Film "This Is It" (2009)
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil
- Moonwalk_Girl
- Posty: 150
- Rejestracja: ndz, 09 sie 2009, 11:44
- Skąd: Katowice
Bożeee, byłam, zobaczyłam i oniemiałam, wczoraj byłam w takim szoku, że ciężko było cokolwiek napisać, były tylko przemyślenia i refleksja..
Michael jesteś niesamowity !!
Te dwie godziny przeleciały mi jak nigdy, nawet na minutę nie oderwałam wzroku od ekranu !
Nie bedę pisała wszystkiego co bym chciała bo i tak powieliłabym już to co wielu z was napisało, ale moje ukochane momenty to:
Smooth Criminal, no po prostu wbiło mnie w fotle z wrażenia, to było niesamowite, te efekty, ucieczka MJ i to jak wyglądał- wspaniale ! Michael jakiego wszyscy kochamy..
Thriller, kolejny majstersztyk, ta charakteryzacja, scenografia, to cmentarzysko mnie rozwaliło! a potem na koniec wstawka z "threatened" no myslałam, że wybuchnę na tym siedzeniu !
Michael mówiący z pełną buzią, albo z lizakiem, no po prostu tak się uśmiechałam, że nie mogę :P
Końcówka "I Just Can't Stop Loving You" brak mi słów, żeby to opisać, ale prawda taka, że Michaela głos dojrzewał przez całe życie i ciągle stawał się lepszy, a na koniec ten tekst Michela- dlaczego mi to robicie, przecież wiecie, że muszę oszczędzać głos, czy jakoś tak :):)
Widać było, że Michael czerpie dużo radości z tego co robi, jak dla mnie był szczęśliwy i na maksa zaangażowany, jak w każdy projekt. WEdług mnie nie ma mowy o żadnym zmuszaniu naszego Króla do pracy..
No i uwielbiam to jak Michael wiercił dziurę w brzuchu klawiszowcowi i ciągle mu coś się nie podobało, bo wiedział, że to nie tak ma brzmieć, ah Michael jak ja Cię kocham !
Ogólnie rzecz biorąc moje wrażenia po obejrzeniu TII są takie, że chcę tam wrócić ! Najprawdopodobniej w poniedziałek wybieram się jeszcze raz :)
A co do publiczności na początku irytowało mnie to jak ludzie poprzynosili kilo popcornu, litr coli i te wszystkie denerwujące odgłosy nosiły się po sali, na szczęście większośc z nich wszamała to na reklamach :P
Natomiast podobała mi się reakcja po filmie kiedy wszyscy oklaskiwaliśmy geniusz Michaela.
P.S: zostałam do samego końca przeczekałam całe napisy, słuchając TII i Heal The World, warto było...jak zawsze w kwestii Michaela..
Michael jesteś niesamowity !!
Te dwie godziny przeleciały mi jak nigdy, nawet na minutę nie oderwałam wzroku od ekranu !
Nie bedę pisała wszystkiego co bym chciała bo i tak powieliłabym już to co wielu z was napisało, ale moje ukochane momenty to:
Smooth Criminal, no po prostu wbiło mnie w fotle z wrażenia, to było niesamowite, te efekty, ucieczka MJ i to jak wyglądał- wspaniale ! Michael jakiego wszyscy kochamy..
Thriller, kolejny majstersztyk, ta charakteryzacja, scenografia, to cmentarzysko mnie rozwaliło! a potem na koniec wstawka z "threatened" no myslałam, że wybuchnę na tym siedzeniu !
Michael mówiący z pełną buzią, albo z lizakiem, no po prostu tak się uśmiechałam, że nie mogę :P
Końcówka "I Just Can't Stop Loving You" brak mi słów, żeby to opisać, ale prawda taka, że Michaela głos dojrzewał przez całe życie i ciągle stawał się lepszy, a na koniec ten tekst Michela- dlaczego mi to robicie, przecież wiecie, że muszę oszczędzać głos, czy jakoś tak :):)
Widać było, że Michael czerpie dużo radości z tego co robi, jak dla mnie był szczęśliwy i na maksa zaangażowany, jak w każdy projekt. WEdług mnie nie ma mowy o żadnym zmuszaniu naszego Króla do pracy..
No i uwielbiam to jak Michael wiercił dziurę w brzuchu klawiszowcowi i ciągle mu coś się nie podobało, bo wiedział, że to nie tak ma brzmieć, ah Michael jak ja Cię kocham !
Ogólnie rzecz biorąc moje wrażenia po obejrzeniu TII są takie, że chcę tam wrócić ! Najprawdopodobniej w poniedziałek wybieram się jeszcze raz :)
A co do publiczności na początku irytowało mnie to jak ludzie poprzynosili kilo popcornu, litr coli i te wszystkie denerwujące odgłosy nosiły się po sali, na szczęście większośc z nich wszamała to na reklamach :P
Natomiast podobała mi się reakcja po filmie kiedy wszyscy oklaskiwaliśmy geniusz Michaela.
P.S: zostałam do samego końca przeczekałam całe napisy, słuchając TII i Heal The World, warto było...jak zawsze w kwestii Michaela..
- lazygoldfish
- Posty: 152
- Rejestracja: sob, 18 lip 2009, 19:20
Bardzo się cieszę, że tymi koncertami Michael chciał/miałby okazję dać piosence Jam należne jej miejsce w panteonie jego najlepszych utworów. Zapomnijcie o Dangerous Tour, podczas trasy This is it Jam otrzymało taki aranż, że wbijało w fotel, a to były tylko próby! Sony mogło zrobić wspaniałą rzecz, zamiast falstartu z kompozycją This is it, film mogli wypromować opierając się tylko na teledysku do koncertowego Jam. Ludziom opadłyby szczęki, bo to miało niesamowitą moc rażenia. Być może zrobią taki myk promując dvd? Oby.
Jako film This is it ciężko jest jednoznacznie ocenić m.in. z racji tego, że gatunkowo jest kolażem koncertu, dokumentu, reportażu. Nie jest to film spektakularny w takim hollywoodzkim tego słowa znaczeniu i myślę, że jest to jego największa zaleta. Mimo monumentalnych rzecz, jakie miał ten koncert oferować sam film jawi się jako obraz niezwykle intymny i - z racji prawie całkowitego wyzbycia się sentymentalizmu - nienachalny.
Michael, jak to Michael - sympatyczny Pan, świadomy tego co chce osiągnąć i w jaki sposób. Mnóstwo sprzeczności; z jednej strony kategoryczny, z drugiej nieśmiały i mało asertywny. Nie ma co jednak wgłębiać się w to, jak ukazana jest w filmie osobowość Michaela i czy pewne zachowania interpretuje się prawidłowo, bo i tak w sposób najbardziej wyrazisty przedstawiony jest w filmie Jackson-artysta.
