

Rock With You- Ciekawa kompozycja jak zwykle Roda Tempertona. Przyjmnie się jej słucha, bo myślisz, że ta perkusja na początku zapowiada ostry utwór, a tu nagle płynie tak spokojna muzyka. I kiedy Michael śpiewa to czujesz jakby cię niosło po spokojnie falującym morzu. A w teledysku MJ bardzo fajnie wygląda w tym błyszczącym stroju.5/6

Workin' Day And Night- To jedna z trzech piosenek, które najmniej podobają mi się na całym albumie. No niby ten rytm porywa do tańca, ale to dośc słabe jak na standardy Michaela Jacksona. No i strasznie się nudzę jak oglądam wykonanie tego utworu na żywo.2/6

Get On The Floor- To taki fajny rytmiczny utwór przy, którym można nieźle potańczyć. Nie wiem dlaczego, ale mnie wydaję się trochę taki tajmniczy, coś jak połączenie dwóch poprzednich utworów.4/6

Off The Wall- Mój ulubiony utwór na tym albumie. Kiedy MJ tam śpiewa to po prostu nie mogę się powstrzymać i śpiewam razem z nim. Ta piosenka jest w 100% genialna chociaż nie napisana przez Michaela.6/6

Girlfriend- Taka wesolutka piosenczka, którą również bardzo lubię. Strasznie mi się podoba, gdy Michaela śpiewa "turu tu turu turu tu tu tu". Naprawdę bardzo ładna.5/6

She's Out Of My Life- Bardzo wzruszająca ballada. Gdy jej słucham nie może mi wyjść z głowy ten niebieski sweterek z teledysku xD.4/6

I Can't Help It- Nie wiem czemu ale nie lubię bleusa, a w tej piosence za bardzo nim zalatuję. Nie wiem co tu jeszcze napisać po prostu nie jest moją ulubioną.3/6

It's The Falling In Love- Tak ten utwór jest akurat dość fajny. Lubię ten rytm, który jak na piosenkę o złamanym sercu jest wesoły. Dziwne, że nie podkreślono w nim duetu z Patti Austin.4/6

Burn This Disco Out- Kolejna kompozycja, która mi się nie podoba. Tutaj Rod się nie postarał.3/6

Ogólna ocena: 4/6

Posted: Thu, 30 Jun 2011, 14:04
by kaem
To co? Zaczynamy swietowac nowe wydanie Off The Wall? Na poczatek zestawienie Off The Wall (1979) z plyta Prince (1979).
Czytaj.

Posted: Thu, 30 Jun 2011, 14:42
by Margareta
Do diabła z takimi artykułami. Nie dosyć, że ewidentnie tendencyjny (autor wyraźnie stawia Prince'a nad Michaela Jacksona), to jeszcze między wierszami wyczuwa się ten jego ironiczno - pobłażliwy do niego stosunek. I jeszcze to "Jacko" :wariat:. Ponadto rażą mnie anglicyzmy. Nie można rzec: "autor piosenek", a nie "songwriter", "moment przełomowy", a nie "breakthrough"? Nie cierpię takiego stylu/maniery pisania.

Posted: Sun, 03 Jul 2011, 23:10
by kaem
Margareta wrote:autor wyraźnie stawia Prince'a nad Michaela Jacksona
A gdzie Ty to Margareto wyczytałaś? Gość wręcz przeciwnie, pisze dokładnie na odwrót. Nawet Invincible docenił. Czytałem miliony zestawień obu artystów i o ile to takim zestawieniem stricte nie jest (przypominam że to recenzja płyty Prince), to tyle szacunku dla Michaela nie widziałem w żadnym artykule o Księciu w całym swoim życiu.
Sukces „Off The Wall” Michaela Jacksona przyćmił w roku ‘79 dokonania chyba każdego innego wykonawcy porywającego się na podbarwiony dyskoteką pop.
Czekam na przyzwoitą reedycję i lansowanie się na Off The Wall w drugiej dekadzie XXI wieku. :)

Posted: Mon, 04 Jul 2011, 9:43
by DirtyDiaana_1990
Mam straszny sentyment do tej płyty, szczególnie do piosenki Don't stop 'til you get enough. Uwielbiam teledysk, ten ciągły uśmiech Michaela na nim, który mnie również się udziela gdy go oglądam. Lubię Michaela z tego okresu, był wtedy jeszcze taki niewinny i słodki ;)

