: pt, 25 cze 2010, 18:45
25 czerwca rok temu to był dzień jak co dzień. Nie pracowałem wtedy bo byłem na wypowiedzeniu tak więc miałem wakacje. Pamiętam wieczór gdy już miałem gasić kompa a tu nagle Maverick napisała do mnie na GG z zapytaniem czy wiem coś więcej i czy oglądam CNN... jakoś tak. Nie wiedziałem o co chodzi, ale jak włączyłem CNN i zobaczyłem napis Michael Jackson Cardiac Arrest to mi się ciepło zrobiło. Syn już wtedy spał ale ja podkręciłem głośność by słuchać na bieżąco a w drugim pokoju dopadłem do kompa i szperałem po sieci. Co chwila większe serwisy zaczęły informować o sytuacji, pierwsze doniesienia że nie żyje itd. Sam tu na forum dałem info w newsach o sytuacji a Maro jako pierwszy podał pewną już informację, że zmarł.
Od ranka 25 czerwca nie spałem dokładnie 56 godzin. Za nic tej nocy kiedy zmarł nie mogłem zasnąć. Oświadczenie Jermaine'a dobitnie uświadomiło mi, że to prawda... Ten facet już nic nie nagra, nic nie zatańczy. W nocy znajomi przysyłali mi już sms a rankiem to była totalna lawina... Rodzice jak mnie zobaczyli rankiem 26 czerwca jak poszedłem na kawę to się omal nie popłakali. Ojciec, który zawsze miał dość chłodne zdanie o Michaelu nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Ale się działo i nikt nie mógł tego już zmienić.
Wróciłem w tym czasie do starszej twórczości Jacksona. Albumy Got To Be There i Forever Michael ocierały mi łzy gdy było ciężko na samą myśl o tym co się stało. Myślałem sobie... Dzięki Bogu, że muzyka nie umiera... Jak dobrze, że można wrócić kiedy się zechce... To prawie jak podanie dłoni przez ukochanego idola, który towarzyszył mi od wakacji 1987 roku. Cholernie dużo mu zawdzięczam. Otwarł mi ciekawość na świat muzyki... inny niż Jego. Tego mu nigdy nie zapomnę. Zresztą jak można zapomnieć człowieka, który przez całe moje życie gdy tylko pojawiał się na ekranach TV w po raz setny widzianym klipie czy wywiadzie powodował, że rzucałem bieżące zajęcie i całą moją uwagę skupiałem na nim... W takich momentach liczył, się On i to czym znów czaruje.
Od ranka 25 czerwca nie spałem dokładnie 56 godzin. Za nic tej nocy kiedy zmarł nie mogłem zasnąć. Oświadczenie Jermaine'a dobitnie uświadomiło mi, że to prawda... Ten facet już nic nie nagra, nic nie zatańczy. W nocy znajomi przysyłali mi już sms a rankiem to była totalna lawina... Rodzice jak mnie zobaczyli rankiem 26 czerwca jak poszedłem na kawę to się omal nie popłakali. Ojciec, który zawsze miał dość chłodne zdanie o Michaelu nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Ale się działo i nikt nie mógł tego już zmienić.
Wróciłem w tym czasie do starszej twórczości Jacksona. Albumy Got To Be There i Forever Michael ocierały mi łzy gdy było ciężko na samą myśl o tym co się stało. Myślałem sobie... Dzięki Bogu, że muzyka nie umiera... Jak dobrze, że można wrócić kiedy się zechce... To prawie jak podanie dłoni przez ukochanego idola, który towarzyszył mi od wakacji 1987 roku. Cholernie dużo mu zawdzięczam. Otwarł mi ciekawość na świat muzyki... inny niż Jego. Tego mu nigdy nie zapomnę. Zresztą jak można zapomnieć człowieka, który przez całe moje życie gdy tylko pojawiał się na ekranach TV w po raz setny widzianym klipie czy wywiadzie powodował, że rzucałem bieżące zajęcie i całą moją uwagę skupiałem na nim... W takich momentach liczył, się On i to czym znów czaruje.