Janet Jackson
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, kaem, @neta, anialim, Mariurzka, Mafia
Ja nie inna Justine , powinna opisać na JJPT wrażenia, wiem tylko ,że ma autograf Janet.MJwroc pisze:Janet wygląda świetnie, widać powróciła do dawnego wizerunku;)
Zazdroszczę Ci tego koncertu(czytałam na JJPT że na nim byłaś)!
Opiszesz wrażenia?
JUSTICE 4 MICHAEL!!
Janet Translate -> http://janettranslate.tnb.pl
JJPT -> www.jjpolishteam.fora.pl
Janet Translate -> http://janettranslate.tnb.pl
JJPT -> www.jjpolishteam.fora.pl
Żeby nie było za dużo sru tu tu tu, to pod tym linkiem macie miażdżącą krytykę koncertu:
http://www.newsfix.pl/index.php/2011/06 ... -personal/.
http://www.newsfix.pl/index.php/2011/06 ... -personal/.
- Man in the mirror
- Posty: 768
- Rejestracja: wt, 15 lip 2008, 18:08
Po części ta osoba ma rację, ten koncert był bardzo saute. Sama scena, Janet, tancerze, jeden duży ekran i dwa telebimy, na których praktycznie przez cały czas pokazywana była scena z daleka, a rzadko trafiały się zbliżenia. Na samym początku została zaliczona wpadka techniczna: kilka osób dłuższą chwilę męczyło się z rozsunięciem kotary, której połowa nijak nie chciała ustąpić i pragnęła pozostać na swoim miejscu. Wywołało to rozbawienie na widowni. Poza tym show było krótkie, a nawet bardzo. Janet ani razu się nie przebrała.
Odbiór zależy chyba jednak od nastawienia. Widać było, że w produkcję tego koncertu nie włożono mega pieniędzy. Mi to zupełnie nie przeszkadzało, ponieważ pozostał taniec i śpiew. Janet dała z siebie wszystko, a podczas ostatniej sekwencji koncertu cała widownia dosłownie szalała. Oczywiście były jednostki, które chciały oglądać widowisko siedząc na trybunach z założonymi rękoma, co osobiście zawsze mnie doprowadza do rozbawienia. W końcu w taki sposób lepiej oglądać występ na dvd. Europejczycy chyba jednak mocno różnią się w odbiorze koncertów od Amerykanów, którzy są w tym temacie totalnie rozluźnieni. Na koncercie G.Michaela, na którym byłam, od razu przy pierwszych taktach wszyscy poderwali się z krzeseł i tak zostało do końca. Tutaj widzę, że niektórym przeszkadza bardziej żywiołowe przeżywanie koncertu, co po prostu mnie śmieszy.
Osobiście wyskakałam się za wszystkie czasy, byłam dosłownie przemoczona. Końcówka show absolutnie wymiatała, choć brakowało mi kilku wyrzuconych z setlisty utworów. Jednak tak jak nigdy nie przepadałam za Together Again, to tym razem po prostu byłam dosłownie zapłakana podczas gdy Janet bisowała tą piosenką. Nietrudno domyślić się, dlaczego. Dawno nie dostałam już tak pozytywnego zastrzyku emocji i naprawdę chciałabym przeżyć ten koncert jeszcze raz. Poza tym w kwestii zarzutów technicznych nie mogę zgodzić się z tym, że nagłośnienie było złe. Tam gdzie siedziałam, było fantastyczne, a głos Janet świetnie słyszalny. Inna sprawa, że jej głos nie należy do wybitnie mocnych, więc może stąd wrażenie słabego nagłośnienia. Tylko, że taki głos ma Janet ;-D.
Po koncercie miłym akcentem było to, że Janet wyszła do fanów. Udało mi się ją wtedy zobaczyć z bardzo bliska...wrażenie podobne jak przy Michaelu. Wyglądała na bardzo... odciętą od tego co się wokół działo, mechanicznie podpisała kilka autografów i zniknęła. Być może była przemęczona, ale podobieństwo do MJa w tym zakresie było uderzające. Niestety, nie udało mi się zdobyć autografu - zabrakło mi dosłownie kilka centymetrów rąk. Choć ten autograf tak naprawdę w tym wszystkim jest chyba najmniej ważny.
Jeśli miałabym coś skrytykować to fakt, że tyle osób przyszło na jej koncert stylizowanych na MJa lub wręcz w jego koszulkach. Uważam to za brak szacunku dla niezależności artystycznej Janet. To kobieta, która połowę swojej kariery poświęciła odcięciu się od nazwiska Jackson i samodzielnie osiągnęła niezwykle wiele. Nie jest żadnym zastępstwem dla Michaela, jego substytutem.
Rhythm Nation, Scream i Together Again były absolutnie najlepszymi wykonaniami podczas koncertu.
Odbiór zależy chyba jednak od nastawienia. Widać było, że w produkcję tego koncertu nie włożono mega pieniędzy. Mi to zupełnie nie przeszkadzało, ponieważ pozostał taniec i śpiew. Janet dała z siebie wszystko, a podczas ostatniej sekwencji koncertu cała widownia dosłownie szalała. Oczywiście były jednostki, które chciały oglądać widowisko siedząc na trybunach z założonymi rękoma, co osobiście zawsze mnie doprowadza do rozbawienia. W końcu w taki sposób lepiej oglądać występ na dvd. Europejczycy chyba jednak mocno różnią się w odbiorze koncertów od Amerykanów, którzy są w tym temacie totalnie rozluźnieni. Na koncercie G.Michaela, na którym byłam, od razu przy pierwszych taktach wszyscy poderwali się z krzeseł i tak zostało do końca. Tutaj widzę, że niektórym przeszkadza bardziej żywiołowe przeżywanie koncertu, co po prostu mnie śmieszy.
Osobiście wyskakałam się za wszystkie czasy, byłam dosłownie przemoczona. Końcówka show absolutnie wymiatała, choć brakowało mi kilku wyrzuconych z setlisty utworów. Jednak tak jak nigdy nie przepadałam za Together Again, to tym razem po prostu byłam dosłownie zapłakana podczas gdy Janet bisowała tą piosenką. Nietrudno domyślić się, dlaczego. Dawno nie dostałam już tak pozytywnego zastrzyku emocji i naprawdę chciałabym przeżyć ten koncert jeszcze raz. Poza tym w kwestii zarzutów technicznych nie mogę zgodzić się z tym, że nagłośnienie było złe. Tam gdzie siedziałam, było fantastyczne, a głos Janet świetnie słyszalny. Inna sprawa, że jej głos nie należy do wybitnie mocnych, więc może stąd wrażenie słabego nagłośnienia. Tylko, że taki głos ma Janet ;-D.
Po koncercie miłym akcentem było to, że Janet wyszła do fanów. Udało mi się ją wtedy zobaczyć z bardzo bliska...wrażenie podobne jak przy Michaelu. Wyglądała na bardzo... odciętą od tego co się wokół działo, mechanicznie podpisała kilka autografów i zniknęła. Być może była przemęczona, ale podobieństwo do MJa w tym zakresie było uderzające. Niestety, nie udało mi się zdobyć autografu - zabrakło mi dosłownie kilka centymetrów rąk. Choć ten autograf tak naprawdę w tym wszystkim jest chyba najmniej ważny.