Patrząc na to, jak bardzo angażował się w to co ma zobaczyć publiczność, jestem w stanie uwierzyć, że koncertowo mógł się z fanami pożegnać godnie. To jest dla mnie ważne, bo trasa History, której koncertu tak naprawdę nie obejrzałam w całości do dziś, z fanowskiego punktu wiedzenia była czymś poniżającym. Tak samo jak i występ w Madison Square Garden w 2001 roku.
Czy byłby by to koncert, jakiego świat jeszcze nie widział? I tak, i nie. Tak, bo jego głównym bohaterem byłby człowiek i muzyka, którzy naznaczyli popkulturę XX wieku w sposób niepodważalny. Nie, bo widowiskowość koncertów to teraz rzecz powszechna i dopracowana do perfekcji przez Madonnę na przykład. Nie ma co zatem popadać w zachwyt nad wizualną oprawą widowiska (no może poza sekwencjami 3D; jak mawia moja koleżanka "na żywo to byłby ogień z d***"), bo i tak myślę, że najbardziej wszyscy ocenialiby warstwę muzyczną i wykonanie. A na tym polu szykowała się podstawowa zmiana - praktycznie brak playbacku. Jego głos brzmiał bardzo dojrzale i jeśli pozwolił sobie nawet na chwilowe zatracenie w śpiewie to wychodziły z tego takie perełki jak I'll be there czy I Just Can't Stop Lovin You.
Nie popieram do końca jego restrykcyjnego trzymania się klasycznych aranżacji utworów, tak samo jak nie do końca przekonuje mnie niezmienny w niektórych przypadkach scenariusz poszczególnych segmentów jego koncertów. Od tylu lat wiesz, co się wydarzy podczas Wanna be startin' somenthin', The Way You Make me Feel, Beat it czy The Jackson 5 medley. Tym bardziej cieszył fakt nieco innego Jam, rozbudowanego Thrillera czy dodatkowych smyczków w świetnym Smooth Criminal. Poza tym, no mój Boże, czy ktoś by miał do niego pretensje, gdyby tu i ówdzie do setlisty dorzucił jakiś mega rarytasik w stylu Get on the floor, albo zaskoczył zaśpiewaniem Butterflies czy Remeber the Time? Pytanie pozostanie już na zawsze z kategorii retorycznych.
Na koniec coś o współpracownikach - miał świetnych, charyzmatycznych muzyków. Młodzi tancerze też byli fantastycznym dopełnieniem Michaela, miało się wrażenie, że Oni wszyscy oddaliby za niego życie. Emanowało z nich wielkie oddanie dla sprawy, to była pewnie największa przygoda ich życia. Prawdziwym okrucieństwem losu jest to, że człowiek, który ich w tym filmie pociesza i mówi "Nie bójcie się, wszystko będzie dobrze" sam w te słowa nie wierzy...chyba.
Jako film This is it ciężko jest jednoznacznie ocenić m.in. z racji tego, że gatunkowo jest kolażem koncertu, dokumentu, reportażu. Nie jest to film spektakularny w takim hollywoodzkim tego słowa znaczeniu i myślę, że jest to jego największa zaleta. Mimo monumentalnych rzecz, jakie miał ten koncert oferować sam film jawi się jako obraz niezwykle intymny i - z racji prawie całkowitego wyzbycia się sentymentalizmu - nienachalny.
Michael, jak to Michael - sympatyczny Pan, świadomy tego co chce osiągnąć i w jaki sposób. Mnóstwo sprzeczności; z jednej strony kategoryczny, z drugiej nieśmiały i mało asertywny. Nie ma co jednak wgłębiać się w to, jak ukazana jest w filmie osobowość Michaela i czy pewne zachowania interpretuje się prawidłowo, bo i tak w sposób najbardziej wyrazisty przedstawiony jest w filmie Jackson-artysta.
Patrząc na to, jak bardzo angażował się w to co ma zobaczyć publiczność, jestem w stanie uwierzyć, że koncertowo mógł się z fanami pożegnać godnie. To jest dla mnie ważne, bo trasa History, której koncertu tak naprawdę nie obejrzałam w całości do dziś, z fanowskiego punktu wiedzenia była czymś poniżającym. Tak samo jak i występ w Madison Square Garden w 2001 roku.
Czy byłby by to koncert, jakiego świat jeszcze nie widział? I tak, i nie. Tak, bo jego głównym bohaterem byłby człowiek i muzyka, którzy naznaczyli popkulturę XX wieku w sposób niepodważalny. Nie, bo widowiskowość koncertów to teraz rzecz powszechna i dopracowana do perfekcji przez Madonnę na przykład. Nie ma co zatem popadać w zachwyt nad wizualną oprawą widowiska (no może poza sekwencjami 3D; jak mawia moja koleżanka "na żywo to byłby ogień z d***"), bo i tak myślę, że najbardziej wszyscy ocenialiby warstwę muzyczną i wykonanie. A na tym polu szykowała się podstawowa zmiana - praktycznie brak playbacku. Jego głos brzmiał bardzo dojrzale i jeśli pozwolił sobie nawet na chwilowe zatracenie w śpiewie to wychodziły z tego takie perełki jak I'll be there czy I Just Can't Stop Lovin You.
Nie popieram do końca jego restrykcyjnego trzymania się klasycznych aranżacji utworów, tak samo jak nie do końca przekonuje mnie niezmienny w niektórych przypadkach scenariusz poszczególnych segmentów jego koncertów. Od tylu lat wiesz, co się wydarzy podczas Wanna be startin' somenthin', The Way You Make me Feel, Beat it czy The Jackson 5 medley. Tym bardziej cieszył fakt nieco innego Jam, rozbudowanego Thrillera czy dodatkowych smyczków w świetnym Smooth Criminal. Poza tym, no mój Boże, czy ktoś by miał do niego pretensje, gdyby tu i ówdzie do setlisty dorzucił jakiś mega rarytasik w stylu Get on the floor, albo zaskoczył zaśpiewaniem Butterflies czy Remeber the Time? Pytanie pozostanie już na zawsze z kategorii retorycznych.
Na koniec coś o współpracownikach - miał świetnych, charyzmatycznych muzyków. Młodzi tancerze też byli fantastycznym dopełnieniem Michaela, miało się wrażenie, że Oni wszyscy oddaliby za niego życie. Emanowało z nich wielkie oddanie dla sprawy, to była pewnie największa przygoda ich życia. Prawdziwym okrucieństwem losu jest to, że człowiek, który ich w tym filmie pociesza i mówi "Nie bójcie się, wszystko będzie dobrze" sam w te słowa nie wierzy...chyba.
Ostatnio zmieniony sob, 31 paź 2009, 17:00 przez lazygoldfish, łącznie zmieniany 3 razy.
