Ale przecież tu nikt nie napisał, że barwa Michaela była obiektywnie piękna. Barwa Jermaine'a (brzydka czy ładna) jest tendencyjna, bardzo wtórna i niewyróżniająca się. Barwa Michaela (również: czy to brzydka czy ładna dla kogoś) odcina się na tle innych wokalistów jak czerń od bieli. Jermaine krąży w strefach szarości.Margareta pisze:I uwierz, są tacy którzy nie odmawiają Michaelowi talentu i osobowości, ale jego barwa głosu nie podoba im się albo nie robi na nich większego wrażenia. To kwestia gustu, upodobań, różnego pojmowania sztuki.
Jermaine Jackson - wypowiedzi, wywiady, pomysły [koment.]
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, kaem, @neta, anialim, Mariurzka, Mafia
Nie zgadzam się. Popatrz chociażby na Madonnę - głos ma zaledwie niezły, są całe dziesiątki wokalistek z lepszymi warunkami wokalnymi, a jednak to ona uchodzi za królową popu. Osiągnęła to wszystko dzięki ciężkiej pracy, pomysłowi na siebie i wyrazistej osobowości której te bardziej uzdolnione wokalistki nie mają.Mariurzka pisze:
Zaczynamy kręcić się w kółko, ale odpowiem. Ciężka praca ciężką pracą, ale bez naprawdę ogromnego talentu mógłby sobie tę ciężką pracę darować - legendą i tak by nie został. Nie deprecjonuję sumiennego i systematycznego szlifowania swoich umiejętności, ale na bogów - trzeba je najpierw mieć, żeby w ogóle móc cokolwiek szlifować.
Ależ ja nie mam na myśli kwestii estetycznych (a jeżeli już - to najmniej) a kwestie możliwości wokalnych, interpretacyjnych, jakie barwa daje. Tak, jak napisałam wcześniej - ze zwykłą barwą hitu nie stworzysz, uwierz mi. Ze zwykłą barwą wszystkie wielkie kompozycje brzmią po prostu przeciętnie. A w prawdziwym muzycznym artyzmie na pewno nie o przeciętność chodzi.
To nie barwa daje możliwości interpretacyjnych, daje ją osobowość. Można mieć piękną barwę, a nijak zaśpiewać piosenkę. Oprócz niej trzeba również włożyć serce, trochę aktorstwa.
"Word To The Badd" powstał kiedy byli pokłóceni. J chciał nawiązać kontakt z M, ale M nie odbierał telefonów. Był to czas kiedy nie rozmawiał nie tylko z nim, ale i z resztą rodziny. Z Rebbie przez dwa lata nie miał w ogóle kontaktu. Z Janet przez jakiś czas też kontaktował się z rzadka. Słowem - odizolował się od rodziny. Można pomyśleć, że w czymś mu zawinili. Możliwe, ale do tanga trzeba dwojga - jeżeli J pierwszy wyciągnął rękę, a ze strony M nie było żadnej reakcji, to trudno się dziwić, że chciał przemówić do niego publicznie.kaem pisze:Jermaine miał w wielu przypadkach ambiwalentny stosunek do Michaela (pamiętacie piosenkę Word To The Badd?), teraz staje się pierwszym płaczącym. To odstręcza mnie od niego.
Wiem, że to argumenty emocjonalne, może nijak nie mające się do muzyki. Moim zdaniem jednak są nie bez znaczenia. Bo w efekcie ja temu gościowi nie wierzę jako artyście. Rozumiem, że głos może mieć, ale chłopina nie ma charyzmy i, kurcze, nie wzbudza choćby sympatii. Jest drażniący.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
w taki sposób? Nie żartuj.Margareta pisze:jeżeli J pierwszy wyciągnął rękę, a ze strony M nie było żadnej reakcji, to trudno się dziwić, że chciał przemówić do niego publicznie.
Moim zdaniem Jermaine najzwyczajniej w świecie zazdrościł Michaelowi. The Jacksons bez JJ'a całkiem nieźle sobie radzili, bez MJa nie bardzo.
Nie odmawiam braciom talentu, lat ciężkiej pracy - wręcz przeciwnie. Ale, dlaczego np. Tito potrafi latami robić swoje, grać koncerty, na które nie zaprasza hasłem, że są tribute dla Michaela?
W okresie od czerwca 2009 Jermaine skutecznie zniechęcił mnie do swojej osoby.
Poza tym, moim zdaniem, jest przeciętnym wokalistą, średnim tancerzem nieco pozbawionym polotu i artystą, któremu wyraźnie brakuje pomysłu na siebie.
Ten cały jubileusz pracy scenicznej, wg mnie, to też jakiś żart. Bo jak czytam w wikipedii ostatni studyjny album wydał w 1991 roku. Big Brother, a później dwa razy widziałam go na scenie: w MSG z Michaelem i na Memoriale. Od tego ostatniego widuję go ciągle - w takim czy innym szoł, gdzie zapraszają go tylko dlatego, że jest bratem Michaela. Założę się, że tyle samo zaproszeń dostaje reszta rodzeństwa.
W Dynastii z rozbrajającą szczerością wyznał, że wcale nie pcha się w spotlight, to spotlight zawsze go znajduje... Mhm.
W ogóle, to podpisuję się pod tym, co o Jermaine napisał kaem
Poza tym, Ktoś poradził mi by pewnym przedmiotom codziennego użytku nadać imiona - i tak, mój laptop został Jermaine'm. Marnie skończył - rozlała się plazma ;p
Niewiadomo czy tym razem Michael zachował się wobec niego nie w porządku. Niewiadomo dlaczego ich relacje wtedy tak bardzo się ochłodziły. To wiedzą najlepiej oni sami. Dlatego wstrzymałam się z wydawaniem jednoznacznych osądów o bracie Michaela.
Heh, pewnie wsadzam kij w mrowisko, ale wydaje mi się, że duża część z was ocenia talent Jermaine'a Jacksona na podstawie swojego negatywnego do niego stosunku. Ja np. do Janet nic nie mam, doceniam jej ciężką pracę i to, że zdobyła nią swoją pozycję, ale kiedy słyszę jej głos to stwierdzam, że jest sporo dużo lepszych wokalnie od niej artystek.