Jeśli miałabym coś skrytykować to fakt, że tyle osób przyszło na jej koncert stylizowanych na MJa lub wręcz w jego koszulkach. Uważam to za brak szacunku dla niezależności artystycznej Janet. To kobieta, która połowę swojej kariery poświęciła odcięciu się od nazwiska Jackson i samodzielnie osiągnęła niezwykle wiele. Nie jest żadnym zastępstwem dla Michaela, jego substytutem.
Rhythm Nation, Scream i Together Again były absolutnie najlepszymi wykonaniami podczas koncertu.
Ja mogę powiedzieć tyle ,że the wiz dzięki za opinię :*
Poza tym co do art to fakt ze ktoś porównuje tancerzy janet do amatorów z ycd mnie powaliło... Ja przepraszam wiem od znajomej która była w tegorocznym ydc ze to jest mocno przesadzony program , i jak bylo widać w tv kiedy Tyce był w programie,że tancerze przynajmniej jeden ośmieszył się wykonując "nic" do All4 U Janet i nie dostał się do programu .. a zatańczył gorzej niż pijany na imprezie.. Nieważnie.
Janet może nie ma mocnego głosu ale ma za to czysty i piękny. Zgadzam się ten kto to pisał może siedział zbyt blisko głośników , bo tak też bywa. I nie należy zwalać winy na Janet za to ,że ktoś nawalił, czy obrażać tancerzy..
Jeśli ktoś jest z góry uprzedzony, to zawsze znajdzie coś do czego można się przyczepić.
Ja obserwując tylko na yt filmiku uważam ,że ona błyszczy na scenie jest przeradosna i szczęśliwa .. I co mi się najbardziej chyba podoba to właśnie to ,ze nie ma tych efektów cudów wianków .. Jest ubrana normalnie i to jest czarujące. I kocham jak balet ją albo wygilgocze albo jak na Escapade co widać w Berlinie jak L. ją stuknęła biodrem i Jan by si wywaliła , i wszyscy mieli z tego niezły ubaw. ..
Fajnie to wyglądało nic sztucznego zaplanowanego.
Nie dziwie się ,że szalałaś ja przeważnie szaleje na koncertach i też nie rozumiem kogoś kto idzie na koncert by posiedzieć, tym bardziej na taki gdzie utwory same proszą się by wstać i poskakać.. Jak ktoś chce w spokoju posłuchać niech kupi sobie dvd bądź płytę i nie wydaje kasy na bilet . Co do ludzi przebranych za MJ to się zgadzam w zupełności .. Trochę nie tak to wyglądało zapewne.. Jak napisałaś Janet to nie jest zastępca Michaela nikt go nie zastąpi . Janet jest osobną artystką niezależną . Sama na to pracowała.. Można ją lubić bądź nie ale sukcesów nie można jej odmówić i talentu.
A dodam jeszcze ,że mimo wszystko miło że wyszła do fanów.. Cóż szkoda ,że ci się nie udało tego grafu uzyskac ale wspomnienia zostają.
Poza tym co do art to fakt ze ktoś porównuje tancerzy janet do amatorów z ycd mnie powaliło... Ja przepraszam wiem od znajomej która była w tegorocznym ydc ze to jest mocno przesadzony program , i jak bylo widać w tv kiedy Tyce był w programie,że tancerze przynajmniej jeden ośmieszył się wykonując "nic" do All4 U Janet i nie dostał się do programu .. a zatańczył gorzej niż pijany na imprezie.. Nieważnie.
Janet może nie ma mocnego głosu ale ma za to czysty i piękny. Zgadzam się ten kto to pisał może siedział zbyt blisko głośników , bo tak też bywa. I nie należy zwalać winy na Janet za to ,że ktoś nawalił, czy obrażać tancerzy..
Jeśli ktoś jest z góry uprzedzony, to zawsze znajdzie coś do czego można się przyczepić.
Ja obserwując tylko na yt filmiku uważam ,że ona błyszczy na scenie jest przeradosna i szczęśliwa .. I co mi się najbardziej chyba podoba to właśnie to ,ze nie ma tych efektów cudów wianków .. Jest ubrana normalnie i to jest czarujące. I kocham jak balet ją albo wygilgocze albo jak na Escapade co widać w Berlinie jak L. ją stuknęła biodrem i Jan by si wywaliła , i wszyscy mieli z tego niezły ubaw. ..
Fajnie to wyglądało nic sztucznego zaplanowanego.
Nie dziwie się ,że szalałaś ja przeważnie szaleje na koncertach i też nie rozumiem kogoś kto idzie na koncert by posiedzieć, tym bardziej na taki gdzie utwory same proszą się by wstać i poskakać.. Jak ktoś chce w spokoju posłuchać niech kupi sobie dvd bądź płytę i nie wydaje kasy na bilet . Co do ludzi przebranych za MJ to się zgadzam w zupełności .. Trochę nie tak to wyglądało zapewne.. Jak napisałaś Janet to nie jest zastępca Michaela nikt go nie zastąpi . Janet jest osobną artystką niezależną . Sama na to pracowała.. Można ją lubić bądź nie ale sukcesów nie można jej odmówić i talentu.
A dodam jeszcze ,że mimo wszystko miło że wyszła do fanów.. Cóż szkoda ,że ci się nie udało tego grafu uzyskac ale wspomnienia zostają.
JUSTICE 4 MICHAEL!!
Janet Translate -> http://janettranslate.tnb.pl
JJPT -> www.jjpolishteam.fora.pl
Janet Translate -> http://janettranslate.tnb.pl
JJPT -> www.jjpolishteam.fora.pl
Przeczytałem prawie całą książkę Janet, bez ostatniego rozdziału napisanego przez drugiego autora. Pomimo zapowiedzi, że nie jest to autobiografia, Janet jednak odniosła się do swojej przeszłości, czyniąc problem z samooceną, wynikający z falowo powracającej u niej nadwagi, jako motyw przewodni.
Z książki wynika, że Janet ma skłonność do rozładowania napięcia przez kompulsywne napady jedzenia, bez ograniczeń. Jestem zaskoczony prostolinijnością (by nie rzec- banalnością) i nieszczerością JDJ. Książka w wielu fragmentach jest nader oczywista. Objętościowo nad wyraz skromna, uzupełniona w prawie połowie przytaczanymi listami od fanów, a na koniec- o zgrozo, przepisami kulinarnymi. Naprawdę nasuwa się pytanie, po co w takim razie Janet taką książkę opublikowała.
Artystka sama odpowiada na to pytanie. Twierdzi, że gdyby ktoś w czasach, kiedy kształtowały się jej przyzwyczajenia żywieniowe, pokazał jej podobną książkę, akcentującą budowanie pozytywnego obrazu siebie, to takich kłopotów by nie miała. Tyle, że mamy 2011 rok, kiedy to w każdej księgarni można znaleźć przynajmniej kilka poradników na temat pozytywnego budowania obrazu siebie i radzenia sobie z nadwagą. A Janet nie wydaje się wnosić czegoś nowego do podnoszonego tematu.
