Fan Fiction Story by Agnes
OK,i kolejny odcinek, za ciosem. Chciałam zrobić taki brief, w sensie opisać sytuacje i dać podłoże pod ważniejsze wydarzenia, które następują.
W tym czasie Agnes dotarła już do domu. Zostawiła taksówkarzowi napiwek 20$ i wtargała bagaże do mieszkania. Opadła na kanapę. Miała już dosyć płakania, chciała zebrać się w sobie, coś zrobić, położyć się spać. Wyszła na balkon i zapaliła papierosa. W głowie kotłowało jej się milion myśli i rap z nowojorskiego metra, by zmienić swoje życie naprawdę.
Kate już wiedziała. Miko też. Spotkali się w barku i od pierwszego spojrzenia było już wiadomo, że zacznie się temat Agnes.
- Pojechała - zaczęła Kate.
- Dziwisz się? Na co miała czekać?
- Już wiesz? Wiesz o co chodzi...
- Wiedziałem od początku. Co najmniej od początku prób. W Nowym Jorku już zachowywał się dziwnie, ale skłonny byłem myśleć, że go wkurzyła czymś. Jakaś małolata odpowiada szorstko królowi pop. Wiesz o co chodzi.
- Nie zwracałam na nią uwagi w NY. Ale potem...
- Wiem.
- Może wygląda na swój wiek, ale nie zachowuje się jak nastolatka. W ogóle bym nie powiedziała... Przekonała mnie do siebie. Nic dziwnego, że Michael...
- To nawet nie o to chodzi, wygląda czy nie wygląda. - Postawił pustą już szklankę na blacie. - Ta dziewczyna ma coś niezwykłego w sobie. Mimo że jej nie znam, polubiłem ją. A on się w niej zakochał.
- Ona w nim też.
- Nie wiem kto jest głupszy w tym wypadku, on czy ona.
- Tylko nie wypowiadaj imienia tej...
- Daj spokój. Jak tylko media się dowiedzą, wyjdzie na największego kretyna na świecie. Po tym wszystkim co ona mówiła, robiła zaraz po ich rozwodzie... - Pokręcił głową i skinął na barmana po kolejną whisky. - A teraz znowu jej wierzy? W głowie się nie mieści.
- Pozwolił odejść Agnes i wraca do Lisy?
- To chyba nawet nie tak: pozwolił odejść Agnes. Przecież on nawet palcem nie kiwnął.
- Być może nie wiesz, ale...
- Wiem, Kate, wiem wszystko, widziałem wszystko. Wiem co się wydarzyło w Denver, w Miami i tak dalej. Wiem, że bardzo pokłócili się wczoraj..
- Co? O co?
- ... ale wybacz to wszystko to nie była próba zbliżenia się do kobiety, w której się zakochał. To jakaś parodia, jak w liceum. - Znów pokręcił głową. - Może on na nią nie zasługuje. Tak, on na nią.
- Mocne słowa.
- Nazwałabyś to inaczej? Znów sypiając z Lisą tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Bo nie wierzę, że naprawdę chce do niej wrócić. Jakoś nie mogę uwierzyć.
- Nie wygląda to dobrze.
- Wszędzie mówi o miłości, a tak naprawdę nie ma chyba o niej pojęcia, zabiera się do niej jak pies do jeża, a w końcu ucieka i daje się złapać w sidła kłusownika. Tak to wygląda. Muszę zapalić.
Wyszli na klatkę schodową, do miejsca, gdzie można było palić. Kate miała chęć kontynuować rozmowę, dopytać o co Michael i Agnes pokłócili się wczoraj, co wydarzyło się w Denver, ale nagle piętro niżej na schodach zobaczyli kawałek nogi Michaela i usłyszeli, że rozmawia przez telefon. Miko przyłożył palec do ust, sugerując Kate, żeby byli cicho. Ona pokiwała głową i wsłuchali się z zaciekawieniem.
- Elizabeth? - odezwał się Michael, gdy po drugiej stronie usłyszał: słucham.
- Michael! Co słychać? - ucieszyła się przyjaciółka na jego głos.
- Mam nadzieję, że nie spałaś jeszcze... nie miałem do kogo zadzwonić.
- Nie. Siedzę na tarasie i piję wino. Noc jest piękna. Co się dzieje? - zapytała nagle uświadamiając sobie, że po coś zadzwonił, miał jakiś ważny powód.
- Nie wiem od czego zacząć. Jest tak dużo do powiedzenia i muszę to z siebie wyrzucić.
- Nie śpiesz się, chętnie cię wysłucham.
- Myślę, że jutro będę w LA, nie wszystko da się powiedzieć przez telefon. - Westchnął. - Nie wiem co mam robić. Być może popełniam błąd, wszyscy zdają się tak twierdzić.
- O co chodzi?
- O kobietę. Właściwie dwie.
- Aż dwie, wow - próbowała zażartować Liz, ale zaraz przeprosiła i słuchała dalej.
- Widzisz... chyba jestem znowu z Lisą. I...
Na chwilę po drugiej stronie zaległa cisza, pusta cisza. Liz aż oderwała od ucha telefon na moment i skrzywiła się. Co? - zapytała samą siebie w myślach.
- Chyba... - powtórzyła. - Co masz na myśli?
- Boże, to takie skomplikowane. - Znów westchnął.
- U niej zawsze wszystko było skomplikowane. Jesteś pewien, że chcesz w to wejść ponownie? Po tym wszystkim...?
- Posłuchaj...
- A kim jest ta druga kobieta?
Teraz Michael zamilkł na chwilę. Przełknął ślinę, co było słyszalne nawet dla Kate i Miko. Popatrzyli na siebie.
- Ona jest... ma na imię Agnes. Poznałem ją w Nowym Jorku, podczas kręcenia epizodu dla Ulicy Sezamkowej.
- Ładna? - zapytała luźno Liz.
- Tak... ma w oczach ogień, żar. Znalazła się w mojej ekipie koncertowej. Z Universal, do kręcenia dvd. Nawet nie masz pojęcia... - zamknął oczy, ponownie westchnął. Liz słuchała z coraz większym zainteresowaniem i uśmiechem. - Nigdy wcześniej nie poznałem takiej dziewczyny. Naprawdę nie. Ma niezwykłą osobowość, pewność siebie, godną podziwu.
- Ujęła cię - zgadła Liz. - Widać, że bardzo.
- Paris miała wypadek na początku trasy, tu w Las Vegas. Wpadła do basenu, pośliznęła się.
- Co ty mówisz?
- Ona... Agnes, zareagowała pierwsza. Wskoczyła za Paris, później zajęła się nią. Nie masz pojęcia jak pięknie wyglądała. Jak umiała ją pocieszyć, zagadać. A później zajęła się mną, gdy źle się poczułem po którymś koncercie. Nie musiała tego robić. Nie była od tego.
- To jakaś znajoma Bruce'a może? Kogoś z ekipy?
- Nie. Zupełnie nie. Widzisz, ona... ona dopiero zaczęła żyć i pracować w LA, w tym biznesie. Nie jest z południa, nie jest gwiazdą rocka, ani córką producenta. Jednak ma taki temperament, nie potrafię tego opisać... i dzięki niemu wygrywa wiele.
- Złapała cię za serce. Czuję to, nie musiałbyś nic więcej mówić, Michael. - Uśmiech w jej głosie udzielił się jemu. Na chwilę poczuł motyle trzepocące delikatnymi skrzydełkami w jego sercu. To było takie przyjemne uczucie. - Ale nie rozumiem - dodała nagle Liz.
- Czego?
- Bo powiedziałeś na początku, że... wracasz do Lisy? O co chodzi? - Michael znów posmutniał i znów Liz to wyczuła. Zmartwiła się tym razem, mimo że na samo wspomnienie jego słów o tej dziewczynie, Agnes, napływał na jej twarz promienny uśmiech. - O co chodzi?
- Liz, bo... to jest takie nierealne. Ona jest taka młoda i... nic między nami się nie wydarzy.
- Dlaczego? Ona ma kogoś? Jest mężatką?
- Nie. Ona ma 20 lat...
- Nie czuje tego, co ty?
- Być może czuła... nie wiem... jej pocałunki, jej dotyk, to jak na mnie patrzyła, to wszystko zapamiętam już za zawsze, jestem pewien.
- Dlaczego mówisz o niej w czasie przeszłym?
- Bo odeszła. Wyjechała zanim skończył się koncert. I chyba już nigdy jej nie zobaczę.
- I dlatego chcesz wrócić do Lisy? Michael... ja powiem ci co jest nierealne. Twój ponowny związek z Lisą. I doskonale wiesz dlaczego.
- Lisa bardzo się stara. Towarzyszy mi w trasie. Jest bardzo czuła i...
- Michael, proszę cię, przemyśl to. Nie zapominaj jak cię skrzywdziła, nie zapominaj, że z jakiegoś powodu straciłeś do niej zaufanie. Nie rób głupstw. - Liz martwiła się o przyjaciela. Aż wstała i zaczęła chodzić po tarasie.
- Dobrze - odrzekł Michael. - Obiecuję, że przemyślę to, ale... nie chcę być sam. Jest mi bardzo źle, coraz gorzej.
- Moim zdaniem związek z Lisą nie wróży niczego dobrego.
Zakończyli rozmowę i umówili się na spotkanie, jak tylko Michael wróci do LA.
Tymczasem Lisa czekała na niego i już coraz bardziej traciła cierpliwość. Próbowała zadzwonić, gdzie jest, ale jego telefon był zajęty. Cisnęła swoim na łóżko. - Idiota - powiedziała do siebie.
Nagle wszedł. Próbował na swoją twarz przykleić uśmiech i przypomnieć sobie o obietnicy wieczoru.
- Gdzie byłeś tyle czasu? - zapytała nerwowo, nie starając się tego ukryć.
- Musiałem pobyć chwilę sam i pogadać z kimś. Przepraszam, że czekałaś tak długo.
- Z kim pogadać?
- Zadzwoniłem do Liz, dawno z nią nie rozmawiałem.
- To pogawędka z Elizabeth jest ważniejsza niż ja, która czekałam na ciebie już godzinę czasu. Wspaniale. - Zaperzyła się.
- Przepraszam, muszę się wykąpać. - Michaelowi nie chciało się jej słuchać. Próbował znaleźć spokój pod prysznicem. Myślał o niej... pewnie dotarła już do Los Angeles, do domu. Co robi... o czym myśli? Czy o nim? Może już śpi...
W tym czasie Lisa zdążyła się już uspokoić, dla dobra sprawy. Czuła, że cel uświęca środki, że warto. Może naprawdę im się uda? Nie muszą znowu zamieszkać razem, sama nie była pewna, czy tego chce. Mogą się spotykać, a i tak, gdy media się dowiedzą, to będzie powiedziane, że wrócili do siebie. Będzie dla niego dobra. Wzięła głęboki oddech, zdjęła szlafrok i weszła do łazienki. On stał, zawinięty w ręcznik, przed lustrem. Nie chciała patrzeć na jego twarz. Zbliżyła się, objęła go z tyłu i rozwinęła ręcznik.
- Przepraszam, że się zdenerwowałam - powiedziała szeptem. - Mogę ci to jakoś wynagrodzić?
Zaczęli się kochać. Michael czuł, że tego chce, znowu... Zamknął oczy. Być może czuł się winny, ale specjalnie nie bronił się przed obrazem Agnes w jego oczach. Była taka piękna i poruszała zmysłowo biodrami, tymi biodrami, które uwielbiał. Czuł jej dłonie na całym ciele, było mu tak dobrze.
Lisa zasnęła, odwrócona plecami od niego. On znów nie mógł spać.
Agnes leżała już w swoim łóżku i nie śpiąc jeszcze podejmowała różne decyzje. Raz po raz w jej głowie pojawiał się on, ale chciała wypędzić go stamtąd, naganiając inne myśli. Nagle zadźwięczał jej telefon, przerywając potok jej myśli. Na wyświetlaczu migał Snoop.
- Dzwonisz powiedzieć mi dobranoc? - zaczęła od razu. On zaśmiał się w słuchawce.
- Śpisz już?
- Powinnam. Jeśli jesteś w Ameryce, to chyba wiesz, że jest noc.
- Jestem w LA i noc jest zbyt piękna, żeby spać. A ty gdzie jesteś?
- W krainie marzeń - odpowiedziała z uśmiechem. - Nierealnych - dodała.
- Już po trasie?
- Tak, wróciłam wcześniej.
- Sama?
- Jeśli przyjedziesz, to nie będę sama. - To było bardzo spontaniczne, ale rzeczywiście nie chciała być sama. I tak nie mogła spać.
Snoop od razu skorzystał z zaproszenia. Pojawił się w drzwiach z butelką szampana, ubrany w szerokie dżinsowe spodnie i ten słynny du-rag na głowie. Zawsze ją to kręciło. Oboje wiedzieli po co przyjechał.
- Otworzysz? - zapytała od razu Agnes rzucając mu korkociąg. Otworzył bardzo sugestywnie i popatrzyli na siebie, gdy część szampana wytrysnęła. Uśmiechnęła się, wzięła butelkę i popiła z gwinta. Część szampana spłynęło jej po brodzie, po ciele. Snoop gwałtownie przyciągnął ją do siebie.
- Gdzie twoja spluwa, panie gangster.
- Lepiej sobie nie żartuj, to niebezpieczny sprzęt.
- Duży...
- I dobrze strzela.
Snoop był silny i wysoki. Nie był zbyt romantyczny, ale tego Agnes właśnie nie potrzebowała. Bezceremonialnie zdjął jej majtki. Oczekiwał czegoś, ona też tego chciała. Myślała, że zrobią to w sypialni, ale rzucił ją na kanapę w salonie. Wyżyła wszystkie skumulowane podczas trasy emocje, mogła krzyczeć i kląć, sam inspirował ją do tego, pozwalał jej na to wszystko, ona jemu też. Po czwartym razie poczuła się naprawdę zmęczona i wypoczęta jednocześnie. Snoop sięgnął po butelkę, oparł się o brzeg i popił. Wyszedł około czwartej nad ranem. Ona położyła się spać na kilka godzin.
Poranek w Las Vegas przywitał Michaela promieniami słońca. Wstał pierwszy i zaczął szykować się do ekipowego śniadania, pakować się do wyjazdu.
- Myślałam, że zostaniemy tu na cały weekend - powiedziała nagle Lisa, gdy zauważyła krzątającego się Michaela.
- Nie... - odpowiedział nie przerywając zapinania walizki. - Chcę odpocząć w domu, tęsknię za dziećmi.
Lisa nie chciała już się z nim przemawiać. Uznała, że i tak będzie mu towarzyszyć. Pobawi się trochę z tymi dzieciakami, a potem wróci do siebie. Nadal zależało jej na udawaniu posłusznej żonki. Więc przywitała się ciepło z rozkrzyczanymi dziećmi i udała zainteresowanie ich nowym chomikiem, jakiego dostały od Jermaine'a. Michael jednak widział, że nie podoba jej się ta atmosfera. Robiła wszystko, by zostać z nim sam na sam, ale gdy zorientowała się, że przegrała z kilkulatkami, wolała zniknąć. Nawet nie zauważył kiedy wyszła. Cały dzień spędził z dziećmi. Najpierw bawili się z chomikiem, opiekowali się nim, razem umyli wspólnie klatkę, nasypali trocin, wstawili kółko-zabawkę. Michael mówił dzieciom co chomik je, a potem śmiali się z jego zabaw.
Agnes pojawiła się w kampusie z samego rana. Do południa jeszcze mogła coś załatwić. Okazało się, że przepisanie się na studia stricte reżyserskie nie stanowią problemu, dowiedziała się też od razu, że wydział ma podpisaną stałą umowę z Sony Music i tam odbywają się praktyki, staże, praca. Postanowiła zawalczyć o pracę w studio. Żeby nie być sama, zadzwoniła po Slasha i umówiła się z nim na parkingu przed wytwórnią. Już wiedziała, że musi mieć dobre plecy.
- Trafiasz w dobry sezon - powiedział jej. - Nagrania i próby.
- Myślę, że cv mam dobre.
- Samo cv to nie wszystko. Pójdę z tobą na rozmowę.
- To będę musiała się z tobą przespać - zażartowała.
- Powiem, że jesteś moją siostrą - mrugnął do niej - albo...
Roześmiali się.
- Zwiałaś wczoraj tak szybko. Dlaczego?
- Nie lubię oficjalnych pożegnań. No i musiałam zmienić cv.
Slash pokręcił głową i wyszli z windy prosto do drzwi głównego szefa.
- Nowy narybek - uśmiechnął się Brian. - I tak przysłaliby cię na praktykę z UCLA.
- Chciałam prosić o pracę, nie praktykę. Myślę, że praktyki miałam dość na trasie z Michaelem Jacksonem - powiedziała pewnie Agnes. Szef uniósł brwi.
- Ona wie, że jeszcze sporo musi się nauczyć - wtrącił się Slash - ale uczy się szybko. Ma dobre wyczucie dźwięku.
Szturchnęła go dyskretnie. Odpowiedź miała dostać następnego dnia. Jej starszy brat Slash zaprosił ją na lunch. Rozmawiali o różnych sprawach, o pracy też, o wczorajszym wieczorze.
- Szkoda, że pojechałaś, bo wieczorem w barku jeszcze mieliśmy imprezkę. A tak byłaś sama.
- Niezupełnie - uśmiechnęła się łagodnie.
- Hmm... zaczęło się intrygująco. Babski wieczór z kuzynką? Niegrzeczne dziewczynki?
- Nie widziałam się jeszcze z Theresą. Umówiłyśmy się wieczorem - przyznała się. - Byłam ze... Snoopem.
Slash o mało nie zadławił się sokiem i spojrzał na Agnes ze znakiem zapytania w oczach.
- Ze Snoopem? Snoop Doggiem?
- Tak... to było takie spontaniczne - zachichotała. - I duże!
- Hej - spoważniał nagle. - Skąd go znasz? Dlaczego to zrobiłaś?
- Dłuższa historia, z Sacramento. Spotkałam go w klubie, po koncercie.
- Nie łudź się, siostra, że on cię traktował poważnie...
- Wcale tak nie twierdzę, ale... potrzebowałam tego. Może właśnie z nim, wiedząc jaki jest.
- Nie musisz być na siłę niegrzeczną dziewczynką. Nie rób tego więcej. - Slash na serio przejął się sytuacją.
- Powiedział ten, co nie sypia z przypadkowymi laskami - odgryzła się.