Film obejrzałam wczoraj. Jestem zachwycona tym co zobaczyłam. To było niesamowite przeżycie zobaczyć Michaela znowu, zupełnie tak jakby dalej był wśród nas. Wyglądał na zmienionego, ktoś wcześniej napisał o nabrzmiałej górnej wardze - zauważyłam to samo. Nie wiem jaki był jego prawdziwy stan zdrowia, znowu wokół różne wersje krążą, zupełnie jak za życia MJ. Na pewno widać, że nie było z nim do końca w porządku, ale najwyraźniej - mimo że obejrzałam 1/50 wszystkiego co zostało nagrane - były próby, gdy potrafił się uśmiechać, żartować i być dalej Michaelem jakiego znamy.
Czy ktoś wie kiedy jest planowana premiera na DVD?
Czy ktoś wie kiedy jest planowana premiera na DVD?
Byłam dzisiaj po raz pierwszy...Multikino w Krakowie.
I już wiem, że chcę iść znowu w przyszłym tygodniu, o ile dożyję.
Kurde, co to był za film!!!!
Po Waszych relacjach, wiedziałam że będzie dobry...ale siedziałam jak zaczarowana od samego początku.
Przechodziły mnie ciarki, dreszcze, skurcze w żołądku aż do wypieków na twarzy, przez cały film.
Już na wstępie mnie rozczulił...
Napis "dla fanów"...porażający
Nie wiem, ale cały film obejrzałam jednym tchem i chyba nie wszystko do mnie dotarło..więc muszę iść jeszcze raz, by zobaczyć, pewnie coś więcej...co być może, uciekło mi przez emocje.
A bez emocji, zachwytu i łez się nie obyło.
Pierwszy raz, łzy mi pociekły na "I'll be there"...bajka.
Potem znowu nie dałam rady na "I just can't stop loving you", na "Earth song" również oczy miałam mokre, tak samo w przypadku "Man in the mirror" czy też wspólnego trzymania się za ręce i przemowy Michaela...
"Kto to są ci oni? Jeśli chcesz zrobić jakieś zmiany, nie czekaj na innych bo nie nadejdą...zacznij od siebie"
Wykonania niektórych utworów były lepsze niż dawniej.
Nowa wersja SC, z H. Bogartem i całą oprawą...wspaniała.
Cudowny Thiller ze wstawką "Threatened", coś niesamowitego.
"I just..."...coś pieknego...dojrzałego, sentymentalnego...
Bardzo dobra wersja Human Nature i Beat it...nogi same prosiły się o taniec.
Rozwalił mnie lizak Michaela i guma do żucia...uroczy był...
Na samym początku filmu, widownia siedziała całkiem nieruchomo...jakby była wbita w krzesła.
To było niewiarygodnie piękne uczucie...totalna cisza.
Przez połowę filmu, na schodach które prowadziły do mojego rzędu...tańczył mały szkrab...może miał z 4 lata ...
Jego mama siedziała na pierwszym fotelu z brzegu...a on cały czas śmigal w rytm muzyki Michaela.
Dawno czegoś takiego nie widziałam...żeby tak mały chłopczyk, tak tańczył i całkiem nieźle mu to szło hehe. Widać było, że zna utwory Michaela i dobrze się przy nich bawi.
Dużo ludzi zwracało na niego uwagę...widowni było sporo i nie ja jedna uroniłam łezkę
Było parę osób z elementami ubioru "na Michaela", czarne kapelusze czy białe rękawiczki...bądź też cały strój jak na występie Michaela do BJ, w wytwórni Motown.
Na samym końcu widownia klaskała...co bardzo mi sie podobało...uczczili Michaela...i wiele osób, w tym ja...zostało do samego końca, przez TII, Heal the world i Human Nature...jak leciały już zupełnie końcowe napisy...
Niezapomniany dla mnie wieczór, który na zawsze zostanie w mojej pamięci.
Kolejny raz, choć tego nie potrzebowałam, bo wiedziałam to...dowiódł jak wielkim i skromnym człowiekiem był Michael i jaka szkoda, że tak się to potoczyło
Już zawsze będę żałować
I już wiem, że chcę iść znowu w przyszłym tygodniu, o ile dożyję.
Kurde, co to był za film!!!!
Po Waszych relacjach, wiedziałam że będzie dobry...ale siedziałam jak zaczarowana od samego początku.
Przechodziły mnie ciarki, dreszcze, skurcze w żołądku aż do wypieków na twarzy, przez cały film.
Już na wstępie mnie rozczulił...
Napis "dla fanów"...porażający
Nie wiem, ale cały film obejrzałam jednym tchem i chyba nie wszystko do mnie dotarło..więc muszę iść jeszcze raz, by zobaczyć, pewnie coś więcej...co być może, uciekło mi przez emocje.
A bez emocji, zachwytu i łez się nie obyło.
Pierwszy raz, łzy mi pociekły na "I'll be there"...bajka.
Potem znowu nie dałam rady na "I just can't stop loving you", na "Earth song" również oczy miałam mokre, tak samo w przypadku "Man in the mirror" czy też wspólnego trzymania się za ręce i przemowy Michaela...
"Kto to są ci oni? Jeśli chcesz zrobić jakieś zmiany, nie czekaj na innych bo nie nadejdą...zacznij od siebie"
Wykonania niektórych utworów były lepsze niż dawniej.
Nowa wersja SC, z H. Bogartem i całą oprawą...wspaniała.
Cudowny Thiller ze wstawką "Threatened", coś niesamowitego.
"I just..."...coś pieknego...dojrzałego, sentymentalnego...
Bardzo dobra wersja Human Nature i Beat it...nogi same prosiły się o taniec.
Rozwalił mnie lizak Michaela i guma do żucia...uroczy był...
Na samym początku filmu, widownia siedziała całkiem nieruchomo...jakby była wbita w krzesła.
To było niewiarygodnie piękne uczucie...totalna cisza.
Przez połowę filmu, na schodach które prowadziły do mojego rzędu...tańczył mały szkrab...może miał z 4 lata ...
Jego mama siedziała na pierwszym fotelu z brzegu...a on cały czas śmigal w rytm muzyki Michaela.
Dawno czegoś takiego nie widziałam...żeby tak mały chłopczyk, tak tańczył i całkiem nieźle mu to szło hehe. Widać było, że zna utwory Michaela i dobrze się przy nich bawi.
Dużo ludzi zwracało na niego uwagę...widowni było sporo i nie ja jedna uroniłam łezkę
Było parę osób z elementami ubioru "na Michaela", czarne kapelusze czy białe rękawiczki...bądź też cały strój jak na występie Michaela do BJ, w wytwórni Motown.
Na samym końcu widownia klaskała...co bardzo mi sie podobało...uczczili Michaela...i wiele osób, w tym ja...zostało do samego końca, przez TII, Heal the world i Human Nature...jak leciały już zupełnie końcowe napisy...