Chyba że na niektórych zadziała autorytet i czar artystki, która na swoim koncie ma wiele spektakularnych zmian odnotowanych wśród swych słuchaczy, zainspirowanych pozytywnie jej twórczością (słynne historie dziewczyn, które pod wpływem społecznego przekazu płyty RN1814 powróciły do domu by kontynuować edukację, co udokumentowano na VHS Rhythm Nation- to tylko, jak się okazuje z lektury książki Janet, jedno z morza przykładów).
Czy Janet potwierdziła obraz dysfunkcyjnej rodziny Jacksonów, tak szczegółowo opisanej przez La Toyę dwie dekady temu? Między wierszami tak, nie wprost. Jak czytałem nawiązania Janet do atmosfery rodzinnej panującej w Hayvenhurst to zauważyłem, że najmłodsza latorośl wśród rodzeństwa Jacksonów zauważa, jaką pułapką była nadopiekuńczość matki i reżim agresywnej dyscypliny Josepha. Czyniąc dziecko zupełnie podległym, rodzic wbrew intencjom nie wypracowuje w swym potomku wewnętrznej dyscypliny, a zupełną zależność od innych i ewentualny bunt, ale nie konstruktywny, a zwykle skierowany przeciwko sobie. Janet była zadziwiona tym, że będąc kontrolowana w niemal każdym aspekcie swojego życia, w kwestii jedzenia miała wolną rękę. Było dla niej naturalnym, że mogła zamówić wszystko, na co miała ochotę czy w każdej chwili sięgnąć do lodówki (Janet praktycznie nie pamięta dorastania w Gary). Nie mogła wyjść z zadziwienia, jak przy rzadkich okazjach, gdy odwiedzała swoje koleżanki, dzieci w tej kwestii musiały pytać rodziców o zgodę. Konkluduje tym, że brakowało w jej domu.. Dyscypliny.
Janet w książce prezentuje bardzo podwójny, obronny stosunek do swojej rodziny. Pisząc o tym, że Michael nazywał ją osłem (donkey), nawiązując do jej dużego tyłka z jednej strony pisze, że dokuczanie Michaela dokładało się do jej kompleksów, a równocześnie, na jednym wdechu dodając że Michael na pewno nie miał nic złego na myśli i że bardzo go kocha. Podobnie pisze o tendencjach izolacyjnych matki, która okazywała swoje niezadowolenie, kiedy Janet miała ochotę iść do grupy rówieśniczej, spoza swojej rodziny, by potem zapewniać o dobrych intencjach Katherine i Josepha.
Z ów wniosków wyłania się obraz Janet zaprzeczającej wszelkim ciemnym stronom członków swojej rodziny, równocześnie dając znać, że jednak było coś nie tak. Jakby nie była zdolna do złości, konfrontacji i postrzegając więź z bliskimi jako relację warunkową, w której szczerość jest kompletnie nieznana; jakby w ogóle takie pojęcie nie istniało; jakby nikt jej go nie nauczył. Jakby wciąż w jej wizji prawdziwej ja nie było miejsca na mówienie o własnych błędach i błędach osób dla niej ważnych, którzy przecież nie są nieomylni i czasem postępują źle, co złymi oczywiście ich nie czyni. No ale tego wniosku Damita Jo nie zna.
Janet skrzętnie omija swoje relacje z mężczyznami. Cokolwiek, acz dość oględnie pisze o pierwszym mężu Jamesie DeBarge. Trudno jednak w tych zwierzeniach szukać tak otwartego przekazu, jak w tekście piosenki What About. Piosenki.. I tu moje największe rozczarowanie. Mogę wybaczyć brak osobistych zwierzeń, gdyby odniesienia do własnej twórczości, szczególnie do okresu po Control, nie były tak szczątkowe.
Książka została dedykowana Michaelowi. Ne spodziewajcie się jednak wytłumaczenia, czemu nie mieli ze sobą kontaktu w ostatnich latach. Nawet informacje dotyczące jej przeżyć po śmierci starszego brata brzmią jak kompilacja wypowiedzi do mediów (o tym że nie jest w stanie obejrzeć This Is It i że dla fanów Michael jest ikoną a dla niej jest rodziną).
Jedyną ciekawostką, jaką wyłowiłem jest, rzadka w książce, opowieść, kiedy jeszcze w okolicach Off The Wall lubili razem jeździć do fast foodów, by kupować jedzenie na wynos i rozdawać bezdomnym. To był dla Michaela wtedy jedyny sensowny sposób na spędzanie wolnego czasu.
Myślałem, że śmierć Michaela Jacksona obudzi tę rodzinę, ale jak słucham wypowiedzi Katherine, a zwłaszcza Josepha, Jermaine'a, La Toyi i Janet właśnie, to mam wrażenie, że są totalnie zaspani i obudzić się nie potrafią, by mówić otwarcie o sobie. Dlatego tytułowe True You to w przypadku Janet jestestwo depresyjne, ukrywające wszelkie przejawy spontaniczności, zatopione w wielkim jak sklep poczuciu winy (które najwidoczniej śmierć króla popu jeszcze bardziej pogłębiło) i mechanizmach przejmowania po innych odpowiedzialności i wciąż zaprzeczające sobie samemu. Smutne to. Szkoda, liczyłem na Janet.
Czekam na dwa koncerty w Londynie.
Z książki wynika, że Janet ma skłonność do rozładowania napięcia przez kompulsywne napady jedzenia, bez ograniczeń. Jestem zaskoczony prostolinijnością (by nie rzec- banalnością) i nieszczerością JDJ. Książka w wielu fragmentach jest nader oczywista. Objętościowo nad wyraz skromna, uzupełniona w prawie połowie przytaczanymi listami od fanów, a na koniec- o zgrozo, przepisami kulinarnymi. Naprawdę nasuwa się pytanie, po co w takim razie Janet taką książkę opublikowała.
Artystka sama odpowiada na to pytanie. Twierdzi, że gdyby ktoś w czasach, kiedy kształtowały się jej przyzwyczajenia żywieniowe, pokazał jej podobną książkę, akcentującą budowanie pozytywnego obrazu siebie, to takich kłopotów by nie miała. Tyle, że mamy 2011 rok, kiedy to w każdej księgarni można znaleźć przynajmniej kilka poradników na temat pozytywnego budowania obrazu siebie i radzenia sobie z nadwagą. A Janet nie wydaje się wnosić czegoś nowego do podnoszonego tematu.
Chyba że na niektórych zadziała autorytet i czar artystki, która na swoim koncie ma wiele spektakularnych zmian odnotowanych wśród swych słuchaczy, zainspirowanych pozytywnie jej twórczością (słynne historie dziewczyn, które pod wpływem społecznego przekazu płyty RN1814 powróciły do domu by kontynuować edukację, co udokumentowano na VHS Rhythm Nation- to tylko, jak się okazuje z lektury książki Janet, jedno z morza przykładów).
