Szkoda, że sprzątnęli Solny. Pamiętam, jak w nocy z 25 na 26 czerwca wszyscy ryczeliśmy na czacie, a rano nikt nie wiedział co ze sobą zrobić. I nagle kilka osób wpadło na pomysł zrobienia spotkań w większych miastach Polski żeby móc się wspólnie zjednoczyć po śmierci.
Mimo, że minęły już prawie trzy miesiące od śmierci i zrobienia ołtarzyka, to pamiętam to jak dziś - spotkaliśmy się po południu pod Fredrą (mam przypomnieć kto powiedział żeby tam przyjść? :P), wszyscy umordowani po nieprzespanej nocy, z zapuchniętymi oczami. Poszliśmy na ten Solny, położyliśmy dwa zdjęcia w antyramach, kilka kwiatków, świeczek. Ktoś włączył (o ile dobrze pamiętam

) Man In The Mirror albo Gone Too Soon. I wszyscy, jakby na zawołanie zaczęli płakać. Dziewczyny, chłopaki. To były trudne chwile, bardzo trudne. Myślę, że tak jak ja, wiele osób długo nie mogło się pozbierać po odejściu Michaela. A ten ołtarzyk (co by nie mówić) był wspaniałą formą swego rodzaju terapii - codziennie przychodziło kilka osób, można się było wypłakać, przytulić. Bo w końcu nikt tak dobrze nie zrozumie fana jak sam fan
Poznałam cudownych ludzi i dziękuję Wam za to, że mogliśmy być wtedy razem ;) Pauliny, Kamila, Basia, Ola, Bartek, Magda - dziękuję Wam.
Były gazety, było radio. W deszczu, pod trzema parasolami próbowaliśmy się jakoś ścisnąć z reporterką Radia Wrocław i powiedzieć co nieco o tym jak przeżyliśmy śmierć, jak sobie radzimy, po co ten ołtarzyk.
Z Magdą, Kamilą, Pauliną i Olą (i oczywiście moim cudownym tatą :D) tłukliśmy się pociągami do Warszawy na spotkanie 5 lipca. Do końca życia nie zapomnę tego dnia
W dzień transmisji uroczystości pogrzebowej siedziałam z Pauliną u Baśki w domu, obżerałyśmy się żelkami i śmiałyśmy z różnych durnot. A po krótkim wystąpieniu Paris ryczałyśmy jak bobry, obejmując się i na bieżąco podając sobie chusteczki
Byłam na Wyspie Słodowej z fankami Michaela, które dopiero udało mi się poznać. Z białą rękawiczką i uśmiechem paradowałam przez Wrocław i śpiewałam piosenki Jacksona, śmiejąc się z ludzi, którzy machali nam z samochodów albo pukali się w czoła.
A wszystkie te rzeczy łączy jedno - mała Iglica na placu Solnym. To tam Was spotkałam, tam się wypłakałam i tam poznałam przesympatycznego sprzedawcę na jednym ze stoisk z kwiatami, który dawał zniżki na bukiety czy balony, gdy słyszał że to na ołtarzyk
Kiedyś myślałam, że wakacje w mieście to masakra. Teraz wiem, że wakacje w mieście to świetna zabawa, gdy człowiek ma się z kim bawić. Gdy byłam na obozie, to odliczałam dni do powrotu, bo od od razu chciałam pobiec na Solny i spotkać kogoś
Nic nie trwa wiecznie. Ołtarzyk na Solnym też musiał kiedyś zniknąć, ale hej! Czy ktoś zabrania nam dalej tam przychodzić? Tyle wspomnień łączy się z tym miejscem! Dlatego myślę, że nic się nie stanie, jak od czasu do czasu spotkamy się tam, by po prostu porozmawiać, pośmiać się. Albo pójść do przytulnej knajpki (opcja zimowa).
Dla mnie, jak i pewnie dla reszty wrocławskich fanów mała Iglica na Placu Solnym na zawsze pozostanie Loczkiem, pod którym przekonałam się, że Michael Jackson naprawdę łączy ludzi. Wspaniałych ludzi. I ogromnie jestem mu za to wdzięczna
A tutaj dla przypomnienia jak wyglądał Plac Solny pierwszego dnia (26 czerwca) ;)
