Dziwne, że zawsze się powtarzało że Michael to innowator. Że szuka nowości, że poszukuje czegoś nowego, czegoś czego jeszcze nie próbował. Że nie lubi poprzestawać, że ciągle szuka. A jak wydaje kawałki typu "Monster", to Wy mówicie "to nie michaelowe".
Jak MJ nagrał OTW, wielu twierdziło że to jest to, co powinien wykonywać. Bo po co szukać, skoro coś jest dobre. Gdyby zatrzymał się na tym krążku, nigdy nie usłyszelibyśmy Thrillera czy Bad...o Invincible nie wspomnę. Po tym krążku, niejeden zapewne stwierdził, że przecież takiego słabego albumu MJ nie mógł wydać. Że chyba nie jest już w stanie nic fajnego zaproponować. A potem pojawia się taki album "Michael" z numerami typu "HT" czy "BTM". MJ miał tysiące pomysłów. Wielu nie znaliśmy. Gdyby nie jego śmierć, krążek "Michael" by nie powstał i nie mielibyśmy pojęcia, że kombinował coś w stylu chociażby Hollywood tonight. Owszem, Sony kombinuje i to bardzo. Ale nie we wszystkim. Wiele z tych pomysłów, wiele w "Michaelu" jest Michaela. Michael jak widzimy, tworzył z wieloma. Od Akona, po 50 Centa (rapera). Więc, nie wiadomo co jeszcze miał w zanadrzu. Dlatego, nie sądzę by było właściwym i prawdziwym, mówienie co by MJ nagrał a co nie. 20 lat temu, wielu z nas nie przeszłoby przez myśl, że Michael może coś nagrać z raperem. A jednak. Nie znaliśmy jego wszystkich pomysłów. "Michael" pokazuje, że są kawałki których może wielu by się nie spodziewało. Ale są MJ...7 z nich na pewno. Dlatego, ja bym się wstrzymała z jednoznacznym wzięciem za pewnik, że "MJ by tego nie nagrał, to nie michaelowe". Możemy się bardzo pomylić.
Ostatnio zmieniony pn, 06 gru 2010, 23:07 przez buziaczek, łącznie zmieniany 1 raz.
buziaczek pisze:
Dziwne, że zawsze się powtarzało że Michael to innowator. Że szuka nowości, że poszukuje czegoś nowego, czegoś czego jeszcze nie próbował. Że nie lubi poprzestawać, że ciągle szuka. A jak wydaje kawałki typu "Monster", to Wy mówicie "to nie michaelowe".
Hm, no fakt, Buziaczku. Wielu jest takich, którzy twierdzą, że po Thrillerze Michael już tylko się cofał (a przecież poszukiwał nowych brzmień). W tych przypadkach nie dziwota, że mogą twierdzić, że cofnął się (znaczy poszukiwał nowych brzmień) aż do "Monstera". Strach pomyśleć, co byłoby dalej.
buziaczek pisze:
Dziwne, że zawsze się powtarzało że Michael to innowator. Że szuka nowości, że poszukuje czegoś nowego, czegoś czego jeszcze nie próbował. Że nie lubi poprzestawać, że ciągle szuka. A jak wydaje kawałki typu "Monster", to Wy mówicie "to nie michaelowe".
Hm, no fakt, Buziaczku. Wielu jest takich, którzy twierdzą, że po Thrillerze Michael już tylko się cofał (a przecież poszukiwał nowych brzmień). W tych przypadkach nie dziwota, że mogą twierdzić, że cofnął się (znaczy poszukiwał nowych brzmień) aż do "Monstera". Strach pomyśleć, co byłoby dalej.