Czy Janet potwierdziła obraz dysfunkcyjnej rodziny Jacksonów, tak szczegółowo opisanej przez La Toyę dwie dekady temu? Między wierszami tak, nie wprost. Jak czytałem nawiązania Janet do atmosfery rodzinnej panującej w Hayvenhurst to zauważyłem, że najmłodsza latorośl wśród rodzeństwa Jacksonów zauważa, jaką pułapką była nadopiekuńczość matki i reżim agresywnej dyscypliny Josepha. Czyniąc dziecko zupełnie podległym, rodzic wbrew intencjom nie wypracowuje w swym potomku wewnętrznej dyscypliny, a zupełną zależność od innych i ewentualny bunt, ale nie konstruktywny, a zwykle skierowany przeciwko sobie. Janet była zadziwiona tym, że będąc kontrolowana w niemal każdym aspekcie swojego życia, w kwestii jedzenia miała wolną rękę. Było dla niej naturalnym, że mogła zamówić wszystko, na co miała ochotę czy w każdej chwili sięgnąć do lodówki (Janet praktycznie nie pamięta dorastania w Gary). Nie mogła wyjść z zadziwienia, jak przy rzadkich okazjach, gdy odwiedzała swoje koleżanki, dzieci w tej kwestii musiały pytać rodziców o zgodę. Konkluduje tym, że brakowało w jej domu.. Dyscypliny.
Janet w książce prezentuje bardzo podwójny, obronny stosunek do swojej rodziny. Pisząc o tym, że Michael nazywał ją osłem (donkey), nawiązując do jej dużego tyłka z jednej strony pisze, że dokuczanie Michaela dokładało się do jej kompleksów, a równocześnie, na jednym wdechu dodając że Michael na pewno nie miał nic złego na myśli i że bardzo go kocha. Podobnie pisze o tendencjach izolacyjnych matki, która okazywała swoje niezadowolenie, kiedy Janet miała ochotę iść do grupy rówieśniczej, spoza swojej rodziny, by potem zapewniać o dobrych intencjach Katherine i Josepha.
Z ów wniosków wyłania się obraz Janet zaprzeczającej wszelkim ciemnym stronom członków swojej rodziny, równocześnie dając znać, że jednak było coś nie tak. Jakby nie była zdolna do złości, konfrontacji i postrzegając więź z bliskimi jako relację warunkową, w której szczerość jest kompletnie nieznana; jakby w ogóle takie pojęcie nie istniało; jakby nikt jej go nie nauczył. Jakby wciąż w jej wizji prawdziwej ja nie było miejsca na mówienie o własnych błędach i błędach osób dla niej ważnych, którzy przecież nie są nieomylni i czasem postępują źle, co złymi oczywiście ich nie czyni. No ale tego wniosku Damita Jo nie zna.
Janet skrzętnie omija swoje relacje z mężczyznami. Cokolwiek, acz dość oględnie pisze o pierwszym mężu Jamesie DeBarge. Trudno jednak w tych zwierzeniach szukać tak otwartego przekazu, jak w tekście piosenki What About. Piosenki.. I tu moje największe rozczarowanie. Mogę wybaczyć brak osobistych zwierzeń, gdyby odniesienia do własnej twórczości, szczególnie do okresu po Control, nie były tak szczątkowe.
Książka została dedykowana Michaelowi. Ne spodziewajcie się jednak wytłumaczenia, czemu nie mieli ze sobą kontaktu w ostatnich latach. Nawet informacje dotyczące jej przeżyć po śmierci starszego brata brzmią jak kompilacja wypowiedzi do mediów (o tym że nie jest w stanie obejrzeć This Is It i że dla fanów Michael jest ikoną a dla niej jest rodziną).
Jedyną ciekawostką, jaką wyłowiłem jest, rzadka w książce, opowieść, kiedy jeszcze w okolicach Off The Wall lubili razem jeździć do fast foodów, by kupować jedzenie na wynos i rozdawać bezdomnym. To był dla Michaela wtedy jedyny sensowny sposób na spędzanie wolnego czasu.
Myślałem, że śmierć Michaela Jacksona obudzi tę rodzinę, ale jak słucham wypowiedzi Katherine, a zwłaszcza Josepha, Jermaine'a, La Toyi i Janet właśnie, to mam wrażenie, że są totalnie zaspani i obudzić się nie potrafią, by mówić otwarcie o sobie. Dlatego tytułowe True You to w przypadku Janet jestestwo depresyjne, ukrywające wszelkie przejawy spontaniczności, zatopione w wielkim jak sklep poczuciu winy (które najwidoczniej śmierć króla popu jeszcze bardziej pogłębiło) i mechanizmach przejmowania po innych odpowiedzialności i wciąż zaprzeczające sobie samemu. Smutne to. Szkoda, liczyłem na Janet.
Czekam na dwa koncerty w Londynie.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
-
- Posty: 39
- Rejestracja: śr, 02 cze 2010, 1:05
Dziękuję kaem za spostrzeżenia po lekturze.
Mam prośbę do thewiz i innych odnośnie tego zdania:
Mam prośbę do thewiz i innych odnośnie tego zdania:
Nigdy nie śledziłam kariery Janet i dlatego prosiłabym o przykłady potwierdzające pierwszą część zdania.thewiz pisze: To kobieta, która połowę swojej kariery poświęciła odcięciu się od nazwiska Jackson i samodzielnie osiągnęła niezwykle wiele.
chciałabym wszystkich serdecznie zaprosić na nasze forum jjpolishteam.pl
właśnie dzisiaj zaczęliśmy nowy etap (?) NO. Tym razem wybieramy najlepszy ( i najgorszy przy okazji ) utwór z trzeciej solowej płyty Janet, Control.
jjpolishteam - NO Control
Zapraszam do zabawy ;)
właśnie dzisiaj zaczęliśmy nowy etap (?) NO. Tym razem wybieramy najlepszy ( i najgorszy przy okazji ) utwór z trzeciej solowej płyty Janet, Control.
jjpolishteam - NO Control
Zapraszam do zabawy ;)
Teraz, na moment, Janet zafunkcjonowała pozornie jako substytut. Tyle lat walczyła o swoją autonomię, by być rozpoznawalną za pomocą swojego imienia, nie nazwiska i na wysokości płyty Control jej się to udało. Stała się ikoną dla wszystkich pop- soulowych gwiazd czy nawet hip hopowych. Jeszcze na początku ubiegłej estrady te wszystkie gwiazdy kłaniały jej się w pas, gdy Janet stawała się pierwszą w historii Ikoną MTV. Stała się symbolem kobiety niezależnej, świadomej swojej wartości i pozycji na rynku. Janet w latach 80. i 90. dokonywała tego w rejonach czarnych dźwięków, co Madonna dla popu. Do tego Janet udało się wcześniej, niż pani Ciccone osiągnąć dojrzałość muzyczną, bo już na trzecim wspomnianym już krążku, Control w 1986 roku.
