Joseph Jackson - Die Jacksons
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil
rozdz 12 cd.
Po występie moje oczy były tak zapuchnięte, że nie mogłem prowadzić auta ale moi chłopcy zawieźli mnie jakoś do domu. Gdy Kate mnie zobaczyła, zaczęła krzyczeć i płakać. Ledwo można mnie było rozpoznać- tak bardzo byłem pobity.
Mimo tego wszystkiego przez następne dni pracowałem normalnie, ale po tygodniu czułem się już tak źle, że postanowiłem pozwolić zbadać się w szpitalu. Zrobiono mi prześwietlenie i postawiono wstrząsającą diagnozę: miałem pękniętą czaszkę, kości policzkowe były zmiażdżone, a ręka złamana. Lekarz objaśniał mi z poważną miną: "To cud, że nie dostał pan infekcji. Mógłby pan umrzeć!"
Patrzyłem na niego zaskoczony. Bawiłem się moim życiem i tylko dlatego, że nie ufałem wówczas lekarzom i myślałem, że sam dojdę do siebie. Mój lekarz zajął się mną i trzy tygodnie później byłem już na dobrej drodze do poprawy. Obiecałem sobie, że już nigdy więcej nie wdam się w żadną bójkę. Gangi są niebezpieczne, nie należy bić się z takimi ludźmi, tylko próbować rozmowy.
rozdz. 13 Nasza pierwsza podróż zagraniczna
Listopad 1972 przyniósł całkiem nieoczekiwane wydarzenie. The Jackson 5 i ja jechaliśmy na europejskie tournee.
Przez ponad miesiąc mieliśmy codziennie próby, żeby nic nie pozostawić przypadkowi. Potem wsiedliśmy do samolotu, który zabrał nas do Europy. Między innymi mieliśmy wystąpić przed Królową Anglii.
Ponieważ miałem już za sobą 10-letnie doświadczenie w kierowaniu zespołem, a i Berry lubił chwytliwe pomysły reklamowe, kazałem wymalować logo "J5" na naszym samolocie. Chłopcom bardzo podobał się ten wielki napis, cieszyliśmy się na spotkanie z naszymi angielskimi fanami, którzy będą nas oczekiwać na Heathrow. Towarzyszyły nam również kamery.
Podczas lotu filmowano prawie wszystko co robiliśmy i mieliśmy tyle radości z innymi zespołami na pokładzie, że mieliśmy uczucie jakbyśmy siedzieli w prywatnej maszynie.
Gdy lądowaliśmy w Londynie powiedziano nam, że na płycie lotniska jest tylu ludzi, że trudno będzie dotrzeć do budynków portu. Rzut oka za okno przekonał nas o tym- tak było: oczekiwał nas tłum ludzi. Przedsięwzięto środki ostrożności i zostaliśmy odwiezieni z lotniska autobusem z ochroną. Chmary reporterów towarzyszyły nam i koczowały pod hotelem. Byliśmy wprawdzie już przyzwyczajeni w Ameryce, że przyciągamy uwagę prasy, ale tak dużego zainteresowania jak w Europie jeszcze nie doświadczyliśmy.
Nasz pierwszy występ miał miejsce przed Królową Elżbietą II i starannie się do niego przygotowaliśmy. Inne zespoły, które z nami przyleciały, otwierały program, a potem wychodzili The Jackson 5 i zmusili publiczność do burzliwych oklasków.
Następny koncert był w Liverpoolu. The Beatles byli już wówczas gwiazdami i nie spodziewaliśmy się że będziemy występować w ich rodzinnym mieście. Gdy The Jackson 5 wyszli na scenę, obserwowałem publiczność. Dziewczyny wrzeszczały i płakały, a stadion pękał w szwach. Jeszcze nigdy nie widziałem tylu ludzi pod jednym dachem.
Wtedy stało się dla mnie jasne, to co później wielokrotnie obserwowałem: The Jackson 5 znajdowali aplauz u ludzi wszystkich ras i w każdym wieku. Oczywiście było wielu młodych ludzi, ale również dużo było starszych osób. Widziałem nawet nobliwe panie, które piszczały tak samo jak młode dziewczyny.
Gdy moi chłopcy po występie szli do garderoby, podszedł do mnie mężczyzna.
- Panie Jackson! Pobiliście dzisiaj rekord- powiedział.
- Jaki rekord?
- Na koncertach Beatlesów było prawie tyle samo ludzi, ale wy mieliście jednak większą publiczność. Pobiliście ich rekord.
Po całym Liverpoolu rozniosła się wiadomość, że pobiliśmy ich rekord w ich rodzinnym mieście. Jednak w USA nikt o tym niestety nie mówił. Byliśmy bardzo dumni, przeszliśmy do historii w innym kraju, a prasa w kraju nie poświęciła naszemu sukcesowi w Europie żadnej uwagi. To jeszcze dzisiaj jest problemem dla moich dzieci.
Z Anglii pojechaliśmy do Paryża, a potem do Amsterdamu. Bardzo podobały mi się liczne kanały. Dopiero niedawno odkryłem również w Niemczech piękne miasto poprzecinane kanałami: Friedrichstadt w Schleswig-Holstein, które zostało założone przez Holendrów. Pojechałem na zaproszenie Martiny Baden i Siegfrieda Herrmanna. Było tak wspaniale, że mam zamiar znowu tam przyjechać z rodziną.
Z Amsterdamu ruszyliśmy, przez Brukselę, do Monachium i Frankfurtu. Wszędzie występowaliśmy. Niemieckie jedzenie było bardzo dobre. Przypominało mi amerykańskie Soulfoof, które bardzo lubili moi synowie. Podobało mi się w Niemczech- mili ludzie, natura, sztuka i budynki.
Europa była dla nas niesamowitym przeżyciem. Zobaczyliśmy wiele miast, przekonaliśmy się jak wielu wiernych fanów tam mamy. Wszędzie, gdzie się pojawiliśmy, znano The Jackson 5.
Suma summarum europejskie tournee było wielkim sukcesem. W każdym mieście dziewczyny mdlały i musiały być wynoszone. Właściwe zaczynałem to rozumieć, kiedy Michael śpiewał swoich cudownym głosem, a jego bracia tworzyli perfekcyjnie harmonijne tło wokalne... The Jackson 5 miało cudowne brzmienie. Dobrze wyglądali i byli świetnie ze sobą zgrani. Mogliśmy osiągnąć tylko sukces.
Gdy dzisiaj w Europie idziemy ulicami, wszędzie jesteśmy rozpoznawani zarówno ja i moja żona jak i moje dzieci. Czasami bywa to uciążliwe być obleganym przez fanów, bo potrzebujemy przecież trochę spokoju. Poza tym człowiek stale narażony jest na grypę albo katar (to jest właściwie powód że Michael nosi maskę na twarzy) W Europie bardzo pilnowałem żeby chłopcy regularnie brali witaminy, żeby nie chorowali. I nikt nie chorował, tylko Michael raz miał temperaturę, ale to przeszło.
Podczas następnych podróży do Europy występowaliśmy też w Hiszpanii- w Madrycie. I w Szwajcarii. W maju 1977 polecieliśmy do Szkocji, żeby zaśpiewać podczas jubileuszu 25-lecia koronacji Królowej Elżbiety II. The Jacksons (do grupy należał już wtedy najmłodszy Randy) wystąpili w Glasgow w King's Hall. Wtedy miałem po raz pierwszy okazję zobaczyć soczystozielone pagórki Szkocji. To jest przepiękny kraj, który chciałbym jeszcze raz odwiedzić.
Po występie moje oczy były tak zapuchnięte, że nie mogłem prowadzić auta ale moi chłopcy zawieźli mnie jakoś do domu. Gdy Kate mnie zobaczyła, zaczęła krzyczeć i płakać. Ledwo można mnie było rozpoznać- tak bardzo byłem pobity.
Mimo tego wszystkiego przez następne dni pracowałem normalnie, ale po tygodniu czułem się już tak źle, że postanowiłem pozwolić zbadać się w szpitalu. Zrobiono mi prześwietlenie i postawiono wstrząsającą diagnozę: miałem pękniętą czaszkę, kości policzkowe były zmiażdżone, a ręka złamana. Lekarz objaśniał mi z poważną miną: "To cud, że nie dostał pan infekcji. Mógłby pan umrzeć!"
Patrzyłem na niego zaskoczony. Bawiłem się moim życiem i tylko dlatego, że nie ufałem wówczas lekarzom i myślałem, że sam dojdę do siebie. Mój lekarz zajął się mną i trzy tygodnie później byłem już na dobrej drodze do poprawy. Obiecałem sobie, że już nigdy więcej nie wdam się w żadną bójkę. Gangi są niebezpieczne, nie należy bić się z takimi ludźmi, tylko próbować rozmowy.
rozdz. 13 Nasza pierwsza podróż zagraniczna
Listopad 1972 przyniósł całkiem nieoczekiwane wydarzenie. The Jackson 5 i ja jechaliśmy na europejskie tournee.