Troszkę uprościłaś to co chciałam napisać. Nie wiem dlaczego każdy spodziewa się po MJ drugiego "Thrilera". Taki album nagrywa się raz na milion. To, że potem nagrał coś, co nie wszystkim się podoba, nie znaczy że się cofał. Jackson to tylko człowiek i nie zawsze musiał nagrywać rzeczy wielkie...historyczne. Może niektóre rzeczy, nagrywał jedynie dla własnej przyjemności. A że teraz wypłynęły. Cóż. Jedni się cieszą, drudzy płaczą. Może w szufladzie są perły na miarę największych jego hitów, ale nikt ich nie odkopał. Tak to już bywa w tym świecie. Wszystkich się nie zadowoli. Ja tam się cieszę z "Michaela". Nie oczekiwałam "hymnów" na miarę BJ czy BI. Płytkę kupię na pewno. A tym, którym ona nie przypadła do gustu, zawsze zostaje "Thriller" itd. Na całe szczęście, mamy wolny wybór . Natomiast hasła typu "Michael by tego nie nagrał", moim zdaniem...jemu odbierają ową wolność. Jakie mamy prawo, by za niego mówić, co by nagrał a czego nie. Co wypada - by było na jego poziomie, a co nie.
Ostatnio zmieniony pn, 06 gru 2010, 23:18 przez buziaczek, łącznie zmieniany 1 raz.
W dyskografii został stworzony temat z płytą MICHAEL.
Jak ktoś posłuchał i chce się podzielić opiniami to zapraszamy tam :)
Część postów z opiniami została już stąd przeniesiona.
Gdyby ktoś poczuł się urażony, że jego post pominięto to proszę ten post zaraportować.
Osobiście ten temat usunąłbym ale to trza obgadać z resztą modów.
Czytając niektóre wypowiedzi, również mam wrażenie, że te opinie powstały przez pryzmat zrozumiałych uprzedzeń narosłych po pierwszych wyciekach. Na temat owych piosenek nie zmieniłam zdania, jednak nie mogę powiedzieć, że cały album jest spieprzony o czym świadczy choćby to, że wczoraj z 10 razy tańczyłam po całym pokoju przy "Hollywood Tonight" i niewiele mniej przy "Behind The Mask", a tak dzieje się tylko wówczas gdy coś mnie porwie. Może komuś narażę się jeśli powiem, że moim zdaniem przewyższają większość piosenek z "Invincible" i niektóre utwory z kultowych dla wielu tutaj płyt "Dangerous" i "HIStory". Słuchając pierwszych dźwięków "Best Of Joy" obawiałam się czegoś w klimacie "You Are Not Alone" czy "Cry", jednak jego prostota i wykonanie ujęły mnie, a zakończenie bardzo przypadło mi do gustu.
Ostatnio zmieniony wt, 07 gru 2010, 14:45 przez Margareta, łącznie zmieniany 1 raz.
Jak każdy wie, "Michael" wyciekł do sieci. Jak sobie obiecałem tak też zrobiłem. Pobrałem płytę z sieci w celach jej obadania i ewentualnego zadecydowania o jej zakupie. Płyta nie rzuca na kolana i ja nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Na uwagę zasługują według mnie tak naprawdę 4 utwory z płyty. Zacznę od najlepszego czyli według mnie "Behind The Mask". Pomysł z saksofonem genialny. 100 % Michaela. Wokal genialny,ciekawa aranżacja. Ogólnie podoba mi się w niej wszytsko.
Drugą piosenką jest "Hollywood Tonight". Świetna piosenka na parkiet. Wyczytałem na jakimś forum,żebyśmy zapomnieli Billie Jean bo mamy Hollywood Tonight ! Jakże by było cudownie,jednak jestem bardzo daleki od takiego stwierdzenia,bo co najmniej wydaje mi się grubo przesadzone.
Jednak nie jest źle,bo i potańczyć można,pośpiewać także,a refren jest tu bardzo chwytliwy :) Co by było gdybym się jednak nie przyczepił.... moment mówiony w piosence według mnie pięknie ją psuje. Jest po prostu nudny i zdecydowanie za długo trwa. Być może,jeśli song trafi do radia to skrócą to,dzięki czemu piosenka dużo zyska.