Mało osób kojarzy, że kluczową rolę na nim odegrali... Muzycy Prince'a. Siostra Michaela przez lwią część swojej kariery (1986- 2006) współpracowała z Jimmy Jamem i Terry Lewisem z zespołu The Time, któremu Prince patronował przez całe lata 80. To tak, jakby córka Madonny, Lourdes, nagrywała z Lady Gagą.
Janet Jackson od lat była na topie moich niespełnionych dotychczas marzeń koncertowych. Podziwiałem ją za zdolność do muzycznych przemian- każda jej płyta była inna od poprzedniej, zachowując jednak stylistyczną tożsamość. Dorastałem świadomie przy nich. To latem 1993 roku tańczyłem przy If i marzyłem przy The Body That Loves You. To w 1997 roku najczęściej słuchaną przeze mnie płytą, obok OK Computer Radiohead i Homogenic Bjork, było genialne The Velvet Rope- płyta która wystartowała w tym samym czasie co debiut Eryki Badu, będąc muzycznie tak samo wysmakowaną, a tekstowo to tu Janet ujawniła się jako dojrzała kobieta, która rozumie takie pojęcia jak depresja i poczucie pustki. Ona tam śpiewa o miłości przez internet, przemocy w związku nie przebierając w słowach i o związkach homoseksualnych, na długo przed tym, jak Lady Gaga zrobiła z tego sposób na lans. To wszystko od nieśmiało i naiwnie uśmiechającej się najmłodszej siostry Michela, którego album z tego samego roku przegrywał u mnie w rankingach z nią właśnie. Podobnie dojrzale zaprezentowała się u Oprah, tym bardziej nie rozumiem poziomu jej tegorocznej książki. Jakby to nie ta Janet.
Później muzyka zaczęła się zmieniać. All For You to wciąż świetny album, nawet lepszy od janet., ale w wizerunku artystka zaczęła prezentować się jak słodka Barbie. Taki też był utwór tytułowy, niezasłużenie sugerując, że cały album jest taki. Nie jest. To krążek pełen fenomenalnych kompozycji, jak choćby Son Of A Gun, Someone To Call My Lover, Better Days, Trust a Try, Feels So Right czy You Ain't Right. Potem koncept jednak stawał się nagi, żeby nie rzec- infantylny. Najpierw pojawił się koszmarek Just A Little While, zwiastujący ostatnią na mój gust dobrą płytę Janet, Damita Jo. Potem miała miejsce afera sutkowa. Janet wyszła obronną ręką, bo w przeciwieństwie do Justina oparła się naciskom. Zachowała honor, straciła karierę. Odbiło się to na jej muzyce najwyraźniej. Zaczęła grywać w komediach i wydała kolejne dwie płyty, które ja- jej wieloletni fan, nawet nie nabyłem.
Takie obniżenia lotów wywołują ambiwalencję. Dużą niechęć do muzyka, jakby w tonie- "jesteś tak wielki, jak wielka jest twoja ostatnia płyta". Z drugiej strony zaś przypomina mi się zdanie, że należy się cieszyć tym, co się osiągnęło w przeszłości, nie gonić ciągle za nowymi osiągnięciami. Wiecie, kto to powiedział? Ano Michael to powiedział. Do Janet.
Nagle okazało się, że doszło do paradoksu. Tak bardzo akcentująca swoja niezależność Janet w końcu skrzyżowała swoje losy z bratem. Dotychczas mieli podobne pomysły, zupełnie niezależną realizację. Na Control i Thrillerze jest tyle samo numerów i płyty tak samo się kończą i jest ten sam przełom w karierze, ale Michael w życiu nie odważyłby się tak romansować z lubieżnością i otwarcie pisać o niezależności- zrobił to dopiero na Bad. W podobnym czasie podjęli się wątków społecznych- tyle że Janet pisała o ulicy (RN1814), Michael o humanitaryzmie (Man In The Mirror). W podobnym czasie sięgnęli po new jack swing, w tym samym okresie odważyli się na śmiały erotyzm. W tym samym roku podsumowali swoje kariery i zaczęli pisać gniewnie i bez pardonu o ostatnich wydarzeniach w swoim życiu. Oboje na początku poprzedniej dekady mieli swoje jubileuszowe koncerty. I w podobnym czasie zaczęli tracić na popularności.
Teraz, po śmierci brata, Janet wyruszyła na trasę z hitami, podobnie jak M. Jackson miał 2 lata temu. Zapowiedziane zostały występy z miejscami siedzącymi pod sceną. Janet wpasowała się w moje największe niespełnione marzenie, by zobaczyć największego idola w pełnym komforcie, w intymnej scenerii. I nagle te dwie kariery muzyczne, te dwa dziedzictwa skrzyżowały się. Dotychczas tratując ich jak dwóch niezależnych muzyków, zacząłem myśleć o Janet jak o kimś, kto dopełnia coś niedokończonego. W emocjach pojawił się podobny pierwiastek, co przy This Is It.
Wiem- niesprawiedliwe, przekłamujące całą walkę artystki o jej muzyczną tożsamość. Ale wyjątkowo pozwalam sobie- ze świadomością, że cały czas wcześniej Janet i Michael byli dla mnie synonimami w takiej samej mierze jak Marilyn Manson i Sting.
I teraz przydałoby napisać coś o samym koncercie. Miejscówki były wspaniałe. Nieopisana jest frajda, kiedy wchodzisz na widownię i widzisz swoje miejsce siedzące, tuż od sceną, która czeka na ciebie i tylko ciebie. Dane mi to było przeżyć w takim natężeniu emocjonalnym tylko kilka razy- we Wrocławiu na Laurie Anderson, na jednym z londyńskich aftershow Prince'a i w Sali Kongresowej na PJ Harvey. Tymczasem mówimy tu o Janet Jackson, która miała robić taneczny show, oglądany wcześniej i znany tylko z taśm VHS i DVD. I obok Dżina, a na kolejnym koncercie Marta i Ola. No proszę Państwa.. Zawsze powtarzam, że bez kontaktu wzrokowego z artystą koncert przeze mnie przeżywany jest umiarkowanie.
Trzy zaplanowane koncerty Janet odbyły się w Royal Albert Hall. To bardzo szacowne miejsce na koncert, przystosowane też do oper i koncertów muzyki klasycznej. Mnie udało zakupić się bilety na dwa kolejne koncerty Janet.
Artystka oszczędziła widowni supportu i bez zbędnych ceregieli rozpoczęła koncert transmisją video Nasty, specjalnie dedicated to the beautiful people in London.
Setlista:
The Pleasure Principle
Control
What Have You Done For Me Lately
Feedback
You Want This
Alright
Miss You Much
Nasty
Video interlude
Nothing
Come Back To Me
Let's Wait A While
Again
Video interlude
Doesn’t Really Matter
Escapade
Love Will Never Do (Without You)
When I Think Of You
All for You
That's the Way Love Goes
Band interlude
If
Scream
Rhythm Nation
Encore:
Together Again
Ponadto:
Black Cat
Anytime, Anyplace
Got 'Til It's Gone
Go Deep
You
What About
I Get Lonely
Son Of A Gun
Someone To Call My Lover
I Want You
Mało osób kojarzy, że kluczową rolę na nim odegrali... Muzycy Prince'a. Siostra Michaela przez lwią część swojej kariery (1986- 2006) współpracowała z Jimmy Jamem i Terry Lewisem z zespołu The Time, któremu Prince patronował przez całe lata 80. To tak, jakby córka Madonny, Lourdes, nagrywała z Lady Gagą.