- Ja jestem starą dupą, ty młodą i nie rób tego. Znajdź sobie jakiegoś porządnego faceta, a nie Snoopa.
- Myślisz, że Snoop nie może być porządnym facetem?
- Jasne, że może... z wyrokami, ziołem i pistoletem w kieszeni, jest w sam raz dla ciebie. - Oparł się i przekrzywił głowę, strzepnął papierosa.
- Ok, kochany starszy bracie... zatem znajdź mi w Hollywood porządnego faceta.
- Prawdę mówiąc tu w Hollywood jest ich jak na lekarstwo. Tylko jeden taki... - zaśmiał się Slash.
- O, jaki? Już go chcę. I nie dotknie mnie aż do ślubu?
- Ha ha ha... bardzo śmieszne.
- Niechże poznam jego imię, zapewne przeciwieństwo zepsutego Snoopa, bez zioła i dużego gnata! - Zrobiło się wesoło i oboje zaczęli się śmiać.
- No cóż, co do ziół nie mam informacji, ale gnata raczej ma. - Zaraz jednak zakrył dłonią twarz. - Boże, o czym ja rozmawiam!
- Biorę! - wykrzyknęła roześmiana Agnes. - Podaj adres, zawieź mnie do niego!
- Na dodatek, jak na moje oko, tak samo napalony jak ty. Tyle że nie zwykł się do tego przyznawać.
- Trzymasz mnie w niepewności.
- Przecież dobrze go znasz. Kto wie, gdybyś wczoraj nie uciekła...
- O kim ty mówisz?
- Taki opis pasuje tylko do Michaela. Cała reszta różni się chociażby tym, że nie mają...
Nagle przerwał, bo zauważył, że Agnes dość drastycznie spoważniała i zapaliła papierosa. Odwróciła wzrok i nerwowo ruszała nogą.
- Muszę zaraz iść - powiedziała do Slasha po chwili.
- Co jest? - zadał pytanie zatrzymując ją. - Chyba ty i on nie...
- Nie - odpowiedziała ostro Agnes. - Przecież ma żonę. Więc zły wybór z tym porządnym facetem.
- O, to coś nowego. Ma żonę?
- A Lisa to kto?
- Raczej była żona.
- Dobrze, zatem obecna kochanka.
Slash patrzył ciągle na Agnes, która nie mogła doczekać się kelnerki z rachunkiem.
- Słabo udajesz, że nic do niego nie masz. Jednak trafiłem w sedno.
- Proszę cię, przestań.
- O Lisę się nie martw. Wiem o co chodzi. I nie musisz się denerwować. Nikomu nie powiem - mrugnął.
Agnes rozejrzała się wokół. Nikt obok nich nie siedział. Chciała wierzyć Slashowi, że nikomu nie powie. Wzięła głęboki oddech i ukryła na chwilę twarz w dłoniach. On zgasił papierosa.
- To jest takie trudne i... chyba długo o tym nie zapomnę.
- Dlaczego masz zapomnieć?
- Bo ja... ja się chyba w nim zakochałam, Saul.
(...)
Lisa dała Michaelowi czas do wieczora. Później nie mogła już siedzieć bezczynnie. Pojechała do Neverland. Michael położył już dzieci spać, a sam siadł na tarasie w fotelu i znów pogrążył się w myślach. Otworzył ulubione wino. Tak bardzo za nią tęsknił, aż go ściskało w sercu. Oczami wyobraźni widział jej postać, uśmiechniętą, dynamiczną, jak wygłupiała się ze Slashem, skupiona regulowała obraz w kamerze, jak przytulała Paris, jak ćwiczyli układ do The Way You Make Me Feel. Nie mógł, nie potrafił o niej zapomnieć, a te wspomnienia były smutne. Bo bardzo chciał ją jeszcze spotkać, spojrzeć w jej lazurowe oczy, dotknąć jej ust. Chciał chociażby jeszcze raz pokłócić się z nią, by zobaczyć ten ogień, te drżące piersi. Nagle zobaczył kobiece ręce, które oplatają jego szyję oraz skubnięcie ustami w szyję. Zaplątany w myślach o Agnes, pocałował te tajemnicze ręce. Nagle zdał sobie sprawę, że to Lisa. Obejrzał się.
- Co tu robisz? - zapytał przestraszony trochę.
- Omijając stado nieżyczliwych ochroniarzy, przyjechałam się z tobą kochać. - Wzięła z jego dłoni kieliszek wina i popiła. On popił z butelki. Usiadła na nim. Patrzyli na siebie i jeszcze przez jakiś czas pili wino, aż butelka została pusta. Michael poczuł mrowienie w podbrzuszu i lekkość mózgu. Zaczął rozpinać jej bluzkę. Lisa uśmiechnęła się. Potem zagryzła wargi.
Agnes i Theresa spędziły całe popołudnie i wieczór ze sobą. Okazało się, że kuzynka podjęła ostateczną decyzję i przeprowadziła się tu z San Francisco, by zacząć nowe życie. Kupiły wino, zamówiły pizzę. Wieczór upłynął na zwierzeniach, opowieściach o trasie, o zakochaniu, o nowej pracy Theresy w laboratorium w klinice UCLA, o kontynuacji jej studiów medycznych w LA. Były ze sobą bardzo blisko i Agnes opowiedziała jej wszystko, co wydarzyło się z Michaelem. Smutno się zrobiło.
- On naprawdę wrócił do Lisy? Przecież po tym co ona o nim mówiła w tv...
- Tak, choć trudno w to uwierzyć. Może ma dobre intencje.
- Nie bądź naiwna... Na pewno ma jakiś interes. Jakoś nie pałam do niej sympatią.
- Slash powiedział, że nagrywa płytę i ma się promować. Też jej nie wierzy.
- Powiem ci, że ten Slash...
- Chcesz się z nim umówić?
- Daj numer...
Theresa zawsze umiała ją rozśmieszyć. Agnes bardzo cieszyła się, że teraz będą widywać się częściej.
Było niedzielne przedpołudnie, kiedy Kate postanowiła na poważnie porozmawiać z Michaelem. Ciągle nie dawało jej spokoju to, że Agnes wyjechała z Las Vegas wcześniej i domyślała się dlaczego. Wiedziała też już, że Michael również zakochał się w niej, ale nie rozumiała w ogóle tej sytuacji z Lisą. Miała ochotę od razu pojechać do Liz po posiłki, bo właśnie ona miała największe zaufanie Michaela w tych sprawach. Jednak Liz nie odbierała telefonu. Zajechała więc do Neverland. Traf chciał, że zaraz przy podjeździe zobaczyła Lisę. Chodziła w tę i z powrotem po trawie w ogrodzie, zaraz przy parkanie i rozmawiała przez telefon.
- Tak, tak wiem. Najlepiej będzie u Oprah, wiesz, bo już chyba będzie wiadomo, że ja i Michael wróciliśmy do siebie, a Oprah to ktoś. Pracuję nad tym. Oj tak, dla dobra sprawy, wiesz jak jest. Ale nic się nie zmieniło. Beznadzieja. No myślę, że tak za miesiąc wyjdzie ten krążek, może pomoże mi przy produkcji, chcę mieć jego nazwisko na tej płycie - mówiła, raz po raz śmiała się, paliła papierosa.
Kate od początku wiedziała, że coś się za tym kryje. Zmarszczyła brwi i pokręciła głową. Jaka suka - pomyślała. Lisa właśnie skończyła rozmawiać, kiedy Kate stanęła jej przed oczami.
- Jak tam interesy? Chyba lepiej,co? - zaczęła z przekąsem.
- No proszę, kto to nas odwiedza... - odbiła Lisa.
- Błąd: nie "nas", a Michaela.
- No dobra, nie będziemy udawać, że cieszymy się na swój widok, ale powiem ci jedno: masz dwa wyjścia. Albo przyzwyczaisz się do mojej obecności i okażesz szacunek albo więcej mam cię tu nie widzieć.
- A to dobre! - roześmiała się Kate. - Szacunek, mówisz?
- Wkurzasz mnie.
- Wzajemnie.
- Ale niestety przegrałaś zakład. Jednak wróciliśmy do siebie z Michaelem, więc lepiej uważaj na słowa.
Kate popatrzyła na nią ze złością, na co Lisa uśmiechnęła się zgryźliwie. - No, po tak upojnej nocy, to pewnie niedługo znów mi się oświadczy. Ja wiem czego mu trzeba, on to docenia. - Ten uśmiech zdenerwował Kate.
- No cóż, nie wiem jakich czarów użyłaś jak na wiedźmę przystało, ale mam nadzieję ta pomroczność szybko mu minie.
- Kretynka, nie mam zamiaru słuchać cię dłużej. Wracaj skąd przyjechałaś! - Lisa wkurzyła się bardziej i popchnęła Kate. Ta jednak nie pozostała dłużna i uderzyła Lisę w twarz. Zaczęły się bić nie na żarty. Miko właśnie pojawił się w pracy i podbiegł pierwszy. Za nim zaraz Michael, który wyjrzał właśnie z werandy.
- Interesowna dziwka! - wykrzykiwała Kate.
- Durna fryzjerka, zaraz pokażę ci, gdzie twoje miejsce! - szarpała się z nią Lisa. - Ochrona! - zawołała, gdy zobaczyła Michaela - ta wariatka zaatakowała mnie. Niezłych masz przyjaciół, gratuluję.
Miko odciągnął Kate. Lisa przytuliła się do Michaela i poprawiała włosy.
- Co się tu dzieje!? - zapytał zaskoczony biegiem wydarzeń w ogrodzie.
- Przejrzyj na oczy, Michael! - krzyknęła naprawdę wkurzona Kate. - Co ta flądra tu robi?
- Zamknij się i wyjdź, jesteś niebezpieczna dla otoczenia - odpowiedziała Lisa nie patrząc na nią. Po czym zwróciła się się do Michaela - patrz co mi zrobiła, to boli. - Miała rozciętą wargę. Nic więcej.
- Chodź do środka - zwrócił się do niej Michael, co zdziwiło i rozzłościło Kate jeszcze mocniej.
- Michael!
- Porozmawiamy później, ok?
Michael też był zły. Na wszystko i wszystkich, łącznie z Lisą.
- Nie chcę się wtrącać, ale powinieneś ją zwolnić. To będzie najlepsze co zrobisz.
- Więc się nie wtrącaj - odpowiedział surowo. - I taka sytuacja ma się więcej nie powtórzyć, rozumiesz?
- No proszę, jak to mężczyzna staje w obronie pokrzywdzonej kobiety - odpowiedziała z ironią.
- Nie udawaj pokrzywdzonej. Wszystko widziałem.
- Gówno widziałeś - syknęła Lisa. Złapała swoją torbę z kanapy w salonie. - Mam dość na dziś. Miłego dnia, kochanie. - Wyszła przeklinając pod nosem.
Gdy Kate widziała odjeżdżającą Lisę, miała ochotę rzucić jeszcze za nią kamieniem, ale w końcu doszła do wniosku, że nic tu po niej.
- Jadę, Miko - powiedziała - dziś z nim nie pogadam.
- Chyba zadzwonię po psychoterapeutę - odpowiedział patrząc na zbliżającego się Michaela.
- Albo egzorcystę - zaproponowała Kate.
W tej chwili Michael pojawił się za jej plecami. Wziął ją za ramię i odwrócił do siebie.
- Posłuchaj Kate - zaczął ostro - zaraz ja wezwę egzorcystę, bo to ty zachowujesz się jak nawiedzona. Nie spodziewałem się tego po tobie!
- Ja też się nie spodziewałam, że jesteś aż taki głupi, żeby znowu wierzyć tej szmacie!
- Radzę ci uważaj na słowa, bo...
- Bo co? Przestanę być twoją przyjaciółką? Ona jest lepsza? Nigdy cię nie zawiodła, mało ci?
- Ona jest moją żoną.
- Hm, ciekawe. W takim razie zapomniałeś mnie zaprosić na swój ponowny ślub!
- Kate, przestań...
- Przestanę. Tylko powiem ci jedno. Jesteś osłem, pi*****nym palantem. Po twoim wczorajszym zachowaniu można było się spodziewać, że Agnes wyjedzie wcześniej. I wcale jej się nie dziwię. Ty się dziwisz? Zakochała się w tobie, a ty zakochałeś się w niej. Tak, nie jestem głupia. Wiem o wszystkim. A ty wracasz do Lisy i tańczysz jak ci zagra. Wiesz co? Idź do diabła! Nie na moim ramieniu będziesz płakał, jak cię znowu zrani.
Miko udawał, że nie słyszy. Stał przy bazie, tyłem do nich. Miał jednak takie samo zdanie, co z resztą powiedział mu wczoraj.
Kate odjechała. On został sam. Jedno tylko nie zgadzało się w wypowiedzi Kate: Lisa go nie zrani. Bo już jej nie kocha. Szedł w stronę domu i miał wrażenie, że z każdym krokiem przyznaje im wszystkim rację. Miał dość Lisy, nie chciał z nią być. Myślał ciągle i ciągle o Agnes. Musiał znaleźć jakiś sposób, by ją znowu zobaczyć. Kopnął w drzwi ze złości i frustracji, bo nie mógł nic wymyślić.
- Liz? - odezwał się do słuchawki. - Błagam przyjedź do mnie, bo zwariuję.
Jednocześnie chciałam dać znać, że wprowadziłam kilka zmian i gadżetów na blogu. Zapraszam. (:
W tym czasie Agnes dotarła już do domu. Zostawiła taksówkarzowi napiwek 20$ i wtargała bagaże do mieszkania. Opadła na kanapę. Miała już dosyć płakania, chciała zebrać się w sobie, coś zrobić, położyć się spać. Wyszła na balkon i zapaliła papierosa. W głowie kotłowało jej się milion myśli i rap z nowojorskiego metra, by zmienić swoje życie naprawdę.
Kate już wiedziała. Miko też. Spotkali się w barku i od pierwszego spojrzenia było już wiadomo, że zacznie się temat Agnes.
- Pojechała - zaczęła Kate.
- Dziwisz się? Na co miała czekać?
- Już wiesz? Wiesz o co chodzi...
- Wiedziałem od początku. Co najmniej od początku prób. W Nowym Jorku już zachowywał się dziwnie, ale skłonny byłem myśleć, że go wkurzyła czymś. Jakaś małolata odpowiada szorstko królowi pop. Wiesz o co chodzi.
- Nie zwracałam na nią uwagi w NY. Ale potem...
- Wiem.
- Może wygląda na swój wiek, ale nie zachowuje się jak nastolatka. W ogóle bym nie powiedziała... Przekonała mnie do siebie. Nic dziwnego, że Michael...
- To nawet nie o to chodzi, wygląda czy nie wygląda. - Postawił pustą już szklankę na blacie. - Ta dziewczyna ma coś niezwykłego w sobie. Mimo że jej nie znam, polubiłem ją. A on się w niej zakochał.
- Ona w nim też.
- Nie wiem kto jest głupszy w tym wypadku, on czy ona.
- Tylko nie wypowiadaj imienia tej...
- Daj spokój. Jak tylko media się dowiedzą, wyjdzie na największego kretyna na świecie. Po tym wszystkim co ona mówiła, robiła zaraz po ich rozwodzie... - Pokręcił głową i skinął na barmana po kolejną whisky. - A teraz znowu jej wierzy? W głowie się nie mieści.
- Pozwolił odejść Agnes i wraca do Lisy?
- To chyba nawet nie tak: pozwolił odejść Agnes. Przecież on nawet palcem nie kiwnął.
- Być może nie wiesz, ale...
- Wiem, Kate, wiem wszystko, widziałem wszystko. Wiem co się wydarzyło w Denver, w Miami i tak dalej. Wiem, że bardzo pokłócili się wczoraj..
- Co? O co?
- ... ale wybacz to wszystko to nie była próba zbliżenia się do kobiety, w której się zakochał. To jakaś parodia, jak w liceum. - Znów pokręcił głową. - Może on na nią nie zasługuje. Tak, on na nią.
- Mocne słowa.
- Nazwałabyś to inaczej? Znów sypiając z Lisą tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Bo nie wierzę, że naprawdę chce do niej wrócić. Jakoś nie mogę uwierzyć.
- Nie wygląda to dobrze.
- Wszędzie mówi o miłości, a tak naprawdę nie ma chyba o niej pojęcia, zabiera się do niej jak pies do jeża, a w końcu ucieka i daje się złapać w sidła kłusownika. Tak to wygląda. Muszę zapalić.
Wyszli na klatkę schodową, do miejsca, gdzie można było palić. Kate miała chęć kontynuować rozmowę, dopytać o co Michael i Agnes pokłócili się wczoraj, co wydarzyło się w Denver, ale nagle piętro niżej na schodach zobaczyli kawałek nogi Michaela i usłyszeli, że rozmawia przez telefon. Miko przyłożył palec do ust, sugerując Kate, żeby byli cicho. Ona pokiwała głową i wsłuchali się z zaciekawieniem.
- Elizabeth? - odezwał się Michael, gdy po drugiej stronie usłyszał: słucham.
- Michael! Co słychać? - ucieszyła się przyjaciółka na jego głos.
- Mam nadzieję, że nie spałaś jeszcze... nie miałem do kogo zadzwonić.
- Nie. Siedzę na tarasie i piję wino. Noc jest piękna. Co się dzieje? - zapytała nagle uświadamiając sobie, że po coś zadzwonił, miał jakiś ważny powód.
- Nie wiem od czego zacząć. Jest tak dużo do powiedzenia i muszę to z siebie wyrzucić.
- Nie śpiesz się, chętnie cię wysłucham.
- Myślę, że jutro będę w LA, nie wszystko da się powiedzieć przez telefon. - Westchnął. - Nie wiem co mam robić. Być może popełniam błąd, wszyscy zdają się tak twierdzić.
- O co chodzi?
- O kobietę. Właściwie dwie.
- Aż dwie, wow - próbowała zażartować Liz, ale zaraz przeprosiła i słuchała dalej.
- Widzisz... chyba jestem znowu z Lisą. I...
Na chwilę po drugiej stronie zaległa cisza, pusta cisza. Liz aż oderwała od ucha telefon na moment i skrzywiła się. Co? - zapytała samą siebie w myślach.
- Chyba... - powtórzyła. - Co masz na myśli?
- Boże, to takie skomplikowane. - Znów westchnął.
- U niej zawsze wszystko było skomplikowane. Jesteś pewien, że chcesz w to wejść ponownie? Po tym wszystkim...?
- Posłuchaj...
