Margareta wrote:
Fakty są takie, że nie odzywał się wówczas do nikogo z rodziny. Co, jak rozumiem, wynikało z jakichś prywatnych animozji. Wyobraź sobie: czy gdybyś miała jakąś sprawę do kogoś, a ten ktoś totalnie by Cię unikał, nie wkurzyłabyś się? Napewno. W złości ludzie mówią i robią różne rzeczy. Może Ty zawsze "trzymasz pion", nawet gdy ktoś doprowadza Cię do szewskiej pasji, nie wiem.
Jeśli MJ nie odzywał się do nikogo z rodziny, widocznie był ku temu jakiś bardzo ważny powód. Wiedząc, jak Michael cenił sobie rodzinę, myślę że było mu z tym bardzo ciężko. Jeśli ktoś tu zawinił, to wszyscy po trochę. Nigdy nie ma tak, by wina była jednostronna. Sprawy rodzinne są często bardziej skomplikowane niż się ludziom wydaje.
Nie, ja też nie zawsze "trzymam pion". Jestem tylko człowiekiem i jak każdemu, puszczają mi czasem nerwy. Ale wiem, że nie jest to nigdy sprawa jeden strony. Jeśli ktoś kogoś unika, o coś kaman. Na siłę, też nikogo nie można do niczego zmusić. Owszem, jeden czasem może coś palnie...ale drugi, zamiast od razu robić wojnę, może się "ugryźć w język" i jakoś by to było. Natomiast, czasem niepotrzebnie się coś dopowie i problem gotowy.
Margareta wrote:
Mogło być tak, że to M tym razem w czymś zawinił. I on napewno nieraz zachował się nie w porządku wobec kogoś. Jak my wszyscy.
Nie mówię, że Michael był święty. Miał pewnie swoje humory i zdarzało mu się, głupio czasem zachować. Przy całym swoim geniuszu, był "tylko" człowiekiem.
Margareta wrote:
Co do zespołu...
Rzeczywiście, Michael wyróżniał się od początku. Ale członków J5 było pięciu - śpiewał nie tylko Michael, reszta także udzielała się wokalnie i w dodatku grała na instrumentach (tak więc przyczyniła się do fantastycznego moim i nie tylko moim zdaniem, brzmienia utworów), więc nie był jedyną przyczyną sukcesu grupy. Reszta członków również ma pełne prawo być dumna z tego, że zespół Jackson 5 jest legendą.
Tu trzeba rozgraniczyć...The Jackson jako zespół oraz Michael i Jermaine jako soliści.
Bo owszem, zespół to praca wspólna i grupa miała ogrom sukcesu, na który pracowali wszyscy bracia. Natomiast, główną rolę...czy chcesz tego czy nie, grał Michael. Drugim, najbardziej zauważalnym członkiem był Jermaine. Reszta to jedynie "tło". To są słowa Suzanne De Passe...nie moje widzimisię.
"Michael miał coś wyjątkowego...Wszyscy byli wspaniali..ale Michael miał największą uwagę, następnie Jermaine...a poozostali mmmhmhhhmm...byli". Tak to dokładnie skomentowala. Można sobie to wysłuchać w materiale "Michael Jackson, One and the only".
Wrzucasz wszystko do jednego worka. Należy rozgraniczyć, sukcesy J5, sukcesy MJ jako solisty i...poczynania solowe Jermaina.
Margareta wrote:Nie rozumiem dlaczego znienawidzony przez Ciebie brat Michaela miałby nie śpiewać na koncertów przebojów J5. Ma pełne prawo, podobnie jak do tego by zaśpiewać solowe przeboje Michaela. A w ogóle może śpiewać co zechce, podobnie jak inni artyści estradowi - i z tego prawa korzysta.
Margareto, mylisz pojęcia.
Nigdzie nie napisalam o nienawiści do Jermaina

. To, że ktoś nie wzbudza sympatii, czy jest drażniący, nie oznacza nienawiści do niego. Prawda?
Nigdzie nie napisałam, że nie ma prawa wykonywać przebojów J5. Też zbyt daleko posunięty wniosek i wkładanie mi w usta słowa, których nie napisałam. Napisałam jedynie, że dziwnym trafem, upublicznił się teraz...po śmierci MJ, a przez X lat, nie robił żadnych jublieuszów itd.
Natomiast jakie ma prawa do solowych piosenek MJ?
Ma prawa do tego, co sam nagrał...ale sorry, nie widzę potrzeby by psuł, to co genialnie wykonywał MJ. To były jego piosenki, on je wykonywał najlepiej i niech tak zostanie. Jermaine ma swoje...owszem, dużo mnie lubiane i popularne, ale niech je sobie wykonuje, prywatnie na swoją popularność, bez płaszczyka hołdu dla MJ. Niech nie wykorzystuje popularności repertuaru MJ, by o sobie przypomnieć.
Margareta wrote:
Co do talentu...
Sam potencjał jeszcze niczego nie gwarantuje, że zajdzie się daleko. Wszystko zależy od tego czy i jak się go wykorzysta. Gdyby Michael nie pracował ciężko, nie trafił na ludzi którym później wiele zawdzięczał, odpuścił w którymś momencie, nie zaszedłby tak daleko. Same zdolności nie wystarczą - liczy się przede wszystkim praca nad sobą, łut szczęścia i co tu dużo pisać - odpowiedni ludzie do współpracy. Być może tego wlaśnie zabrakło innym braciom. Ale z tego co wiem, nie chciało im się tak pracować jak Michaelowi. Może mieli ambicje jak on, nie wiem. Ale faktem pozostaje, że w pewnym momencie odpuścili i usunęli się w cień. Więc widocznie nie zależało im tak bardzo jak najsłynniejszemu Jacksonowi.
Mam wrażenie, że troszkę nie wiesz, co tak naprawdę chcesz napisać. Bo z jednej strony, zarzucasz MJ że pracował, miał ambicję a inni sobie odpuścili. Więc czego się spodziewasz?
Nawet mając talent, również trzeba pracować, by wciąż się doskonalić. Cały czas trzeba się rozwijać. A skoro, jak sama piszesz, pozostali bracia, czyli także Jermaine, odpuścili sobie i nie pracowali nad sobą to czemu tu się dziwić, że to Michael zdobył sławę a nie pozostali

?
Jeśli Jermaine miałby ambicje, czyli chęć doskonalenia własnego warsztatu i bycia coraz lepszym, pracowałby nad tym, a nie odpuszczał...jak piszesz.
Kwestia tylko tego, by Jermaine nie wykorzystywał ani sławy ani repertuaru MJ, do tego by przypomnieć o sobie mediom i ludziom. A właśnie to robi, po 25.06.2009.