Universe to dzieło głównie dwóch osób: Mirosława Breguły i Henryka Czicha. Mirek grał na gitarze, Heniek na pianinie, potem na klawiszach. Śpiewali obaj
-------------------------------------------------------------------------------------
"Od półtora roku niczego nie napisałem. Od trzech lat nie pamiętam dnia, kiedy bym nie pił. Jestem na dnie" - Mirosław Breguła, lider zespołu Universe, mówił o swoim alkoholizmie.
Witold Gałązka: Cenzurujecie posty w księgach gości na stronach internetowych Universe? Tysiące wpisów i tylko jedna, dwie przemycone aluzje, że idol ma chyba problem z alkoholem.
Mirosław Breguła: Ktoś inny prowadzi strony. Nie przypuszczam. Po programie w TVN-ie, kiedy widzowie podchodzili po koncertach, mieli pretensję do Heńka (Czicha - drugiego wokalisty), że o tym powiedział publicznie. Miał prawo! Prawda jest prawda!
Publiczności ukradziono mit...
- Niby tak, ale nie chcę robić z siebie Jima Morrisona, bo nim nie jestem. Niejeden pił, Eric Clapton też miał problemy. Jeden się zapił, drugi wyszedł.
Ja marzę o tym, żeby wyjść. Jeszcze żyję.
Dlaczego mam udawać, że jestem biały, gdy jestem czarny?
Więc zacznijmy jak w szkole. Kiedy zacząłeś pić?
- Wiesz, rock and roll, długie włosy. Miałem 20 lat. Fanki piszą zakochane listy. Koncerty. "Bregułka, będziesz Jimim Hendriksem!" Po roku, dwóch picia było już bardzo źle. Zacząłem chodzić na mityngi AA i do OLO [Ośrodek Leczenia Odwykowego w Katowicach Szopienicach - przyp. red.]. Trzeba było się zapisywać. Jedno, drugie spotkanie, a na trzecie Bregułka już nie przychodził. Z pełną świadomością. Pierwszą terapię zawdzięczam żonie Lidzi, tylko dzięki niej zacząłem się leczyć. Pamiętam moment tej decyzji. To było wtedy, gdy po raz pierwszy podniosłem rękę na Lidkę. Pierwszy i ostatni. Wtedy dotarło do mnie, że coś jest nie OK. I od razu poszedłem się leczyć. Kiedy ręka zawisła w powietrzu, zdałem sobie sprawę, że ten moment już nadszedł. Udało się na dziewięć lat. Jaka to była abstynencja? Jak było? Cudowne czasy! Lidka chodziła na swoją terapię dla współuzależnionych
Musiała Cię bardzo kochać.
- Dlatego nie mogę pojąć, że nasze małżeństwo rozsypało się właśnie, kiedy nie piłem. Nas rozdzielił ocean [Breguła pracował w Kanadzie - przyp. red.]. Mieszkamy osobno. Mam dwóch synów w wieku 9 i 18 lat. Lidzia pracuje po 12-14 godzin dziennie. Ja odbieram młodszego ze szkoły. I czekam do momentu, jak się pojawi jej facet. Potem uciekam do siebie. I co? Siedzę przed telewizorem jak palant. Od półtora roku nie napisałem ani jednego tekstu.
Co tracisz przez picie? Przy okazji, jeśli miałbyś się męczyć podczas rozmowy, to nie krępuj się i zamów sobie piwo. Nie musimy czekać do pierwszych drgawek.
- Nie zrobię tego. Potrafię się zachować. Szczerze mówiąc, kiedy tylko pożegnamy się, będę już wiedział, dokąd pójść i jak sobie ulżyć. Ale potrafię odraczać przyjemność. Muszę zarabiać na alimenty, na prąd, gaz, czynsz. Jeszcze nie zdarzyło mi się zawalić koncertu.
Co czujesz, widząc na ulicy przyjaciół, którzy wytrzeźwieli?
- Przyznam się, że niekiedy ogromnie mnie korci, żeby pójść na mityng. Krążę w okolicach ul. Chrobrego w Chorzowie, przystaję, że niby oglądam w witrynie meble z rattanu. A ja oglądam ich, kiedy idą na mityng. Wstyd mi, żeby tam iść za nimi jak za potrzebą. Wstyd.
Obiektywnie patrząc, mityngi po to właśnie są, żebyś poszedł i wrzucając 2 zł do kapelusza odebrał sobie to, czego ci potrzeba. Wszyscy po to na nie chodzą.