Przez ponad miesiąc mieliśmy codziennie próby, żeby nic nie pozostawić przypadkowi. Potem wsiedliśmy do samolotu, który zabrał nas do Europy. Między innymi mieliśmy wystąpić przed Królową Anglii.
Ponieważ miałem już za sobą 10-letnie doświadczenie w kierowaniu zespołem, a i Berry lubił chwytliwe pomysły reklamowe, kazałem wymalować logo "J5" na naszym samolocie. Chłopcom bardzo podobał się ten wielki napis, cieszyliśmy się na spotkanie z naszymi angielskimi fanami, którzy będą nas oczekiwać na Heathrow. Towarzyszyły nam również kamery.
Podczas lotu filmowano prawie wszystko co robiliśmy i mieliśmy tyle radości z innymi zespołami na pokładzie, że mieliśmy uczucie jakbyśmy siedzieli w prywatnej maszynie.
Gdy lądowaliśmy w Londynie powiedziano nam, że na płycie lotniska jest tylu ludzi, że trudno będzie dotrzeć do budynków portu. Rzut oka za okno przekonał nas o tym- tak było: oczekiwał nas tłum ludzi. Przedsięwzięto środki ostrożności i zostaliśmy odwiezieni z lotniska autobusem z ochroną. Chmary reporterów towarzyszyły nam i koczowały pod hotelem. Byliśmy wprawdzie już przyzwyczajeni w Ameryce, że przyciągamy uwagę prasy, ale tak dużego zainteresowania jak w Europie jeszcze nie doświadczyliśmy.
Nasz pierwszy występ miał miejsce przed Królową Elżbietą II i starannie się do niego przygotowaliśmy. Inne zespoły, które z nami przyleciały, otwierały program, a potem wychodzili The Jackson 5 i zmusili publiczność do burzliwych oklasków.
Następny koncert był w Liverpoolu. The Beatles byli już wówczas gwiazdami i nie spodziewaliśmy się że będziemy występować w ich rodzinnym mieście. Gdy The Jackson 5 wyszli na scenę, obserwowałem publiczność. Dziewczyny wrzeszczały i płakały, a stadion pękał w szwach. Jeszcze nigdy nie widziałem tylu ludzi pod jednym dachem.
Wtedy stało się dla mnie jasne, to co później wielokrotnie obserwowałem: The Jackson 5 znajdowali aplauz u ludzi wszystkich ras i w każdym wieku. Oczywiście było wielu młodych ludzi, ale również dużo było starszych osób. Widziałem nawet nobliwe panie, które piszczały tak samo jak młode dziewczyny.
Gdy moi chłopcy po występie szli do garderoby, podszedł do mnie mężczyzna.
- Panie Jackson! Pobiliście dzisiaj rekord- powiedział.
- Jaki rekord?
- Na koncertach Beatlesów było prawie tyle samo ludzi, ale wy mieliście jednak większą publiczność. Pobiliście ich rekord.
Po całym Liverpoolu rozniosła się wiadomość, że pobiliśmy ich rekord w ich rodzinnym mieście. Jednak w USA nikt o tym niestety nie mówił. Byliśmy bardzo dumni, przeszliśmy do historii w innym kraju, a prasa w kraju nie poświęciła naszemu sukcesowi w Europie żadnej uwagi. To jeszcze dzisiaj jest problemem dla moich dzieci.
Z Anglii pojechaliśmy do Paryża, a potem do Amsterdamu. Bardzo podobały mi się liczne kanały. Dopiero niedawno odkryłem również w Niemczech piękne miasto poprzecinane kanałami: Friedrichstadt w Schleswig-Holstein, które zostało założone przez Holendrów. Pojechałem na zaproszenie Martiny Baden i Siegfrieda Herrmanna. Było tak wspaniale, że mam zamiar znowu tam przyjechać z rodziną.
Z Amsterdamu ruszyliśmy, przez Brukselę, do Monachium i Frankfurtu. Wszędzie występowaliśmy. Niemieckie jedzenie było bardzo dobre. Przypominało mi amerykańskie Soulfoof, które bardzo lubili moi synowie. Podobało mi się w Niemczech- mili ludzie, natura, sztuka i budynki.
Europa była dla nas niesamowitym przeżyciem. Zobaczyliśmy wiele miast, przekonaliśmy się jak wielu wiernych fanów tam mamy. Wszędzie, gdzie się pojawiliśmy, znano The Jackson 5.
Suma summarum europejskie tournee było wielkim sukcesem. W każdym mieście dziewczyny mdlały i musiały być wynoszone. Właściwe zaczynałem to rozumieć, kiedy Michael śpiewał swoich cudownym głosem, a jego bracia tworzyli perfekcyjnie harmonijne tło wokalne... The Jackson 5 miało cudowne brzmienie. Dobrze wyglądali i byli świetnie ze sobą zgrani. Mogliśmy osiągnąć tylko sukces.
Gdy dzisiaj w Europie idziemy ulicami, wszędzie jesteśmy rozpoznawani zarówno ja i moja żona jak i moje dzieci. Czasami bywa to uciążliwe być obleganym przez fanów, bo potrzebujemy przecież trochę spokoju. Poza tym człowiek stale narażony jest na grypę albo katar (to jest właściwie powód że Michael nosi maskę na twarzy) W Europie bardzo pilnowałem żeby chłopcy regularnie brali witaminy, żeby nie chorowali. I nikt nie chorował, tylko Michael raz miał temperaturę, ale to przeszło.
Podczas następnych podróży do Europy występowaliśmy też w Hiszpanii- w Madrycie. I w Szwajcarii. W maju 1977 polecieliśmy do Szkocji, żeby zaśpiewać podczas jubileuszu 25-lecia koronacji Królowej Elżbiety II. The Jacksons (do grupy należał już wtedy najmłodszy Randy) wystąpili w Glasgow w King's Hall. Wtedy miałem po raz pierwszy okazję zobaczyć soczystozielone pagórki Szkocji. To jest przepiękny kraj, który chciałbym jeszcze raz odwiedzić.
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
dzieki wielkie kochana
JUSTICE 4 MICHAEL!!
Janet Translate -> http://janettranslate.tnb.pl
JJPT -> www.jjpolishteam.fora.pl
Janet Translate -> http://janettranslate.tnb.pl
JJPT -> www.jjpolishteam.fora.pl
rozdz. 14 Australia i Aborygeni
rozdz. 14 Australia i Aborygeni
Pod koniec czerwca 1973 r koncertowaliśmy w Australii. Lot był bardzo długi, trwał prawie 24 godziny. Tym razem leciał z nami Randy, który był już wystarczająco duży, żeby od czasu do czasu brać udział.
Oczekiwały nas tłumy dziennikarzy. Błyskały flesze, byliśmy atakowani pytaniami podczas gdy gromady fanów próbowały uzyskać autografy. To było zbyt wiele i nie mieliśmy czasu. Musieliśmy jechać do hotelu żeby przygotować się do występu.
Następnego wieczora wydano na naszą cześć duże przyjęcie z udziałem prasy, obecnych było wielu wpływowych ludzi. Ustawiono ogromny bufet. Po jedzeniu wydawało mi się, że za płotem, który ogradzał miejsce przyjęcia, zgromadziło się ok. 60 ciemnoskórych młodych ludzi, którzy próbowali nas zobaczyć. Zapytałem organizatora imprezy co to są za ludzie. Odparł, że to Aborygeni, rdzenni Australijczycy. Nie mogli brać udziału w przyjęciu.
Tak, powiedział to właściwej osobie. Podszedłem do płotu, otworzyłem bramę i wziąłem za rękę ok 10-letnią dziewczynkę. Obejrzała się do tyłu, ale ja przeciągnąłem ją do siebie. Pozostali zaczęli napierać. Zaprowadziłem ją do bufetu i zamówiłem jej coś do jedzenia, podczas gdy inni biali goście odsunęli się od stołu i spoglądali z niedowierzaniem. Żeby uratować dobrą atmosferę zatroszczyłem się, żeby wszyscy tańczyli do naszej muzyki i niebawem biali i Aborygeni bawili się razem. Tak właśnie wyobrażałem sobie imprezę w Australii.
Następnego dnia w gazecie pewien dziennikarz wypowiadał się krytycznie o moim zachowaniu, ale tym nie miałem zamiaru się przejmować. Gdybym zawsze zważał na to co wypisuje prasa, moi chłopcy nigdy nie doszli by do tego, kim dzisiaj są. Miałem w duchu zawsze takie życzenie, żeby poprawiać życie mniejszości, nawet wtedy, gdy wiąże się to z dezaprobatą otoczenia.
Parę dni później dostałem zaproszenie od Aborygenów, żeby ich razem z The Jackson 5 odwiedzić w buszu. Moja ciekawość została poruszona i rozmawiałem z paroma ludźmi w hotelu o tym, ale oni mi to odradzali. To mogło być zbyt niebezpieczne dla dzieci i dla Rosy, białej opiekunki, którą zatrudniło Motown. Bzdura- pomyślałem i przyjąłem zaproszenie.