Niezapomniany dla mnie wieczór, który na zawsze zostanie w mojej pamięci.
Kolejny raz, choć tego nie potrzebowałam, bo wiedziałam to...dowiódł jak wielkim i skromnym człowiekiem był Michael i jaka szkoda, że tak się to potoczyło
Już zawsze będę żałować
1958 - forever...
-
- Posty: 5
- Rejestracja: pn, 29 cze 2009, 8:20
Właśnie wróciłam z kina :)
Szczerze? Ja nie wiem czemu każdemu się wydaje ze on był schorowany..Ja tu widziałam zdrowego 50letniego człowieka w świetnej formie z suuuuuper głosem :D
Generalnie jestem pod DUŻYM wrażeniem !!!
Publiczność na sali oczywiście nie zawiodła , była CAŁA sala zapełniona :):)
Najbardziej wzruszające momenty...hm...Earth song - moja ulubiona piosenka , po prostu niesamowite przeżycie :) czułam się jak na koncercie :)
A tancerze? Również świetni :)
Co do podwójnych jego koszul to myślę ze może było mu zimno ;) hehe
Oczywiście na koniec nie zabrakło oklasków :) aż chciało się w pewnym momencie wyjść na środek sali i zatańczyć razem z MJ :)
Pozdrawiam wiernych fanów z Łodzi ;-*
"Miłość jest wieczna" !!
Szczerze? Ja nie wiem czemu każdemu się wydaje ze on był schorowany..Ja tu widziałam zdrowego 50letniego człowieka w świetnej formie z suuuuuper głosem :D
Generalnie jestem pod DUŻYM wrażeniem !!!
Publiczność na sali oczywiście nie zawiodła , była CAŁA sala zapełniona :):)
Najbardziej wzruszające momenty...hm...Earth song - moja ulubiona piosenka , po prostu niesamowite przeżycie :) czułam się jak na koncercie :)
A tancerze? Również świetni :)
Co do podwójnych jego koszul to myślę ze może było mu zimno ;) hehe
Oczywiście na koniec nie zabrakło oklasków :) aż chciało się w pewnym momencie wyjść na środek sali i zatańczyć razem z MJ :)
Pozdrawiam wiernych fanów z Łodzi ;-*
"Miłość jest wieczna" !!
This Is It zaliczyłam na razie dwa razy i niewykluczone, że jeszcze pójdę. Bardzo się obawiałam tego filmu, swojej reakcji, reakcji widowni itd. Dobrze się stało, że nie zrezygnowałam z pójścia i że tym razem poszłam w odpowiednim i miłym towarzystwie, co pozwoliło mi chłonąć każdy szczegół w skupieniu (nie to co na koncercie w lipcu - trafiłam na najgorszego towarzysza z możliwych i cały koncert popsuty :( ) .To, co ujrzałam (jak mogłam się spodziewać :)) przeszło moje oczekiwania...chociaż był to JAK ZAWSZE doskonały śpiew i taniec, powalające efekty i precyzja właściwa Mistrzowi. Zobaczyłam profesjonalistę w każdym calu, człowieka kochającego to, co robi, kochającego fanów (all for love) i przygotowującego dla nich największe i najbardziej dopracowane show na ziemi. Widziałam artystę skupionego na swej pracy a jednocześnie potrafiącego znaleźć w sobie wiele luzu, wymagającego przede wszystkim od siebie, dokładnie wiedzącego, co chce osiągnąć, jaki efekt uzyskać, niedziałającego przypadkowo czy na zasadzie będzie co będzie, wyjdzie jak wyjdzie. Jednocześnie na TII spotkałam Michaela ciepłego, skromnego (,ale znającego swoją wartość), wyrozumiałego, ‘ludzkiego’ człowieka. Ten film powinni obejrzeć ci, którzy widzieli w nim dziwadło czy gwiazdę, której przewróciło się w głowie. Zrozumieliby, jak bardzo krzywdzące są ich opinie i że nikt nie dorasta mu do pięt. Szkoda, że poza wieczornymi seansami, sale kinowe świecą pustkami podczas TII. Przygnębiający to widok, że oto pokazywane jest ostatnie wielkie dzieło Króla a tu nieliczne miejsca zajęte.
Tak więc wszyscy do kina, (ucząc się na cudzych błędach) nie brać ze sobą przypadkowych osób udających fanów MJa, oglądać i słuchać całym sobą oraz wyczekać do-po-napisach.
Mój ulubiony moment na tę chwilę to MJ w pająku i motyw z paleniem kurtki po Beat It.
Tak więc wszyscy do kina, (ucząc się na cudzych błędach) nie brać ze sobą przypadkowych osób udających fanów MJa, oglądać i słuchać całym sobą oraz wyczekać do-po-napisach.
Mój ulubiony moment na tę chwilę to MJ w pająku i motyw z paleniem kurtki po Beat It.
Fill my heart with song and let me sing for ever more. You are all I long for all I worship and adore. In other words, please be true. In other words I...
Unforgettable, that's what you are.
-
- Posty: 131
- Rejestracja: wt, 12 maja 2009, 3:02
- Skąd: Bydgoszcz
KAŻDA uchwycona chwila z Michaelem w tym filmie jest wyjątkowa, czarująca i niepowtarzalna! byłam 29 października, ten film przeniósł mnie w inny wymiar i zapomniałam na ten czas kim jestem. Nie wiem czy kampania "this is not it" za bardzo nie demonizowała tej sprawy - Michael był szczupły, ale nie chudy, obraz filmu nie był krystalicznie ostry i nie znalazłam w nim nic niepokojącego, nie zastosowano w ogóle retuszu, to był normalny dokument koncertowych prób ... inaczej wygląda Michael na zdjęciach podczas prób a inaczej na filmie, jednak wiem, ze raczej nie był chudy - gdyby tak było nie miał by sił tańczyć.
Wokalnie i tanecznie nasz kochany Michael w ogóle się nie zmienił.. Billie Jean wymiata, i to tak doskonale że nadrabia straty braku kapelusza i rękawiczki - nawet zapomniałam że do tego powinien być jeszcze moonwalk bo On zatańczył Billie Jean trochę inaczej niż jak kiedyś bo dodał nowe figury taneczne
Gdyby te koncerty doszły by do skutku bez wątpienia były by arcydziełami
Wokalnie i tanecznie nasz kochany Michael w ogóle się nie zmienił.. Billie Jean wymiata, i to tak doskonale że nadrabia straty braku kapelusza i rękawiczki - nawet zapomniałam że do tego powinien być jeszcze moonwalk bo On zatańczył Billie Jean trochę inaczej niż jak kiedyś bo dodał nowe figury taneczne
Gdyby te koncerty doszły by do skutku bez wątpienia były by arcydziełami
"Możesz być, czymkolwiek chcesz
Po prostu przemień się w to czym myślisz, że zawsze mogłeś tym być
bądź wolny ze swoim tempem, bądź wolny,
Zrzeknij się swego ego - bądź wolny, bądź sobą!"