Janet Jackson od lat była na topie moich niespełnionych dotychczas marzeń koncertowych. Podziwiałem ją za zdolność do muzycznych przemian- każda jej płyta była inna od poprzedniej, zachowując jednak stylistyczną tożsamość. Dorastałem świadomie przy nich. To latem 1993 roku tańczyłem przy If i marzyłem przy The Body That Loves You. To w 1997 roku najczęściej słuchaną przeze mnie płytą, obok OK Computer Radiohead i Homogenic Bjork, było genialne The Velvet Rope- płyta która wystartowała w tym samym czasie co debiut Eryki Badu, będąc muzycznie tak samo wysmakowaną, a tekstowo to tu Janet ujawniła się jako dojrzała kobieta, która rozumie takie pojęcia jak depresja i poczucie pustki. Ona tam śpiewa o miłości przez internet, przemocy w związku nie przebierając w słowach i o związkach homoseksualnych, na długo przed tym, jak Lady Gaga zrobiła z tego sposób na lans. To wszystko od nieśmiało i naiwnie uśmiechającej się najmłodszej siostry Michela, którego album z tego samego roku przegrywał u mnie w rankingach z nią właśnie. Podobnie dojrzale zaprezentowała się u Oprah, tym bardziej nie rozumiem poziomu jej tegorocznej książki. Jakby to nie ta Janet.
Później muzyka zaczęła się zmieniać. All For You to wciąż świetny album, nawet lepszy od janet., ale w wizerunku artystka zaczęła prezentować się jak słodka Barbie. Taki też był utwór tytułowy, niezasłużenie sugerując, że cały album jest taki. Nie jest. To krążek pełen fenomenalnych kompozycji, jak choćby Son Of A Gun, Someone To Call My Lover, Better Days, Trust a Try, Feels So Right czy You Ain't Right. Potem koncept jednak stawał się nagi, żeby nie rzec- infantylny. Najpierw pojawił się koszmarek Just A Little While, zwiastujący ostatnią na mój gust dobrą płytę Janet, Damita Jo. Potem miała miejsce afera sutkowa. Janet wyszła obronną ręką, bo w przeciwieństwie do Justina oparła się naciskom. Zachowała honor, straciła karierę. Odbiło się to na jej muzyce najwyraźniej. Zaczęła grywać w komediach i wydała kolejne dwie płyty, które ja- jej wieloletni fan, nawet nie nabyłem.
Takie obniżenia lotów wywołują ambiwalencję. Dużą niechęć do muzyka, jakby w tonie- "jesteś tak wielki, jak wielka jest twoja ostatnia płyta". Z drugiej strony zaś przypomina mi się zdanie, że należy się cieszyć tym, co się osiągnęło w przeszłości, nie gonić ciągle za nowymi osiągnięciami. Wiecie, kto to powiedział? Ano Michael to powiedział. Do Janet.
Nagle okazało się, że doszło do paradoksu. Tak bardzo akcentująca swoja niezależność Janet w końcu skrzyżowała swoje losy z bratem. Dotychczas mieli podobne pomysły, zupełnie niezależną realizację. Na Control i Thrillerze jest tyle samo numerów i płyty tak samo się kończą i jest ten sam przełom w karierze, ale Michael w życiu nie odważyłby się tak romansować z lubieżnością i otwarcie pisać o niezależności- zrobił to dopiero na Bad. W podobnym czasie podjęli się wątków społecznych- tyle że Janet pisała o ulicy (RN1814), Michael o humanitaryzmie (Man In The Mirror). W podobnym czasie sięgnęli po new jack swing, w tym samym okresie odważyli się na śmiały erotyzm. W tym samym roku podsumowali swoje kariery i zaczęli pisać gniewnie i bez pardonu o ostatnich wydarzeniach w swoim życiu. Oboje na początku poprzedniej dekady mieli swoje jubileuszowe koncerty. I w podobnym czasie zaczęli tracić na popularności.
Teraz, po śmierci brata, Janet wyruszyła na trasę z hitami, podobnie jak M. Jackson miał 2 lata temu. Zapowiedziane zostały występy z miejscami siedzącymi pod sceną. Janet wpasowała się w moje największe niespełnione marzenie, by zobaczyć największego idola w pełnym komforcie, w intymnej scenerii. I nagle te dwie kariery muzyczne, te dwa dziedzictwa skrzyżowały się. Dotychczas tratując ich jak dwóch niezależnych muzyków, zacząłem myśleć o Janet jak o kimś, kto dopełnia coś niedokończonego. W emocjach pojawił się podobny pierwiastek, co przy This Is It.
Wiem- niesprawiedliwe, przekłamujące całą walkę artystki o jej muzyczną tożsamość. Ale wyjątkowo pozwalam sobie- ze świadomością, że cały czas wcześniej Janet i Michael byli dla mnie synonimami w takiej samej mierze jak Marilyn Manson i Sting.
I teraz przydałoby napisać coś o samym koncercie. Miejscówki były wspaniałe. Nieopisana jest frajda, kiedy wchodzisz na widownię i widzisz swoje miejsce siedzące, tuż od sceną, która czeka na ciebie i tylko ciebie. Dane mi to było przeżyć w takim natężeniu emocjonalnym tylko kilka razy- we Wrocławiu na Laurie Anderson, na jednym z londyńskich aftershow Prince'a i w Sali Kongresowej na PJ Harvey. Tymczasem mówimy tu o Janet Jackson, która miała robić taneczny show, oglądany wcześniej i znany tylko z taśm VHS i DVD. I obok Dżina, a na kolejnym koncercie Marta i Ola. No proszę Państwa.. Zawsze powtarzam, że bez kontaktu wzrokowego z artystą koncert przeze mnie przeżywany jest umiarkowanie.
Trzy zaplanowane koncerty Janet odbyły się w Royal Albert Hall. To bardzo szacowne miejsce na koncert, przystosowane też do oper i koncertów muzyki klasycznej. Mnie udało zakupić się bilety na dwa kolejne koncerty Janet.
Artystka oszczędziła widowni supportu i bez zbędnych ceregieli rozpoczęła koncert transmisją video Nasty, specjalnie dedicated to the beautiful people in London.