Kolejną piosenką jest Best of Joy. Masa osób zachwyca się tą piosenką. I faktycznie początek piosenki podoba mi się bardzo, aczkolwiek mniej więcej w połowie zaczynam się nudzić. Czegoś mi tutaj bardzo brak.Być może zmieni się to z czasem,gdy na dobre oswoję się z tą piosenką.
Much too soon- o niej już dużo było pisane. Zdania nie zmieniam,piękna ballada,aczkolwiek akordeon w wersji albumowej mogli sobie odpuścić,bo zakłóca mi odbiór tej pięknej ballady. Acha no i moment" take away this never ending sorrow...",z powodzeniem mógłby powtórzyć się raz jeszcze w piosence bo jest najpiękniejszy,i chwytający za serducho.
To by było na tyle odnośnie moich wrażeń. Zapomniałem dopisać jeszcze "Another Day". Bardzo dobra,chociaż mam jakieś dziwne wrażenie,że to nie jest w 100% dokończone dzieło.
No i teraz stawiam sobie pytanie. Kupić płytę czy nie? Szczerze,nie wiem. Chyba potrzebuję więcej czasu aby się z tym wszystkim oswoić. Do tego dochodzą jeszcze podejrzane wokale. Wszystko niby na 100% śpiewane przez Michaela. Tylko dlaczego "keep your head up","breaking news", oraz "monster" budzą we mnie tyle wątpliwości ? W tej ostatniej słyszę jedynie poszczególne okrzyki, które z pewnością należą do Michaela,ale co z wokalem w całej piosence ? Michael ? No nie może być....
Wyczytałem gdzieś,że "the way you love me" to piosenka,którą Michael bardzo lubił. Chciałbym podzielić to zdanie,ale nie mogę gdyż "the way you love me" jest dla mnie czymś pokroju "one more chance".
Uprzejmie prosi się o niespamowanie w tym temacie.
Proszę rozmawiać na temat płyty. Tematy o piractwie też mamy. Można odszukać i dodać swoje trzy grosze.
Każdy kolejny spam będzie usuwany a jego autor ukarany ostrzeżeniem.
Dziękuję.
Hold my hand – zdajemy sobię z tego sprawę, że Michael bardzo chciał aby ta piosenka była częścią jego następnego muzycznego projektu. Z pewnością jednak inaczej by wtedy wyglądała. Nie wierzę, że byłoby aż tyle Akona. Co więcej, zachodzę w głowę czy rzeczywiście istnieje wersja solowa Michaela. Gdyby tak było, może Akon umniejszyłby swoją rolę w tej piosence. Teraz większość ludzi myśli, że to nowa piosenka wyżej wymienionego. Coś wiec jest nie tak.
Na pierwszy singiel chyba jednak się nadaje, bo jak ktoś już podkreślił, pierwsza piosenka z nowego albumu nie musi być killerem, ale być najbardziej komercyjna. Hold my hand to nuta przyjemna dla ucha, a byłaby jeszcze bardziej gdyby dokończył ją sam Michael. Na czas świąteczny najbardziej odpowiednia. Na tle całego albumu wypada jednak średnio – choć na tle złego albumu każda piosenka wypada tak samo.
Hollywood Tonight – jedna z trzech najlepszych piosenek na albumie, ale na pewno nie najlepsza w karierze Michaela. Nie wiemy jak brzmiałaby, wersja w 100% zatwierdzona przez niego. Już na samym Invincible możemy znaleźć piosenki dużo lepsze od tej. Zresztą cały ostatni album Michaela Jacksona jest ambitniejszy i poważniejszy od tego projektu. Wracając do HT, świetną sprawą jest pojawiający się beatbox. Dotychczas Michael ukrywał go na swoich płytach pomiędzy instrumentami (Who is it i cały longplay Dangerous, Tabloid Junkie z History). HT to bardzo melodyjny pop, porywa to tańca, ale niestety w ogóle nie dorasta do poziomu Króla. I wyjątkowo ociera się o kompozycje Justina T., szczególnie na samym końcu gdy beatbox kończy utwór. Żeby jednak nie mówić o wadach, wspomnę, że bardzo podobają mi się smyczki i instrumenty dęte. Jakbym sam tworzył muzykę, również bym je umieścił. Wokalnie Michael też nieźle.