I love you MJ :*...
Po prostu przemień się w to czym myślisz, że zawsze mogłeś tym być
bądź wolny ze swoim tempem, bądź wolny,
Zrzeknij się swego ego - bądź wolny, bądź sobą!"
I love you MJ :*...
-
- Posty: 131
- Rejestracja: wt, 12 maja 2009, 3:02
- Skąd: Bydgoszcz
no to i ja jeszcze dodam spóźnioną recenzję...
Podobnie jak wy bałam się swojej reakcji, ale poszłam... byłam o 18:30 całe szczęście widownia była w porządku i nikt nie robił sobie jaj... Było ponad 50 osób, niektórzy śpiewali i klaskali, to było naprawdę wzruszające...
Film powalił mnie na kolana, cały czas miałam uśmiech na twarzy, Michael był tak samo doskonały jak 10-15 lat temu, tancerze wykonywali najtrudniejszą część pracy, na przykład wyskakiwali z katapulty a Michael nadrobił ten brak nowymi pomysłami i ukladami choreograficznymi.. Przy Billie Jean ni było moonwalka ani rękawiczki i czarnego kapelusza ale były nowe elementy taneczne i On zatańczył do Billie Jean tak niesamowicie, ze mój wzrok nie nadążał za tą perfekcją. KAŻDY moment w filmie jest wspaniały, pod warunkiem że jest tam Michael nie widziałam niczego niepokojącego o czym nawoływała kampania "this is not it", Michael jest szczupły, NIE chudy, nie wygląda na człowieka wykończonego, wręcz przeciwnie, w ogóle wręcz nie do wiary że miał 51 lat! nie zauwazyłam, zeby obraz Michaela w filmie był retuszowany, jest mało zbliżen na twarz MJ ale to jest film niemal dokumentalny, nakręcony także zwykłą kamerą i tzw "od kuchni" o tym jak powstaje koncert. Powinniście przetrząsnąć wiekszość starych zdjęc Michaela na których też był bardzo szczupły i nie było w tym nic dziwnego.. myślę, że prawda lezy po środku...
animacje teledysków 3D powalają na kolana, tu nikt nie ma zastrzeżeń:)
oczywiście doczekałam do końca napisów
Jeśli nakręcono jakieś 300 godzin tego materiału to chyba oznacza to iż kręcono je przez ostatnie 2 tygodnie.
Prawdą jest że gdyby te koncerty doszły by do skutku były by arcydziełami a Michael znów by zatriumfował jak za dawnych czasów
Podobnie jak wy bałam się swojej reakcji, ale poszłam... byłam o 18:30 całe szczęście widownia była w porządku i nikt nie robił sobie jaj... Było ponad 50 osób, niektórzy śpiewali i klaskali, to było naprawdę wzruszające...
Film powalił mnie na kolana, cały czas miałam uśmiech na twarzy, Michael był tak samo doskonały jak 10-15 lat temu, tancerze wykonywali najtrudniejszą część pracy, na przykład wyskakiwali z katapulty a Michael nadrobił ten brak nowymi pomysłami i ukladami choreograficznymi.. Przy Billie Jean ni było moonwalka ani rękawiczki i czarnego kapelusza ale były nowe elementy taneczne i On zatańczył do Billie Jean tak niesamowicie, ze mój wzrok nie nadążał za tą perfekcją. KAŻDY moment w filmie jest wspaniały, pod warunkiem że jest tam Michael nie widziałam niczego niepokojącego o czym nawoływała kampania "this is not it", Michael jest szczupły, NIE chudy, nie wygląda na człowieka wykończonego, wręcz przeciwnie, w ogóle wręcz nie do wiary że miał 51 lat! nie zauwazyłam, zeby obraz Michaela w filmie był retuszowany, jest mało zbliżen na twarz MJ ale to jest film niemal dokumentalny, nakręcony także zwykłą kamerą i tzw "od kuchni" o tym jak powstaje koncert. Powinniście przetrząsnąć wiekszość starych zdjęc Michaela na których też był bardzo szczupły i nie było w tym nic dziwnego.. myślę, że prawda lezy po środku...
animacje teledysków 3D powalają na kolana, tu nikt nie ma zastrzeżeń:)
oczywiście doczekałam do końca napisów
Jeśli nakręcono jakieś 300 godzin tego materiału to chyba oznacza to iż kręcono je przez ostatnie 2 tygodnie.
Prawdą jest że gdyby te koncerty doszły by do skutku były by arcydziełami a Michael znów by zatriumfował jak za dawnych czasów
"Możesz być, czymkolwiek chcesz
Po prostu przemień się w to czym myślisz, że zawsze mogłeś tym być
bądź wolny ze swoim tempem, bądź wolny,
Zrzeknij się swego ego - bądź wolny, bądź sobą!"
I love you MJ :*...
Po prostu przemień się w to czym myślisz, że zawsze mogłeś tym być
bądź wolny ze swoim tempem, bądź wolny,
Zrzeknij się swego ego - bądź wolny, bądź sobą!"
I love you MJ :*...
- Krzychu Redhedzio
- Posty: 114
- Rejestracja: śr, 19 paź 2005, 20:36
- Skąd: Poznań
W ubiegły Piątek i ja zaliczyłem seans TII.
Szczerze mówiąc niewiem co napisać by nie powtórzyć tego co napisali już inni...
Film genialny a Michael po raz kolejny udowodnił, że jest wielki.
Bardzo żałuje, że nie usłyszeliśmy jego klasycznego, mocnego i drapieżnego głosu no ale przecież to były tylko próby.
Wielki, pozytywny szok dla mnie gdyż z tego co pamiętam to wszystkie utowry według planu miały być grane i śpiewane na żywo... "Black or white" nigdy tego nie zaśpiewał bez playbacku a tu prosze...
Film piękny, bardzo pozytywny i wszystkie znaki na niebie wskazują, że jeszcze raz się na niego wybiore :)
Szczerze mówiąc niewiem co napisać by nie powtórzyć tego co napisali już inni...
Film genialny a Michael po raz kolejny udowodnił, że jest wielki.
Bardzo żałuje, że nie usłyszeliśmy jego klasycznego, mocnego i drapieżnego głosu no ale przecież to były tylko próby.
Wielki, pozytywny szok dla mnie gdyż z tego co pamiętam to wszystkie utowry według planu miały być grane i śpiewane na żywo... "Black or white" nigdy tego nie zaśpiewał bez playbacku a tu prosze...