Setlista:
The Pleasure Principle
Control
What Have You Done For Me Lately
Feedback
You Want This
Alright
Miss You Much
Nasty
Video interlude
Nothing
Come Back To Me
Let's Wait A While
Again
Video interlude
Doesn’t Really Matter
Escapade
Love Will Never Do (Without You)
When I Think Of You
All for You
That's the Way Love Goes
Band interlude
If
Scream
Rhythm Nation
Encore:
Together Again
Ponadto:
Black Cat
Anytime, Anyplace
Got 'Til It's Gone
Go Deep
You
What About
I Get Lonely
Son Of A Gun
Someone To Call My Lover
I Want You
Ostatnio zmieniony czw, 04 sie 2011, 10:17 przez kaem, łącznie zmieniany 1 raz.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Słuszne spostrzeżenia w porównaniach Michaela i jego siostry, aczkolwiek Janet miała więcej odwagi, przynajmniej jeśli chodzi o erotyzm. Niektóre jej teksty to już pornografia słowna, z tego powodu zapewne okładki jej dwóch płyt mają znak ostrzegający przed niecenzuralnymi treściami. Michael nigdy nie odważyłby się zaśpiewać o seksie oralnym i o wytryskach i orgazmach jak w "Warmth", "Moist" czy "Love Scene (Ooh Baby)", ba, pewnie nie odważyłby się wcale. Lubię te piosenki aczkolwiek warstwa słowna jest dosyć kontrowersyjna. Najśmielszy tekst na jaki Michael sobie pozwolił to "Superfly Sister" chociaż i tak problem jest opisany raczej delikatnie. Pod tym względem są akurat jak awers i rewers. Dwa "produkty" tego samego wychowania.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
- Man in the mirror
- Posty: 768
- Rejestracja: wt, 15 lip 2008, 18:08
dziękuje kaem, za przybliżenie sylwetki miss Jackson:)
Hej! Wczoraj rozpoczęła się 2 tura koncertowa trasy
Number Ones po Stanach Zjednoczonych.
Janet zaśpiewała "All 4 You" dla Montrealu.
Zdjęcia z koncertu i filmiki znajdziecie na naszym forum i facebooku :)
Zapraszam was serdecznie do pozostawienia komentarzy:)
jeśli ciekawią was relacje/ fotorelacje z koncertów zapraszamy tu" http://www.janettranslate.tnb.pl/viewpa ... age_id=520
Jeśli chcecie się z nami podzielić swoją zapraszamy do zrobienia tego:)
Kończymy już tłumaczyć True You (brak przepisów); bylibyśmy wdzięczni za ew. komentarze, jeśli zobaczycie ew. błędy piszcie. Będziemy wdzięczni:)
ps:Bardzo bym chciał podziękować Ani (Anialim), która była niezwykle mia i pomocna i często pomagała mi w odnalezieniu sensu tłumaczonych zdań dziękuje:)
Hej! Wczoraj rozpoczęła się 2 tura koncertowa trasy
Number Ones po Stanach Zjednoczonych.
Janet zaśpiewała "All 4 You" dla Montrealu.
Zdjęcia z koncertu i filmiki znajdziecie na naszym forum i facebooku :)
Zapraszam was serdecznie do pozostawienia komentarzy:)
jeśli ciekawią was relacje/ fotorelacje z koncertów zapraszamy tu" http://www.janettranslate.tnb.pl/viewpa ... age_id=520
Jeśli chcecie się z nami podzielić swoją zapraszamy do zrobienia tego:)
Kończymy już tłumaczyć True You (brak przepisów); bylibyśmy wdzięczni za ew. komentarze, jeśli zobaczycie ew. błędy piszcie. Będziemy wdzięczni:)
ps:Bardzo bym chciał podziękować Ani (Anialim), która była niezwykle mia i pomocna i często pomagała mi w odnalezieniu sensu tłumaczonych zdań dziękuje:)
No więc właśnie. Zawsze zastanawiam się, na ile Janet jest tego świadoma, skoro w latach 90. krytykowała koleżankę Madonnę za wulgarny erotyzm, samej potem korzystając z podobnej ekspozycji, że tak to nazwę.Margareta pisze:Janet miała więcej odwagi
Dobrze już, dobrze.. Koncert, jakby w kontraście do przepychu, a w zgodzie z dystynkcją Royal Albert Hall okazuje się być minimalistyczny pod względem scenografii i kostiumów. Janet w czasie całego występu tylko raz zmienia ubranie.@neta pisze:dziękuje za świetną relację
Na scenie pojawia się bez wielkich fajerwerków. Ma nowych tancerzy. To mnie zaskoczyło. Wręcz znakiem towarowym Janet była jej ekipa tancerzy (głównie tancerek), którzy przez dekady prezentowali się jak zgrana paczka kumpli. Towarzyszyli w koncertach, ale też we wszystkich krótkich filmach muzycznych, co było ewenementem- brat Michael czy wspomniana Madonna kompletowali zwykle team od nowa.
Zaczęli od wiązanki przebojów z Control. Janet pojawiła się w białym, obcisłym stroju i przedłużanych, kręconych włosach. Sprawiała wrażenie dobrze zbudowanej, zdystansowanej i skupionej na rozpoczętym show. Jak się potem okazało, często nawiązywała kontakt z widownią. I tu nauczka. Na 1. koncercie oszołomiony bliskością mojej miejscówki od estrady robiłem jak oszalały jedno zdjęcie za drugim moim skromnym Sony Ericssonem. To głupie jednak. Tracisz unikalną sposobność kontaktu wzrokowego z artystą, a zdjęcia w sieci i tak będą przecież. I czujesz dyskomfort- ja przynajmniej tak. Przychodzi mi na myśl video Madonny Drowned World (Subtitute For Love) i scena, jak wokalistka wychodzi z pokoju hotelowego samotna i zauważa uśmiechającą się pokojówkę. Chce do niej podejść spragniona kontaktu, gdy tamta wyciąga aparat i strzela flesz. Na twarzy Madonny maluje się rozczarowanie i odchodzi.
Na drugim koncercie byłem roztropniejszy i właściwie darowałem sobie fotografowanie. To jest to, o czym @neta pisała przy Prinsie- każde spojrzenie Janet w moją stronę mogłem przeżywać jakby patrzyła tylko na mnie. To są właśnie te chwile dla których jeżdżę na koncerty muzyków, których adoruję od dłuższego czasu.
Po medleyu z Control Janet zaśpiewała Feedback, co wywołało wrzawę na widowni. Właśnie ten numer nuciłem sobie po koncercie, choć osobiście nie przepadam za Discipline.
Potem zabrzmiał po raz pierwszy na koncercie numer z płyty janet.- You Want This. To nieprawda, co napisał Rafał Kudliński cytowany przez thewiz. Janet prezentowała, poza kilkoma wyjątkami, pełne układy choreograficzne, tak dobrze znane ze swoich kfm.
Następnie "Dunk" przypomniała dwa utwory z Rhythm Nation- Alright i Miss You Much (koniecznie obejrzyjcie klipy). Potem Damita Jo poszła sobie na moment odpocząć, a widownia została uraczona fragmentami gry aktorskiej artystki. Stało się to preludium dla trzech kolejnych ballad. Janet przez cały koncert śpiewała na żywo. Jej głos jest mocny. Dobrze sobie radzi- tylko w Love Will Never Do sięgnęła po taśmę. W intymnej scenerii, siedząc na krześle odśpiewała Nothing, Come Back To Me, Let's Wait Awhile- hymn zachęcający do nie spieszenia się z pierwszą seksualną inicjacją i nominowane do Oscara, filmowe Again. Marta, która towarzyszyła mi na drugim koncercie, jak potem powiedziała, wtedy poczuła swoje dawne "ja" sprzed lat.