Z całą ekipą towarzyszącą (ok. 20 ludzi) pojechaliśmy do buszu i muszę powiedzieć, że to było wspaniałe przeżycie.
Aborygeni obstąpili nas, chwytali nas za ręce i obejmowali nas. Przynosili nam egzotyczne soki owocowe i poczęstowali nas dziczyzną, którą upiekli w dziurze w ziemi. Rzadko kiedy jadłem coś tak smacznego. Byliśmy wszyscy zasmuceni, gdy przyszło do rozstania. Przedtem jednak jeszcze zapytałem, skąd w ogóle znali The Jackson 5. Śmiejąc się odpowiedzieli "Jacksonowie są w buszu bardzo znani. Wiedzieliśmy że przyjedziecie jeszcze zanim się pojawiliście".
W Australii daliśmy koncerty w 5 miastach: Brisbane, Melbourne, Perth, Adelaide i Sydney. Piosenka Michaela "Ben" stała się w międzyczasie numerem jeden w Stanach i w Anglii. Australijczycy pokochali również tą piosenkę, za każdym razem, gdy Michael ją śpiewał, publiczność szalała.
Od tamtego czasu byliśmy w Australii jeszcze wiele razy i poznaliśmy tam wspaniałych ludzi. A Aborygeni zostali naszymi najwierniejszymi fanami.
Pod koniec czerwca 1973 r koncertowaliśmy w Australii. Lot był bardzo długi, trwał prawie 24 godziny. Tym razem leciał z nami Randy, który był już wystarczająco duży, żeby od czasu do czasu brać udział.
Oczekiwały nas tłumy dziennikarzy. Błyskały flesze, byliśmy atakowani pytaniami podczas gdy gromady fanów próbowały uzyskać autografy. To było zbyt wiele i nie mieliśmy czasu. Musieliśmy jechać do hotelu żeby przygotować się do występu.
Następnego wieczora wydano na naszą cześć duże przyjęcie z udziałem prasy, obecnych było wielu wpływowych ludzi. Ustawiono ogromny bufet. Po jedzeniu wydawało mi się, że za płotem, który ogradzał miejsce przyjęcia, zgromadziło się ok. 60 ciemnoskórych młodych ludzi, którzy próbowali nas zobaczyć. Zapytałem organizatora imprezy co to są za ludzie. Odparł, że to Aborygeni, rdzenni Australijczycy. Nie mogli brać udziału w przyjęciu.
Tak, powiedział to właściwej osobie. Podszedłem do płotu, otworzyłem bramę i wziąłem za rękę ok 10-letnią dziewczynkę. Obejrzała się do tyłu, ale ja przeciągnąłem ją do siebie. Pozostali zaczęli napierać. Zaprowadziłem ją do bufetu i zamówiłem jej coś do jedzenia, podczas gdy inni biali goście odsunęli się od stołu i spoglądali z niedowierzaniem. Żeby uratować dobrą atmosferę zatroszczyłem się, żeby wszyscy tańczyli do naszej muzyki i niebawem biali i Aborygeni bawili się razem. Tak właśnie wyobrażałem sobie imprezę w Australii.
Następnego dnia w gazecie pewien dziennikarz wypowiadał się krytycznie o moim zachowaniu, ale tym nie miałem zamiaru się przejmować. Gdybym zawsze zważał na to co wypisuje prasa, moi chłopcy nigdy nie doszli by do tego, kim dzisiaj są. Miałem w duchu zawsze takie życzenie, żeby poprawiać życie mniejszości, nawet wtedy, gdy wiąże się to z dezaprobatą otoczenia.
Parę dni później dostałem zaproszenie od Aborygenów, żeby ich razem z The Jackson 5 odwiedzić w buszu. Moja ciekawość została poruszona i rozmawiałem z paroma ludźmi w hotelu o tym, ale oni mi to odradzali. To mogło być zbyt niebezpieczne dla dzieci i dla Rosy, białej opiekunki, którą zatrudniło Motown. Bzdura- pomyślałem i przyjąłem zaproszenie.
Z całą ekipą towarzyszącą (ok. 20 ludzi) pojechaliśmy do buszu i muszę powiedzieć, że to było wspaniałe przeżycie.
Aborygeni obstąpili nas, chwytali nas za ręce i obejmowali nas. Przynosili nam egzotyczne soki owocowe i poczęstowali nas dziczyzną, którą upiekli w dziurze w ziemi. Rzadko kiedy jadłem coś tak smacznego. Byliśmy wszyscy zasmuceni, gdy przyszło do rozstania. Przedtem jednak jeszcze zapytałem, skąd w ogóle znali The Jackson 5. Śmiejąc się odpowiedzieli "Jacksonowie są w buszu bardzo znani. Wiedzieliśmy że przyjedziecie jeszcze zanim się pojawiliście".
W Australii daliśmy koncerty w 5 miastach: Brisbane, Melbourne, Perth, Adelaide i Sydney. Piosenka Michaela "Ben" stała się w międzyczasie numerem jeden w Stanach i w Anglii. Australijczycy pokochali również tą piosenkę, za każdym razem, gdy Michael ją śpiewał, publiczność szalała.
Od tamtego czasu byliśmy w Australii jeszcze wiele razy i poznaliśmy tam wspaniałych ludzi. A Aborygeni zostali naszymi najwierniejszymi fanami.
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Tournee w USA
rozdz. 15
Tournee w USA
W USA pojawiały się wyczerpujące relacje o naszych zagranicznych koncertach. Nadszedł czas na kolejne koncerty w USA, żeby nasi fani nie pomyśleli, że nie są dla nas już ważni.
W lipcu 1973 roku ruszyliśmy w tournee które zakończyło się we wrześniu w Honolulu.
Potem była jeszcze promocja naszych obu nowych LP The Jackson 5, a Jackie wydał swój pierwszy album solowy. W Nowy Rok 1974 zespół wziął udział w Rose Bowl Parade oraz wystąpił w Sonny & Cher Show. Kilka dni później był znowu występ w TV, tym razem dla CBS. Następnie znowu pojechaliśmy na trasę zagraniczną przerwaną występami w Chicago i L.A., a potem znowu skok do Europy. Potem do domu na następne show w TV. W maju tego roku miał miejsce występ telewizyjny The Jackson 5 dla ABC "Free to Be...You and Me" zdobył nagrodę Emmy dla najlepszego show dla dzieci roku. W czerwcu ukazał się album Stevie Wondera przy którym współpracował zespół. Potem przyszły znowu koncerty i show w Las Vegas.
Możecie sobie wyobrazić ile wysiłku kosztowało to wszystko, tym bardziej że nie mieliśmy żadnych przerw na odpoczynek. Przeciwnie- przygotowywaliśmy się znowu do dalszych koncertów w Ameryce. Po Pittsburgh'u był New Jersey State Fair w Trenton, potem Richmond, Buffalo i w końcu Nowy Jork.
W Nowym Jorku wystąpiliśmy w Madison Square Garden. Fani okupowali nasz hotel całą noc i krzyczeli niezmordowanie "Kochamy Was Jackson 5. Kochamy Was". Michael rzucał z okna autografy, a młodzież przesyłała moim synom buziaki na odległość.
Kiedy musieliśmy jechać na występ, prawie nie mogliśmy wyjść z hotelu, a moi chłopcy stawali na scenie przed 20-tysięczną krzyczącą i tupiącą publicznością. Następnego dnia przeczytaliśmy w New York Times jak cudowni byli The Jackson 5. Byli przez wszystkich wychwalani pod niebiosa.
Po Nowym Jorku nasza trasa koncertowa nabrała tempa, w sumie daliśmy 65 koncertów bez żadnej przerwy między nimi. To było duże obciążenie.
Po naszym ostatnim występie na południu zerwała się nawałnica. Nie chciałem wsiadać do samolotu, moje dzieci też się bały, gdy zobaczyły moją reakcję. Na szczęście okazało się, że pilot będzie startował dopiero wtedy gdy pogoda się poprawi, weszliśmy więc na pokład. Każdy z moich synów został obdarowany dojrzałym arbuzem, które upychali teraz pod swoimi siedzeniami.
Po chwili burza trochę się uspokoiła i maszyna wystartowała, ale rzucała i huśtała jak zwariowana. Niektórzy pasażerowie krzyczeli z przerażenia, nawet stewardesy wyglądały na przestraszone. Nigdy do tej pory nie latałem przy takiej pogodzie i pomyślałem "O Boże, jeśli tylko z tego wyjdę, nigdy więcej nie wsiądę do samolotu, jeśli będzie zanosiło się na deszcz".
Nagle chmury się rozstąpiły i turbulencje ustały. Przekonałem się, że arbuzy są jednak niezbyt dobrze zabezpieczone, więc poprosiłem stewardesę żeby je pokroiła. Mężczyzna obok mnie zapytał czy może dostać kawałek. "Oczywiście"- odpowiedziałem i wydałem polecenie, żeby każdego z pasażerów, który będzie sobie tego życzył, poczęstować arbuzem. Gdy w końcu wylądowaliśmy, ani jednej chmurki nie było na jasnym, błękitnym niebie, a naszych pięć arbuzów zostało całkowicie skonsumowane.