Film piękny, bardzo pozytywny i wszystkie znaki na niebie wskazują, że jeszcze raz się na niego wybiore :)
Przed filmem czułam się dziwnie, serce waliło mi jak młot, w brzuchu latały motyle, trzęsły mi się ręce. Nie mogłam nawet pomalowac oczu eylinerem. Oczywiście w kinie tutaj byłam pierwszy raz więc nie obyło się bez pobładzenia w miescie, Genowefa (czyt, mój GPS) dała ciała, ale udalo sie i zdarzylismy na czas. W kinie (sobota, godz.1 było okolo 20 osob, oprocz nas para Polaków, kilkoro dzieci, a reszta widzów srednia wieku okolo 40-50 lat. Kiedy juz zajelismy miejsce nie moglam sie doczekac, 15 min reklam to byla katorga. Wreszcie zaczelo sie. Przez prawie 2 godz mialam usmiech na paszczy, jedynie Earth Song wywolalo u mnie efekt mokrego oka. To bylo magiczne, te efekty, tancerze, muzyka, a przede wszystkim Michael. Czulam sie jakbym siedziala na prawdziwej probie. Ten glos- wspanialy taki jak zawsze, nawet bardziej dojrzaly... Piękny! Sam Michael śliczny, jak pokazali jego buzke bez okularow z bliska.... Moj mąz stwierdzil, ze MJ wyglada na jakies 30 lat, ja tez tak uwazam. Ruchami wymiatal jak Ci mlodzi tancerze. Nie mam innych slow jak po prostu Bosko. Biła od niego ta skromnosc, milosc, wrazliwosc, uprzejmosc, On jest czarodziejem. Nie widzialam w nim czlowieka schorowanego kiedy bylam kinie. Faktprzerazily mnie te nogi jak patyczki, byl bardzo chudy, chudszy niz zwykle. A te pomaranczowe porcięta, ktore rozwalaly mi konstrukcje, jeszcze bardziej to uwydatnialy.
Widac bylo perfekcjonizm w kazdym calu i to ze Michael robi to co lubi.
Kochal muzyke, taniec, swoich fanow, dla nas to robil.
Zabraklo mi prawdziwego moonwalka i sklonu antygrawitacyjnego, ale daruje mu to bo zaplusowal innymi rzeczami Earth Song, Man in the mirror, Smooth criminal, I just can stop loving you- wszystko wspaniale, wbijalo w fotel. Moje dziecko podrygiwalo na fotelu do rytmu Michaelowych utworow z usmiechem na buzce.
Z rzeczy mniej pozytywnych to np to, ze dziwnie odebralam relacje z Ortega, ktory zachowywal sie jak lizus. Spoko moze chcial zeby MJ czul sie jak najlepiej i nie bylo w tym ukrytych podtekstow, ale Michael wygladal tak jakby z musu sie do niego usmiechal itp. Kiedy KO np powiedzial I love you Michael, tenmu odpowiedzial, ale tak jakos bez uczuc... jakby ciezko mu to przeszlo przez usta. No i te okulary, kurde Misiek tam bylo dosc ciemno, ja bym w tych brylach nic nie widziala.
Ale ogolnie film super, ciesze sie ze powstal, ze moglam go zobaczyc, tym lepiej ze w kini, bo tam czuc na prawde dobrze ta muzyke i atmosfere jakby sie bylo tak blisko.
Nie widzilam tego co bylo po napisach.... Strasznie zaluje, ale mysle, ze niedlugo znajde jkis filmik z tego w necie.
Do domu wrocilam chyba z ogromnym cisnieniem.... nie bylam w stanie nawet wziasc sie zeby wypowiedziec sie w tym temacie. Jednak coraz bardziej dociera do mnie szara rzeczywistosc. Kiedy emocje troche opadna musze obejrzec ten film jeszcze raz na tyle chlodno na ile sie da...
Jedno jest pewne KOCHAM MICHAELA jeszcze bardziej, chociaz myslalam, ze bardziej sie nie da!
Widac bylo perfekcjonizm w kazdym calu i to ze Michael robi to co lubi.
Kochal muzyke, taniec, swoich fanow, dla nas to robil.
Zabraklo mi prawdziwego moonwalka i sklonu antygrawitacyjnego, ale daruje mu to bo zaplusowal innymi rzeczami Earth Song, Man in the mirror, Smooth criminal, I just can stop loving you- wszystko wspaniale, wbijalo w fotel. Moje dziecko podrygiwalo na fotelu do rytmu Michaelowych utworow z usmiechem na buzce.
Z rzeczy mniej pozytywnych to np to, ze dziwnie odebralam relacje z Ortega, ktory zachowywal sie jak lizus. Spoko moze chcial zeby MJ czul sie jak najlepiej i nie bylo w tym ukrytych podtekstow, ale Michael wygladal tak jakby z musu sie do niego usmiechal itp. Kiedy KO np powiedzial I love you Michael, tenmu odpowiedzial, ale tak jakos bez uczuc... jakby ciezko mu to przeszlo przez usta. No i te okulary, kurde Misiek tam bylo dosc ciemno, ja bym w tych brylach nic nie widziala.
Ale ogolnie film super, ciesze sie ze powstal, ze moglam go zobaczyc, tym lepiej ze w kini, bo tam czuc na prawde dobrze ta muzyke i atmosfere jakby sie bylo tak blisko.
Nie widzilam tego co bylo po napisach.... Strasznie zaluje, ale mysle, ze niedlugo znajde jkis filmik z tego w necie.
Do domu wrocilam chyba z ogromnym cisnieniem.... nie bylam w stanie nawet wziasc sie zeby wypowiedziec sie w tym temacie. Jednak coraz bardziej dociera do mnie szara rzeczywistosc. Kiedy emocje troche opadna musze obejrzec ten film jeszcze raz na tyle chlodno na ile sie da...
Jedno jest pewne KOCHAM MICHAELA jeszcze bardziej, chociaz myslalam, ze bardziej sie nie da!
- Michael FOREVER!!!
- Posty: 119
- Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 19:19
- Skąd: Katowice
Byłam wczoraj na This is it ...było cudownie...gdy wróciłam do domu byłam tak emocjonalnie rozjechana że dopiero dzisiaj mogę coś powiedzieć na temat filmu.Mianowicie Michael był genialny w każdym calu,kurcze to naprawdę niesamowity artysta.....gdyby doszło do tych koncertów byłoby to wydarzenie jakiego jeszcze świat nie widział....Jedno tylko od samego początku filmu mnie bardzo niepokoiło to jak bardzo chudy był Michael.....Przy piosence I'll Be There rozkleiłam się całkowicie...A najbardziej kocham Go za to że wszystko cokolwiek robił,tworzył zawsze było dla Jego kochanych fanów,w trakcie filmu parę razy te kwestie bardzo podkreślił....idę jeszcze raz do kina bo taka okazja może już się nie powtórzy.......