- A kim jest ta druga kobieta?
Teraz Michael zamilkł na chwilę. Przełknął ślinę, co było słyszalne nawet dla Kate i Miko. Popatrzyli na siebie.
- Ona jest... ma na imię Agnes. Poznałem ją w Nowym Jorku, podczas kręcenia epizodu dla Ulicy Sezamkowej.
- Ładna? - zapytała luźno Liz.
- Tak... ma w oczach ogień, żar. Znalazła się w mojej ekipie koncertowej. Z Universal, do kręcenia dvd. Nawet nie masz pojęcia... - zamknął oczy, ponownie westchnął. Liz słuchała z coraz większym zainteresowaniem i uśmiechem. - Nigdy wcześniej nie poznałem takiej dziewczyny. Naprawdę nie. Ma niezwykłą osobowość, pewność siebie, godną podziwu.
- Ujęła cię - zgadła Liz. - Widać, że bardzo.
- Paris miała wypadek na początku trasy, tu w Las Vegas. Wpadła do basenu, pośliznęła się.
- Co ty mówisz?
- Ona... Agnes, zareagowała pierwsza. Wskoczyła za Paris, później zajęła się nią. Nie masz pojęcia jak pięknie wyglądała. Jak umiała ją pocieszyć, zagadać. A później zajęła się mną, gdy źle się poczułem po którymś koncercie. Nie musiała tego robić. Nie była od tego.
- To jakaś znajoma Bruce'a może? Kogoś z ekipy?
- Nie. Zupełnie nie. Widzisz, ona... ona dopiero zaczęła żyć i pracować w LA, w tym biznesie. Nie jest z południa, nie jest gwiazdą rocka, ani córką producenta. Jednak ma taki temperament, nie potrafię tego opisać... i dzięki niemu wygrywa wiele.
- Złapała cię za serce. Czuję to, nie musiałbyś nic więcej mówić, Michael. - Uśmiech w jej głosie udzielił się jemu. Na chwilę poczuł motyle trzepocące delikatnymi skrzydełkami w jego sercu. To było takie przyjemne uczucie. - Ale nie rozumiem - dodała nagle Liz.
- Czego?
- Bo powiedziałeś na początku, że... wracasz do Lisy? O co chodzi? - Michael znów posmutniał i znów Liz to wyczuła. Zmartwiła się tym razem, mimo że na samo wspomnienie jego słów o tej dziewczynie, Agnes, napływał na jej twarz promienny uśmiech. - O co chodzi?
- Liz, bo... to jest takie nierealne. Ona jest taka młoda i... nic między nami się nie wydarzy.
- Dlaczego? Ona ma kogoś? Jest mężatką?
- Nie. Ona ma 20 lat...
- Nie czuje tego, co ty?
- Być może czuła... nie wiem... jej pocałunki, jej dotyk, to jak na mnie patrzyła, to wszystko zapamiętam już za zawsze, jestem pewien.
- Dlaczego mówisz o niej w czasie przeszłym?
- Bo odeszła. Wyjechała zanim skończył się koncert. I chyba już nigdy jej nie zobaczę.
- I dlatego chcesz wrócić do Lisy? Michael... ja powiem ci co jest nierealne. Twój ponowny związek z Lisą. I doskonale wiesz dlaczego.
- Lisa bardzo się stara. Towarzyszy mi w trasie. Jest bardzo czuła i...
- Michael, proszę cię, przemyśl to. Nie zapominaj jak cię skrzywdziła, nie zapominaj, że z jakiegoś powodu straciłeś do niej zaufanie. Nie rób głupstw. - Liz martwiła się o przyjaciela. Aż wstała i zaczęła chodzić po tarasie.
- Dobrze - odrzekł Michael. - Obiecuję, że przemyślę to, ale... nie chcę być sam. Jest mi bardzo źle, coraz gorzej.
- Moim zdaniem związek z Lisą nie wróży niczego dobrego.
Zakończyli rozmowę i umówili się na spotkanie, jak tylko Michael wróci do LA.
Tymczasem Lisa czekała na niego i już coraz bardziej traciła cierpliwość. Próbowała zadzwonić, gdzie jest, ale jego telefon był zajęty. Cisnęła swoim na łóżko. - Idiota - powiedziała do siebie.
Nagle wszedł. Próbował na swoją twarz przykleić uśmiech i przypomnieć sobie o obietnicy wieczoru.
- Gdzie byłeś tyle czasu? - zapytała nerwowo, nie starając się tego ukryć.
- Musiałem pobyć chwilę sam i pogadać z kimś. Przepraszam, że czekałaś tak długo.
- Z kim pogadać?
- Zadzwoniłem do Liz, dawno z nią nie rozmawiałem.
- To pogawędka z Elizabeth jest ważniejsza niż ja, która czekałam na ciebie już godzinę czasu. Wspaniale. - Zaperzyła się.
- Przepraszam, muszę się wykąpać. - Michaelowi nie chciało się jej słuchać. Próbował znaleźć spokój pod prysznicem. Myślał o niej... pewnie dotarła już do Los Angeles, do domu. Co robi... o czym myśli? Czy o nim? Może już śpi...
W tym czasie Lisa zdążyła się już uspokoić, dla dobra sprawy. Czuła, że cel uświęca środki, że warto. Może naprawdę im się uda? Nie muszą znowu zamieszkać razem, sama nie była pewna, czy tego chce. Mogą się spotykać, a i tak, gdy media się dowiedzą, to będzie powiedziane, że wrócili do siebie. Będzie dla niego dobra. Wzięła głęboki oddech, zdjęła szlafrok i weszła do łazienki. On stał, zawinięty w ręcznik, przed lustrem. Nie chciała patrzeć na jego twarz. Zbliżyła się, objęła go z tyłu i rozwinęła ręcznik.
- Przepraszam, że się zdenerwowałam - powiedziała szeptem. - Mogę ci to jakoś wynagrodzić?
Zaczęli się kochać. Michael czuł, że tego chce, znowu... Zamknął oczy. Być może czuł się winny, ale specjalnie nie bronił się przed obrazem Agnes w jego oczach. Była taka piękna i poruszała zmysłowo biodrami, tymi biodrami, które uwielbiał. Czuł jej dłonie na całym ciele, było mu tak dobrze.
Lisa zasnęła, odwrócona plecami od niego. On znów nie mógł spać.
Agnes leżała już w swoim łóżku i nie śpiąc jeszcze podejmowała różne decyzje. Raz po raz w jej głowie pojawiał się on, ale chciała wypędzić go stamtąd, naganiając inne myśli. Nagle zadźwięczał jej telefon, przerywając potok jej myśli. Na wyświetlaczu migał Snoop.
- Dzwonisz powiedzieć mi dobranoc? - zaczęła od razu. On zaśmiał się w słuchawce.
- Śpisz już?
- Powinnam. Jeśli jesteś w Ameryce, to chyba wiesz, że jest noc.
- Jestem w LA i noc jest zbyt piękna, żeby spać. A ty gdzie jesteś?
- W krainie marzeń - odpowiedziała z uśmiechem. - Nierealnych - dodała.
- Już po trasie?
- Tak, wróciłam wcześniej.
- Sama?
- Jeśli przyjedziesz, to nie będę sama. - To było bardzo spontaniczne, ale rzeczywiście nie chciała być sama. I tak nie mogła spać.
Snoop od razu skorzystał z zaproszenia. Pojawił się w drzwiach z butelką szampana, ubrany w szerokie dżinsowe spodnie i ten słynny du-rag na głowie. Zawsze ją to kręciło. Oboje wiedzieli po co przyjechał.
- Otworzysz? - zapytała od razu Agnes rzucając mu korkociąg. Otworzył bardzo sugestywnie i popatrzyli na siebie, gdy część szampana wytrysnęła. Uśmiechnęła się, wzięła butelkę i popiła z gwinta. Część szampana spłynęło jej po brodzie, po ciele. Snoop gwałtownie przyciągnął ją do siebie.
- Gdzie twoja spluwa, panie gangster.
- Lepiej sobie nie żartuj, to niebezpieczny sprzęt.
- Duży...
- I dobrze strzela.
Snoop był silny i wysoki. Nie był zbyt romantyczny, ale tego Agnes właśnie nie potrzebowała. Bezceremonialnie zdjął jej majtki. Oczekiwał czegoś, ona też tego chciała. Myślała, że zrobią to w sypialni, ale rzucił ją na kanapę w salonie. Wyżyła wszystkie skumulowane podczas trasy emocje, mogła krzyczeć i kląć, sam inspirował ją do tego, pozwalał jej na to wszystko, ona jemu też. Po czwartym razie poczuła się naprawdę zmęczona i wypoczęta jednocześnie. Snoop sięgnął po butelkę, oparł się o brzeg i popił. Wyszedł około czwartej nad ranem. Ona położyła się spać na kilka godzin.
Poranek w Las Vegas przywitał Michaela promieniami słońca. Wstał pierwszy i zaczął szykować się do ekipowego śniadania, pakować się do wyjazdu.
- Myślałam, że zostaniemy tu na cały weekend - powiedziała nagle Lisa, gdy zauważyła krzątającego się Michaela.
- Nie... - odpowiedział nie przerywając zapinania walizki. - Chcę odpocząć w domu, tęsknię za dziećmi.
Lisa nie chciała już się z nim przemawiać. Uznała, że i tak będzie mu towarzyszyć. Pobawi się trochę z tymi dzieciakami, a potem wróci do siebie. Nadal zależało jej na udawaniu posłusznej żonki. Więc przywitała się ciepło z rozkrzyczanymi dziećmi i udała zainteresowanie ich nowym chomikiem, jakiego dostały od Jermaine'a. Michael jednak widział, że nie podoba jej się ta atmosfera. Robiła wszystko, by zostać z nim sam na sam, ale gdy zorientowała się, że przegrała z kilkulatkami, wolała zniknąć. Nawet nie zauważył kiedy wyszła. Cały dzień spędził z dziećmi. Najpierw bawili się z chomikiem, opiekowali się nim, razem umyli wspólnie klatkę, nasypali trocin, wstawili kółko-zabawkę. Michael mówił dzieciom co chomik je, a potem śmiali się z jego zabaw.
Agnes pojawiła się w kampusie z samego rana. Do południa jeszcze mogła coś załatwić. Okazało się, że przepisanie się na studia stricte reżyserskie nie stanowią problemu, dowiedziała się też od razu, że wydział ma podpisaną stałą umowę z Sony Music i tam odbywają się praktyki, staże, praca. Postanowiła zawalczyć o pracę w studio. Żeby nie być sama, zadzwoniła po Slasha i umówiła się z nim na parkingu przed wytwórnią. Już wiedziała, że musi mieć dobre plecy.
- Trafiasz w dobry sezon - powiedział jej. - Nagrania i próby.
- Myślę, że cv mam dobre.
- Samo cv to nie wszystko. Pójdę z tobą na rozmowę.
- To będę musiała się z tobą przespać - zażartowała.
- Powiem, że jesteś moją siostrą - mrugnął do niej - albo...
Roześmiali się.
- Zwiałaś wczoraj tak szybko. Dlaczego?
- Nie lubię oficjalnych pożegnań. No i musiałam zmienić cv.
Slash pokręcił głową i wyszli z windy prosto do drzwi głównego szefa.
- Nowy narybek - uśmiechnął się Brian. - I tak przysłaliby cię na praktykę z UCLA.
- Chciałam prosić o pracę, nie praktykę. Myślę, że praktyki miałam dość na trasie z Michaelem Jacksonem - powiedziała pewnie Agnes. Szef uniósł brwi.
- Ona wie, że jeszcze sporo musi się nauczyć - wtrącił się Slash - ale uczy się szybko. Ma dobre wyczucie dźwięku.
Szturchnęła go dyskretnie. Odpowiedź miała dostać następnego dnia. Jej starszy brat Slash zaprosił ją na lunch. Rozmawiali o różnych sprawach, o pracy też, o wczorajszym wieczorze.
- Szkoda, że pojechałaś, bo wieczorem w barku jeszcze mieliśmy imprezkę. A tak byłaś sama.
- Niezupełnie - uśmiechnęła się łagodnie.
- Hmm... zaczęło się intrygująco. Babski wieczór z kuzynką? Niegrzeczne dziewczynki?
- Nie widziałam się jeszcze z Theresą. Umówiłyśmy się wieczorem - przyznała się. - Byłam ze... Snoopem.
Slash o mało nie zadławił się sokiem i spojrzał na Agnes ze znakiem zapytania w oczach.
- Ze Snoopem? Snoop Doggiem?
- Tak... to było takie spontaniczne - zachichotała. - I duże!
- Hej - spoważniał nagle. - Skąd go znasz? Dlaczego to zrobiłaś?
- Dłuższa historia, z Sacramento. Spotkałam go w klubie, po koncercie.
- Nie łudź się, siostra, że on cię traktował poważnie...
- Wcale tak nie twierdzę, ale... potrzebowałam tego. Może właśnie z nim, wiedząc jaki jest.
- Nie musisz być na siłę niegrzeczną dziewczynką. Nie rób tego więcej. - Slash na serio przejął się sytuacją.
- Powiedział ten, co nie sypia z przypadkowymi laskami - odgryzła się.
- Ja jestem starą dupą, ty młodą i nie rób tego. Znajdź sobie jakiegoś porządnego faceta, a nie Snoopa.
- Myślisz, że Snoop nie może być porządnym facetem?
- Jasne, że może... z wyrokami, ziołem i pistoletem w kieszeni, jest w sam raz dla ciebie. - Oparł się i przekrzywił głowę, strzepnął papierosa.
- Ok, kochany starszy bracie... zatem znajdź mi w Hollywood porządnego faceta.
- Prawdę mówiąc tu w Hollywood jest ich jak na lekarstwo. Tylko jeden taki... - zaśmiał się Slash.
- O, jaki? Już go chcę. I nie dotknie mnie aż do ślubu?
- Ha ha ha... bardzo śmieszne.
- Niechże poznam jego imię, zapewne przeciwieństwo zepsutego Snoopa, bez zioła i dużego gnata! - Zrobiło się wesoło i oboje zaczęli się śmiać.
- No cóż, co do ziół nie mam informacji, ale gnata raczej ma. - Zaraz jednak zakrył dłonią twarz. - Boże, o czym ja rozmawiam!
- Biorę! - wykrzyknęła roześmiana Agnes. - Podaj adres, zawieź mnie do niego!
- Na dodatek, jak na moje oko, tak samo napalony jak ty. Tyle że nie zwykł się do tego przyznawać.
- Trzymasz mnie w niepewności.
- Przecież dobrze go znasz. Kto wie, gdybyś wczoraj nie uciekła...
- O kim ty mówisz?
- Taki opis pasuje tylko do Michaela. Cała reszta różni się chociażby tym, że nie mają...
Nagle przerwał, bo zauważył, że Agnes dość drastycznie spoważniała i zapaliła papierosa. Odwróciła wzrok i nerwowo ruszała nogą.
- Muszę zaraz iść - powiedziała do Slasha po chwili.
- Co jest? - zadał pytanie zatrzymując ją. - Chyba ty i on nie...
- Nie - odpowiedziała ostro Agnes. - Przecież ma żonę. Więc zły wybór z tym porządnym facetem.
- O, to coś nowego. Ma żonę?
- A Lisa to kto?
- Raczej była żona.
- Dobrze, zatem obecna kochanka.
Slash patrzył ciągle na Agnes, która nie mogła doczekać się kelnerki z rachunkiem.
- Słabo udajesz, że nic do niego nie masz. Jednak trafiłem w sedno.
- Proszę cię, przestań.
- O Lisę się nie martw. Wiem o co chodzi. I nie musisz się denerwować. Nikomu nie powiem - mrugnął.
Agnes rozejrzała się wokół. Nikt obok nich nie siedział. Chciała wierzyć Slashowi, że nikomu nie powie. Wzięła głęboki oddech i ukryła na chwilę twarz w dłoniach. On zgasił papierosa.
- To jest takie trudne i... chyba długo o tym nie zapomnę.
- Dlaczego masz zapomnieć?
- Bo ja... ja się chyba w nim zakochałam, Saul.
(...)
Lisa dała Michaelowi czas do wieczora. Później nie mogła już siedzieć bezczynnie. Pojechała do Neverland. Michael położył już dzieci spać, a sam siadł na tarasie w fotelu i znów pogrążył się w myślach. Otworzył ulubione wino. Tak bardzo za nią tęsknił, aż go ściskało w sercu. Oczami wyobraźni widział jej postać, uśmiechniętą, dynamiczną, jak wygłupiała się ze Slashem, skupiona regulowała obraz w kamerze, jak przytulała Paris, jak ćwiczyli układ do The Way You Make Me Feel. Nie mógł, nie potrafił o niej zapomnieć, a te wspomnienia były smutne. Bo bardzo chciał ją jeszcze spotkać, spojrzeć w jej lazurowe oczy, dotknąć jej ust. Chciał chociażby jeszcze raz pokłócić się z nią, by zobaczyć ten ogień, te drżące piersi. Nagle zobaczył kobiece ręce, które oplatają jego szyję oraz skubnięcie ustami w szyję. Zaplątany w myślach o Agnes, pocałował te tajemnicze ręce. Nagle zdał sobie sprawę, że to Lisa. Obejrzał się.
- Co tu robisz? - zapytał przestraszony trochę.
- Omijając stado nieżyczliwych ochroniarzy, przyjechałam się z tobą kochać. - Wzięła z jego dłoni kieliszek wina i popiła. On popił z butelki. Usiadła na nim. Patrzyli na siebie i jeszcze przez jakiś czas pili wino, aż butelka została pusta. Michael poczuł mrowienie w podbrzuszu i lekkość mózgu. Zaczął rozpinać jej bluzkę. Lisa uśmiechnęła się. Potem zagryzła wargi.
Agnes i Theresa spędziły całe popołudnie i wieczór ze sobą. Okazało się, że kuzynka podjęła ostateczną decyzję i przeprowadziła się tu z San Francisco, by zacząć nowe życie. Kupiły wino, zamówiły pizzę. Wieczór upłynął na zwierzeniach, opowieściach o trasie, o zakochaniu, o nowej pracy Theresy w laboratorium w klinice UCLA, o kontynuacji jej studiów medycznych w LA. Były ze sobą bardzo blisko i Agnes opowiedziała jej wszystko, co wydarzyło się z Michaelem. Smutno się zrobiło.
- On naprawdę wrócił do Lisy? Przecież po tym co ona o nim mówiła w tv...