A propos bezpieczeństwa: podczas tournee po Ameryce wystąpił jeden problem, którego nigdy nie było zagranicą- dostawaliśmy pogróżki.
Raz np dostaliśmy informację o podłożonej bombie, gdy moi synowi byli już na scenie. Naturalnie chciałem jak najszybciej ściągnąć ich stamtąd, żeby byli bezpieczni. Ktoś spokojnym głosem ogłosił przez megafon krótką przerwę (gdybyśmy powiedzieli, że pod sceną jest bomba, wybuchłaby panika i ludzie mogliby się potratować). Moi chłopcy zeszli ze sceny, a siły bezpieczeństwa rozpoczęły poszukiwania. Nic nie znaleźli. Prawdopodobnie ktoś zrobił sobie głupi dowcip.
Takie i inne przypadki pojawiały się często, że w końcu się do nich przyzwyczailiśmy, ale uważałem mimo to zawsze żeby moi synowie niepotrzebnie nie byli narażani na niebezpieczeństwo.
Wszystkie nasze koncerty w Ameryce stały się sukcesem, a nasi amerykańscy fani zostali nam wierni do dziś. Jesteśmy od fanów uzależnieni- bez nich nie moglibyśmy przecież sprzedawać płyt. Ale gdyby moje dzieci nie byłyby takimi dobrymi wykonawcami estradowymi, nie mielibyśmy tak wielu wiernych fanów.
Muzyka jest uniwersalnym językiem, który łączy wszystkich ludzi i umożliwia miłość i pokój.
Tournee w USA
W USA pojawiały się wyczerpujące relacje o naszych zagranicznych koncertach. Nadszedł czas na kolejne koncerty w USA, żeby nasi fani nie pomyśleli, że nie są dla nas już ważni.
W lipcu 1973 roku ruszyliśmy w tournee które zakończyło się we wrześniu w Honolulu.
Potem była jeszcze promocja naszych obu nowych LP The Jackson 5, a Jackie wydał swój pierwszy album solowy. W Nowy Rok 1974 zespół wziął udział w Rose Bowl Parade oraz wystąpił w Sonny & Cher Show. Kilka dni później był znowu występ w TV, tym razem dla CBS. Następnie znowu pojechaliśmy na trasę zagraniczną przerwaną występami w Chicago i L.A., a potem znowu skok do Europy. Potem do domu na następne show w TV. W maju tego roku miał miejsce występ telewizyjny The Jackson 5 dla ABC "Free to Be...You and Me" zdobył nagrodę Emmy dla najlepszego show dla dzieci roku. W czerwcu ukazał się album Stevie Wondera przy którym współpracował zespół. Potem przyszły znowu koncerty i show w Las Vegas.
Możecie sobie wyobrazić ile wysiłku kosztowało to wszystko, tym bardziej że nie mieliśmy żadnych przerw na odpoczynek. Przeciwnie- przygotowywaliśmy się znowu do dalszych koncertów w Ameryce. Po Pittsburgh'u był New Jersey State Fair w Trenton, potem Richmond, Buffalo i w końcu Nowy Jork.
W Nowym Jorku wystąpiliśmy w Madison Square Garden. Fani okupowali nasz hotel całą noc i krzyczeli niezmordowanie "Kochamy Was Jackson 5. Kochamy Was". Michael rzucał z okna autografy, a młodzież przesyłała moim synom buziaki na odległość.
Kiedy musieliśmy jechać na występ, prawie nie mogliśmy wyjść z hotelu, a moi chłopcy stawali na scenie przed 20-tysięczną krzyczącą i tupiącą publicznością. Następnego dnia przeczytaliśmy w New York Times jak cudowni byli The Jackson 5. Byli przez wszystkich wychwalani pod niebiosa.
Po Nowym Jorku nasza trasa koncertowa nabrała tempa, w sumie daliśmy 65 koncertów bez żadnej przerwy między nimi. To było duże obciążenie.
Po naszym ostatnim występie na południu zerwała się nawałnica. Nie chciałem wsiadać do samolotu, moje dzieci też się bały, gdy zobaczyły moją reakcję. Na szczęście okazało się, że pilot będzie startował dopiero wtedy gdy pogoda się poprawi, weszliśmy więc na pokład. Każdy z moich synów został obdarowany dojrzałym arbuzem, które upychali teraz pod swoimi siedzeniami.
Po chwili burza trochę się uspokoiła i maszyna wystartowała, ale rzucała i huśtała jak zwariowana. Niektórzy pasażerowie krzyczeli z przerażenia, nawet stewardesy wyglądały na przestraszone. Nigdy do tej pory nie latałem przy takiej pogodzie i pomyślałem "O Boże, jeśli tylko z tego wyjdę, nigdy więcej nie wsiądę do samolotu, jeśli będzie zanosiło się na deszcz".
Nagle chmury się rozstąpiły i turbulencje ustały. Przekonałem się, że arbuzy są jednak niezbyt dobrze zabezpieczone, więc poprosiłem stewardesę żeby je pokroiła. Mężczyzna obok mnie zapytał czy może dostać kawałek. "Oczywiście"- odpowiedziałem i wydałem polecenie, żeby każdego z pasażerów, który będzie sobie tego życzył, poczęstować arbuzem. Gdy w końcu wylądowaliśmy, ani jednej chmurki nie było na jasnym, błękitnym niebie, a naszych pięć arbuzów zostało całkowicie skonsumowane.
A propos bezpieczeństwa: podczas tournee po Ameryce wystąpił jeden problem, którego nigdy nie było zagranicą- dostawaliśmy pogróżki.
Raz np dostaliśmy informację o podłożonej bombie, gdy moi synowi byli już na scenie. Naturalnie chciałem jak najszybciej ściągnąć ich stamtąd, żeby byli bezpieczni. Ktoś spokojnym głosem ogłosił przez megafon krótką przerwę (gdybyśmy powiedzieli, że pod sceną jest bomba, wybuchłaby panika i ludzie mogliby się potratować). Moi chłopcy zeszli ze sceny, a siły bezpieczeństwa rozpoczęły poszukiwania. Nic nie znaleźli. Prawdopodobnie ktoś zrobił sobie głupi dowcip.
Takie i inne przypadki pojawiały się często, że w końcu się do nich przyzwyczailiśmy, ale uważałem mimo to zawsze żeby moi synowie niepotrzebnie nie byli narażani na niebezpieczeństwo.
Wszystkie nasze koncerty w Ameryce stały się sukcesem, a nasi amerykańscy fani zostali nam wierni do dziś. Jesteśmy od fanów uzależnieni- bez nich nie moglibyśmy przecież sprzedawać płyt. Ale gdyby moje dzieci nie byłyby takimi dobrymi wykonawcami estradowymi, nie mielibyśmy tak wielu wiernych fanów.
Muzyka jest uniwersalnym językiem, który łączy wszystkich ludzi i umożliwia miłość i pokój.
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
rozdz. 16 Afryka
rozdz.16
Afryka
Afryka jest naszą ojczyzną, ponieważ niektórzy moi przodkowie tam się urodzili. Znałem ją, podobnie jak moi synowie tylko z książek, chciałem jednak chociaż raz tam pojechać; chciałem zobaczyć, gdzie miała swój początek historia czarnych. Dlatego planowałem, że Jackson 5 tam wystąpią.
Na początku lat 70. poznałem dużego, dobrze ubranego, ciemnoskórego mieszkańca Zachodniej Afryki, muzułmanina o imieniu MaMa Do Johny Seco. Był kimś szczególnym i bardzo go wszyscy lubiliśmy.
MaMa Do był top-promotorem i bardzo chciał sprowadzić The Jackson 5 do Afryki. Kontrakt negocjował ze mną, ponieważ moi synowie byli jeszcze niepełnoletni.
Do występów w Afryce przygotowywaliśmy się wyjątkowo starannie. Polecieliśmy z NY do Senegalu. Moi synowie nigdy nie oczekiwali, że będą mieli możliwość zobaczyć ojczyznę naszych przodków.
Jackson 5 w Afryce (1)
Jackson 5 w Afryce (2)
Gdy wylądowaliśmy w Dakarze przywitał nas rozentuzjazmowany tłum. Ludzie śpiewali i bębnili; skandowali "Jackson 5! Jackson5!" Potem utworzyli wielkie koło i tańczyli. Jeden po drugim moi synowie zostali wciągnięci do koła żeby z nimi tańczyć. Michael był ostatni w rzędzie i miał wystarczająco dużo czasu żeby podejrzeć kroki i sposób poruszania. Gdy wszedł do kręgu, zaczął tańczyć jak prawdziwy Afrykańczyk. To było fascynujące, widziałem jak wielką radość sprawiło to naszemu komitetowi powitalnemu. Natychmiast uznali Michaela za swojego i od tego momentu zaczął się dla nas czas: "Witajcie w Afryce!"