NAZAWSZE w moim sercu!!!!!!MICHAEL JACKSON 1958-2009
:)
31 października 2009 roku, Cinema City Bemowo Warszawa, godzina 20.00, rząd 13, dwa miejsca przy wejściu.
Sala powoli się wypełnia, niższe rzędy są puste. Z mojej prawej strony młody facet, z mojej lewej - córka. Podniosły nastrój oczekiwania, emocje sięgają zenitu, przedłużające się w nieskończoność głupie reklamy denerwują. Wreszcie! Zapada przerażliwa cisza. Pierwsze łzy, wzruszenie. Nieskazitelną ciszę "zakłóca" muzyka z zewnątrz (skądinąd - Michaelowa;) Facet z mojej prawej podrywa się i zdecydowanym krokiem wychodzi. Za chwilę wraca; ma u mnie plusa za zmknięcie drzwi. Znowu zapada cisza. Nie słychać mlaskania, siorbania, ćlamkania i temu podobnych, słychać bicie serc...i z widowni i z ekranu
Facet z mojej prawej przez cały film prawie się nie ruszył, córka przestała jeść popcorn i urzeczonym wzrokiem wpatrywała się w ekran, ja kilka razy poprawiłam spadającą z kolan torbę i raz poprawiłam siebie na fotelu, a tak...patrzyłam, słuchałam, patrzyłam, słuchałam, patrzyłam...Nie płakałam, wręcz przeciwnie, uśmiechałam się cały czas i gdyby nie toboły na moich kolanach, pewnie wyciągałabym co chwilę ręcę w stronę Michaela. Kilka razy wzruszyłam się, kilka razy zachichotałam cichutko, córka wygladała na trochę przestraszoną, gdy w "Earth song "dziewczynka obudziła się na zniszczonej łące, a czas, ech, czas biegł stanowczo za szybko... Siedziałysmy oczarowane do ostatniej sekundy, kiedy to znikły ostatnie litery i jakiekolwiek znaki, a ekran zalśnił białością płótna.
Na wspomnienie filmu jeszcze długo będziemy się uśmiechać i wzruszać, to pewne. W czwartek wybieramy się drugi raz, zabierając ze sobą starsze pokolenie w osobie babci, tym razem do Arkadii na 20.00.
Odkąd wróciłam do domu po projekcji ta piosenka chodzi mi cały czas po głowie:
http://www.youtube.com/watch?v=qgUL3ut4 ... re=related
"It started out as a feeling
Which then grew into a hope
Which then turned into a quiet thought
Which then turned into a quiet word
And then that word grew louder and louder
'Til it was a battle cry
I'll come back
When you call me
No need to say goodbye
Just because everything's changing
Doesn't mean it's never
Been this way before
All you can do is try to know
Who your friends are
As you head off to the war
Pick a star on the dark horizon
And follow the light
You'll come back
When it's over
No need to say good bye
You'll come back
When it's over
No need to say good bye
Now we're back to the beginning
It's just a feeling and now one knows yet
But just because they can't feel it too
Doesn't mean that you have to forget
Let your memories grow stronger ans stronger
'Til they're before your eyes
You'll come back
When they call you
No need to say goodbye"
Sala powoli się wypełnia, niższe rzędy są puste. Z mojej prawej strony młody facet, z mojej lewej - córka. Podniosły nastrój oczekiwania, emocje sięgają zenitu, przedłużające się w nieskończoność głupie reklamy denerwują. Wreszcie! Zapada przerażliwa cisza. Pierwsze łzy, wzruszenie. Nieskazitelną ciszę "zakłóca" muzyka z zewnątrz (skądinąd - Michaelowa;) Facet z mojej prawej podrywa się i zdecydowanym krokiem wychodzi. Za chwilę wraca; ma u mnie plusa za zmknięcie drzwi. Znowu zapada cisza. Nie słychać mlaskania, siorbania, ćlamkania i temu podobnych, słychać bicie serc...i z widowni i z ekranu
Facet z mojej prawej przez cały film prawie się nie ruszył, córka przestała jeść popcorn i urzeczonym wzrokiem wpatrywała się w ekran, ja kilka razy poprawiłam spadającą z kolan torbę i raz poprawiłam siebie na fotelu, a tak...patrzyłam, słuchałam, patrzyłam, słuchałam, patrzyłam...Nie płakałam, wręcz przeciwnie, uśmiechałam się cały czas i gdyby nie toboły na moich kolanach, pewnie wyciągałabym co chwilę ręcę w stronę Michaela. Kilka razy wzruszyłam się, kilka razy zachichotałam cichutko, córka wygladała na trochę przestraszoną, gdy w "Earth song "dziewczynka obudziła się na zniszczonej łące, a czas, ech, czas biegł stanowczo za szybko... Siedziałysmy oczarowane do ostatniej sekundy, kiedy to znikły ostatnie litery i jakiekolwiek znaki, a ekran zalśnił białością płótna.
Na wspomnienie filmu jeszcze długo będziemy się uśmiechać i wzruszać, to pewne. W czwartek wybieramy się drugi raz, zabierając ze sobą starsze pokolenie w osobie babci, tym razem do Arkadii na 20.00.
Odkąd wróciłam do domu po projekcji ta piosenka chodzi mi cały czas po głowie:
http://www.youtube.com/watch?v=qgUL3ut4 ... re=related
"It started out as a feeling
Which then grew into a hope
Which then turned into a quiet thought
Which then turned into a quiet word
And then that word grew louder and louder
'Til it was a battle cry
I'll come back
When you call me
No need to say goodbye
Just because everything's changing
Doesn't mean it's never
Been this way before
All you can do is try to know
Who your friends are
As you head off to the war
Pick a star on the dark horizon
And follow the light
You'll come back
When it's over
No need to say good bye
You'll come back
When it's over
No need to say good bye
Now we're back to the beginning
It's just a feeling and now one knows yet
But just because they can't feel it too
Doesn't mean that you have to forget
Let your memories grow stronger ans stronger
'Til they're before your eyes
You'll come back
When they call you
No need to say goodbye"
Ostatnio zmieniony pn, 02 lis 2009, 17:57 przez eeska, łącznie zmieniany 1 raz.
Długo oczekiwany dzień dnia 28.10.2009 bilety zamówione tydzień wcześniej miejsca do wyboru więc przypadł mi 14 rząd miejsce 14 i 13 ...przez tydzień czasu wahania , czy pójde na tą godzine 20;00 na This Is It czy może popierać kampanie This Is Not It . Potem rozmyślałam jaka będzie moja reakcja bo przyznam ,że jestem płaczką nawet myślałam a może pojechac tak do Bydgoszczy jako ''obcy'' nieomal w masce jak będe beczała to nikt by mnie nie zobaczył (głupota) .Jednak decyzja zapadła ,że nie moge tego zrobić Michaelowi i sobie i nie pójść zobaczyć TII- cytuje Will You Be There
''W naszej najczarniejszej godzinie
W moim najgłębszym zwątpieniu
Czy wciąż ci będzie zależało?
