give_in_to_me pisze:Wiadomo, wszystko prościej zwalić na Jacksona- "tego ćpuna z kasą", "wariata", który "sam się zabił rękami lekarza i tak naprawdę tego chciał". Nie chcę i nie będę oceniać Michaela, może mając jego pozycję i pieniądze również bym myślała, ze nie ma barier do pokonania? Oczywiście, gdyby Murray powiedział MJowi "nie", on znalazł by może innego lekarza, ale czy przypadkiem nie chodzi o to, by takich lekarzy nie sposób było znaleźć?
Inna rzecz, która boli, to rzecz jasna znowu traktowanie Michaela jak śmiecia, a z Murraya... robienie gwiazdy. Facet jest winny, nieważne już, ile dostanie, ale postąpił wbrew etyce zawodowej i niemoralnie. To nic, już staje się celebrytą-tu tabloidowa "ustawka" z rodziną na plaży, tam powstaje jakiś wywiad czy film dokumentalny. Czekam, aż doktora Murraya zaproszą do Good Morning America i będzie się tam wypowiadał jako ekspert ws. kardiologii, może uraczy nam czymś mądrym w stylu rad jak się chronić przed zawałem?
Taka już jest ta Ameryka. Pomimo, że amerykanizujemy się w szybkim tempie, jak dotąd zachowaliśmy jeszcze resztki innej mentalności.
Nie ma dowodu na to, że to Michael stawiał lekarzowi warunek codziennego stosowania Propofolu i sposobu utrzymywania w Go w kondycji. Na takie myślenie naprowadził opinię publiczną
dr Conrad Murray
Przypomnijmy sobie jak Murray zareagował na uwagi Ortegi. Ortega i DiLeo byli jedynymi ludźmi, którzy martwili się o Michaela. Ja jestem zgodna z Walgrenem, że Murray myślał od początku do końca tylko o swoich korzyściach.
On nie był nigdy przyjacielem Michaela.
Edit:
Zaryzykuję stwierdzenie, że Michael dla Murraya był tylko środkiem do celu.