Rozkoszowaliśmy się każdą minutą naszego pobytu. Wszędzie w mieście wisiały banery z naszymi imionami, ludzie tańczyli do naszej muzyki na ulicach. Ciągle słyszeliśmy "Jackson, Jackson - kochamy was". Czuliśmy się zaszczyceni i byliśmy szczęśliwi, że cieszą się z naszej obecności.
W Senegalu spędziliśmy tydzień, chłopcy występowali na stadionie w Demba Drop. Może miała na to wpływ afrykańska atmosfera, bo tańczyli lepiej niż kiedykolwiek.
Później zostaliśmy przeniesieni do miejsca, gdzie urodził się ówczesny prezydent Senegalu Leopold Sedar Senghor. W drodze do celu widzieliśmy niezliczone zakłady rzemieślnicze które oferowały swoje wyroby tuż przy drodze. Im bardziej oddalaliśmy się od miasta, tym bardziej prymitywny wydawał się kraj. Prezydent zaprosił nas do swojej rodzinnej wioski na kolację, doświadczyliśmy gościnności naszych nowych afrykańskich przyjaciół.
Następnego dnia zrobiliśmy wycieczkę na wyspę Gore. To z niej nasi przodkowie zostali wywiezieni do Ameryki statkami niewolników, wielu ludzi w trakcie podróży umierało. Już jak schodziliśmy z promu ogarnęło mnie dziwne uczucie, gdy zwiedzaliśmy dawne więzienie, w którym przykuwano niewolników, przepełnił mnie wielki smutek. Było zimno, drżałem. Również moi synowie mieli nieprzyjemne uczucie. Tłumacz opowiadał nam tragiczne historie o tym jak obchodzono się z tymi biednymi ludźmi, aż Jackie zaczął płakać; i inni byli mocno poruszeni.
Na pożegnanie otrzymaliśmy od naszego gospodarza podarunek: łańcuch, którym przykuwano niewolników do ściany.
Słuchanie w jak barbarzyński sposób traktowano niewolników sprawiało mi ból. Nigdy nie zapomnę tego dnia.
W Dakarze prezydent Senegalu odznaczył mnie srebrnym medalem zasługi, stałem się ambasadorem sztuki w jego kraju. W moim podziękowaniu wyraziłem życzenie, że: "związki między Afrykańczykami i Amerykanami będą coraz silniejsze". Uważam ten medal za wielki zaszczyt. Jedynym innym twórcom, który go otrzymał był Duke Ellington.
Gdy odjeżdżaliśmy na lotnisku, znowu żebrały się setki Senegalczyków. Tańczyli dla nas. Zanim wszedłem do samolotu, głęboko odetchnąłem afrykańskim powietrzem. Podczas lotu do domu podziwialiśmy ręcznie rzeźbione figury, którymi nas obdarowano. Pokochaliśmy wszystko w Afryce: wesołych ludzi i ich serce do tańca i śpiewu, sztukę i tradycję ustną i odgłos Atlantyku, który uderza o senegalskie wybrzeże.
Gdy lądowaliśmy w NY wiedzieliśmy, że nigdy nie zapomnimy o Afryce. Dziesiątki reporterów oczekiwały nas na lotnisku, podstawiali nam mikrofony pod nosy i zadawali głupie pytania. Chcieli wiedzieć czy widzieliśmy dzikich i czy nasze życie było w niebezpieczeństwie! To dziwne, że jeszcze na początku lat siedemdziesiątych większość Amerykanów wierzyła, że Afryka jest zamieszkana przez łowców głów, którzy w czarnych kotłach nad ogniskiem gotują turystów na żywca. To wynikało pewnie po części z rasistowskich obrazów, które rozpowszechniane były w filmach. Na szczęście jest coraz więcej producentów i reżyserów, ludzi takich jak Spike Lee, którzy przedstawiają czarnych takimi jakimi naprawdę są.
W każdym bądź razie po tej pierwszej podroży chciałem koniecznie jeszcze wrócić do Afryki i zobaczyć cały kontynent. Moim największym życzeniem byłoby zrobić wielkie tournee z Jackson 5 przez wszystkie afrykańskie kraje.
Afryka
Afryka jest naszą ojczyzną, ponieważ niektórzy moi przodkowie tam się urodzili. Znałem ją, podobnie jak moi synowie tylko z książek, chciałem jednak chociaż raz tam pojechać; chciałem zobaczyć, gdzie miała swój początek historia czarnych. Dlatego planowałem, że Jackson 5 tam wystąpią.
Na początku lat 70. poznałem dużego, dobrze ubranego, ciemnoskórego mieszkańca Zachodniej Afryki, muzułmanina o imieniu MaMa Do Johny Seco. Był kimś szczególnym i bardzo go wszyscy lubiliśmy.
MaMa Do był top-promotorem i bardzo chciał sprowadzić The Jackson 5 do Afryki. Kontrakt negocjował ze mną, ponieważ moi synowie byli jeszcze niepełnoletni.
Do występów w Afryce przygotowywaliśmy się wyjątkowo starannie. Polecieliśmy z NY do Senegalu. Moi synowie nigdy nie oczekiwali, że będą mieli możliwość zobaczyć ojczyznę naszych przodków.
Jackson 5 w Afryce (1)
Jackson 5 w Afryce (2)
Gdy wylądowaliśmy w Dakarze przywitał nas rozentuzjazmowany tłum. Ludzie śpiewali i bębnili; skandowali "Jackson 5! Jackson5!" Potem utworzyli wielkie koło i tańczyli. Jeden po drugim moi synowie zostali wciągnięci do koła żeby z nimi tańczyć. Michael był ostatni w rzędzie i miał wystarczająco dużo czasu żeby podejrzeć kroki i sposób poruszania. Gdy wszedł do kręgu, zaczął tańczyć jak prawdziwy Afrykańczyk. To było fascynujące, widziałem jak wielką radość sprawiło to naszemu komitetowi powitalnemu. Natychmiast uznali Michaela za swojego i od tego momentu zaczął się dla nas czas: "Witajcie w Afryce!"
Rozkoszowaliśmy się każdą minutą naszego pobytu. Wszędzie w mieście wisiały banery z naszymi imionami, ludzie tańczyli do naszej muzyki na ulicach. Ciągle słyszeliśmy "Jackson, Jackson - kochamy was". Czuliśmy się zaszczyceni i byliśmy szczęśliwi, że cieszą się z naszej obecności.
W Senegalu spędziliśmy tydzień, chłopcy występowali na stadionie w Demba Drop. Może miała na to wpływ afrykańska atmosfera, bo tańczyli lepiej niż kiedykolwiek.
Później zostaliśmy przeniesieni do miejsca, gdzie urodził się ówczesny prezydent Senegalu Leopold Sedar Senghor. W drodze do celu widzieliśmy niezliczone zakłady rzemieślnicze które oferowały swoje wyroby tuż przy drodze. Im bardziej oddalaliśmy się od miasta, tym bardziej prymitywny wydawał się kraj. Prezydent zaprosił nas do swojej rodzinnej wioski na kolację, doświadczyliśmy gościnności naszych nowych afrykańskich przyjaciół.
Następnego dnia zrobiliśmy wycieczkę na wyspę Gore. To z niej nasi przodkowie zostali wywiezieni do Ameryki statkami niewolników, wielu ludzi w trakcie podróży umierało. Już jak schodziliśmy z promu ogarnęło mnie dziwne uczucie, gdy zwiedzaliśmy dawne więzienie, w którym przykuwano niewolników, przepełnił mnie wielki smutek. Było zimno, drżałem. Również moi synowie mieli nieprzyjemne uczucie. Tłumacz opowiadał nam tragiczne historie o tym jak obchodzono się z tymi biednymi ludźmi, aż Jackie zaczął płakać; i inni byli mocno poruszeni.
Na pożegnanie otrzymaliśmy od naszego gospodarza podarunek: łańcuch, którym przykuwano niewolników do ściany.
Słuchanie w jak barbarzyński sposób traktowano niewolników sprawiało mi ból. Nigdy nie zapomnę tego dnia.
W Dakarze prezydent Senegalu odznaczył mnie srebrnym medalem zasługi, stałem się ambasadorem sztuki w jego kraju. W moim podziękowaniu wyraziłem życzenie, że: "związki między Afrykańczykami i Amerykanami będą coraz silniejsze". Uważam ten medal za wielki zaszczyt. Jedynym innym twórcom, który go otrzymał był Duke Ellington.
Gdy odjeżdżaliśmy na lotnisku, znowu żebrały się setki Senegalczyków. Tańczyli dla nas. Zanim wszedłem do samolotu, głęboko odetchnąłem afrykańskim powietrzem. Podczas lotu do domu podziwialiśmy ręcznie rzeźbione figury, którymi nas obdarowano. Pokochaliśmy wszystko w Afryce: wesołych ludzi i ich serce do tańca i śpiewu, sztukę i tradycję ustną i odgłos Atlantyku, który uderza o senegalskie wybrzeże.