Keep your head up – dla mnie to najmarniejsza kompozycja na płycie. Z pewnością by tak nie było gdyby była śpiewana przez Michaela. Tymczasem wstyd w ogóle komuś pokazywać ten gniot, bo sposób śpiewania jest w nim po prostu okropny. Człowiek tak bardzo się chce upodobnić do Michaela, że aż się zapomina. Ciekawe czy Michael wiedział o tym, że stworzył tą piosenkę. Tak bardzo pragnęliśmy by powrócił do klimatu chóru gospel, piosenki tak mocnej jak Keep the Faith, którego KYHU jest kopią, czy Man In the mirror. W 2001 roku Michael zaśpiewał Cry i coś pękło. A świat muzyki udowadnia, że można jeszcze stworzyć dobrą piosenkę z chórem w tle (czytaj Justin T. – Losing my way: swoją drogą tekst podobny). No skoro już wspomniałem o tekście to zwrotki jakieś marne… No i dobrze, że wycieli żenujące wstawki z Earth Song.
The way you love me - ciekawy pomysł na wzbogacenie tej piosenki o instrumenty. Jednak przeobraziła się ona w siostre swoich koleżanek z płyty Michael. Po prostu już ludzie się postarali, by pasowała do całości, a że brzmi jak brzmi… Zauważyłem, że gdy Michael mówi coś na początku przez telefon, to miał w zamyśle użyc perkusji – nawet bituje rytm. Dziwna sprawa, bo nagle po tym wchodzą klawisze. W każdym razie nie zwracałem zbytnio uwagi na tą piosenkę wcześniej, ale teraz miło jej posłuchać, nawet pomimo uciążliwego bitu i stukania w klawisze przez całą długosć utworu.
Monster – znów nie Michael. Ale to fajny utwór. Jeśli to śpiewa Malachi to chyba najlepsza piosenka w jakiej się pojawił. 50 cent ciekawie ją przerobił. Thrillerem to nigdy nie będzie, na pewno. Tylko powtarzam, bardzo szkoda, że Michaela można usłyszeć chyba gdzieś tam pod koniec… No i Orianthi strasznie na końcu cicho gra. Gdyby była dokończona przez Michaela, z pewnością dostalibyśmy potężnego kopa po tyłkach.
Best of Joy – nagrana w 2009 roku, a więc najświeższy głos, dowodzi świetnej formy wokalnej. Uważam, ją za jedną z trzech najlepszych na płycie. Co więcej, pokuszam się stwierdzenie, że to jeden z lepszych utworów jakie Michael nagrał w tej dekadzie. Bardzo radosna kompozycja, być może Michael był w końcu szczęśliwy nagrywając piosenki na swój przyszły album.. Jestem niemal pewny, że inspiracją była piosenka z Piotrusia Pana, którą Michael podśpiewywał podczas wywiadu w latach 80: „I am forever…”. Nie uważam, że głos został w niej podniesiony, niczym się nie różni od fragmentu z HMV.
Chciałbym jeszcze dodać, że słyszę tam pod koniec, wstawkę z początku One more Chance, ale z kolei jest pewnie raczej przypadek i Michael tak sobie to po prostu zaśpiewał.
Breaking News – gdyby ją śpiewał Michael porównałbym ją do Hollywood Tonight. Byłaby tak samo dobra. A tak mamy dziwne wokale, trochę boysbandowy klimat. Źle mi się kojarzy, bo przez nią poznaliśmy się na Sony całkowicie.
Another Day – jak już pisałem, rozumiem czemu nie znalazła się na Invincible. To strasznie uboga kompozycja! 2 zwrotki i powtarzający się w kółko refren. Solówka słabituka. To jest duet z Lennym? Coś tu nie gra. W dodatku ta gitara w tle zupełnie odbiega od fragmentu oryginalnego. Jakaś sztuczna jest i nie ten sam rytm. Na pewno dobrze, że mamy tu choć jeden rokowy utwór.