Heh, pewnie wsadzam kij w mrowisko, ale wydaje mi się, że duża część z was ocenia talent Jermaine'a Jacksona na podstawie swojego negatywnego do niego stosunku. Ja np. do Janet nic nie mam, doceniam jej ciężką pracę i to, że zdobyła nią swoją pozycję, ale kiedy słyszę jej głos to stwierdzam, że jest sporo dużo lepszych wokalnie od niej artystek.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
A następnie:Margareta pisze: "jeżeli J pierwszy wyciągnął rękę, a ze strony M nie było żadnej reakcji, to trudno się dziwić, że chciał przemówić do niego publicznie."
To skoro lepiej się wstrzymać z osądami o bracie Michaela, dlaczego robisz domysły, że to MJ nie chciał "wyciągniętej" ręki Jermaina ?Margareta pisze: Niewiadomo czy tym razem Michael zachował się wobec niego nie w porządku. Niewiadomo dlaczego ich relacje wtedy tak bardzo się ochłodziły. To wiedzą najlepiej oni sami. Dlatego wstrzymałam się z wydawaniem jednoznacznych osądów o bracie Michaela.
Nie mogę wypowiedzieć się za wszystkich. Ale jeśli o mnie chodzi...Talent Jermaina oceniam osobno, a jego zachowanie które w żaden sposób, nie jest dla mnie pozytywne - osobno.Margareta pisze: Heh, pewnie wsadzam kij w mrowisko, ale wydaje mi się, że duża część z was ocenia talent Jermaine'a Jacksona na podstawie swojego negatywnego do niego stosunku.
Zarówno talentem, jak i osobowością, jak i po prostu sympatią - Michael zawsze będzie górował nad starszym bratem.
I nadal podtrzymuję to, co napisałam wcześniej. Michael miał w sobie to coś, co przyciągało do niego ludzi. Gra ludziom w sercach i duszy. To się albo ma, albo nie. Sympatii jaką budził MJ u ludzi, Jermaine budzić nigdy nie będzie. Moje słowa zdaje się potwierdzać wypowiedź Kaema i zgadzam się z nią:
I wybacz Margareto. Ale w żaden sposób, nie mogę się zgodzić z Tobą, jeśli uważasz, żeKaem pisze:Wiem, że to argumenty emocjonalne, może nijak nie mające się do muzyki. Moim zdaniem jednak są nie bez znaczenia. Bo w efekcie ja temu gościowi nie wierzę jako artyście. Rozumiem, że głos może mieć, ale chłopina nie ma charyzmy i, kurcze, nie wzbudza choćby sympatii. Jest drażniący.
Jeśli mamy nie oceniać ani MJ, ani Jermaina...dlaczego Ty to robisz?Margareta pisze:to Michael miał więcej determinacji, ambicji i bardziej zależało mu na karierze.
Jaką masz pewność, że tak właśnie było?
Może było po prostu tak, że obydwaj mieli i ambicję i determinację by zrobić karierę...ale to MJ, przykuwał talentem, piosenkami i osobowością - uwagę innych i zwyczajnie Jeramaine był lekko zbędny.
Wg mnie, wielu artystów chciałoby zostać legendą i być jednym z najlepszych. Wątpię, by jakikolwiek artysta chciał zostać w tyle i być jednym z wielu. Wtapiać się w tłum. Każdy chce być zauważalny. Madonnie też udało się być jedną z największych w świecie "kobiet pop"...bo miała właśnie owy pomysł na siebie i osobowość. A tego Jermaine nie ma. Jest jak wielu innych. A żeby być legendą, trzeba być wyjątkowym. Wokalistów jest wielu, ale legendy to rzadkie skarby. W gruncie rzeczy, każdy artysta chce być najlepszy w tym co robi i pozostać w ludzkiej pamięci na zawsze, jako ten/a najlepsza. Michael w niczym nie odbiegał tu od reszty. Różnica tylko jest taka, że Michaelowi się to udało a Jermainowi i wielu podobnym, nie. Dlatego dla mnie, Michael to artysta a Jemaine to wokalista. Nie daje Ci to do myślenia, że jednak MJ musi mieć w sobie coś więcej niż Jermaine? Niestety, Jermaine korzysta teraz z chwili, że MJ nie żyje i pod przykrywką pomocy czy hołdu dla brata, robi wielkie przedsięwzięcia. Nie zawsze trzeba robić coś na oczach mediów i obwieszczać to wszem i wobec, by osiagnąć cel...oddać hołd lub pomóc. A jubileusz...czemuż to akurat teraz? A nie 19 lat temu, kiedy wydał ostatnią płytę? Ktoś tu chyba chce popłynąć na fali popularności zmarłego brata. Nie twierdzę, że Jermaine jest odarty ze wszelkich ludzkich cech, że robi wszystko tylko i wyłącznie dla siebie itd. Ale wiele rzeczy Margareto, składa w logiczną całość...niestety.Margareta pisze: Nie chciał być tylko dobrym piosenkarzem, chciał zostać legendą, być jednym z największych.
1958 - forever...
Fakty są takie, że nie odzywał się wówczas do nikogo z rodziny. Co, jak rozumiem, wynikało z jakichś prywatnych animozji. Wyobraź sobie: czy gdybyś miała jakąś sprawę do kogoś, a ten ktoś totalnie by Cię unikał, nie wkurzyłabyś się? Napewno. W złości ludzie mówią i robią różne rzeczy. Może Ty zawsze "trzymasz pion", nawet gdy ktoś doprowadza Cię do szewskiej pasji, nie wiem.buziaczek pisze:A następnie:Margareta pisze: "jeżeli J pierwszy wyciągnął rękę, a ze strony M nie było żadnej reakcji, to trudno się dziwić, że chciał przemówić do niego publicznie."To skoro lepiej się wstrzymać z osądami o bracie Michaela, dlaczego robisz domysły, że to MJ nie chciał "wyciągniętej" ręki Jermaina ?Margareta pisze: Niewiadomo czy tym razem Michael zachował się wobec niego nie w porządku. Niewiadomo dlaczego ich relacje wtedy tak bardzo się ochłodziły. To wiedzą najlepiej oni sami. Dlatego wstrzymałam się z wydawaniem jednoznacznych osądów o bracie Michaela.
W porządku.buziaczek pisze:Nie mogę wypowiedzieć się za wszystkich. Ale jeśli o mnie chodzi...Talent Jermaina oceniam osobno, a jego zachowanie które w żaden sposób, nie jest dla mnie pozytywne - osobno.Margareta pisze: Heh, pewnie wsadzam kij w mrowisko, ale wydaje mi się, że duża część z was ocenia talent Jermaine'a Jacksona na podstawie swojego negatywnego do niego stosunku.
Zarówno talentem, jak i osobowością, jak i po prostu sympatią - Michael zawsze będzie górował nad starszym bratem.
