kaem pisze:Nigdy wcześniej i później nie był tak ostry, tak gwałtowny, tak emanujący brutalnością i seksem.
To co Mike wyczynia w końcówce do
Black or white może po latach uchodzić za delikatnie erotyzujący fragment w porównaniu z ociekającymi wulgarnością i dosadnością w ruchach oraz nagością tancerek klipami zakończonej właśnie pierwszej dekady XXI wieku. A swoją drogą, to zawsze kobiety są tam najbardziej obnażone, otaczają wianuszkiem obleśnych facetów głównie czarnoskórych, ale nie tylko (vide Eminem) raperów, i obrzucają ich znaczącymi, pełnymi uwielbienia spojrzeniami. A fe! Może ta subkultura tak ma i sprowadza kobiety do funkcji li tylko efekciarsko-przedmiotowo-dekoracyjnej, inna sprawa, że laski na to pozwalają. A może tego tylko wymaga konwencja, choć sama w to nie wierzę.
U Michaela, choćby w takim
You are not alone, pomijając tani sentymentalizm i piosenki i towarzyszącego mu filmu w naprawdę kiczowatej stylistyce, rozebrana jest i ONA i ON, czyli jeśli się chce to można się pokusić o równouprawnienie w pozbywaniu się garderoby
Z drugiej strony, dobrze, że więcej takich koszmarków MJ nie wykoncypował, mam na myśli film, nie piosenkę, bo lubię ją bardzo.
Amelia pisze:anja, masz rację to zadziwiające jak bardzo mnie, Ciebie i myślę wielu fanów nigdy nie bulwersowała, ba- nigdy nie dziwiła zmiana wyglądu Michaela. Dlaczego? Myślę, że Michael jakkolwiek bardzo zapierał się, że jest zwykłym zjadaczem chleba był w naszym odczuciu postacią ekscentryczną, nieprzewidywalną. Pewne rzeczy są więc...hmm..oczywiste.
Mnie zmiany w wyglądzie jednak dziwiły, a nawet bulwersowały i nie chodzi mi o wciąż jaśniejącą karnację Michaela, ale o efekt operacji plastycznych, efekt, przyznacie, czasami, szkarrradnyyyy. Oglądając przypomniany w sobotę na 3sat koncert z okazji 30-lecia pracy przyjemność z obserwowania go na scenie mieszała się u mnie z zakłopotaniem, współczuciem, wręcz zażenowaniem patrząc na jego zmaltretowaną, pozbawioną wyrazu i mimiki od nadmiaru botoksu twarz. Nikt nie potrafi oddać w tańcu jego energii, jego gestów, jego feelingu, żaden impersonator. Pod tym względem, i głosu oczywiście, był, JEST niepowtarzalny. Ten demoniczny efekt zmian poczynionych na jego twarzy został, jak sądzę, pózniej naprawiony, w
This is it jego twarz przykuwa moją uwagę ze względu na radość się na niej malującą, a nie jej zniekształcenie, ale wielokrotnie przy innych okazjach miałam ochotę krzyknąć "Michael, coś Ty najlepszego ze sobą zrobił!" Jeśli mój tekst jest nietolerancyjny, to tylko w odniesieniu do nadmiernej, przyznacie, ingerencji skalpela chirurgicznego w Michaelowym wizerunek. Jak bardzo trzeba siebie nie akceptować, nienawidzić, aby pozwolić się tak oszpecić. Jak można kierować pozytywne przesłanie do świata, obdarzać innych sympatią i wspierać ich, i jednocześnie być tak okrutnym dla siebie. To jest dla mnie zagadką. I nie postrzegam tego jako przejaw ekscentryzmu, tylko poważnego problemu z tożsamością.
Chriek pisze:trudno mi sobie wyobrazić znajomość np z Japończykiem. Nic do nich nie mam, ale po prostu kultura Dalekiego Wschodu (choć Japończycy próbują być "zachodni" po swojemu, co czasem daje zabawne skutki) a tego kraju w szczególności jest dla mnie zbyt odległa i chyba trudno byłoby znaleźć punkty wspólne.
Proponuję lekturę przezabawnej książki Amélie Nothomb
Z pokorą i uniżeniem - bohaterka i zarazem autorka rozpoczyna pracę jako tłumaczka w dużej japońskiej firmie, a kończy na stanowisku ... babci klozetowej. To takie pełne humoru i dystansu spojrzenie na różnice w japońskiej i europejskiej mentalności. Warto również obejrzeć
Między słowami S. Coppoli - B. Murray męczący się pod za nisko zawieszonym prysznicem, wieczne żądanie reżysera reklamy whiskey, by grał z większą intensywnością... Naprawdę śmieszne.
Amelia pisze:co bardziej inni Ci INNI tym my to gorzej znosimy. Taka chyba ludzka natura.
Kobiety w Tajlandii noszą na szyjach obręczę co nienaturalnie wydłuża im szyje. I ja sobie siedzę przed telewizorkiem i się bulwersuje:
-jak oni mogą?
... a, że tak zostanę przy Japończykach, bowiem za trzy tygodnie wchodzi do kin film
Zatoka delfinów - o okrutnych połowach i uboju tych zwierząt w celach konsumpcyjnych, co też mnie bulwersuje, a mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni pytają retorycznie
Jaka jest różnica między krową, świnią a delfinem? W Japonii jemy mięso delfinów tak, jak w innych krajach ludzie jedzą krowy. Nigdy jednak nie mówiliśmy Amerykanom "Przestańcie jeść cheeseburgery". Ale tu przecież chodzi o dobrze rozumianą nietolerancję dla okrucieństwa wobec zwierząt. Czyż nie?
I jeszcze jedno. Czepiam się, ale ja Was proszę na Statu
le nie na Statu
i Wolności. I wyszła ze mnie nietolerancja dla
a) błędów w deklinacjach
czy też
b) dla przejawów oryginalności w języku.
Niepotrzebne skreślić.