Czy tam będziesz?
W moich próbach
W moich mękach
Przez wszystkie wątpliwości ''Te słowa zadecydowały za mnie.
Jestem z Torunia film był/jest wyświetlany w Cinema City .Atmofsera według mnie była The best ...przez całą projekcję była cisza a na koniec oklaski dla Michaela . Odniosłam wrażenie ,że pierwsze minuty , pierwsze napisy ''dla fanów itd. były odbierane jako minuta ciszy , nie było nawet słychać oddechów.
Jak siadłam na fotel miałam wrażenie ,że nawet moje oczy nie potrafią mrugać bo były tak zapatrzone byłam jak w transie?
Tak , tak ...nie odbyło się bez płaczu...płakałam od pierwszych słów tancerza który mówił przez łzy jak bardzo się ciszy i jaką inspiracją jest dla niego Michael .
Wszystko było wspaniałe....Michael kolejny raz udowodnił ,że jest Geniuszem i profesjonalistą w każdym calu a Jego ciepło i stosunek do ludzi mnie powala nie spotkałam jeszcze takiej osoby .Myśli moje nie godza się ciągle z faktem ,że Jego już nie ma i nie dane mi będzie chociaż podziękowac za to co robi .Zresztą łapie się na tym,że mówie o Nim w czasie teraźniejszym '...Nigdy nie pozwole mu odejść bo na zawsze jest w moim sercu '. Nie umiem wymienić co mi się bardziej lub mniej podobało lub czego mi brakowało bo wszystko było tak wspaniałe ,że po prostu speechless.....
THANK YOU MICHAEL ! I LOVE YOU SO MUCH !
''W naszej najczarniejszej godzinie
W moim najgłębszym zwątpieniu
Czy wciąż ci będzie zależało?
Czy tam będziesz?
W moich próbach
W moich mękach
Przez wszystkie wątpliwości ''Te słowa zadecydowały za mnie.
Jestem z Torunia film był/jest wyświetlany w Cinema City .Atmofsera według mnie była The best ...przez całą projekcję była cisza a na koniec oklaski dla Michaela . Odniosłam wrażenie ,że pierwsze minuty , pierwsze napisy ''dla fanów itd. były odbierane jako minuta ciszy , nie było nawet słychać oddechów.
Jak siadłam na fotel miałam wrażenie ,że nawet moje oczy nie potrafią mrugać bo były tak zapatrzone byłam jak w transie?
Tak , tak ...nie odbyło się bez płaczu...płakałam od pierwszych słów tancerza który mówił przez łzy jak bardzo się ciszy i jaką inspiracją jest dla niego Michael .
Wszystko było wspaniałe....Michael kolejny raz udowodnił ,że jest Geniuszem i profesjonalistą w każdym calu a Jego ciepło i stosunek do ludzi mnie powala nie spotkałam jeszcze takiej osoby .Myśli moje nie godza się ciągle z faktem ,że Jego już nie ma i nie dane mi będzie chociaż podziękowac za to co robi .Zresztą łapie się na tym,że mówie o Nim w czasie teraźniejszym '...Nigdy nie pozwole mu odejść bo na zawsze jest w moim sercu '. Nie umiem wymienić co mi się bardziej lub mniej podobało lub czego mi brakowało bo wszystko było tak wspaniałe ,że po prostu speechless.....
THANK YOU MICHAEL ! I LOVE YOU SO MUCH !
Ostatnio zmieniony ndz, 01 lis 2009, 19:39 przez M.J.[*], łącznie zmieniany 1 raz.
''CHCIAŁEŚ SAM ZBAWIĆ ŚWIAT.ŚMIALI SIĘ Z TWOICH RAD ale wiem,że spełni się Twój sen.Bo sen Twój to lepszy świat.''
Tylko kto powie mi jak żyć i dokąd iść ?
Ja byłam w środę na filmie. Ogólnie film podobał mi się. Miałam okazję też zobaczyć Michaela od innej strony. Widać że bardzo zależało mu aby to zrobić jak najlepiej dla nas. Taniec i śpiew jak zawsze super Ale miałam wrażenie że czasem chyba był jakiś nie swój lub przygnębiony, ale radosnych momentów nie brakowało. Najbardziej podobał mi się Earth song, Smooth criminal i Thriller Chyba nikt by czegoś takiego nie wymyślił tylko Mike. Bez łez w paru momentach i na sam koniec się nie obyło. Bo to już koniec Nigdy więcej nie zobaczymy go na scenie. Mnie też dziwiły ciągłe pytania Ortegi czy wszystko wpożądku, może to była zwyczajna troska, a może wiedział że z Michaelem dzieje się coś złego. Poza tym chudości MJ nie da się ukryć.
Nasunęła mi się taka refleksja że gdyby pewne rzeczy w życiu Michaela by się nie wydarzyły to dziś byłby zdrowy i dalej tworzył, dawał koncerty. Ale co poradzić na ludzi, którzy za wszelką cenę chcieli go zniszczyć i skrupulatnie im się to udało
Nasunęła mi się taka refleksja że gdyby pewne rzeczy w życiu Michaela by się nie wydarzyły to dziś byłby zdrowy i dalej tworzył, dawał koncerty. Ale co poradzić na ludzi, którzy za wszelką cenę chcieli go zniszczyć i skrupulatnie im się to udało
Mówię od razu, nie jestem fanką MJ, choć kiedyś dawno temu przez krótki czas byłam.Film na razie obejrzałam w wersji "kinówkowej" i chyba do kina raczej nie pójdę, chyba, że coś mnie najdzie .To, co mi się rzuciło w oczy;Michael był przeraźliwie chudy jak dla mnie, gdyby nie te luźnie ztroje i wymyśle marynarki to pewnie możnaby się uczyć na nim anatomii .Jednocześnie zastanawiające jest, że będąc w rzekomo złym zdrowiu prezentował na próbach tak dobrą formę, no ale nie wnikam z jego stan zdrowia bo nie wiadomo jak było.Fanom koncerty by się na pewno spodobały, dla mnie niestety niczym prawie by się nie różniły od poprzednich, te same układy i aranżacje, ten sam cyrk trącący kiczem popowym, może to ma tak wyglądać, ale dla mnie liczy się na scenie muzyka zamiast tej cyrkowej otoczki i występów tanecznych, gdyby z tego zrezygnował wróciłby w naprawdę dobrym, dojrzałym stylu, tym bardziej, że koncerty miały być ponoć na żywo nie z playbacku.Nie bijcie, ja po prostu nie trawię popu, zwłaszcza w takim wydaniu.
Because I'm bad, I'm bad