- Wszyscy wiemy, że tak jest. Ale to jest chore. Moja ambicja jest chora. We mnie jest coś chorego. Może ja się jeszcze muszę dopić? Teraz nie upijam się już tak jak w młodzieńczych latach, gdy zdarzały się totalne nieświadomki. Z wiekiem człowiek uczy się oszukiwać alkohol, poznaje różne sztuczki, żeby nie powalał tak jak na początku. A z drugiej strony niekiedy spotyka mnie Lidzia i mówi przerażona: "Mirek, ty wyglądasz jak jakiś psychodelik. Mówisz zupełnie od rzeczy. Zaczynasz wymyślać sytuacje, które w ogóle nie miały miejsca!".
Mechanizmy uzależnienia dokładnie to opisują, zwłaszcza mechanizm rozpraszania osobowości: jestem raz taki, za chwilę diametralnie różny, dumny i upokorzony, sam nie wiem dlaczego.
- Najgorsze, że ja to pokawałkowanie okazuję ludziom ostentacyjnie! Po cholerę? Nie wiem.
Na Twojej mało znanej solowej płycie z 2001 roku większość tekstów mówi o uzależnieniu. Są jak spowiedź. Powstały na trzeźwo, podczas odwyku w Gorzycach. Mamy kolejną zagadkę: siedem lat temu napisałeś jedne z najdojrzalszych tekstów. Miałeś mądrość, straciłeś, nie masz. Dlaczego?
- Na razie czuję, że nie mam nic do powiedzenia. Po co pisać? Jeżeli sam sobie nie umiem czegoś wytłumaczyć, to co ja będę ludzi wkręcać w jakieś dziwne klimaty?
W pewnym sensie jednak wkręcasz. Bo przecież koncertujesz dla ludzi, którzy Cię kochają, a ludzie, przychodząc, wierzą, że to, co śpiewasz o miłości, o najważniejszych sprawach, jest prawdziwe.
- Tak, tylko że to jest mój zawód, muszę to robić. Kiedy zespół gra, czuję, że mógłbym polecieć jak motylek. Uwielbiam moment występu. Ale zanim do niego dojdzie i chwilę po, to okropnie mnie mierzi! Mógłbym napisać jeszcze siedemdziesiąt wartościowych piosenek, a i tak ludzie będą zawsze śpiewali "W taką ciszę", "Żółta żaba", "Zagraj Lenona" i tak dalej. W jakim celu pisać następne rzeczy? Robię to 25 lat zawodowo. Może się odechcieć. Ale marzę też o tym, żeby zrobić jeden przepiękny koncert na ćwierć wieku Universu.
Załóżmy, że nagle dostajesz pracę na Zachodzie za kilka tysięcy dolarów. Możesz jechać w każdej chwili, jest tylko jeden warunek: nie wolno pić. Pojechałbyś?
- Nie. Bo nie mogę zrobić w balona kogoś, kto oferuje mi coś dobrego. Zacząłbym pić, nie przyszedłbym na czas, na koncert, coś bym zawalił. Zdarzało mi się już w Polsce odwoływać koncerty z powodu picia. Koledzy przychodzą, odnajdują mnie w knajpach. Chętnie daliby mi w ryj, gdy słyszą: "Chłopcy, napiszcie, że jestem chory. Dzisiaj nie zagramy". Wiele razy padają hasła: "Bregułka, weź, zrób coś z sobą". Podkładają mi różne kobiety, bo wiedzą, że dla mnie miłość była motorem życia. Ale to śmieszne.
A nie zdarzały się proste propozycje: idź na odwyk?
- Zdarzały. Tylko u mnie głupio z motywacją. Po co mam tam pójść? Wszystko, czego można się dowiedzieć na odwyku, ja już znam. Po raz kolejny mam przerabiać Program 12 kroków?
Nie masz myśli, że dwa razy coś przeoczyłeś po drodze? Że gdzieś jest dziura, ale nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz trzeci raz. I czwarty, i piąty
- Zadałeś mi klina. Może jest coś, czego nie dopatrzyłem? Muszę się nad tym zastanowić.
A może na odwykach chciałeś być dobrym uczniem, wzorowo skończyć kurs?
- To nie ja. Dziadek powtarzał mi, że więcej dostaniesz od życia, gdy będziesz słuchał niż robił za gwiazdę. Mam nadzieję, że i w OLO, i w Gorzycach nikt nie dawał mi taryfy ulgowej. Nie byłem traktowany jak gwiazda. Jedno, czego nie mogę sobie zarzucić, to to, żebym zrobił kogoś z pełną premedytacją w balona. Nie mam nic do ukrycia. Tak mnie dziadek wychował.
Gdzie byli rodzice?
