Zbieram się i zbieram, żeby napisać ciąg dalszy opowieści zlotowych. Tydzień już minął, a ja jeszcze piątku nie dokończyłam. No to sru (nie wiem w sumie czy to kogoś zainteresuje, bo to są wspomnienia jeszcze sprzed MJowiska, ale tak sobie je na pamiątkę tu spiszę...)
Opisałam już jak to poznałyśmy nowego kolegę w autobusie.
Dojechaliśmy razem do Łodzi, pora wysiadać.
Ja i dzina robimy to w miarę po człowieczemu, Maverick wybiła się gdzieś w powietrze i wylądowała na ziemi z głośnym "I-haaaaa". Wprost na rodziców Nowego Kolegi.
Dzień dobry.
Do widzenia.
Pojęcia nie mamy jak dojechać do tego naszego schroniska. Mamy ambitny plan, żeby tam pojechać transportem miejskim.
Zapytamy się taksówkarza w którą to w ogóle jest stronę.
My: Dzień dobry, jakim autobusem najlepiej dojechać na ulicę Żubardzką?
Taksówkarz: Taksówką.
My: No tak, ale jakbyśmy jednak chciały autobusem na razie, to gdzie mamy iść?
Taksówkarz: W prawo. A potem /blebleble/.
No to poszłyśmy w prawo, poszłyśmy. A jak! Poszłyśmy jak pan taksówkarz kazał i zgadnijcie gdzie wylądowałyśmy po kilkunastu minutach? Przy jego taksówce! Ale dżołk, nie?
Potem już sobie szłyśmy według mojej mapki, która drukowano chyba przed pierwszą wojną światową, ale co tam, może dużo nazw ulic się nie pozmieniało. Doszłyśmy całkiem daleko, do jakiejś dużej ulicy z mnóstwem przystanków. To się tu już zapytamy.
Przystanek pierwszy.
My: Dzień dobry, chciałybyśmy na ulicę Żubardzką, to z którego przystanku?
Pani Pierwsza: Oj, na ulicę Żubardzką to nic nie jedzie, bo rozkopane.
Pani Druga: Jedzie ósemka. Ale jej nie ma. Ale autobus też jedzie, jakieś "Z coś tam".
Pani Pierwsza: Tak tak. To będzie przystanek po drugiej stronie ulicy.
To idziemy na druga stronę ulicy.
My: Dzień dobry, blebleble
Pani Pierwsza Prim: A to trzeba najlepiej najpierw do dworca, w tamtą stronę, a potem w tamtą, a potem...
My: Ale my właśnie stamtąd przyszłyśmy...
Pani Druga Prim: Tam nie wiadomo jak dojechać, bo wszystko rozkopane tam jest...
My: No ale w którą to stronę? Na pewno w tamtą? My stamtąd przyszłyśmy przecież...
Pani Pierwsza Prim: A nie, nie w tamtą. Bo to dworzec Kaliska musi być, a ja tłumaczyłam na Fabryczną.
Pani Druga Prim: Tam jedzie autobus zastępczy, zamiat ósemki, i to będzie przystanek tutaj za rogiem, tutaj zaraz za rogiem.
Idziemy za róg.
My: Dzień dobry, blebleble.
Pani Pierwsza Prim Prim: Ale to nie w tą stronę musicie jechać! Musicie iść tam na ten przystanek po drugiej stronie ulicy!
I pokazuje nam ten przystanek, na którym byłyśmy już pół godziny temu.
Wracamy na niego.
Jakaś Pani Prim Prim Prim potwierdza, ze to stąd i mamy wsiąść w "Z coś tam" i dojechac tym do Kaliskiej.
Autobus podjeżdża, Pasażerowie Prim Param Pam Pam potwierdzają kierunek jazdy.
Wysiadamy na ostatnim przystanku.
I znowu...
My: Dzień dobry, blebleble.
I już nie mam siły przytaczać dialogów. Grunt, że ostatecznie dowiedziałyśmy się, że tam się jedzie ósemką, która nie istnieje, ale ma przystanek po drugiej stronie po prawej na wprost.
Poszłyśmy tam, poczekałyśmy chwilę, przyjechała ósemka, której nie ma i dojechałyśmy nią niemal pod sam akademik.
Alademik milutki, pan w recepcji początkowo mniej, ale się szybko rozkręcił.
Nawet go zaprosiłyśmy na nasze MJowisko, ale niestety pan nie mógł, bo go żona nie puści.
Okropność.
Nigdy się nie ożenię!
Przy recepcji była też kartka o bardzo ciekawej treści.
KASIA już ją przytaczała...
Osoby przyjeżdżające do DS informuje się, że miejsca przy płocie są zarezerwowane... coś tam dalej jeszcze było, ale już nie pamiętam. No cóż, wygląda na to, że Sneddon czuwa. Przy płocie. Uhuhu.
Na miejscu są już Laura i Kasia Drukowana, w drodze Mazi, Willy, Agata, Nika i dwa Eskejpy...
Tymczasem idziemy się wykąpać, idziemy z Mav do męskiej, bo czemu by nie?
Uprzedzali, że ciepłej wody nie będzie.
No i nie było.
Odkryłyśmy sekret Michaela, w jaki sposób pisze piosenki.
Po prostu puszcza zimną wode w prysznicu, a "hiiii-hiiii" i "huuuuu-huuuu"; same wychodzą, w najczystszej postaci.
I tak oto, ja, MJowitek, śpiewałam z Mav You Are Not Alone na dwa głosy...
Tylko samogłoski.
Yuuuuuu-aa-aaaa-aooooo....
MJowisko uważam za rozpoczęte.
Idziemy coś zjeść.
Znajdujemy pizzerię. Okazuje się, że pizzaria jest, ale tak naprawdę jej nie ma.
Znajdujemy bar. Okazuje się, że bar jest, ale zamknięty.
Szukamy dalej.
Znajdujemy McDonalda i śliczną restauracyjkę. Wybieramy to drugie.
Przez cały czas grają nam Jamesa Browna.
Ukłon w stronę MJowiska po raz drugi.
Wracamy i idziemy na piwo do ogódka koło pizzerii, której nie ma.
Po jakimś czasie dołączają się także Pank i Jeanny100, po dalszym czasie, już ciemną nocą, dołącza też Zelia, która właśnie przyjechała z Warszawy i zaraz jechała gdzieś dalej. Mnie martwi, że nie wiem czy "Eskejpy" już dojechały, a nie mam do nich komórki, a lubię się martwić na zapas jak nie ma potrzeby. O Klarę i Nikę też się niepokoję, ale do nich mam przynajmniej telefon. W tajemniczy sposób za każdym razem jak pisałam do Diabła, to odpisywał mi Buszmen. Magia.
No cóż, o północy mamy już być w akademiku to grzecznie wracamy (pan z portierni to nawet mówił, że będzie sprawdzał, czy o 22 jesteśmy już grzecznie w łóżeczkach, i w ogóle, no bardzo miły pan był, jak z nim trochę porozmawiać...).
W akademiku grzecznie siedzą oba "Eskejpy", Nika z Klarą i Buszem tez przyjechała, po czym odjechała, Buszmen, Pank i Jeanny100 też, bo oni sobie znaleźli spanie gdzieś indziej.
I powiedzmy, że tak dobiegł Dzień Pierwszy naszego MJowiska.
Do opisania pozostaje mi jeszcze tylko sobota, niedziela i poniedziałek
Opiszę to i tak choćby dla samej siebie, żeby mieć na pamiątkę...