Behind the mask – chwała za to Mclainowi. Saksofon i Michael to wybuchowa mieszanka. Czemu nie używał saksofonu w swych utworach? Wokale z Thrillera i ten przebój który zawsze chcieliśmy usłyszeć! Tylko strasznie ciche są wokale… Brakuje tej melodii, dzięki której poznajemy ten utwór w pierwszej chwili (domyślacie się?) Zastanawiałem się skąd te „ chika bomb”. Michael musiał zawrzeć je swoim demie. Przesłuchałem wersje Grega i tam faktycznie na końcu pojawia się michaelowe, oryginalne „chika bomb” możecie posłuchać naprawdę warto! Dodatkowym plusem jest jeszcze pojawienie się duetu na koniec. Mógłby pojawić się nieco wcześniej bo fajnie im to wyszło. A wiecie, że ta kobitka co tam śpiewa to żona tego aktora co grał świrniętego Michaela w „Man In the mirror”?
Much too soon – myślałem ze to thrillerowe wokale, lecz okazało się, że to wokale z History. Ale piosenka lepsza niż Be not always. Jest genialna, gitara akustyczna to tak rzadkie jak saksofon u Jacksona. Fakt akordeon mogli, już odpuścić. Do tego jest strasznie krótka. W sumie możemy Johnowi McClainowi za 2 piosenki, które w 100% budzą w nas pozytywne emocje.
Czy ktoś słyszy jak na koncu Behind the mask ta kobitka śpiewa krzycząc: I looove youuu michaeeeel!!! ?
Podsumowując w całości płyta jedan prezentuje się słabo. Jest na pewno najsłabsza, przy niej Invincible to perła nad perłami. Ale to nie jest to dzieła jakie obiecał nam Michael Jackson. To tylko składanka nie wydanych piosenek. Doceńmy te 7 pewnych…
I am not PRO PIRACY. I am PRO ARTIST's rights, like Michael. He is once again, in death, as in life, being raped by the music industry. His share of the deal is, he's dead.
Na wstępie powiem, że wkurzają mnie wszyscy fani niepotrafiący znieść obiektywnej krytyki tej płyty. Wasze zażenowanie "tym co się tu wypisuje" jest śmiechu warte a argumenty naciągane do granic możliwości.
Przesłuchałem całą płytę. Nie zrobiła na mnie wrażenia. Za to mnie nieźle zniesmaczyła. Zgadzam się z większością krytycznych opinii trzeźwo myślących fanów muzyki, którzy nie boją się jej wystawić zasłużonej oceny.
Po pierwsze, jeśli chodzi o brzmienie, trzeba zacząć od pewnego zdania, które powiedział bodajże któryś z bliskich współpracowników Michaela. "Michael wiedział dokładnie jak chce brzmieć". Idealnym przykładem na potwierdzenie tych słów jest fragment z This is it, gdzie przy The Way You Make Me feel Michael daje wskazówki swojemu dyrektorowi muzycznemu jak ma brzmieć jego utwór, który w dodatku jest już ograny. "Nie graj tej nuty, dźwięk musi wybrzmieć, musi być prostsze, bardziej leniwe" to zdania, które potwierdzają jak bardzo Michael był precyzyjny co do brzmienia swoich kawałków. Tak wiec to co zaserwowano nam na Michaelu to jedynie wariacje różnych fachowców na temat nieukończonych dzieł Króla. Prawie tak jak remiksy z Thriller 25, które są jak wiadomo kiepskie. Tutaj jest niewiele lepiej.