- Tak, choć trudno w to uwierzyć. Może ma dobre intencje.
- Nie bądź naiwna... Na pewno ma jakiś interes. Jakoś nie pałam do niej sympatią.
- Slash powiedział, że nagrywa płytę i ma się promować. Też jej nie wierzy.
- Powiem ci, że ten Slash...
- Chcesz się z nim umówić?
- Daj numer...
Theresa zawsze umiała ją rozśmieszyć. Agnes bardzo cieszyła się, że teraz będą widywać się częściej.
Było niedzielne przedpołudnie, kiedy Kate postanowiła na poważnie porozmawiać z Michaelem. Ciągle nie dawało jej spokoju to, że Agnes wyjechała z Las Vegas wcześniej i domyślała się dlaczego. Wiedziała też już, że Michael również zakochał się w niej, ale nie rozumiała w ogóle tej sytuacji z Lisą. Miała ochotę od razu pojechać do Liz po posiłki, bo właśnie ona miała największe zaufanie Michaela w tych sprawach. Jednak Liz nie odbierała telefonu. Zajechała więc do Neverland. Traf chciał, że zaraz przy podjeździe zobaczyła Lisę. Chodziła w tę i z powrotem po trawie w ogrodzie, zaraz przy parkanie i rozmawiała przez telefon.
- Tak, tak wiem. Najlepiej będzie u Oprah, wiesz, bo już chyba będzie wiadomo, że ja i Michael wróciliśmy do siebie, a Oprah to ktoś. Pracuję nad tym. Oj tak, dla dobra sprawy, wiesz jak jest. Ale nic się nie zmieniło. Beznadzieja. No myślę, że tak za miesiąc wyjdzie ten krążek, może pomoże mi przy produkcji, chcę mieć jego nazwisko na tej płycie - mówiła, raz po raz śmiała się, paliła papierosa.
Kate od początku wiedziała, że coś się za tym kryje. Zmarszczyła brwi i pokręciła głową. Jaka suka - pomyślała. Lisa właśnie skończyła rozmawiać, kiedy Kate stanęła jej przed oczami.
- Jak tam interesy? Chyba lepiej,co? - zaczęła z przekąsem.
- No proszę, kto to nas odwiedza... - odbiła Lisa.
- Błąd: nie "nas", a Michaela.
- No dobra, nie będziemy udawać, że cieszymy się na swój widok, ale powiem ci jedno: masz dwa wyjścia. Albo przyzwyczaisz się do mojej obecności i okażesz szacunek albo więcej mam cię tu nie widzieć.
- A to dobre! - roześmiała się Kate. - Szacunek, mówisz?
- Wkurzasz mnie.
- Wzajemnie.
- Ale niestety przegrałaś zakład. Jednak wróciliśmy do siebie z Michaelem, więc lepiej uważaj na słowa.
Kate popatrzyła na nią ze złością, na co Lisa uśmiechnęła się zgryźliwie. - No, po tak upojnej nocy, to pewnie niedługo znów mi się oświadczy. Ja wiem czego mu trzeba, on to docenia. - Ten uśmiech zdenerwował Kate.
- No cóż, nie wiem jakich czarów użyłaś jak na wiedźmę przystało, ale mam nadzieję ta pomroczność szybko mu minie.
- Kretynka, nie mam zamiaru słuchać cię dłużej. Wracaj skąd przyjechałaś! - Lisa wkurzyła się bardziej i popchnęła Kate. Ta jednak nie pozostała dłużna i uderzyła Lisę w twarz. Zaczęły się bić nie na żarty. Miko właśnie pojawił się w pracy i podbiegł pierwszy. Za nim zaraz Michael, który wyjrzał właśnie z werandy.
- Interesowna dziwka! - wykrzykiwała Kate.
- Durna fryzjerka, zaraz pokażę ci, gdzie twoje miejsce! - szarpała się z nią Lisa. - Ochrona! - zawołała, gdy zobaczyła Michaela - ta wariatka zaatakowała mnie. Niezłych masz przyjaciół, gratuluję.
Miko odciągnął Kate. Lisa przytuliła się do Michaela i poprawiała włosy.
- Co się tu dzieje!? - zapytał zaskoczony biegiem wydarzeń w ogrodzie.
- Przejrzyj na oczy, Michael! - krzyknęła naprawdę wkurzona Kate. - Co ta flądra tu robi?
- Zamknij się i wyjdź, jesteś niebezpieczna dla otoczenia - odpowiedziała Lisa nie patrząc na nią. Po czym zwróciła się się do Michaela - patrz co mi zrobiła, to boli. - Miała rozciętą wargę. Nic więcej.
- Chodź do środka - zwrócił się do niej Michael, co zdziwiło i rozzłościło Kate jeszcze mocniej.
- Michael!
- Porozmawiamy później, ok?
Michael też był zły. Na wszystko i wszystkich, łącznie z Lisą.
- Nie chcę się wtrącać, ale powinieneś ją zwolnić. To będzie najlepsze co zrobisz.
- Więc się nie wtrącaj - odpowiedział surowo. - I taka sytuacja ma się więcej nie powtórzyć, rozumiesz?
- No proszę, jak to mężczyzna staje w obronie pokrzywdzonej kobiety - odpowiedziała z ironią.
- Nie udawaj pokrzywdzonej. Wszystko widziałem.
- Gówno widziałeś - syknęła Lisa. Złapała swoją torbę z kanapy w salonie. - Mam dość na dziś. Miłego dnia, kochanie. - Wyszła przeklinając pod nosem.
Gdy Kate widziała odjeżdżającą Lisę, miała ochotę rzucić jeszcze za nią kamieniem, ale w końcu doszła do wniosku, że nic tu po niej.
- Jadę, Miko - powiedziała - dziś z nim nie pogadam.
- Chyba zadzwonię po psychoterapeutę - odpowiedział patrząc na zbliżającego się Michaela.
- Albo egzorcystę - zaproponowała Kate.
W tej chwili Michael pojawił się za jej plecami. Wziął ją za ramię i odwrócił do siebie.
- Posłuchaj Kate - zaczął ostro - zaraz ja wezwę egzorcystę, bo to ty zachowujesz się jak nawiedzona. Nie spodziewałem się tego po tobie!
- Ja też się nie spodziewałam, że jesteś aż taki głupi, żeby znowu wierzyć tej szmacie!
- Radzę ci uważaj na słowa, bo...
- Bo co? Przestanę być twoją przyjaciółką? Ona jest lepsza? Nigdy cię nie zawiodła, mało ci?
- Ona jest moją żoną.
- Hm, ciekawe. W takim razie zapomniałeś mnie zaprosić na swój ponowny ślub!
- Kate, przestań...
- Przestanę. Tylko powiem ci jedno. Jesteś osłem, pi*****nym palantem. Po twoim wczorajszym zachowaniu można było się spodziewać, że Agnes wyjedzie wcześniej. I wcale jej się nie dziwię. Ty się dziwisz? Zakochała się w tobie, a ty zakochałeś się w niej. Tak, nie jestem głupia. Wiem o wszystkim. A ty wracasz do Lisy i tańczysz jak ci zagra. Wiesz co? Idź do diabła! Nie na moim ramieniu będziesz płakał, jak cię znowu zrani.
Miko udawał, że nie słyszy. Stał przy bazie, tyłem do nich. Miał jednak takie samo zdanie, co z resztą powiedział mu wczoraj.
Kate odjechała. On został sam. Jedno tylko nie zgadzało się w wypowiedzi Kate: Lisa go nie zrani. Bo już jej nie kocha. Szedł w stronę domu i miał wrażenie, że z każdym krokiem przyznaje im wszystkim rację. Miał dość Lisy, nie chciał z nią być. Myślał ciągle i ciągle o Agnes. Musiał znaleźć jakiś sposób, by ją znowu zobaczyć. Kopnął w drzwi ze złości i frustracji, bo nie mógł nic wymyślić.
- Liz? - odezwał się do słuchawki. - Błagam przyjedź do mnie, bo zwariuję.
Jednocześnie chciałam dać znać, że wprowadziłam kilka zmian i gadżetów na blogu. Zapraszam. (:
ciąg dalszy.
Elizabeth przyjechała z odsieczą po upływie godziny. I być może tak jak Michael chciał, miała już w głowie gotowe rozwiązania. Oddzwoniła do Kate i poprosiła, by też przyjechała. Zgodziła się, mimo że jeszcze nie przeszła jej złość, dodatkowo miała problemy osobiste. Pojawiły się prawie równocześnie. Zobaczyły Michaela jak spaceruje po posesji. Był zamyślony, z rękami w kieszeniach, ze zwieszoną głową, czasami kopał ziemię, by zaraz ją z powrotem udeptać.
- Aż tak z nim źle? - zapytała z niedowierzaniem Liz. - Zakochanie to wspaniały stan, a prawdziwa miłość zdolna jest do poświęceń, choćby cały świat stał przeciwko tobie. Może to po prostu kryzys. Czterdziestka dała się we znaki...
- Też tak na początku myślałam - odpowiedziała Kate. - Że ogląda się za młodą panienką, bo druga młodość uwiera go w spodniach. Ale obserwowałam i jego i ją. Miko z resztą też.
- Więc nie rozumiem, dlaczego mi mówił, że wrócił do Lisy? Skoro zakochany jest w innej.
- Może to próba ucieczki. To ona, Agnes, miała mu pierwsza powiedzieć, że to nierealne, że się nie uda. Swoją drogą trochę racji w tym jest, w końcu różnica wieku, całe medialne zamieszanie. Sama nie wiem...
W tym czasie zauważył je Michael i podszedł, przywitał się.
- Kate, przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem - rzekł do przyjaciółki.
Ona skinęła, że w porządku, wybacza. Właśnie pojawiła się Grace z dziećmi, więc odeszła do nich. Domyślała, że on i Liz chcą porozmawiać na osobności. Poszli pod baobab. Usiedli na drewnianych ławkach. Michael wziął głęboki oddech. Elizabeth nie musiała o nic pytać. Sam zaczął.
- Myślę o niej i nie mogę przestać. Ona ciągle tu jest, w moich myślach, w mojej głowie. Chcę jej. Chcę ją widywać. Bałem się końca trasy, bo... bałem się tego pożegnania, przed którym uciekła. Ale miałem nadzieję, że zobaczę ją jeszcze. W nocy po koncercie, rano na śniadaniu. Że może się napatrzę, nasycę jej widokiem i...jakoś będzie. Ale to nie mija. Jest coraz gorzej.
- Co zamierzasz?
- Nie mam pojęcia. A im dłużej myślę co zrobić, to tym bardziej ta pustka w głowie mi dokucza.
- Czego ode mnie oczekujesz?
- Chciałem się wygadać. Komuś, kto mnie wysłucha, zamiast nazywać mnie kretynem. Wiem, że nim jestem, ale... nie radzę sobie sam. Nie wiem co robić.
Liz przysunęła się do Michaela i objęła go. Przytulił się do niej, faktycznie był bezradny, wyglądał jakby spuszczono z niego całe powietrze.
- Tęsknię za nią, bardzo.
- Czy samo bycie jej obok ciebie, w zasięgu twojego wzroku... to wystarczy? Dlaczego tego chcesz?
- Nie wiem czy wystarczy, ale chcę. Być może nie umiem tego do końca wytłumaczyć. Coś się ze mną dzieje, coś co...
- Zakochałeś się. Przyznaj.
Michael wstał i jakoś tak bezwiednie narysował nogą na ziemi niewielki kontur serca. Liz uśmiechnęła się. On przez jakiś czas milczał.
- Przyznaję. Kręci mi się w głowie. - Ciężko usiadł z powrotem na ławce.
- Zadzwoń do niej... - zaproponowała Liz. - Chyba masz jej numer.
- Mam. Ale co jej powiem? Wyznam jej miłość od razu? Powiem jak bardzo tęsknię, że chcę żeby była ze mną?
- Teoretycznie mógłbyś to zrobić, ale...
- Proszę cię!
- Ale mam lepsze rozwiązanie.
- Jakie?
- Najpierw powiedz mi jeszcze jedną rzecz. To ważne.
- Co takiego?
- Co zamierzasz z Lisą. Bigamia w naszym kraju jest zabroniona - dodała pół żartem.
Michael westchnął i zagryzł wargi. Przetarł dłonią twarz.
- No właśnie. To jest ten głupi błąd, o którym ci wspominałem.
- Żebyś wiedział, że głupi! - Elizabeth aż uderzyła go w nogę. - Co ci strzeliło do głowy!?
- Nie wiem... ona pojawiła się w Miami, zupełnie mnie zaskoczyła... Ale ja nie chcę do niej wracać.
- Spaliście ze sobą?
- W ujęciu cielesnym... tak.
- I?
- Jeszcze dziś chcę jej powiedzieć, że... to koniec. Że to jednak zły pomysł. Nie powinienem był.
- Chodź. Zadzwonisz do niej zaraz. Tak będzie najlepiej.
Poszli do domu. Liz bez zbędnych ceregieli podała mu do ręki telefon i oddaliła się. Podeszła do barku. Nalała w dwie szklanki trochę whisky i coli. Pierwsza popiła z jednej. W tym czasie Michael zadzwonił do byłej żony. Zaczął od razu, gdy usłyszał jej głos po drugiej stronie.
- Słuchaj. Potrzebuję, żebyś przyjechała zaraz do mnie. Możesz?
- O co chodzi?
- Musimy porozmawiać.
- O czym? Bo jeśli o Kate, to...
- O nas. Bardzo mi zależy.
Lisa uśmiechnęła się do słuchawki.
- Dobrze, kochanie. Zaraz przyjadę.
Kiedy odłożył słuchawkę, Liz podeszła do niego ze szklanką whisky. Podała mu.
- Coś mocniejszego. Myślę, że się przyda. - Stuknęła swoją szklanką o jego. Wypił. Skrzywił się. Poczuł jak alkohol pali go przepływając w środku.
Lisa pojawiła się późnym popołudniem. Liz razem z Kate siedziały w ogrodzie, razem z dziećmi oraz Grace i Marthą. Kate była strasznie ciekawa, chciała iść podsłuchać, ale przez jakiś czas Liz wstrzymywała ją. Nerwowo oglądały się jednak obie na południowe wyjście z salonu.
Michael stał wyprostowany, z rękami do tyłu, gdy Lisa weszła. W głowie zaświtała jej myśl, że może już jej się znowu oświadczy. Podeszła bliżej. Kiedy rozłożył ręce i wskazał jej miejsce by usiadła na przeciw niego, nie zobaczyła jednak pierścionka. Spoważniała trochę.
- O czym tak ważnym chcesz porozmawiać? - zaczęła pierwsza.
- Widzisz... - zaczął na głębszym oddechu Michael - to był błąd. Ty i ja...
- Co masz na myśli?
Michael wkurzył się jak raz, sam na siebie. Poczuł się jak flegma i zaraz wziął się w garść. Wstał. Odszedł kilka kroków. Lisa podeszła za nim.
- Nie będziemy razem, Lisa - powiedział konkretnie. - To niemożliwe i ja nie chcę. Przepraszam, że być może zachowywałem się, jakby było inaczej, ale... to był błąd.
Lisę zatkało. Zdenerwowała się i zmarszczyła brwi. Pokręciła głową.
- Co? Przecież...
- Nie, Lisa - potwierdził stanowczo. - Nasz czas dobiegł końca już kilka lat temu. Wydarzyły się rzeczy, o których nie można zapomnieć. I nie kocham cię już.
Lisa nie zastanawiała się, tylko od razu uderzyła go w twarz. Jak na ironię, poza tym, że fizycznie zapiekło, nie przejął się tym. Poniekąd zasłużył, sam to wiedział. Spał z nią, a myślał o innej. Dał do zrozumienia, że wraca do niej, podczas, gdy miłość do innej płonęła już w nim od jakiegoś czasu. Tak, oszukał ją, oszukał sam siebie. Lisa jednak nie zamierzała wyjść od razu po wymierzeniu mu policzka.
- Posłuchaj ty ******* - nie przebierała w słowach - po pierwsze nigdy nie wybaczę ci, że tak mnie potraktowałeś. Wykorzystałeś mnie w tak okropny sposób. Naprawdę myślałam, że możemy do siebie wrócić, poświęciłam się!
- Przepraszam, wiem że...
- G*wno wiesz! I nigdy nic nie wiedziałeś. O tym jak traktować kobietę, jak ją kochać i troszczyć się o nią, o mnie. Ale wiesz co? Teraz ci powiem. Tak, powiem ci całą prawdę, chcesz? - krzyczała coraz głośniej, gotowała się ze złości.
- Rozumiem twoje zdenerwowanie, ale podjąłem właśnie taką decyzję. Myślę, że wszystko już w tej sprawie zostało powiedziane. Dawno temu. Nie wracajmy do tego. Nie chcę...
- Ale ja chcę i ty wtedy chciałeś coś wiedzieć. Teraz ci powiem. - Miała ochotę wygarnąć mu wszystko, była wściekła i nic nie mogło jej powstrzymać. - Nie chciałam mieć z tobą dzieci. Tak... mogłam zajść w ciążę, ale nie chciałam. Przez cały czas brałam pigułki.
Michael otworzył usta na tę wiadomość. Domyślał się tego później, ale usłyszeć to z jej ust, prosto w oczy... Zabolało go to.
- Dlaczego? - zapytał ciszej.
- O, myślałam, że już ta twoja przyjaciółeczka Kate ci o tym powiedziała. Nie? Dziwne. - Lisa uśmiechnęła się kwaśno. - W sumie to dobrze, że tak się stało. Bo * fragment wycięty * - Zaśmiała się złośliwie i wykrzywiła się. - Ale jakoś wytrzymałam tamten czas, i byłam ci wierna. Powinnam dostać nobla albo zostać ogłoszoną świętą!
Kate już od kilku minut nie mogła wytrzymać, tym bardziej, że w ogrodzie słychać było krzyk Lisy. Elizabeth martwiła się też, więc podeszły do drzwi.
- Słyszysz, co ona mówi!? - oburzyła się Kate prawie nie panując nad szeptem. Miała już wejść, ale Liz zatrzymała ją jeszcze łapiąc za rękę. Jednak, gdy usłyszały słowa o braku orgazmów, o potencjalnej beznadziejności Michaela w łóżku, Kate wyrwała się i weszła do środka. Lisa miała już wybiec, zostawiając Michaela, który ze spuszczoną głową i otwartymi ustami stał i słuchał tego wszystkiego. Zatrzymała się jeszcze, spojrzała na Kate mrużąc oczy.