Gdy lądowaliśmy w NY wiedzieliśmy, że nigdy nie zapomnimy o Afryce. Dziesiątki reporterów oczekiwały nas na lotnisku, podstawiali nam mikrofony pod nosy i zadawali głupie pytania. Chcieli wiedzieć czy widzieliśmy dzikich i czy nasze życie było w niebezpieczeństwie! To dziwne, że jeszcze na początku lat siedemdziesiątych większość Amerykanów wierzyła, że Afryka jest zamieszkana przez łowców głów, którzy w czarnych kotłach nad ogniskiem gotują turystów na żywca. To wynikało pewnie po części z rasistowskich obrazów, które rozpowszechniane były w filmach. Na szczęście jest coraz więcej producentów i reżyserów, ludzi takich jak Spike Lee, którzy przedstawiają czarnych takimi jakimi naprawdę są.
W każdym bądź razie po tej pierwszej podroży chciałem koniecznie jeszcze wrócić do Afryki i zobaczyć cały kontynent. Moim największym życzeniem byłoby zrobić wielkie tournee z Jackson 5 przez wszystkie afrykańskie kraje.
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
rozdz. 17 Przeprowadzka do Kalifornii
rozdz. 17
Przeprowadzka do Kalifornii
Nasze przenosiny do Kalifornii następowały powoli. Jak większość artystów, którzy byli nowi w branży, mieszkaliśmy na początku w tanich motelach. Minęło wiele lat zanim mogliśmy mieszkać w takich hotelach jak Ritz. Wtedy artyści Motown jeszcze za wszystko płacili sami. Najpierw Berry lokował nas w Tropicanie, potem przenieśliśmy się do Hollywood Motel, który też nie był najlepszy.
Ale ja miałem moje wielkie marzenie i koncentrowałem się na pracy z moimi synami. Katherine na początku musiała pozostać w Gary, żeby zajmować się pozostałymi dziećmi. Po raz pierwszy podczas naszego małżeństwa musieliśmy się rozstać- co było oczywiście dla mnie ciężkie. Żadnemu z nas nie przyszło łatwo zostawić dotychczasową rodzinę. Brakowało mi przede wszystkim nocnych rozmów z moją żoną, ale ponieważ byłem zdecydowany doprowadzić moich chłopców do sukcesu, pogodziłem się z tym, co nieuniknione.
Pierwszym studiem nagrań, w którym pracowaliśmy w Los Angeles było Crystal Sound Studio. Podczas niekończących się sesji obecnych było zazwyczaj tylko osiem osób: producent Bobby Taylor, technik dźwięku Andy, który ze swoimi rudymi włosami i zdrową cerą wyglądał niczym boy next door (wieczny chłopiec), moich pięciu synów i ja. Bez odpoczynku pracowaliśmy nad pierwszym albumem zespołu.
Gdy parę lat później emitowano miniserię ABC o naszej rodzinie, dziwnym trafem w pewnej scenie pojawia się w studio Berry, który wyjaśnia Michaelowi jak powinien śpiewać "I'll Be There". W rzeczywistości to się nigdy nie wydarzyło. Berry zlecił to w L.A. Halowi Davisowi, który przyjechał i wyprodukował piosenkę. Michael wiedział dokładnie jak ma ją śpiewać i znał swój tekst. Poza tym byłem tam przecież ja i troszczyłem się o wszystko. Berry od początku wiedział, że czuwam nad każdym detalem i nigdy nie pojawiał się na nagraniach.
Te pierwsze sesje są cennymi wspomnieniami. Moje marzenie stawało się prawdą, wiele radości sprawiała praca w Crystal Sound. To słychać na albumie. Michael ciągle biegał po okolicy albo bawił się w kącie studia, a kiedy była jego kolej musieliśmy go szukać i znajdowaliśmy go chichoczącego pod pulpitem mikserskim. Był szczęśliwym dzieckiem. Poza tym był jeszcze taki mały, że nie dosięgał mikrofonu, nawet gdy ten był ustawiony w najniższej pozycji. Żeby temu zaradzić, przyniosłem skądś skrzynkę, postawiłem ją przed mikrofonem i Michael śpiewał na niej swoją piosenkę. Nigdy wcześniej tak mały chłopiec nie śpiewał w tym studio. Żeby nie tracić programu szkolnego, zatrudniliśmy dla chłopców nauczyciela; towarzyszył nam również podczas tournee.
Trzydzieści lat później odwiedziłem Andy'ego w Crystal Sound. Wszystkie ściany pokryte były wspomnieniami o Jacksonach. Nikt nie mógł powiesić na ścianie czegoś innego- cała powierzchnia była zarezerwowana dla Jacksonów.
Andy bardzo się ucieszył widząc mnie. "Joe! Gdzieś ty się tak długo podziewał?"- krzyknął ze łzami radości, które płynęły mu po policzkach.
Pytał mnie o moich chłopców i mówił jak bardzo mu ich brakuje i jak chętnie by ich jeszcze zobaczył i z nimi porozmawiał. Nie miałem pojęcia że zostawili po sobie takie wrażenie. W Kalifornii wszystko przebiegało szybko, ciężko było każdego zapamiętać. Po tak długim czasie przekonałem się jak dobrym przyjacielem był Andy.
Parę miesięcy później w końcu mogła przyjechać reszta rodziny. To znaczy wszyscy, poza Rebbie. Ona w międzyczasie wyszła za mąż i przeniosła się z mężem do Kentucky. Moim zdaniem w wieku 18 lat była jeszcze za młoda na małżeństwo i byłem temu przeciwny, ale oczywiście byłem na ślubie- w końcu byłem jej ojcem.
W każdym bądź razie Katherine z resztą dzieci jechała do Kalifornii, a ja z chłopcami nie mogłem się ich doczekać. Pojechałem z moim kierowcą na lotnisko żeby odebrać Katherine, Janet, Randy i La Toyę i zawieźć ich do domu na wzgórzach Hollywood, który wynajął dla nas Berry. Możecie sobie wyobrazić zdziwienie Katherine, gdy otworzyła nam strasznie szczupła młoda kobieta w kolorowej, wzorzystej minisukience na ramiączkach. Powinienem uprzedzić Katherine, że spotka Dianę Ross. Moja żona powiedziała mi później, że poczuła się jak prostaczka, gdy stanęła naprzeciw Diany z jej długimi sztucznymi rzęsami, jasno wymalowanymi ustami i wyglądem Go-Go-Girls. Katherine nie była zbyt szykownie ubrana, w końcu była po długiej podróży z małymi dziećmi, a teraz stała w naszym nowym domu przed największą gwiazdą Motown. Nie okazała jednak zakłopotania i pozwoliła Dianie pokazać sobie dom.
Przeprowadzka do Kalifornii
Nasze przenosiny do Kalifornii następowały powoli. Jak większość artystów, którzy byli nowi w branży, mieszkaliśmy na początku w tanich motelach. Minęło wiele lat zanim mogliśmy mieszkać w takich hotelach jak Ritz. Wtedy artyści Motown jeszcze za wszystko płacili sami. Najpierw Berry lokował nas w Tropicanie, potem przenieśliśmy się do Hollywood Motel, który też nie był najlepszy.
Ale ja miałem moje wielkie marzenie i koncentrowałem się na pracy z moimi synami. Katherine na początku musiała pozostać w Gary, żeby zajmować się pozostałymi dziećmi. Po raz pierwszy podczas naszego małżeństwa musieliśmy się rozstać- co było oczywiście dla mnie ciężkie. Żadnemu z nas nie przyszło łatwo zostawić dotychczasową rodzinę. Brakowało mi przede wszystkim nocnych rozmów z moją żoną, ale ponieważ byłem zdecydowany doprowadzić moich chłopców do sukcesu, pogodziłem się z tym, co nieuniknione.
Pierwszym studiem nagrań, w którym pracowaliśmy w Los Angeles było Crystal Sound Studio. Podczas niekończących się sesji obecnych było zazwyczaj tylko osiem osób: producent Bobby Taylor, technik dźwięku Andy, który ze swoimi rudymi włosami i zdrową cerą wyglądał niczym boy next door (wieczny chłopiec), moich pięciu synów i ja. Bez odpoczynku pracowaliśmy nad pierwszym albumem zespołu.
Gdy parę lat później emitowano miniserię ABC o naszej rodzinie, dziwnym trafem w pewnej scenie pojawia się w studio Berry, który wyjaśnia Michaelowi jak powinien śpiewać "I'll Be There". W rzeczywistości to się nigdy nie wydarzyło. Berry zlecił to w L.A. Halowi Davisowi, który przyjechał i wyprodukował piosenkę. Michael wiedział dokładnie jak ma ją śpiewać i znał swój tekst. Poza tym byłem tam przecież ja i troszczyłem się o wszystko. Berry od początku wiedział, że czuwam nad każdym detalem i nigdy nie pojawiał się na nagraniach.