Generalnie nie jestem w stanie wykrzesać entuzjazmu dla tego typu wydawnictwa. W przypadku takiego artysty jak MJ tego rodzaju album muszę traktować z przymróżeniem oka. Dobrym wyjściem dla mnie byłoby wydać na bonusowym dysku same dema, nieważne w jakim stopniu ukończone. Po prostu tak dla porównania. Takie rozwiązanie byłoby uczciwe i każdy by mógł sobie powiedzieć, czy potencjał utworów został wykorzystany czy nie. Tak nawet nie wiemy ile w tym Michaelu Michaela. Możemy tylko słyszeć i czuć. Ja słyszę w większości kawałków produkcje, które nie bardzo mi odpowiadają i ozdobniki, które też pozostawiają wiele do życzenia oraz co najważniejsze wokal który czasami wydaje się nieprawdziwy.
Tak więc jeszcze co do wokalu. Moje ostatnie przemyślenie w tej kwestii. Nawiązując do wypowiedzi Tancerza (z którą się zgadzam) o ilości czasu poświęconego na słuchanie głosu MJ i byciu jego długoletnim fanem, ja także stwierdzam, że pewne rzeczy potrafię rozróżnić. Np. to z której dekady pochodzi wokal. Przykładowo wiedziałem, że Much too soon było zaśpiewane w latach 90 lub później, a po snippecie Behind the mask, że wokale pochodzą gdzieś z przełomu lat 70/80. Wyobraźmy sobie, że przy tym stanie rzeczy, wszyscy najbliźsi przyjaciele MJ i fachowcy z branży zapewnialiby mnie, że wokale do BTM zostały nagrane po roku 2000. Bym im nie wierzył. Po prostu. Ja wiem co słyszę, bo się osłuchałem głosu MJ, i na tej samej zasadzie mogę stwierdzić, że w kawałkach od Cascio wokal jest co najmniej dziwny, przypomina bardziej Malachiego niż Jacksona.
Krótka ocena utworów:
1. Hold My Hand - jedna z najbardziej autentycznych piosenek na płycie, jeśli traktuje się ją jako piosenkę Akona, na której wokalnie po prostu udziela się MJ. Jak na Akona przyjemna ballada w jego stylu, którą on szlifował co w takim wypadku wydaje się słuszne. 4/6
2. Hollywood Tonight - Niezły kawałek, ale mam wrażenie niedokończenia utworu. Poza tym brakuje mi różnorodności w tej piosence, mocniejszego refrenu, bo ten brzmi jak mostek przed refrenem. 4/6
3. Keep your head up - Może być, ale nic nie wnosi do twórczości Michaela. Wole posłuchać On The Line. Głos też mnie nie przekonuje, że to MJ. Dlatego daję 3/6. Gdybym był przekonany, że śpiewa to Jackson może podwyższyłbym ocenę o 1 pkt.
4. I like the way you love me - Niepotrzebna mi taka wersja, skoro mam już jedną w 100% Michaelową na TUC. Sam kawałek jest dla mnie takim mało wyrazistym popem. Piosenka o miłości i tyle. Obie wersje oceniam na 3/6.
5. Monster - Wersja albumowa rzeczywiście zyskała ale wokalnie traktuje to jako kawałek innego wykonawcy. Niemniej jednak dodam, ze jakbym słyszał tu Michaela i on by to wykończył, to piosenka spokojnie mogłaby być lepsza od Threatend bo to w sumie niezła kompozycja. 3/6 za to co jest, z potencjałem na 4/6, może nawet 5/6
6. Best of Joy - Nie bardzo mi się podoba ta piosenka. Po raz kolejny wrażenie, że przekombinowali z głosem Michaela podwyższając go. W przypadku tego kawałka ocena może się jeszcze podwyższyć w miarę osłuchania ale na razie 3/6
7. Breaking News - Tyle już zostało powiedziane......Wokal jakby Jasona, muza niby MJ, ale gdzie mu np do Tabloid Junkie. Pośpiewać sobie można i tyle 3/6
8. Another Day - Chyba największe rozczarowanie. Wrażenie niedokończonego utworu i mało rozbudowanego muzycznie. No ale dam te 4/6 bo wokale najprawdziwsze na świecie ale kompozycyjnie 3/6
9. Behind the mask - Ja się zawiodłem. Wokal Michaela super, ale produkcyjnie drażni mnie to wszystko (trzeszczący beat, dziwne ozdobniki, jedynie sakso wypada dobrze) Świetny jest ten utwór w wersji Grega (album version) i Claptona. Ta piosenka ma taki fajny klimat lat 80. Jakby połączyli wokal Michaela z wersją Grega, byłoby to nie tylko wiarygodne, ale naprawdę dobre a tak nie ma duszy. To tak jakby przerobić kawałki z lat 80 które miały swoje specyficzne brzmienie tamtych lat do ich współczesnych wersji. Wyszłoby coś jak miksy z Thriller 25. Nie podoba mi się to. Piosenka w wersjach wyżej wymienionych panów 5/6, a w tej wersji tylko 3/6
10. Much too soon - W wersji pierwotnej 5/6, w wersji drugiej 4/6
Jakby wyciągnać średnią wyszłoby pewnie z 3.5. Album to taka hybryda różnych kawałków, w różnym stanie, z różnych okresów, miejscami z wątpliwym wokalem a wszystko to średniej jakości bo wyprodukowane przez różnych ludzi, którzy nie wiem jak zdolni są to mają jedną wadę. Nie są Michaelem Jacksonem.