I nadal podtrzymuję to, co napisałam wcześniej. Michael miał w sobie to coś, co przyciągało do niego ludzi. Gra ludziom w sercach i duszy. To się albo ma, albo nie. Sympatii jaką budził MJ u ludzi, Jermaine budzić nigdy nie będzie.
buziaczek pisze:I wybacz Margareto. Ale w żaden sposób, nie mogę się zgodzić z Tobą, jeśli uważasz, żeJeśli mamy nie oceniać ani MJ, ani Jermaina...dlaczego Ty to robisz?Margareta pisze:to Michael miał więcej determinacji, ambicji i bardziej zależało mu na karierze.
Jaką masz pewność, że tak właśnie było?
Może było po prostu tak, że obydwaj mieli i ambicję i determinację by zrobić karierę...ale to MJ, przykuwał talentem, piosenkami i osobowością - uwagę innych i zwyczajnie Jeramaine był lekko zbędny.Wg mnie, wielu artystów chciałoby zostać legendą i być jednym z najlepszych. Wątpię, by jakikolwiek artysta chciał zostać w tyle i być jednym z wielu. Wtapiać się w tłum. Każdy chce być zauważalny. Madonnie też udało się być jedną z największych...bo miała właśnie owy pomysł na siebie i osobowość. A tego Jermaine nie ma. Jest jak wielu innych. A żeby być legendą, trzeba być wyjątkowym. W gruncie rzeczy, każdy artysta chce być najlepszy w tym co robi i pozostać w ludzkiej pamięci na zawsze, jako ten/a najlepsza. Michael w niczym nie odbiegał tu od reszty. Różnica tylko jest taka, że Michaelowi się to udało a Jermainowi i wielu podobnym, nie. Dlatego dla mnie, Michael to artysta a Jemaine to wokalista. Nie daje Ci to do myślenia, że jednak MJ musi mieć w sobie coś więcej niż Jermaine? Niestety, Jermaine korzysta teraz z chwili, że MJ nie żyje i pod przykrywką pomocy czy hołdu dla brata, robi wielkie przedsięwzięcia. Nie zawsze trzeba robić coś na oczach mediów i obwieszczać to wszem i wobec, by osiagnąć cel...oddać hołd lub pomóc. A jubliuesz...czemuż to akurat teraz? A nie 19 lat temu, kiedy wydał ostatnią płytę? Ktoś tu chyba chce popłynąć na fali popularności zmarłego brata. Nie twierdzę, że Jermaine jest odarty ze wszelkich ludzkich cech, że robi wszystko tylko i wyłącznie dla siebie itd. Ale wiele rzeczy Margareto, składa w logiczną całość...niestety.Margareta pisze: Nie chciał być tylko dobrym piosenkarzem, chciał zostać legendą, być jednym z największych.
Wstrzymuję się z jednoznaczną oceną brata Michaela jako "tego winnego" bo nie wiem jakie były naprawdę ich relacje. Mogło być tak, że to M tym razem w czymś zawinił. I on napewno nieraz zachował się nie w porządku wobec kogoś. Jak my wszyscy. Tylko różnica między Tobą, mną, a nimi jest taka, że każdy ich ruch jest szeroko komentowany i składa się na wizerunek, często wypaczany. A osoby publiczne są w dalszym ciągu ludźmi i nie jest im łatwo zawsze "trzymać fason".
Co do zespołu...
Rzeczywiście, Michael wyróżniał się od początku. Ale członków J5 było pięciu - śpiewał nie tylko Michael, reszta także udzielała się wokalnie i w dodatku grała na instrumentach (tak więc przyczyniła się do fantastycznego moim i nie tylko moim zdaniem, brzmienia utworów), więc nie był jedyną przyczyną sukcesu grupy. Reszta członków również ma pełne prawo być dumna z tego, że zespół Jackson 5 jest legendą. Nie rozumiem zatem dlaczego znienawidzony przez Ciebie brat Michaela miałby nie organizować tych przedsięwzięć i nie śpiewać na tych koncertach przebojów J5. Ma pełne prawo, podobnie jak do tego by zaśpiewać solowe przeboje Michaela. A w ogóle może śpiewać co zechce, podobnie jak inni artyści estradowi - i z tego prawa korzysta. Inni także często na koncertach i nie tylko na nich, śpiewają swoje wersje cudzych znanych przebojów. Nie inaczej było z J5 i z Michaelem.
Podobnie ma prawo do tego świętowania "rocznic działalności artystycznej" niezależnie w jakim momencie teraz się znajduje.
Co do talentu...
Sam potencjał jeszcze niczego nie gwarantuje, że zajdzie się daleko. Wszystko zależy od tego czy i jak się go wykorzysta. Gdyby Michael nie pracował ciężko, nie trafił na ludzi którym później wiele zawdzięczał, odpuścił w którymś momencie, nie zaszedłby tak daleko. Same zdolności nie wystarczą - liczy się przede wszystkim praca nad sobą, łut szczęścia i co tu dużo pisać - odpowiedni ludzie do współpracy. Być może tego właśnie zabrakło innym braciom. Ale z tego co wiem, nie chciało im się tak pracować jak Michaelowi. Może mieli ambicje jak on, nie wiem. Ale faktem pozostaje, że w pewnym momencie odpuścili i usunęli się w cień. Więc widocznie nie zależało im tak bardzo jak najsłynniejszemu Jacksonowi.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
Jeśli MJ nie odzywał się do nikogo z rodziny, widocznie był ku temu jakiś bardzo ważny powód. Wiedząc, jak Michael cenił sobie rodzinę, myślę że było mu z tym bardzo ciężko. Jeśli ktoś tu zawinił, to wszyscy po trochę. Nigdy nie ma tak, by wina była jednostronna. Sprawy rodzinne są często bardziej skomplikowane niż się ludziom wydaje.Margareta pisze: Fakty są takie, że nie odzywał się wówczas do nikogo z rodziny. Co, jak rozumiem, wynikało z jakichś prywatnych animozji. Wyobraź sobie: czy gdybyś miała jakąś sprawę do kogoś, a ten ktoś totalnie by Cię unikał, nie wkurzyłabyś się? Napewno. W złości ludzie mówią i robią różne rzeczy. Może Ty zawsze "trzymasz pion", nawet gdy ktoś doprowadza Cię do szewskiej pasji, nie wiem.