- Wynoś się! - krzyknęła Kate i zaczęła zbliżać się do Lisy - no na co czekasz, idź precz szatanie!
Już miało dość do kolejnej bijatyki, ale Michael wziął przyjaciółkę za rękę i odciągnął na bok. W tym czasie pojawił się już Tony, zaniepokojony krzykami.
- Daj spokój - powiedział ciszej, smutniej. - Tony, odprowadź proszę Lisę do wyjścia.
Lisa jednak wyszła sama, rozbijając po drodze jakiś cenny wazon własną torebką. Kate popatrzyła na Michaela z pewnym zdumieniem, ale on po prostu odwrócił się i wyszedł.
Szedł przed siebie, nie wiedział dokąd. Zatrzymał się dopiero przy drewnianej chatce. Usiadł ziemi. Upewniając się, że nikt za nim nie szedł, wokół nie ma nikogo, ani oko monitoringu nie widzi go za tą ścianą chatki, oparł głowę do tyłu i spoglądając w ciemniejące niebo nie próbował nawet ukryć spływających łez. Czuł się beznadziejnie. Również z tego powodu, że znowu płakał, ale kolejny raz pozwalał sobie na to. Ktoś kiedyś mu powiedział, że trzeba być twardym, że mężczyzna nie może płakać. Że to wstyd. Być może dlatego się chował, nie chciał, żeby widział ktokolwiek, że jest taki słaby. Przeżywał to sam w sobie, z nikim nigdy się tym nie dzielił. Raz tylko, gdy Diana nakryła go, jeszcze gdy miał naście lat, poczuł się taki mały i upokorzony, obiecał sobie, że już nigdy nikt nie zobaczy jego łez. Zwykle płakał krótko. Później wycierał twarz i z uśmiechem wychodził do ludzi. Nikt niczego się nie domyślał. Opanował to do perfekcji.
Wrócił po godzinie do domu. Nie był już pewien czy Kate i Liz ciągle tam są, nie wymagał tego. Kate musiała już pojechać, ale Elizabeth czekała na niego na werandzie.
- Dziękuję, że zaczekałaś - powiedział łagodnie, udając, że wszystko jest już w porządku. Ale przyjaciółka widziała ten przejmujący smutek w jego oczach.
- Chciałbyś się teraz do niej przytulić, mam rację? Do... Agnes. Tak ona ma na imię?
Nic nie odpowiedział. Popatrzył w dal, oblizał usta, spuścił głowę. Teraz bał się o niej myśleć. A jeśli jakaś pojedyncza myśl wdzierała się siłą do jego głowy to taka, że może dlatego ona go odtrąciła, bo nie widziała w nim ani dobrego kochanka, ani partnera, który potrafi ją pokochać naprawdę. Zadrżał. Liz zauważyła, może nawet te myśli, na tyle na ile go znała. Zupełnie nagle, z całej siły szarpnęła go za ramię.
- Michael! - krzyknęła. - Jesteś tutaj?
- Może nie jestem dla niej wystarczająco dobry... może dlatego...
- Ale przestań natychmiast - teraz naprawdę się zezłościła. - Mogę zostawić cię tutaj użalającego się nad sobą, rozpamiętującego nędzne słowa tej rudej *******. Albo ogarniesz się już i będziesz gotowy na dobre wiadomości.
- Jakie dobre wiadomości? - zapytał z zaciekawieniem Michael. - Wolę te dobre.
- Chcę poznać tę Agnes. - Elizabeth oparła się o poręcz. - Powiem więcej: muszę.
Michael uśmiechnął się nieśmiało. Zobaczył ją przed oczami, ten ogień, tę charyzmę, jej uśmiech.
- Jak? - zapytał nagle, znów z tą samą nadzieją na gotową odpowiedź Liz.
- Jutro - odpowiedziała zdecydowanie. - W ogóle dawno nie widziałam się ani z Denise, ani z Travisem... Poza tym Macaulay będzie od rana w LA. Jeśli pozwolisz, zrobimy w Neverland małą imprezę. Takie afterparty po trasie. Co o tym sądzisz?
- Myślę, że to dobry pomysł - ucieszył się. - Ale jaki to ma związek z Agnes?
- Masz. Dzwoń. - Liz wręczyła mu jego własny telefon komórkowy do ręki. - Kobiety lubią wiedzieć wcześniej o takich wydarzeniach. Kate już wie, do Denise zadzwoniłam, przyjedzie też Janet. - Michael popatrzył na przyjaciółkę niepewnie, trochę z obawą. - Jeśli teraz tego nie zrobisz, ja ci więcej nie pomogę. Jutro, godzina piąta po południu. Powiedz, że Miko po nią przyjedzie. Zgodził się. Ja już muszę iść. - Powiedziała to, cmoknęła go w policzek i skierowała się do wyjścia. - Do zobaczenia jutro.
- Zaczekaj! - zatrzymał ją Michael. Złapał ją za dłoń. - Dziękuję. Dziękuję, że jesteś - powiedział i przytulił się do niej. - Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
- Nie dziękuj, tylko zrób wszystko, żeby tu jutro była. - Uśmiechnęła się i nagle... przypomniała sobie o czymś. Michael to zauważył.
- Co jest? - zapytał.
Nagle Elizabeth wzięła z parapetu na werandzie jakąś większą brązową kopertę. Nie była gruba i nie była zamknięta.
- Kate je zrobiła. Jest ich więcej, ale wywołała kilka dla ciebie dziś. - Podała tę kopertę Michaelowi, była podpisana, że to dla niego. - Miłego wieczoru, kochany. - Mrugnęła, ścisnęła jego dłoń i wyszła.
Michael z zaciekawieniem otworzył kopertę i wyjął z niej trzy średniej wielkości zdjęcia. Aż usiadł z wrażenia na pierwszym lepszym miejscu, gdzie mógł. Na zdjęciach była ona, Agnes, podczas pracy w trasie, w ulubionych dżinsach i trampkach i jedno zdjęcie w tej seksownej stylizacji do The Way You Make Me Feel. Nie mógł się na nie napatrzeć, był pod ogromnym wrażeniem. Aż roześmiał się z radości, że je dostał, że widzi ją, nie tylko w swojej głowie, ale teraz ma jej fotografie. Jakby wydawała się bliżej, nie taka odległa, nierealna. Uśmiechała się, widać było ten błysk w jej oczach, pewność siebie.
Nalał sobie kieliszek wina i poszedł do sypialni. Rozłożył zdjęcia na łóżku, sięgnął po telefon. Muszę to zrobić. Teraz albo nigdy. Ona musi tu jutro być, muszę ją zobaczyć. Nie chciał więcej rozmyślać i stresować się. Wziął głęboki oddech i wybrał jej numer. Dochodziła siódma wieczorem.
i co o tym myślicie? co się wydarzy w następnym odcinku?
edit:
widzę, że mam dużo wizyt i poczytność na blogu. dzięki
wobec tego zastanawiam się, czy... publikować też tu, na forum, czy już nie? wejść niby trochę jest, ale komentarzy nie ma tutaj, właściwie większość dzieje się na blogu. więc nie wiem. decyzja należy do Was. pozdrawiam. *A*
Elizabeth przyjechała z odsieczą po upływie godziny. I być może tak jak Michael chciał, miała już w głowie gotowe rozwiązania. Oddzwoniła do Kate i poprosiła, by też przyjechała. Zgodziła się, mimo że jeszcze nie przeszła jej złość, dodatkowo miała problemy osobiste. Pojawiły się prawie równocześnie. Zobaczyły Michaela jak spaceruje po posesji. Był zamyślony, z rękami w kieszeniach, ze zwieszoną głową, czasami kopał ziemię, by zaraz ją z powrotem udeptać.
- Aż tak z nim źle? - zapytała z niedowierzaniem Liz. - Zakochanie to wspaniały stan, a prawdziwa miłość zdolna jest do poświęceń, choćby cały świat stał przeciwko tobie. Może to po prostu kryzys. Czterdziestka dała się we znaki...
- Też tak na początku myślałam - odpowiedziała Kate. - Że ogląda się za młodą panienką, bo druga młodość uwiera go w spodniach. Ale obserwowałam i jego i ją. Miko z resztą też.
- Więc nie rozumiem, dlaczego mi mówił, że wrócił do Lisy? Skoro zakochany jest w innej.
- Może to próba ucieczki. To ona, Agnes, miała mu pierwsza powiedzieć, że to nierealne, że się nie uda. Swoją drogą trochę racji w tym jest, w końcu różnica wieku, całe medialne zamieszanie. Sama nie wiem...
W tym czasie zauważył je Michael i podszedł, przywitał się.
- Kate, przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem - rzekł do przyjaciółki.
Ona skinęła, że w porządku, wybacza. Właśnie pojawiła się Grace z dziećmi, więc odeszła do nich. Domyślała, że on i Liz chcą porozmawiać na osobności. Poszli pod baobab. Usiedli na drewnianych ławkach. Michael wziął głęboki oddech. Elizabeth nie musiała o nic pytać. Sam zaczął.
- Myślę o niej i nie mogę przestać. Ona ciągle tu jest, w moich myślach, w mojej głowie. Chcę jej. Chcę ją widywać. Bałem się końca trasy, bo... bałem się tego pożegnania, przed którym uciekła. Ale miałem nadzieję, że zobaczę ją jeszcze. W nocy po koncercie, rano na śniadaniu. Że może się napatrzę, nasycę jej widokiem i...jakoś będzie. Ale to nie mija. Jest coraz gorzej.
- Co zamierzasz?
- Nie mam pojęcia. A im dłużej myślę co zrobić, to tym bardziej ta pustka w głowie mi dokucza.
- Czego ode mnie oczekujesz?
- Chciałem się wygadać. Komuś, kto mnie wysłucha, zamiast nazywać mnie kretynem. Wiem, że nim jestem, ale... nie radzę sobie sam. Nie wiem co robić.
Liz przysunęła się do Michaela i objęła go. Przytulił się do niej, faktycznie był bezradny, wyglądał jakby spuszczono z niego całe powietrze.
- Tęsknię za nią, bardzo.
- Czy samo bycie jej obok ciebie, w zasięgu twojego wzroku... to wystarczy? Dlaczego tego chcesz?
- Nie wiem czy wystarczy, ale chcę. Być może nie umiem tego do końca wytłumaczyć. Coś się ze mną dzieje, coś co...
- Zakochałeś się. Przyznaj.
Michael wstał i jakoś tak bezwiednie narysował nogą na ziemi niewielki kontur serca. Liz uśmiechnęła się. On przez jakiś czas milczał.
- Przyznaję. Kręci mi się w głowie. - Ciężko usiadł z powrotem na ławce.
- Zadzwoń do niej... - zaproponowała Liz. - Chyba masz jej numer.
- Mam. Ale co jej powiem? Wyznam jej miłość od razu? Powiem jak bardzo tęsknię, że chcę żeby była ze mną?
- Teoretycznie mógłbyś to zrobić, ale...
- Proszę cię!
- Ale mam lepsze rozwiązanie.
- Jakie?
- Najpierw powiedz mi jeszcze jedną rzecz. To ważne.
- Co takiego?
- Co zamierzasz z Lisą. Bigamia w naszym kraju jest zabroniona - dodała pół żartem.
Michael westchnął i zagryzł wargi. Przetarł dłonią twarz.
- No właśnie. To jest ten głupi błąd, o którym ci wspominałem.
- Żebyś wiedział, że głupi! - Elizabeth aż uderzyła go w nogę. - Co ci strzeliło do głowy!?
- Nie wiem... ona pojawiła się w Miami, zupełnie mnie zaskoczyła... Ale ja nie chcę do niej wracać.
- Spaliście ze sobą?
- W ujęciu cielesnym... tak.
- I?
- Jeszcze dziś chcę jej powiedzieć, że... to koniec. Że to jednak zły pomysł. Nie powinienem był.
- Chodź. Zadzwonisz do niej zaraz. Tak będzie najlepiej.
Poszli do domu. Liz bez zbędnych ceregieli podała mu do ręki telefon i oddaliła się. Podeszła do barku. Nalała w dwie szklanki trochę whisky i coli. Pierwsza popiła z jednej. W tym czasie Michael zadzwonił do byłej żony. Zaczął od razu, gdy usłyszał jej głos po drugiej stronie.
- Słuchaj. Potrzebuję, żebyś przyjechała zaraz do mnie. Możesz?
- O co chodzi?
- Musimy porozmawiać.
- O czym? Bo jeśli o Kate, to...
- O nas. Bardzo mi zależy.
Lisa uśmiechnęła się do słuchawki.
- Dobrze, kochanie. Zaraz przyjadę.
Kiedy odłożył słuchawkę, Liz podeszła do niego ze szklanką whisky. Podała mu.
- Coś mocniejszego. Myślę, że się przyda. - Stuknęła swoją szklanką o jego. Wypił. Skrzywił się. Poczuł jak alkohol pali go przepływając w środku.
Lisa pojawiła się późnym popołudniem. Liz razem z Kate siedziały w ogrodzie, razem z dziećmi oraz Grace i Marthą. Kate była strasznie ciekawa, chciała iść podsłuchać, ale przez jakiś czas Liz wstrzymywała ją. Nerwowo oglądały się jednak obie na południowe wyjście z salonu.
Michael stał wyprostowany, z rękami do tyłu, gdy Lisa weszła. W głowie zaświtała jej myśl, że może już jej się znowu oświadczy. Podeszła bliżej. Kiedy rozłożył ręce i wskazał jej miejsce by usiadła na przeciw niego, nie zobaczyła jednak pierścionka. Spoważniała trochę.
- O czym tak ważnym chcesz porozmawiać? - zaczęła pierwsza.
- Widzisz... - zaczął na głębszym oddechu Michael - to był błąd. Ty i ja...
- Co masz na myśli?
Michael wkurzył się jak raz, sam na siebie. Poczuł się jak flegma i zaraz wziął się w garść. Wstał. Odszedł kilka kroków. Lisa podeszła za nim.
- Nie będziemy razem, Lisa - powiedział konkretnie. - To niemożliwe i ja nie chcę. Przepraszam, że być może zachowywałem się, jakby było inaczej, ale... to był błąd.
Lisę zatkało. Zdenerwowała się i zmarszczyła brwi. Pokręciła głową.
- Co? Przecież...
- Nie, Lisa - potwierdził stanowczo. - Nasz czas dobiegł końca już kilka lat temu. Wydarzyły się rzeczy, o których nie można zapomnieć. I nie kocham cię już.
Lisa nie zastanawiała się, tylko od razu uderzyła go w twarz. Jak na ironię, poza tym, że fizycznie zapiekło, nie przejął się tym. Poniekąd zasłużył, sam to wiedział. Spał z nią, a myślał o innej. Dał do zrozumienia, że wraca do niej, podczas, gdy miłość do innej płonęła już w nim od jakiegoś czasu. Tak, oszukał ją, oszukał sam siebie. Lisa jednak nie zamierzała wyjść od razu po wymierzeniu mu policzka.
- Posłuchaj ty ******* - nie przebierała w słowach - po pierwsze nigdy nie wybaczę ci, że tak mnie potraktowałeś. Wykorzystałeś mnie w tak okropny sposób. Naprawdę myślałam, że możemy do siebie wrócić, poświęciłam się!
- Przepraszam, wiem że...
- G*wno wiesz! I nigdy nic nie wiedziałeś. O tym jak traktować kobietę, jak ją kochać i troszczyć się o nią, o mnie. Ale wiesz co? Teraz ci powiem. Tak, powiem ci całą prawdę, chcesz? - krzyczała coraz głośniej, gotowała się ze złości.
- Rozumiem twoje zdenerwowanie, ale podjąłem właśnie taką decyzję. Myślę, że wszystko już w tej sprawie zostało powiedziane. Dawno temu. Nie wracajmy do tego. Nie chcę...
- Ale ja chcę i ty wtedy chciałeś coś wiedzieć. Teraz ci powiem. - Miała ochotę wygarnąć mu wszystko, była wściekła i nic nie mogło jej powstrzymać. - Nie chciałam mieć z tobą dzieci. Tak... mogłam zajść w ciążę, ale nie chciałam. Przez cały czas brałam pigułki.
Michael otworzył usta na tę wiadomość. Domyślał się tego później, ale usłyszeć to z jej ust, prosto w oczy... Zabolało go to.
- Dlaczego? - zapytał ciszej.
- O, myślałam, że już ta twoja przyjaciółeczka Kate ci o tym powiedziała. Nie? Dziwne. - Lisa uśmiechnęła się kwaśno. - W sumie to dobrze, że tak się stało. Bo * fragment wycięty * - Zaśmiała się złośliwie i wykrzywiła się. - Ale jakoś wytrzymałam tamten czas, i byłam ci wierna. Powinnam dostać nobla albo zostać ogłoszoną świętą!
Kate już od kilku minut nie mogła wytrzymać, tym bardziej, że w ogrodzie słychać było krzyk Lisy. Elizabeth martwiła się też, więc podeszły do drzwi.
- Słyszysz, co ona mówi!? - oburzyła się Kate prawie nie panując nad szeptem. Miała już wejść, ale Liz zatrzymała ją jeszcze łapiąc za rękę. Jednak, gdy usłyszały słowa o braku orgazmów, o potencjalnej beznadziejności Michaela w łóżku, Kate wyrwała się i weszła do środka. Lisa miała już wybiec, zostawiając Michaela, który ze spuszczoną głową i otwartymi ustami stał i słuchał tego wszystkiego. Zatrzymała się jeszcze, spojrzała na Kate mrużąc oczy.
- Wynoś się! - krzyknęła Kate i zaczęła zbliżać się do Lisy - no na co czekasz, idź precz szatanie!
Już miało dość do kolejnej bijatyki, ale Michael wziął przyjaciółkę za rękę i odciągnął na bok. W tym czasie pojawił się już Tony, zaniepokojony krzykami.
- Daj spokój - powiedział ciszej, smutniej. - Tony, odprowadź proszę Lisę do wyjścia.
Lisa jednak wyszła sama, rozbijając po drodze jakiś cenny wazon własną torebką. Kate popatrzyła na Michaela z pewnym zdumieniem, ale on po prostu odwrócił się i wyszedł.