Po tym występie, niczym jak podczas opery, nastąpił antrakt. To jest dobry moment, by ściągnąć przyjaciół mających kiepskie miejsca siedzące oddalone od sceny na miejsca obok siebie :) Można wtedy oczywiście wyskoczyć na piwo czy kupić sobie wyjątkowo ładny graficznie tourbook.
Przerwa trwała ok. 20 minut. Janet wróciła z wiązanką przebojów tanecznych. Trzeba przyznać, że logicznie ułożyła setlistę, grupując piosenki w sekcje. Zaczynając od pierwszych wielkich hitów, następnie przypomniała te mniej znane, by potem dać wytchnąć roztańczonym fanom i zaśpiewać ballady. A po nostalgii zaprosić do zabawy z filmowym Doesn’t Really Matter, Escapade, Love Will Never Do (Without You), When I Think Of You, All for You i utrzymane w średnim tempie That's The Way Love Goes, które miałem frajdę wyśpiewać w całości, jak zresztą cała zgromadzona publika. Ach, jakie to przyjemne móc się wykrzyczeć do melodii, która uwodzi cię od zamierzchłych czasów razem z autorem tejże. Uwielbiam. A to były ostatnie radosne pląsy, bo- niczym jak w ludowym truizmie, "po śmiechu bywa płacz". A właściwie krzyk. Krzyk zapowiedziany przez muzyków i wokalistów z chórków intonujących jedną z najbardziej dramatycznych kompozycji Janet, What About. To był wstęp do If- rozpoczynającym emocjonalne apogeum koncertu.
Potem mogła zabrzmieć tylko ta piosenka. Scream. Pamiętam premierę tego utworu. W 1995 roku Radiowa Trójka od dłuższego czasu przed światową premierą miała już HIStory. Marek Niedźwiecki z Piotrem Kaczkowskim faworyzowali This Time Around, Little Susie, tytułowe HIStory i te nagrania znałem. A Scream było pomijane. Ciśnienie na znajomość nowych nagrań było takie wielkie, że fakt nagrania piosenki Michaela Jacksona w duecie z Janet Jackson ginął gdzieś- mimo ze był to singiel pilotujący album. A przecież spotkanie rodzeństwa było wyjątkowe- mało że megagwiazda, to jeszcze siostra. A na dokładkę tym razem Michael nie nagrał duetu z wielką gwiazdą w formie ballady, a dynamicznej piosenki.
Owszem, Janet nie odtańczyła układu choreograficznego, do czego pewnie pił Rafał, ale czy Michael na swojej trasie kiedykolwiek to zrobił? Stąd pewnie rozczarowanie niektórych, które zaowocowało nadmierną generalizacją w ocenie.
Z tyłu, dokładnie za moimi plecami siedziała Marta. Zazwyczaj w takich momentach ma się odruch szukania kontaktu wzrokowego i badania reakcji. Czułem jednak, że on by wtedy rozpraszał, a było to zdecydowanie intymne przeżycie. Janet nigdy wcześniej przed 2009 rokiem nie sięgała po Scream, a Michael na swojej trasie śpiewał wersję znaną z demo, bez wokalu siostry. Mieli razem wystąpić na Billboard Awards, ale dziejący się wtedy, w 1996 roku rozwód z Lisą Marie pokrzyżował te plany, jak i projektu One Night Only, dla HBO.
Moment szczególny. Janet na koncercie reagowała na akcenty w ubraniach zgromadzonej widowni przypominających brata. Uśmiechała się do ludzi w białych rękawiczkach czy w marynarkach z cekinami. Przestała się najwyraźniej odcinać od nazwiska Jackson, zdając sobie pewnie sprawę, iż jest teraz tą jedyną, którą w ów rodzinie można traktować poważnie.
Wykrzyczałem Krzyk co sił w płucach. Zupełna koncertowa radość. Janet płynnie przeszła w Rhythm Nation, które przez recenzentów uważane jest za prawersję Scream. Jak wszędzie, i tu zmyślnie połączyła wątki z tekstów, uwydatniając charakter społecznej niesprawiedliwości w obu utworach.
I właściwie koniec. Koniec koncertu. Koniec pozostawiający w niespełnieniu. Wtedy zacząłem szukać kontaktu z Martą czy Anią, ciesząc się że są obok, ale też jakby szukając potwierdzenia, że to jeszcze nie finał. Energia biła nie tylko ze sceny, ale też widowni. To się nazywa poczuciem bliskości, prawda? Poczucie tego jedynego w swoim rodzaju muzycznego obrządku, tłumnego przeżywania wspólnoty- o czym wspominały na forum homesick i give_in_to_me.
W tym momencie żałoba po Michaelu się wyraziła i do końca dopełniła. Tak to poczułem po koncercie. I takie było przesłanie Janet. Udało się to jej zrobić w możliwie najdyskretniejszy sposób, na jaki można było się zdobyć na wielotysięcznej imprezie. Ona ani razu nie użyła słów: "Michael", "brat". Na bis tylko zaśpiewała radosne Together Again, kierując cały czas wzrok ku górze. A na koniec podziękowała za wsparcie dla jej całej rodziny. Tylko zdjęcia na telebimach uprzytamniały, do czego się odnosi.
I w tym momencie nieobecność na koncercie Prince'a, czego brak demonstrowałem na koszulce, nie miała znaczenia.
- - It was wonderful to see Janet live and I have no regrets. I didn't treat her as a replacement, I just wanted to see her because she's family. And it actually did me a lot of good. When you don't cry for two years, tears and emotions woken up by someone are actually a good thing. For a brief moment I was able to reconnect with my old-self. I am glad my instinct made me go and see her.
- I felt the same. I've loved her music since the early 90's, but mostly I experienced her show as some kind of the end of mourning. It's not a coincidence that she finished the performance with a happy song dedicated to Michael. It made me smiling. Still does. I needed it. It's funny how you do the right thing intuitively... The first song I played on my CD player when i came back to Poland was "Better Days" from the "All For You" album.
Ostatnio zmieniony czw, 04 sie 2011, 9:56 przez kaem, łącznie zmieniany 2 razy.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
- Man in the mirror
- Posty: 768
- Rejestracja: wt, 15 lip 2008, 18:08
ja za wrażliwy jestem, Kaem ja uwielbiam czytać twoje wyczerpujące posty, ale ta relacja masakra, chciałbym kiedyś usłyszeć Doesn’t Really Matter na żywo.. Właśnie jak wyglądała sprawa z śpiewaniem an żywo, większość śpiewała live? Jak oceniasz jej kondycje wokalno -ruchową jeśli chodzi o powrót z nowym albumem, który już planuje?
kaem jestem winien jedno słowo za ten post. Dziękuje
kaem jestem winien jedno słowo za ten post. Dziękuje