Nie, ja też nie zawsze "trzymam pion". Jestem tylko człowiekiem i jak każdemu, puszczają mi czasem nerwy. Ale wiem, że nie jest to nigdy sprawa jeden strony. Jeśli ktoś kogoś unika, o coś kaman. Na siłę, też nikogo nie można do niczego zmusić. Owszem, jeden czasem może coś palnie...ale drugi, zamiast od razu robić wojnę, może się "ugryźć w język" i jakoś by to było. Natomiast, czasem niepotrzebnie się coś dopowie i problem gotowy.
Nie mówię, że Michael był święty. Miał pewnie swoje humory i zdarzało mu się, głupio czasem zachować. Przy całym swoim geniuszu, był "tylko" człowiekiem.Margareta pisze: Mogło być tak, że to M tym razem w czymś zawinił. I on napewno nieraz zachował się nie w porządku wobec kogoś. Jak my wszyscy.
Tu trzeba rozgraniczyć...The Jackson jako zespół oraz Michael i Jermaine jako soliści.Margareta pisze: Co do zespołu...
Rzeczywiście, Michael wyróżniał się od początku. Ale członków J5 było pięciu - śpiewał nie tylko Michael, reszta także udzielała się wokalnie i w dodatku grała na instrumentach (tak więc przyczyniła się do fantastycznego moim i nie tylko moim zdaniem, brzmienia utworów), więc nie był jedyną przyczyną sukcesu grupy. Reszta członków również ma pełne prawo być dumna z tego, że zespół Jackson 5 jest legendą.
Bo owszem, zespół to praca wspólna i grupa miała ogrom sukcesu, na który pracowali wszyscy bracia. Natomiast, główną rolę...czy chcesz tego czy nie, grał Michael. Drugim, najbardziej zauważalnym członkiem był Jermaine. Reszta to jedynie "tło". To są słowa Suzanne De Passe...nie moje widzimisię.
"Michael miał coś wyjątkowego...Wszyscy byli wspaniali..ale Michael miał największą uwagę, następnie Jermaine...a poozostali mmmhmhhhmm...byli". Tak to dokładnie skomentowala. Można sobie to wysłuchać w materiale "Michael Jackson, One and the only".
Wrzucasz wszystko do jednego worka. Należy rozgraniczyć, sukcesy J5, sukcesy MJ jako solisty i...poczynania solowe Jermaina.
Margareto, mylisz pojęcia.Margareta pisze:Nie rozumiem dlaczego znienawidzony przez Ciebie brat Michaela miałby nie śpiewać na koncertów przebojów J5. Ma pełne prawo, podobnie jak do tego by zaśpiewać solowe przeboje Michaela. A w ogóle może śpiewać co zechce, podobnie jak inni artyści estradowi - i z tego prawa korzysta.
Nigdzie nie napisalam o nienawiści do Jermaina . To, że ktoś nie wzbudza sympatii, czy jest drażniący, nie oznacza nienawiści do niego. Prawda?
Nigdzie nie napisałam, że nie ma prawa wykonywać przebojów J5. Też zbyt daleko posunięty wniosek i wkładanie mi w usta słowa, których nie napisałam. Napisałam jedynie, że dziwnym trafem, upublicznił się teraz...po śmierci MJ, a przez X lat, nie robił żadnych jublieuszów itd.
Natomiast jakie ma prawa do solowych piosenek MJ?
Ma prawa do tego, co sam nagrał...ale sorry, nie widzę potrzeby by psuł, to co genialnie wykonywał MJ. To były jego piosenki, on je wykonywał najlepiej i niech tak zostanie. Jermaine ma swoje...owszem, dużo mnie lubiane i popularne, ale niech je sobie wykonuje, prywatnie na swoją popularność, bez płaszczyka hołdu dla MJ. Niech nie wykorzystuje popularności repertuaru MJ, by o sobie przypomnieć.
Mam wrażenie, że troszkę nie wiesz, co tak naprawdę chcesz napisać. Bo z jednej strony, zarzucasz MJ że pracował, miał ambicję a inni sobie odpuścili. Więc czego się spodziewasz?Margareta pisze: Co do talentu...
Sam potencjał jeszcze niczego nie gwarantuje, że zajdzie się daleko. Wszystko zależy od tego czy i jak się go wykorzysta. Gdyby Michael nie pracował ciężko, nie trafił na ludzi którym później wiele zawdzięczał, odpuścił w którymś momencie, nie zaszedłby tak daleko. Same zdolności nie wystarczą - liczy się przede wszystkim praca nad sobą, łut szczęścia i co tu dużo pisać - odpowiedni ludzie do współpracy. Być może tego wlaśnie zabrakło innym braciom. Ale z tego co wiem, nie chciało im się tak pracować jak Michaelowi. Może mieli ambicje jak on, nie wiem. Ale faktem pozostaje, że w pewnym momencie odpuścili i usunęli się w cień. Więc widocznie nie zależało im tak bardzo jak najsłynniejszemu Jacksonowi.
Nawet mając talent, również trzeba pracować, by wciąż się doskonalić. Cały czas trzeba się rozwijać. A skoro, jak sama piszesz, pozostali bracia, czyli także Jermaine, odpuścili sobie i nie pracowali nad sobą to czemu tu się dziwić, że to Michael zdobył sławę a nie pozostali ?
Jeśli Jermaine miałby ambicje, czyli chęć doskonalenia własnego warsztatu i bycia coraz lepszym, pracowałby nad tym, a nie odpuszczał...jak piszesz.
Kwestia tylko tego, by Jermaine nie wykorzystywał ani sławy ani repertuaru MJ, do tego by przypomnieć o sobie mediom i ludziom. A właśnie to robi, po 25.06.2009.
1958 - forever...
No widzisz. Tak więc nie można sprawy stawiać tak jednoznacznie, na zasadzie: Michael był pokrzywdzony przez złego brata i bronił się przed nim unikając kontaktu.buziaczek pisze:Jeśli MJ nie odzywał się do nikogo z rodziny, widocznie był ku temu jakiś bardzo ważny powód. Wiedząc, jak Michael cenił sobie rodzinę, myślę że było mu z tym bardzo ciężko. Jeśli ktoś tu zawinił, to wszyscy po trochę. Nigdy nie ma tak, by wina była jednostronna. Sprawy rodzinne są często bardziej skomplikowane niż się ludziom wydaje.Margareta pisze: Fakty są takie, że nie odzywał się wówczas do nikogo z rodziny. Co, jak rozumiem, wynikało z jakichś prywatnych animozji. Wyobraź sobie: czy gdybyś miała jakąś sprawę do kogoś, a ten ktoś totalnie by Cię unikał, nie wkurzyłabyś się? Napewno. W złości ludzie mówią i robią różne rzeczy. Może Ty zawsze "trzymasz pion", nawet gdy ktoś doprowadza Cię do szewskiej pasji, nie wiem.