Szedł przed siebie, nie wiedział dokąd. Zatrzymał się dopiero przy drewnianej chatce. Usiadł ziemi. Upewniając się, że nikt za nim nie szedł, wokół nie ma nikogo, ani oko monitoringu nie widzi go za tą ścianą chatki, oparł głowę do tyłu i spoglądając w ciemniejące niebo nie próbował nawet ukryć spływających łez. Czuł się beznadziejnie. Również z tego powodu, że znowu płakał, ale kolejny raz pozwalał sobie na to. Ktoś kiedyś mu powiedział, że trzeba być twardym, że mężczyzna nie może płakać. Że to wstyd. Być może dlatego się chował, nie chciał, żeby widział ktokolwiek, że jest taki słaby. Przeżywał to sam w sobie, z nikim nigdy się tym nie dzielił. Raz tylko, gdy Diana nakryła go, jeszcze gdy miał naście lat, poczuł się taki mały i upokorzony, obiecał sobie, że już nigdy nikt nie zobaczy jego łez. Zwykle płakał krótko. Później wycierał twarz i z uśmiechem wychodził do ludzi. Nikt niczego się nie domyślał. Opanował to do perfekcji.
Wrócił po godzinie do domu. Nie był już pewien czy Kate i Liz ciągle tam są, nie wymagał tego. Kate musiała już pojechać, ale Elizabeth czekała na niego na werandzie.
- Dziękuję, że zaczekałaś - powiedział łagodnie, udając, że wszystko jest już w porządku. Ale przyjaciółka widziała ten przejmujący smutek w jego oczach.
- Chciałbyś się teraz do niej przytulić, mam rację? Do... Agnes. Tak ona ma na imię?
Nic nie odpowiedział. Popatrzył w dal, oblizał usta, spuścił głowę. Teraz bał się o niej myśleć. A jeśli jakaś pojedyncza myśl wdzierała się siłą do jego głowy to taka, że może dlatego ona go odtrąciła, bo nie widziała w nim ani dobrego kochanka, ani partnera, który potrafi ją pokochać naprawdę. Zadrżał. Liz zauważyła, może nawet te myśli, na tyle na ile go znała. Zupełnie nagle, z całej siły szarpnęła go za ramię.
- Michael! - krzyknęła. - Jesteś tutaj?
- Może nie jestem dla niej wystarczająco dobry... może dlatego...
- Ale przestań natychmiast - teraz naprawdę się zezłościła. - Mogę zostawić cię tutaj użalającego się nad sobą, rozpamiętującego nędzne słowa tej rudej *******. Albo ogarniesz się już i będziesz gotowy na dobre wiadomości.
- Jakie dobre wiadomości? - zapytał z zaciekawieniem Michael. - Wolę te dobre.
- Chcę poznać tę Agnes. - Elizabeth oparła się o poręcz. - Powiem więcej: muszę.
Michael uśmiechnął się nieśmiało. Zobaczył ją przed oczami, ten ogień, tę charyzmę, jej uśmiech.
- Jak? - zapytał nagle, znów z tą samą nadzieją na gotową odpowiedź Liz.
- Jutro - odpowiedziała zdecydowanie. - W ogóle dawno nie widziałam się ani z Denise, ani z Travisem... Poza tym Macaulay będzie od rana w LA. Jeśli pozwolisz, zrobimy w Neverland małą imprezę. Takie afterparty po trasie. Co o tym sądzisz?
- Myślę, że to dobry pomysł - ucieszył się. - Ale jaki to ma związek z Agnes?
- Masz. Dzwoń. - Liz wręczyła mu jego własny telefon komórkowy do ręki. - Kobiety lubią wiedzieć wcześniej o takich wydarzeniach. Kate już wie, do Denise zadzwoniłam, przyjedzie też Janet. - Michael popatrzył na przyjaciółkę niepewnie, trochę z obawą. - Jeśli teraz tego nie zrobisz, ja ci więcej nie pomogę. Jutro, godzina piąta po południu. Powiedz, że Miko po nią przyjedzie. Zgodził się. Ja już muszę iść. - Powiedziała to, cmoknęła go w policzek i skierowała się do wyjścia. - Do zobaczenia jutro.
- Zaczekaj! - zatrzymał ją Michael. Złapał ją za dłoń. - Dziękuję. Dziękuję, że jesteś - powiedział i przytulił się do niej. - Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
- Nie dziękuj, tylko zrób wszystko, żeby tu jutro była. - Uśmiechnęła się i nagle... przypomniała sobie o czymś. Michael to zauważył.
- Co jest? - zapytał.
Nagle Elizabeth wzięła z parapetu na werandzie jakąś większą brązową kopertę. Nie była gruba i nie była zamknięta.
- Kate je zrobiła. Jest ich więcej, ale wywołała kilka dla ciebie dziś. - Podała tę kopertę Michaelowi, była podpisana, że to dla niego. - Miłego wieczoru, kochany. - Mrugnęła, ścisnęła jego dłoń i wyszła.
Michael z zaciekawieniem otworzył kopertę i wyjął z niej trzy średniej wielkości zdjęcia. Aż usiadł z wrażenia na pierwszym lepszym miejscu, gdzie mógł. Na zdjęciach była ona, Agnes, podczas pracy w trasie, w ulubionych dżinsach i trampkach i jedno zdjęcie w tej seksownej stylizacji do The Way You Make Me Feel. Nie mógł się na nie napatrzeć, był pod ogromnym wrażeniem. Aż roześmiał się z radości, że je dostał, że widzi ją, nie tylko w swojej głowie, ale teraz ma jej fotografie. Jakby wydawała się bliżej, nie taka odległa, nierealna. Uśmiechała się, widać było ten błysk w jej oczach, pewność siebie.
Nalał sobie kieliszek wina i poszedł do sypialni. Rozłożył zdjęcia na łóżku, sięgnął po telefon. Muszę to zrobić. Teraz albo nigdy. Ona musi tu jutro być, muszę ją zobaczyć. Nie chciał więcej rozmyślać i stresować się. Wziął głęboki oddech i wybrał jej numer. Dochodziła siódma wieczorem.
i co o tym myślicie? co się wydarzy w następnym odcinku?

edit:
widzę, że mam dużo wizyt i poczytność na blogu. dzięki

DirtyLily wkleiła też u siebie dalszą część --- polecam!
A tymczasem kolejny odcinek mojego...
Agnes razem z Theresą spędziły cały dzień urządzając do końca oba mieszkania. Przyszła właśnie paczka z Polski, z rzeczami, o które prosiła, żeby jej wysłano, choć nie było ich wiele. Potem pojechały do galerii handlowej w Pasadena, gdzie dokupiły różne domowe gadżety - lampy, dywan, naczynia kuchenne, piękną pościel, wiklinowe dwa krzesła i stolik na balkon. Agnes poczuła się szczęśliwa. Czuła, że urządza swoje gniazdko, za swoje pieniądze, że zacznie żyć naprawdę. Pozostawało jeszcze tylko pojechać do Universal, porozmawiać z Amandą i z szefem, że przenosi się do pracy w Sony. Jeszcze przed południem otrzymała telefon i Brian optymistycznym głosem oznajmił, że jest przyjęta do pracy jako asystentka studia nagrań. Już się ucieszyła i tak, gdy dodał, że będzie pracować z chłopakami z Aerosmith i Martim Frederiksenem przy nagrywaniu nowego albumu. Oczekiwali jej punktualnie o godzinie siódmej rano, by załatwić wszystkie formalności. Nagrania zaczynały się we wtorek po południu. Agnes, po zakończeniu rozmowy, wydała krzyk radości i Theresa zaraz otworzyła Heinekena.
- Chyba już żadna lepsza wiadomość do mnie dzisiaj nie dotrze! - stuknęła się butelkami z kuzynką. - Czego mogę więcej chcieć... mieszkam w Los Angeles, mam... zdobyłam świetną pracę, Ty mieszkasz za rogiem. Cholera, nie wierzę! To się dzieje na serio? Weź mnie uszczypnij.
Theresa zanosząc się od śmiechu uszczypnęła ją i opadły na nowy, jeszcze do końca nie rozwinięty w salonie dywan, o mało nie rozlewając na niego piwa. Kuzynka też nie miała na co narzekać. Spełniały się jej marzenia o studiach na UCLA, pracy w laboratorium nad lekiem na nowotwory i aids. Zaczynała od rana w poniedziałek i już nie mogła doczekać się, kiedy założy biały kitel z nadrukiem University Of California Los Angeles - Medical Center Lab. Z taką energią była w stanie wynaleźć lek na wszystkie choroby cywilizacyjne świata.
Kate prosto od Michaela pojechała do domu i miała nadzieję, że wreszcie porządnie wypocznie. Jadąc myślała już o gorącej kąpieli, pysznej kolacji, rozmowie z synem, którego bardzo dawno nie widziała. Uśmiechnęła się na tę myśl. Jednak, gdy dotarła przed bramę, coś było nie tak. Weszła po cichu do domu. Był bałagan, porozwalane rzeczy, jedna walizka była już wystawiona w korytarzu. Z drugą zaraz pojawił się jej mąż i rzucił ją z impetem na podłogę. Popatrzyła na niego. Od jakiegoś czasu nie było między nimi najlepiej. Coś pękło, popsuło się. Próbowali to ratować, ale jak widać nic z tego nie wyszło.
- Wyjeżdżam. - Powiedział chłodno. - Tak, przemyślałem to wszystko co powiedziałaś wcześniej. Ale nie widzę już nas razem.
- To twoja ostateczna decyzja? - zapytała cicho Kate.
- Tak - odpowiedział. - Jesteś wolna. Jutro powinny przyjść papiery rozwodowe.
- Dokąd wyjeżdżasz?
- Wyprowadzam się do San Diego. Znalazłem tam pracę i mieszkanie. Później ustalimy co z naszym synem, kiedy będzie mnie odwiedzał. Nie chcę się kłócić.
- Kim ona jest? - zapytała nagle Kate, świadoma wszystkiego, co się dzieje.
- Shannon. Nie pracuje dla żadnego artysty i nie wyjeżdża co raz. - Przygryzł jej.
- Gdzie jest David? On wie?
- Jest u twojej matki, na Long Beach. Wie, wyjaśniłem mu sytuację. - Stał jeszcze moment na przeciw niej. Rozejrzał się po domu. - Powiedziałem, że przyjedziesz po niego jutro. Żegnaj.
Wyszedł. To było dziwne, ale nie czuła się szczególnie zraniona, skrzywdzona, czy opuszczona. Właściwie spodziewała się tego. Co raz znajdywała dowody zdrady, a później on przypominał jej o Lenny'm. Było jednak trochę smutno, pusto. Zaczęła sprzątać. Zdjęła obrączkę. Wzięła kąpiel, ale nie chciała zostawać w domu. Było piękne popołudnie, prawie wieczór. Ubrała się ładnie, wsiadła w samochód. Chciała przejść się po plaży.
Zajechała na duży parking przy Santa Monica Pier i zapłaciła bilet dobowy. Tak, najpierw szła na kawę, ale później... później chciała zabalować. Zadzwoniła jeszcze do syna, zapewniła, że go kocha i przyjedzie po niego jutro, odbierze go ze szkoły. Schowała telefon i poszła przed siebie aż trafiła do Starbucks Cafe i zamówiła słodkie latte. Wzięła szklankę i patrząc na pięknie trzymające się niezmieszane warstwy ruszyła do stolika pod oknem. Nagle jednak zderzyła się z kimś.
- Och, przepraszam! - zatrzymała się tuż tuż przed jej szklanką jakaś jędrna pierś.
- Aaa... - w tym samym czasie zareagowała Kate. - Agnes? - zdziwiła się, gdy spojrzała na dziewczynę, a ona na nią.
- Kate? Co ty tu robisz?
- A ty?
- Ja mieszkam tu za rogiem, na Ocean Blvd. Chodź do nas, do stolika - zaproponowała zaraz.
Kate spojrzała tam, gdzie wskazała Agnes. Jakaś blondynka z kręconymi włosami, w dżinsach pomachała do nich z uśmiechem.
- Poznajcie się - zaczęła - to jest Theresa, moja kuzynka i przyjaciółka. A to jest Kate, przyjaciółka Michaela, poznałyśmy się w trasie. - Dziewczyny podały sobie ręce i wymieniły uprzejmości. Wszystkie trzy usiadły ze swoimi ulubionymi kawami: Kate z latte, Agnes z mochą i Theresa z irish coffee.
- Dobrze cię widzieć - rzekła Kate patrząc na Agnes. Była radosna, obok stolika stały jakieś siaty i pudełka. - Zakupy?
- Urządzamy swoje mieszkania. Jeździłyśmy tu i tam.
- Przydałyby się dwa samochody, ale Agnes nie zrobiła jeszcze prawka.
- Jeszcze kilka jazd z cierpliwym Travisem i będę śmigać po LA swoim autkiem.
- No, zrób... bez auta w Los Angeles ciężko. Chyba, że lubisz tłuc się autobusami.
- Ostatecznie mogę najpierw kupić rower. Teraz będę mieć bliżej do pracy.
- Jak to? - zapytała Kate. - O czym mówisz?
Agnes uśmiechnęła się i aż podskoczyła na krześle na samą myśl.
- Dostałam pracę w Sony. Będę asystentką studia nagrań.
Kate również się ucieszyła i aż otworzyła szerzej oczy. Pierwsza jej myśl była taka, że to przeznaczenie. Przecież Michael wchodzi do studia już w nadchodzącym tygodniu by nagrywać płytę! Właśnie w Sony! Musiała jeszcze dopytać o szczegół, by się upewnić.
- Wow, gratuluję! - odpowiedziała. - Na Colorado Avenue czy Wilshire Blvd?
- Colorado - odpowiedziała z szerokim uśmiechem. - Dlatego mówię, że rowerem też mogę. 10 minut i jestem w pracy.
Kate miała ochotę krzyknąć z radości, jakby to ona dostała pracę marzeń. Miała ochotę od razu zadzwonić do Michaela, ale za chwilę pomyślała, że... oni i tak się spotkają. Najpierw na jutrzejszej imprezie, która też na razie miała pozostać tajemnicą, a później na pewno na korytarzu lub w samym studio w Sony. Nie wiedziała, dlaczego tak bardzo zależy jej, żeby ci dwoje znów się zobaczyli. Zapomniała o własnych problemach i cieszyła się już na to. Widziała ten błysk w oku Michaela, tę radość w jego sercu, uleczoną choćby na jakiś czas tęsknotę za nią.
- No to zdrowie! - zaproponowała podnosząc szklankę z kawą. - Za dobrą pracę, spełnianie marzeń!
- O tak! - wtórowała jej Theresa.
Wszystkie trzy stuknęły się szklankami i z uśmiechem wypiły toast.
Później poszły jeszcze na plażę, Kate poznała lepiej Theresę i dowiedziała się też o jej pracy na UCLA, Kate opowiedziała też o swoich problemach. W końcu musiała to z siebie wyrzucić. Po nitce do kłębka, choć nie było to zamierzone, zaczęły rozmawiać o uczuciach. Widziała, jak Agnes poważnieje, jak słucha jej i Theresy. Widać było, że myśli o kimś. Gdy Theresa opowiedziała o swoim byłym chłopaku, a Kate o tym jak powoli psuło się jej małżeństwo, nadeszła kolej na Agnes. Siedziały na piasku i piły piwko. Agnes obejrzała się za stadkiem mew, które właśnie przeleciały im nad głowami. Odetchnęła. Kate i Theresa patrzyły na nią w skupieniu.
- Zawsze byłam marzycielką - zaczęła. - Układałam sobie w głowie różne nierealne historyjki i myślałam o nich nocami. I nagle... wiecie, jak to jest, gdy jedna z nich przytrafia się wam naprawdę? Niesamowite uczucie. I wszystko dzieje się tak szybko, że myślami nie nadążasz. A potem czujesz objęcie jego ramion, jego pocałunki.
- Cudownie... - rozmarzyła się Theresa.
- Nie... - zaprzeczyła Agnes ciągle nie odrywając się od tych myśli. - Bo boisz się, że to pryśnie jak bańka mydlana. Że pozostaną tylko łzy i ból w sercu zanim zdążysz mu dać cokolwiek od siebie. Że to ciepło, które czujesz przy nim, nagle zamieni się w lód, odległą planetę, do której ty nie należysz. Poza tym... chciałabym mu tyle dać, a jednocześnie nie mam nic. Nie jestem tą, o której marzy.
- Skąd wiesz? - wtrąciła się spontanicznie Kate. - Może właśnie o takiej marzy. A ty o czym marzysz? Jak go widzisz?
- To jest coś poza tą całą oficjalną wersją, Michael Jackson, król sceny, król pop. Na początku wydawało mi się, że po prostu zauroczył mnie jako artysta, którego podziwiam, a miałam okazję poznać bliżej. Że dlatego czuję to, bo zbliżyłam się, choć wcześniej wydawało się to takie... niemożliwe. Ale później...
- Coś się stało? - zapytała Theresa.
- Sama nie wiem. Ta dziewczynka, przestraszona taka, którą przytulałam i jego przejęcie, a potem spokój w oczach. Później tak patrzył na mnie w Denver i nawet nie wiedziałam co robię, po prostu wzięłam go za rękę i zaczęłam z nim tańczyć. I to wszystko co się wydarzyło... Nie potrafię tego opisać. W pewnym momencie, gdy dał mi tę różę, gdy mnie pocałował... świat mi zawirował przed oczami. Poczułam że tego chcę, ale jednocześnie... że to takie nierealne. Że to sen, bajka, na którą nie ma miejsca w realnym świecie, wśród realnych ludzi, zdarzeń i sytuacji.
- Dlaczego?
- Bo poczułam, że on potrzebuje ciepła i spokoju. Stabilizacji, na tyle na ile może. A ja... nie chcę wprowadzać zamieszania w jego życie. Co by się działo, te wszystkie media, paparazzi... skandal i szukanie dziury w całym. To nie to. To nie ja.
Wstała nagle, oddaliła się. Poczuła, że powiedziała za dużo, za bardzo się uzewnętrzniła. I to przy jego przyjaciółce. Co innego Theresa, jej osobista kuzynka, której już trochę o tym opowiedziała. Zdjęła buty i weszła do wody, coraz dalej, po kolana. Tak jakby na siłę chciała znów stanąć na ziemi, poczuć jej zimne dno, nierówności.
Wróciła do domu około siódmej wieczorem. Theresa poszła do siebie, też miała zamiar położyć się wcześniej spać, by pierwszego dnia w pracy nie pomieszać już jakichś próbówek. Kate spotkała znajomych i pojechała z nimi na Sunset do baru. Tak, myślała o Lenny'm. Czy w ogóle jest w LA, co robi. Zamówiła mocnego drinka i oddała się imprezie całkowicie.