Te pierwsze sesje są cennymi wspomnieniami. Moje marzenie stawało się prawdą, wiele radości sprawiała praca w Crystal Sound. To słychać na albumie. Michael ciągle biegał po okolicy albo bawił się w kącie studia, a kiedy była jego kolej musieliśmy go szukać i znajdowaliśmy go chichoczącego pod pulpitem mikserskim. Był szczęśliwym dzieckiem. Poza tym był jeszcze taki mały, że nie dosięgał mikrofonu, nawet gdy ten był ustawiony w najniższej pozycji. Żeby temu zaradzić, przyniosłem skądś skrzynkę, postawiłem ją przed mikrofonem i Michael śpiewał na niej swoją piosenkę. Nigdy wcześniej tak mały chłopiec nie śpiewał w tym studio. Żeby nie tracić programu szkolnego, zatrudniliśmy dla chłopców nauczyciela; towarzyszył nam również podczas tournee.
Trzydzieści lat później odwiedziłem Andy'ego w Crystal Sound. Wszystkie ściany pokryte były wspomnieniami o Jacksonach. Nikt nie mógł powiesić na ścianie czegoś innego- cała powierzchnia była zarezerwowana dla Jacksonów.
Andy bardzo się ucieszył widząc mnie. "Joe! Gdzieś ty się tak długo podziewał?"- krzyknął ze łzami radości, które płynęły mu po policzkach.
Pytał mnie o moich chłopców i mówił jak bardzo mu ich brakuje i jak chętnie by ich jeszcze zobaczył i z nimi porozmawiał. Nie miałem pojęcia że zostawili po sobie takie wrażenie. W Kalifornii wszystko przebiegało szybko, ciężko było każdego zapamiętać. Po tak długim czasie przekonałem się jak dobrym przyjacielem był Andy.
Parę miesięcy później w końcu mogła przyjechać reszta rodziny. To znaczy wszyscy, poza Rebbie. Ona w międzyczasie wyszła za mąż i przeniosła się z mężem do Kentucky. Moim zdaniem w wieku 18 lat była jeszcze za młoda na małżeństwo i byłem temu przeciwny, ale oczywiście byłem na ślubie- w końcu byłem jej ojcem.
W każdym bądź razie Katherine z resztą dzieci jechała do Kalifornii, a ja z chłopcami nie mogłem się ich doczekać. Pojechałem z moim kierowcą na lotnisko żeby odebrać Katherine, Janet, Randy i La Toyę i zawieźć ich do domu na wzgórzach Hollywood, który wynajął dla nas Berry. Możecie sobie wyobrazić zdziwienie Katherine, gdy otworzyła nam strasznie szczupła młoda kobieta w kolorowej, wzorzystej minisukience na ramiączkach. Powinienem uprzedzić Katherine, że spotka Dianę Ross. Moja żona powiedziała mi później, że poczuła się jak prostaczka, gdy stanęła naprzeciw Diany z jej długimi sztucznymi rzęsami, jasno wymalowanymi ustami i wyglądem Go-Go-Girls. Katherine nie była zbyt szykownie ubrana, w końcu była po długiej podróży z małymi dziećmi, a teraz stała w naszym nowym domu przed największą gwiazdą Motown. Nie okazała jednak zakłopotania i pozwoliła Dianie pokazać sobie dom.
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
cd rozdz 17
Krótko po swoim przejeździe do Kaliforni Katherine odkryła w mieście sklep, w którym można było tanio kupić materiały i oczywiście wzięła się znowu za szycie kostiumów dla zespołu. Zdenerwowało mnie, gdy później oglądałem w miniserialu scenę, w której Suzanne dePasse szukała dla chłopców ubrań. Tak wcale nie było, ale Motown tak chciało to przedstawić. To mama chłopców troszczyła się o ich wygląd i ten fakt po prostu pominięto.
W ogóle rola Suzanne w karierze moich synów została w miniserialu mocno wyolbrzymiona, ale przecież to ona była jego współproducentem. Jest tam scena, w której Suzanne ćwiczy z naszymi synami każdy krok. Nad tym ich matka i ja spędziliśmy w Gary tysiące godzin. Poza tym chciałbym oznajmić, że to ja zrobiłem z Michaela znanego w świecie steppera i Michael opanował sposób poruszania na długo zanim w ogóle poznał Suzanne.
Lubi się tworzyć takie historyjki, że młoda kobieta wprowadziła chłopców w świat tańca, ale każdy kto widział występ moich synów, zanim byli w Motown dobrze wie, że już wtedy wszystko potrafili.
Michael Jackson w Encino
Wróćmy jednak do naszej opowieści. Po tym jak nagraliśmy nasz pierwszy album, zamieszkaliśmy w domu na wzgórzach na Queens Road w Hollywood. Pewnego gorącego dnia w 1968 r nigdy nie zapomnę. To był już listopad, jednak lato, które wyjątkowo suche jeszcze trwało. Byłem w domu, a Michael bawił się na zewnątrz w basenie. Nagle wrzasnął przeraźliwie i błyskiem wpadł do domu. Z rozszerzonymi źrenicami przypadł dysząc do mnie.
- Co się stało?- spytałem.
- Zobaczyłem w basenie ogromnego grzechotnika- wyrzucił z siebie.
Sąsiedzi ostrzegali nas już od jakiegoś czasu, że grzechotniki ze wzgórz przemieszczają się na zamieszkałe tereny, ponieważ brakuje wody- ale że pojawią się tak blisko domu, w życiu nie przypuszczałem. Powiedziałem naszemu kierowcy, żeby wziął broń i go zastrzelił.
- Nie strzelę do grzechotnika- mamrotał Jack- Jeszcze mnie ukąsi.
No więc sam złapałem za strzelbę i poszedłem szukać węża. Pełzł właśnie między krzakami, gdy nadchodziłem od drzwi werandy. Zdecydowany przeczesywałem krzaki aż go znalazłem i naszpikowałem ołowiem.
Po tym nie chciałem mieszkać już w tej okolicy i zleciłem pośrednikowi poszukanie czegoś innego. Znaleźliśmy ładny majątek obok Los Angeles w Encino, który mi się spodobał. Leżał nieco na uboczu od drogi i miał długi podjazd, co było korzystne, ponieważ fani nie mogli dochodzić bezpośrednio do drzwi domu. San Fernado Valley była cicha i sielska, a Encino było wystarczająco daleko od zagrożeń i problemów wielkiego miasta Los Angeles. Tutaj nasze dzieci mogły chodzić do dobrej szkoły i mogliśmy prowadzić ciche i spokojne życie.
Kupiłem ten dom i przenieśliśmy się do Encino. Zanim został przebudowany zgodnie z naszymi potrzebami, mieszkaliśmy parę miesięcy w mieszkaniu w pobliżu. W maju 1971 przejęliśmy w końcu nasz nowy dom.
Krótko po tym nasza sąsiadka, z którą byliśmy w dobrych stosunkach ostrzegła nas, że sąsiedzi wystosowali petycję, która miała nas zmusić do wyprowadzki. Obawiali się, że ich spokój zostanie naruszony, bo uważali, że nasi fani będą uciążliwie. To było nie fair, gdyż w dolinie mieszkało sporo gwiazd filmowych, na których fanów nikt nie narzekał. Ale oni byli biali.
Nasza sąsiadka odmówiła podpisania tej petycji i nagle wszyscy się do nas przekonali. Nikt już nie myślał o tym, żeby nas wysiedlić i mogliśmy zostać.
W ogóle rola Suzanne w karierze moich synów została w miniserialu mocno wyolbrzymiona, ale przecież to ona była jego współproducentem. Jest tam scena, w której Suzanne ćwiczy z naszymi synami każdy krok. Nad tym ich matka i ja spędziliśmy w Gary tysiące godzin. Poza tym chciałbym oznajmić, że to ja zrobiłem z Michaela znanego w świecie steppera i Michael opanował sposób poruszania na długo zanim w ogóle poznał Suzanne.
Lubi się tworzyć takie historyjki, że młoda kobieta wprowadziła chłopców w świat tańca, ale każdy kto widział występ moich synów, zanim byli w Motown dobrze wie, że już wtedy wszystko potrafili.
Michael Jackson w Encino
Wróćmy jednak do naszej opowieści. Po tym jak nagraliśmy nasz pierwszy album, zamieszkaliśmy w domu na wzgórzach na Queens Road w Hollywood. Pewnego gorącego dnia w 1968 r nigdy nie zapomnę. To był już listopad, jednak lato, które wyjątkowo suche jeszcze trwało. Byłem w domu, a Michael bawił się na zewnątrz w basenie. Nagle wrzasnął przeraźliwie i błyskiem wpadł do domu. Z rozszerzonymi źrenicami przypadł dysząc do mnie.
- Co się stało?- spytałem.
- Zobaczyłem w basenie ogromnego grzechotnika- wyrzucił z siebie.
Sąsiedzi ostrzegali nas już od jakiegoś czasu, że grzechotniki ze wzgórz przemieszczają się na zamieszkałe tereny, ponieważ brakuje wody- ale że pojawią się tak blisko domu, w życiu nie przypuszczałem. Powiedziałem naszemu kierowcy, żeby wziął broń i go zastrzelił.
- Nie strzelę do grzechotnika- mamrotał Jack- Jeszcze mnie ukąsi.
No więc sam złapałem za strzelbę i poszedłem szukać węża. Pełzł właśnie między krzakami, gdy nadchodziłem od drzwi werandy. Zdecydowany przeczesywałem krzaki aż go znalazłem i naszpikowałem ołowiem.