Nieprawdą jest, że takich jak ja to już nic nie zadowoli. Jestem bardzo zadowolony z DYKWYCA, Blue Gangsta, snippeta A place with no name, albo piosenek po Vincu takich jak Xscape czy We've had Enough. Tym razem jednak w większości do ich poziomu nie dorównano (nie mówiąc już o przebiciu) z wyżej wymienionych przyczyn.
P.S. Nie wiem czy to dobre miejsce na recke albumu, ale w Dyskografii jest temat zablokowany więc pisze tutaj. Najwyżej będzie przeniesione.
01. Hold My Hand - Niezłe. Trzyma poziom, przyjemnie jest posłuchać, choć w stan osłupienia mnie nie wprawia. 6/10
02. Hollywood Tonight - Nie podoba mi się. Taki przeciętny pop XXI wieku. Słabe. Myślę, że Michael nie chciałby tego wypuszczać. 4/10
03. Keep Your Head Up - Nie będę wchodził w to, kto śpiewa tę piosenkę. Podoba mi się. Moim zdaniem lepsze od "Hold My Hand". 7/10
04. (I Like) The Way You Love Me - Przyjemne, odprężające, no ale nie jest to poziom króla popu. Pomimo że piosenka nie jest zła, niestety jej ocena nie będzie zbyt wysoka, bo takich "czasoumilaczy" od kogoś miary Michaela nie oczekuję. 6/10
05. Monster -Wersja z samym Michaelem mnie porwała. Słuchałem jej wczoraj przez jakieś pół godziny w nocy w kółko i w kółko. Dziś usłyszałem nieco odmienioną wersję. Nie chodzi mi o to, że coś mi nie pasuje w 50 cencie (tak to się odmienia?), ale zdaje mi się, że w poprzedniej wersji beat był prostszy, a geniusz tkwi w prostocie (o czym wielokrotnie Michael mnie przekonał). 7/10
06. Best Of Joy -Nie podoba mi się. Takie ... Bez charakteru. Nie czuję tu ręki Króla Popu. Może się mylę- nie obchodzi mnie to. Słaby kawałek. 4/10
07. Breaking News -Ten utwór mi się podoba już od pierwszego razu, gdy go usłyszałem. Nawet jeśli to Jason Malachi go wykonuje, w niczym mi to nie przeszkadza (tak samo lubię "Let Me Go" Malachiego). To po prostu mi się podoba- nieważne, czyjego jest autorstwa. Jeden z lepszych kawałków na płycie. 8/10
08. (I Can't Make It) Another Day -Niezłe. Trochę kojarzy mi się z "Give In To Me". Spokojna zwrotka, fajny refren, trochę gitary. Mimo wszystko to jednak taka słabsza wersja wcześniej wspomnianego GITM. Hmmm ... Dam 6/10
09. Behind The Mask-Nic specjalnego. Jakoś mnie nie porywa. 5/10
10. Much Too Soon- Jak dla mnie to obok KYHU, BN i Monster najmocniejszy kawałek na płycie. To wspaniała, piękna ballada. Co prawda, nie dorównuje Man In The Mirror, czy Speechless, ale przecież nie można pisać tak genialnych piosenek przez całe życie. Podoba mi się. 8/10
Średnia albumu: 6,1.