No widzisz. A jednak oceniasz Jermaine'a na podstawie tego czynu raczej jednoznacznie negatywnie. Niewiadomo jakbyś postąpiła na jego miejscu w jego sytuacji. Człowiek czasami zachowuje się nieprzewidywalnie, nawet dla samego siebie.buziaczek pisze:
Nie, ja też nie zawsze "trzymam pion". Jestem tylko człowiekiem i jak każdemu, puszczają mi czasem nerwy. Ale wiem, że nie jest to nigdy sprawa jeden strony. Jeśli ktoś kogoś unika, o coś kaman. Na siłę, też nikogo nie można do niczego zmusić. Owszem, jeden czasem może coś palnie...ale drugi, zamiast od razu robić wojnę, może się "ugryźć w język" i jakoś by to było. Natomiast, czasem niepotrzebnie się coś dopowie i problem gotowy.
No widzisz.buziaczek pisze: Nie mówię, że Michael był święty. Miał pewnie swoje humory i zdarzało mu się, głupio czasem zachować. Przy całym swoim geniuszu, był "tylko" człowiekiem.
A dlaczego mam rozgraniczać karierę w grupie i kariery solowe? Ich działalność artystyczna składa się na śpiewanie w zespole i solowe. Mówienie tylko o jednym okresie kariery zawęża spojrzenie na artystę. Dopiero gdy weźmie się wszystkie pod uwagę, ma się ogólniejszy i bardziej obiektywny jego obraz.buziaczek pisze:
Tu trzeba rozgraniczyć...The Jackson jako zespół oraz Michael i Jermaine jako soliści.
Bo owszem, zespół to praca wspólna i grupa miała ogrom sukcesu, na który pracowali wszyscy bracia. Natomiast, główną rolę...czy chcesz tego czy nie, grał Michael. Drugim, najbardziej zauważalnym członkiem był Jermaine. Reszta to jedynie "tło". To są słowa Suzanne De Passe...nie moje widzimisię.
"Michael miał coś wyjątkowego...Wszyscy byli wspaniali..ale Michael miał największą uwagę, następnie Jermaine...a poozostali mmmhmhhhmm...byli". Tak to dokładnie skomentowala. Można sobie to wysłuchać w materiale "Michael Jackson, One and the only".
Wrzucasz wszystko do jednego worka. Należy rozgraniczyć, sukcesy J5, sukcesy MJ jako solisty i...poczynania solowe Jermaina.
Nie zaprzeczam temu, że Michael był najbardziej wyrazistym członkiem J5. Ale nie tylko on zawdzięcza sławę tego zespołu. Zawdzięcza im również reszta zespołu, a także Berry Gordy, Smokey Robinson i wiele innych ważnych postaci Motown które pisały chłopakom piosenki, wdrożyły ich w świat show biznesu, nauczyły jak się po nim poruszać.
No dobrze, może użyłam za mocnego słowa. Biję się w pierś.buziaczek pisze:Mylisz pojęcia.Margareta pisze:Nie rozumiem dlaczego znienawidzony przez Ciebie brat Michaela miałby nie śpiewać na koncertów przebojów J5. Ma pełne prawo, podobnie jak do tego by zaśpiewać solowe przeboje Michaela. A w ogóle może śpiewać co zechce, podobnie jak inni artyści estradowi - i z tego prawa korzysta.
Nigdzie nie napisalam o nienawiści do Jermaina . To, że ktoś nie wzbudza sympatii, czy jest drażniący, nie oznacza nienawiści do niego. Prawda?
Widocznie akurat w tym roku jakiś jubileusz mu przypadł.buziaczek pisze: Nigdzie nie napisałam, że nie ma prawa wykonywać przebojów J5. Też zbyt daleko posunięty wniosek i wkładanie mi w usta słowa, których nie napisałam. Napisałam jedynie, że dziwnym trafem, upublicznił się teraz...po śmierci MJ, a przez X lat, nie robił żadnych jublieuszów itd.
Natomiast jakie ma prawa do solowych piosenek MJ?
Ma prawa do tego, co sam nagrał...ale sorry, nie widzę potrzeby by psuł, to co genialnie wykonywał MJ. To były jego piosenki, on je wykonywał najlepiej i niech tak zostanie. Jermaine ma swoje...owszem, dużo mnie lubiane i popularne, ale niech je sobie wykonuje, prywatnie na swoją popularność, bez płaszczyka hołdu dla MJ. Niech nie wykorzystuje popularności repertuaru MJ, by o sobie przypomnieć.
Dziesiątki artystów śpiewało i śpiewa swoje wersje przebojów Michaela j J5 na koncertach i na płytach, kiedy chcą i jak chcą, z lepszym i gorszym skutkiem. Dlaczego zatem odmawiasz Jermaine'owi prawa do tego samego? Tym bardziej, że nie zepsuł tych piosenek - słyszałam fragmenty tych wykonań i uważam, że są w porządku. Oczywiście to tylko moje zdanie, nie muszą podobać się Tobie.
Napisałam dokładnie to co chciałam napisać.buziaczek pisze:Mam wrażenie, że troszkę nie wiesz, co tak naprawdę chcesz napisać. Bo z jednej strony, zarzucasz MJ że pracował, miał ambicję a inni sobie odpuścili. Więc czego się spodziewasz?Margareta pisze: Co do talentu...
Sam potencjał jeszcze niczego nie gwarantuje, że zajdzie się daleko. Wszystko zależy od tego czy i jak się go wykorzysta. Gdyby Michael nie pracował ciężko, nie trafił na ludzi którym później wiele zawdzięczał, odpuścił w którymś momencie, nie zaszedłby tak daleko. Same zdolności nie wystarczą - liczy się przede wszystkim praca nad sobą, łut szczęścia i co tu dużo pisać - odpowiedni ludzie do współpracy. Być może tego wlaśnie zabrakło innym braciom. Ale z tego co wiem, nie chciało im się tak pracować jak Michaelowi. Może mieli ambicje jak on, nie wiem. Ale faktem pozostaje, że w pewnym momencie odpuścili i usunęli się w cień. Więc widocznie nie zależało im tak bardzo jak najsłynniejszemu Jacksonowi.