Agnes wykąpała się i zjadła kolację, w nowych naczyniach, na balkonie, siedząc na swoich nowych wiklinowych krzesłach. Przyglądała się zachodowi słońca na plaży, studentom, którzy znowu schodzili się palić ognisko i pić, grać w siatkę. Niektórzy jeszcze jeździli na rolkach, jakaś para całowała się siedząc na murku pod palmą. Z bistro przy molo i z kilku tamtejszych pubów słychać było muzykę i śmiech ludzi. Poczuła się tak dobrze, pomyślała o jutrze. Wróciła na chwilę do środka po więcej soku, gdy usłyszała z sypialni jej dzwoniący telefon. Podbiegła i wzięła go do ręki, gdy nagle zobaczyła kto dzwoni. Zawahała się. Być może w ostatniej chwili, odebrała jednak. Wzięła głęboki oddech, zamknęła oczy.
- Słucham... - odezwała się.
Po drugiej stronie on wreszcie usłyszał jej głos. Serce mu zatrzepotało, uśmiechnął się, ale jednocześnie czuł mrowienie w brzuchu.
- Witaj, Agnes. Michael z tej strony.
- Hej, poznałam. Miło cię słyszeć. - Tęskniła za tym głosem.
- Posłuchaj. Ja... dzwonię, bo jutro... jutro organizuję małe party w Neverland. Będzie kilka osób z ekipy, kilkoro przyjaciół. Pomyślałem, że... może przyjechałabyś?
- To bardzo miło z twojej strony. Ale nie wiem, czy ja...
- Bardzo mi zależy - powiedział pewnie. - Poza tym... Elizabeth chciała cię poznać. - Walnął się w głowę... niech to szlag! - Kate dużo jej o tobie opowiedziała.
- Elizabeth... mówisz o Elizabeth Taylor?
- Tak. Jutro o piątej po południu. Miko przyjechałby po ciebie. Co ty na to?
- Zaskoczyłeś mnie - zaśmiała się nerwowo.
- Ty też mnie zaskoczyłaś, że wyjechałaś tak szybko z Las Vegas. - Powiedziawszy to, znów uderzył się w głowę. Zdawało mu się, że zupełnie nie kontroluje swoich słów, że ślizgają mu się, o mało nie zdradzając wszystkich jego myśli. - Chciałbym się znowu z tobą zobaczyć.
- Dobrze więc... - chciała szybko skończyć tę rozmowę, popić sok, bo brakowało jej powietrza. Nie mogła usiedzieć, a gdy zaczęła chodzić po pokoju, poczuła, że jest za mały. - Będę czekać na Miko około piątej.
- Cieszę się - naprawdę się ucieszył. Słychać było uśmiech w jego głosie. - A więc... do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia.
Rozłączyła się i upuściła telefon. Upadł na podłogę, a ona opadła na łóżko. O mój boże... - powiedziała na głos, łapiąc oddech i łapiąc się za czoło. Neverland, pojadę do niego, do Neverland. Yess!!! krzyknęła najgłośniej jak umiała i podskoczyła na łóżku.
Nalała sobie soku, ciągle o nim myślała. Potem do soku dolała whisky, musiała. Poczuła jak unosi się kilka milimetrów nad ziemią, nic innego nie miało znaczenia. Miała ochotę wyjść na balkon i wykrzyczeć, że Michael zaprosił ją do siebie, że chce ją znowu zobaczyć, że ona też bardzo chce, że tęskni za nim.
On, gdy skończył z nią rozmawiać, pozostał nadal z zamkniętymi oczami i z szerokim uśmiechem na twarzy przez kilka minut. Po chwili otworzył oczy, wziął jedną z fotografii i odetchnął głośno patrząc do góry. Dotknął jej twarzy na zdjęciu. Kocham ten stan... chcę o nią zawalczyć, zrobię to - powiedział do siebie na głos. - Tak, zakochałem się. Zakochałem się - powtórzył - w takiej młodej dziewczynie, kobiecie. Wbrew wszystkiemu, chcę ją. Chcę ją! - Opadł na łóżko. Serce mu skakało z radości. Kiedyż będzie to jutro...
(p.s. odsyłam do 'edit' w poprzednim poście)
A tymczasem kolejny odcinek mojego...

Agnes razem z Theresą spędziły cały dzień urządzając do końca oba mieszkania. Przyszła właśnie paczka z Polski, z rzeczami, o które prosiła, żeby jej wysłano, choć nie było ich wiele. Potem pojechały do galerii handlowej w Pasadena, gdzie dokupiły różne domowe gadżety - lampy, dywan, naczynia kuchenne, piękną pościel, wiklinowe dwa krzesła i stolik na balkon. Agnes poczuła się szczęśliwa. Czuła, że urządza swoje gniazdko, za swoje pieniądze, że zacznie żyć naprawdę. Pozostawało jeszcze tylko pojechać do Universal, porozmawiać z Amandą i z szefem, że przenosi się do pracy w Sony. Jeszcze przed południem otrzymała telefon i Brian optymistycznym głosem oznajmił, że jest przyjęta do pracy jako asystentka studia nagrań. Już się ucieszyła i tak, gdy dodał, że będzie pracować z chłopakami z Aerosmith i Martim Frederiksenem przy nagrywaniu nowego albumu. Oczekiwali jej punktualnie o godzinie siódmej rano, by załatwić wszystkie formalności. Nagrania zaczynały się we wtorek po południu. Agnes, po zakończeniu rozmowy, wydała krzyk radości i Theresa zaraz otworzyła Heinekena.
- Chyba już żadna lepsza wiadomość do mnie dzisiaj nie dotrze! - stuknęła się butelkami z kuzynką. - Czego mogę więcej chcieć... mieszkam w Los Angeles, mam... zdobyłam świetną pracę, Ty mieszkasz za rogiem. Cholera, nie wierzę! To się dzieje na serio? Weź mnie uszczypnij.
Theresa zanosząc się od śmiechu uszczypnęła ją i opadły na nowy, jeszcze do końca nie rozwinięty w salonie dywan, o mało nie rozlewając na niego piwa. Kuzynka też nie miała na co narzekać. Spełniały się jej marzenia o studiach na UCLA, pracy w laboratorium nad lekiem na nowotwory i aids. Zaczynała od rana w poniedziałek i już nie mogła doczekać się, kiedy założy biały kitel z nadrukiem University Of California Los Angeles - Medical Center Lab. Z taką energią była w stanie wynaleźć lek na wszystkie choroby cywilizacyjne świata.
Kate prosto od Michaela pojechała do domu i miała nadzieję, że wreszcie porządnie wypocznie. Jadąc myślała już o gorącej kąpieli, pysznej kolacji, rozmowie z synem, którego bardzo dawno nie widziała. Uśmiechnęła się na tę myśl. Jednak, gdy dotarła przed bramę, coś było nie tak. Weszła po cichu do domu. Był bałagan, porozwalane rzeczy, jedna walizka była już wystawiona w korytarzu. Z drugą zaraz pojawił się jej mąż i rzucił ją z impetem na podłogę. Popatrzyła na niego. Od jakiegoś czasu nie było między nimi najlepiej. Coś pękło, popsuło się. Próbowali to ratować, ale jak widać nic z tego nie wyszło.
- Wyjeżdżam. - Powiedział chłodno. - Tak, przemyślałem to wszystko co powiedziałaś wcześniej. Ale nie widzę już nas razem.
- To twoja ostateczna decyzja? - zapytała cicho Kate.
- Tak - odpowiedział. - Jesteś wolna. Jutro powinny przyjść papiery rozwodowe.
- Dokąd wyjeżdżasz?
- Wyprowadzam się do San Diego. Znalazłem tam pracę i mieszkanie. Później ustalimy co z naszym synem, kiedy będzie mnie odwiedzał. Nie chcę się kłócić.
- Kim ona jest? - zapytała nagle Kate, świadoma wszystkiego, co się dzieje.
- Shannon. Nie pracuje dla żadnego artysty i nie wyjeżdża co raz. - Przygryzł jej.
- Gdzie jest David? On wie?
- Jest u twojej matki, na Long Beach. Wie, wyjaśniłem mu sytuację. - Stał jeszcze moment na przeciw niej. Rozejrzał się po domu. - Powiedziałem, że przyjedziesz po niego jutro. Żegnaj.
Wyszedł. To było dziwne, ale nie czuła się szczególnie zraniona, skrzywdzona, czy opuszczona. Właściwie spodziewała się tego. Co raz znajdywała dowody zdrady, a później on przypominał jej o Lenny'm. Było jednak trochę smutno, pusto. Zaczęła sprzątać. Zdjęła obrączkę. Wzięła kąpiel, ale nie chciała zostawać w domu. Było piękne popołudnie, prawie wieczór. Ubrała się ładnie, wsiadła w samochód. Chciała przejść się po plaży.
Zajechała na duży parking przy Santa Monica Pier i zapłaciła bilet dobowy. Tak, najpierw szła na kawę, ale później... później chciała zabalować. Zadzwoniła jeszcze do syna, zapewniła, że go kocha i przyjedzie po niego jutro, odbierze go ze szkoły. Schowała telefon i poszła przed siebie aż trafiła do Starbucks Cafe i zamówiła słodkie latte. Wzięła szklankę i patrząc na pięknie trzymające się niezmieszane warstwy ruszyła do stolika pod oknem. Nagle jednak zderzyła się z kimś.
- Och, przepraszam! - zatrzymała się tuż tuż przed jej szklanką jakaś jędrna pierś.
- Aaa... - w tym samym czasie zareagowała Kate. - Agnes? - zdziwiła się, gdy spojrzała na dziewczynę, a ona na nią.
- Kate? Co ty tu robisz?
- A ty?
- Ja mieszkam tu za rogiem, na Ocean Blvd. Chodź do nas, do stolika - zaproponowała zaraz.
Kate spojrzała tam, gdzie wskazała Agnes. Jakaś blondynka z kręconymi włosami, w dżinsach pomachała do nich z uśmiechem.
- Poznajcie się - zaczęła - to jest Theresa, moja kuzynka i przyjaciółka. A to jest Kate, przyjaciółka Michaela, poznałyśmy się w trasie. - Dziewczyny podały sobie ręce i wymieniły uprzejmości. Wszystkie trzy usiadły ze swoimi ulubionymi kawami: Kate z latte, Agnes z mochą i Theresa z irish coffee.
- Dobrze cię widzieć - rzekła Kate patrząc na Agnes. Była radosna, obok stolika stały jakieś siaty i pudełka. - Zakupy?
- Urządzamy swoje mieszkania. Jeździłyśmy tu i tam.
- Przydałyby się dwa samochody, ale Agnes nie zrobiła jeszcze prawka.
- Jeszcze kilka jazd z cierpliwym Travisem i będę śmigać po LA swoim autkiem.
- No, zrób... bez auta w Los Angeles ciężko. Chyba, że lubisz tłuc się autobusami.
- Ostatecznie mogę najpierw kupić rower. Teraz będę mieć bliżej do pracy.
- Jak to? - zapytała Kate. - O czym mówisz?
Agnes uśmiechnęła się i aż podskoczyła na krześle na samą myśl.
- Dostałam pracę w Sony. Będę asystentką studia nagrań.
Kate również się ucieszyła i aż otworzyła szerzej oczy. Pierwsza jej myśl była taka, że to przeznaczenie. Przecież Michael wchodzi do studia już w nadchodzącym tygodniu by nagrywać płytę! Właśnie w Sony! Musiała jeszcze dopytać o szczegół, by się upewnić.
- Wow, gratuluję! - odpowiedziała. - Na Colorado Avenue czy Wilshire Blvd?
- Colorado - odpowiedziała z szerokim uśmiechem. - Dlatego mówię, że rowerem też mogę. 10 minut i jestem w pracy.
Kate miała ochotę krzyknąć z radości, jakby to ona dostała pracę marzeń. Miała ochotę od razu zadzwonić do Michaela, ale za chwilę pomyślała, że... oni i tak się spotkają. Najpierw na jutrzejszej imprezie, która też na razie miała pozostać tajemnicą, a później na pewno na korytarzu lub w samym studio w Sony. Nie wiedziała, dlaczego tak bardzo zależy jej, żeby ci dwoje znów się zobaczyli. Zapomniała o własnych problemach i cieszyła się już na to. Widziała ten błysk w oku Michaela, tę radość w jego sercu, uleczoną choćby na jakiś czas tęsknotę za nią.
- No to zdrowie! - zaproponowała podnosząc szklankę z kawą. - Za dobrą pracę, spełnianie marzeń!
- O tak! - wtórowała jej Theresa.
Wszystkie trzy stuknęły się szklankami i z uśmiechem wypiły toast.
Później poszły jeszcze na plażę, Kate poznała lepiej Theresę i dowiedziała się też o jej pracy na UCLA, Kate opowiedziała też o swoich problemach. W końcu musiała to z siebie wyrzucić. Po nitce do kłębka, choć nie było to zamierzone, zaczęły rozmawiać o uczuciach. Widziała, jak Agnes poważnieje, jak słucha jej i Theresy. Widać było, że myśli o kimś. Gdy Theresa opowiedziała o swoim byłym chłopaku, a Kate o tym jak powoli psuło się jej małżeństwo, nadeszła kolej na Agnes. Siedziały na piasku i piły piwko. Agnes obejrzała się za stadkiem mew, które właśnie przeleciały im nad głowami. Odetchnęła. Kate i Theresa patrzyły na nią w skupieniu.
- Zawsze byłam marzycielką - zaczęła. - Układałam sobie w głowie różne nierealne historyjki i myślałam o nich nocami. I nagle... wiecie, jak to jest, gdy jedna z nich przytrafia się wam naprawdę? Niesamowite uczucie. I wszystko dzieje się tak szybko, że myślami nie nadążasz. A potem czujesz objęcie jego ramion, jego pocałunki.
- Cudownie... - rozmarzyła się Theresa.
- Nie... - zaprzeczyła Agnes ciągle nie odrywając się od tych myśli. - Bo boisz się, że to pryśnie jak bańka mydlana. Że pozostaną tylko łzy i ból w sercu zanim zdążysz mu dać cokolwiek od siebie. Że to ciepło, które czujesz przy nim, nagle zamieni się w lód, odległą planetę, do której ty nie należysz. Poza tym... chciałabym mu tyle dać, a jednocześnie nie mam nic. Nie jestem tą, o której marzy.
- Skąd wiesz? - wtrąciła się spontanicznie Kate. - Może właśnie o takiej marzy. A ty o czym marzysz? Jak go widzisz?
- To jest coś poza tą całą oficjalną wersją, Michael Jackson, król sceny, król pop. Na początku wydawało mi się, że po prostu zauroczył mnie jako artysta, którego podziwiam, a miałam okazję poznać bliżej. Że dlatego czuję to, bo zbliżyłam się, choć wcześniej wydawało się to takie... niemożliwe. Ale później...
- Coś się stało? - zapytała Theresa.
- Sama nie wiem. Ta dziewczynka, przestraszona taka, którą przytulałam i jego przejęcie, a potem spokój w oczach. Później tak patrzył na mnie w Denver i nawet nie wiedziałam co robię, po prostu wzięłam go za rękę i zaczęłam z nim tańczyć. I to wszystko co się wydarzyło... Nie potrafię tego opisać. W pewnym momencie, gdy dał mi tę różę, gdy mnie pocałował... świat mi zawirował przed oczami. Poczułam że tego chcę, ale jednocześnie... że to takie nierealne. Że to sen, bajka, na którą nie ma miejsca w realnym świecie, wśród realnych ludzi, zdarzeń i sytuacji.
- Dlaczego?
- Bo poczułam, że on potrzebuje ciepła i spokoju. Stabilizacji, na tyle na ile może. A ja... nie chcę wprowadzać zamieszania w jego życie. Co by się działo, te wszystkie media, paparazzi... skandal i szukanie dziury w całym. To nie to. To nie ja.
Wstała nagle, oddaliła się. Poczuła, że powiedziała za dużo, za bardzo się uzewnętrzniła. I to przy jego przyjaciółce. Co innego Theresa, jej osobista kuzynka, której już trochę o tym opowiedziała. Zdjęła buty i weszła do wody, coraz dalej, po kolana. Tak jakby na siłę chciała znów stanąć na ziemi, poczuć jej zimne dno, nierówności.
Wróciła do domu około siódmej wieczorem. Theresa poszła do siebie, też miała zamiar położyć się wcześniej spać, by pierwszego dnia w pracy nie pomieszać już jakichś próbówek. Kate spotkała znajomych i pojechała z nimi na Sunset do baru. Tak, myślała o Lenny'm. Czy w ogóle jest w LA, co robi. Zamówiła mocnego drinka i oddała się imprezie całkowicie.
Agnes wykąpała się i zjadła kolację, w nowych naczyniach, na balkonie, siedząc na swoich nowych wiklinowych krzesłach. Przyglądała się zachodowi słońca na plaży, studentom, którzy znowu schodzili się palić ognisko i pić, grać w siatkę. Niektórzy jeszcze jeździli na rolkach, jakaś para całowała się siedząc na murku pod palmą. Z bistro przy molo i z kilku tamtejszych pubów słychać było muzykę i śmiech ludzi. Poczuła się tak dobrze, pomyślała o jutrze. Wróciła na chwilę do środka po więcej soku, gdy usłyszała z sypialni jej dzwoniący telefon. Podbiegła i wzięła go do ręki, gdy nagle zobaczyła kto dzwoni. Zawahała się. Być może w ostatniej chwili, odebrała jednak. Wzięła głęboki oddech, zamknęła oczy.
- Słucham... - odezwała się.
Po drugiej stronie on wreszcie usłyszał jej głos. Serce mu zatrzepotało, uśmiechnął się, ale jednocześnie czuł mrowienie w brzuchu.
- Witaj, Agnes. Michael z tej strony.
- Hej, poznałam. Miło cię słyszeć. - Tęskniła za tym głosem.
- Posłuchaj. Ja... dzwonię, bo jutro... jutro organizuję małe party w Neverland. Będzie kilka osób z ekipy, kilkoro przyjaciół. Pomyślałem, że... może przyjechałabyś?
- To bardzo miło z twojej strony. Ale nie wiem, czy ja...
- Bardzo mi zależy - powiedział pewnie. - Poza tym... Elizabeth chciała cię poznać. - Walnął się w głowę... niech to szlag! - Kate dużo jej o tobie opowiedziała.
- Elizabeth... mówisz o Elizabeth Taylor?