Posted: Mon, 04 Jul 2011, 13:50
by Margareta
kaem wrote: A gdzie Ty to Margareto wyczytałaś? Gość wręcz przeciwnie, pisze dokładnie na odwrót. Nawet Invincible docenił. Czytałem miliony zestawień obu artystów i o ile to takim zestawieniem stricte nie jest (przypominam że to recenzja płyty Prince), to tyle szacunku dla Michaela nie widziałem w żadnym artykule o Księciu w całym swoim życiu.
Przecież autor sam pisze:
O ile zaś Jacko wydaje się doskonałym produktem przemysłu muzycznego – zaprogramowanym na określone zachowania, w mistrzowski sposób wyuczonym śpiewu i ekspresji i po prostu przewidywalnym (przyszedł, zaśpiewał, zatańczył, poszedł) – o tyle Prince jest artystą kompletnie nieobliczalnym, podporządkowanym tylko jednej muzie – swojej własnej. Bo jak inaczej wytłumaczyć randomowy striptease, który odstawia w połowie występu? Albo okrzyk, po którym schodzi ze sceny? A przecież do samego końca nie wiadomo, co jeszcze się wydarzy (vide kolumna, którą muzyk zrzuca na publiczność).
albo:
Nie byłoby (...) Jacksona bez Browna, więc młody gwiazdor – w swoim postępowaniu tak rzadko zachowujący właściwe proporcje – musiał w ten czy inny sposób oddać cesarzowi co cesarskie. Jedna okazja ku temu pojawiła się już po premierze „Thrillera”, 20 sierpnia 1983 r. James Brown grał koncert w Beverly Theater w Los Angeles, a na widowni siedział nikt inny jak Jacko. Świadom tego, Brown wywołał młodzika na scenę i zaaranżował krótki performance w jego wykonaniu. Michael odśpiewał publiczności improwizowane I love You, zatańczył i zniknął za kulisami. Tyleż profesjonalny, co beznamiętny featuring, toteż pałeczka w sztafecie pokoleń wbrew pozorom nie została przekazana – Jackson sam sięgnął po najwyższy tytuł, a przyjacielski występ na prośbę Browna był zaledwie potwierdzeniem stanu faktycznego.
To chyba jednoznacznie mówi o tym jaki ma stosunek do Prince'a, a jaki do Jacksona? To Prince jest dla autora genialnym artystą, Jackson przy całych jego zasługach - tylko perfekcyjną marionetką dającą rozrywkę.
(Ale my tu cały czas o "Off The Wall" mamy pisać. Może te rozważania nad porównaniami Prince'a i Michaela przenieść do wątku "Nie ma jak płyta Prince'a"?)

Posted: Mon, 04 Jul 2011, 22:21
by kaem
Margareta wrote:To chyba jednoznacznie mówi
Nie, nie mówi. W innych fragmentach pisze dokładnie wbrew Twojemu osądowi:
W kategorii „najważniejszy czarnoskóry artysta ostatniego półwiecza” rolę Fab Four pełni niezmiennie – a po swojej śmierci, również bezdyskusyjnie – Michael Jackson; ale przecież pretendentów można by wymienić bez liku. I tak, w kolejce po należny im honor ustawiają się m.in. Sam Cooke, Sly Stone, Stevie Wonder, Marvin Gaye czy w końcu James Brown.
O dyskografii tego ostatniego, „ojca chrzestnego soulu”, można powiedzieć wiele, ale z pewnością nie to, że jest tak esencjonalna jak seria dorosłych albumów Jacko (od „Off The Wall” do „Invincible”). Nie byłoby jednak Jacksona bez Browna
A to zaledwie pierwsze akapity- niżej jest więcej. To co wypunktowałaś, to stwierdzenie faktu, opisywanie różnic, słusznych zresztą.
Margareta wrote:Ale my tu cały czas o "Off The Wall" mamy pisać.
Noo.. To fajny album jest. Że walnę cytatem tego nie lubiącego Michaela i kochajacego Prince'a autora:
dziecięca gwiazda, którą wrzucono w sam środek orgiastycznej, przećpanej dyskoteki końca lat 70. i powołano do nagrania najambitniejszego albumu z tej poetyki wyrosłego („Off The Wall”).
Przypominam, że w tej estetyce umieszczony też jest recenzowany album Księcia.

Posted: Tue, 05 Jul 2011, 12:17
by Margareta
kaem wrote:Nie, nie mówi. W innych fragmentach pisze dokładnie wbrew Twojemu osądowi:
W kategorii „najważniejszy czarnoskóry artysta ostatniego półwiecza” rolę Fab Four pełni niezmiennie – a po swojej śmierci, również bezdyskusyjnie – Michael Jackson; ale przecież pretendentów można by wymienić bez liku. I tak, w kolejce po należny im honor ustawiają się m.in. Sam Cooke, Sly Stone, Stevie Wonder, Marvin Gaye czy w końcu James Brown.
To akurat nie jest osąd, a stwierdzenie faktu, innymi słowy - jak już napisałam wcześniej, oddanie zasług. Ci wszyscy wymienieni (w większości moi idole, w nawiasie i nawiasem mówiąc) byli i są genialnymi czarтoskórymi artystami, ale najsłynniejszym i najbardziej wpływowym jest Michael Jackson. Niekoniecznie najlepszym, ale właśnie najbardziej wpływowym, a napewno wywołującym najwięcej emocji. Między wierszami, a nawet nie tyle między wierszami da się jednak wyczytać, że sympatie autora artykułu są zgoła inne. Dlatego napisałam, że przy obiektywnym stwierdzeniu o największym wpływie Michaela Jacksona spośród nich, stawia jednak wyżej artystę mniej wpływowego jakim jest Prince. Ja w każdym razie tak to widzę.