Chyba oczywiste, że mając talent, również trzeba pracować, by wciąż się doskonalić. Cały czas trzeba się rozwijać. A skoro, jak sama piszesz...pozostali bracia, czyli także Jermaine, odpuścili sobie i nie pracowali nad sobą. Czemu tu się dziwić, że to Michael zdobył sławę a nie pozostali ?
Jeśli Jermaine miałby ambicje, czyli chęć doskonalenia własnego warsztatu i bycia coraz lepszym, pracowałby nad tym, a nie odpuszczał...jak piszesz.
Kwestia tylko tego, by Jermaine nie wykorzystywał ani sławy ani repertuaru MJ, do tego by przypomnieć o sobie mediom i ludziom. A właśnie to robi, po 25.06.2009.
Mówiąc o tym, że Michael ciężko pracował na swój sukces, nie stawiałam mu zarzutów, a jedynie stwierdziłam fakty. Gdyby nie jego ciężka praca, nie zaszedłby tak daleko. Gdyby jego bracia nie odpuścili, niewiadomo co osiągnęliby do tej pory, zarówno jako zespół jak i samodzielni artyści.
Ponieważ Michael od 25.06. ubiegłego roku (przynajmniej oficjalnie) nie żyje, jego brat organizuje te przedsięwzięcia z celu upamiętnienia Michaela. I wcale nie musi mieć złych zamiarów. Poza tym może wracać na scenę kiedy zechce. Może teraz akurat jest najbardziej sprzyjający ku temu czas. I wcale nie dlatego, że o jego bracie po śmierci (czy moze "śmierci") zrobiło się ponownie głośno, więc chce to wykorzystać.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
Trochę urwałaś moją wypowiedź, ale ok. Tak jak pisałam...nie twierdzę że Michael był święty, nikt z nas nie jest. Ale zrzucanie winy jedynie na niego, że to np. on nie odzywał się do rodziny a oni tacy biedni itd., jest raczej błędem. Bo "do tanga trzeba dwojga".Margareta pisze: No widzisz. Tak więc nie można sprawy stawiać tak jednoznacznie, na zasadzie: Michael był pokrzywdzony przez złego brata i bronił się przed nim unikając kontaktu.
Tylko widzisz, coś za dużo "tego czynu" ostatnimi czasami. Wszędzie go pełno, nawet na cmentarzu udziela wywiadów. Sorki, ale dla mnie to nie jest całkiem ok. I w żaden sposób nie mogę tego ocenić pozytywnie.Margareta pisze: No widzisz. A jednak oceniasz Jermaine'a na podstawie tego czynu raczej jednoznacznie negatywnie. Niewiadomo jakbyś postąpiła na jego miejscu w jego sytuacji. Człowiek czasami zachowuje się nieprzewidywalnie, nawet dla samego siebie.
Ano chociażby dlatego, że po skończeniu pracy w zespole, Jermaine nic wielkiego nie pokazał...a Michael i owszem.Margareta pisze: A dlaczego mam rozgraniczać karierę w grupie i kariery solowe?
Mam nadzieję, że nie za mocno, żeby nie bolało .Margareta pisze:No dobrze, może użyłam za mocnego słowa. Biję się w pierś.
A jaki, jeśli w 1991 r. była ostatnia płyta ? Żadna to okrągła rocznica.Margareta pisze: Widocznie akurat w tym roku jakiś jubileusz mu przypadł.
Dlaczego?Margareta pisze:Dziesiątki artystów śpiewało i śpiewa swoje wersje przebojów Michaela j J5 na koncertach i na płytach, kiedy chcą i jak chcą, z lepszym i gorszym skutkiem. Dlaczego zatem odmawiasz Jermaine'owi prawa do tego samego?
Może nie odmawiam, bo to jego życie i robi co chce. Ale uważam, że jesli inni np. chcą się ogrzać w chwale MJ, obcy...ich sprawa, ich sumienie. Ale bratu to zwyczajnie nie przystoi. Dlaczegóż to, przed śmiercią MJ nie słyszałam, by Jermaine wykonywał jakiegoś jego piosenki? Te wszystkie jego nowinki, po śmierci MJ...
Oczywiście, nie wiem jakby to było naprawdę. Ale przypuszczam, że wielkiego sukcesu by nie odnieśli. Jak zespół, wyczerpali już wszystko co mogli, a bez MJ i w dorosłym składzie, wątpię by przebili się aż na taki wysoki poziom, jak MJ solo.Margareta pisze: Napisałam dokładnie to co chciałam napisać.
Gdyby jego bracia nie odpuścili, niewiadomo co osiągnęliby do tej pory, zarówno jako zespół jak i samodzielni artyści.
Ale sama przyznasz, że jest to co najmniej dziwny zbieg okoliczności.Margareta pisze: Ponieważ Michael od 25.06. ubiegłego roku (przynajmniej oficjalnie) nie żyje, jego brat organizuje te przedsięwzięcia z celu upamiętnienia Michaela. I wcale nie musi mieć złych zamiarów. Poza tym może wracać na scenę kiedy zechce. Może teraz akurat jest najbardziej sprzyjający ku temu czas. I wcale nie dlatego, że o jego bracie po śmierci (czy moze "śmierci") zrobiło się ponownie głośno, więc chce to wykorzystać.
Dziwnym trafem, teraz jest o Jermainie głośno, teraz robi wielkie przedsięwzięcia. A gdzie on był przez te ponad 20 lat? Może stwierdził, że brata i tak nie przebije i nie ma sensu. A teraz, droga wolna...
Oczywiście nic nie jest na 100% pewne, tyle że zbyt wiele wskazuje na to, że intencje Jermaina nie są zupełnie krystaliczne. A szkoda, bo chodzi o jego rodzonego brata. Nawet jeśli to wielki Michael Jackson, to ciągle najbliższa rodzina i to powinno być najistotniejsze.
1958 - forever...
Jermaine łatwo sie słucha i łatwo zapomina. Jest zarówno wokalnie , jak i osobowościowo nijaki. Nie zapada w pamięć.
Troche mi go szkoda, bo potrafie postawic się na jego miejscu i wyobrazić sobie sytuacje rywalizacji z kimś obdarzonym talentem stukroć większym w każdym obszarze muzycznym.
Wyobrażam sobie jego irytacje,niemoc,zawiść,zazdrość. Gdy MJ ot tak , od niechcenia robił rzeczy które Jermaine nie był w stanie zrobić nawet gdy Joseph stał obok z pasem w ręku.
To po prostu kwestia talentu. Nie pracy.