- Tak. Jutro o piątej po południu. Miko przyjechałby po ciebie. Co ty na to?
- Zaskoczyłeś mnie - zaśmiała się nerwowo.
- Ty też mnie zaskoczyłaś, że wyjechałaś tak szybko z Las Vegas. - Powiedziawszy to, znów uderzył się w głowę. Zdawało mu się, że zupełnie nie kontroluje swoich słów, że ślizgają mu się, o mało nie zdradzając wszystkich jego myśli. - Chciałbym się znowu z tobą zobaczyć.
- Dobrze więc... - chciała szybko skończyć tę rozmowę, popić sok, bo brakowało jej powietrza. Nie mogła usiedzieć, a gdy zaczęła chodzić po pokoju, poczuła, że jest za mały. - Będę czekać na Miko około piątej.
- Cieszę się - naprawdę się ucieszył. Słychać było uśmiech w jego głosie. - A więc... do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia.
Rozłączyła się i upuściła telefon. Upadł na podłogę, a ona opadła na łóżko. O mój boże... - powiedziała na głos, łapiąc oddech i łapiąc się za czoło. Neverland, pojadę do niego, do Neverland. Yess!!! krzyknęła najgłośniej jak umiała i podskoczyła na łóżku.
Nalała sobie soku, ciągle o nim myślała. Potem do soku dolała whisky, musiała. Poczuła jak unosi się kilka milimetrów nad ziemią, nic innego nie miało znaczenia. Miała ochotę wyjść na balkon i wykrzyczeć, że Michael zaprosił ją do siebie, że chce ją znowu zobaczyć, że ona też bardzo chce, że tęskni za nim.
On, gdy skończył z nią rozmawiać, pozostał nadal z zamkniętymi oczami i z szerokim uśmiechem na twarzy przez kilka minut. Po chwili otworzył oczy, wziął jedną z fotografii i odetchnął głośno patrząc do góry. Dotknął jej twarzy na zdjęciu. Kocham ten stan... chcę o nią zawalczyć, zrobię to - powiedział do siebie na głos. - Tak, zakochałem się. Zakochałem się - powtórzył - w takiej młodej dziewczynie, kobiecie. Wbrew wszystkiemu, chcę ją. Chcę ją! - Opadł na łóżko. Serce mu skakało z radości. Kiedyż będzie to jutro...
(p.s. odsyłam do 'edit' w poprzednim poście)
- makeAchange
- Posty: 44
- Rejestracja: czw, 14 paź 2010, 10:26
- Lokalizacja: Toruń
Tu czy na blogu
Mnie osobiście o wiele lepiej czyta się na blogu, ale wypowiadam się tylko za siebie :)
http://www.youtube.com/watch?v=p22SnJej ... r_embedded
Jeśli słyszysz jakieś kłamstwo dostatecznie często, zaczynasz w nie wierzyć. MJ
Jeśli słyszysz jakieś kłamstwo dostatecznie często, zaczynasz w nie wierzyć. MJ
Hej, dawno tu sama nie zaglądałam, ale pomyślałam, że to dobre miejsce by zainteresowanych i czytelników z tego forum poinformować o kolejnej zmianie.
Zmieniliśmy właśnie adres bloga fanfiction.
Nowy adres:
http://behindthescenes-fanfiction.blogspot.com
Pozdrawiam,
Agnieszka.
Zmieniliśmy właśnie adres bloga fanfiction.
Nowy adres:
http://behindthescenes-fanfiction.blogspot.com
Pozdrawiam,
Agnieszka.
Aga kurcze niewiem co się dzieje ale nie moge wejść na bloga..:( Pomóż pless..
przeczytałam wszystko jednym tchem.. dziewczyno masz mega talent czytając to wszystkie sceny i sytuacje miałam normalnie przed oczami.. i powiem ci szczerze że to opowiadanie jest tak realne że były momenty że miałam łzy w oczach..coś nieprawdopodobnego..pisz dalej..
przeczytałam wszystko jednym tchem.. dziewczyno masz mega talent czytając to wszystkie sceny i sytuacje miałam normalnie przed oczami.. i powiem ci szczerze że to opowiadanie jest tak realne że były momenty że miałam łzy w oczach..coś nieprawdopodobnego..pisz dalej..

- cocainegirl
- Posty: 316
- Rejestracja: ndz, 01 maja 2011, 19:55
- Lokalizacja: Wrocław/Zielona Góra
Hej, akurat to opowiadanie zakończyło swój żywot jakiś czas temu (a tak na dobrą sprawę to już z rok temu). Blog istnieje jednak nadal, a na nim ponad 130 odcinków, więc ok, mogę wysłać Wam zaproszenie.
Ale teraz zaczęła się zupełnie nowa inna historia, więc same zdecydujcie i dajcie mi znać - najlepiej na prywatną wiadomość. Na adres email wysyłam zaproszenie, gdyż blog ma ograniczony dostęp. :)
A tak swoją drogą - to trochę przypadek,że znowu weszłam na to forum ;) A już w ogóle nie spodziewałam się, że ktoś odgrzebie jakieś moje wątki, hehe. Pozdrawiam. :)
A w sumie... ;)
Edit:
Kilka małych fragmentów nowej historii ot tak ;)
Mamy dopiero 4 odcinki, piąty być może w tym tygodniu jeszcze...;)
Wróciłam zmęczona z pracy do domu i już nawet nie chciało mi się odsłuchiwać wiadomości pozostawionych na automatycznej skrzynce głosowej. Wlałam sobie do szklanki zimnego soku pomarańczowego, prosto z lodówki, zdjęłam buty i wyciągnęłam nogi na stoliku, wygodnie rozkładając się na kanapie. Nowy Jork, szósta wieczór. Znowu dopadły mnie myśli o tym, że chciałabym coś zmienić w swoim życiu, wyjechać gdzieś. Kilka razy, gdy szef wkurzył mnie w pracy, zaczęłam się już pakować i następnego dnia miałam powiedzieć, że odchodzę, ale za każdym razem zatrzymują mnie tu przynajmniej dwie rzeczy, całkiem głupie: przyjaciółka Sandy oraz przecudowny widok panoramiczny z mojego okna w pracy. Siedemdziesiąte siódme piętro słynnego biurowca World Trade Center, wieża południowa, widok na zatokę, Brooklyn Bridge....
......
... Postałam może z minutę, gdy nagle przybiegła do mnie koleżanka, jedna z hostess i dość nerwowo oznajmiła mi, że jedna z barmanek ma problem i muszę szybko wracać. Najpierw pomyślałam, że chodzi o jakiegoś natręta.
- Zawołaj ochroniarza... albo szefa - odpowiedziałam, ale ona w tej chwili złapała mnie za ramię.
- Amy zestresowała się, chodź proszę, to ważne!
Poszłam więc z nią. Faktycznie Amy stała lekko skulona w korytarzu prowadzącym do kuchni, wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać.
- O co chodzi? - zapytałam. - Ktoś ci dokucza?
- Nie... ale Jessica, proszę, pomóż mi... - Jej wyraz twarzy przejął mnie.
- Ale o co chodzi? - zapytałam ponownie.
- On... zamówił Malibu... Znaczy... Michael Jackson zamówił Malibu.
- Nie umiesz zrobić Malibu? - zażartowałam, chcąc rozluźnić atmosferę i miałam już powiedzieć, że chodź, pokażę Ci, ale ona stała przerażona w tym korytarzu i ponownie wypowiedziała pewno nazwisko.
Chyba nie zrozumiałam dokładnie, ale przełknęłam ślinę.
- Kto?
......
- Hej, Jessica! - skinął na mnie. Michael wtedy po raz pierwszy też spojrzał na mnie. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam.
- Już robię to Malibu, przepraszam - odezwałam się. - Dwie minuty.
.......
- Myślisz, że dam radę? - zapytał z uśmiechem.
- Jak zawsze - palnęłam to, co najszybciej przyszło mi do głowy.
- Nie zawsze piję alkohol - wyjaśnił, ciągle z tym zniewalającym uśmiechem, który wmurował mnie w podłoże.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, poczułam się tak onieśmielona jak nigdy dotąd. Diddy obserwował całą tę sytuację i nie mówił nic.
- Um, gdybym mógł prosić pomarańczę zamiast cytryny - dodał Michael.
Pomarańczę, oczywiście, zaraz polecę do Brazylii, zerwę świeżą, podam... Tymczasem bez zastanowienia wzięłam nagle spory ostry nóż i tę największą pomarańczę ze szklanej półki przy butelkach, która to pomarańcza służyła jako ozdoba, po czym ciachnęłam ją zdecydowanie dwa razy, aż było słychać. Trochę miałam soku na palcach, ale wszystkie ćwiartki położyłam na talerzyku i tak podałam. Diddy zaśmiał się trochę, więc pomyślałam sobie, że walnęłam jakąś kompletną gafę. Poczułam się taka zażenowana jak nigdy wcześniej i tylko wzdychałam cicho: Mamo, pomocy... Wolałam już odwrócić się i obsługiwać innych, niech ktoś inny zajmie się tym Jacksonem, błagam.
.....
- Jess, co ci jest? - zapytała. - Specjalnie włączyłam te wiadomości, dla ciebie, cały czas o nim mówią... Byłam przekonana, że poprawi ci się humor.
Odwróciłam się do niej i postanowiłam nie owijać w bawełnę.
- Poznałam go - powiedziałam nagle.
Sandy od razu podeszła do mnie bliżej.
......
Ostatni przystanek w drodze na górę było piętro 70., więc trzeba było wiedzieć, że z drugiego poziomu windowego musisz wybrać windę na piętro parzyste, a dopiero potem nieparzyste, aby dojechać na nasze. Wbrew pozorom dotarcie tu nie zajmowało dużo czasu. Windy były szybkie i każdy wiedział, gdzie ma jechać, więc w ciągu 5-8 minut byłam na dole lub na górze.
Na dole zawsze kręciło się sporo ludzi, a przy recepcji stało zwykle co najmniej kilkanaście osób czekających na swoich gości. Trzeba było wiedzieć na kogo się czeka, a ja właśnie z tego pośpiechu zapomniałam zapytać. Jedna z miłych recepcjonistek wybrała numer do nas i podała mi słuchawkę.
- Kogo mam oczekiwać?
- Michaela Jacksona i jego managera - usłyszałam w odpowiedzi.
.....
- Przepraszam, ale muszę już wracać do pracy. Miło było pana poznać, panie Jackson.
Odeszłam pierwsza i miałam ochotę strzelić sobie w głowę. Jechałam tymi windami na górę i próbowałam sobie to jakoś wytłumaczyć, że to nie ma sensu, że powinnam być wierna swojemu chłopakowi, że może nawet powinnam być z siebie dumna, bo odmówiłam czegoś Michaelowi Jacksonowi, podczas gdy on ponoć zawsze dostaje to co chce i pewnie jeszcze żadna dziewczyna nie odmówiła mu spotkania. Wręcz każda dałaby się pociąć za takowe. Cały dzień starałam się skupić na pracy, ale kiepsko mi szło. Gdyby nie ta umowa i ogólna radość w kancelarii,to pewnie John opieprzył by mnie, jak to czasami robił, gdy miał powód.
Około piątej po południu wyszłam z pracy. Coś zawiodło mnie pod ten hotel Palace, może jakaś ciekawość... Postałam chwilę na drugiej stronie ulicy, pogapiłam się, a potem pobiegłam do stacji metra i smutna wróciłam do domu.
(...)
Pozdrawiam nocną porą, Dobranoc.
Ale teraz zaczęła się zupełnie nowa inna historia, więc same zdecydujcie i dajcie mi znać - najlepiej na prywatną wiadomość. Na adres email wysyłam zaproszenie, gdyż blog ma ograniczony dostęp. :)
A tak swoją drogą - to trochę przypadek,że znowu weszłam na to forum ;) A już w ogóle nie spodziewałam się, że ktoś odgrzebie jakieś moje wątki, hehe. Pozdrawiam. :)
A w sumie... ;)
Edit:
Kilka małych fragmentów nowej historii ot tak ;)
Mamy dopiero 4 odcinki, piąty być może w tym tygodniu jeszcze...;)
Wróciłam zmęczona z pracy do domu i już nawet nie chciało mi się odsłuchiwać wiadomości pozostawionych na automatycznej skrzynce głosowej. Wlałam sobie do szklanki zimnego soku pomarańczowego, prosto z lodówki, zdjęłam buty i wyciągnęłam nogi na stoliku, wygodnie rozkładając się na kanapie. Nowy Jork, szósta wieczór. Znowu dopadły mnie myśli o tym, że chciałabym coś zmienić w swoim życiu, wyjechać gdzieś. Kilka razy, gdy szef wkurzył mnie w pracy, zaczęłam się już pakować i następnego dnia miałam powiedzieć, że odchodzę, ale za każdym razem zatrzymują mnie tu przynajmniej dwie rzeczy, całkiem głupie: przyjaciółka Sandy oraz przecudowny widok panoramiczny z mojego okna w pracy. Siedemdziesiąte siódme piętro słynnego biurowca World Trade Center, wieża południowa, widok na zatokę, Brooklyn Bridge....
......
... Postałam może z minutę, gdy nagle przybiegła do mnie koleżanka, jedna z hostess i dość nerwowo oznajmiła mi, że jedna z barmanek ma problem i muszę szybko wracać. Najpierw pomyślałam, że chodzi o jakiegoś natręta.
- Zawołaj ochroniarza... albo szefa - odpowiedziałam, ale ona w tej chwili złapała mnie za ramię.
- Amy zestresowała się, chodź proszę, to ważne!
Poszłam więc z nią. Faktycznie Amy stała lekko skulona w korytarzu prowadzącym do kuchni, wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać.
- O co chodzi? - zapytałam. - Ktoś ci dokucza?
- Nie... ale Jessica, proszę, pomóż mi... - Jej wyraz twarzy przejął mnie.
- Ale o co chodzi? - zapytałam ponownie.
- On... zamówił Malibu... Znaczy... Michael Jackson zamówił Malibu.
- Nie umiesz zrobić Malibu? - zażartowałam, chcąc rozluźnić atmosferę i miałam już powiedzieć, że chodź, pokażę Ci, ale ona stała przerażona w tym korytarzu i ponownie wypowiedziała pewno nazwisko.
Chyba nie zrozumiałam dokładnie, ale przełknęłam ślinę.
- Kto?
......
- Hej, Jessica! - skinął na mnie. Michael wtedy po raz pierwszy też spojrzał na mnie. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam.
- Już robię to Malibu, przepraszam - odezwałam się. - Dwie minuty.
.......
- Myślisz, że dam radę? - zapytał z uśmiechem.
- Jak zawsze - palnęłam to, co najszybciej przyszło mi do głowy.
- Nie zawsze piję alkohol - wyjaśnił, ciągle z tym zniewalającym uśmiechem, który wmurował mnie w podłoże.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, poczułam się tak onieśmielona jak nigdy dotąd. Diddy obserwował całą tę sytuację i nie mówił nic.
- Um, gdybym mógł prosić pomarańczę zamiast cytryny - dodał Michael.
Pomarańczę, oczywiście, zaraz polecę do Brazylii, zerwę świeżą, podam... Tymczasem bez zastanowienia wzięłam nagle spory ostry nóż i tę największą pomarańczę ze szklanej półki przy butelkach, która to pomarańcza służyła jako ozdoba, po czym ciachnęłam ją zdecydowanie dwa razy, aż było słychać. Trochę miałam soku na palcach, ale wszystkie ćwiartki położyłam na talerzyku i tak podałam. Diddy zaśmiał się trochę, więc pomyślałam sobie, że walnęłam jakąś kompletną gafę. Poczułam się taka zażenowana jak nigdy wcześniej i tylko wzdychałam cicho: Mamo, pomocy... Wolałam już odwrócić się i obsługiwać innych, niech ktoś inny zajmie się tym Jacksonem, błagam.
.....
- Jess, co ci jest? - zapytała. - Specjalnie włączyłam te wiadomości, dla ciebie, cały czas o nim mówią... Byłam przekonana, że poprawi ci się humor.
Odwróciłam się do niej i postanowiłam nie owijać w bawełnę.
- Poznałam go - powiedziałam nagle.
Sandy od razu podeszła do mnie bliżej.
......
Ostatni przystanek w drodze na górę było piętro 70., więc trzeba było wiedzieć, że z drugiego poziomu windowego musisz wybrać windę na piętro parzyste, a dopiero potem nieparzyste, aby dojechać na nasze. Wbrew pozorom dotarcie tu nie zajmowało dużo czasu. Windy były szybkie i każdy wiedział, gdzie ma jechać, więc w ciągu 5-8 minut byłam na dole lub na górze.
Na dole zawsze kręciło się sporo ludzi, a przy recepcji stało zwykle co najmniej kilkanaście osób czekających na swoich gości. Trzeba było wiedzieć na kogo się czeka, a ja właśnie z tego pośpiechu zapomniałam zapytać. Jedna z miłych recepcjonistek wybrała numer do nas i podała mi słuchawkę.
- Kogo mam oczekiwać?
- Michaela Jacksona i jego managera - usłyszałam w odpowiedzi.
.....
- Przepraszam, ale muszę już wracać do pracy. Miło było pana poznać, panie Jackson.
Odeszłam pierwsza i miałam ochotę strzelić sobie w głowę. Jechałam tymi windami na górę i próbowałam sobie to jakoś wytłumaczyć, że to nie ma sensu, że powinnam być wierna swojemu chłopakowi, że może nawet powinnam być z siebie dumna, bo odmówiłam czegoś Michaelowi Jacksonowi, podczas gdy on ponoć zawsze dostaje to co chce i pewnie jeszcze żadna dziewczyna nie odmówiła mu spotkania. Wręcz każda dałaby się pociąć za takowe. Cały dzień starałam się skupić na pracy, ale kiepsko mi szło. Gdyby nie ta umowa i ogólna radość w kancelarii,to pewnie John opieprzył by mnie, jak to czasami robił, gdy miał powód.
Około piątej po południu wyszłam z pracy. Coś zawiodło mnie pod ten hotel Palace, może jakaś ciekawość... Postałam chwilę na drugiej stronie ulicy, pogapiłam się, a potem pobiegłam do stacji metra i smutna wróciłam do domu.
(...)
Pozdrawiam nocną porą, Dobranoc.
- amiastudent
- Posty: 31
- Rejestracja: sob, 09 lip 2011, 5:57
- Lokalizacja: wojewodztwo lubelskie