Canario pisze:Zgadzam sie ze wszystkim co napisal(a) homesick zreszta nie tylko w tym temacie ale prawie z kazdym jej postem.
Wiesz Canario, że ja też...
Wiadomo nie od dziś - mówię to bez krzty "wazeliny", że
homesick pisze słusznie i ciekawie

Czasem, z powodu zamierzonego braku "przebierania w środkach" bywa "strasznie" ;P, ale generalnie zawsze jest rozsądnie :)
W obu naszych postach zabrakło obiektywizmu.
Mogłeś odebrać to co napisałam, jak atak z mojej strony. Tak nie było.
Po prostu to zdanie:
Canario pisze: Ale trzeba spojrzec obiektywnie ze plyta Timberlake ma to cos co chwyta i trzyma dlugo. A vincek nawet chwycic nie potrafil a co dopiero mowic o trzymaniu.
daje po oczach jak błyskawica.
Niby mówisz o sobie
, w końcu Ty pisałeś tego posta... , ale zrobiłeś to w tak pokrętnie wszech-ogólny sposób - jak to tylko możliwe...
Maleńkie chwycić "mnie" wciśnięte w tą wypowiedź... i już całość inaczej wygląda
Pewnie się czepiam...
W każdym razie na forum dyskusyjnym Justina Timberlake'a logować się nie zamierzam...
Wolę sobie po raz kolejny posłuchać gniotów z mojej ukochanej Invincible ;]
Canario pisze:
Dla mnie obecnie Justin jest artysta nr.1 na swiecie.
Dla mnie też. Niestety.
Co wcale nie jest takie trudne... skoro Jackson nic nie robi ;)
Canario pisze:
Co do Liki to mnie tez zastanawia Twoja pewnosc ze Justin lub Akon maja "podkladowe" glosy.
Ha! żebym to ja taką pewność mieć mogła... Chciałabym zostać kiedyś pozytywnie zaskoczona. Ucieszyłabym się, jakby na skutek nieprzewidywalnego, niekontrolowanego "ryku" Justina trampki mi z nóg pospadały, a sznurowadła w porywie rozwiązłości zatańczyły kankana. Naprawdę bym się ucieszyła.
Póki co:
homesick pisze:
a to ze Justin nie ma szans w moim rankingu z Jacksonem to tylko dlatego, ze nie uderza w zadna moja emocjonalna strune
Może kiedyś JT "dojrzeje" i "uderzy" we właściwą strunę, kto go tam wie...
Głos zmienia się z wiekiem :)
Jak już wcześniej pisałam, chłopak miał w życiu sporo szczęścia... widocznie dobre układy z Myszką Mickey i Kaczorem Donaldem też mogą się na coś przydać ;P
Canario pisze:
Ale to jest dopiero osiagniecie zeby z "podkladowymi" glosami krolowac na szczytach list przebojow.
Ja wiem czy osiągnięcie :) ?
Dla mnie to marność nad marnościami. Czarna dziura. Bezbrzeżna otchłań tego, co się dzisiaj w muzyce nawyprawiało...
thewiz pisze:Canario pisze:
To Madonna jaki ma glos?
Madonna nie ma glosu.