Bo gdyby nawet Jermaine miał więcej determinacji,chęci to i tak nigdy by nie stanoł w tym miejscu gdzie jest teraz MJ.
Nie można z pekińczyka zrobić Dogo Canario ;].
Troche mi go szkoda, bo potrafie postawic się na jego miejscu i wyobrazić sobie sytuacje rywalizacji z kimś obdarzonym talentem stukroć większym w każdym obszarze muzycznym.
Wyobrażam sobie jego irytacje,niemoc,zawiść,zazdrość. Gdy MJ ot tak , od niechcenia robił rzeczy które Jermaine nie był w stanie zrobić nawet gdy Joseph stał obok z pasem w ręku.
To po prostu kwestia talentu. Nie pracy.
Bo gdyby nawet Jermaine miał więcej determinacji,chęci to i tak nigdy by nie stanoł w tym miejscu gdzie jest teraz MJ.
Nie można z pekińczyka zrobić Dogo Canario ;].
M - chora z 'Miłości'.
J - Jebus z pseudo mafii.
P - zakompleksiony Psychol/og o tysiącu nickach.
T - użyteczne Tłuki.
-------------------> MJPT <-------------------
J - Jebus z pseudo mafii.
P - zakompleksiony Psychol/og o tysiącu nickach.
T - użyteczne Tłuki.
-------------------> MJPT <-------------------
Dobrze, że przynajmniej w tym punkcie się zgadzamy.buziaczek pisze:Trochę urwałaś moją wypowiedź, ale ok. Tak jak pisałam...nie twierdzę że Michael był święty, nikt z nas nie jest. Ale zrzucanie winy jedynie na niego, że to np. on nie odzywał się do rodziny a oni tacy biedni itd., jest raczej błędem. Bo "do tanga trzeba dwojga".Margareta pisze: No widzisz. Tak więc nie można sprawy stawiać tak jednoznacznie, na zasadzie: Michael był pokrzywdzony przez złego brata i bronił się przed nim unikając kontaktu.
Widocznie jest "głosem rodziny". Trudno stwierdzić co się za tym kryje. Ja osobiście jestem z tych którzy wierzą w to, że Michael żyje, tak więc mam trochę inne spojrzenie na tę sprawę.buziaczek pisze:Tylko widzisz, coś za dużo "tego czynu" ostatnimi czasami. Wszędzie go pełno, nawet na cmentarzu udziela wywiadów. Sorki, ale dla mnie to nie jest całkiem ok. I w żaden sposób nie mogę tego ocenić pozytywnie.Margareta pisze: No widzisz. A jednak oceniasz Jermaine'a na podstawie tego czynu raczej jednoznacznie negatywnie. Niewiadomo jakbyś postąpiła na jego miejscu w jego sytuacji. Człowiek czasami zachowuje się nieprzewidywalnie, nawet dla samego siebie.
Sukcesy solowe też miał. Nie tak spektakularne jak Michael, ale jednak. Słuchałam jego solowych utworów i po prostu bardzo daleka jestem od stwierdzenia, że jest przeciętnym wokalistą i że muzycznie nie reprezentuje sobą nic. Oczywiście nie będę przekonywała Cię do swojego zdania.buziaczek pisze:Ano chociażby dlatego, że po skończeniu pracy w zespole, Jermaine nic wielkiego nie pokazał...a Michael i owszem.Margareta pisze: A dlaczego mam rozgraniczać karierę w grupie i kariery solowe?
Mówię o ogólnym jubileuszu, w co wchodzi też kariera w zespole.buziaczek pisze:A jaki, jeśli w 1991 r. była ostatnia płyta ? Żadna to okrągła rocznica.Margareta pisze:Widocznie akurat w tym roku jakiś jubileusz mu przypadł.
Trudno stwierdzić. Możliwe, że tak. W końcu nie wszyscy przechodzą do legendy.buziaczek pisze:Oczywiście, nie wiem jakby to było naprawdę. Ale przypuszczam, że wielkiego sukcesu by nie odnieśli. Jak zespół, wyczerpali już wszystko co mogli, a bez MJ i w dorosłym składzie, wątpię by przebili się aż na taki wysoki poziom, jak MJ solo.Margareta pisze: Napisałam dokładnie to co chciałam napisać.
Gdyby jego bracia nie odpuścili, niewiadomo co osiągnęliby do tej pory, zarówno jako zespół jak i samodzielni artyści.
Tak jak już napisałam wcześniej, mam trochę inne spojrzenie na tę sprawę. Jeżeli Michael Jackson żyje, to wierzę, że ujawni się i wtedy wszystko wyjdzie na jaw, m.in. intencje rodziny.buziaczek pisze:Ale sama przyznasz, że jest to co najmniej dziwny zbieg okoliczności.Margareta pisze: Ponieważ Michael od 25.06. ubiegłego roku (przynajmniej oficjalnie) nie żyje, jego brat organizuje te przedsięwzięcia z celu upamiętnienia Michaela. I wcale nie musi mieć złych zamiarów. Poza tym może wracać na scenę kiedy zechce. Może teraz akurat jest najbardziej sprzyjający ku temu czas. I wcale nie dlatego, że o jego bracie po śmierci (czy moze "śmierci") zrobiło się ponownie głośno, więc chce to wykorzystać.
Dziwnym trafem, teraz jest o Jermainie głośno, teraz robi wielkie przedsięwzięcia. A gdzie on był przez te ponad 20 lat? Może stwierdził, że brata i tak nie przebije i nie ma sensu. A teraz, droga wolna...
Oczywiście nic nie jest na 100% pewne, tyle że zbyt wiele wskazuje na to, że intencje Jermaina nie są zupełnie krystaliczne. A szkoda, bo chodzi o jego rodzonego brata. Nawet jeśli to wielki Michael Jackson, to ciągle najbliższa rodzina i to powinno być najistotniejsze.
Są i tacy którzy powiedzą to samo i Michaelu Jacksonie i dla których ideałem wokalisty i królem muzyki rozrywkowej jest np. Freddy Mercury albo Kurt Cobain. To, że my się ekscytujemy linią basu w Billie Jean albo popisami wokalnymi małego Michaela w "I Wanna Be Where You Are", to nie znaczy, że wszyscy ludzie na świecie czują w stosunku do niego to samo.Canario pisze:Jermaine łatwo sie słucha i łatwo zapomina. Jest zarówno wokalnie , jak i osobowościowo nijaki. Nie zapada w pamięć.