Po tym nie chciałem mieszkać już w tej okolicy i zleciłem pośrednikowi poszukanie czegoś innego. Znaleźliśmy ładny majątek obok Los Angeles w Encino, który mi się spodobał. Leżał nieco na uboczu od drogi i miał długi podjazd, co było korzystne, ponieważ fani nie mogli dochodzić bezpośrednio do drzwi domu. San Fernado Valley była cicha i sielska, a Encino było wystarczająco daleko od zagrożeń i problemów wielkiego miasta Los Angeles. Tutaj nasze dzieci mogły chodzić do dobrej szkoły i mogliśmy prowadzić ciche i spokojne życie.
Kupiłem ten dom i przenieśliśmy się do Encino. Zanim został przebudowany zgodnie z naszymi potrzebami, mieszkaliśmy parę miesięcy w mieszkaniu w pobliżu. W maju 1971 przejęliśmy w końcu nasz nowy dom.
Krótko po tym nasza sąsiadka, z którą byliśmy w dobrych stosunkach ostrzegła nas, że sąsiedzi wystosowali petycję, która miała nas zmusić do wyprowadzki. Obawiali się, że ich spokój zostanie naruszony, bo uważali, że nasi fani będą uciążliwie. To było nie fair, gdyż w dolinie mieszkało sporo gwiazd filmowych, na których fanów nikt nie narzekał. Ale oni byli biali.
Nasza sąsiadka odmówiła podpisania tej petycji i nagle wszyscy się do nas przekonali. Nikt już nie myślał o tym, żeby nas wysiedlić i mogliśmy zostać.
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Joseph Jackson - Die Jacksons
Monika, a więc nie zapominasz o nas:)Dziękuję i z nadzieją oczekuję na c.d.
Nibylandia Michaela Jacksona
http://mojeblogowanie-michaelina.blogspot.com/
http://mojeblogowanie-michaelina.blogspot.com/
cd rozdz 17
Postanowiłem za domem wybudować studio nagraniowe. Randy, nasz najmłodszy, przebywał w tym czasie prawie wyłącznie w ogrodzie, ale wkrótce przeniósł się do tego studio. Pewnego dnia odkryliśmy, że nagrał całkiem sam trzy fajne piosenki. Napisał tekst, zaśpiewał i zagrał na wszystkich instrumentach. To brzmiało całkiem dobrze i stwierdziliśmy, że Randy naprawdę zasługuje na swoje miejsce w Jackson 5.
I tak został szóstym członkiem grupy. Pozostaliśmy jeszcze przy nazwie Jackson 5, ponieważ byliśmy na całym świecie znani właśnie pod tą nazwą. Później nazywaliśmy się po prostu The Jacksons.
Pierwszy występ Randy’ego na koncercie był pełnym sukcesem. Przy aplauzie publiczności przedstawił swój układ taneczny, a potem wrócił do swoich kongo. Miał naturalną, ekspresyjną prezencję sceniczną i doskonale pasował do naszej grupy. Po mojej twarzy płynęły łzy radości i dumy, gdy go oglądałem.
Chciałbym też powiedzieć parę słów o Marlonie. Bardzo szybko stało się dla mnie jasne jak ciężko pracuje. Michael pracował wprawdzie też ciężko, ale on miał naturalny talent. Natomiast Marlon obserwował chłopców i zawsze chciał być lepszy. Doskonalił się jako artysta i był lepszy od każdego z moich synów, jeśli pominiemy kunszt taneczny Michaela. Odgrywał dużą rolę w zespole, był przy tym niezależny i miał swoje pomysły. Tak jak Tito, interesował się zagadnieniami biznesu i uważnie słuchał co inni mają do powiedzenia.
Michael & Janet, lata 70.
Im chłopcy byli starsi, tym mniej musiałem ich przymuszać do ćwiczeń i nauki czegoś nowego. Tak często występowali, że stali się doświadczonymi artystami.
W końcu nadszedł ten dzień kiedy mogłem pomyśleć o moich córkach. Ponieważ chłopcy osiągnęli sukces, pomyślałem, żeby Rebbie, Janet i La Toya stworzyły zespół dziewczęcy. Postanowiłem wprowadzić pomysł w życie. W studio przygotowaliśmy dla nich parę piosenek, a ja zacząłem je wdrażać jak powinny się zachowywać na scenie. Nie były złe, ale to nie było to co sobie wyobrażałem. Było mi trudniej pracować z dziewczynkami, niż chłopcami. Rebbie była już zamężna i miała pełne ręce roboty ze swoją trójką dzieci, a La Toya i Janet ciągle gdzieś się włóczyły z przyjaciółmi. Bardzo rzadko udawało mi się zgromadzić wszystkie trzy, żeby odbywać próby. Pokazywałem im, że mogłyby stworzyć tak samo dobrą grupę jak ich bracia, ale one marszczyły tylko nos. Musiałem więc znaleźć inny sposób żeby przekazać im doświadczenie sceniczne.
W tym czasie dostawałem wiele ofert dla Jackson 5 z Las Vegas. Postanowiłem pojechać tam ze wszystkimi dziećmi. Zaangażowałem najlepszego producenta w Vegas, dzieci miały odbywać próby przez trzy miesiące. Motown oczywiście natychmiast dowiedziało się o naszych planach i poinformowało mnie, że nie wspierać naszego show. Dzieci miały w Las Vegas mały sukces. Nie wspierali nas również reklamowo.
Ich reakcja spowodowała, że coraz bliższy byłem decyzji, by pokazać coś zupełnie innego na scenie. Chciałem pokazać wszystkim, że nie tylko moi synowie mają talent, ale że wszystkie moje dzieci razem potrafią stworzyć wspaniałe show na scenie.
I tak został szóstym członkiem grupy. Pozostaliśmy jeszcze przy nazwie Jackson 5, ponieważ byliśmy na całym świecie znani właśnie pod tą nazwą. Później nazywaliśmy się po prostu The Jacksons.
Pierwszy występ Randy’ego na koncercie był pełnym sukcesem. Przy aplauzie publiczności przedstawił swój układ taneczny, a potem wrócił do swoich kongo. Miał naturalną, ekspresyjną prezencję sceniczną i doskonale pasował do naszej grupy. Po mojej twarzy płynęły łzy radości i dumy, gdy go oglądałem.
Chciałbym też powiedzieć parę słów o Marlonie. Bardzo szybko stało się dla mnie jasne jak ciężko pracuje. Michael pracował wprawdzie też ciężko, ale on miał naturalny talent. Natomiast Marlon obserwował chłopców i zawsze chciał być lepszy. Doskonalił się jako artysta i był lepszy od każdego z moich synów, jeśli pominiemy kunszt taneczny Michaela. Odgrywał dużą rolę w zespole, był przy tym niezależny i miał swoje pomysły. Tak jak Tito, interesował się zagadnieniami biznesu i uważnie słuchał co inni mają do powiedzenia.
Michael & Janet, lata 70.
Im chłopcy byli starsi, tym mniej musiałem ich przymuszać do ćwiczeń i nauki czegoś nowego. Tak często występowali, że stali się doświadczonymi artystami.
W końcu nadszedł ten dzień kiedy mogłem pomyśleć o moich córkach. Ponieważ chłopcy osiągnęli sukces, pomyślałem, żeby Rebbie, Janet i La Toya stworzyły zespół dziewczęcy. Postanowiłem wprowadzić pomysł w życie. W studio przygotowaliśmy dla nich parę piosenek, a ja zacząłem je wdrażać jak powinny się zachowywać na scenie. Nie były złe, ale to nie było to co sobie wyobrażałem. Było mi trudniej pracować z dziewczynkami, niż chłopcami. Rebbie była już zamężna i miała pełne ręce roboty ze swoją trójką dzieci, a La Toya i Janet ciągle gdzieś się włóczyły z przyjaciółmi. Bardzo rzadko udawało mi się zgromadzić wszystkie trzy, żeby odbywać próby. Pokazywałem im, że mogłyby stworzyć tak samo dobrą grupę jak ich bracia, ale one marszczyły tylko nos. Musiałem więc znaleźć inny sposób żeby przekazać im doświadczenie sceniczne.
W tym czasie dostawałem wiele ofert dla Jackson 5 z Las Vegas. Postanowiłem pojechać tam ze wszystkimi dziećmi. Zaangażowałem najlepszego producenta w Vegas, dzieci miały odbywać próby przez trzy miesiące. Motown oczywiście natychmiast dowiedziało się o naszych planach i poinformowało mnie, że nie wspierać naszego show. Dzieci miały w Las Vegas mały sukces. Nie wspierali nas również reklamowo.
Ich reakcja spowodowała, że coraz bliższy byłem decyzji, by pokazać coś zupełnie innego na scenie. Chciałem pokazać wszystkim, że nie tylko moi synowie mają talent, ale że wszystkie moje dzieci razem potrafią stworzyć wspaniałe show na scenie.
I close my eyes
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken
Just to try and see you smile one more time...
All my dreams are broken