Otóż to...
Chciałam na koniec powiedzieć jeszcze jedną rzecz.
Rozwinąć swoją myśl z poprzedniego posta.
Przywołałeś tutaj porównanie Q + Michael = Timbaland + Justin.
Z całym szacunkiem, ale czy to nie jest aby nadużycie...?
Szczególnie w stosunku do Quincy Jones'a. Ten facet to geniusz!
Ma / Nie wiem czy jest jeszcze aktywny zawodowo? Czy już na zasłużonej emeryturze? / niesamowitą wręcz zdolność bawienia się dźwiękiem. Naturalną lekkość przeplatania styli. Łączenia ich ze sobą.
Mógł nagrywać z kim popadnie. Z jazzmenami, bluesmenami, artystami gospelowymi, popowymi.
Co zresztą czynił. Mógł komponować muzykę filmową. Nie ważne co robił. Nie ważne z kim pracował. Z iloma artystami na raz realizował projekt.
A liczby naprawdę robią wrażenie! / wystarczy, że wspomnę o dwóch mioch ulubionych albumach "Back On The Block" i Q's Jook Joint - na każdym chyba około setki zaproszonych gości! /
Zawsze potrafił wyłuskać to, co w danym wokaliście/muzyku najistotniejsze. Dyskretnie, bez nachalności. Nie narzucając się.
Choć wszystko, za czym stał pachniało Quincy Jones'em.
To tak jak z doskonałą przyprawą. Wiąże potrawę. Podkreśla jej smak. Dodaje wyrazu, choć nie stanowi meritum.
Timbaland zdaje się być przeciwieństwem Quincy'ego. Ma parcie na szkło. Odnoszę wrażenie, że on wcale nie chce istnieć na drugim planie i być jedynie producentem. Tłem dla gwiazd. On czuje się pełnoprawną gwiazdą! Niestety odbija się to na muzyce. Brak w niej subtelności. Uniwersalności.
Nie ważne z kim nagrywa. Co robi. Wszystko brzmi podobnie, no jak... Timbaland
Te same bity. Zbliżony rytm. Podobne pojękiwania gdzieś w tle i KONIECZNIE udział w teledysku... tiaaa...
/ nie macie jeszcze obaw przed otwieraniem lodówki... bo ja już zaczynam mieć powoli...
/
Nie chcę się tu teraz rozpisywać o jakości muzyki.
Oceniać jej. Nie jest zła. Jak usłyszałam pierwsze kilka numerów Timbalanda, naprawdę mi się spodobały :)
Teraz kurcze widzę, że facet jedzie na jednym patencie :/
Zastanawiam się tylko jak długo to potrwa?
Pewnie dopóty, dopóki wszystko czego T. dotknie zamieniać się będzie w złoto i platynę...
Reasumując.
Quincy Jones to już historia. Timbaland, czas obecny.
Zasługi pierwszego chyba wszyscy znają. Zasługi drugiego zweryfikuje czas.
Czy można ich porównywać?
Na dzień dzisiejszy trudno powiedzieć.... w moim mniemaniu Quincy Jones stoi przynajmniej o klasę wyżej.
Podobnie Justin nigdy nie dorówna Michaelowi, jeśli chodzi o
CAŁOKSZTAŁT
... i chyba będzie lepiej, jak na tym zakończę
Edit:
cicha pisze:
Justin młody jeszcze jest, wiec poczekajmy z tym caloksztaltem, za kolejne 30 lat jego bycia na rynku rozrywki...
Jednak tym razem idę w zaparte...

Nie dodając nawet "moim zdaniem"

Nie chodzi o JT lecz o to,
że czasy się zmieniły
Nikomu dziś nie zależy na tworzeniu i pielęgnowaniu Ikon w takim wymiarze, jak miało to miejsce jeszcze 20-30 lat temu.
Bo i po co skoro po Justinie, Britney, Rihannie, przyjdą bardziej, lub mniej zdolni młodsi... młodsi... i jeszcze młodsi... najważniejsze, żeby znosili złote jaja ;P
Płyt też ludzie nie kupują tak intensywnie, jak kiedyś...
Naprawdę nie dostrzegam zagrożenia dla legend z przeszłości :]
cicha pisze:
A poki co uwazam tak, jak juz wczesniej to zauwazono, JT - to kalka i kopia MJ'a+Prince'a...moglby cos wlasnego wykreowac.

No dobra, ale już może nie "zajeżdżajmy tak" tej "kalki" MJa + Prince'a, bo są tu tacy, co go lubią
Ktoś tutaj nawet kiedyś napisał, że chciałby usłyszeć jakiegoś Justina - jako przerywnik na MJowisku.
Ehmm... cios prosto w serce, ale wytrzymałabym dzielnie - wiedząc, że moi przyjaciele dobrze się przy tym bawią :)
Niewykluczone, że po kilku piwach mogłabym nawet tańczyć
Chcecie sprawdzić
?