Troche mi go szkoda, bo potrafie postawic się na jego miejscu i wyobrazić sobie sytuacje rywalizacji z kimś obdarzonym talentem stukroć większym w każdym obszarze muzycznym.
Wyobrażam sobie jego irytacje,niemoc,zawiść,zazdrość. Gdy MJ ot tak , od niechcenia robił rzeczy które Jermaine nie był w stanie zrobić nawet gdy Joseph stał obok z pasem w ręku.
To po prostu kwestia talentu. Nie pracy.
Bo gdyby nawet Jermaine miał więcej determinacji,chęci to i tak nigdy by nie stanoł w tym miejscu gdzie jest teraz MJ.
Nie można z pekińczyka zrobić Dogo Canario ;].
Spotkałam się również ze stwierdzeniem, że Jermaine jest lepszym wokalistą od Michaela.
Jak się okazuje, nawet talentu nie da się obiektywnie, niepodważalnie ocenić. Wszystko zależy od indywidualnego odbioru sztuki i może poprzestańmy na tym stwierdzeniu.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
W takim razie, nie wiem czy dobrze postąpiono, by właśnie Jermaine i w taki sposób, był owym głosem.Margareta pisze:Widocznie jest "głosem rodziny".
To dobrze, bo każda z nas ma prawo do swojego zdania .Margareta pisze: Słuchałam jego solowych utworów i po prostu bardzo daleka jestem od stwierdzenia, że jest przeciętnym wokalistą i że muzycznie nie reprezentuje sobą nic. Oczywiście nie będę przekonywała Cię do swojego zdania.
Nie napisałam, że Jermaine nic sobą nie reprezentuje. Jedynie, że Mj pokazał więcej niż on. A to różnica.
Tylko wiesz co. W ten sposób patrząc, to on co pół roku będzie mieć jaki "jubileusz". Byle tylko być obecnym w mediach. Bo takie odnoszę wrażenie. A dlaczego? Ano dlatego, że jak żył Michael...Jermaine nie miał potrzeby robić jubileuszy, nawet ze względu na zespół. A teraz co, będzie miał je coraz częściej pewnie .Margareta pisze:Mówię o ogólnym jubileuszu, w co wchodzi też kariera w zespole
Zgadza się. Do legendy przechodzą jedynie nieliczni.Margareta pisze: Trudno stwierdzić. Możliwe, że tak. W końcu nie wszyscy przechodzą do legendy.]
Tyle, że MJ nie żyje. Chociaż wszyscy chcielibyśmy by było inaczej. A nawet jeśli, okazałoby się że żyje. Niekoniecznie chciałby się ujawnić. I tym samym, czy żyje czy nie...intencje rodziny pozostaną raczej nieodgadnione. A na pewno większa ich część. Możemy jedynie wysuwać wnioski na podstawie obserwacji.Margareta pisze: Tak jak już napisałam wcześniej, mam trochę inne spojrzenie na tę sprawę. Jeżeli Michael Jackson żyje, to wierzę, że ujawni się i wtedy wszystko wyjdzie na jaw, m.in. intencje rodziny.
Margareto, miedzy Freddim a Jermainem jest ogromna różnica. Gdzie Ty tu porównania robisz ? To tak jakby porównać Bethovena do chlopaczka z "Mam talent", który gra na pianinie...a jakich wielu.Margareta pisze:Są i tacy którzy powiedzą to samo i Michaelu Jacksonie i dla których ideałem wokalisty i królem muzyki rozrywkowej jest np. Freddy Mercury albo Kurt Cobain. To, że my się ekscytujemy linią basu w Billie Jean albo popisami wokalnymi małego Michaela w "I Wanna Be Where You Are", to nie znaczy, że wszyscy ludzie na świecie czują w stosunku do niego to samo.Canario pisze:Jermaine łatwo sie słucha i łatwo zapomina. Jest zarówno wokalnie , jak i osobowościowo nijaki. Nie zapada w pamięć.
Troche mi go szkoda, bo potrafie postawic się na jego miejscu i wyobrazić sobie sytuacje rywalizacji z kimś obdarzonym talentem stukroć większym w każdym obszarze muzycznym.
Wyobrażam sobie jego irytacje,niemoc,zawiść,zazdrość. Gdy MJ ot tak , od niechcenia robił rzeczy które Jermaine nie był w stanie zrobić nawet gdy Joseph stał obok z pasem w ręku.
To po prostu kwestia talentu. Nie pracy.
Bo gdyby nawet Jermaine miał więcej determinacji,chęci to i tak nigdy by nie stanoł w tym miejscu gdzie jest teraz MJ.
Nie można z pekińczyka zrobić Dogo Canario ;].
Spotkałam się również ze stwierdzeniem, że Jermaine jest lepszym wokalistą od Michaela.
Jak się okazuje, nawet talentu nie da się obiektywnie, niepodważalnie ocenić. Wszystko zależy od indywidualnego odbioru sztuki i może poprzestańmy na tym stwierdzeniu.
Nikt nie mówi, że każdy ma czuć miłość do Michaela. Są różne gusta. Ale on, jak i Freddie z Queenu to jednak legendy i wyjątkowi artyści. Jermaine zwyczajnie tutaj nie pasuje. Taka jest prawda, nawet jeśli boli to fanów Jermaina. Zwyczajnie, jeden rodzi się taki a drugi taki. Nie wina MJ, że urodził się po to, by dawać ludziom radość i być ikoną muzyki. Są różne gusta. Jedni lubią Cobaina, inni Mozarta a jeszcze inni - Dodę hehe. Ale będąc obiektywnym, to nie Jermaine jest i będzie osobą, która wpłynęła na całe pokolenia, na masową kulturę. Nigdy nie będzie najbardziej uhonorowanym artystą w historii. To należy do Michaela.
1958 - forever...
Nie pisałam o Freddym czy Kurcie Cobainie na zasadzie porównań do brata Michaela. Mam na myśli to, że każdy ma swoje muzyczne ideały pod względem wokalu, gry czy tworzenia klimatu muzycznego. I to, że nie dla wszystkim "bogiem" jest Michael Jackson. Niektórzy nawet kwestionują jego legendę i wpływ na muzykę rozrywkową. Po prostu większy wpływ na nich mają inni artyści.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
A ja:Canario pisze:Ja bym tą dyskusje podsumował zdaniem:
trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść
Margareta pisze:Jak się okazuje, nawet talentu nie da się obiektywnie, niepodważalnie ocenić. Wszystko zależy od indywidualnego odbioru sztuki i może poprzestańmy na tym stwierdzeniu.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/