- Mama umarła na białaczkę, gdy miałem sześć lat. Dopóki żyła, tata był taki gość i świetny chłop. Gdy zmarła, zaczął szaleć. Pobił mnie kiedyś, skopał po pijanemu tak mocno, że cztery miesiące spędziłem w szpitalu. Dziadek nie mógł tego darować. Trafiłem do dziadka jako dziewięcioletni chłopiec i zostałem do 18. roku życia. Pamiętam, że po tych dziewięciu latach spotkałem się z ojcem, przegadaliśmy całą noc. Dowiedziałem się, że był pięciokrotnie żonaty. - Tata, po co? - dziwiłem się. - Nie wiesz? - powiedział. - Ja cały czas szukam mamy.
Dlaczego Cię skopał?
- Zabraniał mi chodzić do dziadków, ale w domu brakowało jedzenia po kilka dni. Musiałem się wymykać. Ukrywałem to, ale tamtym razem babcia nieopatrznie zacerowała mi dziurę w spodniach i tata to zobaczył. Dziadek zawsze był przeciwny temu, żeby mama związała się z tatą. Dziadek zmarł, gdy miałem 15 lat. Babcia nie była dla mnie kimś ważnym. Potem ojca zastępował trener, zacząłem uprawiać sport, wyjeżdżałem na zawody. Teoretycznie wyłania się tutaj jakiś gigantyczny deficyt miłości. Ale prawda jest taka, że ja w życiu kawał miłości dostałem od ludzi, a drugie tyle miłości dostałem od własnych dzieci.
Jesteś dobrym ojcem?
- Byłem dobrym ojcem do pewnego czasu. Czytałem dzieciom bajki, chodziłem na piłkę. Mogę to powiedzieć z obiema rękami na sercu. Potem wyprowadziłem się i... Chyba jednak starszy syn, Tomek, jest ze mnie dumny. Kiedyś bardzo mocno przytulił mnie, tak można przytulać tylko szczerze. Nie wstydzi się mnie. To jest pewnik. Właściwie pewnika nigdy nie ma Pewnie wstydziłby się, gdyby zobaczył mnie nawalonego gdzieś na mieście po zmroku.
Teraz, zgodnie z zapowiedzią, pójdziesz do baru.
- Bardziej mnie rajcuje atmosfera knajpy niż samo picie piwa. Piję, żeby dojść do orbity facetów w barze i wtedy jest fajnie, hi, hi, ha, ha. Mam poczucie, że to jest ersatz, bo w czasach, gdy nie odwiedzałem tych miejsc, dostałem od ludzi o wiele więcej miłości i radości.
Definicja choroby alkoholowej Mirka Breguły?
- Nie mam innych słów jak to, co znamy wszyscy: to jest naprawdę choroba uczuć. Co to znaczy? Jest taki wredny ślimak, nie wiesz, gdzie go zlokalizować, łazi, oślizły i powolutku cię konsumuje, a ziemia się kręci. Ten ślimaczek z czegoś wynika, z niespełnienia. Na pewno ma to związek z uczuciami.
Czego nie lubisz u siebie?
- Jak spoglądam w lustro. Nie lubię swoich głupich tekstów, o których mówią mi życzliwi ludzie, którym ufam. Dziękuję Bogu, że nie mam zachowań agresywnych. Ale nie lubię się takiego, jaki jestem, pijąc. Byłbym głupi, twierdząc, że trzeźwienie nie może się udać, bo znam ludzi, którym wyszło, i mam do nich wielki szacunek.
Największe kłamstwo w życiu?
- Co ja mam wybrać? Musiałbym zrobić losowanie jak w totolotka... (Milczenie). Tego było tak dużo, że trudno mi powiedzieć. Było tych kłamstw w piguły. W stosunku do Lidki... Kłamstwem chyba największym, i chyba dlatego nam się nie ułożyło, było to, że kiedy ona rzuciła hasło: "Mirek, wracaj" i spytała, czy jestem z kimś, powiedziałem, że nie jestem. A byłem...
Fragmenty rozmowy z lipcowego numeru periodyku "Na zdrowie"
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
-------------------------------------------------------------------------------------
Kilka zdjęć z pogrzebu Mirka. Takich tłumów na cmentarzu w Chorzowie Starym jeszcze nie było:


Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
Tak wygląda grób Mirka, 4 dni po pogrzebie. Góra kwiatów, znicze...



[*][/b]
"...zdławić głos, co jeszcze śpiewać mógł
Mógł brzmieć
Mógł ludziom radość dać
Kto wie, kto wie
Co jeszcze mógłbyś grać...
...Miliony zranionych serc
Żałobą pokryły się...
...Twój głos, twój styl
Pozostał w wielu z nas...
...czy taki miał być
Koniec Twych dni?...
...Idolu tych samych serc
Twój fan Ci oddaje cześć
Czekając, kiedy spotka Cię
Nie płaczę, bo szkoda łez
Niewiele zmieniło się..."