Nie wiem, czy jest miarodajna, ale zdaje mi się, że tak. Ogólna nota byłaby jakaś w okolicach szóstki. To średnio udany album, ale moim zdaniem przebija "Blood On The Dance Floor".
Hmm, dorwałem dziś płytę i miałem zamiar pochwalić się wszystkim na forum, a tu widzę, że już wszyscy od wczoraj słuchają:)
Co sądze o albumie? Ja z chęcią czytałem opinie innych forumowiczów, więc może ktoś będzie chciał poczytać moją:)
Przede wszystkim mam wrażenie, że mamy do czynienia ze zwykłym składakiem różnych utworów z różnych czasów, niestety niekiedy niedokończonych, nie w pełni brzmiące jak z Michaelem. Bez duszy i jednego zamysłu na album jako na całość to to wyszło niestety.
Najbardziej czekałem na Another Day, które bardzo wpadło mi w ucho, gdy słuchałem jakichś wcześniejszych próbek. Tak jak pisaliście wyżej - brakuje tu chyba jakichś partii w tym utworze, gdyż wydaje się, po niezłej pierwszej połowie, w dalszej części nieco pusty. Tak czy inaczej, uważam, że wyszło bardzo fajnie, z agresywno-lajtowym wokalem MJ, fajnym brzmieniem. Nie mam wątpliwości, że jest to czysty Michael, w formie z późniejszych lat 90.
Po pierwszym przesłuchaniu Hold My Hand w radiu, byłem mocno rozczarowany, gdyż Akon niezbyt przypada mi do gustu, a sam kawałek wyszedł mdły i z małą ilością słyszalnego Michaela. Jednak po osłuchaniu się z nim, stwierdzam, że jest bardzo fajny, lekki i choć chciałoby się więcej Michaela, to całość wypada pozytywnie.
Behind the Mask, Best of Joy, Much Too Soon, wyszły całkiem przyjemnie, słucha się ich bardzo miło i zdecydowanie czuć duszę MJa w nich.
Nieźle prezentuje się Monster, w którym bardzo fajnie poleciał 50 Cent, a sam kawałek zaś, choć nie do końca przekonywujący mnie, że słyszymy w nim Michaela jedynie, to przyjemna kompozycja.
Słabiej widze Breaking News, Keep Your Head Up, The Way You Love Me, oraz Hollywood Tonight. Słychać w nich albo bezczelnie mało, albo niemal wcale Michaela i brzmią nieco tandetnie i odpustowo.
Jakie wrażenia odnośnie albumu jako całości? Tak jak pisałem na wstępie - uważam ten album za półprodukt, ktory w dyskografii MJa traktowac należy z przymrużeniem oka. Kawałki w większości brzmią nieźle, da się ich posłuchać, jednak nie czuć w nich ręki Mistrza i geniuszu. Widać, że zostały skrojone, aby odpowiadać obecnym standardom, a nie aby trafiać głęboko do serca, tak jak robił je MJ.
Będę z pewnością przez jakiś czas słuchał, po czym kawałki, które najbardziej przypadną mi do gustu, włączę do tłuczonej przeze mnie na codzień wybranej kompilacji moich ponad 100 ulubionych kawałków autorstwa Michaela. Gdybym miał zabawić się w popularne wyżej ocenianie to wręczyłbym jak narazie 6+/10
PS. W Behind the Mask słyszymy nagranie w tle z koncertu w Bukareszcie? Bo kojarzy mi się z tym, co MJ krzyczał do tłumu po kawałku bodajże Wanna Be Startin Something